- W empik go
Jak ja ich kochałem - ebook
Jak ja ich kochałem - ebook
Wspomnienia Jerzego Antczaka spisane z okazji szczegónej rocznicy 90. urodzin, tworzą niezwykle osobistą księgę życia wielkiego twórcy. Jerzy Antczak, nominowany do Oskara za Noce i Dnie i dwukrotny zdobywca Diamentowych Lwów oraz Nagrody Specjalnej Platynowe Lwy za całokształt twórczości (wtedy też Noce i dnie wybrane zostały polskim filmem 40-lecia), jest żywą legendą polskiego filmu, teatru i Teatru Telewizji. Jak ja ich kochałem to szczegłowy, barwny, pełen zabawnych anegdot i poważnych rozterek wyjątkowy zapis jego życia a poprzez to historii polskiej sceny teatralnej i telewizyjnej od lat 50. do współczesności, oraz co podkreśla hołd złożony z miłością wszystkim, z którymi był na różnych etapach życia związany.
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64980-53-4 |
Rozmiar pliku: | 47 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
W pewnym momencie pracy nad książką miałem bardzo złe dni. Przerwałem pisanie Jak ja ich kochałem. Rozpocząłem benedyktyński wysiłek grzebania w wycinkach prasowych. I nagle dokonałem odkrycia, które ścięło mnie z nóg. Ze sterty wypłowiałych papierów wydobyłem wycinek prasowy z naklejką: „Tygodnik Powszechny”. Data: 30 maja 1976 roku. Tytuł: Spóźniony list do Marii Dąbrowskiej, autorstwa ks. Mirosława Paciuszkiewicza SJ.
„Noce i dnie to był dla mnie nie tylko film i nie tylko powieść, ale i przygoda z Marią Dąbrowską. Najpierw była jednak powieść. Czytałem ją we wrześniu 1958 roku i wtedy właśnie przeżyłem to, co przeżywali zapewne czytelnicy trylogii Sienkiewicza. Zapragnąłem pomodlić się w intencji bohaterów, odprawić za nich mszę – za Barbarę, Bogumiła, Agnieszkę, Emilkę, Tomaszka i innych.
Żal mi było rozstawać się z nimi. Toteż z przyjemnością przedłużałem z nimi przygodę, robiąc wypisy z mądrej, krzepiącej książki. Byłem szczerze zmartwiony, że przebywam w świecie fikcji literackiej, że nie było Barbary, Bogumiła, Agnieszki. Na dobrą sprawę nie było także Krępy, Serbinowa i Pamiętowa. Po prostu nie mogłem w to uwierzyć i na swój sposób cierpiałem.
I wtedy właśnie przyszło oświecenie: przecież powieściowe postacie wszystko zawdzięczają swojej autorce, ona je powołała do życia, a więc nie ma powodu do zmartwień. Na zakończenie lektury odprawiłem więc mszę świętą za Marię Dąbrowską, która należy do moich kochanych pisarzy.
Od tamtych dni chodziłem z przekonaniem, że powinienem napisać list do Marii Dąbrowskiej. Nie napisałem go jednak, i to chyba jest jeden z moich grzechów zaniedbania. Dowiedziałem się potem o jej śmierci i do dziś gryzie mnie żal, że moich planów nie zrealizowałem.
Po obejrzeniu filmu sięgnąłem po moje wypisy. Znalazłem w nich między innymi fragment listu Agnieszki do Marcina po śmierci Bogumiła. Odczytałem go tak, jakby Dąbrowska chciała mi pomóc uregulować mój dług wobec niej teraz, gdy nie potrafię już nadrobić zaniedbania:
«…I myślę, że serce ludzkie to pogrzebowa kaplica, w której wciąż stoi jakaś trumna. Niepodobna by tego znieść, gdyby nie przeświadczenie, że wszystko, co umiera, ożywa w innej postaci. Człowiek jest tajemnicą, z tajemnicy przybywa i w tajemnicy odchodzi… Chcieć o tym za dużo wiedzieć, jak księża, wydaje mi się grzechem pychy. Ale wystarczy mi zapomnieć o teologicznych dogmatach, abym wierzyła w nieśmiertelność… nieśmiertelność Tatusia.
Mówią, że to nasza słabość i żal dyktują taką wiarę, boć przybywa ona nie kiedy indziej, tylko w chwilach żałoby. Lecz ile zwykłych, doczesnych tajemnic życia wychodzi na jaw dopiero w godzinie ciężkich przejść i wstrząsających przeżyć. Czemuż by i tajemnica zagrobowa nie miała się odkrywać w takich momentach nam, ludziom zwykłym, niezdolnym widzieć ją w powszednim biegu nocy i dni!
A jeśli to hipoteza osieroconego uczucia, to czyż i w materialnym życiu najryzykowniejsze urojenia i hipotezy nie okazują się w końcu sprawdzalną prawdą? Tatuś żyje i działa, bo inaczej mógłżeby mi się teraz dopiero dać poznać? A ja teraz właśnie dowiaduję się, jakim był człowiekiem».
Przyjaźń zakłada wzajemność. Jeżeli ma być przyjaźń, nie wystarczą moje wyznania, że Dąbrowską zaliczam do najbliższych istot. Musi być odzew. Jest odzew, gdyż autorka żyje i działa.
Działa poprzez swoją spuściznę literacką, a żyje tylko w tym sensie, że trwają jej dzieła, że my ją wspominamy. A jeżeli tak, to mogę napisać ten list: ■Pani Mario!
Przepraszam, że dopiero teraz się do Pani zwracam, że nie napisałem do Komorowa czy do Warszawy. Wierzę jednak, że ważniejsza od listu była msza święta i modlitwa za Panią i za ludzi z Pani kręgu, którzy w jakiejś mierze trafili do powieści. Świat, jaki stanowią Noce i dnie, Pani zawdzięcza swoje istnienie.
Niebawem w gronie studentów mam prowadzić dyskusję na temat filmu Noce i dnie. Myślę więc o filmie, o powieści i myślę o Pani. Przy okazji odżywają wspomnienia. W Russowie widziałem staw, w którym łowiono ryby na wieczerzę wigilijną opisaną w Uśmiechu dzieciństwa. Widziałem dom, znacznie przebudowany i zamieniony na dom pamiątek po Pani.
Dwa lata mieszkałem w Kaliszu. Chodząc ulicami miasta czy jego peryferiach, myślałem, że Pani tamtędy chodziła. Ile razy jechałem na dworzec kolejowy czy z dworca, mijałem restaurację «Serbinowską» i wtedy niezmiennie przypominał mi się Serbinów. Odwiedzałem osiedle Kaliniec. Jedna z ulic osiedla swoją nazwą przywodziła na pamięć Bogumiła i Barbarę.
Dzisiaj chciałbym się zatrzymać przy tych dwojgu. Film wniósł korekty do wspomnianej lektury i do moich wyobrażeń o małżonkach Niechcicach. Nie umiem sobie wytłumaczyć, dlaczego Bogumił był dla mnie przez lata bohaterem bez skazy, krzywdzonym przez Barbarę, która nie wiadomo czego chciała od męża i nie wiadomo dlaczego mroziła jego entuzjazm.
Dlaczego zupełnie zapomniałem o Felicji, dlaczego nie pamiętałem o Ksawuni? Pozostał mi obraz Bogumiła trochę zbliżony do posągowego ujęcia Boryny, Bogumiła idącego przez pole i rozmawiającego z Bogiem: «Z tym samym pługiem idąc, widzisz Boga lub grudę ziemi. Na to samo drzewo patrząc, widzisz cud stworzenia lub widzisz cień od skwaru, liście, owoce, budulec…».
Sądzę, że Pani dużą sympatią obdarzyła tego człowieka. A i w filmie Bogumił (Jerzy Bińczycki) ma takie urzekające niewinne spojrzenie. Tym trudniej żegnać własne wyobrażenie o nim, tym trudniej pogodzić się z tym, że był jednak niewierny. Pozostaje żal, że ludzie gubią pewne wartości i że nie w każdej okoliczności można na nich liczyć. ■W moim odbiorze film ten zrehabilitował jednak Barbarę, bohaterkę «wiecznego zmartwienia». Utarło się o niej przekonanie, któremu dał wyraz Julian Krzyżanowski w Dziejach literatury polskiej. Losy Barbary to jego zdaniem: «dziwaczna mieszanina histerii i zdrowego rozsądku, tępoty i przenikliwości, dobroci i samolubstwa, zamaskowanego erotyzmu i panowania nad namiętnościami. Jej życie to wdzięczny materiał dla psychoanalizy, a równocześnie coś, co radykalnie odbiega od tradycyjnych wyobrażeń o Polce obywatelce».
I w filmie Barbara jest taka, ale zarazem przeżywa ewolucję ku pewnemu zrównoważeniu. Choć może tu nie tyle ewolucja wchodzi w grę, ile pewna perspektywa. Niemal wszystko, co oglądamy w filmie, jest wspomnieniem. Reżyser i widz patrzą z dystansu. Barbara także. Jest dziwnie spokojna, mądra tym wszystkim, co przeżyła. Już nie spazmuje. Nawet nie jest zaskoczona, że jej nie przyjęto w dworku Toliboskiego. Wyrusza dalej na spotkanie przyszłości. Chciałoby się powiedzieć: «w tajemnicę odchodzi».
Pani Mario, kończę swój list. Chciałbym jeszcze opowiadać o innych przygodach. Nie muszę od razu wszystkiego napisać. Proszę jednak pozwolić, że przytoczę jeszcze jeden fragment z Nocy i dni, który moim zdaniem charakteryzuje klimat powieści i filmu. Jest to myśl o potrzebie kontemplacji: «Czymże byłaby miłość, czymże praca bez takiej chwili zagapienia się, zatopienia w oglądaniu gwiazdy wiosennej. Nigdy życie nie jest bardziej prawdziwe i usprawiedliwione niż w momencie kontemplacji. O, żeby tak wypracować, wywalczyć prawo do takich momentów, dać każdemu czas, możność, potrzebę ich odczuwania».
Może tak już właśnie odczuwa Barbara?
Teraz już naprawdę kończę, dziękuję serdecznie za piękną lekcję patrzenia na życie.
Ks. Mirosław Paciuszkiewicz SJ”. ■
Postscriptum
Jest mi bardzo przykro, że przeoczyłem ten list i trudno mi znaleźć na to usprawiedliwienie. Postanowiłem odszukać ks. Paciuszkiewicza, aby po wielu latach spóźnionym listem podziękować mu za jasność myśli. Udaję się po pomoc do Internetu, wywołuję nazwisko księdza Paciuszkiewicza i… oto, co przeczytałem wybite tłustym drukiem:
„W wieku 79 lat zmarł 3 września 2010 roku w Warszawie ojciec Mirosław Paciuszkiewicz – jezuita, znany duszpasterz osób żyjących w związkach niesakramentalnych, były redaktor naczelny «Przeglądu Powszechnego» i moderator Stowarzyszenia «Przymierze Rodzin» w Warszawie. W kapłaństwie spędził 56 lat”.
Dlaczego nie odkryłem tego listu wcześniej, abym mógł za życia księdza Paciuszkiewicza wyrazić mu swój podziw i wdzięczność? Umęczony do bólu nie mogłem się nad niczym skupić, aż w końcu sięgnąłem po inspirację do mojego zdjęciowego archiwum. ■
Do „Nocy i dni” trzeba chyba dojrzeć!
Ich wielkości także, w pozornej
nieefektywności, w tym, co ukryte
w najgłębszych warstwach. Mam
świadomość, czego się podjąłem,
trzęsą mi się ręce, mam tremę –
a jednocześnie czuję się właśnie jak
alpinista przed wspinaczką, gdy go
pytają: po co? Nie odpowiadam.
Chcę wejść na górę, nie myślę,
czy odpadnę. Chcę wejść i spojrzeć
na świat stamtąd, skąd patrzyła
Dąbrowska. Ona całe życie pisała
„Noce i dnie”, udało jej się osiągnąć
takie szczyty, że na ludzkie życie, na
życie swego narodu spojrzała
z lotu ptaka. Nie inscenizujemy
tego filmu. My go hodujemy,
pielęgnujemy jak ogrodnik ogród,
jak rolnik pole. Przyrody nie można
inscenizować, trzeba jej pozwolić
– samej – włączyć się w nasze życie.Pytają mnie – dlaczego robię ten film? Pytają alpinistów – dlaczego zdobywają te szczyty, odpadają ze ścian, giną? Po prostu chcą wejść na szczyt. Ja też. Ktoś może nie lubić „Nocy i dni”, ale nikt nie zaprzeczy, że w tej książce zawarte jest po prostu kilkadziesiąt lat życia Polaków, los całego pokolenia.
Cztery pory roku. Ziemia, którą trzeba uprawiać. I przemijanie: czas, działanie czasu na materię. Film obejmuje czterdzieści lat życia. Nie tylko bohaterów, lecz i ludzi, którzy ich otaczają. Utarło się, że bohaterami „Nocy i dni” jest dwoje ludzi, Bogumił i Barbara. Ale przecież wraz z nimi idzie naprzód wszystko, idzie ku czemuś nieuchronnemu. Do kresu ludzkiego przeznaczenia.
Żyli, pracowali, dorabiali się…
I umarli… To właśnie owa piękna i wstrząsająca ballada o ludzkim bytowaniu. W literaturze jest niewiele książek utkanych z tak niematerialnych rzeczy: polskich mgieł, polskiego błota, ze śniegu, wichru… Suma tych elementów wtopionych w los człowieka jest czymś tak fascynującym…