- W empik go
Fraszki, niefraszki i piosenki z dodatkiem prozy - ebook
Fraszki, niefraszki i piosenki z dodatkiem prozy - ebook
Michał Malawski - rocznik 1960, warszawiak od urodzenia, autor zbioru opowiadań "Widok z góry" (Goneta 2013) i zbioru wierszy "Analiza" (Goneta 2014).
Niniejsza publikacja zawiera jego satyryczne drobne utwory, które - choć napisane nierzadko kilka dobrych lat temu - całkiem nieźle opisują dzisiejszą rzeczywistość.
Czytelnik znajdzie pośród nich także trochę tekstów lirycznych, osobistych, refleksyjnych.
Słowa do melodii znanych zagranicznych piosenek nie są przekładami.
Wszystkie utwory z tego zbioru wydawnictwa E-bookowo składają się na kolejny portret ich autora.
Kategoria: | Poezja |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7859-955-5 |
Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Imieniny
Goście przyszli, nie zawiedli,
stół obsiedli, pili, jedli,
urządzili przegląd prasy,
opłakali stan swej kasy,
powiesili psy na rządzie,
ciut stracili na wyglądzie,
obstawali przy swej racji,
korzystali z ubikacji,
wyszli chwiejnym nieco krokiem...
identycznie, jak przed rokiem.
Dzieci dzieciom
Dzieci dzieciom w czas dzieciństwa
robią nieraz straszne świństwa.
Pani za to dzieci łaje,
lecz niektórym to zostaje.
Które bardziej jest w tym sprawne,
wyżej zajdzie, będzie sławne.
Alicja 2004
Pod postacią przepięknej kobiety
Przybył przybysz z nieznanej planety.
Nie rozumie po ludzku ni słowa,
Po swojemu próbuje gardłować.
Ogromnymi, bystrymi oczami
Śledzi wszystko, co wokół się dzieje.
Macha sobie, czy grozi pięściami?
Nie wiem – ze mnie, czy do mnie się śmieje?
Kiedyś stopą grunt ziemski namaca,
Powie wtedy, co myśli, co czuje -
- szczerą prawdę, co tylko wzbogaca:
Stary bałwan, a jednak mój wujek!
Odyseja Kosmiczna 2006
Klaptopem marki Toshiba
potrząsam, jak małpa kością...
Trrrach! Pryska znienacka szyba
w gablocie z NOWOCZESNOŚCIĄ.
Apteka domowa
Wy, szczękający zębami,
przewiani zimy wiatrami,
do których was wystawiono,
wódeczki wy nie stosujcie!
Ona kosztuje zbyt słono.
Nic tak nie doda wam zdrówka,
jak prosty cukierek „krówka”.
Starość
Gdy człek starość ma na karku
Potęguje się w nim smarkul.
Wytarmosić go za uszka
i nakrzyczeć - nie uchodzi.
Nie ma sankcji na staruszka.
Nie próbujcie tego, młodzi!Wiersze świąteczne
Wiersz wielkanocny
Pod baziami, na obrusie, w wielkanocny ranek,
cudne, świeże się spotkały baby lukrowane.
Cisza wokół, żadnych petard, zwyczaj ten upada,
za to baby nadzwyczajne - zmysłów kanonada!
Zapachniały nam wanilią, faliście przystojne,
skórką z wonnej pomarańczy tu i ówdzie strojne.
Każda ma tam jakieś wnętrze bardzo zagadkowe,
kto wie - może z rodzynkami, może kakaowe?
Cały stół swój akces zgłosił do przepysznej sprawy:
długi szpaler filiżanek, dzbanek czarnej kawy,
(trochę tu ni w pięć, ni w dziewięć) kiełbas spory wianek,
kostka masła, plastry szynki i słoiczek z chrzanem;
spodek z jajkiem gotowanym, w ćwiartki pokrojonym,
z żółtkiem w modnym wiosną bardzo odcieniu zielonym.
Mazur w poprzek sobie leży, wieśniak bez ogłady,
ciut kanciasty, ale słodki, z warstwą marmolady.
Wśród pisanek baran z cukru - ten się trzyma z boku,
ma on swoje doświadczenie z ubiegłego roku.
Stół - zjawisko! Jeść czy patrzeć - waham się bez końca.
W tle za oknem świat odżywa pod dotknięciem słońca...
Raptem Händel „Alleluja” gruchnął gdzieś za ścianą
i dopełnił obraz dźwiękiem w to świąteczne rano.Piosenki
Kolejny dzień
(na melodię piosenki „Another day” P. McCartney’a)
Spałem, śniłem, że na krańce świata aż trafiłem.
Miejsca nie zagrzałem, pestką z procy powróciłem
w dzień, ten mój kolejny dzień.
Szybko się pozbieram,
szybko złapię rytm.
Serce swe otwieram
- będą goście!
Ktoś idzie już przez sień!
Otworzyłem zatem oczy na ten kraj uroczy.
Z czym też do mnie przyjdzie, czy mnie znowu czymś zaskoczy
dzień, mój całkiem nowy dzień?
tup, tup, tup, tup, puk, puk!
Och wstawaj, nie bądź leń!
puk, puk, puk, puk, puk, puk!
To twój kolejny dzień!
To ty? Ech ty! Znowu te twoje łzy!
Na ustach znów grymas zły
i zarzut do losu, że z ciebie kpi.
Nie, nie, nie, po trzykroć nie!
Dosyć już, proszę cię!
Z życiem brać się za bary trzeba!
Uśmiech, to stary lek.
Opatrzyłem cudze rany, łzami ochlapany,
kosz na obce śmieci, wiecznie nimi zasypany,
pień - dla kóz pochyły pień.
Muszę się pozbierać,
znowu złapać rytm.
Serce czas otwierać
- idę w goście!
Przede mną cały dzień!
Zaraz wyjdę na ulicę, uśmiech tam przemycę.
Przyda się na pewno, już ja znam tę okolicę,
cień - na ludzkich twarzach cień.
puk, puk, puk, puk, puk, puk!
Hej Świecie, zmień się zmień!
puk, puk, puk, puk, puk, puk!
Mój Kraju, zmień się, zmień!
Co rusz ktoś zły warczy i szczerzy kły.
Z ust podkowa, skurcz brwi
i zarzut do losu - że drwi, że kpi...
Nie, nie, nie! Zróbcie coś z tym!
Co to jest?! Co za styl!
W życiu fason wciąż trzymać trzeba!
Uśmiech, to dobry lek!
Powróciłem znów pod wieczór tu, skąd wyruszyłem.
Po łbie oberwałem, świata znów nie naprawiłem.
Cóż, wszak jutro też jest dzień!
Czyż nie? Powiedzcie, że
„to będzie dobry dzień”,
a będzie dobry dzień.
A będzie piękny dzień!