- W empik go
Jak Johannes Kepler, jadąc do Żagania na Śląsku, zahaczył o księżyc - ebook
Jak Johannes Kepler, jadąc do Żagania na Śląsku, zahaczył o księżyc - ebook
Podaję, że ta powieść powstawała w latach 1992-2014, ale mówiąc ściśle, zacząłem ją pisać jako scenariusz filmowy w roku 1984 lub 85. Później, już bez myśli o filmie, wielokrotnie zmieniałem, dopisywałem, usuwałem jej fragmenty, aż razem z innymi szpargałami trafiła na dno mojej pamięci. Trafiłem na nią ponownie w roku 1992, od czasu do czasu znów przy niej majstrując. Około roku 1998 pokazałem ją dwóm pisarzom. Wiesław Myśliwski wyraził się o niej bez entuzjazmu. Marian Pilot był bardziej życzliwy. Ale chyba obaj nie mieli racji. Sporadycznie usiłowałem uczynić ją lepszą, mając jednak inne sprawy na głowie. Anonimowy recenzent Wydawnictwa Literackiego, przeczytawszy może dwie lub trzy kartki uznał, że jest to powieść pikarejska. Niech mu będzie. Ja bym powiedział, że to raczej baśń przyprawiona prawdą. Tylko, że obecnie jest ona czymś zupełnie innym niż wtedy. Czym? Proszę sprawdzić.
Henryk Waniek (*1942).
Autor około 20 książek, m.in: Hermes w Górach Śląskich, Inny Hermes, Opis podróży mistycznej z Oświęcimia do Zgorzelca 1257-1957, Pitagoras na trawie, Finis Silesiae, Dziady Berlińskie, Inny Hermes, Wyprzedaż Duchów, Sprawa Hermesa.
Nagrodzony: Kulturpreis Schlesien des Landes Niedersachsen (1999), Nagroda Klubu Księgarzy Warszawskich (1994), Nagroda Fundacji im. Andrzeja Kijowskiego za twórczość eseistyczną (1996), Nagroda Fundacji Kultury (2003).
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788393619092 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Okno było otwarte? Czy w dom weszła burza? Kto tam trzaska drzwiami? Kto chodzi po izbach? – Głupstwo. Ktokolwiek to jest, nie znajdzie dostępu do wieży. Jak za stoma drzwiami toczy się wielki sen, który połączył tych dwóch, tak wspólny, jak jedna matka albo jedna śmierć.
Reiner Maria RilkeNie sądzę by ktoś uwierzył, że takie to proste – siup! – i już jesteś na księżycu. Owszem, w marzeniach, fantazjach, baśniach i bajkach, co raz tak się mówi. Gdzieś między złotym osłem a śpiącym rycerzem, księżycowe wyprawy są równie niemądre jak samonakrywający się stolik. Kto uwierzy?
A jednak musiałem – nie pierwszy i nie ostatni raz – uznać swoją pomyłkę, choć w sumie nie tak wielką. W każdym razie podróż na księżyc, jaką urządziłem cudakowi, co go do mojego domu licho przyniosło, wypadła nader pomyślnie. I taki właściwie byłby koniec tej opowieści. Ale gdzie jest jej początek? Tego właśnie nie umiem ustalić. Muszę więc sięgnąć do pamięci najgłębiej, jak tylko się da. Może tam będzie?KIEDYŚ
KIEDYŚ
Wyobraźcie mnie sobie w połowie drogi między Gracem a Lincem, albo bliżej Lincu, a dalej od Gracu, w każdym razie już za Loeben, po drugiej stronie gór, gdzie schodzi się wygodnie po godzinach wspinaczki. Sprawdzę to kiedyś, a na razie powiedzmy, że mniej więcej w połowie. Spędziłem tam najważniejszą noc mego życia.
Lecz najpierw muszę wyjaśnić, jak i skąd wcześniej wziąłem się w Gracu, i czemu z niego umykałem z duszą na ramieniu. Cofnę się więc o kilka lat przed tę doniosłą chwilę, przez co opowieść się nieco wydłuży, ale zyska na dorzeczności.
KŌNSEK KSIŌNŻKI - TAK NA SMAK