Gawędy mojego Anioła Stróża - ebook
Gawędy mojego Anioła Stróża - ebook
Pandemia koronawirusa sprawiła, że wielu ludzi doświadczyło przymusowej izolacji. Zamknięci w domach w różny sposób reagowali na to, co się dzieje wokół nich. Przyszedł czas nie tylko na dostosowanie się do nowej rzeczywistości, ale i na refleksję. Jedną z poddanych kwarantannie osób była Małgosia. Samotna w swoich czterech kątach, ale nie osamotniona, bowiem tkwił przy niej Anioł Stróż, zaczęła prowadzić z nim rozmowy o życiu. Czym jest Wszechświat? Jakie jest znaczenie Energii? Po co powstał człowiek i jaka jest jego rola wobec całości Istnienia? „Gawędy mojego Anioła Stróża” to próba odpowiedzi na te i wiele innych pytań. Jesteśmy dziećmi Wszechświata, nasączonymi Wiarą, Nadzieją i Miłością. Nauczmy się z nich czerpać. Odnajdźmy swe wewnętrzne światło.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66533-63-9 |
Rozmiar pliku: | 4,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Wstawał trzeci dzień kwarantanny, a ja? A ja już (sic!) miałam dość siedzenia w domu i kręcenia się jak pies za własnym ogonem. Miałam dość pozytywnego myślenia i wdzięczności. Bo, prawdę mówiąc, za co miałam być wdzięczna? Za konto, które niechybnie opustoszeje, bo mieszkać, palić i jeść muszę? Za przymusowe bezrobocie? Za odległe jutro? Za niepewność, czy jestem w grupie ryzyka czy nie? A jeśli tak, to czy pisana mi śmierć przez uduszenie się? Tak, tak, wiem, co wszyscy powiedzą. Strach na własne życzenie, bo przecież kopcę od piętnastego roku życia. Ale prędzej spodziewałabym się raka płuc niż korony, która może mnie wykończyć szybciej niż jakakolwiek ustawa przewiduje.
Do tego jeszcze poranek był ponury, jakby słońce wyczerpało limit promieni i musiało się zregenerować, w zastępstwie wysyłając deszcz. A ponieważ żyję w jego rytm, słońca oczywiście, obraziłam się maksymalnie. Nie zrobiłam gimnastyki, nie poszłam pod prysznic, nie zaczęłam żyć jak człowiek. Zakopałam się w łóżku, obstawiona żarciem, żebym nie musiała za dużo chodzić. Wystarczyło, że musiałam wstawać na palenie i sikanie. Nie wzięłam do ręki żadnej mądrej książki typu _Jak poradzić sobie z COVID-19_, bo takowa nie powstała. Dziwne. Nikt jeszcze nie ma dobrej rady? A może drukarnie też nie pracują? Nieważne. Nie wzięłam do ręki książki, nie włączyłam żadnego filmu, a podobno można je teraz oglądać za darmochę. Nie, wzięłam do ręki telefon i włączyłam fejsa. Wiedziałam, że mogę liczyć na użytkowników i nie zawiodłam się! Każdy, a na pewno większość „każdych”, udostępniał informacje i artykuły z koroną w tle. Jeszcze radio przełączyłam na polską stację. Wiedziałam, że i tu temat będzie wałkowany w tę i z powrotem. Tak więc, usadowiona w barłogu, przetrwałam pod znakiem wirusa cały dzień. Trochę czytałam, trochę spałam, trochę płakałam, trochę klęłam, rzucałam w przestrzeń pytanie „dlaczego?”, wiedząc, że nie ma na nie odpowiedzi, ale co tam! Nikt mi nie będzie mówił, jakie pytania zadawać.
Domowników widziałam rzadko. Starałam się wychodzić na papierosa, gdy nikogo w kuchni nie było, ale czasem trafiałam na kogoś i wzbudzałam zdziwienie. Pierwszy raz od prawie dwóch lat, czyli od momentu, gdy tu zamieszkałam, widzieli mnie w szlafroku w ciągu dnia. Ale nie odzywali się. Chyba moja twarz nie nastrajała do sympatycznej konwersacji.
Nadszedł wieczór, gdy ukołysana płaczem zasnęłam na dobre. Obudziło mnie coś. Instynkt? Może. Na ścianie pojawiały się refleksy samochodów przejeżdżających przez autostradę. Co prawda podwójne okno nie przepuszcza hałasu, ale nic nie zawiesiłam na bocznych okienkach, więc bywam „oświecona”. W blasku kolejnego reflektora coś mignęło po prawej stronie. Zagotowałam się ze złości. To mój pokój! I nikt nie ma prawa naruszać mojej prywatności! Usiadłam gotowa do zrobienia karczemnej awantury i zdębiałam. To nie był nikt z domowników. Na małej sofie siedział... Włączyłam lampkę. Niby przypominał człowieka, ale był zbyt rozmazany. A, okulary! Owszem, po nałożeniu drugich oczu wzrok mi się poprawił, ale to nadal było rozmazane.
Padłam na poduszkę i złapałam Łapacza Snów, którego cały czas noszę na szyi. Taki ozdobny wisiorek, ale do tej pory spełniał swoje zadania. Nawet jeśli coś mi się śniło, skutecznie wyłapywał koszmary, zanim do mnie doszły.
– Obiecałeś, że nie będzie snów na jawie! – Pretensja w moim głosie była może zbyt agresywna, ale czułam się oszukana.
– Jeszcze myślisz, że to sen? – Głos z boku był nawet przyjemny dla ucha, ale trochę dziwny.
Postanowiłam nie reagować. Zamknęłam oczy, licząc na to, że przejdę w kolejną fazę snu, w której Łapacz Snów wróci do roboty, ale chichot dobiegający z boku zburzył moje nadzieje. Zerwałam się ponownie, tym razem oburzona.
– Jak śmiesz? – zawołałam. – Wdarłeś się bez pozwolenia w mój sen i pewnie przekupiłeś Łapacza, żeby przymknął oczy. Do tego jeszcze się śmiejesz? Wynoś się stąd! Nie życzę sobie twojego towarzystwa i szlus! – powiedziałam wyniośle i ręką pokazałam drzwi.
Zachichotał głośniej, po czym zaszumiał dziwnie, stanął i zobaczyłam go w całej okazałości! Z białymi skrzydłami!!!
– Nigdzie nie idę – powiedział dobitnie. – Jestem twoim aniołem stróżem i muszę tu być, czy mi się podoba, czy nie.
Uszczypnęłam się. Zabolało. Spojrzałam na zegar. Dochodziła dwudziesta trzecia. Wszyscy domownicy pewnie spali, ale nie było wyjścia. „Muszę zapalić – pomyślałam – muszę, choćby nie wiem co!”.
– Nigdy nie palisz o tej porze – powiedział gość – dlaczego teraz musisz? A później znów będziesz się zastanawiała, czy jesteś w grupie ryzyka.
Nabrałam powietrza i po chwili je wypuściłam ze świstem.
– Skąd? To? Wiesz? – spytałam groźnie.
– Ale co?
– Co pomyślałam!
– Już mówiłem. Jestem twoim aniołem stróżem i wiem o tobie wszystko – powiedział skromnie.
Całodzienny żal nagle eksplodował.
– Taaak? A gdzie byłeś przez te wszystkie lata, co? Gdy życie rozwalało mi się tak, że tylko gruzy zostawały? Gdy byłam sama, samotna i nieszczęśliwa? Gdy musiałam zostawić wszystko, co kochałam i wyjechać tutaj? Też byłeś koło mnie? I co zrobiłeś dla mnie dobrego? – Byłam bliska furii, ale zamiast wybuchnąć, rozpłakałam się. – Nigdy cię nie było, zawsze sama, bez pomocy i opieki – użalałam się nad sobą.
– Cały czas byłem z tobą – stwierdził sucho – i podpowiadałem ci, co zrobić, ale ty i tak robiłaś wszystko po swojemu – wzruszył ramionami. – A najlepszym dowodem mojej pomocy jest to, że wylądowałaś tutaj, a nie dwa metry pod ziemią. A chciałaś, pamiętasz?
Zatkało mnie na tyle, że przestałam płakać. Siąknęłam nosem, żeby nie było, że się całkiem poddaję.
– To czemu teraz się pojawiłeś? – zaatakowałam znów. – Przecież bywałam w gorszych sytuacjach!
– Nie – powiedział łagodnie. – Do tej pory radziłaś sobie ze wszystkim, bo byłaś aktywna. Mogłaś coś zrobić. Dziś jesteś uwięziona w domu jak wszyscy i to jest twój najgorszy czas. I wcale nie dlatego, że możesz być w grupie ryzyka.
– To jednak jestem? – wychwyciłam to, co chciałam usłyszeć.
– Tego nie powiedziałem – wykręcił się. – Możesz być, o czym sama wiesz. Ale, pomijając tę kwestię, masz w sobie większe zagrożenie.
– Ja? – Udawałam zdziwienie, bo przecież wiedziałam, o czym mówi.
– Nie udawaj – powiedział surowo. – Zapomniałaś, że wiem o tobie wszystko? Co myślisz, też wiem.
– No ożeż k... – nie dokończyłam, ale i tak wiedział, co miałam na myśli.
– Przeklnij, nie przeszkadza mi to – uśmiechnął się kpiąco. – Od jakiegoś czasu nie żałujesz sobie. I jeszcze uczysz kolegów z pracy.
Czułam, że się czerwienię.
– No nie, to jest nie do wytrzymania! – jednak wybuchłam. – Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek znał moje myśli! I wiedział o mnie wszystko!
Położył palec na ustach.
– Ciiiicho! Nie mieszkasz tu sama.
– Mam to w... – jednak ściszyłam głos. – Wiesz, gdzie to mam. Dobra, dobra, już będę cicho, tylko mnie nie wkurzaj swoją wszechwiedzą. Powiedz, czego ode mnie chcesz i spadaj.
– To nie takie proste. – Rozsiadł się wygodniej, jakby zamierzał zostać dłużej. – Dostałem zadanie specjalne. Dlatego tu jestem.
– Bóg cię wysłał? – spytałam ironicznie. – Przecież wiesz, że w niego nie wierzę, więc nie uwierzę w żadne jego zadanie.
– A czy to ważne, kto mnie wysłał?
– Dla mnie ważne – stwierdziłam po namyśle. – Jeśli uważam go za palanta, to ciebie jako jego wysłannika też za takiego uznam.
Uśmiechnął się.
– Nie, nie wysłał mnie Bóg. Ktoś wyżej postawiony.
– Łał! – poczułam satysfakcję. – Czyli tak jak myślałam! Nie on, a ktoś jeszcze! Czy to jest...
Nie dokończyłam, przerwał mi.
– Dojdziemy do tego – powiedział. – Na razie musisz coś wiedzieć. Zbliża się koniec świata...
– Łomatko! Następny nawiedzony! Od Nostradamusa wiedzę czerpiesz? – Byłam złośliwa, ale pozostał niewzruszony.
– Nie taki koniec w ludzkim pojęciu, że Ziemię szlag trafi – powiedział.
– Chyba nie powinieneś znać takich słów – zachichotałam.
– Jak się jest z tobą dwadzieścia cztery godziny na dobę przez prawie sześćdziesiąt lat, to można się nie takich słów nauczyć – odgryzł się.
– No tak, typowy facet – skwitowałam ironicznie. – Musiałeś wypomnieć mój wiek, prawda?
– Dlaczego facet? – tym razem on zadał pytanie.
– No, anioł to rodzaj męski – wzruszyłam ramionami. – Co prawda pokazują was dziwnie, w kieckach i z długimi włosami, ale wszystko, co od Boga pochodzi, musi być męskie, bo kobiece jest od diabła.
Westchnął ciężko.
– Będzie trudniej, niż myślałem – pokręcił głową. – Czasami jesteś tępa dzida!
– No wiesz co! – zatkało mnie.
– Powiedziałem „czasami”! I daj mi skończyć wreszcie! – W końcu pokazał jakieś emocje, ale trochę się zawstydziłam. Nie musiałam mu utrudniać sytuacji tylko dlatego, że miałam zły dzień.
– No dobra – teraz ja westchnęłam. – To mów, a ja milczę.
– Chciałbym w to wierzyć – mruknął.
– No widzisz? Sam używasz formy męskiej! – nie wytrzymałam.
Wciągnął głęboko powietrze.
– OK, OK, już milczę! – Czułam, że przeginam, więc postanowiłam zrejterować na pozycję słuchacza. – Możesz mówić, nie będę przerywać. – Pokazałam, że zamykam usta na klucz, który wyrzucam daleko.
Wypuścił powietrze.
– Kończy się ten świat, który znałaś do tej pory – zaczął – a zaczyna się nowa era w dziejach ludzkości. To ostatnia próba. Jeśli jej nie przejdziecie... – zamilkł na chwilę. – Chodzi o to, żeby ktoś napisał o tym, co się wydarzyło do tej pory. Padło na ciebie, a ja muszę ci opowiedzieć, żebyś wiedziała, co pisać.
– O czym? – Nie wytrzymałam i się odezwałam wbrew
obietnicy.
– Bo wiesz. Wszystko zaczęło się od Wszechświata.26 marca 2020 r.
Poranek był zdecydowanie lepszy. Nie padało i słońce nieśmiało wyglądało zza chmur, co wystarczyło, żeby odrobinę ustawić mnie w pionie. Co prawda gdzieś tam z tyłu głowy miałam nocne wydarzenie, ale bardziej jako sen niż jawę. Bo to przecież niemożliwe, żeby pojawił się jakiś tam anioł! Szybciej Łapacz Snów zwiódł mnie na manowce i chyba będę musiała się z nim pożegnać. Jeśli nie spełnia swojego zadania, wyląduje w szufladzie albo jeszcze gdzieś dalej. Na przykład w koszu na śmieci.
Pogrążona w myślach, odniosłam sukces. Wyszłam z łóżka i dokonałam wiekopomnych czynów w postaci gimnastyki i porannych ablucji! Później z przyjemnością zjadłam śniadanie, poszłam zapalić, po czym zrobiłam gorącą herbatę. Nie wiedziałam, jak mam ochotę spędzić dzień, ale herbata to już jakiś pomysł. Jednak gdy weszłam do pokoju, z wrażenia ruszyłam ręką i kilka kropel mnie oparzyło.
– No nie – powiedziałam – miało cię nie być! Już nie śpię, a ty tutaj?
Poprawił aureolę, po czym zaatakował.
– Zawiodłem się na tobie! Zasnęłaś wczoraj! – spojrzał oskarżycielsko. – Ja się produkowałem, a ty zasnęłaś!
– Widocznie produkcja była nie najlepsza – wzruszyłam ramionami. – A tak w ogóle, to ja preferuję poranne wstawanie, a nie nocne pogaduchy.
– Starzejesz się – musiał się odgryźć.
– A ty wygłaszasz wykłady zamiast mówić jak człowiek. – Nie pozostałam dłużna. – Uśpiłeś mnie swoją tyradą, możesz mieć żal sam do siebie.
Chwilę milczał.
– No dobrze – westchnął – zawiodłaś mnie, ale postanowiłem dać ci jeszcze jedną szansę – stwierdził wspaniałomyślnie.
– Chyba nie masz innego wyjścia. – Postawiłam kubek z herbatą przy laptopie.
– Dlaczego? – zmarszczył brwi.
– Sam mówiłeś, że dostałeś zadanie związane ze mną – przypomniałam mu – więc musisz kontynuować. Ale nie martw się, naprawdę ci pomogę – pocieszyłam go. – Tylko błagam, nie w nocy.
Spojrzał na mnie i pokręcił głową.
– Jakoś ci nie wierzę.
– Och, nie jesteś w tym odosobniony – wyszczerzyłam zęby w niby-uśmiechu – ale sprawdź mnie.
– No dobrze, jak mówisz, nie mam wyjścia. Mam ci coś ważnego do przekazania, więc tylko się skup i...! – Podniósł palec do góry niczym profesor. – I nie przeszkadzaj. – Zastanowił się chwilę. – Od czego zacząć? Bo nie wiem, co pamiętasz z wczoraj.
– Najlepiej zacznij od początku...
– OK. Więc wszystko zaczęło się od Wszechświata...
– Nie zaczynamy od „więc” – wtrąciłam bezwiednie. Taki nawyk starej belferki, ale natychmiast zakryłam usta dłonią, bo spojrzał na mnie karcąco.
– Jesteś niereformowalna! – pokręcił głową z niedowierzaniem.
– Jakbyś nie wiedział! – ugryzłam się w język. – Ale spokojnie – dodałam szybko – nie jest ze mną tak źle. Już zamieniam się w słuch.
Jeszcze popatrywał na mnie niedowierzająco, ale głosem natchnionym zaczął wykład.
– Dawno, dawno temu, gdy nic nie było tak, jak to znają ludzie, czyli nie było planet, gwiazd, czarnych dziur, słońca, księżyca i Ziemi z wodami, roślinnością i wszelaką „żywiną”, było NIC. To znaczy – poprawił – według waszego ludzkiego pojęcia było NIC. Ale to nieprawda, bo był Wszechświat. Skąd się wziął? – Podniósł palec, ale wyglądało na to, że zadał pytanie retoryczne i nie oczekiwał odpowiedzi. – Nie pytaj, bo nie wiem. A gdybym nawet wiedział, i tak bym nie powiedział! Bo to największa tajemnica Wszechświata, skąd się wziął, i nikt nie może jej zdradzić! – Spojrzał na mnie groźnie, jakbym chciała uczynić to tu i teraz. – Był bezkresny i nawet nie można powiedzieć, że ciągnął się od końca do końca, bo końców nie było, tak był wielki! I mądry mądrością przedwieczną. Wiedział, co było, co jest i co będzie, mimo że nie był żadnym magiem ani czarodziejem.
– Czekaj, czekaj – przerwałam. – Mógłbyś zejść z ambony?
Potrząsnął głową, jakbym wyrwała go z jakiegoś transu.
– Tu nie ma żadnej ambony.
– No właśnie! A ty nie jesteś biskupem, który wygłasza kazanie – pouczyłam go. – Chyba że jest coś, o czym nie wiem.
Spojrzał na mnie z obrzydzeniem.
– Zdecydowanie wolę cię na odległość. W bliższych kontaktach tracisz.
– Zdania są podzielone – zachichotałam. – Kontynuuj, proszę, ale bardziej po ludzku, jeśli potrafisz – docięłam.
Chwilę trwało, zanim podjął decyzję. W końcu usłyszałam ciąg dalszy.
– Wszechświat był wszystkim i niczym. Pełnią i nicością. Ciemnością i jasnością. Młodością i starością. Życiem i śmiercią. Rozumem i emocjami. Świadomością i podświadomością. Radością i smutkiem. Tęsknotą i spełnieniem. Mądrością i głupotą. Hetero i homo. Miłością i nienawiścią. Czernią i bielą. Spokojem i gniewem. Rozwagą i szaleństwem. Ekstazą i rozpaczą. Ciszą i hałasem. Milczeniem i gadulstwem. Pięknem i brzydotą. Śmiechem i płaczem. Dotykiem i czuciem, wzrokiem i widzeniem, słuchem i słuchaniem, zapachem i węchem, czuciem i instynktem. WOLĄ, która może, co tylko chce. Wszystko miał zapisane w odwiecznym DNA i mógł czerpać do woli z nieskończonej kombinacji możliwości, ale on ponad wszystko umiłował mądrość.
– I z tej mądrości stworzył świat, jaki znam? – spytałam kpiąco. – To coś mu chyba nie wyszło.
Anioł spojrzał na mnie chłodno.
– Świat, jaki znasz, stworzyli ludzie. Ale do tego dojdziemy. A na razie słuchaj dalej. – Wyraźnie nie doceniał mojej chęci do dyskusji. – Jeszcze nie było ludzi, więc nie było nikogo, kto by stworzył teorię o Yin i Yang czy o dwóch połówkach pomarańczy, a to już się działo. Bo uzupełnieniem Wszechświata była Energia. Cudowna żona, kochanka, cień, sobowtór, alter ego. Nie ma waszych ludzkich określeń, które oddałyby symbiozę tych dwojga – zamyślił się. – Byli osobnymi zjawiskami, a jednocześnie wchłoniętymi przez siebie nawzajem. Jedno nie istniało bez drugiego. Wszechświat bez Energii, Energia bez Wszechświata. Rozumiesz, gdyby rozstali się choćby na milimilisekundę, porządek rzeczy byłby poważnie zagrożony! On był mędrcem, a ona spontaniczna, pełna wigoru i siły, wszędzie było jej pełno. Działała na emocjach i mogła być niebezpieczna, gdyby nie to, że współistniała ze Wszechświatem. Razem tworzyli cudowną parę, a ich miłość rozprzestrzeniała się niczym fala.
– To znaczy, że istnieli od zawsze?
– Zgadza się – uśmiechnął się. – Jedność w dwóch bytach jak dwie połówki pomarańczy. Albo jabłka. Nieistotne. Wszechświat i Energia, czyli związek idealny!
– A jak powstał świat?
– Musisz się wtrącać? – spytał z wyrzutem. – Przecież do tego zmierzam. Oboje mieli wyobraźnię ponadczasową i ponadterytorialną, więc tworzenie świata nie trwało długo, przynajmniej w ich mniemaniu, za to sprawiło wielką frajdę. To akurat powinnaś rozumieć – spojrzał na mnie – tobie też tworzenie tekstów sprawia przyjemność, prawda? Lubisz być kreatywna, jak to się mówi nowocześnie – powiedział z przekąsem. – A dla nich było czymś fantastycznym tworzenie Drogi Mlecznej, gwiazdozbioru Oriona czy Wenus. Oczywiście te nazwy nadali później ludzie. Dla nich to były kolejne elementy ozdabiania ich rzeczywistości i bawili się przy tym świetnie.
– OK, przyznaję, mogli się tym bawić – pokiwałam głową – a efekt jest cudowny. Choćby zachody słońca nad morzem – rozmarzyłam się – albo nad jeziorem. Bajka... No właśnie! A jak doszło do stworzenia Ziemi, jaką znam? – zainteresowałam się.
– Jak mówiłem – już się na mnie nie złościł – Wszechświat i Energia bawili się świetnie i tylko czasem zastanawiali się, jak by to było pokazać komuś gwiazdy i drogę ku słońcu. Gdy na świat miała przyjść ich pierwsza córka, byli szczęśliwi. Postanowili dać jej prezent, jedną z planet, aby dziewczynka mogła sama, choć z ich pomocą oczywiście, stworzyć własny świat...27 marca 2020 r.
_– Jesteś pewien, że dobrze robimy? – E. popatrzyła na bezkres, w którym z daleka błyskały jakieś twory ich wyobraźni._
_– Oczywiście, kochanie – W. spojrzał na żonę z czułością. – Ten widok jest uroczy, nie uważasz? – puścił oko._
_– Przecież wiesz, że nie o tym mówię – sapnęła i spłynęła w dół. Usiadła obok męża, który wykorzystał do tego celu jeden z meteorytów. – Mam na myśli rozmnażanie się. Czy to na pewno dobry pomysł? – Spojrzała w dół. – Dziwnie się z tym czuję. I taka powolna się zrobiłam – skrzywiła się, ale ukradkiem pogłaskała brzuch._
_– Wcale nie zrobiłaś się powolna – zaprzeczył W. – tylko rozważniejsza, co bardzo mi się podoba. – Przytulił E. – Robimy, co do nas należy. Wypełniamy przeznaczenie._
_– Ale wiesz, że to będzie inny obowiązek niż te, które mieliśmy do tej pory. Na razie bawiliśmy się tworzeniem, a teraz..._
_– Teraz będzie inaczej. – Spojrzał przed siebie, przebijając wzrokiem przyszłość. – Potrzebujemy nowych wyzwań, musimy się rozwijać. Dziecko jest wielkim wyzwaniem i cudem zarazem. Zróbmy więc coś dla niego – wstał i pomógł E. się podnieść – i wybierzmy w końcu którąś z planet, żeby nasza córka miała swoją przystań..._
***
– To ona była normalnie w ciąży? – zdumiałam się. Jakoś nie pasowało mi to do wizerunku Wszechświata i Energii.
– Oczywiście, że nie – prychnął anioł. – Musiałem to jakoś ubrać w słowa, żebyś zrozumiała. U nich powoływanie nowego istnienia to technicznie inna sprawa, nie zrozumiesz.
– Technicznie? – zamyśliłam się, próbując sobie to wyobrazić.
– Odpuść – zachichotał anioł. – Twoja fantazja jest zbyt, powiedziałbym, ziemska.
Zaczerwieniłam się mimo woli.
– Oj tam, oj tam, wróćmy do tematu. – Zmieniłam pozycję, bo już mnie tyłek bolał od siedzenia. – To co? Już wtedy wybrali Ziemię na przyszłą kolebkę cywilizacji?
Pokręcił głową.
– Cały czas patrzysz ze swojego punktu widzenia, a oni nie tworzyli cywilizacji. Budowali świat dla siebie. Pełen miłości, dobroci, akceptacji, radości z istnienia i powoływania do istnienia. To, że zdecydowali się na dziecko, było konsekwencją ich radości. Chcieli dzielić się z kimś pięknem, które tworzyli. Dziecko miało być też kontynuatorem i współtwórcą ich idei.
***
_E. leżała wsparta na łokciu i wpatrywała się z miłością w małą twarzyczkę._
_– Ona jest cudowna, nie uważasz? – powiedziała z zachwytem do męża._
_– Nie może być inna po takiej matce – W. miał je obydwie przed sobą. – Jesteście do siebie bardzo podobne._
_– Czy to znaczy, że będzie tak szalona jak ja? – zmartwiła się E. – Nie chciałabym, żeby się narażała. Chcę, żeby była bezpieczna._
_W. zaśmiał się._
_– W końcu przyznajesz mi rację, że żyłaś niebezpiecznie? – spytał._
_– Zawsze to robię, choć nie zawsze wypowiadam na głos – zachichotała. – Żebyś nie czuł się zbyt pewnie. Ale ty i tak wiesz wszystko, co myślę. – Zamyśliła się. – Wolałabym, żeby dziedziczyła twoje cechy._
_W. chwilę się zastanowił._
_-_ _Moja kochana – zaczął – nasza córka Natura będzie miała cechy nas obojga. Mądrość i sprawiedliwość, troskliwość i dobro, ale gdy zaistnieje potrzeba, będzie potrafiła obronić siebie i tych, których powierzymy jej opiece._
***
– Czyli ludzi? – wyrwało mi się.
– A ta znowu swoje – zniecierpliwił się anioł. – Chodziłaś do szkoły czy tylko wagarowałaś? – spytał zgryźliwie.
– Nooo, akurat ty powinieneś wiedzieć – odparowałam natychmiast. – Chyba że też chodziłeś na wagary.
O dziwo lekko się zaczerwienił.
– Chodziłeś na wagary? – Byłam bardziej zdumiona niż oburzona. – Ty?
– Yyy... no wiesz... to nie tak, jak myślisz... yyy... bo wiesz... – kręcił się w miejscu. – To było trochę inaczej. Bo ja byłem pierwszy...
– Pierwszy anioł stróż? – Ramiona same podniosły mi się w niedowierzaniu.
– No nie, oczywiście, że nie – zaprzeczył szybko. – Byłem pierwszy w tym pokoleniu i musiałem... chciałem – poprawił – wszystko wiedzieć, wszystko poznać. Dlatego czasami cię zostawiałem – przyznał niechętnie. – Na przykład jak wasi sąsiedzi kupili pierwszy telewizor w kamienicy... I leciał _Koń, który mówi_. Musiałem to obejrzeć! Sam telewizor był fantastycznym wynalazkiem, a ten serial to po prostu bomba.
Patrzyłam na niego z niedowierzaniem.
– Zostawiałeś mnie dla _Konia, który mówi_? – zawołałam. – A później dla czegoś jeszcze? Moja epoka była dość obfita w wynalazki, to musiałeś się nieźle nawagarować. Nic dziwnego, że czułam się sama – zakończyłam dobitnie.
– Ale ja naprawdę... – tłumaczył się – to nie było aż tak często.
Westchnęłam ciężko.
– No dobra, już się nie cofnie tego, co się wydarzyło.
– Ale teraz jestem z tobą – powiedział. – Nie zostawiłem cię samej w tak trudnym momencie!
– Bo dostałeś zadanie do wykonania – powiedziałam zgryźliwie. – Gdyby nie to, tyle bym cię widziała – machnęłam ręką.
Chciał coś powiedzieć, ale zamilkł.
– To wróćmy do tematu – powiedziałam. – Stanęło
na tym, że...
– Że przed ludźmi było coś jeszcze – przypomniał.
– A tak, masz rację, kontynuuj. Moja wiedza nie jest zbyt obszerna w tej materii – przyznałam.
– Delikatnie to nazywasz – zachichotał, chyba już wrócił do siebie. – Ja bym powiedział dosadniej. Twoja wiedza jest żadna. W tej materii oczywiście – dodał. – Zresztą nie kłóćmy się o drobiazgi. Ja nie mogę, a ty nie musisz. To, że jesteś kobietą, nie znaczy, że zawsze masz rację.
Nooo, teraz się zagalopował! Moje emocje sięgnęły zenitu i chyba to wyczuł, bo nagle zostałam sama w pokoju.
– No patrz, Małgośka, przestraszył się ciebie! – zaśmiałam się, ale po chwili zrobiło mi się smutno. – Ej, wracaj! – zawołałam w przestrzeń. – Przecież nie chciałam!
Nic z tego, nie wrócił. Nie miałam innego wyjścia, jak zanurzyć się w fejsie. Nakarmiłam się złymi wiadomościami, hejtem i beznadzieją, po czym położyłam się do łóżka.
– Aniele! – zawołałam cicho. – Wiem, że mnie słyszysz! Muszę ci coś powiedzieć. Czasami zachowuję się jak słoń w składzie porcelany, wiem o tym. Bardzo przepraszam, nie chciałam ci zrobić przykrości. – Smutno mi się zrobiło. – Podobają mi się nasze rozmowy, więc proszę, przyjdź jutro. Obiecuję, że postaram się poprawić. A bardzo chciałabym się dowiedzieć więcej o Naturze, jak wyglądało jej dzieciństwo i w ogóle.
Nikt się nie odezwał, ale poczułam lekki podmuch
na twarzy.
„Będzie dobrze – pomyślałam. – Dziękuję i do jutra”, po czym odpłynęłam.28 marca 2020 r.
– A jak masz na imię? Głupio mi się zwracać do ciebie per „aniele”.
Byłam już po wszystkich czynnościach porannych łącznie ze śniadaniem, gdy się zjawił. Przeprosiłam go raz jeszcze, on mnie też i postanowiliśmy zawrzeć rozejm.
– Nazywam się Izydoriusz, pierwszy z pokolenia dwudziestego piątego – powiedział z dumą.
– Łojesooo, kto cię tak skrzywdził? – wyrwało mi się.
– Nikt – obruszył się. – Mogłem wybrać między Izydoriuszem a Grabecjanem.
– Noo, wybór rzeczywiście okazały.
– Znów zaczynasz? – spojrzał na mnie. – Ciągle zapominasz, że znam twoje myśli.
– To jest najgorsze w naszych kontaktach – przyznałam uczciwie – i trochę niesprawiedliwe, nie uważasz?
– Muszę mieć choć odrobinę przewagi nad tobą – zakpił. – A tak na poważnie, jeśli chcesz, mogę wyłączyć ten, nazwijmy, kanał.
– Naprawdę? – Byłam szczerze zdziwiona.
– Nigdy tego nie robiłem – przyznał. – Nawet jak szedłem na wagary, zawsze byłem na nasłuchu, żeby szybko
reagować.
Tylko spojrzałam na niego, ale nie skomentowałam. Nie chciałam się kłócić. Prawdę mówiąc, był jak dotąd największą rozrywką podczas kwarantanny i ostatnie, czego chciałam, to żeby zostawił mnie samą.
– No to spróbuj – powiedziałam z nadzieją. – Może się uda.
Zamknął oczy i na chwilę zniknął, a gdy się pojawił, uśmiechał się radośnie.
– Udało się! Możesz myśleć, co chcesz, nie słyszę cię.
Wyglądał podejrzanie z tą radością, ale postanowiłam nie wnikać w szczegóły w myśl powiedzenia: czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
– Jeszcze mi powiedz, co znaczy, że jesteś pierwszy z pokolenia dwudziestego piątego?
– Do tego dojdziemy – machnął ręką – na razie wróćmy do początku. Jesteśmy dopiero przy pierwszym dziecku Wszechświata i Energii. A tak w ogóle – spojrzał w stronę laptopa – kiedy masz zamiar spisać to, o czym mówię? Bo wiesz, sama się żalisz, że masz dziury w mózgu i wszystko zapominasz. – Chyba nie chciał mi dociąć, więc przyjęłam jego słowa za dobrą monetę.
– Spisać? Hm... No tak. – Całkiem wyleciało mi to z głowy! – Ustalmy plan działania – powiedziałam. – Zatem przychodzisz rano, mówisz, znikasz, a ja popołudnie i wieczór przeznaczam na pisanie. Co ty na to?
Pokręcił głową.
– Nie wiem, czy to dobry pomysł.
– _Why?_ – spytałam z angielska, żeby choć przez moment ćwiczyć język obcy.
– Bo wieczorami wpadasz w doła i w „tumiwisizm” i nie za bardzo wierzę, że coś napiszesz.
– Jakaś racja w tym jest – przyznałam – ale możemy spróbować. Jak nie wyjdzie, zmienimy. A teraz dawaj, słucham o Naturze.
***
_Maleńka była śliczna i naprawdę mądra. Z rodzicami wędrowała we wszystkie zakątki i tworzyła z nimi nowe miejsca i nowe byty. Najbardziej lubiła spędzać czas na jednej z planet, właśnie tej, którą rodzice dla niej wybrali. Ludzie później nazwali ją Ziemią. Na początku były tylko skały i oceany. Lubiła to. Skały dawały jej siłę i moc płynącą z twardego podłoża, a błękit wód nastrajał radośnie. Ale rodzice namawiali ją do eksperymentowania, więc z czasem zaczynała dorzucać coś nowego._
_A to były jakieś żyjątka, które jednak szybko wymierały. A to zmieniała położenie skał, tworząc góry i górki, modyfikując ich zawartość. Jedne były twarde, inne miękkie. Czasami sytuacja wymykała się spod kontroli i na Ziemi wszystko zamarzało. Ale rodzice pomagali jej i po jakimś czasie znów robiło się ciepło._
_Tak, Natura cały czas eksperymentowała. Tworzyła różne organizmy, które żyły w wodzie i na powierzchni. Niektóre krócej, a inne szybko się przystosowywały i egzystowały dłużej. Nadal zmieniała położenie wód na takie, które jej się podobało. Przez to ginęły niektóre organizmy, ale w ich miejsce powstawały nowe. I to już na lądzie! Tak jak rośliny, których kreowanie coraz bardziej jej się podobało._
_W miarę jak dorastała, miała coraz lepsze pomysły, a W. cały czas towarzyszył córce i wspierał ją w działaniach, podpowiadał i korygował ewentualne błędy. Dzięki temu na Ziemi pojawiało się coraz więcej roślin i zwierząt, dużych i małych, chodzących i latających. Natura była mistrzynią w ich tworzeniu! Sprawiało jej przyjemność dostosowywanie ciał do możliwości przeżycia w różnych warunkach. Nadal szukała najlepszego rozwiązania dla wszelkich wód, oceanów, mórz, rzek i jezior, co bywało szkodliwe dla roślin i zwierząt. Miała jeszcze problemy z zimnem, nad którym nie zawsze umiała
panować._
_Początki Ziemi były naprawdę trudne. Natura wszystkiego się uczyła, więc popełniała błędy, dlatego też bywały momenty, gdy wszystko, co stworzyła, ginęło, a ona z mozołem zaczynała od początku tworzyć życie. Raz przeszkodziła nawet matka. E. bawiła się meteorytem, próbując stworzyć jakąś fajną grę rodzinną. I tak niefortunnie nim rzuciła, że uderzył w Ziemię! I, niestety, znów wszystko na niej wyginęło._
_Natura bardzo płakała, bo podobał jej się zielony świat, w którym przechadzały się wielkie stworzenia nazwane później przez ludzi dinozaurami. Kochała pływać w orzeźwiającej wodzie pod wodospadami, a potem suszyć się w słońcu, leżąc na liściach gigantycznych paproci. Ten świat odszedł w niepamięć, Natura musiała zacząć od początku._
_E. była zła na siebie, dlatego postanowiła bardziej pomagać ukochanej córeczce w dalszym dziele tworzenia. To dzięki niej wody i lądy w końcu usadowiły się w takich miejscach, że Natura poczuła się usatysfakcjonowana. Opanowała też zimno, które zabijało stworzenia. I teraz Natura mogła już spokojnie kreować swój ziemski cudowny świat, co też czyniła z wielkim upodobaniem. Dzięki temu na Ziemi znalazło się mnóstwo gatunków roślin i zwierząt, a zwieńczeniem całej pracy było pojawienie się na Ziemi człowieka._
_Ten prezent Natura dostała od rodziców. W. i E. trochę się napracowali, żeby stworzyć kogoś, kto miał choć trochę ich przypominać. Chcieli, by był mądry, twórczy, empatyczny i pomagał Naturze w utrzymaniu ładu i porządku
na Ziemi..._
***
– No to pojechali – stwierdziłam niezbyt empatycznie. – Wyszło im, że ho, ho!
– A co? – spytał Izydoriusz. – Źle go stworzyli? Sama mówiłaś o cywilizacji, że taka rozwinięta, a to przecież dzieło człowieka. Nie jednego, oczywiście, ale skoro świat się rozwinął, to znaczy, że ludzie na Ziemi byli mądrzy.
Zatkało mnie.
– Ale sam widzisz, co się dzieje! – zawołałam. – Wszystko idzie na marne! Przyroda ginie, dzieci umierają z głodu, starzy padają przez wirusy, jedni się bogacą, inni żyją z tego, że są znani. Wszystko na opak. Czy to na pewno podobieństwo do Wszechświata i Energii?
– Zapominasz, że ludzie dostali od nich jeszcze coś – uśmiechnął się smutno. – Wolną wolę. Prawo wyboru. No i jest, co jest.29 marca 2020 r.
– Nie gimnastykowałaś się dziś – anioł powiedział z wyraźnym wyrzutem.
– A ty oszukujesz – odparowałam.
Było mi wszystko jedno, czy się pokłócimy czy nie. Na zewnątrz temperatura znów spadła, słońce się schowało, jakby wiosna też przestraszyła się korony. Żadnych wiadomości na temat powrotu do pracy. Do tego wszystkiego jeszcze ubrałam dżinsy i okazało się, że piżama cały czas mnie okłamywała.
– Wcale się nie dziwię – stwierdził Izydoriusz. – Kupujesz piżamy o dwa rozmiary większe, to nic dziwnego, że cię oszukują. Poza tym, nie ma co ukrywać, za dużo jesz. Co cię widzę, ruszasz szczęką.
– No właśnie! A ty oszukujesz! – powtórzyłam dobitnie. – Miałeś nie słuchać moich myśli, a ty co? Słuchasz, więc oszukujesz!
– Chwileczkę, chwileczkę – zaperzył się. – Miałem nie słuchać twoich myśli, gdy jesteśmy razem. Ale jak zostawiam cię samą, muszę trzymać rękę na pulsie. Sama wiesz, że jesteś nieobliczalna, a w takiej sytuacji może być różnie.
– A co mogę zrobić?
– Różne rzeczy! Jesteś przecież zdolna do wszystkiego! Na przykład, by znów zakopać się w łóżku, obstawić talerzami czy miskami i tylko jeść, jeść, jeść.
– A co w tym złego? – spytałam ze złością.
– Bo później płaczesz, że dżinsy są za małe.
Westchnęłam. I tak było mi trudno, a z nim nie szło się dogadać.
– Ale pracowałaś wczoraj! To muszę ci przyznać! Siedziałaś przy laptopie naprawdę długo i doceniam ten fakt.
– Dobra, dobra, nie musisz mnie pocieszać. – Skuliłam dłonie w kieszeniach bluzy. Było zimno i nie chciało mi się nic robić. Prawdę mówiąc, miałam ochotę wskoczyć do łóżka i zasnąć. Może udałoby się przespać ten koszmar.
– Niestety – pokręcił głową – tego nie prześpisz. Przykro mi, ale musisz uczestniczyć świadomie.
Nawet się nie zezłościłam, że nadal podsłuchuje. Postanowiłam, że im szybciej zaczniemy, tym szybciej zostanę sama.
– No dobrze – powiedziałam – to wróćmy do naszej historii. O kim dziś opowiesz? Bo ja bym jeszcze posłuchała o Naturze.
– OK, może być. Natura to temat rzeka – uśmiechnął się.
***
_Narada rodzinna trwała._
_– To teraz twoje zadanie, utrzymać całe towarzystwo w ryzach. – W. uśmiechnął się ciepło do córki. – Ty jesteś ich matką i za nich odpowiadasz._
_– Wiem, ale zagapiłam się. Nie sądziłam, że z tej zabawy wiatrów wyniknie kłótnia. Do tego jeszcze namówili pioruny, żeby się włączyły i kawałek puszczy się spalił! – Natura była niepocieszona. – Ile zwierząt zginęło!_
_– Ale dobrze zrobiłaś, że zaufałaś instynktowi i puściłaś deszcz. – E. objęła córkę. – Dzięki temu zniszczenia są niewielkie. Tylko teraz musisz już przestać płakać._
_– Dlaczego? Smutno mi._
_– Bo sprawisz, że wszystko utonie._
_Natura złapała się za głowę._
_– Wszystko psuję! – zawołała żałośnie. – Nic nie umiem! To nie był dobry pomysł, żebyście mi powierzyli Ziemię._
_– Córeczko! – uśmiechnął się W. – Nie możesz się załamywać! Masz prawo nie wiedzieć!_
_– Ty wiesz wszystko! A ja nic!_
_– Bo moim, a właściwie naszym – poprawił, patrząc na żonę – zadaniem jest nauczyć cię, jak dbać o Ziemię._
_– A możesz mi wytłumaczyć, jak to jest ze zwierzętami? Bo one się wszystkie zjadają, a ja nie mogę na to patrzeć. Żal mi tych, które giną, a nie da się nic z tym zrobić._
_– I nie dasz rady nic zrobić. Nie możesz ingerować w prawa
naturalne._
_– Dlaczego?_
_– Powiedz mi, czy Ziemia jest duża? – spytał._
_– Noo, w porównaniu z innymi planetami jest nawet mała. – Natura przestała płakać i skupiła się. Lubiła rozmowy z ojcem, gdy traktował ją poważnie i wszystko wyjaśniał._
_– A czy zwierzęta na Ziemi się rozmnażają?_
_– Jasne – rozpromieniła się – i na świat przychodzą takie maluśkie, maluśkie. One są cudownie rozkoszne, wiesz?_
_– Wiem, wiem – uśmiechnął się. – Ty też byłaś takim rozkosznym cudem. Ale jesteś naszą córką. Nie masz ciała takiego jak na Ziemi. Nie potrzebujesz tlenu do oddychania. Jesteś istnieniem, ideą. I nawet jeśli powołamy z mamą tysiące takich idei, w naszym świecie nic się nie zmieni. Nadal dla wszystkich będzie miejsce. A wyobraź sobie, że na Ziemi zwierzęta cały czas się rozmnażają i rozmnażają. Nikt nikogo nie zjada, nikt nie umiera. Nikt nie odchodzi, tylko cały czas dochodzą nowi. Jak myślisz, co się stanie?_
_Natura spojrzała przed siebie._
_– O! – westchnęła po chwili. – Nie ma miejsca dla wszystkich! Nie mają się gdzie podziać!_
_Spojrzała na ojca._
_– To znaczy, że to jest celowe? – spytała zdziwiona._
_– Musi być – uśmiechnął się – pod warunkiem, że zostaje zachowana zasada równowagi. Silniejsze zwierzęta zjadają te słabsze, bo muszą jeść, żeby przetrwać. Ale na świat przychodzą kolejne pokolenia. Mało tego, z reguły giną osobniki chore i naprawdę słabe. Dzięki temu wszystkie gatunki stają się silniejsze i zdrowsze, bo nie ma kto ich zarażać._
_– Ale mi tak żal, gdy giną dzieci, a matki płaczą po ich stracie – zasmuciła się Natura._
_– I wtedy do akcji wkraczasz ty, córeczko – podchwyciła E. – To twoje zadanie: przytulić, pocieszyć i dać nadzieję na dalsze trwanie. Musisz pilnować, żeby to szło takim właśnie trybem._
_– A jak inaczej? – dociekała Natura._
_– Może być, że któremuś stworzeniu zacznie sprawiać przyjemność zabijanie innych. Nie będzie pozbawiał życia, żeby zaspokoić głód, a zrobi to dla przyjemności albo zysku. Wtedy to już nie będzie naturalne. A twoim zadaniem będzie..._
_– Mam zabijać takie osobniki? – przeraziła się dziewczynka._
_– Nie, głuptasie. – E. przytuliła córkę mocniej. – Masz tylko trzymać rękę na pulsie. Pilnować, kto zmienia zwyczaje, a sytuacje będą rozwiązywać się same._
_– Niekoniecznie. – W. pokręcił głową. – Sytuacja się zmieni, ale do tej pory ty, córeczko, nauczysz się wszystkiego i będziesz wiedziała, co robić..._
***
– Trzeba przyznać, że dostała po dupie – stwierdziłam.
– Nie wyrażaj się – burknął Izydoriusz.
– Dlaczego? – wzruszyłam ramionami. – Trzeba nazywać rzeczy po imieniu. Wśród zwierząt pewnie też zdarzały się osobniki polujące dla przyjemności, ale dopiero wśród ludzi nabrało to znamion prawdziwego okrucieństwa, nie uważasz?
Nie odpowiedział, zapadła cisza. Oboje zatopiliśmy się w swoich myślach. Ale coś mi nie dawało spokoju.
– Słuchaj, a dlaczego Wszechświat nie ingerował w to wszystko? Jak to już później dalej szło, wiesz, z religiami, wojnami, zabijaniem. Przecież był stwórcą, był ojcem...
– No nie, proszę cię! – przerwał mi anioł. – Wcale nie był ojcem! Stwórcą, owszem, ale nie ojcem!
– Ale jak to? – byłam trochę zdegustowana. – Nie rozumiem.
– Jesteś przyzwyczajona do teorii, w których stwórca jest ojcem wszystkiego. Wszechświat stworzył wszystko, łącznie z pierwszymi ludźmi, a później to już poszło siłą rozpędu, sama wiesz jak.
– Czyli co? Wszystko jednak zaczęło się od Adama i Ewy? – zadrwiłam, choć wcale nie było mi do śmiechu.
– No widzisz, znów wracasz do tego, co ci wtłaczano do głowy od dzieciństwa. Wszechświat tworzy, powołuje idee i nadaje im znaczenie. Gdy stworzył pierwszego człowieka, obdarzył go cechami, jakie sam posiada i, co najważniejsze, dał możliwość wyboru, o czym ci już mówiłem. A co ludzie z tym zrobili i robią nadal, to już całkiem inna bajka. Człowiek wybiera drogę, którą podąża, a Wszechświat nie ma prawa ingerować! Może się tylko przyglądać.
– OK, Wszechświat nie, ale ma przecież do pomocy takich jak ty! – zawołałam triumfalnie. – Przecież anioły są dobre, prawda? I pomagają ludziom znaleźć właściwą drogę.
Izydoriusz spojrzał na mnie uważnie.
– Jesteś pewna? – spytał.
Zatkało mnie, bo przeleciały mi przez głowę różne wspomnienia z życia i wiedziałam jedno: w tych sytuacjach na pewno nie słuchałam mojego anioła stróża! A przecież nie stawałam przed naprawdę poważnymi wyborami. Nie wiedziałam, czy podjąć dyskusję czy odpuścić, bo przecież on wszystko o mnie wiedział! I nie mogłam oszukać, poudawać albo zrzucić winy na czynniki zewnętrzne!
Na szczęście zadzwonił telefon i zanim się obejrzałam, Izydoriusza już nie było. Odetchnęłam z ulgą. Do jutra zapomnimy o tym temacie.30 marca 2020 r.
– OK. – Zapisałam gotowy plik i otworzyłam nową kartkę Worda. Z boku dobiegło mnie ciche chrząknięcie. Odwróciłam się. Na kanapie, swoim zwyczajem, siedział Izydoriusz.
– O, jesteś? A ja właśnie zrobiłam kilka poprawek do tego, co wczoraj napisałam – uśmiechnęłam się. – Przeczytać ci całość?
– Wiem, co napisałaś – skwitował wzruszeniem ramion.
– No i to właśnie jest niesprawiedliwe w naszych kontaktach – puściłam focha. – Byłeś tu i zaglądałeś mi przez ramię, tak? Wiesz, że tego nie lubię!
– Nie marudź. Muszę trzymać rękę na pulsie. Was, ludzi, nie można zostawiać samych sobie, bo później nie ma co zbierać. A tak w ogóle...
– No wiesz co? – przerwałam mu z oburzeniem. – Nie jesteśmy najcudowniejsi, ale znów nie aż tak straszni. W każdym razie nie wszyscy.
– A tak w ogóle – powtórzył, pomijając mowę obrończą ludzkości – jest coś, co mi się nie podoba.
Oooo, znów wdrapałam się na barykadę.
– A cóż takiego ci się nie podoba? – zaatakowałam. – Mój styl? Słownictwo? Błędy robię?
– E tam – machnął skrzydłem, aż wiatr w pokoju hulnął. – Na to nie zwracam uwagi. Zawsze ktoś cię poprawi, zanim dojdzie do wydania. Tylko dlaczego tak otwarcie piszesz o naszych kontaktach?
– A dlaczego nie? – Pytanie za pytanie to niezbyt dobra droga do porozumienia, ale wkurzył mnie. Liczyłam na jakąś drobną pochwałę, a ten się czepia czegoś, co uważałam, że jest bardzo dobre.
– Bo ja wyglądam w tym wszystkim jakoś... – nie mógł znaleźć słowa.
– Nieanielsko? – podsunęłam.
– Można to tak nazwać – przyznał niechętnie.
Westchnęłam.
– A nie uważasz, że dzięki temu ta cała historia nabiera wiarygodności? – spytałam.
Spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
– Jesteś pewna? – spytał. – A pamiętasz popularny dziś tekst od psychiatry? „Jeśli mówisz do zwierząt, jest dobrze. Zgłoś się, gdy one zaczną mówić do ciebie”. To dotyczyć może też kontaktów z aniołem stróżem.
Zapadła cisza, a po chwili zaczęłam się śmiać. On też, tyle że jego śmiech był (tak jak on) trochę rozmazany.
– Masz rację – powiedziałam w końcu, ocierając łzy z oczu. – To rzeczywiście mogłoby być podejrzane. To może inaczej? Ta cała opowiastka będzie może nie aż tak wiarygodna, ale chociaż ciekawsza?
– No tak – przewrócił oczami – wszystko jest interesujące, jak się kogoś ośmieszy.
– Ale ja cię nie ośmieszam! – zaprzeczyłam. – Tylko dzięki temu, jak piszę, ty jesteś bardziej... – chwilę szukałam słowa – bardziej ludzki, a to z kolei może przyciągnąć czytelników. – Postanowiłam wziąć go podstępem, licząc na to, że wyłączył zdolność słyszenia moich myśli. – A chyba chcesz, żeby jak najwięcej osób przeczytało
tę historię?
Westchnął.
– Jeszcze się nie wyłączyłem – pokręcił głową – ale niech ci będzie. Może ta forma rzeczywiście trafi do wielu ludzi. Tylko wiesz – zastrzegł – nie przeginaj, bo jak ja puszczę focha, to... – pogroził palcem, ale czułam, że nie jest
na mnie zły.
– To jak? Lecimy dalej?
***
_Natura dorosła do swojej roli, gdy rodzice podjęli decyzję o powołaniu na świat kolejnych potomków._
***
– Czekaj, czekaj – zatrzymałam go. – Bo jeszcze coś bym chciała wyjaśnić odnośnie do Natury.
– Pytaj.
– Bo widzisz, marna jestem z fizyki i nauk pochodnych, ale nawet ja słyszałam o czymś takim jak grawitacja, prędkość światła czy promieniowanie. Jak to się ma do Wszechświata i jego stwarzania? I jeszcze jedno. – Chciał coś powiedzieć, ale musiałam skończyć swoje. – Mówiłeś o Naturze, więc pozwól, że zacytuję własny tekst: „...zagapiłam się. Nie sądziłam, że z tej zabawy wiatrów wyniknie kłótnia. Do tego jeszcze namówili pioruny, żeby się włączyły i kawałek puszczy się spalił”. To znaczy, że wszystko w przyrodzie jest fanaberią? Dzieje się dzięki przypadkom? Albo... sama nie wiem, jak to nazwać, kaprysom albo... No po prostu, fizyka działa czy nie?
– Spróbuję wytłumaczyć, choć wiem, że łatwo nie będzie – musiał się odgryźć, jak nie anioł. – Otóż, moja droga, mówiłem już, że Wszechświat w swoim DNA ma wszystko. Na przykład kolory. Ale ma też emocje. Cechy charakteru. Patologie. Prawa fizyki także i wszystko toczy się zgodnie z nimi. Wszechświat nie może sobie powiedzieć: „Kurczę, nudzi mi się, to wrzucę tsunami i zobaczę, co się będzie działo”. Albo: „Wkurzają mnie ludzie, ześlę na nich potop”. Albo jeszcze lepiej: „Za dużo homoseksualistów i cyklistów, niech ich wykończy koronawirus”. – Spojrzał na mnie. – To tak nie działa! – powiedział dobitnie. – Wszystko, co się dzieje, ma swój początek w czymś. Wszechświat ma to w sobie i wie o tym, ale nie ma prawa ingerować. A Natura? Była wtedy mała, nie rozumiała, co się dzieje, ale rodzice wszystkiego ją nauczyli. Praw fizyki też.
– A Energia? – spytałam delikatnie. – Wspominałeś coś o meteorycie.
– No cóż – uśmiechnął się pobłażliwie – jest kobietą, powinnaś ją zrozumieć. – Rzuciłam długopisem, ale bez efektu, przeleciał przez niego. – A poza tym to był tak zwany wypadek przy pracy, który więcej się nie powtórzył. Coś jeszcze chcesz wiedzieć?
Zastanowiłam się chwilę.
– Na razie wystarczy. Podejrzewam, że z Hawkingiem nie poszłoby ci tak łatwo – dorzuciłam złośliwie – ale jak dla mnie jest OK. Jeśli będę miała wątpliwości, zapytam.
– Tak, wiem – westchnął. – Jestem przygotowany i na ten dopust. Ale teraz przejdźmy może do kolejnych narodzin...
***
_-_ _Naprawdę mam już tego dość. – E. wyglądała na bardzo nieszczęśliwą._
_W. pogłaskał ją po głowie._
_– Wiem, kochana, wiem. Ale nie mamy wyjścia. W momencie, gdy zdecydowaliśmy się powołać do istnienia człowieka, wiedzieliśmy, że będziemy musieli powiększyć rodzinę._
_– Tak, pamiętam – siąknęła nosem. – Przypomnij mi tylko, po co nam był człowiek?_
_– Przede wszystkim musieliśmy wypełnić przeznaczenie. To, co zostało zapisane. Poza tym sami chcieliśmy, żeby Natura miała do czynienia nie tylko ze zwierzętami, ale także z istotami rozumnymi. Homo sapiens._
_– Ze wzorca, który stworzyliśmy, nie widać, żeby to się zapowiadało na homo sapiens – stwierdziła._
_– Spokojnie, potrzebują czasu._
_– No dobrze – niechętnie zgodziła się z mężem. – Ale po co im nasze dzieci? I to w dodatku bliźniaki._
_– Kochanie, na tę chwilę cel jest nieistotny. To nasze dzieci, które będziemy kochać mimo wszystko._
_E. spojrzała uważnie na męża._
_– Zapomniałam, że wiesz wszystko, co było, co jest i co będzie. Czyli że przed nimi przyszłość niezbyt ciekawa?_
_– Wręcz przeciwnie, bardzo interesująca! Ale niełatwa._
_Zamknęła oczy, spod powiek popłynęły łzy._
_– Już mi ich szkoda, ale cieszę się i czekam, kiedy przyjdą na nasz świat._
_– Wiem – W. przytulił ją do siebie. – Jesteś cudowną matką. Tak ciepłą i czułą._
_– Nieprawda – zaprzeczyła E. ze łzami w oczach. – Jestem okropna._
_– Pozwól, że się z tobą nie zgodzę. Jesteś wspaniałą matką, nawet jeśli czasami zdarzy ci się wyjść z roli. Chcesz dla swoich dzieci jak najlepiej, a masz prawo popełniać błędy._
_– Ty ich nie popełniasz – przerwała mu._
_– Ze mną jest trochę inaczej. Wiem, co złego może się wydarzyć, ale po prostu nie mogę niczego odwrócić. Nie mogę cofnąć tego, co się wydarzyło, nie mogę zmienić nic, co zostało zapisane w DNA. Nikt nie może. Dlatego gdy ktokolwiek popełnia jakieś błędy, musi liczyć się z konsekwencjami. I ja, i ty, i nasza córka Natura, i te bąki, które zaraz przyjdą na świat._
_– Zaraz? – jęknęła E., a po chwili w przestrzeni rozległ się wrzask._
_– Gdzie się pchasz? Ja jestem pierwszy! Przesuń się i daj mi wyjść! Mój czas nadchodzi!!!_
***
– Tym sposobem pojawili się Bóg i Szatan. I żeby nie było nieporozumień, Bóg zjawił się pierwszy. – Izydoriusz umilkł i tylko patrzył na mnie.
– Czekaj, czekaj! – Chwilę zeszło, zanim zebrałam myśli. – Mam pytania.
– Zaczęło się – mruknął, ale chyba był zadowolony.
– Pytanie pierwsze – podniosłam do góry kciuk. – Czy to nie powinni być szatan i anioł?
– Jak na ateistkę, za jaką się uważasz, jesteś dość przywiązana do doktryny chrześcijańskiej – zakpił. – Nie, to nieprawda, Szatan nie jest upadłym aniołem. Bóg i Szatan to bliźniacy, synowie Wszechświata i Energii. Podzielili się rolami, a dlaczego? O tym dowiesz się z czasem.
– Poczekam. Ciekawa jestem, jak z tego wybrniesz – pozwoliłam sobie na lekki sceptycyzm. – Drugie pytanie – wywaliłam palec wskazujący do góry. – Jakiego boga masz na myśli? Boga Boga czy boga Allaha, boga Jahwe czy boga Ra? A może boga Zeusa? Przepraszam tego, którego pominęłam, ale za dużo ich było. Który z nich jest synem Wszechświata i Energii?
– Bóg – uśmiechnął się Izydoriusz. – Po prostu Bóg. Narodził się jeden. Tylko jeden! To ludzie zaczęli go nazywać po swojemu, ale on był tylko jeden.Ciąg dalszy zapewne nastąpi...
Jestem ukochanym dzieckiem Wszechświata i Energii. Gdy przyszłam na świat, dostałam od nich wspaniały posag. Wszechświat obdarował mnie mądrością i dobrocią oraz połączył złocistą nitką z trzema najważniejszymi siostrami: Wiarą, Nadzieją i Miłością.
Energia rozpaliła w mojej duszy niekończące się światło. Nawet jeśli czasem przygasa, po chwili odradza się jak Feniks z popiołów i goreje za każdym razem większym blaskiem.
Dostałam też od nich Wolność, Wolną Wolę i Prawo Wyboru. Dzięki temu to ja decyduję o swoim życiu. W moim DNA jest wszystko, ale ja wybieram to, co najlepsze: Piękno, Uczciwość, Prawdę, Pasje, Kreatywność.
Kocham swoje życie i codziennie wzrastam. Przyjmuję każde dobro, które do mnie przychodzi. Moja miłość promieniuje na cały świat. A świat to my. Ja, Ty, On, Ona, Oni. Tamci też. Nie mam uprzedzeń, nie oceniam NIKOGO, nie krytykuję. Wszyscy są ważni i moja miłość idzie do każdego. Jestem pewna, że pod wpływem miłości każdy może rozniecić w sobie światło, które dostał przy narodzinach od Energii, a wtedy będziemy mogli uleczyć cały świat.
Wszyscy jesteśmy ukochanym dziećmi Wszechświata i Energii. Idźmy w życie z Mądrością i Dobrocią, rozświetleni Miłością, która tak pięknie się mnoży, gdy się ją dzieli.