Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Głód - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Format:
EPUB
Data wydania:
9 września 2025
2999 pkt
punktów Virtualo

Głód - ebook

Szybko znalazłam swoje miejsce w tej powieści. Tak jakbym w jednym z sąsiednich domów wsi otworzyła na oścież okno, usiadła na jego parapecie i przyglądała się ruchowi tej narracji zanurzona w zapachach, odgłosach, słońcu pracującym na skórze. To dla mnie opowieść w dużej mierze o zamieszkiwaniu, wchodzeniu we wspólnotę, a także o wykluczeniu. Autor przykłada do mojego oka kalejdoskop i mówi: patrz. A ja od początku powieści do końca podążam za dynamiczną zmianą optyki, głosów i poznaję różne odmiany głodu.
MAŁGORZATA LEBDA

Czy możliwa jest powieść-głód? Autor wypracował niecodzienną poetykę własną. Poetykę głodu. Narrator nie pożera świata, lecz wchodzi we wszystko, co napotyka: wnika w ludzi, w ogród, las, dom, sprzęty. Myśli ich myślami, czuje ich emocjami, opowiada ich funkcje. Przechodzi jak głodny duch od jednego bohatera do drugiego i zaplata całą opowieść. Jego narracyjna wędrówka zaczyna się od śmierci, a kończy na pogrzebie. Nie ma tu jednak żadnej tezy, jest natomiast odkryty przez autora na własny użytek stały konflikt formy i wielości, planu i bałaganu, pragnień i osobności. Głód łączy to wszystko, ale i pochłania. Literacki pomysł Macieja Dudy zaciekawia, zmienność perspektyw budzi uznanie, a nieustępliwość wciąga.
PRZEMYSŁAW CZAPLIŃSKI

Tę zmąconą firlejką historię opowiada zdziwiony narrator. Lubi podrzucać książki do gminnej biblioteki, wprawiając w ruch cudze wizje. Próbuje wytyczać granice wsi, którą niegdyś zamieszkiwali Niemcy. Domyśla topografię, biografie sąsiadów, biocenozę ogrodu i lasu; smaki i zapachy. W starych zeszytach odkrywa archiwum afektów. Powściąga je krótkimi zdaniami. W przedmiotach i tkaninach dostrzega rzemieślniczą sprawność. Tytułowy głód trawiący bohaterki i bohaterów – idący z brzucha i lędźwi – nie ustaje ani teraz, ani po śmierci. Tej zasadzie podlega każdy i wszystko. Piękna, skupiona, baśnio-realna proza.
INGA IWASIÓW

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura piękna polska
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-229-1
Rozmiar pliku: 2,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Niniejszy produkt objęty jest ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że wszelkie udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, upublicznianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom. „Świat nabywa cech osoby.

Tam, gdzie staje granica,

natychmiast zjawia się przekroczenie”.

Michał Cichy, Pozwól rzece płynąć

„życie bez pragnień wydaje się jeszcze bardziej niemożliwe do wytrzymania niż życie bez spełnień”

Magdalena Tulli, Sny i kamieniePSZCZOŁY

Trzy razy mówiłam. Taka stara, a taka uparta. Ile można? A później znowu będzie: posmaruj, piecze, bąble, swędzi. Gorzej niż z dzieckiem. Pół nocy spać nie da i nawet nie podziękuje. Rozdrapie do krwi. Paprze się to później, a pościeli nie dopiorę.

Nawet tu nie spojrzy.

Wyleguje się jak wyleniała jaszczurka, a człowiek krąży z obierkami. Już lepiej niech je te kwaśne winogrona, przynajmniej ogryzków z tego nie ma. Kompostownik na końcu ogrodu, już dawno bym to zmieniła. Ale się uparła, bo zawsze był przy warzywniku. Zawsze, jakby to coś znaczyło. Przecież wybiera się go raz na czas, a z wiadrem trzeba codziennie latać. Ile to straty sił i czasu. Od lat sama muszę ganiać, bo dla niej za daleko albo za ciężko. A przecież mam swoją pracę. W bibliotece nie tylko się siedzi. Niech nie czeka, aż się wiadro napełni, jak sił nie ma. Niech idzie z półpełnym.

Zastygła, wystawia twarz ku słońcu. Wokół niej szerszenie i bąki. Brzęczą coraz głośniej. Nawet się nie uchyli, nie zamachnie.

To brzęczenie niepokoi córkę.

Pewnie zasnęła w tym bluszczu. Wciąż tam przesiaduje.

Zawołała do niej, ale poszła do domu bez odpowiedzi. Jak zawsze.

Wieczorem znowu wyszła. Już bez wiadra, za to pełna wkurzenia. Znalazła matkę z otwartymi ustami. Chodziła po nich pszczoła. Odruchowo próbowała ją odgonić. Nic sobie z tego nie robiła. W środku były kolejne. Roiły się na języku. Matka miała otwarte oczy, wygięta w łuk trzymała się poręczy fotela. Napięta twarz i kościste ręce. Nie było czego ratować. Wkurzenie uleciało z pszczołami. Dwie zamknęła jej w ustach. Wyciągnął je lekarz. Razem z owocem, który utknął w przełyku. Zakrztusiła się. Resztę zrobiły pszczoły. Albo te szerszenie, co je widziała wcześniej. Ale tego już nie wiadomo. Nie powiedziała o tym, a lekarz nie pytał. Wypisał, co trzeba, i pojechał. Przez moment zastanawiała się, czy zostawić matkę w ogrodzie na noc. Przecież i tak nic się już nie stanie. Nakryje ją kołdrą i tyle. Gdy wróciła z pierzyną, nie wiedziała, jak ma ją narzucić. Na głowę? Nogi przykryć? Po co? Owinęła ciało i spróbowała podnieść. Było lekkie. Nigdy wcześniej o tym nie myślała. Nie pamiętała, kiedy ostatnio dotykała matki. Coś chrzęściło w pościeli. Zaniosła ją do domu. Posadziła na kanapie. Sama nie mogła zasnąć. Wróciła, żeby ją położyć. Bała się, że połamie jej kości.ŻOŁNIERZYKI

No i zmarła matula, widziałeś?

No. Widziałem, co miałem nie widzieć.

Z zaskoczenia je wzięła.

Wszystkie trzy.

Żadnych znaków.

Zegar nie stanął, szkło nie pękło, monidło nie spadło. Nic.

Nawet piorun nie trzasnął.

Żadnych wstecznych naznaczeń.

Co?

Przeczuć żadnych.

Aaa. Umarła, jak żyła, w ciszy i w ogrodzie.

Chyba w głodzie.

Umarła.

Nie wytrzymała.

Teraz to dopiero będzie.

Wszystkie na to czekały.

No, zobaczymy.

Ciekawe, jak ją wyprawią. W co ubiorą. Czym opiją.

Jak ją pożegnają.

Szybko. Bez ceregieli.

Płaczki najmą.

Myślisz, że ktoś do niej przyjdzie?

Poza córkami?

Nawet one zdekompletowane. Z drugą nie ma kontaktu. W lesie siedzi. Zobaczymy, czy w ogóle ktoś jej powie i przyjedzie.

Ale ta najmłodsza najbardziej na nią zawzięta.

Będą z tego plotki.

Dziwisz się?

A czytałeś kiedyś zdziwionego narratora?

Co?

Nic. Właściwie pełno takich. Sobą zadziwionych.

Aha.

Ale wiesz, smutno trochę jednak.

Smutno, no.

No dobra, posmućmy się trochę, tak wypada, dla formy chociaż.

Zaśpiewamy anielski orszak? Lubię to.

Nie.

To może chociaż poza na frasobliwego?

Niby jak, debilu, moją głowę będziesz podpierał? Przecież poskręcani jesteśmy.

Zapomniałem. Z tego smutku chyba.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij