Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Hanemann - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 1995
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Hanemann - ebook

Powieść o gdańskim profesorze anatomii, który po śmierci narzeczonej w katastrofie statku przeżywa głęboki kryzys egzystencjalny, jest świadkiem wojennej zagłady Gdańska, po której - inaczej niż większość niemieckich mieszkańców - zostaje w zburzonym mieście zajętym przez Polaków i Rosjan. Przejmujący obraz dawnego Gdańska jest w tej powieści nie tylko tłem dla ludzkich losów. Obok ludzi jej bohaterami są miasto i rzeczy.

Życie głównego bohatera splata się z losami dwóch słynnych samobójców - Heinricha von Kleist oraz Stanisława Ignacego Witkiewicza. Ta powieść o miłości, śmierci i samobójstwie daleka jest jednak od pesymizmu. Prześwietlona światłem odradzającej się woli życia łączy w sobie ducha melancholii z fascynacją materialnym pięknem świata. Talent literacki autora współgra z malarską wyobraźnią, dając niezpomnianą opowieść o trudnych tajemnicach ludzkiego życia. Książka ilustrowana winietami - alfabetem - Stefana Chwina.

Spis treści

Czternasty sierpnia

Okno

Wyrzucony

Rzeczy

Flanele, płótna, jedwab

Trzciny

Kruche

Stella

Słowo

Lawenda

Grottgera 17

Czarne świerki

Klinika Lebensteinów

Wezwanie

Las Gutenberga

Fraktura

Listek dębu

Zaszewki, jedwab, perłowe guziki

Arystokracje i upadki

Hanka

Boże Ciało

Powrót

Niedoczekanie!

Odcień

Puste łóżko

Palce

Brzytwa tamtego

Bielidło i purpura

Zbocze

Szron

 

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-89859-35-8
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Czternasty sierpnia

O tym, co stało się czternastego sierpnia, dowiedziałem się bardzo późno, ale nawet Mama nie była pewna, czy wszystko się zdarzyło tak, jak o tym mówiono u Steinów. Pan Kohl, który pracował w budynku Anatomii od chwili założenia Instytutu, mówił o samej sprawie niechętnie; jego szacunek dla ludzi w białych uniformach narzuconych na ubranie z dobrej angielskiej wełny, którzy jedwabną chusteczką z monogramem przecierali okulary w złotej oprawce, był doprawdy zbyt wielki, by…

Szkła od Zeissa, przecierane spokojnym, nieśpiesznym ruchem w westybulu portierni… W letnie dni osiadał na nich żółty pył lip kwitnących w Delbrück-Allee obok budynku Anatomii, gdzie chłodne powietrze z cienistego cmentarza ewangelickiego mieszało się z suchym sosnowym powiewem od strony morenowych wzgórz. O ósmej czarny daimler-benz zatrzymywał się przed wejściem do Instytutu, potem z tramwaju nadjeżdżającego od strony Langfuhr wysypywał się tłum ubranych na ciemno dziewcząt, które po kilku minutach marszu wzdłuż cmentarnego muru i dojściu na portiernię, a potem do bloku E, przywdziewały niebieski fartuch z ramiączkami skrzyżowanymi na plecach i biały czepek… Więc nawet pan Kohl nie ufał temu, co usłyszał od Alfreda Rotke, posługacza z Anatomii, który – ze swoją brązowawą cerą podobny do eleuzyjskiego cienia – przemykał się podziemnymi korytarzami w gumowym fartuchu, szukając zawsze czegoś wśród miedzianych wanien, w których moczyły się białe prześcieradła, potrzebne do okrywania stołu z marmurowym blatem, długiego stołu na kółkach – prostokątnego, zimnego w dotyku i zawsze jakby trochę wilgotnego stołu, który ustawiono pod wielką okrągłą lampą z pięcioma mlecznymi żarówkami w sali IX na parterze budynku przy Delbrück-Allee 12.

I chociaż pani Stein gotowa była przysiąc, że wszystko zdarzyło się dokładnie tak, jak o tym mówiono, pan Kohl, lekko unosząc głowę i mrużąc oczy, w których co kilka chwil skrzyły się ogniki ironii, patrzył tylko na nią z wyrazem wyższości, którym – rzecz jasna – nie pragnął jej obrazić, cóż jednak mógł na to poradzić, że jako wtajemniczony wiedział więcej, pani Stein zaś i tak niczym nie dałoby się przekonać? Czubek białej parasolki postukiwał na ścieżce, gdy pani Stein schodząc z pomostu mola w Glettkau na deptak koło gasthausu, mówiła do pana Kohla:

„Przecież nie mogło się zdarzyć inaczej. On musiał to zrobić. To było silniejsze od niego. Trzeba mu wybaczyć…” „Musiał?” – pan Kohl unosił brwi. Bo nawet jeśli rzeczywiście zdarzyło się to, o czym mówili, atmosfera gmachu Anatomii z rzędem oszklonych drzwi, w których pobrzękiwały kryształowe szybki o tęczowopawim połysku, a emaliowane tabliczki z nazwami sal miały solenność gotyckich sarkofagów, cisza, w której gumowe podeszwy posługaczy miękko pluskały na zielonym linoleum, a dobiegające z podziemia odgłosy przesuwania niklowanych kotłów i blaszanych kuwet niosły się niczym muzyka wielkiej kuchni – wszystko to budziło wystarczający niepokój, by pan Kohl chciał go jeszcze potęgować czymś, co niezrozumiałe i w najwyższym stopniu wątpliwe. I jeśli nawet prawdą było to, co usłyszał od Alfreda, gdy pod koniec września spotkali się przypadkiem u Kaufmanna na Długim Pobrzeżu, pan Kohl za najlepsze wyjście uznał mądre milczenie, bo w zdarzeniu, o którym mówili, kryło się coś, czego nie rozumiał, chociaż widział w życiu niejedno, choćby podczas odwrotu spod Metzu, a potem podczas oskrzydlającego marszu na Strasburg, gdy ludzie, których – zdawało się – dobrze znał i o których nigdy by nie powiedział złego słowa, zmieniali się nagle, jakby z ich twarzy zeszła skóra, odsłaniając wilgotne połyskliwe zęby. Więc że można się zmienić, wiedział aż nadto dobrze, ale przecież nie do tego stopnia i nie tu, w gmachu przy Delbrück-Allee 12!

Gdyby to przydarzyło się któremuś ze studentów albo na przykład asystentowi Martinowi Retzowi, tak, gdyby coś takiego przytrafiło się właśnie Retzowi, pan Kohl ze zrozumieniem pokiwałby tylko głową nad kruchością ludzkiej natury i słabością nerwów – ale Hanemann? Zapewne i w nim kryły się tajemnice, których nawet najprzenikliwsze oko doktorów przejętych ideami Bleulera nie potrafiłoby wyśledzić (cóż zaś dopiero oko portiera, który zza mlecznej szyby widział tylko ciemną sylwetkę i jasne włosy, a potem rękę oddającą klucz do sali IX), ale przecież przemiana dusz miała swoje granice i to, co mogło się zdarzyć młodzieńcom, którzy wiedzeni pasją zgłębiania sekretów anatomii przybywali tu z Thorn, Elbing, a nawet z Allenstein, nie mogło zdarzyć się komuś, kto bywał tu od lat, a i wcześniej – jak mówiono – doświadczył niejednego w szpitalu koło Moabitu, gdzie ponoć odbywał praktykę u samego Ansena.

Więc czternastego nic niczego nie zapowiadało. Studenci schodzili się powoli, bez pośpiechu zajmując miejsca w dębowych ławach przed drzwiami z gotyckim „A”. Syn Ernesta Mehla, właściciela składu żelaznego w Marienwerder, w nienagannie skrojonej marynarce z gładkiego kortu, z cwikierem w palcach, w butach z żółtej skóry, przyszedł już kilka minut po drugiej razem z Günterem Henecke, synem właściciela składu bawełny i towarów kolonialnych na Wyspie Spichrzów, potem dołączyli do nich inni – Alfred Rotke nie potrafił sobie, niestety, przypomnieć ich nazwisk. Mówili ściszonymi głosami, choć czuło się, że śmiechem, gasnącym, gdy spoglądali na drzwi gabinetu Hanemanna (za którymi jednak wciąż nie było nikogo), że tym ściszonym, nerwowym śmiechem, chcą w sobie stłumić niepokój, mimo że nikt z nich nie był tu po raz pierwszy.

Więc nie mówiono zbyt głośno – raczej szepty, milknące okrzyki – i asystent Martin Retz, ilekroć przechodził w głębi korytarza, przenosząc potrzebne instrumenty do sali IX, słyszał tylko pojedyncze łacińskie słowa splatane z wulgarną niemczyzną i frazami z operetek (zespół Heinricha Mollersa z Hamburga odwiedził miasto przed tygodniem, pozostawiając miłe wspomnienia). Przed drzwiami z emaliowaną tabliczką, na której czernił się rząd gotyckich liter, robiło się coraz tłoczniej. Laski z białymi i mosiężnymi gałkami, wstawione do stojaka zwieńczonego żelazną lilią, połyskiwały w ciemnym kącie za dębową barierką, a na czarnym wieszaku, nad seledynową lamperią, imitującą żyłkowanie zielonego marmuru, stygły płaszcze z kropelkami mgły na kołnierzach. Pod półkolistym sklepieniem drżało nerwowe echo głośniejszych śmiechów, cichnące w chwilach, gdy z podziemi dobiegał łomot przesuwanych miedzianych wanien, dudnienie śliskich blach i brzęk niklowanych narzędzi.

Hanemann – mówiła pani Stein – pokazał się na schodach parę minut przed trzecią. Studenci, powstawszy, odpowiedzieli z szacunkiem na powitanie. W chwilę później na korytarzu pojawił się asystent Martin Retz w swojej trochę zbyt luźnej marynarce z kościanymi guzikami, pachnący wodą kolońską Riedlitza i choć szedł z równą powagą jak Hanemann, nie było w nim nic, co by skłaniało do pochylenia głowy.

Martin Retz… Ileż to razy pani Stein widywała go na końcu mola w Zoppot, jak z twarzą zwróconą ku morzu stał przy balustradzie zdając się nie dostrzegać nikogo, choć przecież w letnie, a nawet jesienne popołudnia spacerowiczów nie brakowało ani na promenadzie koło Kasyna, ani na pomostach. Zapewne tę melancholię musiały rodzić w jego sercu żywe wciąż myśli o matce, która z oczami wpatrzonymi w sufit umierała przez wiele tygodni w szpitalu na Łąkowej, nie słysząc pytań syna, który odwiedzał ją co parę dni zawsze z bukietem kwiatów, ale przecież mężczyzna nie powinien tak łatwo poddawać się losowi! Pani Stein, która nawet w chłodne popołudnia zwykła przychodzić z córkami na molo koło czwartej, by mogły zażyć powietrznej kąpieli, gdy tylko zbliżała się do ostrogi, na moment przerywała zachwyty nad życiodajnymi zaletami jodu, po czym odpowiadając na pytające spojrzenie dziewcząt, zaniepokojonych wyglądem smukłego pana w ciemnej marynarce z kościanymi guzikami, który stał na końcu pomostu i nie zważając na wiatr, targający mu włosy, patrzył na ciemną linię horyzontu, mówiła: „Moje drogie, pan Retz jest melancholikiem” – co brzmiało jak ostrzeżenie i przestroga.

Więc Martin Retz był „melancholikiem” i to, co mówił o Hanemannie, musiało być nieuchronnie przeniknięte melancholią, która – pani Stein nie miała wątpliwości – nadaje zawsze fałszywą barwę wszystkiemu, o czym myślimy. Był „melancholikiem” – Hilda Wirth, u której Retz mieszkał na Am Johannisberg i która budziła go co rano ostrożnym pukaniem w oszklone drzwi, z pewnością potwierdziłaby taką opinię. Bo przecież któż inny woziłby ze sobą w czarnym neseserze, otuloną w skrawek króliczego futerka, tę małą gipsową twarz nieznanej dziewczyny, którą pani Wirth ujrzała któregoś popołudnia w pokoju Retza, małą gipsową twarz podobną do perłowej muszli, ustawioną na półce mahoniowego kredensu? Dlaczego ktoś tak zrównoważony i stanowczy, aż do przesady dbający, by spinka do krawata pasowała do spinek od mankietów, ustawił na kredensie tę białą gipsową twarz, w której nie było przecież niczego nadzwyczajnego – ot, gipsowy odlew twarzy nieznajomej dziewczyny, która mogła być jego młodszą siostrą, choć z pewnością nią nie była? (Czyż jednak można winić panią Wirth – którą trudno było posądzać o brak znajomości życia – że nie wiedziała, iż podobne gipsowe twarze ozdabiają salony i sypialnie w tysiącach domów w Alzacji, Lotaryngii i Dolnej Saksonii, nie mówiąc już o środkowej Francji?)

Czternastego sierpnia, parę minut po trzeciej, gdy prześcieradło zostało zsunięte z twarzy dziewczyny, którą przed godziną przywieziono do gmachu Anatomii, Martin Retz nie mógł powstrzymać się od westchnienia: ta twarz była tak podobna do tamtej… A jeśli on ujrzał to, co ujrzał, czy było możliwe, by Hanemann nie ujrzał tego samego? Tak, Martin Retz gotów był przysiąc, że w chwili, w której płótno zsunęło się z twarzy dziewczyny, oczy Hanemanna utraciły blask. Czyż mogło stać się zresztą inaczej? Czy ktoś, kto chociaż raz w życiu widział twarz Nieznajomej z Sekwany, senną twarz ze śnieżnego gipsu, mógłby pozostać obojętnym?

„Ten Retz zupełnie oszalał” – pani Stein nie potrafiła ukryć zniecierpliwienia, gdy Maria, jej siostrzenica z Thorn, powtarzała słowo po słowie to, co Retz mówił o czternastym sierpnia. Czyż nie wiedziała od Alfreda Rotke, jak rzeczy miały się naprawdę? Jeśli Hanemann cofnął rękę w chwili, gdy płótno zsunęło się z białej twarzy dziewczyny ułożonej na marmurowym stole, to przecież nie dlatego, że ta twarz przypominała jakąś gipsową twarz, budzącą w Retzu uczucie głębokiej melancholii!

Posługacz Alfred Rotke, który zapamiętał bardzo dobrze tamten dzień – bo przecież trudno nie zapamiętać czegoś, co zdarza się nagle i burzy w nas wszystko, co dotąd wiedzieliśmy o delikatnej pajęczynie związków między tym, co rzeczywiste i tym, co możliwe – nie zapamiętał jednak jak wyglądała twarz Hanemanna w tamtej chwili. Pochłonięty własnym zdziwieniem patrzył tylko na to, co pojawiło się na marmurowym stole parę minut po przyjeździe karetki, z której policjanci wynieśli zawinięty w gumowy pokrowiec kształt, skórzanymi paskami przytwierdzony do noszy. Zielona sanitarka zajeżdżała na podjazd przed gmachem Anatomii parę razy. Trzaskanie drzwi, szybkie kroki, nawoływania. Ściągnięto posługaczy z budynku E. Wkrótce cała Akademia wiedziała, że koło dziewiątej przy molo w Glettkau zatonął mały spacerowy statek „Stern”, kursujący na trasie Neufahrwasser – Zoppot. Ów nieszczęśliwy wypadek (nie pierwszy zresztą na tej linii, bo 12 sierpnia 1921 roku „Urania”, należąca do Towarzystwa Wioślarzy, zderzyła się obok przystani w Glettkau z holownikiem z Neufahrwasser), przyciągnął uwagę komisarza Wittberga z posterunku w Zoppot, gdy bowiem przy pomocy dźwigu pływającego braci Himmel wydobyto kadłub „Sterna”, w mesie znaleziono zwłoki mężczyzny, którego nazwisko figurowało w policyjnych kartotekach.

W takich sprawach, w których pojawiał się choćby cień wątpliwości, sprowadzano zwykle do Instytutu Hanemanna. Czarny daimler-benz zajeżdżał wtedy na Lessingstrasse 17. Hanemann, na odgłos wozu zatrzymującego się przed bramą, sięgał po swój ciemny płaszcz, szybkim krokiem schodził przed dom, gdzie w samochodzie czekał już asystent Retz – wyświeżony, z białą chusteczką w kieszonce marynarki; szofer otwierał drzwi i już w chwilę później czarne auto wjeżdżało w Kronprinzenallee, by za kolejowym wiaduktem skręcić w stronę Langfuhr. Do podobnych spraw wzywano go już parę razy, więc i tamtego dnia Hanemann przyjął rzecz bez zdziwienia, bo przecież choć zdarzenie było sensacyjne (jeszcze tego samego wieczoru w specjalnym dodatku „Volksstimme” podano bulwersujące szczegóły), to jednak z perspektywy Instytutu Anatomii było jednym z wielu zdarzeń, z jakimi mieli do czynienia na co dzień. Nawet asystent Retz, którego wrażliwość niejeden już raz była wystawiana na ciężką próbę, zapewne w głębi duszy poruszony wiadomością o zatonięciu „Sterna”, nie okazał przecież niepokoju, gdy jechali aleją w stronę śródmieścia, mijając domy Langfuhr, wiadukt kolejowy na Magdeburger Strasse, potem ujeżdżalnię koni, on zaś swoim dźwięcznym głosem referował sprawę, której rozwikłanie zostało im powierzone.

Podobno – mówił Retz – wśród ofiar wypadku znaleziono kogoś, kto – jak na to wskazywały pewne fakty – zginął nieco wcześniej, przed zatonięciem „Sterna” (z tej sugestii, która pojawiła się w spekulacjach naocznych świadków, obserwujących wydobywanie zwłok z napełnionego wodą kadłuba, niektórzy dziennikarze wyprowadzili nazbyt pospieszny wniosek, że zatonięcie „Sterna” nie było przypadkiem, lecz miało zatrzeć ślady czegoś znacznie poważniejszego, sprawca jednak omylił się w swych rachubach i zginął razem z ofiarami). Więc sprawa, którą Hanemann miał rozwikłać, nie odbiegała od spraw, które mu zwykle powierzano, i komisarz Wittberg z posterunku w Zoppot, podobnie jak komisarze z Głównego Miasta, z którymi Hanemann dotąd współpracował, mógł być spokojny, że wszystko zostanie wyjaśnione, a wątpliwości – jeśli pojawią się jakieś wątpliwości – nie zostaną utajone w gładkiej diagnozie, pozorującej pewność ustaleń.

A gdy daimler-benz zbliżał się już do gmachu Anatomii, gdy wysokie lipy ocieniające cmentarz ewangelicki szybko znikały za szybą po lewej stronie samochodu, posługacz Alfred Rotke powoli wtaczał do sali IX długi stół z marmurowym blatem, na którym leżał owinięty w gumowane płótno kształt, wtaczał ostrożnie, tak by stół nie podskoczył na mosiężnym progu oddzielającym lodownię od sali. Białe gumowe fartuchy z metalowymi klamrami już czekały na wieszaku przy drzwiach, stół podjeżdżał pod okrągłą lampę z pięcioma żarówkami, w blaszanych kuwetach pod oknem spoczywały niklowane narzędzia i gdy posługacz Rotke zapalał światło (zawsze mrużył przy tym oczy), na schodach od strony drzwi słychać już było kroki. Pierwszy szedł Martin Retz, za nim, zdejmując swój ciemny płaszcz, schodził po granitowych stopniach Hanemann. Retz podał mu fartuch, Hanemann zapiął metalową klamrę, wygładził białą gumę na piersiach, mruknięciem powitał posługacza Rotke i kiedy wszyscy podeszli do stołu, nakazał obniżenie lampy, tak by skupione światło pięciu żarówek oświetliło to, co spoczywało na marmurowym blacie.

A potem – posługacz Rotke dobrze zapamiętał tę chwilę – Hanemann kilkoma pociągnięciami rozsupłał węzełki rzemyków oplątujących płótno i rozsunął osłonę, ale posługacz Rotke dobrze zapamiętał tylko dłonie Hanemanna, tylko ich spokojny, cierpliwy i zręczny ruch, kiedy rzemyki puściły i osłona rozchyliła się, nie zapamiętał jednak, jak wyglądała w tamtej chwili twarz Hanemanna, zapamiętał tylko oświetlone jaskrawym mlecznym blaskiem pięciu żarówek dłonie, które cofnęły się, gdy gumowane płótno rozchyliło się i pod uniesioną osłoną zobaczył twarz Luizy Berger. Na szyi, tuż pod podbródkiem, ciemniała cieniutka smużka podbiegła różowawym fioletem. Włosy były mokre.

Więc czternastego sierpnia – pani Stein nie potrafiła ukryć wzburzenia – czternastego sierpnia stało się to, co się stało i żadne melancholiczne nastroje asystenta Retza (którego smukła sylwetka stanowiła zagrożenie dla każdej rodziny, cieszącej się posiadaniem córek) nie powinny nikogo mylić, bo przyczyna – jawna i szarpiąco bolesna – kryła się właśnie tutaj. Posługacz Rotke, którego słowa, wedle niektórych, należało pominąć milczeniem (czy zawsze słowa człowieka prostego muszą być przyjmowane tym wyniosłym wzruszeniem ramion, jakim witamy wiarę w świat uczuć mocnych i czystych?), widział przecież wszystko.

Studenci, którzy milczącym kręgiem otaczali stół z marmurowym blatem, nie pojmowali, dlaczego Hanemann przerwał oględziny, więc patrzyli tylko po sobie, ale twarz asystenta Retza nie wyrażała niczego, co mogłoby potwierdzić najbardziej nawet ostrożne domniemania. Stali więc w milczeniu w swoich fartuchach z gumy podklejonej płótnem, czekając na jakiś gest, który rozproszyłby niepokój, i gdy zdawało się już, że napięcie spadnie, bo Hanemann skinął dłonią, by asystent Retz czynił, co do niego należy, a Retz ręką w gumowej rękawiczce sięgnął do kuwety po błyszczące narzędzie, potem watą umoczoną w różowym płynie przetarł brzuch leżącej dziewczyny – od mostka do pępka (pępka, w którym wciąż szkliła się kropla wody) i przyłożonym do skóry ostrzem przeciągnął powolutku w dół, wtedy Hanemann odwrócił się i nie zdejmując fartucha wyszedł z sali. Asystent Retz prowadził uważnie narzędzie, odsłaniając w otwierającym się ciele ciemnoczerwone wzgórza oplecione fioletowymi żyłkami, posługacz Rotke wpatrzony w drzwi wsłuchiwał się w cichnące kroki Hanemanna na schodach, dopiero jednak gdy klamry zostały założone i nadszedł czas na słowa Hanemanna, który zwykle po takim przygotowaniu brał do ręki szklaną pałeczkę, by wskazywać w głębi otwartego ciała miejsca przedstawione na wielkich planszach rozwieszonych w sali IX i asystent Retz, przerywając na moment pracę, rzucił do Alfreda Rotke: „Proszę powiedzieć profesorowi Hanemannowi, że klamry założone”, dopiero wtedy zrozumiano, że Hanemanna nie ma już w gmachu Anatomii.

Nawet widok ciemnego płaszcza wiszącego przy drzwiach nie mógł rozproszyć tej pewności.Klucz do miejsc

Adolf-Hitler-Strasse – Grunwaldzka; główny ciąg komunikacyjny dla wojsk pieszych, konnych i gąsienicowych od czasów Napoleona do grudnia 1981 roku. Wschodnia część od Bramy Oliwskiej do Ostseestrasse: Aleja Hindenburga.

Am Johannisberg – Sobótki.

Bischofsberg – Biskupia Górka.

Brabank – Stara Stocznia.

Breitgasse – Szeroka.

Breslau – Wrocław.

Bromberg – Bydgoszcz.

Brösen – Brzeźno.

Brösener Weg – Bolesława Chrobrego.

Danzig – Gdańsk.

Delbrück-Allee – Curie-Skłodowskiej; ulica biegnąca od dawnej Alei Hindenburga do Akademii Medycznej. Po zachodniej stronie jezdni, aż do Politechniki, ciągnęły się cmentarze ewangelickie i katolickie, po stronie wschodniej, u zbiegu Delbrück-Allee z Aleją Hindenburga, stał gmach „profesora Spannera”, opisany później przez Nałkowską.

Dirschau – Tczew.

Elbing – Elbląg.

Emaus – zachodnia dzielnica Gdańska na wzgórzach sąsiadujących z Siedlcami.

Frauengasse – Mariacka.

Friedrich-Allee – Wojska Polskiego.

Glettkau – Jelitkowo.

Gotenhafen – Gdynia.

„Gustloff” („Wilhelm Gustloff”) – statek pasażerski wiozący uchodźców z Gotenhafen do Kilonii, storpedowany przez radziecką łódź podwodną w styczniu 1945 roku na otwartym morzu między Łebą a Stolpmünde.

Gutenberg-Hain – Las Gutenberga – las po zachodniej stronie Jaśkowej Doliny. Na północnym krańcu Altana Gutenberga (dawniej z pomnikiem Gutenberga).

Hochstriess – Słowackiego.

Hohenfriedberger Weg – Szymanowskiego.

Hundegasse – Ogarna.

Jäschkentaler Weg – Jaśkowa Dolina.

Johannistal – Matejki.

Jopengasse – Piwna.

Karlsberg – Pachołek; wzgórze w Lasach Oliwskich niedaleko Katedry. Dawniej u podnóża, nad brzegiem stawu – hotel.

Karrenwall – Okopowa.

Klostergasse – Cystersów.

Kohlenmarkt – Targ Węglowy.

Kokoschken – Kokoszki.

Königsberg – Królewiec.

Köslin – Koszalin.

Krantor – Żuraw.

Kronprinzenallee – najpierw Aleja Sprzymierzonych, później Wita Stwosza.

Lange Brücke – Długie Pobrzeże.

Langer Markt – Długi Targ.

Langfuhr – Wrzeszcz.

Langgasse – Długa.

Lessingstrasse – Grottgera.

Magdeburger Strasse – Kościuszki.

Marienburg – Malbork.

Marienkirche – Kościół Mariacki w Gdańsku.

Marienstrasse – Wajdeloty.

Marienwerder – Kwidzyn.

Max-Halbe-Platz – plac Komorowskiego.

Mirchauer Weg – Partyzantów.

Müggau – wzgórza na południe od Wrzeszcza na przedłużeniu Jaśkowej Doliny.

Neu Schottland – Nowe Szkoty.

Neufahrwasser – Nowy Port.

Ostseestrasse – najpierw Aleja Prezydenta Roosevelta, potem Aleja Karola Marksa, później Aleja Generała Hallera.

Pelonker Strasse – Polanki. Równoległa do Lessingstrasse i Kronprinzenallee.

Pietzkendorf – Piecki, Morena.

Posen – Poznań.

Rathaus duży – Ratusz Głównego Miasta przy Długim Targu.

Rathaus mały – Ratusz Staromiejski przy Korzennej.

Schaeflerstrasse – Hołdu Pruskiego.

Seestrasse – Pomorska.

Schichau, warsztaty – warsztaty stoczni gdańskiej.

Schidlitz – Siedlce.

Schwabental – Dolina Radości.

Schwarzer Weg – najpierw Czarna, potem Montwiłła Mireckiego.

Speicherinsel – Wyspa Spichrzów.

St. Katharinenkirche – Kościół św. Katarzyny.

St. Marienkirche – Kościół Najświętszej Marii Panny (Kościół Mariacki).

St. Trinitatiskirche – Kościół św. Trójcy.

Steffensweg – Stefana Batorego.

Stettin – Szczecin.

„Steuben” („General von Steuben”) – statek z uchodźcami z terenu Gdańska, Prus Wschodnich i Kurlandii storpedowany w lutym 1945 roku przez radziecką łódź podwodną na Stolpe-Bank.

Szpital św. Łazarza – średniowieczny przytułek w Oliwie obok pętli tramwajowej przy dawnej Adolf-Hitler-Strasse. Zburzony w latach sześćdziesiątych podczas poszerzania jezdni.

Thorn – Toruń.

Weichsel – Wisła.

Weichselmünde – Wisłoujście; dzielnica Gdańska przy ujściu Wisły do zatoki, w pobliżu Westerplatte. Barokowa twierdza przy kanale portowym. Po drugiej stronie kanału nabrzeża Nowego Portu, elewatory, przystań promu.

Zigankenberg – Cyganki, Cygańska Górka.

Zoppot – Sopot; dawniej Copoty.Książki Stefana Chwina

Krótka historia pewnego żartu

Chwilami nostalgiczna, chwilami żartobliwa opowieść o spotkaniu kilkuletniego chłopca z demonami XX wieku, rozgrywająca się w scenerii powojennego Gdańska. Życie w poniemieckim „mieście wrogów” staje się dla bohatera duchowym wyzwaniem, spotkaniem z niepokojącą zagadką piękna i zła, wtajemniczeniem w urodę rzeczy naznaczonych piętnem obcości, przygodą młodej duszy uwodzonej przez nowoczesne ideologie.

Lektura ważna nie tylko dla tych, którzy są ciekawi, w jakich okolicznościach duchowych i historycznych zrodził się artystyczny zamysł Hanemanna.

Esther

Koniec wieku dziewiętnastego. W mieszczańskiej rodzinie warszawskiej pojawia się piękna guwernantka z Gdańska, Esther Simmel, jedna z dawnych studentek Friedricha Nietzschego. Jej nagła choroba pociąga za sobą dramatyczne konsekwencje. Kobieta zapada w stan śpiączki. Lekarze są bezradni. Zakochany w niej młody mężczyzna robi wszystko, by ją uratować. Co jakiś czas jednak dopadają go „niedobre myśli” o życiu i śmierci. Waha się między postawą caritas a twardym światem idei Nietzschego, zapowiadających „racjonalne” podejście do chorych i umierających, typowe dla niektórych nurtów myśli nowoczesnej, szczególnie tych, które podejmują kwestię eutanazji.

Ta piękna opowieść o miłości, umieraniu i nadziei ma w sobie barwę dawnego czasu i ostrość pytań najzupełniej współczesnych.

Złoty pelikan

Jakub, wykładowca jednego z uniwersytetów, dowiaduje się, że dziewczyna, którą oblał na egzaminie, prawdopodobnie popełniła samobójstwo. Okoliczności sprawy pozwalają mu nie poczuwać się do żadnej winy. Jakub jednak przeżywa głębokie załamanie. Traci wszystko. Z sali uniwersyteckiej i eleganckiego mieszkania trafia na dworzec kolejowy, gdzie zaczyna żyć jak bezdomny.

Ta utrzymana w konwencji moralitetu „powieść idei”, nawiązująca do średniowiecznej legendy o św. Aleksym, mówi o poszukiwaniu duchowego oczyszczenia w cywilizacji nowoczesnej, w której rytuały utraciły swoją oczyszczającą moc a słowo ma rozchwiane znaczenia, nie dając nam oparcia w sytuacjach kryzysowych. Jej finał – utrzymany w ironiczno-melodramatycznym duchu – zostawia czytelnika przed otwartymi pytaniami o naturę prawdy, dobra i zła.

Kartki z dziennika

Burzliwie przyjęta przez krytykę i publiczność autobiograficzna opowieść, łącząca narrację o życiu autora z refleksją filozoficzno-moralną. Sugestywne portrety osób ważnych w biografii duchowej Stefana Chwina, obrazy z historii Polski drugiej połowy XX wieku przepuszczone przez pryzmat osobistych doświadczeń, sceny z życia prywatnego, wielość sprzecznych tonacji i stylów, zmienność nastrojów, kontrowersyjne opinie – wszystko to czyni tę książkę daleką od konwencji „dziennika uczuć i myśli ze wszechmiar słusznych”.

Kartki z dziennika – przyjmowane przez jednych z entuzjazmem, przez innych z zaciekłą wrogością – nikogo nie pozostawią obojętnym. Zachęcają do sporu, niezgody, żywej wymiany myśli.

Żona Prezydenta

Krystyna, żona prezydenta, zdradzona przez męża, ucieka z pałacu prezydenckiego. W miejscowości, gdzie się ukrywa, poznaje Mistrza, przywódcę grupy religijnej, dążącej do naprawy świata. Mistrz, który w oczach jednych jest przestępcą, w oczach innych Wysłannikiem z „tamtej strony”, chce dość dwuznacznymi metodami uzdrowić sytuację na świecie. Gdy zostaje aresztowany, Krystyna, związana z nim uczuciowo, decyduje się zrobić wszystko, by go ocalić…

W tej utrzymanej w konwencji thrillera powieści political fiction z filozoficzno-religijnym podtekstem akcji współczesnej towarzyszy apokryficzna przypowieść o jednym z uczniów Jezusa, który wbrew woli apostołów ratuje swego Mistrza od ukrzyżowania. Jego metody są równie dwuznaczne…

Dolina Radości

Eryk Stamelmann, bohater Doliny Radości, to tajemniczy makijażysta gwiazd filmowych i polityków. Przychodzi na świat na początku XX wieku w starym Gdańsku, Jego pełne zaskakujących zdarzeń życie biegnie dalej przez Monachium, Berlin, wojenną Warszawę, Moskwę, po czym zataczając wielki krąg na mapie Europy, powraca znowu do Gdańska. Stamelmann – trochę łgarz, trochę przestępca, trochę czarownik – dzięki swojej niezwykłej profesji spotyka sławnych ludzi ubiegłego stulecia, pojawia się w ważnych miejscach historii, z łatwością zmienia swoją tożsamość, a podczas tej niepokojącej podróży poprzez cały niemal ubiegły wiek rozmyśla nad tajemnicami piękna, wierności i zdrady, pyta też o istotę dobra i zła. W jego historii można ujrzeć metaforyczny obraz sytuacji człowieka w nieprzejrzystym świecie XX wieku.

Panna Ferbelin

Jest koniec XIX wieku w Gdańsku. Głównymi bohaterami opowieści są: prokurator Hammels, jego syn Helmut, Panna Ferbelin i jej ojciec oraz Kurt Niemand, przybysz, o którym mieszkańcy Gdańska mówią „Nauczyciel z Neustadt".

Niespodziewane zbiegi okoliczności powodują, iż losy ludzi splatają się w sposób zaskakujący, a w fabułę tej powieści – uwodzicielskiej i niepokojącej – czytelnik wnika jakby był jednym z jej uczestników.

Nigdy jeszcze w żadnej książce Gdańsk nie został przedstawiony tak jak w tej opowieści. Prawda historii łączy się tu z legendą, a losy bohaterów opromienia światło mitu dając wizję poruszającą i wieloznaczną. Ta, pozornie historyczna, opowieść dotyka rzeczy współczesnych dużo bardziej niż niejedna opowieść współczesna. Historia, którą ludzie opowiadają od stuleci, nabiera tu nowych sensów i mieni się niespodziewanymi barwami. Zasadniczym tematem tej powieści, wokół którego oparta jest fabuła jest pytanie: co stałoby się, gdyby dzisiaj pojawił się Jezus, jak zostałby przyjęty i jak potoczyłyby się jego losy?!

Fascynująca opowieść.

Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni

„To, że nie popełniamy samobójstwa, zależy od tysiąca okoliczności i przypadków. Ale im dłużej zajmuję się ta sprawą, tym większej nabieram pewności, że istnieją sytuacje, w których samobójstwo popełniłby każdy” – mówi autor.

Dlaczego ludzie popełniają samobójstwa? Jak przygotowują swoją śmierć i jaką rolę w tych przygotowaniach odgrywa praca wyobraźni?

Sztuka i literatura zna samobójców, którzy byli gotowi odebrać sobie życie z powodów zupełnie niezrozumiałych dla „zwykłych ludzi", a nawet psychologów i psychiatrów, którym samobójcy przedstawieni w literaturze mogą się wydać istotami całkowicie „wymyślonymi". Dla literatury i sztuki prawdopodobieństwo obrazu samobójstwa zwykle nie jest jednak sprawą najważniejszą. Dlatego też nie jest możliwe zrozumienie motywacji czy objaśnienie wewnętrznego świata pisarzy-samobójców i samobójców-bohaterów literackich wyłącznie w kategoriach jakich dostarcza standardowa psychologia.

Aby zbliżyć się do rozwikłania tych tajemnic, Stefan Chwin w swojej książce łączy perspektywę psychologii, historii sztuki, literatury i filozofii. Skupia uwagę na doświadczeniach wyobraźni artystycznej pisarzy i malarzy, a także bohaterów literackich, którzy samobójstwo popełnili, bądź się do niego zbliżali. Szuka odpowiedzi na pytanie, jak sztuka i literatura przedstawiają proces dochodzenia człowieka do samobójczej śmierci. Jak „pracuje" wyobraźnia kogoś, kto się do samobójstwa zbliża? Jakie znaczenia nadają obrazom samobójstwa pisarze i malarze? Czym jest „samobójstwo egzystencjalne", co je odróżnia od innych rodzajów samobójstwa i dlaczego temat „samobójstwa egzystencjalnego" zajmuje tak istotne miejsce w sztuce i literaturze XIX i XX wieku?

Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni można czytać jako studium problematyki samobójstwa w literaturze i sztuce, ale można też czytać tę książkę jako komentarz do całej twórczości Stefana Chwina.

Jak sam Autor wyznaje, to właśnie praca nad powieścią Hanemann stała się dla niego inspiracją do głębszych badań nad światem duchowym pisarzy-samobójców i poprowadziła go do napisania tej książki.

Samobójstwo i „grzech istnienia"

„Grzech istnienia” to jedna z najbardziej zadziwiających idei cywilizacji europejskiej. Czym był dla pisarzy, filozofów i artystów? Jakie miejsce zajmował w kulturze romantyzmu? Jak idea „grzechu istnienia” łączyła się z myślą o samobójstwie, czasem prowadząc ludzi w śmierć? Kim byli samobójcy z piętnem „grzechu istnienia” w polskiej i europejskiej literaturze? Czy doświadczenie „grzechu istnienia” możliwe jest w świecie bez Boga? Na te pytania szuka odpowiedzi Stefan Chwin, dając obraz „samobójstwa romantycznego” daleko wychodzący poza tradycyjne ujęcia.

Dziennik dla dorosłych

Dziennik dla dorosłych to kolejna opowieść Stefana Chwina o sobie samym - ryzykowna, szczera i niezależna, daleka od konwencji „dziennika uczyć i myśli ze wszechmiar słusznych”.

„Jeśli nie jesteś po żadnej ze stron - twoja sytuacja jest najtrudniejsza, a to, co piszesz, wymaga skromności, pychy i odwagi” - powiedział Autor w jednym z wywiadów.

I taka jest właśnie ta książka.

Miłosz. Interpretacje i świadectwa

Książka ta zawiera historycznoliterackie interpretacje wybranych problemów twórczości Miłosza, które dotąd nie przyciągnęły uwagi badaczy w stopniu, na jaki zasługują, to znaczy nawet jeśli się nimi zajmowano, nie poświęcono im osobnych studiów.

Tekst pierwszy – „Dachau koników polnych". Miłosz i „ukąszenie darwinowskie" – jest poświęcony zawiłej kwestii stosunku Miłosza do teorii Darwina. Jest to jedna z kwestii kluczowych dla zrozumienia jego poetyckiego światopoglądu. Postawa Miłosza wobec darwinowskiej wizji świata była ambiwalentna. Z jednej strony możemy mówić o „darwinowskim ukąszeniu", podobnym do późniejszego „ukąszenia heglowskiego", a więc o silnym przejęciu się teorią Darwina, z drugiej o zmaganiu się poety z Darwinem, a więc o szukaniu alternatywy dla darwinowskiej wizji świata i życia. W swojej twórczości Miłosz wiele razy wyrażał poczucie, że Darwin może mieć rację, że w swojej teorii walki o byt, przedstawionej w dziele O pochodzeniu gatunków, mówi prawdę o przyrodniczym porządku istnienia i strukturze ludzkiej rzeczywistości, ale też bardzo starał się spod darwinowskiego wpływu wyzwolić. Przez całe życie miał udręczające poczucie, że ludzki porządek wartości jest głęboko sprzeczny z porządkiem przyrodniczym świata, że koliduje z podstawową ontologiczną strukturą rzeczywistości, która – jak Miłosz to formułował w duchu manichejsko-darwinowskim – jest całkowicie sprzeczna z potrzebami ludzkiego serca, wartości moralne są bowiem tylko wyrazem bezsilnego protestu ludzkiej wrażliwości wobec „kamiennej" pustki kosmosu. Szło za tym pytanie podstawowe: czy żelazne prawa rządzące przyrodą są całkowicie odmienne od praw rządzących historią, czy raczej przeciwnie: obie domeny – przyroda i historia – podlegają temu samemu, twardemu prawu przyrodniczej konieczności, którego działanie opisali Newton i Darwin.

Druga część książki zatytułowana Miłosz i pomnik zawiera teksty, które są próbą zrekonstruowania zawiłej historii związków Miłosza ze słynnym, wzniesionym w 1980 roku w Gdańsku, Pomnikiem Poległych Stoczniowców 1970, jednym z najważniejszych pomników polskiej historii, na którym zostały umieszczone fragmenty wiersza poety. Autor szuka tutaj odpowiedzi na pytanie, jak w ogóle doszło do tego, że na pomniku znalazł się wiersz Który skrzywdziłeś człowieka prostego, czy Miłosz chciał, by wykorzystano ten właśnie wiersz, a nie inny, czy też sprawy związane z wyborem fragmentów Miłoszowskiego tekstu oraz zgodą poety na jego wykorzystanie przez budowniczych pomnika były dużo bardziej skomplikowane. Szczegółowo zrekonstruował przebieg zdarzeń związanych z projektowaniem pomnika, jego budową i umieszczaniem na nim płaskorzeźby z wierszem poety. Osobny tekst poświęcił ważnemu epizodowi z lat osiemdziesiątych, a mianowicie toczącym się w środowisku pierwszej Solidarności gwałtownym sporom, czy na Pomniku Poległych Stoczniowców obok krzyża z wierszem Miłosza należy umieścić pełną listę ofiar Grudnia 1970, czy też tylko listę ograniczoną, spory te bowiem rzutowały na symboliczną wymowę pomnika i pośrednio także na symboliczną wymowę tekstu poety umieszczonego na jednym z pomnikowych krzyży. Starał się też zrekonstruować z wielu perspektyw pierwszą wizytę Miłosza w Gdańsku, do jakiej doszło w czerwcu 1981, a więc w kulminacyjnym punkcie ofensywy Solidarności, analizując, jak Miłosz zachowywał się w radykalnie nowej dla siebie sytuacji podczas swojego pierwszego od trzydziestu lat pobytu w Polsce. Przyjrzał się też temu, jak komunistyczna Służba Bezpieczeństwa widziała gdańską wizytę Miłosza oraz jak opisywała i oceniała ze swojego punktu widzenia zachowania poety w czerwcu 1981 roku.

Miłosz. Gdańsk i okolice. Relacje. Dokumenty. Głosy. Pod redakcją Krystyny Chwin i Stefana Chwina

W żadnym innym mieście nie ma takiego miejsca, gdzie Miłosz zostawiłby po sobie równie istotny, przeznaczony dla publicznego oka ślad swoich myśli, obaw i nadziei, związany z wielkimi wydarzeniami polskiej historii. To właśnie w Gdańsku, na Pomniku Poległych Stoczniowców przed bramą Stoczni, widnieją słowa biblijnego wersetu wybrane i przełożone przez Miłosza oraz strofy jego wiersza Który skrzywdziłeś człowieka prostego.

Czesław Miłosz odwiedzał Gdańsk i okolice parokrotnie. Wizyty te odbywały się w różnych okresach jego życia. Dotyczyły one spraw osobistych, ale miały też charakter zawodowy, a nawet ściśle literacki. Świadectwa tej obecności znajdujemy zarówno w tekstach Miłosza, jak i w relacjach wielu osób. O sprawach z Gdańskiem związanych – czasem wykraczających daleko poza wymiar lokalny – Miłosz pisał także w swoich książkach, esejach, listach i uwagi czy komentarze dotyczące tych spraw są rozproszone w całej jego twórczości. Zebraliśmy je w tej książce, by ułożyły się w całość, objaśniającą zakres i treści gdańsko-pomorskiego doświadczenia poety.

Srebrzysko. Powieść dla dorosłych.

Srebrzysko, nazwane przez jednego z recenzentów „thrillerem teologicznym”, łączy w sobie quasi-sensacyjną fabułę z problematyką filozoficzno-moralną, dając formę literacką, jakiej dzisiaj nikt z polskich pisarzy nie uprawia. Srebrzysko jest tylko z pozoru realistyczne. To raczej opowieść symboliczno-paraboliczna, w której przenikanie się różnych płaszczyzn rzeczywistości, daje niepokojący efekt poznawczy „świata trudnego do odczytania”.

Bohaterem powieści jest warszawski adwokat, Piotr Semen, scenarzysta filmowy, laureat wielu nagród, który pada ofiarą medialnego linczu, zorganizowanego przez „nieznanych sprawców”. Kompromitujące go nagranie strąca go ze szczytu kariery na dno życia. Dochodzą też do tego klęski rodzinne, śmierć żony i córki. Piotr dowiaduje się, że ma przed sobą co najwyżej miesiąc życia, zastanawia się więc, jaką wybrać ars moriendi, by pożegnać się ze światem.

Bohater, trochę przypominający Hioba, odrzuca jednak hiobową pokorę. Wychowany w duchu katolickim, nie ma zamiaru być bezbronnym inteligentem, który poddaje się uderzeniom losu. Spotyka kobietę, która znajduje się w podobnej sytuacji. Oboje – w obliczu zbliżającej się śmierci – działają „poza dobrem i złem”, łudząc się, że naprawiają świat.

Akcja symboliczna powieści krąży wokół etycznych konsekwencji zerwania z chrześcijańskim światopoglądem, który przesuwa rachunek krzywd na czas pośmiertny. Piotr, który zrobił majątek, broniąc różnych ludzi, w finale chce zamknąć swoje życie jakimś „jednoznacznie jasnym akcentem”. Staje jednak przed pytaniem, czy czyny, których dokona, umieszczą go po jasnej czy ciemnej stronie życia.

Doświadczenia bohaterów mają za tło zaginiony scenariusz filmowy Piotra poświęcony życiu i śmierci Jezusa, daleko odbiegający od Biblii, całkowicie zmieniający sens ofiary Krzyża. W finale powieści kulminują sprzeczności ludzkiego losu. Piotr mając możliwość wymierzenia zemsty na swoim domniemanym prześladowcy, rezygnuje z wykonania wyroku. Nie wiadomo, czy jest to gest chrześcijański, czy wynik twardej kalkulacji zysków i strat.

Wątki powieści są prowadzone tak, by stawiać czytelnika przed kluczowymi pytaniami doświadczenia moralnego, których literatura polska dzisiaj dość stanowczo unika.Książki wydane nakładem Wydawnictwa „TYTUŁ”

Proza

Stefan CHWIN, Krótka historia pewnego żartu

Stefan CHWIN, Hanemann

Stefan CHWIN, Esther

Stefan CHWIN, Złoty pelikan

Stefan CHWIN, Kartki z dziennika

Stefan CHWIN, Żona prezydenta

Stefan CHWIN, Dolina Radości

Stefan CHWIN, Dziennik dla dorosłych

Stefan CHWIN, Panna Ferbelin

Stefan CHWIN, Srebrzysko. Powieść dla dorosłych

Książki naukowe

Stefan CHWIN, Samobójstwo jako doświadczenie wyobraźni

Stefan CHWIN, Samobójstwo i „grzech istnienia”

Stefan CHWIN, Miłosz. Interpretacje i świadectwa

red. Krystyna CHWIN, Stefan CHWIN, Miłosz. Gdańsk i okolice. Relacje. Dokumenty. Głosy

Poezja

Krystyna LARS, Umieranki i inne wiersze

Stefan CHWIN, Krystyna LARS Wspólna kąpiel

Krystyna LARS, Zaprosimy do nieba cały świat

Krystyna LARS, Proste wiersze o szczęściu

Księgarnia internetowa Wydawnictwa „TYTUŁ”
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: