- promocja
Gdziekolwiek jesteś, bądź - ebook
Gdziekolwiek jesteś, bądź - ebook
Wciąż się gdzieś spieszysz. Czy potrafisz zatrzymać się w życiu choć na chwilę? Czy może to być właśnie ta chwila? Co by się stało, gdybyś to zrobił?
Naturalna prostota oznacza, że jednego dnia odwiedzam mniej miejsc, oglądam mniej, dzięki czemu mogę zobaczyć więcej, działam mniej, dzięki czemu mogę zrobić więcej, zdobywam mniej, dzięki czemu mogę więcej mieć. Wszystko się ze sobą wiąże. W zorganizowanym chaosie życia rodzinnego ze wszystkimi jego wymaganiami i odpowiedzialnością, rozczarowaniami i niezrównanymi darami, pojawia się aż nadto drobnych sposobności do praktykowania prostoty.
Być może najbardziej „duchowa” rzecz, jaką każdy z nas może robić, to po prostu patrzeć własnymi oczami, dostrzegać całość, postępować uczciwie i z dobrocią.
Kategoria: | Poradniki |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-659-2 |
Rozmiar pliku: | 2,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Serdecznie dziękuję Myli Kabat-Zinn, Sarah Doering, Larry’emu Rosenbergowi, Johnowi Millerowi, Danielle Levi Alvares, Randy’emu Paulsenowi, Martinowi Diskinowi, Dennisowi Humphreyowi i Ferrisowi Urbanowskiemu, którzy przeczytali pierwsze szkice tej pracy, dzieląc się ze mną cennymi spostrzeżeniami i dodając mi otuchy. Wdzięczny jestem także Trudzie i Barry’emu Silversteinom, dzięki którym w okresie najbardziej intensywnej pracy mogłem przebywać na ranczu Rocky Horse, oraz Jasonowi i Wendy Cookom, którzy podczas tych wspaniałych dni dali mi poznać smak Dzikiego Zachodu. Szczególne podziękowania należą się redaktorom tej książki, Bobowi Millerowi i Mary Ann Naples, za ich niezachwiane dążenie do doskonałości i przyjemność pracy z nimi. Dziękuję wreszcie rodzinie Hyperionów – moim agentom literackim, Patricii Van der Leun, Dorothy Schmiderer Baker, która zaprojektowała układ książki, oraz Beth Maynard, autorce opracowania graficznego, za uwagę i troskliwość okazane przy pracy nad tym dziełem.Wprowadzenie
Czy wiesz o tym? Wszystko sprowadza się do tego, że dokądkolwiek idziesz, jesteś tam, gdzie właśnie kroczysz. Cokolwiek kończysz, jest tym, co właśnie ukończyłeś. O czymkolwiek myślisz w tej chwili, jest tym, co cię zaprząta. Cokolwiek się zdarzyło, już się zdarzyło. Ważne jest to, co zamierzasz z tym zrobić. Innymi słowy: „Co teraz?”.
Czy ci się to podoba, czy nie, naprawdę musisz troszczyć się tylko o tę chwilę. Wszyscy jednak zbyt często postępujemy tak, jakbyśmy wciąż zapominali, że jesteśmy właśnie _tutaj_ i właśnie w _tej_ sytuacji. W każdej chwili znajdujemy się na skrzyżowaniu tu i teraz. Ale gdy miejsce, w którym jesteśmy, niknie w obłoku zapomnienia, natychmiast się gubimy. „Co teraz?” staje się prawdziwym problemem.
Zagubieniem nazywam chwilową utratę kontaktu ze sobą samym i z pełnią swoich możliwości. W zamian pogrążamy się w mechanicznym patrzeniu, mechanicznym myśleniu i mechanicznym działaniu. W takich chwilach zrywamy łączność z tym, co w nas najgłębsze i co stwarza być może najwspanialsze sposobności dla naszej inwencji, uczenia się i rozwoju. Jeśli nie jesteśmy uważni, takie chwile braku jasności mogą przedłużać się i wypełnić nam większość życia.
Aby naprawdę znaleźć się tam, gdzie jesteśmy, gdziekolwiek to jest, musimy zatrzymać się w swoim doświadczeniu na czas wystarczająco długi, by mogła w nas wniknąć obecna chwila; na czas wystarczająco długi, by prawdziwie _poczuć_ obecną chwilę, ujrzeć ją w pełni, uświadomić sobie i w ten sposób lepiej poznać i zrozumieć. Tylko wówczas możemy przyjąć prawdę o tej chwili naszego życia, wyciągnąć z niej naukę i ruszyć dalej. Często jednak pochłania nas przeszłość, to, co już minęło, albo przyszłość, która jeszcze nie nastała. Szukamy jakiegoś innego miejsca, gdzie, jak ufamy, rzeczy potoczą się lepiej, szczęśliwiej, przyjmą obrót bliższy naszym pragnieniom, albo znowu będzie tak jak kiedyś. Przeważnie tylko częściowo uświadamiamy sobie to wewnętrzne napięcie, jeśli w ogóle. Co więcej, również tylko częściowo świadomi jesteśmy tego, co w istocie robimy w swoim życiu i ze swoim życiem oraz jak nasze działania i, na mniej uchwytnym poziomie, nasze myśli wpływają na to, co widzimy i czego nie widzimy, co robimy i czego nie robimy.
Na przykład zwykle zupełnie nieświadomie zakładamy, że nasze sądy – pojęcia i opinie, które żywimy w danej chwili – są „prawdą” o tym, co jest „tam” w świecie i „tutaj” w naszych umysłach. A na ogół tak nie jest.
Drogo płacimy za to błędne i niesprawdzone założenie, za nasze nieomal umyślne lekceważenie bogactwa obecnych chwil. Przypomina to skażenie radioaktywne, które niepostrzeżenie wciąż narasta i coraz silniej wpływa na nasze życie, a my nic o tym nie wiemy albo jesteśmy wobec niego całkowicie bezradni. Możemy nigdy nie być naprawdę tam, gdzie właśnie jesteśmy, nigdy nie osiągnąć pełni swoich możliwości. Zamiast tego zamykamy się w urojeniu, że wiemy, kim jesteśmy, że wiemy, gdzie jesteśmy i dokąd zmierzamy, że wiemy, co się dzieje – nieustannie spowici w myśli, fantazje i impulsy, przeważnie dotyczące przeszłości i przyszłości, tego, czego pragniemy i co lubimy, oraz tego, czego lękamy się i czego nie lubimy. Wszystko to ciągnie się nieprzerwanie, przesłaniając nam drogę i grunt, na którym stoimy.
Książka, którą właśnie masz w rękach, mówi o budzeniu się z takich snów i z koszmarów, w które one często się zmieniają. Jeśli nie wiesz, że pogrążony jesteś w takim śnie, to znajdujesz się w stanie zwanym przez buddystów „ignorancją” lub nieuważnością. Uświadamianie sobie tej niewiedzy zwane jest „uważnością”. Obudzenie się z tego snu jest celem medytacji, systematycznego doskonalenia przytomności, świadomości obecnej chwili. Budzenie się związane jest nierozdzielnie z tym, co moglibyśmy nazwać „mądrością”, głębszym zrozumieniem przyczyny i skutku oraz wzajemnego powiązania rzeczy, dzięki czemu nie jesteśmy już uwięzieni w owładniętej snem rzeczywistości, którą sami stworzyliśmy. Jeśli chcemy znaleźć wyjście z niej, musimy bardziej zważać na tę chwilę, tylko w niej bowiem możemy żyć, rosnąć, czuć i zmieniać się. Musimy stać się bardziej świadomi i zabezpieczyć się przed Scyllą i Charybdą przeszłości i przyszłości i przed światem snu, który one nam oferują w miejsce życia.
Medytacja nie jest czymś dziwacznym i tajemniczym, jak to się często sądzi. Aby medytować, nie musisz stać się jakimś zombie_,_ rośliną, egocentrycznym narcyzem, obserwatorem własnego pępka, „odlotowcem”, czcicielem, entuzjastą, mistykiem albo filozofem Wschodu. Medytacja polega po prostu na tym, by być sobą i wiedzieć co nieco o tym, kim się jest. Ma ci uświadomić, czy ci się to podoba, czy nie, że kroczysz ścieżką; ścieżką, która jest twoim życiem. Medytacja może pomóc nam dostrzec, że ta ścieżka, którą zwiemy naszym życiem, ma kierunek; że zawsze się rozwija, chwila za chwilą; i że to, co dzieje się teraz, w tej chwili, wpływa na to, co zdarzy się potem.
Jeśli to, co dzieje się teraz, wpływa na to, co zdarzy się potem, to czyż nie warto od czasu do czasu rozejrzeć się trochę wokół, żeby mieć nieco pełniejszy kontakt z tym, co się dzieje? Dzięki temu możesz uświadomić sobie swoją wewnętrzną i zewnętrzną postawę, jasno ujrzeć ścieżkę, po której właśnie stąpasz, oraz kierunek, w którym zmierzasz. Czyniąc to, być może uzyskasz możliwość wytyczenia sobie innej ścieżki, bliższej twojej wewnętrznej istocie – ścieżki duszy, ścieżki serca, _twojej_ Ścieżki przez duże Ś. W przeciwnym razie impet twojej nieświadomości w tej chwili zabarwia następną chwilę. Dni, miesiące i lata szybko mijają niezauważone, bezcelowe, niedocenione.
Nic łatwiejszego, niż trwać w sytuacji przypominającej osuwanie się po zamglonym, śliskim stoku prosto do grobu; lub, w chwili jasności, która czasem przed śmiercią rozprasza opary, przebudzić się i zrozumieć, że wszystkie twoje poglądy o tym, jak należy żyć i co jest ważne, były w najlepszym razie niesprawdzonymi półprawdami opartymi na lęku i niewiedzy, jedynie twoimi własnymi tłumiącymi życie ideami; nie była to prawda, a twoje życie nie musiało być takim, jakim było.
Nikt nie może za nas wykonać tej pracy budzenia się, choć nasza rodzina i przyjaciele czasami rozpaczliwie próbują dotrzeć do nas, pomóc nam widzieć jaśniej albo wyrwać nas z zaślepienia. Ale ostatecznie jedynie ty sam możesz przebudzić siebie. Jeśli tego dokonałeś, gdziekolwiek idziesz, tam jesteś. To _twoje_ własne życie odsłania się przed tobą.
U końca długiego życia poświęconego nauczaniu uważności Budda podsumował swą naukę dla uczniów – z których część zapewne liczyła, że ułatwi im znalezienie własnych ścieżek – tymi słowami: „Bądźcie światłem dla siebie”.
W mojej poprzedniej książce, _Full Catastrophe Living_¹, próbowałem przeciętnemu Amerykaninowi udostępnić ścieżkę uważności, tak aby nie uważał jej za coś ezoterycznego, buddyjskiego lub mistycznego, lecz raczej za coś rozsądnego. Uważność wiąże się przede wszystkim z przytomnością i świadomością, które są powszechnymi ludzkimi przymiotami. Ale większość ludzi uważa te zdolności za rzecz naturalną i nie myśli o ich systematycznym rozwijaniu, prowadzącym do samopoznania i mądrości. Medytacja jest procesem, poprzez który pogłębiamy uważność i świadomość, doskonalimy je i czynimy z nich większy praktyczny użytek w życiu.
_Full Catastrophe Living_ można uważać za przewodnik przeznaczony dla ludzi zmagających się z fizycznym lub emocjonalnym bólem albo wytrąconych z równowagi na skutek zbyt silnego stresu. Chciałem nakłonić czytelnika, aby skierował swoją uwagę na rzeczy, które wszyscy tak często ignorujemy, i w ten sposób, poprzez własne bezpośrednie doświadczenie, uświadomił sobie, że mogą istnieć bardzo uzasadnione powody, by wpleść uważność w materię własnego życia.
Nie sugeruję bynajmniej, że uważność jest jakiegoś rodzaju panaceum czy łatwym sposobem na rozwiązanie wszystkich problemów życiowych. Daleki jestem od tego. Nie znam żadnych cudownych recept i, szczerze mówiąc, nie szukam ich. Pełnia życia malowana jest zamaszystymi uderzeniami pędzla. Do zrozumienia i mądrości można dojść wieloma ścieżkami. Każdy z nas staje wobec innych potrzeb i dla każdego co innego jest warte zachodu w życiu. Każdy musi wytyczyć własny szlak, który będzie odpowiadał temu, do czego jest gotowy.
Z pewnością do medytacji musisz być przygotowany. Musisz podjąć ją we właściwej chwili swojego życia, w chwili, gdy jesteś gotowy słuchać uważnie własnego głosu, własnego serca, własnego oddechu – być po prostu obecnym dla nich i z nimi, bez konieczności udawania się gdziekolwiek lub robienia czegoś lepszego czy innego. To ciężka praca.
_Full Catastrophe Living_ napisałem z myślą o ludziach, którzy byli pacjentami naszej Kliniki Łagodzenia Stresu w Ośrodku Medycznym Uniwersytetu Massachusetts. Zachęciły mnie do tego godne uwagi zmiany, jakie zaszły w umysłach i ciałach ludzi, gdy zaprzestali prób rozwiązania bolesnych problemów, które przywiodły ich do kliniki, i podjęli ośmiotygodniowe intensywne ćwiczenia w otwieraniu się i słuchaniu, właściwe praktyce uważności.
Jako mapa podróży _Full Catastrophe Living_ musiała być dostatecznie szczegółowa, by komuś w ciężkim położeniu umożliwić ostrożne nakreślenie własnego szlaku. Musiała odpowiadać na pilne potrzeby zarówno ludzi z poważnymi problemami medycznymi i chronicznym bólem, jak i tych, którzy cierpią w różnego rodzaju stresujących sytuacjach. Musiała więc zawierać znaczną ilość informacji dotyczących stresu i choroby, zdrowia i leczenia oraz obszerne instrukcje do medytacji.
Ta książka jest inna. Pragnę, by wszystkim ludziom, nie tylko tym, których życie jest zdominowane przez stres, ból i chorobę, zapewniała szybki i łatwy dostęp do istoty medytacji uważności i jej zastosowań. Dedykuję ją szczególnie tym, którzy opierają się sztywnym programom, którzy nie lubią, jak im się mówi, co mają robić, ale są wystarczająco zainteresowani uważnością i jej znaczeniem, by za pomocą kilku znalezionych tu i tam porad i sugestii próbować odnaleźć jakiś sens.
Jednocześnie dedykuję ją tym, którzy już praktykują medytację i dążą do tego, by wgląd i poszerzona świadomość wzmacniały i pogłębiały swój wpływ na ich życie. W krótkich rozdziałach tej książki skupiłem się na istocie uważności, zarówno w naszych formalnych próbach praktyki, jak i w wysiłkach wprowadzenia jej we wszystkie aspekty naszego codziennego życia. Każdy rozdział to rzut oka na jedną ściankę wielobocznego diamentu uważności. Drobne obroty tego kryształu spajają kolejne rozdziały w całość. Niektóre mogą brzmieć podobnie, ale każda ścianka jest również inna, niepowtarzalna.
To badanie diamentu uważności dedykuję wszystkim, którzy wytyczają ścieżkę prowadzącą do większej równowagi psychicznej i mądrości. Wymaga to gotowości do głębokiej obserwacji bieżących chwil, bez względu na to, co ze sobą niosą, ze wspaniałomyślnością, życzliwością dla siebie i otwartością wobec wszelkich możliwości.
W części pierwszej badam racjonalne podstawy i tło podjęcia lub pogłębiania praktyki uważności. Zachęcam czytelnika, by na wiele różnych sposobów próbował wprowadzić uważność w swoje życie. W części drugiej badam niektóre podstawowe aspekty formalnej praktyki medytacji. Formalna praktyka to szczególne okresy, w których celowo odkładamy inne zajęcia i stosujemy określone metody rozwijania uważności i koncentracji. W części trzeciej badam zakres zastosowań i perspektywy rozwoju uważności. Niektóre rozdziały wszystkich trzech części kończą się konkretnymi propozycjami włączenia w codzienne życie elementów zarówno formalnej, jak i nieformalnej praktyki uważności. Znajdują się one pod nagłówkiem „SPRÓBUJ”.Czym jest uważność?
Uważność (_mindfulness_) jest starożytną praktyką buddyjską, posiadającą głębokie znaczenie dla współczesnego świata. To znaczenie nie ma nic wspólnego z buddyzmem _per se_ ani z byciem buddystą, lecz wypływa z przebudzenia i życia w harmonii ze sobą i światem; z dociekania, kim jesteśmy, ze zgłębiania naszego poglądu na świat i naszego miejsca w nim, z kształcenia w sobie uznania dla pełni każdej chwili życia. A nade wszystko z utrzymywania kontaktu.
Z buddyjskiego punktu widzenia zwykły stan naszej świadomości jest poważnie ograniczony i ograniczający, przypominając pod wieloma względami bardziej przedłużenie snu niż czuwanie. Medytacja pomaga nam przebudzić się z tego snu mechaniczności i nieświadomości, dzięki czemu możemy korzystać z pełnego zakresu swoich świadomych i nieświadomych możliwości. Mędrcy, jogini i mistrzowie zen przez tysiące lat systematycznie penetrowali to terytorium; nauka, jaką wyciągnęli z tych badań, może stworzyć na Zachodzie dobroczynną przeciwwagę dla właściwych naszej kulturze dążeń do kontrolowania i ujarzmiania natury zamiast uznania, że jesteśmy jej nieodłączną częścią. Ich wspólne doświadczenie wskazuje, że poprzez uważną i systematyczną samoobserwację, służącą wewnętrznemu badaniu własnej natury, a w szczególności natury własnego umysłu, możemy w swoje życie wprowadzić więcej zadowolenia, harmonii i mądrości. Równocześnie proponuje spojrzenie na świat, które dopełnia zasadniczo redukcjonistyczne i materialistyczne podejście dominujące obecnie w zachodnim sposobie myślenia. To spojrzenie nie jest ani wyłącznie „wschodnie”, ani mistyczne. W 1846 roku w Nowej Anglii Thoreau² dostrzegł ten sam problem, związany z naszym zwykłym stanem umysłu, i z wielką pasją pisał o jego niepomyślnych następstwach.
Uważność bywa nazywana sercem buddyjskiej medytacji. Jest to zasadniczo prosta koncepcja, której moc ujawnia się w praktycznym zastosowaniu. Oznacza szczególny rodzaj uwagi: świadomej, skierowanej na obecną chwilę i nieosądzającej. Taka uwaga wykształca wielką świadomość, jasność i akceptację bieżącej sytuacji. Budzi nas do faktu, że życie rozwija się tylko w pojedynczych chwilach. Jeśli przez wiele chwil nie jesteśmy w pełni przytomni, możemy nie tylko przeoczyć to, co najcenniejsze w życiu, ale również możemy nie uświadomić sobie własnych możliwości rozwoju i przemiany.
Zmniejszona świadomość obecnej chwili stwarza nieuchronnie dalsze problemy, również z powodu naszych nieświadomych i automatycznych działań i zachowań, często kierowanych przez głęboko zakorzenione lęki i niepewność. Jeśli nie rozwiązujemy tych problemów, one z czasem rozrastają się i w końcu rodzą uczucie ugrzęźnięcia i braku kontaktu. Skutkiem tego możemy stracić wiarę w możliwość ukierunkowania swoich energii w sposób prowadzący do większego zadowolenia i szczęścia, być może nawet do większego zdrowia.
Uważność pozwala nam w prosty, lecz pewny sposób ruszyć z martwego punktu, ponownie skontaktować się z własną mądrością i witalnością. Daje nam możliwość decydowania o kierunku i jakości naszego życia, włączając w to związki z rodziną, pracą, otoczeniem, całą Ziemią i, co najważniejsze, związek ze sobą samym jako osobą.
Kluczem do tej ścieżki, leżącej u korzeni buddyzmu, taoizmu i jogi, którą znajdujemy również w pracach takich ludzi jak Emerson, Thoreau i Whitman oraz w mądrości rdzennych mieszkańców Ameryki, jest docenienie obecnej chwili i pielęgnowanie bliskiego z nią związku poprzez nieustanne obserwowanie jej z troską i wnikliwością. Jest to dokładne przeciwieństwo postawy traktującej życie jako coś oczywistego.
Prostą konsekwencją nawyku ignorowania chwil obecnych na rzecz tych, które mają dopiero nadejść, jest dotkliwy brak świadomości wątku życia, w który jesteśmy wpleceni. Oznacza to również brak świadomości i zrozumienia własnego umysłu oraz jego wpływu na nasze postrzeganie i postępowanie. Drastycznie ogranicza to nasze zrozumienie własnego człowieczeństwa, naszych związków z innymi i otaczającym nas światem. Tradycyjnie obszarem takich fundamentalnych dociekań duchowych była religia. Uważność jednak niewiele ma wspólnego z religią, jeśli pominąć najbardziej podstawowe znaczenie tego słowa, które wskazuje na usiłowanie przeniknięcia głębokiej tajemnicy życia i uznania swego ścisłego związku ze wszystkim, co istnieje.
Kiedy podtrzymujemy uważność w sposób otwarty, nie ulegając swoim chęciom i niechęciom, opiniom i uprzedzeniom, wyobrażeniom i oczekiwaniom, otwierają się nowe szanse i mamy okazję uwolnienia się z kajdan nieświadomości.
Dla mnie uważność jest po prostu sztuką świadomego życia. Żeby ją uprawiać, nie musisz być buddystą czy joginem. W istocie, jeśli wiesz cokolwiek o buddyzmie, to rozumiesz, że najważniejszą sprawą jest być sobą i nie próbować stać się czymś innym, niż jesteś. Buddyzm polega w gruncie rzeczy na utrzymywaniu kontaktu ze swoją najgłębszą naturą i pozwalaniu, by ona swobodnie z nas wypływała; na przebudzeniu się i widzeniu rzeczy takimi, jakimi są. Słowo „budda” oznacza po prostu kogoś, kto przebudził się do swojej własnej natury.
Dlatego uważność nie będzie sprzeczna z żadną wiarą czy tradycją – religijną bądź naukową – ani nie będzie próbowała niczego ci sprzedać, szczególnie nowego systemu wiary albo ideologii. Jest jedynie praktycznym sposobem utrzymywania ściślejszego kontaktu z pełnią naszego istnienia przez systematyczny proces samoobserwacji, badania siebie i świadomego działania. Nie ma w niej niczego zimnego, analitycznego ani nieczułego. Praktykę uważności znamionuje ton łagodny, rozumiejący i ożywczy. Można by ją również określić jako „serdeczność”.
* * *
Pewien uczeń powiedział: „Kiedy byłem buddystą, doprowadzałem swoich rodziców i przyjaciół do szału, ale odkąd jestem buddą, nikogo nie denerwuję”.Prosta, lecz niełatwa
Choć praktyka uważności może być prosta, niekoniecznie musi być łatwa. Uważność wymaga wysiłku i dyscypliny, z tego prostego powodu, że siły przeciwstawiające się uważności, mianowicie nasza nawykowa nieświadomość i mechaniczność, działają z wielką uporczywością. Są tak mocne i tak dalece wymykają się naszej kontroli, że podtrzymanie prób świadomego chwytania chwil i zachowanie uważności wymaga wewnętrznego zaangażowania i pewnego rodzaju pracy. Ale jest to praca przynosząca głębokie zadowolenie, ponieważ styka nas z wieloma aspektami życia, które nawykowo przeoczamy i tracimy.
Jest to również praca oświecająca i wyzwalająca. Oświecająca, ponieważ dosłownie pozwala nam jaśniej widzieć i dzięki temu głębiej zrozumieć te obszary naszego życia, z którymi nie mamy kontaktu lub których nie chcemy dostrzec. Może to oznaczać zetknięcie z głębokimi emocjami – takimi jak żal, smutek, poczucie krzywdy, gniew i lęk – których zwykle nie dopuszczamy do świadomości lub którym nie pozwalamy się wyrazić. Uważność może również pomóc nam uznać wartość takich uczuć jak radość, spokój i szczęście, które często mijają niespostrzeżone i niedocenione. Jest to praca wyzwalająca, ponieważ dzięki niej zaczynamy w nowy sposób istnieć w swoim ciele i w świecie, co może wyzwolić nas z kolein, w które tak często wpadamy. Stwarza również nowe możliwości, gdyż ten sposób utrzymywania uwagi otwiera drogę do ukrytych w nas głęboko zasobów inwencji, inteligencji, wyobraźni, bystrości, zdecydowania i mądrości.
Szczególnie łatwo umyka naszej świadomości fakt, że myślimy w istocie bez przerwy. Nieustanny strumień myśli płynący przez nasz umysł pozostawia bardzo mało miejsca dla wewnętrznej ciszy. Prawie nigdy nie pozwalamy sobie po prostu być, bez kręcenia się w kołowrocie nieustannej aktywności. Zbyt często nasze działania nie są świadome, lecz wymuszane przez całkowicie zwyczajne myśli i impulsy płynące przez umysł jak rwąca rzeka, jeśli nie jak wodospad. Ten strumień porywa nas i w końcu zatapia, niosąc w miejsca, do których może nie chcemy trafić lub nawet nie wiemy, że do nich zmierzamy.
Medytacja uczy nas, jak wydostać się z tego strumienia, usiąść na jego brzegu, słuchać go i uczyć się od niego, a potem użyć jego energii, by prowadził nas, zamiast zadręczać. Ten proces nie przebiega sam z siebie, w magiczny sposób. Wymaga energii. Taki wysiłek doskonalenia swojej zdolności do bycia w obecnej chwili zwiemy „praktyką” lub „praktyką medytacji”.
* * *
Pytanie: Jak mogę rozplatać powikłanie znajdujące się całkowicie poniżej poziomu mojej świadomości?
Nisargadatta: Poprzez bycie ze sobą… Poprzez obserwowanie siebie w codziennym życiu z czujnym zainteresowaniem, z intencją zrozumienia, a nie osądzania, z pełną akceptacją wszystkiego, co może się pojawić, zachęcasz to, co spoczywa głęboko, by wydostało się na powierzchnię i uwalniając uwięzione energie, wzbogaciło twoje życie i świadomość. To wielka praca świadomości, która przez zrozumienie natury życia i umysłu usuwa przeszkody i uwalnia energie. Inteligencja jest bramą wolności, a czujna uwaga jest matką inteligencji.
NISARGADATTA MAHARAJ: _I Am That_Zatrzymanie
Rozpowszechnione jest przekonanie, że medytacja jest jakimś szczególnym rodzajem aktywności, ale nie jest to zupełnie słuszne. Medytacja jest czymś całkowicie naturalnym. Czasami mówimy żartem: „Po prostu siedź i nic nie rób”. Ale medytacja nie polega również na samym siedzeniu. Trzeba zatrzymać się i być obecnym, to wszystko. Przez większość czasu biegamy w koło i coś robimy. Czy potrafisz zatrzymać się w swoim życiu, choćby tylko na chwilę? Czy może to być właśnie ta chwila? Co by się stało, gdybyś to zrobił?
Dobrym sposobem na zatrzymanie tej całej aktywności jest przejście na chwilę w „stan bycia”. Myśl, że jesteś wiecznym obserwatorem, że jesteś ponadczasowy. Jedynie obserwuj tę chwilę, w żaden sposób nie próbując jej zmienić. Co się dzieje? Co czujesz? Co widzisz? Co słyszysz? Zabawne jest to, że gdy tylko się zatrzymasz, natychmiast odnajdujesz siebie, tutaj. Rzeczy stają się prostsze. W pewnym sensie jest tak, jakbyś zmarł, a świat toczy się dalej. Gdybyś naprawdę umarł, natychmiast zniknęłyby wszystkie twoje zobowiązania i przestałbyś być za cokolwiek odpowiedzialny. Wszystko jakoś by dobiegło końca bez ciebie. Nikt inny nie może przejąć twojego niepowtarzalnego harmonogramu zajęć. On zmarłby lub zniknął wraz z tobą, tak jak to było z każdym innym zmarłym człowiekiem. Nie traktuj więc go z taką śmiertelną powagą.
Skoro tak, to może nie musisz akurat teraz wykonać jeszcze jednej rozmowy telefonicznej, nawet jeśli sądzisz, że musisz. Może nie musisz akurat teraz czegoś przeczytać albo załatwić jeszcze jednej sprawy. Jeśli, wciąż żyjąc, pozwolisz sobie rozmyślnie na kilka chwil „umrzeć” dla naporu czasu, to znajdziesz czas dla obecnej chwili. Tak „umierając”, naprawdę stajesz się bardziej żywy teraz. Możesz to osiągnąć, zatrzymując się. Nie ma to nic wspólnego z biernością. A kiedy postanowisz znowu ruszyć, będzie to już inny rodzaj ruchu, ponieważ się zatrzymałeś. Dzięki zatrzymaniu ruch staje się żywszy, bogatszy, konkretniejszy. Pomaga ono utrzymać we właściwej perspektywie wszystkie rzeczy, o które się martwimy i z którymi czujemy się nieswojo. Ono nas prowadzi.
SPRÓBUJ:
Od czasu do czasu w ciągu dnia zatrzymaj się, usiądź i zwróć uwagę na swój oddech. Może to trwać pięć minut lub pięć sekund. Pozwól sobie w pełni zaakceptować obecną chwilę, łącznie ze swoim samopoczuciem i tym, co się wokół ciebie dzieje. W tym czasie nie próbuj niczego zmienić, jedynie oddychaj i pozwól wszystkiemu płynąć. Porzuć myśl, że w tej chwili coś powinno być inaczej; zgódź się w umyśle i sercu, by ta chwila była właśnie taką, jaką jest, i pozwól sobie być właśnie takim, jakim jesteś. Potem, gdy będziesz gotowy, idź tam, gdzie ci serce wskazuje, z uwagą i zdecydowaniem.To jest Tym
Rysunek w piśmie „New Yorker”: dwóch mnichów zen w szatach i z ogolonymi głowami, jeden młody, drugi stary, siedzi obok siebie ze skrzyżowanymi nogami na podłodze. Młodszy patrzy z pewnym zakłopotaniem na starszego, który zwraca się w jego stronę i mówi: „Nic się nie dzieje potem. To jest Tym”.
To prawda. Normalnie, gdy podejmujemy jakieś działania, jest rzeczą zupełnie naturalną, że oczekujemy odpowiedniego wyniku swoich wysiłków. Chcemy ujrzeć rezultaty, choćby miało to być tylko przyjemne uczucie. Jedynym znanym mi wyjątkiem od tej reguły jest medytacja. Medytacja jest jedyną intencjonalną, systematyczną ludzką aktywnością, która w gruncie rzeczy dąży do tego, byśmy _nie_ próbowali udoskonalić siebie ani nie starali się dotrzeć gdzie indziej, lecz po prostu uświadomili sobie, gdzie jesteśmy teraz. Może właśnie na tym polega jej wartość. Być może każdy powinien robić w swoim życiu choć jedną rzecz tylko dla niej samej.
Ale nazywanie medytacji „czynnością” nie jest właściwe. Lepszym określeniem jest „bycie”. Gdy rozumiemy, że „To jest Tym”, możemy puścić przeszłość i przyszłość i przebudzić się do tego, czym jesteśmy teraz, w tej chwili.
Ludzie na ogół nie chwytają tego od razu. Chcą medytować, żeby się zrelaksować, doświadczyć jakiegoś szczególnego stanu, stać się kimś lepszym, zmniejszyć stres albo ból, przełamać stare nawyki i wzorce, osiągnąć wolność albo oświecenie. Są to wszystko słuszne powody, by podjąć praktykę medytacji, ale staną się źródłem problemów, jeśli będziesz oczekiwał takich rezultatów tylko dlatego, że teraz medytujesz. Ogarnie cię pragnienie „szczególnego doświadczenia” albo będziesz wciąż oczekiwał oznak postępu i jeśli wkrótce nie poczujesz czegoś niezwykłego, możesz zacząć wątpić w ścieżkę, którą wybrałeś, albo zastanawiać się, czy „robisz to dobrze”.
Gdy czegoś się uczysz, takie nastawienie jest zazwyczaj zupełnie słuszne. Oczywiście, żeby coś kontynuować, musisz dostrzegać jakiś postęp. Ale z medytacją jest inaczej. Z punktu widzenia medytacji każdy stan jest szczególny, każda chwila jest szczególna.
Kiedy porzucamy pragnienie, aby w tej chwili działo się coś innego, w znaczący sposób zbliżamy się do spotkania z tym, co jest tu i teraz. Oczekując, że coś osiągniemy albo rozwiniemy się w jakiś sposób, jedynie cofamy się z miejsca, w którym stoimy. Jeśli nie wiemy naprawdę, gdzie stoimy – a jest to wiedza płynąca bezpośrednio z doskonalenia uważności – to możemy jedynie kręcić się w kółko, mimo wszystkich naszych wysiłków i oczekiwań. Jeśli zatem – w praktyce medytacji – chcemy gdzieś dotrzeć, najlepiej jest zaprzestać wszelkich prób dotarcia gdziekolwiek.
* * *
Kiedy twojego umysłu nie przesłaniają rzeczy zbędne,
Jest to najlepszy czas w twoim życiu.
WU-MEN
SPRÓBUJ:
Od czasu do czasu przypominaj sobie: „To jest Tym”. Zastanów się, czy istnieje w ogóle coś, do czego nie można by zastosować tej maksymy. Pamiętaj, że akceptacja obecnej chwili nie ma nic wspólnego z rezygnacją w obliczu zdarzeń. Oznacza jedynie zdecydowane uznanie, że _dzieje się to, co się dzieje._ Akceptacja nie mówi ci, co masz robić. Co będzie potem, jaką podejmiesz decyzję – to musi wypłynąć z twojego zrozumienia Chwili. Możesz próbować działać z głębokiego przekonania, że „To jest Tym”. Czy to wpływa na twoje działania lub reakcje? Czy jesteś w stanie uznać fakt, że w bardzo realnym sensie to może być naprawdę twój najlepszy czas, najlepsza chwila twojego życia? Gdyby tak było, co by to oznaczało dla ciebie?Chwytanie chwil
Zachowywanie przytomności jest najskuteczniejszym sposobem chwytania chwil. W ten sposób doskonalimy uważność. Uważność oznacza, że jesteśmy obudzeni. Oznacza, że wiemy, co robimy. Ale kiedy zaczynamy skupiać się, na przykład na tym, czego pragnie nasz umysł, zwykle szybko znowu stajemy się nieświadomi, wpadamy w mechaniczną nieuważność. Częstą przyczyną tych zaników świadomości jest wir niezadowolenia z tego, co widzimy lub czujemy w tej chwili, z czego rodzi się pragnienie, żeby pojawiło się coś innego, żeby nastąpiła jakaś zmiana.
Sam możesz łatwo zauważyć skłonność umysłu do uciekania od obecnej chwili. Próbuj po prostu utrzymać uwagę skupioną na jakimś obiekcie, choćby przez krótki czas. Przekonasz się, że doskonaląc uważność, musisz wciąż pamiętać, aby być obudzonym i świadomym. Musisz przypominać sobie, żeby patrzeć, czuć, być. To takie proste… Być czujnym z chwili na chwilę, utrzymywać świadomość w strumieniu nieskończonych chwil, być tutaj, teraz.
SPRÓBUJ:
Zapytaj siebie w tej chwili: „Czy jestem obudzony? Gdzie jest mój umysł teraz?”.Świadomość oddechu
Dobrze jest mieć ognisko uwagi, linę kotwiczną, która wiąże nas z obecną chwilą i nie pozwala umysłowi odejść zbyt daleko. Bardzo dobrze służy temu celowi oddech. Może być prawdziwym sprzymierzeńcem. Kierując uwagę na oddech, przypominamy sobie, że jesteśmy tu i teraz, dzięki czemu możemy być również w pełni świadomi wszystkiego, co się dzieje.
Oddech może pomóc nam w chwytaniu chwil. Zadziwiające jest, że większość ludzi tego nie wie. Przecież oddech jest zawsze z nami, tuż pod naszym nosem. Zdawałoby się, że moglibyśmy choćby przez zwykły przypadek odkryć kiedyś jego użyteczność. Istnieje nawet powiedzenie: „Nie miałem czasu odetchnąć” (albo „złapać oddechu”), które ma dać nam do zrozumienia, że chwile mogą być w interesujący sposób powiązane z oddechem.
Aby kształcić uważność przy pomocy oddechu, wystarczy dostroić się do odczucia, jakie wraz z nim powstaje… Do odczucia oddechu wchodzącego w ciało i oddechu wychodzącego z ciała. To wszystko. Po prostu odczuwaj oddech. Oddychaj i wiedz, że oddychasz. Nie znaczy to, że masz oddychać głęboko albo na siłę, próbować odczuwać coś szczególnego albo zastanawiać się, czy robisz to dobrze. Nie znaczy to również, że masz myśleć o swoim oddechu. Chodzi jedynie o jasną świadomość wchodzącego i wychodzącego oddechu.
To nie musi trwać długo. Powrót do obecnej chwili za pomocą oddechu nie wymaga czasu, a jedynie zmiany w ukierunkowaniu uwagi. Jeśli jednak dasz sobie trochę czasu, by zebrać chwile świadomości razem, oddech za oddechem, chwila za chwilą – czekają cię wielkie przygody.
Kabir mówi: Uczniu, powiedz mi, czym jest Bóg?
On jest oddechem w oddechu.
KABIR
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
1.
Wydanie polskie: _Życie, piękna katastrofa_, wydawnictwo Czarna Owca, Warszawa 2013.
2.
Henry David Thoreau (1817–1862) był jednym z czołowych przedstawicieli transcendentalizmu, prądu filozoficzno-religijnego rozwijającego się w połowie XIX w. na wschodzie USA. Poczynając od roku 1845 spędził dwa lata samotnie wśród lasów nad jeziorem Walden w stanie Massachusetts, poświęcając się prostym pracom fizycznym, kontemplacji, obserwacji życia przyrody i pracy umysłowej. Swoje wglądy i przemyślenia z tego okresu zawarł w głośnym zbiorze esejów _Walden, or Life in Woods,_ wydanym w 1854 r. (wydanie polskie: _Walden, czyli życie w lesie,_ przekład Haliny Cieplińskiej, PIW 1991) (przyp. red. pol.).