Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Gdziekolwiek jesteś, bądź - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
26 stycznia 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Gdziekolwiek jesteś, bądź - ebook

Wciąż się gdzieś spieszysz. Czy potrafisz zatrzymać się w życiu choć na chwilę? Czy może to być właśnie ta chwila? Co by się stało, gdybyś to zrobił?

Naturalna prostota oznacza, że jednego dnia odwiedzam mniej miejsc, oglądam mniej, dzięki czemu mogę zobaczyć więcej, działam mniej, dzięki czemu mogę zrobić więcej, zdobywam mniej, dzięki czemu mogę więcej mieć. Wszystko się ze sobą wiąże. W zorganizowanym chaosie życia rodzinnego ze wszystkimi jego wymaganiami i odpowiedzialnością, rozczarowaniami i niezrównanymi darami, pojawia się aż nadto drobnych sposobności do praktykowania prostoty.

Być może najbardziej „duchowa” rzecz, jaką każdy z nas może robić, to po prostu patrzeć własnymi oczami, dostrzegać całość, postępować uczciwie i z dobrocią.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-659-2
Rozmiar pliku: 2,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Ser­decz­nie dzię­kuję Myli Kabat-Zinn, Sarah Doering, Larry’emu Rosen­ber­gowi, Joh­nowi Mil­le­rowi, Danielle Levi Alva­res, Randy’emu Paul­se­nowi, Mar­ti­nowi Diski­nowi, Den­ni­sowi Hum­ph­rey­owi i Fer­ri­sowi Urba­now­skiemu, któ­rzy prze­czy­tali pierw­sze szkice tej pracy, dzie­ląc się ze mną cen­nymi spo­strze­że­niami i doda­jąc mi otu­chy. Wdzięczny jestem także Tru­dzie i Barry’emu Silver­ste­inom, dzięki któ­rym w okre­sie naj­bar­dziej inten­syw­nej pracy mogłem prze­by­wać na ran­czu Rocky Horse, oraz Jaso­nowi i Wendy Cookom, któ­rzy pod­czas tych wspa­nia­łych dni dali mi poznać smak Dzi­kiego Zachodu. Szcze­gólne podzię­ko­wa­nia należą się redak­to­rom tej książki, Bobowi Mil­le­rowi i Mary Ann Naples, za ich nie­za­chwiane dąże­nie do dosko­na­ło­ści i przy­jem­ność pracy z nimi. Dzię­kuję wresz­cie rodzi­nie Hype­rio­nów – moim agen­tom lite­rac­kim, Patri­cii Van der Leun, Doro­thy Schmi­de­rer Baker, która zapro­jek­to­wała układ książki, oraz Beth May­nard, autorce opra­co­wa­nia gra­ficz­nego, za uwagę i tro­skli­wość oka­zane przy pracy nad tym dzie­łem.Wprowadzenie

Czy wiesz o tym? Wszystko spro­wa­dza się do tego, że dokąd­kol­wiek idziesz, jesteś tam, gdzie wła­śnie kro­czysz. Cokol­wiek koń­czysz, jest tym, co wła­śnie ukoń­czy­łeś. O czym­kol­wiek myślisz w tej chwili, jest tym, co cię zaprząta. Cokol­wiek się zda­rzyło, już się zda­rzyło. Ważne jest to, co zamie­rzasz z tym zro­bić. Innymi słowy: „Co teraz?”.

Czy ci się to podoba, czy nie, naprawdę musisz trosz­czyć się tylko o tę chwilę. Wszy­scy jed­nak zbyt czę­sto postę­pu­jemy tak, jak­by­śmy wciąż zapo­mi­nali, że jeste­śmy wła­śnie _tutaj_ i wła­śnie w _tej_ sytu­acji. W każ­dej chwili znaj­du­jemy się na skrzy­żo­wa­niu tu i teraz. Ale gdy miej­sce, w któ­rym jeste­śmy, nik­nie w obłoku zapo­mnie­nia, natych­miast się gubimy. „Co teraz?” staje się praw­dzi­wym pro­ble­mem.

Zagu­bie­niem nazy­wam chwi­lową utratę kon­taktu ze sobą samym i z peł­nią swo­ich moż­li­wo­ści. W zamian pogrą­żamy się w mecha­nicz­nym patrze­niu, mecha­nicz­nym myśle­niu i mecha­nicz­nym dzia­ła­niu. W takich chwi­lach zry­wamy łącz­ność z tym, co w nas naj­głęb­sze i co stwa­rza być może naj­wspa­nial­sze spo­sob­no­ści dla naszej inwen­cji, ucze­nia się i roz­woju. Jeśli nie jeste­śmy uważni, takie chwile braku jasno­ści mogą prze­dłu­żać się i wypeł­nić nam więk­szość życia.

Aby naprawdę zna­leźć się tam, gdzie jeste­śmy, gdzie­kol­wiek to jest, musimy zatrzy­mać się w swoim doświad­cze­niu na czas wystar­cza­jąco długi, by mogła w nas wnik­nąć obecna chwila; na czas wystar­cza­jąco długi, by praw­dzi­wie _poczuć_ obecną chwilę, ujrzeć ją w pełni, uświa­do­mić sobie i w ten spo­sób lepiej poznać i zro­zu­mieć. Tylko wów­czas możemy przy­jąć prawdę o tej chwili naszego życia, wycią­gnąć z niej naukę i ruszyć dalej. Czę­sto jed­nak pochła­nia nas prze­szłość, to, co już minęło, albo przy­szłość, która jesz­cze nie nastała. Szu­kamy jakie­goś innego miej­sca, gdzie, jak ufamy, rze­czy poto­czą się lepiej, szczę­śli­wiej, przyjmą obrót bliż­szy naszym pra­gnie­niom, albo znowu będzie tak jak kie­dyś. Prze­waż­nie tylko czę­ściowo uświa­da­miamy sobie to wewnętrzne napię­cie, jeśli w ogóle. Co wię­cej, rów­nież tylko czę­ściowo świa­domi jeste­śmy tego, co w isto­cie robimy w swoim życiu i ze swoim życiem oraz jak nasze dzia­ła­nia i, na mniej uchwyt­nym pozio­mie, nasze myśli wpły­wają na to, co widzimy i czego nie widzimy, co robimy i czego nie robimy.

Na przy­kład zwy­kle zupeł­nie nie­świa­do­mie zakła­damy, że nasze sądy – poję­cia i opi­nie, które żywimy w danej chwili – są „prawdą” o tym, co jest „tam” w świe­cie i „tutaj” w naszych umy­słach. A na ogół tak nie jest.

Drogo pła­cimy za to błędne i nie­spraw­dzone zało­że­nie, za nasze nie­omal umyślne lek­ce­wa­że­nie bogac­twa obec­nych chwil. Przy­po­mina to ska­że­nie radio­ak­tywne, które nie­po­strze­że­nie wciąż nara­sta i coraz sil­niej wpływa na nasze życie, a my nic o tym nie wiemy albo jeste­śmy wobec niego cał­ko­wi­cie bez­radni. Możemy ni­gdy nie być naprawdę tam, gdzie wła­śnie jeste­śmy, ni­gdy nie osią­gnąć pełni swo­ich moż­li­wo­ści. Zamiast tego zamy­kamy się w uro­je­niu, że wiemy, kim jeste­śmy, że wiemy, gdzie jeste­śmy i dokąd zmie­rzamy, że wiemy, co się dzieje – nie­ustan­nie spo­wici w myśli, fan­ta­zje i impulsy, prze­waż­nie doty­czące prze­szło­ści i przy­szło­ści, tego, czego pra­gniemy i co lubimy, oraz tego, czego lękamy się i czego nie lubimy. Wszystko to cią­gnie się nie­prze­rwa­nie, prze­sła­nia­jąc nam drogę i grunt, na któ­rym sto­imy.

Książka, którą wła­śnie masz w rękach, mówi o budze­niu się z takich snów i z kosz­ma­rów, w które one czę­sto się zmie­niają. Jeśli nie wiesz, że pogrą­żony jesteś w takim śnie, to znaj­du­jesz się w sta­nie zwa­nym przez bud­dy­stów „igno­ran­cją” lub nie­uważ­no­ścią. Uświa­da­mia­nie sobie tej nie­wie­dzy zwane jest „uważ­no­ścią”. Obu­dze­nie się z tego snu jest celem medy­ta­cji, sys­te­ma­tycz­nego dosko­na­le­nia przy­tom­no­ści, świa­do­mo­ści obec­nej chwili. Budze­nie się zwią­zane jest nie­roz­dziel­nie z tym, co mogli­by­śmy nazwać „mądro­ścią”, głęb­szym zro­zu­mie­niem przy­czyny i skutku oraz wza­jem­nego powią­za­nia rze­czy, dzięki czemu nie jeste­śmy już uwię­zieni w owład­nię­tej snem rze­czywistości, którą sami stwo­rzy­li­śmy. Jeśli chcemy zna­leźć wyj­ście z niej, musimy bar­dziej zwa­żać na tę chwilę, tylko w niej bowiem możemy żyć, rosnąć, czuć i zmie­niać się. Musimy stać się bar­dziej świa­domi i zabez­pie­czyć się przed Scyllą i Cha­rybdą prze­szło­ści i przy­szło­ści i przed świa­tem snu, który one nam ofe­rują w miej­sce życia.

Medy­ta­cja nie jest czymś dzi­wacz­nym i tajem­ni­czym, jak to się czę­sto sądzi. Aby medy­to­wać, nie musisz stać się jakimś zom­bie_,_ rośliną, ego­cen­trycz­nym nar­cy­zem, obser­wa­to­rem wła­snego pępka, „odlo­tow­cem”, czci­cie­lem, entu­zja­stą, misty­kiem albo filo­zo­fem Wschodu. Medy­ta­cja polega po pro­stu na tym, by być sobą i wie­dzieć co nieco o tym, kim się jest. Ma ci uświa­do­mić, czy ci się to podoba, czy nie, że kro­czysz ścieżką; ścieżką, która jest twoim życiem. Medy­ta­cja może pomóc nam dostrzec, że ta ścieżka, którą zwiemy naszym życiem, ma kie­ru­nek; że zawsze się roz­wija, chwila za chwilą; i że to, co dzieje się teraz, w tej chwili, wpływa na to, co zda­rzy się potem.

Jeśli to, co dzieje się teraz, wpływa na to, co zda­rzy się potem, to czyż nie warto od czasu do czasu rozej­rzeć się tro­chę wokół, żeby mieć nieco peł­niej­szy kon­takt z tym, co się dzieje? Dzięki temu możesz uświa­do­mić sobie swoją wewnętrzną i zewnętrzną postawę, jasno ujrzeć ścieżkę, po któ­rej wła­śnie stą­pasz, oraz kie­ru­nek, w któ­rym zmie­rzasz. Czy­niąc to, być może uzy­skasz moż­li­wość wyty­cze­nia sobie innej ścieżki, bliż­szej two­jej wewnętrz­nej isto­cie – ścieżki duszy, ścieżki serca, _two­jej_ Ścieżki przez duże Ś. W prze­ciw­nym razie impet two­jej nie­świa­do­mo­ści w tej chwili zabar­wia następną chwilę. Dni, mie­siące i lata szybko mijają nie­zau­wa­żone, bez­ce­lowe, nie­do­ce­nione.

Nic łatwiej­szego, niż trwać w sytu­acji przy­po­mi­na­ją­cej osu­wa­nie się po zamglo­nym, śli­skim stoku pro­sto do grobu; lub, w chwili jasno­ści, która cza­sem przed śmier­cią roz­pra­sza opary, prze­bu­dzić się i zro­zu­mieć, że wszyst­kie twoje poglądy o tym, jak należy żyć i co jest ważne, były w naj­lep­szym razie nie­spraw­dzo­nymi pół­praw­dami opar­tymi na lęku i nie­wie­dzy, jedy­nie two­imi wła­snymi tłu­mią­cymi życie ide­ami; nie była to prawda, a twoje życie nie musiało być takim, jakim było.

Nikt nie może za nas wyko­nać tej pracy budze­nia się, choć nasza rodzina i przy­ja­ciele cza­sami roz­pacz­li­wie pró­bują dotrzeć do nas, pomóc nam widzieć jaśniej albo wyrwać nas z zaśle­pie­nia. Ale osta­tecz­nie jedy­nie ty sam możesz prze­bu­dzić sie­bie. Jeśli tego doko­na­łeś, gdzie­kol­wiek idziesz, tam jesteś. To _twoje_ wła­sne życie odsła­nia się przed tobą.

U końca dłu­giego życia poświę­co­nego naucza­niu uważ­no­ści Budda pod­su­mo­wał swą naukę dla uczniów – z któ­rych część zapewne liczyła, że uła­twi im zna­le­zie­nie wła­snych ście­żek – tymi sło­wami: „Bądź­cie świa­tłem dla sie­bie”.

W mojej poprzed­niej książce, _Full Cata­stro­phe Living_¹, pró­bo­wa­łem prze­cięt­nemu Ame­ry­ka­ni­nowi udo­stęp­nić ścieżkę uważ­no­ści, tak aby nie uwa­żał jej za coś ezo­te­rycz­nego, bud­dyj­skiego lub mistycz­nego, lecz raczej za coś roz­sąd­nego. Uważ­ność wiąże się przede wszyst­kim z przy­tom­no­ścią i świa­do­mo­ścią, które są powszech­nymi ludz­kimi przy­mio­tami. Ale więk­szość ludzi uważa te zdol­no­ści za rzecz natu­ralną i nie myśli o ich sys­te­ma­tycz­nym roz­wi­ja­niu, pro­wa­dzą­cym do samo­po­zna­nia i mądro­ści. Medy­ta­cja jest pro­ce­sem, poprzez który pogłę­biamy uważ­ność i świa­do­mość, dosko­na­limy je i czy­nimy z nich więk­szy prak­tyczny uży­tek w życiu.

_Full Cata­stro­phe Living_ można uwa­żać za prze­wod­nik prze­zna­czony dla ludzi zma­ga­ją­cych się z fizycz­nym lub emo­cjo­nal­nym bólem albo wytrą­co­nych z rów­no­wagi na sku­tek zbyt sil­nego stresu. Chcia­łem nakło­nić czy­tel­nika, aby skie­ro­wał swoją uwagę na rze­czy, które wszy­scy tak czę­sto igno­ru­jemy, i w ten spo­sób, poprzez wła­sne bez­po­śred­nie doświad­cze­nie, uświa­do­mił sobie, że mogą ist­nieć bar­dzo uza­sad­nione powody, by wpleść uważ­ność w mate­rię wła­snego życia.

Nie suge­ruję by­naj­mniej, że uważ­ność jest jakie­goś rodzaju pana­ceum czy łatwym spo­so­bem na roz­wią­za­nie wszyst­kich pro­ble­mów życio­wych. Daleki jestem od tego. Nie znam żad­nych cudow­nych recept i, szcze­rze mówiąc, nie szu­kam ich. Peł­nia życia malo­wana jest zama­szy­stymi ude­rze­niami pędzla. Do zro­zu­mie­nia i mądro­ści można dojść wie­loma ścież­kami. Każdy z nas staje wobec innych potrzeb i dla każ­dego co innego jest warte zachodu w życiu. Każdy musi wyty­czyć wła­sny szlak, który będzie odpo­wia­dał temu, do czego jest gotowy.

Z pew­no­ścią do medy­ta­cji musisz być przy­go­to­wany. Musisz pod­jąć ją we wła­ści­wej chwili swo­jego życia, w chwili, gdy jesteś gotowy słu­chać uważ­nie wła­snego głosu, wła­snego serca, wła­snego odde­chu – być po pro­stu obec­nym dla nich i z nimi, bez koniecz­no­ści uda­wa­nia się gdzie­kol­wiek lub robie­nia cze­goś lep­szego czy innego. To ciężka praca.

_Full Cata­stro­phe Living_ napi­sa­łem z myślą o ludziach, któ­rzy byli pacjen­tami naszej Kli­niki Łago­dze­nia Stresu w Ośrodku Medycz­nym Uni­wer­sy­tetu Mas­sa­chu­setts. Zachę­ciły mnie do tego godne uwagi zmiany, jakie zaszły w umy­słach i cia­łach ludzi, gdy zaprze­stali prób roz­wią­za­nia bole­snych pro­ble­mów, które przy­wio­dły ich do kli­niki, i pod­jęli ośmio­ty­go­dniowe inten­sywne ćwi­cze­nia w otwie­ra­niu się i słu­cha­niu, wła­ściwe prak­tyce uważ­no­ści.

Jako mapa podróży _Full Cata­stro­phe Living_ musiała być dosta­tecz­nie szcze­gó­łowa, by komuś w cięż­kim poło­że­niu umoż­li­wić ostrożne nakre­śle­nie wła­snego szlaku. Musiała odpo­wia­dać na pilne potrzeby zarówno ludzi z poważ­nymi pro­ble­mami medycz­nymi i chro­nicz­nym bólem, jak i tych, któ­rzy cier­pią w róż­nego rodzaju stre­su­ją­cych sytu­acjach. Musiała więc zawie­rać znaczną ilość infor­ma­cji doty­czą­cych stresu i cho­roby, zdro­wia i lecze­nia oraz obszerne instruk­cje do medy­ta­cji.

Ta książka jest inna. Pra­gnę, by wszyst­kim ludziom, nie tylko tym, któ­rych życie jest zdo­mi­no­wane przez stres, ból i cho­robę, zapew­niała szybki i łatwy dostęp do istoty medy­ta­cji uważ­no­ści i jej zasto­so­wań. Dedy­kuję ją szcze­gól­nie tym, któ­rzy opie­rają się sztyw­nym pro­gra­mom, któ­rzy nie lubią, jak im się mówi, co mają robić, ale są wystar­cza­jąco zain­te­re­so­wani uważ­no­ścią i jej zna­cze­niem, by za pomocą kilku zna­le­zio­nych tu i tam porad i suge­stii pró­bo­wać odna­leźć jakiś sens.

Jed­no­cze­śnie dedy­kuję ją tym, któ­rzy już prak­ty­kują medy­ta­cję i dążą do tego, by wgląd i posze­rzona świa­do­mość wzmac­niały i pogłę­biały swój wpływ na ich życie. W krót­kich roz­dzia­łach tej książki sku­pi­łem się na isto­cie uważ­no­ści, zarówno w naszych for­mal­nych pró­bach prak­tyki, jak i w wysił­kach wpro­wa­dze­nia jej we wszyst­kie aspekty naszego codzien­nego życia. Każdy roz­dział to rzut oka na jedną ściankę wie­lo­bocz­nego dia­mentu uważ­no­ści. Drobne obroty tego krysz­tału spa­jają kolejne roz­działy w całość. Nie­które mogą brzmieć podob­nie, ale każda ścianka jest rów­nież inna, nie­po­wta­rzalna.

To bada­nie dia­mentu uważ­no­ści dedy­kuję wszyst­kim, któ­rzy wyty­czają ścieżkę pro­wa­dzącą do więk­szej rów­no­wagi psy­chicz­nej i mądro­ści. Wymaga to goto­wo­ści do głę­bo­kiej obser­wa­cji bie­żą­cych chwil, bez względu na to, co ze sobą niosą, ze wspa­nia­ło­myśl­no­ścią, życz­li­wo­ścią dla sie­bie i otwar­to­ścią wobec wszel­kich moż­li­wo­ści.

W czę­ści pierw­szej badam racjo­nalne pod­stawy i tło pod­ję­cia lub pogłę­bia­nia prak­tyki uważ­no­ści. Zachę­cam czy­tel­nika, by na wiele róż­nych spo­so­bów pró­bo­wał wpro­wa­dzić uważ­ność w swoje życie. W czę­ści dru­giej badam nie­które pod­sta­wowe aspekty for­mal­nej prak­tyki medy­ta­cji. For­malna prak­tyka to szcze­gólne okresy, w któ­rych celowo odkła­damy inne zaję­cia i sto­su­jemy okre­ślone metody roz­wi­ja­nia uważ­no­ści i kon­cen­tra­cji. W czę­ści trze­ciej badam zakres zasto­so­wań i per­spek­tywy roz­woju uważ­no­ści. Nie­które roz­działy wszyst­kich trzech czę­ści koń­czą się kon­kret­nymi pro­po­zy­cjami włą­cze­nia w codzienne życie ele­men­tów zarówno for­mal­nej, jak i niefor­mal­nej prak­tyki uważ­no­ści. Znaj­dują się one pod nagłów­kiem „SPRÓ­BUJ”.Czym jest uważność?

Uważ­ność (_mind­ful­ness_) jest sta­ro­żytną prak­tyką bud­dyj­ską, posia­da­jącą głę­bo­kie zna­cze­nie dla współ­cze­snego świata. To zna­cze­nie nie ma nic wspól­nego z bud­dy­zmem _per se_ ani z byciem bud­dy­stą, lecz wypływa z prze­bu­dze­nia i życia w har­mo­nii ze sobą i świa­tem; z docie­ka­nia, kim jeste­śmy, ze zgłę­bia­nia naszego poglądu na świat i naszego miej­sca w nim, z kształ­ce­nia w sobie uzna­nia dla pełni każ­dej chwili życia. A nade wszystko z utrzy­my­wa­nia kon­taktu.

Z bud­dyj­skiego punktu widze­nia zwy­kły stan naszej świa­do­mo­ści jest poważ­nie ogra­ni­czony i ogra­ni­cza­jący, przy­po­mi­na­jąc pod wie­loma wzglę­dami bar­dziej prze­dłu­że­nie snu niż czu­wa­nie. Medy­ta­cja pomaga nam prze­bu­dzić się z tego snu mecha­nicz­no­ści i nieświa­do­mo­ści, dzięki czemu możemy korzy­stać z peł­nego zakresu swo­ich świa­do­mych i nieświa­do­mych moż­li­wo­ści. Mędrcy, jogini i mistrzo­wie zen przez tysiące lat sys­te­ma­tycz­nie pene­tro­wali to tery­to­rium; nauka, jaką wycią­gnęli z tych badań, może stwo­rzyć na Zacho­dzie dobro­czynną prze­ciw­wagę dla wła­ści­wych naszej kul­tu­rze dążeń do kon­tro­lo­wa­nia i ujarz­mia­nia natury zamiast uzna­nia, że jeste­śmy jej nie­od­łączną czę­ścią. Ich wspólne doświad­cze­nie wska­zuje, że poprzez uważną i sys­te­ma­tyczną samo­ob­ser­wa­cję, słu­żącą wewnętrz­nemu bada­niu wła­snej natury, a w szcze­gól­no­ści natury wła­snego umy­słu, możemy w swoje życie wpro­wa­dzić wię­cej zado­wo­le­nia, har­mo­nii i mądro­ści. Rów­no­cze­śnie pro­po­nuje spoj­rze­nie na świat, które dopeł­nia zasad­ni­czo reduk­cjo­ni­styczne i mate­ria­li­styczne podej­ście domi­nu­jące obec­nie w zachod­nim spo­so­bie myśle­nia. To spoj­rze­nie nie jest ani wyłącz­nie „wschod­nie”, ani mistyczne. W 1846 roku w Nowej Anglii Tho­reau² dostrzegł ten sam pro­blem, zwią­zany z naszym zwy­kłym sta­nem umy­słu, i z wielką pasją pisał o jego nie­po­myśl­nych następ­stwach.

Uważ­ność bywa nazy­wana ser­cem bud­dyj­skiej medy­ta­cji. Jest to zasad­ni­czo pro­sta kon­cep­cja, któ­rej moc ujaw­nia się w prak­tycz­nym zasto­so­wa­niu. Ozna­cza szcze­gólny rodzaj uwagi: świa­do­mej, skie­ro­wa­nej na obecną chwilę i nie­osą­dza­ją­cej. Taka uwaga wykształca wielką świa­do­mość, jasność i akcep­ta­cję bie­żą­cej sytu­acji. Budzi nas do faktu, że życie roz­wija się tylko w poje­dyn­czych chwi­lach. Jeśli przez wiele chwil nie jeste­śmy w pełni przy­tomni, możemy nie tylko prze­oczyć to, co naj­cen­niej­sze w życiu, ale rów­nież możemy nie uświa­do­mić sobie wła­snych moż­li­wo­ści roz­woju i prze­miany.

Zmniej­szona świa­do­mość obec­nej chwili stwa­rza nie­uchron­nie dal­sze pro­blemy, rów­nież z powodu naszych nie­świa­do­mych i auto­ma­tycz­nych dzia­łań i zacho­wań, czę­sto kie­ro­wa­nych przez głę­boko zako­rze­nione lęki i nie­pew­ność. Jeśli nie roz­wią­zu­jemy tych pro­ble­mów, one z cza­sem roz­ra­stają się i w końcu rodzą uczu­cie ugrzęź­nię­cia i braku kon­taktu. Skut­kiem tego możemy stra­cić wiarę w moż­li­wość ukie­run­ko­wa­nia swo­ich ener­gii w spo­sób pro­wa­dzący do więk­szego zado­wo­le­nia i szczę­ścia, być może nawet do więk­szego zdro­wia.

Uważ­ność pozwala nam w pro­sty, lecz pewny spo­sób ruszyć z mar­twego punktu, ponow­nie skon­tak­to­wać się z wła­sną mądro­ścią i wital­no­ścią. Daje nam moż­li­wość decy­do­wa­nia o kie­runku i jako­ści naszego życia, włą­cza­jąc w to związki z rodziną, pracą, oto­cze­niem, całą Zie­mią i, co naj­waż­niej­sze, zwią­zek ze sobą samym jako osobą.

Klu­czem do tej ścieżki, leżą­cej u korzeni bud­dy­zmu, tao­izmu i jogi, którą znaj­du­jemy rów­nież w pra­cach takich ludzi jak Emer­son, Tho­reau i Whit­man oraz w mądro­ści rdzen­nych miesz­kań­ców Ame­ryki, jest doce­nie­nie obec­nej chwili i pie­lę­gno­wa­nie bli­skiego z nią związku poprzez nie­ustanne obser­wo­wa­nie jej z tro­ską i wni­kli­wo­ścią. Jest to dokładne prze­ci­wień­stwo postawy trak­tu­ją­cej życie jako coś oczy­wi­stego.

Pro­stą kon­se­kwen­cją nawyku igno­ro­wa­nia chwil obec­nych na rzecz tych, które mają dopiero nadejść, jest dotkliwy brak świa­do­mo­ści wątku życia, w który jeste­śmy wple­ceni. Ozna­cza to rów­nież brak świa­do­mo­ści i zro­zu­mie­nia wła­snego umy­słu oraz jego wpływu na nasze postrze­ga­nie i postę­po­wa­nie. Dra­stycz­nie ogra­ni­cza to nasze zro­zu­mie­nie wła­snego czło­wie­czeń­stwa, naszych związ­ków z innymi i ota­cza­ją­cym nas świa­tem. Tra­dy­cyj­nie obsza­rem takich fun­da­men­tal­nych docie­kań ducho­wych była reli­gia. Uważ­ność jed­nak nie­wiele ma wspól­nego z reli­gią, jeśli pomi­nąć naj­bar­dziej pod­sta­wowe zna­cze­nie tego słowa, które wska­zuje na usi­ło­wa­nie prze­nik­nię­cia głę­bo­kiej tajem­nicy życia i uzna­nia swego ści­słego związku ze wszyst­kim, co ist­nieje.

Kiedy pod­trzy­mu­jemy uważ­ność w spo­sób otwarty, nie ule­ga­jąc swoim chę­ciom i niechę­ciom, opi­niom i uprze­dze­niom, wyobra­że­niom i ocze­ki­wa­niom, otwie­rają się nowe szanse i mamy oka­zję uwol­nie­nia się z kaj­dan nie­świa­do­mo­ści.

Dla mnie uważ­ność jest po pro­stu sztuką świa­do­mego życia. Żeby ją upra­wiać, nie musisz być bud­dy­stą czy jogi­nem. W isto­cie, jeśli wiesz cokol­wiek o bud­dy­zmie, to rozu­miesz, że naj­waż­niej­szą sprawą jest być sobą i nie pró­bo­wać stać się czymś innym, niż jesteś. Bud­dyzm polega w grun­cie rze­czy na utrzy­my­wa­niu kon­taktu ze swoją naj­głęb­szą naturą i pozwa­la­niu, by ona swo­bod­nie z nas wypły­wała; na prze­bu­dze­niu się i widze­niu rze­czy takimi, jakimi są. Słowo „budda” ozna­cza po pro­stu kogoś, kto prze­bu­dził się do swo­jej wła­snej natury.

Dla­tego uważ­ność nie będzie sprzeczna z żadną wiarą czy tra­dy­cją – reli­gijną bądź naukową – ani nie będzie pró­bo­wała niczego ci sprze­dać, szcze­gól­nie nowego sys­temu wiary albo ide­olo­gii. Jest jedy­nie prak­tycz­nym spo­so­bem utrzy­my­wa­nia ści­ślej­szego kon­taktu z peł­nią naszego ist­nie­nia przez sys­te­ma­tyczny pro­ces samo­ob­ser­wa­cji, bada­nia sie­bie i świa­do­mego dzia­ła­nia. Nie ma w niej niczego zim­nego, ana­li­tycz­nego ani nie­czu­łego. Prak­tykę uważ­no­ści zna­mio­nuje ton łagodny, rozu­mie­jący i ożyw­czy. Można by ją rów­nież okre­ślić jako „ser­decz­ność”.

* * *

Pewien uczeń powie­dział: „Kiedy byłem bud­dy­stą, dopro­wa­dza­łem swo­ich rodzi­ców i przy­ja­ciół do szału, ale odkąd jestem buddą, nikogo nie dener­wuję”.Prosta, lecz niełatwa

Choć prak­tyka uważ­no­ści może być pro­sta, nie­ko­niecz­nie musi być łatwa. Uważ­ność wymaga wysiłku i dys­cy­pliny, z tego pro­stego powodu, że siły prze­ciw­sta­wia­jące się uważ­no­ści, mia­no­wi­cie nasza nawy­kowa nie­świa­do­mość i mecha­nicz­ność, dzia­łają z wielką upo­rczy­wo­ścią. Są tak mocne i tak dalece wymy­kają się naszej kon­troli, że pod­trzy­ma­nie prób świa­do­mego chwy­ta­nia chwil i zacho­wa­nie uważ­no­ści wymaga wewnętrz­nego zaan­ga­żo­wa­nia i pew­nego rodzaju pracy. Ale jest to praca przy­no­sząca głę­bo­kie zado­wo­le­nie, ponie­waż styka nas z wie­loma aspek­tami życia, które nawy­kowo prze­oczamy i tra­cimy.

Jest to rów­nież praca oświe­ca­jąca i wyzwa­la­jąca. Oświe­ca­jąca, ponie­waż dosłow­nie pozwala nam jaśniej widzieć i dzięki temu głę­biej zro­zu­mieć te obszary naszego życia, z któ­rymi nie mamy kon­taktu lub któ­rych nie chcemy dostrzec. Może to ozna­czać zetknię­cie z głę­bo­kimi emo­cjami – takimi jak żal, smu­tek, poczu­cie krzywdy, gniew i lęk – któ­rych zwy­kle nie dopusz­czamy do świa­do­mo­ści lub któ­rym nie pozwa­lamy się wyra­zić. Uważ­ność może rów­nież pomóc nam uznać war­tość takich uczuć jak radość, spo­kój i szczę­ście, które czę­sto mijają nie­spo­strze­żone i nie­do­ce­nione. Jest to praca wyzwa­la­jąca, ponie­waż dzięki niej zaczy­namy w nowy spo­sób ist­nieć w swoim ciele i w świe­cie, co może wyzwo­lić nas z kolein, w które tak czę­sto wpa­damy. Stwa­rza rów­nież nowe moż­li­wo­ści, gdyż ten spo­sób utrzy­my­wa­nia uwagi otwiera drogę do ukry­tych w nas głę­boko zaso­bów inwen­cji, inte­li­gen­cji, wyobraźni, bystro­ści, zde­cy­do­wa­nia i mądro­ści.

Szcze­gól­nie łatwo umyka naszej świa­do­mo­ści fakt, że myślimy w isto­cie bez prze­rwy. Nie­ustanny stru­mień myśli pły­nący przez nasz umysł pozo­sta­wia bar­dzo mało miej­sca dla wewnętrz­nej ciszy. Pra­wie ni­gdy nie pozwa­lamy sobie po pro­stu być, bez krę­ce­nia się w koło­wro­cie nie­ustan­nej aktyw­no­ści. Zbyt czę­sto nasze dzia­ła­nia nie są świa­dome, lecz wymu­szane przez cał­ko­wi­cie zwy­czajne myśli i impulsy pły­nące przez umysł jak rwąca rzeka, jeśli nie jak wodo­spad. Ten stru­mień porywa nas i w końcu zata­pia, nio­sąc w miej­sca, do któ­rych może nie chcemy tra­fić lub nawet nie wiemy, że do nich zmie­rzamy.

Medy­ta­cja uczy nas, jak wydo­stać się z tego stru­mie­nia, usiąść na jego brzegu, słu­chać go i uczyć się od niego, a potem użyć jego ener­gii, by pro­wa­dził nas, zamiast zadrę­czać. Ten pro­ces nie prze­biega sam z sie­bie, w magiczny spo­sób. Wymaga ener­gii. Taki wysi­łek dosko­na­le­nia swo­jej zdol­no­ści do bycia w obec­nej chwili zwiemy „prak­tyką” lub „prak­tyką medy­ta­cji”.

* * *

Pyta­nie: Jak mogę roz­pla­tać powi­kła­nie znaj­du­jące się cał­ko­wi­cie poni­żej poziomu mojej świa­do­mo­ści?

Nisar­ga­datta: Poprzez bycie ze sobą… Poprzez obser­wo­wa­nie sie­bie w codzien­nym życiu z czuj­nym zain­te­re­so­wa­niem, z inten­cją zro­zu­mie­nia, a nie osą­dza­nia, z pełną akcep­ta­cją wszyst­kiego, co może się poja­wić, zachę­casz to, co spo­czywa głę­boko, by wydo­stało się na powierzch­nię i uwal­nia­jąc uwię­zione ener­gie, wzbo­ga­ciło twoje życie i świa­do­mość. To wielka praca świa­do­mo­ści, która przez zro­zu­mie­nie natury życia i umy­słu usuwa prze­szkody i uwal­nia ener­gie. Inte­li­gen­cja jest bramą wol­no­ści, a czujna uwaga jest matką inte­li­gen­cji.

NISAR­GA­DATTA MAHA­RAJ: _I Am That_Zatrzymanie

Roz­po­wszech­nione jest prze­ko­na­nie, że medy­ta­cja jest jakimś szcze­gól­nym rodza­jem aktyw­no­ści, ale nie jest to zupeł­nie słuszne. Medy­ta­cja jest czymś cał­ko­wi­cie natu­ral­nym. Cza­sami mówimy żar­tem: „Po pro­stu siedź i nic nie rób”. Ale medy­ta­cja nie polega rów­nież na samym sie­dze­niu. Trzeba zatrzy­mać się i być obec­nym, to wszystko. Przez więk­szość czasu bie­gamy w koło i coś robimy. Czy potra­fisz zatrzy­mać się w swoim życiu, choćby tylko na chwilę? Czy może to być wła­śnie ta chwila? Co by się stało, gdy­byś to zro­bił?

Dobrym spo­so­bem na zatrzy­ma­nie tej całej aktyw­no­ści jest przej­ście na chwilę w „stan bycia”. Myśl, że jesteś wiecz­nym obser­wa­to­rem, że jesteś ponad­cza­sowy. Jedy­nie obser­wuj tę chwilę, w żaden spo­sób nie pró­bu­jąc jej zmie­nić. Co się dzieje? Co czu­jesz? Co widzisz? Co sły­szysz? Zabawne jest to, że gdy tylko się zatrzy­masz, natych­miast odnaj­du­jesz sie­bie, tutaj. Rze­czy stają się prost­sze. W pew­nym sen­sie jest tak, jak­byś zmarł, a świat toczy się dalej. Gdy­byś naprawdę umarł, natych­miast znik­nę­łyby wszyst­kie twoje zobo­wią­za­nia i prze­stał­byś być za cokol­wiek odpo­wie­dzialny. Wszystko jakoś by dobie­gło końca bez cie­bie. Nikt inny nie może prze­jąć two­jego nie­po­wta­rzal­nego har­mo­no­gramu zajęć. On zmarłby lub znik­nął wraz z tobą, tak jak to było z każ­dym innym zmar­łym czło­wie­kiem. Nie trak­tuj więc go z taką śmier­telną powagą.

Skoro tak, to może nie musisz aku­rat teraz wyko­nać jesz­cze jed­nej roz­mowy tele­fo­nicz­nej, nawet jeśli sądzisz, że musisz. Może nie musisz aku­rat teraz cze­goś prze­czy­tać albo zała­twić jesz­cze jed­nej sprawy. Jeśli, wciąż żyjąc, pozwo­lisz sobie roz­myśl­nie na kilka chwil „umrzeć” dla naporu czasu, to znaj­dziesz czas dla obec­nej chwili. Tak „umie­ra­jąc”, naprawdę sta­jesz się bar­dziej żywy teraz. Możesz to osią­gnąć, zatrzy­mu­jąc się. Nie ma to nic wspól­nego z bier­no­ścią. A kiedy posta­no­wisz znowu ruszyć, będzie to już inny rodzaj ruchu, ponie­waż się zatrzy­ma­łeś. Dzięki zatrzy­ma­niu ruch staje się żyw­szy, bogat­szy, kon­kret­niej­szy. Pomaga ono utrzy­mać we wła­ści­wej per­spek­ty­wie wszyst­kie rze­czy, o które się mar­twimy i z któ­rymi czu­jemy się nie­swojo. Ono nas pro­wa­dzi.

SPRÓ­BUJ:

Od czasu do czasu w ciągu dnia zatrzy­maj się, usiądź i zwróć uwagę na swój oddech. Może to trwać pięć minut lub pięć sekund. Pozwól sobie w pełni zaak­cep­to­wać obecną chwilę, łącz­nie ze swoim samo­po­czu­ciem i tym, co się wokół cie­bie dzieje. W tym cza­sie nie pró­buj niczego zmie­nić, jedy­nie oddy­chaj i pozwól wszyst­kiemu pły­nąć. Porzuć myśl, że w tej chwili coś powinno być ina­czej; zgódź się w umy­śle i sercu, by ta chwila była wła­śnie taką, jaką jest, i pozwól sobie być wła­śnie takim, jakim jesteś. Potem, gdy będziesz gotowy, idź tam, gdzie ci serce wska­zuje, z uwagą i zde­cy­do­wa­niem.To jest Tym

Rysu­nek w piśmie „New Yor­ker”: dwóch mni­chów zen w sza­tach i z ogo­lo­nymi gło­wami, jeden młody, drugi stary, sie­dzi obok sie­bie ze skrzy­żo­wa­nymi nogami na pod­ło­dze. Młod­szy patrzy z pew­nym zakło­po­ta­niem na star­szego, który zwraca się w jego stronę i mówi: „Nic się nie dzieje potem. To jest Tym”.

To prawda. Nor­mal­nie, gdy podej­mu­jemy jakieś dzia­ła­nia, jest rze­czą zupeł­nie natu­ralną, że ocze­ku­jemy odpo­wied­niego wyniku swo­ich wysił­ków. Chcemy ujrzeć rezul­taty, choćby miało to być tylko przy­jemne uczu­cie. Jedy­nym zna­nym mi wyjąt­kiem od tej reguły jest medy­ta­cja. Medy­ta­cja jest jedyną inten­cjo­nalną, sys­te­ma­tyczną ludzką aktyw­no­ścią, która w grun­cie rze­czy dąży do tego, byśmy _nie_ pró­bo­wali udo­sko­na­lić sie­bie ani nie sta­rali się dotrzeć gdzie indziej, lecz po pro­stu uświa­do­mili sobie, gdzie jeste­śmy teraz. Może wła­śnie na tym polega jej war­tość. Być może każdy powi­nien robić w swoim życiu choć jedną rzecz tylko dla niej samej.

Ale nazy­wa­nie medy­ta­cji „czyn­no­ścią” nie jest wła­ściwe. Lep­szym okre­śle­niem jest „bycie”. Gdy rozu­miemy, że „To jest Tym”, możemy puścić prze­szłość i przy­szłość i prze­bu­dzić się do tego, czym jeste­śmy teraz, w tej chwili.

Ludzie na ogół nie chwy­tają tego od razu. Chcą medy­to­wać, żeby się zre­lak­so­wać, doświad­czyć jakie­goś szcze­gól­nego stanu, stać się kimś lep­szym, zmniej­szyć stres albo ból, prze­ła­mać stare nawyki i wzorce, osią­gnąć wol­ność albo oświe­ce­nie. Są to wszystko słuszne powody, by pod­jąć prak­tykę medy­ta­cji, ale staną się źró­dłem pro­ble­mów, jeśli będziesz ocze­ki­wał takich rezul­ta­tów tylko dla­tego, że teraz medy­tu­jesz. Ogar­nie cię pra­gnie­nie „szcze­gól­nego doświad­cze­nia” albo będziesz wciąż ocze­ki­wał oznak postępu i jeśli wkrótce nie poczu­jesz cze­goś nie­zwy­kłego, możesz zacząć wąt­pić w ścieżkę, którą wybra­łeś, albo zasta­na­wiać się, czy „robisz to dobrze”.

Gdy cze­goś się uczysz, takie nasta­wie­nie jest zazwy­czaj zupeł­nie słuszne. Oczy­wi­ście, żeby coś kon­ty­nu­ować, musisz dostrze­gać jakiś postęp. Ale z medy­ta­cją jest ina­czej. Z punktu widze­nia medy­ta­cji każdy stan jest szcze­gólny, każda chwila jest szcze­gólna.

Kiedy porzu­camy pra­gnie­nie, aby w tej chwili działo się coś innego, w zna­czący spo­sób zbli­żamy się do spo­tka­nia z tym, co jest tu i teraz. Ocze­ku­jąc, że coś osią­gniemy albo roz­wi­niemy się w jakiś spo­sób, jedy­nie cofamy się z miej­sca, w któ­rym sto­imy. Jeśli nie wiemy naprawdę, gdzie sto­imy – a jest to wie­dza pły­nąca bez­po­śred­nio z dosko­na­le­nia uważ­no­ści – to możemy jedy­nie krę­cić się w kółko, mimo wszyst­kich naszych wysił­ków i ocze­ki­wań. Jeśli zatem – w prak­tyce medy­ta­cji – chcemy gdzieś dotrzeć, naj­le­piej jest zaprze­stać wszel­kich prób dotar­cia gdzie­kol­wiek.

* * *

Kiedy two­jego umy­słu nie prze­sła­niają rze­czy zbędne,

Jest to naj­lep­szy czas w twoim życiu.

WU-MEN

SPRÓ­BUJ:

Od czasu do czasu przy­po­mi­naj sobie: „To jest Tym”. Zasta­nów się, czy ist­nieje w ogóle coś, do czego nie można by zasto­so­wać tej mak­symy. Pamię­taj, że akcep­ta­cja obec­nej chwili nie ma nic wspól­nego z rezy­gna­cją w obli­czu zda­rzeń. Ozna­cza jedy­nie zde­cy­do­wane uzna­nie, że _dzieje się to, co się dzieje._ Akcep­ta­cja nie mówi ci, co masz robić. Co będzie potem, jaką podej­miesz decy­zję – to musi wypły­nąć z two­jego zro­zu­mie­nia Chwili. Możesz pró­bo­wać dzia­łać z głę­bo­kiego prze­ko­na­nia, że „To jest Tym”. Czy to wpływa na twoje dzia­ła­nia lub reak­cje? Czy jesteś w sta­nie uznać fakt, że w bar­dzo real­nym sen­sie to może być naprawdę twój naj­lep­szy czas, naj­lep­sza chwila two­jego życia? Gdyby tak było, co by to ozna­czało dla cie­bie?Chwytanie chwil

Zacho­wy­wa­nie przy­tom­no­ści jest naj­sku­tecz­niej­szym spo­so­bem chwy­ta­nia chwil. W ten spo­sób dosko­na­limy uważ­ność. Uważ­ność ozna­cza, że jeste­śmy obu­dzeni. Ozna­cza, że wiemy, co robimy. Ale kiedy zaczy­namy sku­piać się, na przy­kład na tym, czego pra­gnie nasz umysł, zwy­kle szybko znowu sta­jemy się nie­świa­domi, wpa­damy w mecha­niczną nieuważ­ność. Czę­stą przy­czyną tych zani­ków świa­do­mo­ści jest wir nie­za­do­wo­le­nia z tego, co widzimy lub czu­jemy w tej chwili, z czego rodzi się pra­gnienie, żeby poja­wiło się coś innego, żeby nastą­piła jakaś zmiana.

Sam możesz łatwo zauwa­żyć skłon­ność umy­słu do ucie­ka­nia od obec­nej chwili. Pró­buj po pro­stu utrzy­mać uwagę sku­pioną na jakimś obiek­cie, choćby przez krótki czas. Prze­ko­nasz się, że dosko­na­ląc uważ­ność, musisz wciąż pamię­tać, aby być obu­dzo­nym i świa­do­mym. Musisz przy­po­mi­nać sobie, żeby patrzeć, czuć, być. To takie pro­ste… Być czuj­nym z chwili na chwilę, utrzy­my­wać świa­do­mość w stru­mie­niu nie­skoń­czo­nych chwil, być tutaj, teraz.

SPRÓ­BUJ:

Zapy­taj sie­bie w tej chwili: „Czy jestem obu­dzony? Gdzie jest mój umysł teraz?”.Świadomość oddechu

Dobrze jest mieć ogni­sko uwagi, linę kotwiczną, która wiąże nas z obecną chwilą i nie pozwala umy­słowi odejść zbyt daleko. Bar­dzo dobrze służy temu celowi oddech. Może być praw­dzi­wym sprzy­mie­rzeń­cem. Kie­ru­jąc uwagę na oddech, przy­po­mi­namy sobie, że jeste­śmy tu i teraz, dzięki czemu możemy być rów­nież w pełni świa­domi wszyst­kiego, co się dzieje.

Oddech może pomóc nam w chwy­ta­niu chwil. Zadzi­wia­jące jest, że więk­szość ludzi tego nie wie. Prze­cież oddech jest zawsze z nami, tuż pod naszym nosem. Zda­wa­łoby się, że mogli­by­śmy choćby przez zwy­kły przy­pa­dek odkryć kie­dyś jego uży­tecz­ność. Ist­nieje nawet powie­dze­nie: „Nie mia­łem czasu ode­tchnąć” (albo „zła­pać odde­chu”), które ma dać nam do zro­zu­mie­nia, że chwile mogą być w inte­re­su­jący spo­sób powią­zane z odde­chem.

Aby kształ­cić uważ­ność przy pomocy odde­chu, wystar­czy dostroić się do odczu­cia, jakie wraz z nim powstaje… Do odczu­cia odde­chu wcho­dzą­cego w ciało i odde­chu wycho­dzą­cego z ciała. To wszystko. Po pro­stu odczu­waj oddech. Oddy­chaj i wiedz, że oddy­chasz. Nie zna­czy to, że masz oddy­chać głę­boko albo na siłę, pró­bo­wać odczu­wać coś szcze­gól­nego albo zasta­na­wiać się, czy robisz to dobrze. Nie zna­czy to rów­nież, że masz myśleć o swoim odde­chu. Cho­dzi jedy­nie o jasną świa­do­mość wcho­dzą­cego i wycho­dzą­cego odde­chu.

To nie musi trwać długo. Powrót do obec­nej chwili za pomocą odde­chu nie wymaga czasu, a jedy­nie zmiany w ukie­run­ko­wa­niu uwagi. Jeśli jed­nak dasz sobie tro­chę czasu, by zebrać chwile świa­do­mo­ści razem, oddech za odde­chem, chwila za chwilą – cze­kają cię wiel­kie przy­gody.

Kabir mówi: Uczniu, powiedz mi, czym jest Bóg?

On jest odde­chem w odde­chu.

KABIR

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Wyda­nie pol­skie: _Życie, piękna kata­strofa_, wydaw­nic­two Czarna Owca, War­szawa 2013.

2.

Henry David Tho­reau (1817–1862) był jed­nym z czo­ło­wych przed­sta­wi­cieli trans­cen­den­ta­li­zmu, prądu filo­zo­ficzno-reli­gij­nego roz­wi­ja­ją­cego się w poło­wie XIX w. na wscho­dzie USA. Poczy­na­jąc od roku 1845 spę­dził dwa lata samot­nie wśród lasów nad jezio­rem Wal­den w sta­nie Mas­sa­chu­setts, poświę­ca­jąc się pro­stym pra­com fizycz­nym, kon­tem­pla­cji, obser­wa­cji życia przy­rody i pracy umy­sło­wej. Swoje wglądy i prze­my­śle­nia z tego okresu zawarł w gło­śnym zbio­rze ese­jów _Wal­den, or Life in Woods,_ wyda­nym w 1854 r. (wyda­nie pol­skie: _Wal­den, czyli życie w lesie,_ prze­kład Haliny Cie­pliń­skiej, PIW 1991) (przyp. red. pol.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: