Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
12 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,90

Jak mniej się męczyć w zwyczajnym świecie - ebook

Pewnego dnia Christel Petitcollin, autorka bestsellerowych książek o nadwydajności mentalnej, zadała swoim czytelnikom pytanie: „Gdyby ktoś mógł wam wyjaśnić, jak wygląda świat widziany oczami zwyczajnej, neurotypowej osoby, czego chcielibyście się o nim dowiedzieć i co pragnęlibyście w nim zobaczyć?”. Na podstawie ich odpowiedzi powstała ta książka.

• Czujesz czasem przytłoczenie lub frustrację ludźmi wokół siebie?

• Drażnią cię banalne rozmowy o niczym?

• Wydaje ci się, że wszyscy wokół wiedzą, o co chodzi w danej sytuacji i tylko ty się w niej nie odnajdujesz?

• Uważasz, że reguły, zgodnie z którymi zbudowany jest ten świat, są niesprawiedliwe, bezsensowne i zupełnie do ciebie nie pasują?

• Nie mieścisz się w żadnych schematach, w których zwykli ludzie wydają się tak dobrze funkcjonować?

Nic dziwnego! Wiele osób nadwydajnych mentalnie i wysoko wrażliwych zupełnie nie odnajduje się w neurotypowym świecie. Okazuje się jednak, że każdy z nas może w nim żyć szczęśliwie. Wystarczy nieco lepiej go poznać …

Oto lektura wyjaśniająca schematy „normalnego” myślenia. Dzięki wytłumaczeniu subtelnych różnic między światem osób wysoko wrażliwych i nadwydajnych mentalnie a światem ludzi zwyczajnych pomoże ona odnaleźć się w świecie każdemu, kto myśli zbyt wiele i czuje się często niezrozumiany. Jeśli chcesz w końcu zrozumieć komunikaty wysyłane przez otoczenie, zdobyć kod do rzeczywistości i poczuć się dobrze w towarzystwie osób neurotypowych, koniecznie ją przeczytaj.

"Często czuję się kompletnie niedopasowana do świata. W mojej głowie wciąż kłębi się tysiąc myśli i pytań. A w głowach innych? Jak myślą ci, którzy nie są nadwydajni mentalnie ani wysoko wrażliwi? Dzięki Christel Petitcollin wreszcie to zrozumiałam i dobrze się wśród nich poczułam. Co za ulga..."

Maja, 22 lata

"Wiem, że łatwo udzielają mi się nastroje innych i czasem wolałabym się od nich oddzielić, żeby nie brać tego bagażu na siebie. Jednocześnie czuję, że nikt mnie nie rozumie i trudno mi znaleźć prawdziwych przyjaciół. A przy tym wiem, że muszę się dostosować. To wszystko często odbiera mi radość z życia... Dlatego bardzo ucieszyła mnie ta książka. Stała się moim pasem bezpieczeństwa i przewodnikiem z dedykacją."

Ania, 36 lat

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-137-1
Rozmiar pliku: 1,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA

Przed­mowa

Drodzy czy­tel­nicy,

jakiś czas temu popro­si­łam was o pomoc, publi­ku­jąc w mediach spo­łecz­no­ścio­wych post o nastę­pu­ją­cej tre­ści:

Kochani, na potrzeby mojej następ­nej książki chcia­ła­bym poznać waszą odpo­wiedź na pyta­nie: _Gdyby ktoś mógł wam wyja­śnić, jak funk­cjo­nuje świat ludzi nor­mal­nie myślą­cych, co chcie­li­by­ście wresz­cie zro­zu­mieć?_ Pisz­cie na priv.

Ode­zwało się do mnie bar­dzo wiele osób, a wasze odpo­wie­dzi były nad wyraz kon­struk­tywne. Chcę wam za nie gorąco podzię­ko­wać. Mam nadzieję, że ta książka z nawiązką spełni wasze ocze­ki­wa­nia, odpo­wie na wszyst­kie nur­tu­jące was pyta­nia i zapro­wa­dzi w miej­sca, w któ­rych ni­gdy nie spo­dzie­wa­li­by­ście się zna­leźć.

Życzę wam uda­nej lek­tury.WSTĘP

Wstęp

Cza­sami zde­rzam się z takim nie­zro­zu­mie­niem ze strony ludzi, że ogar­niają mnie prze­raź­liwe wąt­pli­wo­ści: czy na pewno jestem z tej pla­nety? A jeżeli tak, czy to nie dowód na to, że to ludzie są skąd indziej?¹

Pierre Despro­ges

Mija pięt­na­ście lat, odkąd dzięki wie­lo­let­niej obser­wa­cji zgła­sza­ją­cych się do mnie po poradę ziden­ty­fi­ko­wa­łam wśród nich kate­go­rię osób skar­żą­cych się, że nie mogą „prze­stać myśleć”. Miały one ze sobą wiele wspól­nego: były wysoko wraż­liwe, twór­cze, nie­tu­zin­kowe i nie­po­radne w rela­cjach spo­łecz­nych. Uwa­żały się za empa­tyczne, ser­deczne i otwarte, ale czę­sto zarzu­cano im zbyt­nią wylew­ność, natręc­two czy pro­wo­ka­tor­stwo. Jako że ich życz­li­wość ucho­dziła za naiw­ność, a nad­wraż­li­wość za sła­bość, regu­lar­nie przy­pi­nano im łatkę „Tro­skli­wych misiów”. Im lepiej pozna­wa­łam tych ludzi, tym bar­dziej sta­now­czo odrzu­ca­łam ter­miny „nadzdol­ność” i „wysoki poten­cjał inte­lek­tu­alny”, które zdą­żyły się upo­wszech­nić w lite­ra­tu­rze na ten temat. Uwa­ża­łam, że zbyt mocno koja­rzyły się z ponad­prze­ciętną inte­li­gen­cją. Moi pod­opieczni nie roz­po­zna­wali się w tych kate­go­riach. Inte­li­gen­cja jest tylko jed­nym z aspek­tów tego rodzaju oso­bo­wo­ści, która coraz czę­ściej oka­zuje się po pro­stu wyni­kać z pew­nych szcze­gól­nych cech neu­ro­lo­gicz­nych: hiper­este­zji² połą­czo­nej z kom­plek­so­wym myśle­niem roz­ga­łę­zio­nym. Dzi­siaj, dzięki wyklu­wa­ją­cemu się w Kana­dzie ruchowi pro­mu­ją­cemu neu­ro­róż­no­rod­ność, poja­wiły się ter­miny „neu­ro­ty­powy” i „neu­ro­aty­powy”, które – mam nadzieję – wkrótce zastą­pią okre­śle­nia typu „ponad­prze­cięt­nie inte­li­gentny” i… No wła­śnie. „Poni­żej­prze­cięt­nie” inte­li­gentny? Wła­śnie po to – aby unik­nąć owej pułapki pod­pro­gowo zasta­wia­nej przez słowo „ponad­prze­cięt­nie” – wymy­śli­łam ter­miny „nad­wy­daj­nie myślący” i „nor­mal­nie myślący”. Będę więc ich na­dal uży­wać, ponie­waż nie są one moim zda­niem war­to­ściu­jące. Nad­wy­daj­ność ozna­cza, że mózg pra­cuje na peł­nych obro­tach. Zaś zwrot „nor­mal­nie myślący” wska­zuje jedy­nie na to, że dana osoba myśli w spo­sób miesz­czący się w nor­mie. Nie ulega nato­miast wąt­pli­wo­ści, że nad­wy­dajni w tej nor­mie się nie miesz­czą. Wykra­czają poza nią w każ­dym wzglę­dzie!

Wszyst­kie osoby nad­wy­dajne men­tal­nie mówią o pro­ble­mie z opa­no­wa­niem norm spo­łecz­nych i czy­ta­niem mię­dzy wier­szami. W rela­cjach z innymi ludźmi nie­jed­no­krot­nie czują się skrę­po­wane, nie­do­pa­so­wane, nie na miej­scu, jed­nak nie wie­dzą, czemu tak się dzieje. Mają świa­do­mość, że popeł­niają gafy, wpra­wiają innych w kon­ster­na­cję, budzą w nich znie­cier­pli­wie­nie… To wyczer­pu­jące i znie­chę­ca­jące.

Kiedy wspo­mnia­łam, że pla­nuję napi­sać porad­nik funk­cjo­no­wa­nia w świe­cie, który myśli nor­mal­nie, wielu z was przy­kla­snęło temu pomy­słowi, zachę­ca­jąc mnie do pracy. W miarę jak moje idee nabie­rały kształtu, wspo­mi­na­jąc o nich, widzia­łam w waszych oczach radość i zacie­ka­wie­nie. Mówi­li­ście: „Nie mogę się docze­kać dal­szego ciągu!”. Cóż, raz jesz­cze to wasz entu­zjazm zmo­ty­wo­wał mnie do się­gnię­cia po pióro.

Gdy pra­co­wa­łam nad _Jak mniej myśleć_, moim celem było stwo­rze­nie pro­stej i kon­kret­nej instruk­cji obsługi zło­żo­nych, buzu­ją­cych mózgów – prze­zna­czo­nej zarówno dla ich posia­da­czy, jak i oto­cze­nia. Pisa­łam więc, pamię­ta­jąc zarówno o nad­wy­daj­nie, jak i nor­mal­nie myślą­cych. Wyda­wało mi się, że dostar­cza­jąc pro­stych i racjo­nal­nych wyja­śnień tego nie­ty­po­wego spo­sobu myśle­nia, zado­wolę wszyst­kich. W swo­jej naiw­no­ści sądzi­łam, że neu­ro­ty­powi tylko cze­kają na to, żeby naresz­cie móc zro­zu­mieć tych dziw­nych, emo­cjo­nal­nych ludzi i dostrze­gł­szy zalety ich oso­bo­wo­ści, trak­to­wać ich jak peł­no­praw­nych part­ne­rów. Szybko jed­nak musia­łam zejść na zie­mię.

Kilka dni po uka­za­niu się książki otrzy­ma­łam pierw­szą wia­do­mość suge­ru­jącą, że tak się nie sta­nie. Jeden z czy­tel­ni­ków napi­sał do mnie, że gdy tylko podej­mo­wał temat nad­wy­daj­no­ści, natych­miast spo­ty­kał się z nie­chę­cią nor­mal­nie myślą­cych. To nie był odosob­niony przy­pa­dek. Wielu z was na próżno sta­rało się skło­nić swo­ich życio­wych part­ne­rów czy bli­skich, żeby otwo­rzyli moją książkę – zapo­mniana na sto­liku noc­nym pokry­wała się war­stwą kurzu. A gdy pyta­li­ście: „I co, prze­czy­ta­łeś?”, robili unik i zmie­niali temat.

Nie­wielu nor­mal­nie myślą­cych prze­czy­tało _Jak mniej myśleć_. Zro­bili to przede wszyst­kim z miło­ści do swo­jego dziecka lub part­nera, odkry­wa­jąc, że jego wraż­li­wość, emo­cjo­nal­ność, nie­po­kój czy roz­tar­gnie­nie nie były obja­wem wyra­cho­wa­nia… Prze­ko­nali się zwłasz­cza, że osoba nad­wy­dajna men­tal­nie nie może się zasad­ni­czo zmie­nić. Efek­tem – który w moim mnie­ma­niu miał mieć zasięg glo­balny – było spo­tę­go­wa­nie wza­jem­nego zro­zu­mie­nia i akcep­ta­cji, które zła­go­dziły napię­cia i wzmoc­niły więź, zaży­łość oraz miłość łączące tych ludzi. W nie­któ­rych wstą­pił wręcz nowy ogień, że wspo­mnę choćby parę, która zapa­łała do sie­bie miło­ścią po trzy­dzie­stu latach burz­li­wego poży­cia nazna­czo­nego wza­jem­nym nie­zro­zu­mie­niem. Pięk­nie było odkryć, że mogą się uzu­peł­niać! Te rzad­kie przy­padki dowo­dziły, że nie myli­łam się co do roli, jaką hipo­te­tycz­nie mogła ode­grać tamta książka.

Moim błę­dem była wiara w to, że zro­zu­mie­nie osób aty­po­wych jest prio­ry­te­tem dla nor­mal­nie myślą­cych. Owo błędne prze­świad­cze­nie poku­tuje u więk­szo­ści nad­wy­daj­nych. Marzą oni o tym, by świat neu­ro­ty­powy wresz­cie ich zro­zu­miał – w więk­szo­ści przy­pad­ków bez­sku­tecz­nie. Wkła­dają całą swoją ener­gię, żeby wyja­śnić innym, kim są i jak funk­cjo­nują, a w zamian wylewa im się na głowę kubeł zim­nej wody: „Prze­cież ta książka to zwy­kły chwyt mar­ke­tin­gowy. Mówi to, co chcesz usły­szeć. Każdy może się w niej odna­leźć”. To kom­pletna bzdura, ale sku­tecz­nie zamyka pole do dys­ku­sji i zasiewa ziarno wąt­pli­wo­ści w oso­bie nad­wy­daj­nej, która w rezul­ta­cie nie wie, co ma o tym wszyst­kim myśleć.

Wła­śnie w takim duchu był napi­sany mail, jaki nie­dawno otrzy­ma­łam od Simona:

Dzień dobry.

Pani książka _Jak mniej myśleć_ bar­dzo pomo­gła mi zro­zu­mieć moje pro­blemy. Dzię­kuję Pani za tak dalece pozy­tywne podej­ście. Miał­bym prośbę: chciał­bym pod­su­nąć moim zna­jo­mym taką samą książkę, ale napi­saną dla „nor­mal­nie myślą­cych”, coś w stylu „Gdy osoba naprze­ciwko cie­bie zbyt dużo myśli”… Oczy­wi­ście jej treść musia­łaby być dla nich lek­ko­strawna (prze­cież nie chcemy, żeby rzu­cili ją w kąt po prze­czy­ta­niu dwóch pierw­szych stron…), ale nie wąt­pię, że dałaby sobie Pani radę. Wiem, że to brzmi jak list do Świę­tego Miko­łaja, mam nadzieję, że mi Pani wyba­czy. Raz jesz­cze dzię­kuję i życzę wszyst­kiego dobrego.

Simon

W mailu Simona wybrzmiewa więk­szość pro­ble­mów nur­tu­ją­cych osoby nad­wy­dajne:

- pra­gnie­nie, żeby inni was zro­zu­mieli;
- prze­czu­cie, że osoby nor­mal­nie myślące nie zro­bią tego z wła­snej woli;
- świa­do­mość, że ist­nieje spore ryzyko, iż rzucą książkę „po prze­czy­ta­niu dwóch pierw­szych stron”;
- łudze­nie się, że wystar­czy pod­su­nąć im pod nos odpo­wied­nie infor­ma­cje;
- i mimo tego wszyst­kiego intu­icja pod­po­wia­da­jąca, że wasze nadzieje są tak samo uto­pijne jak wiara w Świę­tego Miko­łaja.

Przy­ta­czam moją odpo­wiedź do Simona, ponie­waż odnosi się do was wszyst­kich:

Drogi Simo­nie,

Dzię­kuję za maila. Za naiw­ność, którą porów­nu­jesz do wiary w Świę­tego Mikoła, uwa­żam jedy­nie wiarę w to, że ludzie nor­mal­nie myślący mogliby być jak­kol­wiek zain­te­re­so­wani zro­zu­mie­niem osób nad­wy­daj­nych! Oni nie rzucą książki po prze­czy­ta­niu dwóch stron – po pro­stu jej nie otwo­rzą. Ich motto brzmi: „To jed­nostka musi przy­sto­so­wać się do spo­łe­czeń­stwa, a nie spo­łe­czeń­stwo do jed­nostki. Nie wychodź przed sze­reg, a wszystko będzie dobrze”.

Dla­tego wolę napi­sać książkę, która wyja­śni oso­bom nad­wy­daj­nym war­to­ści i funk­cjo­no­wa­nie świata nor­mal­nie myślą­cego, a nie na odwrót. Ileż razy sły­sza­łam „Nie mam odpo­wied­niego klu­cza” i „Cią­gle popeł­niam gafy”! Praca nad tym porad­ni­kiem spra­wia mi nie­małą frajdę. Nie jestem pewna, czy ucie­szy ona rów­nież nad­wy­daj­nych, ale z pew­no­ścią okaże się dla nich pomocna!

Przez ostat­nie lata za pośred­nic­twem kolej­nych ksią­żek dzie­li­łam się z wami moimi reflek­sjami i odkry­ciami nie­mal na bie­żąco. W miarę zapusz­cza­nia się na nie­znane tery­to­ria niczym zwia­dowca prze­cie­ra­łam szlak i prze­ka­zy­wa­łam wam zdo­byte infor­ma­cje. Czy­ta­jąc moje poprzed­nie porad­niki, mie­li­ście więc oka­zję dowie­dzieć się co nieco o świe­cie ludzi nor­mal­nie myślą­cych. Przy­wy­kłam do tego, że mając odpo­wied­nie dane, potra­fi­cie bły­ska­wicz­nie łączyć fakty, i myśla­łam, że ta wie­dza wystar­czy, żeby­ście mogli się zaadap­to­wać– zwłasz­cza w sfe­rze zawo­do­wej. Sądzi­łam, że moi czy­tel­nicy nauczą się dostrze­gać róż­nice dzie­lące oba światy, co pomoże im prze­stać popeł­niać gafy. W prak­tyce oka­zało jed­nak, że nie – że zro­zu­mie­nie, jak funk­cjo­nuje drugi czło­wiek, nie jest łatwe nawet dla was. Oka­zuje się, że nad­wy­dajni są zakład­ni­kami swo­jego sys­temu myśle­nia w rów­nym stop­niu co osoby nor­mal­nie myślące, i popeł­niają dokład­nie ten sam błąd: sto­sują wła­sne kry­te­ria do oceny ludzi, któ­rzy myślą, czują i dzia­łają według innych para­dyg­ma­tów.

Dzi­siaj patrzę na to tak: książki pró­bu­jące wytłu­ma­czyć nor­mal­nie myślą­cym funk­cjo­no­wa­nie nad­wy­daj­nych nie przy­nio­sły nie­mal żad­nego pozy­tyw­nego skutku, choć warto odno­to­wać lekką poprawę w obsza­rze edu­ka­cji i biz­nesu. Wolę być ostrożna i cze­kam na roz­wój wypad­ków: czy mene­dże­ro­wie fak­tycz­nie dostrze­gają w spe­cy­fice nad­wy­daj­no­ści atuty, które można by wyko­rzy­stać dla dobra firmy, czy robią tylko dobry PR, żeby poka­zać, jak bar­dzo są otwarci na zmiany? To się dopiero okaże. Ale czy jedy­nie nor­mal­nie myślący powinni wkła­dać wysi­łek w zro­zu­mie­nie was? List Simona i fachowa lite­ra­tura wydają się skła­niać ku takiej tezie, w zasa­dzie nie pozo­sta­wia­jąc alter­na­tywy: zro­zu­mieć osobę aty­pową, nadzdolną, wysoko wraż­liwą… Pro­gra­mo­wa­nie neu­ro­lin­gwi­styczne (_neuro-lin­gu­istic pro­gram­ming_, NLP) opiera się na zasa­dzie: „Jeżeli to, co robisz, nie działa, zrób coś innego”. Trudno zaprze­czyć, że upie­ra­nie się przy powta­rza­niu czyn­no­ści, która nie przy­nosi efek­tów, jest bez sensu.

Przy­ję­łam więc nastę­pu­jący punkt widze­nia: obiek­tyw­nie rzecz bio­rąc, naj­więk­szymi poszko­do­wa­nymi tego obo­pól­nego nie­zro­zu­mie­nia są nad­wy­dajni, któ­rzy w dodatku sta­no­wią mniej­szość. To zatem oni, raz jesz­cze, powinni pod­jąć wysi­łek zro­zu­mie­nia dru­giej strony. Wystar­czy zmie­nić nasta­wie­nie. Dla­tego posta­no­wi­łam spoj­rzeć na pro­blem z odwrot­nej per­spek­tywy i wyja­śnić wam – ponie­waż nie­usta­jąco doma­ga­cie się roz­wią­zań – po pierw­sze, na czym pole­gają wasze gafy, po dru­gie zaś, zako­do­wany język świata nor­mal­nie myślą­cego i ukryte prze­kazy, któ­rych nie wyła­pu­je­cie (i któ­rych nor­mal­nie myślący ni­gdy nie zwer­ba­li­zują, bo są to dla nich kwe­stie oczy­wi­ste).

Kul­tura świata nor­mal­nie myślą­cego ma swoje kody, ale także wła­sną logikę i sys­tem war­to­ści. Jak wszyst­kie kul­tury, tak i ona ma swoje mocne i słabe punkty, mity zało­ży­ciel­skie (nie­moż­liwe do oba­le­nia!), pewną formę mądro­ści, jak rów­nież ogra­ni­cze­nia i absurdy. Nad­wy­dajni są czę­sto skon­ster­no­wani, a nie­kiedy wręcz zszo­ko­wani świa­tem nor­mal­nie myślą­cych, a w każ­dym razie jego widzialną posta­cią, która jest tylko wierz­choł­kiem góry lodo­wej. Pozna­nie i zro­zu­mie­nie jego reguł nie ozna­cza ich apro­baty czy koniecz­no­ści sto­so­wa­nia, pozwala jed­nak roz­trop­nie nawi­go­wać po świe­cie, bez cią­głego osia­da­nia na mie­li­znach nie­zro­zu­mie­nia. Posze­rza także hory­zonty, umoż­li­wia­jąc wyko­rzy­sta­nie tego, co naj­lep­sze, i zba­ga­te­li­zo­wa­nie reszty. Pewne aspekty świata nor­mal­nie myślą­cych są na tyle inte­re­su­jące, że warto przy­jąć nie­które z obo­wią­zu­ją­cych w nim reguł. A jeżeli część z nich wam się nie spodoba, to przy­naj­mniej prze­ko­na­cie się, co chcie­li­by­ście zmie­nić w panu­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści.

Jestem osobą nad­wy­dajną men­tal­nie. Żałuję, że nie powie­dzia­łam tego wprost, pisząc _Jak mniej myśleć_. Chcia­łam zacho­wać neu­tral­ność i nie przy­pusz­cza­łam, że będzie to miało tak daleko idące kon­se­kwen­cje. Sądzi­łam, że dla moich czy­tel­ni­ków było oczy­wi­ste, że skoro tak dosko­nale ich rozu­miem, to siłą rze­czy mój mózg funk­cjo­nuje podob­nie. Kiedy napi­sa­łam: „Otóż lejka nie wci­śniesz do rury”, wyda­wało mi się, że alu­zja jest jasna: lejek da się wci­snąć tylko do lejka. Dla jed­nych nie ule­gało wąt­pli­wo­ści, że ponie­waż tak dobrze was rozu­miem, sta­no­wię część rodziny nad­wy­daj­nych; dla innych abso­lut­nie nie było to oczy­wi­ste. Kom­plet­nie mnie to zasko­czyło. Pisa­li­ście, że – „jak na nor­mal­nie myślącą” – odwa­li­łam kawał dobrej roboty. Wasze nie­za­słu­żone peany były dla mnie sza­le­nie krę­pu­jące, ale tak naprawdę dopiero o wiele póź­niej zda­łam sobie sprawę z roz­miaru szkód, jakie wyrzą­dzi­łam swoim nie­umyśl­nym oszu­stwem: zmy­leni moją pseu­do­neu­tral­no­ścią uwie­rzy­li­ście, jak Simon, że ktoś nor­mal­nie myślący mógł w pełni was zro­zu­mieć. Gorzej, że stu­dio­wa­nie waszego przy­padku mogłoby być dla niego pasjo­nu­jące. Nie­stety, dzi­siaj już wiem, że to mrzonki. Czy­ta­jąc tę książkę, nie­je­den raz będzie­cie mieli oka­zję prze­ko­nać się dla­czego.

Jako osoba nad­wy­dajna ja także na początku nie zna­łam kodów dostępu i nie­pi­sa­nych reguł, o któ­rych będzie tutaj mowa. Nie jestem zresztą pewna, czy sama wszystko zro­zu­mia­łam! Nie wydaje mi się jed­nak, aby nor­mal­nie myślący mogli lepiej wytłu­ma­czyć coś, co jest dla nich zbyt oczy­wi­ste albo czego sobie nawet nie uświa­da­miają. Raz jesz­cze wyru­szy­łam na zwiady. Owa podróż w poszu­ki­wa­niu zro­zu­mie­nia była fan­ta­styczną przy­godą, pod­czas któ­rej nie­spo­dzianka goniła nie­spo­dziankę. Bawiła mnie myśl, że wkrótce będę mogła poka­zać wam te same rze­czy, o któ­rych wcze­śniej nie mia­łam poję­cia, a które teraz obja­wiały mi się z całą wyra­zi­sto­ścią. Wypeł­ni­łam swój koszyk sma­ko­wi­tymi infor­ma­cjami. Dzi­siaj, jak zwy­kle, dzielę się z wami tym wszyst­kim, co udało mi się zaob­ser­wo­wać, zro­zu­mieć, wyde­du­ko­wać i zsyn­te­ty­zo­wać. Zebra­łam i upo­rząd­ko­wa­łam wszyst­kie poczy­nione przeze mnie odkry­cia w for­mie spój­nego prze­kazu, który wydaje mi się naj­traf­niej cha­rak­te­ry­zo­wać neu­ro­ty­pową logikę myśle­nia.

NLP wycho­dzi z zało­że­nia, że komu­ni­ko­wa­nie się to spo­tka­nie dru­giego czło­wieka w jego modelu rze­czy­wi­sto­ści.

Wła­śnie to chcia­ła­bym wam teraz zapro­po­no­wać: podróż na pla­netę nor­mal­nie myślą­cych.ROZ­DZIAŁ 1. SMALL TALK

Roz­dział 1

Small talk

Po prze­pro­wa­dze­niu małego son­dażu, w któ­rym zapy­ta­łam was, co chcie­li­by­ście zro­zu­mieć w nor­mal­nie myślą­cym świe­cie, oka­zało się, że jedna odpo­wiedź dekla­suje kon­ku­ren­cję: pojąć wresz­cie, dla­czego roz­mowy grzecz­no­ściowe są tak okrop­nie nudne!

Stwier­dzi­li­ście, że tym, co was naj­bar­dziej iry­tuje i czego kom­plet­nie nie może­cie zro­zu­mieć, jest czas tra­cony na nie­strawne poga­duszki, jałowe dys­ku­sje i banalne wymiany zdań. Nie zno­si­cie tych pustych i ste­reo­ty­po­wych kon­wer­sa­cji o niczym. Mówi­cie: „Nie potra­fię kła­pać dzio­bem po próż­nicy. Ta cała papla­nina jest tak nużąca, że chce mi się wyć”. Uzna­łam zatem, że dobrze będzie roz­po­cząć naszą wizytę w świe­cie nor­mal­nie myślą­cych od tego wła­śnie aspektu komu­ni­ka­cji.

Epi­tety, któ­rych uży­wa­cie na opi­sa­nie tych bez­pro­duk­tyw­nych roz­mów, brzmią: nudne, żmudne, męczące, mono­tonne, czcze, płyt­kie i – zwłasz­cza – nie­zno­śne! Pro­po­nuję, żeby­ście nauczyli się postrze­gać je jako: spo­kojne, wywa­żone, bez­pieczne, kojące i – przede wszyst­kim będące źró­dłem infor­ma­cji! Otóż roz­ma­wia­nie o wszyst­kim i o niczym utrzy­muje nas na powierzchni, spra­wia­jąc, że nie paku­jemy się w kło­poty. Oto lista naj­waż­niej­szych korzy­ści small talku.

Przede wszyst­kim uni­kać kłótni

Pod­czas kola­cji u przy­ja­ciół jeden z gości – zazwy­czaj miły, lecz tego wie­czoru lekko już pod­chmie­lony – ni z tego, ni z owego zaczął cze­piać się popu­lar­nego pio­sen­ka­rza, któ­rego nowy, prze­sło­dzony sin­giel miał zostać wypusz­czony jakoby tylko „dla szmalu”, mimo że arty­sta pła­wił się już w luk­su­sie. Nagra­nie tej ocie­ka­ją­cej lukrem pio­senki to zwy­kły opor­tu­nizm i plu­cie fanom w twarz, dowo­dził. Nie­roz­trop­nie, bio­rąc pod uwagę stan upo­je­nia alko­ho­lo­wego mojego roz­mówcy, weszłam z nim w dys­ku­sję, stwier­dza­jąc, że pio­senki powinny wzbu­dzać pozy­tywne emo­cje. Ten jed­nak nie odpusz­czał, upie­ra­jąc się, że to pry­mi­tywny chwyt mar­ke­tin­gowy. Im wię­cej argu­men­tów przy­ta­cza­łam, tym bar­dziej mój opo­nent się dener­wo­wał. W pew­nym momen­cie dys­kret­nie inter­we­nio­wał gospo­darz. Rzu­cił jakiś żart i zręcz­nie prze­kie­ro­wał roz­mowę na inny temat. Pod­czas gdy moje uwagi tylko pod­sy­cały furię mojego dys­ku­tanta, gospo­darzowi udało się go uspo­koić jed­nym dow­ci­pem. Lek­cja pierw­sza: to, że masz rację, nie ma zna­cze­nia.

Wyobraź­cie sobie, że wcho­dzi­cie w dys­ku­sję na ważny temat: edu­ka­cja, kli­mat, nie­rów­no­ści spo­łeczne… Wie­cie już, jak to się skoń­czy? Wszy­scy mamy wła­sne zda­nie, nie­jed­no­krot­nie oparte bar­dziej na emo­cjach niż na racjo­nal­nej argu­men­ta­cji. Moja opi­nia jest dla mnie ważna, bo należy do mnie – to oczy­wi­ste. Ale inni będą obsta­wać przy swoim! To tłu­ma­czy, dla­czego po wymia­nie kilku zdań powin­ni­ście spo­dzie­wać się jatki. Naprawdę sądzi­cie, że mogli­by­śmy wza­jem­nie prze­ko­nać się do swo­ich opi­nii? Jeżeli tak, to jeste­ście w błę­dzie: naukowcy dowie­dli, że każda próba prze­cią­gnię­cia opo­nenta na swoją stronę umac­nia go w jego prze­ko­na­niach³. Pole­mi­zo­wa­nie psuje atmos­ferę i nad­we­ręża więzi mię­dzy­ludz­kie. Lepiej więc nie drą­żyć tematu i uni­kać kon­tro­wer­syj­nych tre­ści. Koniec koń­ców wspo­mniany pio­sen­karz musiał rze­czy­wi­ście nie­źle się obło­wić na swoim cukier­ko­wym prze­boju!

Zauważ­cie, że jako pierwsi obu­rza­cie się na bru­tal­ność toczo­nych w inter­ne­cie dys­ku­sji. Tym­cza­sem publi­ko­wa­nie w sieci zdjęć kot­ków i innych sło­dzia­ków nie wzbu­dza żad­nych kon­tro­wer­sji i nikogo nie razi. Dokład­nie na tym polega natura neu­tral­nych kon­wer­sa­cji.

Nie psuć atmos­fery

Ponie­waż nad­wy­dajni nie lubią jało­wych dys­ku­sji, mają ten­den­cję do rzu­ca­nia „poważ­nych” tema­tów jako wstępu do „szcze­rej” roz­mowy o euta­na­zji, eko­lo­gii czy korup­cji na naj­wyż­szych szcze­blach wła­dzy… Atmos­fera szybko gęst­nieje. Dla tych, któ­rzy przy­szli roze­rwać się przy grillu, takie filo­zo­fo­wa­nie jest ostat­nią rze­czą, na jaką mają ochotę.

Kiedy ktoś pyta, czym się zaj­muję, mogę mieć pew­ność, że udzie­la­jąc szcze­rej odpo­wie­dzi, zepsuję imprezę: od tej pory będzie mowa tylko o mani­pu­la­to­rach i wyrzą­dza­nych przez nich szko­dach. Spę­dzę wie­czór, udzie­la­jąc dar­mo­wych kon­sul­ta­cji wszyst­kim zapro­szo­nym gościom, ponie­waż każdy zna co naj­mniej jed­nego mani­pu­la­tora zatru­wa­ją­cego mu życie – jeśli powiem prawdę, zamiast odpo­cząć poczuję się jak w swoim gabi­ne­cie! Dużo czasu zajęło mi zro­zu­mie­nie, że coś jest nie tak. Teraz sto­suję uniki: „Och, dziś wie­czo­rem nie mam ochoty roz­ma­wiać o pracy. Jeste­śmy tu dla relaksu, prawda?”. Po czym pośpiesz­nie zmie­niam temat… Moja przy­ja­ciółka, która pra­cuje w księ­go­wo­ści, pod­su­nęła mi pomysł: „Mów, że jesteś księ­gową! Zoba­czysz, jak to sku­tecz­nie ucina roz­mowę”. Jesz­cze nie pró­bo­wa­łam.

Chro­nić się przed zara­ża­niem emo­cjo­nal­nym

Przez kilka lat byłam szko­le­niow­cem zatrud­nio­nym przez zwią­zek pra­co­daw­ców. Jeź­dzi­łam po całej Fran­cji, pro­wa­dząc warsz­taty dla grup, któ­rych człon­ko­wie nie tylko dobrze się znali, ale także dosko­nale doga­dy­wali się mię­dzy sobą. Lubi­łam atmos­ferę tam­tych spo­tkań. Z pew­no­ścią uczest­ni­czą­cych w nich mana­ge­rów łączyły wspólne idee – zwłasz­cza zarzą­dza­nia huma­ni­stycz­nego – zaś każdy z osobna był war­to­ścio­wym czło­wie­kiem, a jed­nak i tak siła więzi łączą­cej te grupy była nad­zwy­czajna. Ze szcze­gólną uwagą przy­słu­chi­wa­łam im się pod­czas przerw na kawę, mając nadzieję, że na bar­dziej nie­for­mal­nym grun­cie w końcu uda mi się odkryć, co tak mocno cemen­tuje ich rela­cje. Ich poga­duszki wydały mi się zwy­czajne i banalne, co naj­wy­żej kole­żeń­skie. Jak to wytłu­ma­czyć? Pew­nego dnia grupa, którą uwa­ża­łam za wyjąt­kowo zin­te­gro­waną, zapy­tała jedną z uczest­ni­czek o efekty jej kam­pa­nii wybor­czej. Poprzed­niej nie­dzieli odbyły się bowiem wybory samo­rzą­dowe, w któ­rych kobieta sta­rała się o fotel mera swo­jego mia­steczka. Oświad­czyła im, że została poko­nana, i zaczęła opo­wia­dać o kam­pa­nii swo­jego rywala, opar­tej w głów­nej mie­rze na oczer­nia­niu kontr­kan­dy­datki. Było oczy­wi­ste, że bar­dzo prze­żywa swoją porażkę. Wciąż jesz­cze nie mogła się otrzą­snąć. Jed­nak grupa sko­men­to­wała całe wyda­rze­nie z wła­ściwą sobie bez­tro­ską, życząc jej powo­dze­nia następ­nym razem i szybko zmie­nia­jąc temat. Widzia­łam, z jakim tru­dem kobie­cie przy­szło zacho­wać zimną krew, stłu­mić napły­wa­jące do oczu łzy i stop­niowo włą­czyć się do dys­ku­sji bez roz­tkli­wia­nia się nad sobą. W tam­tym momen­cie uzna­łam, że grupa zacho­wała się okrut­nie, zosta­wia­jąc kole­żankę samą z jej prze­graną. Jestem pewna, że pomy­śle­li­by­ście podob­nie! Na miej­scu uczest­ni­ków wzię­li­by­ście tę zra­nioną kobietę w ramiona, zachę­cili ją do zwie­rzeń i do opo­wie­dze­nia o swoim bólu, pocie­szy­li­by­ście ją i wsparli, a nie­któ­rzy z was bez ogró­dek skry­ty­ko­wa­liby jej gru­biań­skiego adwer­sa­rza… Póź­niej zro­zu­mia­łam jed­nak, że to nie był czas ani miej­sce na takie zacho­wa­nie – zepsu­łoby to atmos­ferę na resztę dnia. O sile tych grup sta­no­wił fakt nie­ob­cią­ża­nia ich człon­ków oso­bi­stymi dyle­ma­tami każ­dego z nich. Jeżeli ktoś miał pro­blem natury zawo­do­wej, poru­szał go w spe­cjal­nie zor­ga­ni­zo­wa­nych prze­strze­niach zwa­nych pra­cow­niami roz­wią­zań. W efek­cie wszy­scy sta­rali się utrzy­mać pogodny, rado­sny i luźny kli­mat.

W świet­nej pio­sence _La vie d’arti­ste_ Chri­sto­phe Maé śpiewa:

Życie jest sceną, więc robię przed­sta­wie­nie.

Mówię, że wszystko gra, cho­ciaż wciąż się poty­kam.

Mama mówiła: Mały, nie uża­laj się,

Kto nie pła­cze, ten ma takt.

Zatem uśmiech na twarz, żeby zakryć smu­tek.

Każdy może się prze­brać, wszy­scy jeste­śmy arty­stami…

Na podob­nej zasa­dzie działa pyta­nie: „Jak się masz?”. To jedna z kości nie­zgody mię­dzy nor­mal­nie myślą­cymi a nad­wy­daj­nymi: nad­wy­dajni zarzu­cają nor­mal­nie myślą­cym, że choć pytają: „Jak się masz?”, w rze­czy­wi­sto­ści nie są gotowi, żeby usły­szeć odpo­wiedź, jeśli roz­mówca ma się źle. Otóż należy zro­zu­mieć, że – jak śpie­wał Chri­sto­phe Maé – mamy tutaj do czy­nie­nia nie z praw­dzi­wym pyta­niem, lecz z figurą sty­li­styczną. Służy ona tylko jako pre­tekst do nawią­za­nia kon­taktu, ponie­waż prze­cho­dze­nie od razu do rze­czy i zbyt­nia bez­po­śred­niość nie są mile widziane. Nie, to nie hipo­kry­zja, ale zwy­kła grzecz­ność. Zasady savoir-vivre’u naka­zują odpo­wie­dzieć „W porządku, dzię­kuję!”, a nie wyko­rzy­sty­wać oka­zję do recy­to­wa­nia lita­nii trosk – każdy bowiem ma swoje pro­blemy i nie powin­ni­śmy obcią­żać innych oso­bi­stymi bolącz­kami. Mama Chri­sto­phe’a Maé ma rację: nie­wy­le­wa­nie na innych swo­ich żali, powstrzy­my­wa­nie łez to dowód taktu. Jeżeli zatem ktoś was zapyta „Jak się masz?”, wyko­rzy­staj­cie to pyta­nie jako swo­iste zaklę­cie, które wywoła nastę­pu­jącą reak­cję: „To moment, żebym zebrał się w sobie, wziął głę­boki oddech, odło­żył na bok mój stan emo­cjo­nalny i pod­jął roz­mowę, ofe­ru­jąc roz­mówcy życz­liwą neu­tral­ność”.

Jed­nym z narzę­dzi sto­so­wa­nych przez szko­lone przeze mnie grupy mene­dże­rów w celu oczysz­cze­nia się z emo­cji było roz­po­czy­na­nie dnia od „pro­gnozy pogody” naszego nastroju. Każdy miał moż­li­wość stwier­dze­nia: „U mnie dzi­siaj świeci słońce, chmu­rzy się, pada deszcz, bo…”; w kilku sło­wach okre­ślał swoje samo­po­czu­cie, by następ­nie móc przejść do innych zadań. Emo­cjo­nalna „pro­gnoza pogody” jest sza­le­nie sku­teczna i może być sto­so­wana nie tylko w pracy, ale już na eta­pie przed­szkol­nym. Zara­że­nie emo­cjo­nalne⁴ tłumu może wymknąć się spod kon­troli zarówno w sen­sie nega­tyw­nym (apa­tia, strach albo nawet zbio­rowa panika czy furia pro­wo­ku­jąca zamieszki), jak i pozy­tyw­nym (eufo­ria lub entu­zjazm). Bywa, że pro­wa­dzi do tra­gicz­nych w skut­kach wyda­rzeń: zawa­le­nia się try­bun czy stra­to­wa­nia osób zablo­ko­wa­nych w prze­strzeni bez wyj­ścia. Jej skraj­nym przy­pad­kiem była histe­ria tłu­mów fana­tycz­nie uno­szą­cych ramiona i skan­du­ją­cych „Heil!”. Posta­rajmy się zatem nie zara­żać jedni dru­gich naszymi sta­nami ducha. Jak się masz? W porządku, dzię­kuję! A ty? Też.

Wszy­scy mamy pro­blemy

Oto histo­ria czło­wieka spa­da­ją­cego z wie­żowca. Na wyso­ko­ści 10. pię­tra męż­czy­zna stwier­dza: „Uf! Jak dotąd wszystko idzie świet­nie”. W każ­dym momen­cie naszego życia, sta­wia­jąc sobie pyta­nie o to, jak się mamy, możemy obiek­tyw­nie uznać, że jest w porządku – jeżeli tylko skon­cen­tru­jemy się na pozy­tyw­nych aspek­tach rze­czy­wi­sto­ści (zawsze jakieś się znajdą). Albo uznać, że jest fatal­nie – jeżeli sku­pimy uwagę na swo­ich pro­ble­mach i nega­tyw­nych emo­cjach, które w związku z nimi odczu­wamy. Mam wra­że­nie, że ludzie neu­ro­ty­powi wyka­zują się dosta­teczną mądro­ścią i dystan­sem, żeby wie­dzieć, że tro­ski i rado­ści są prze­lotne i że – nawet gdy aku­rat wszystko jest w porządku – nic nie trwa wiecz­nie. Słynna droga środka zale­cana przez bud­dyzm polega na przyj­mo­wa­niu zarówno miłych, jak i przy­krych doświad­czeń z rezerwą i roz­wagą. „Co z tego zosta­nie za sto pięć­dzie­siąt lat?”, śpie­wał Raphaël. Czy to, co dzi­siaj mnie obu­rza lub wzbu­dza mój entu­zja­zmem, jutro będzie rów­nie ważne?

Umie­jęt­ność prze­mil­cza­nia swo­ich zmar­twień na forum publicz­nym i mówie­nia o innych spra­wach sta­nowi zatem słuszną filo­zo­fię. Zawsze pamię­tajmy, że wszy­scy mamy pro­blemy i że nie warto przy­tła­czać swo­imi dru­giego czło­wieka. On także mie­rzy się z wła­snymi trud­no­ściami i oddaje nam przy­sługę, nie obcią­ża­jąc nas nimi. W ten spo­sób każdy czło­nek grupy bie­rze współ­od­po­wie­dzial­ność za jej ogólny stan emo­cjo­nalny. Musi­cie zro­zu­mieć, że uze­wnętrz­nia­jąc swoje emo­cje, narzu­ca­cie je rów­nież innym. To dla­tego nor­mal­nie myślący postrze­gają was jako osoby, które potra­fią zepsuć naj­lep­szą atmos­ferę. Pod­su­mo­wu­jąc, gdy powstrzy­mu­jemy się od opo­wia­da­nia o swo­ich pro­ble­mach, odda­jemy oto­cze­niu przy­sługę. Uni­kaj­cie zatem zara­ża­nia emo­cjo­nal­nego, nawet jeśli aku­rat odczu­wa­cie eufo­rię.

Przez ucho do serca…

Wie­cie, że możemy zako­chać się w zale­d­wie czter­dzie­ści pięć minut, odpo­wia­da­jąc na nie wię­cej niż trzy­dzie­ści sześć pytań? Odkrył to w 1997 roku pro­fe­sor Arthur Aron, dok­tor psy­cho­lo­gii. W ramach swo­ich badań na jed­nym z ame­ry­kań­skich uni­wer­sy­te­tów szu­kał odpo­wie­dzi na pyta­nie, jak powstaje uczu­cie bli­sko­ści mię­dzy dwoj­giem nie­zna­ją­cych się ludzi. W tym celu opra­co­wał eks­pe­ry­ment, któ­rego rezul­taty prze­szły jego naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Nie­mal każda para uczest­ni­cząca w doświad­cze­niu zako­chi­wała się w sobie. Och, oczy­wi­ście nie­któ­rzy będą pod­wa­żać wia­ry­god­ność bada­nia, twier­dząc, że zako­chi­wali się tylko ci, któ­rzy uprzed­nio już się wybrali – świa­do­mie lub nie – a poza tym od zauro­cze­nia do uczu­cia jest jesz­cze kawa­łek drogi. Niech będzie. Nie­mniej sku­tecz­ność kwe­stio­na­riu­sza wydaje się nie­za­prze­czalna. Pozwala on zbu­do­wać ser­decz­ność mię­dzy dwiema odpo­wia­da­jącymi na pyta­nia oso­bami, może też pod­sy­cić gasnący pło­mień miło­ści lub wzmoc­nić więzy sta­rej przy­jaźni. Na czym polega sztuczka? Kwe­stio­na­riusz kreuje intymną prze­strzeń, w któ­rej każdy może poczuć szczere zain­te­re­so­wa­nie drugą osobą, a jed­no­cze­śnie mówić cał­ko­wi­cie otwar­cie o sobie. Pyta­nia są ukie­run­ko­wane tak, że nie tylko każą nam opo­wia­dać o swoim dzie­ciń­stwie, rodzi­cach, suk­ce­sach, lękach, sła­bo­ściach, war­to­ściach, ale także wpły­wają na poprawę samo­oceny dru­giej osoby: mówimy o tym, co nam się w niej podoba albo o naszych punk­tach wspól­nych… Zain­spi­ro­wana tym eks­pe­ry­mentem, Mandy Catron napi­sała książkę _How to Fall in Love with Any­one_ ⁵. Opo­wiada w niej, jak kwe­stio­na­riusz dok­tora Arona pozwo­lił jej zako­chać się w kole­dze, któ­rego ledwo znała. Według niej naj­waż­niej­sza nie jest treść pytań, ponie­waż wiele z nich można by zastą­pić innymi. Fun­da­men­talny jest fakt, że umoż­li­wiają one zaini­cjo­wa­nie pro­cesu wza­jem­nego odkry­wa­nia sie­bie. Otóż ten spo­sób komu­ni­ka­cji, szcze­rego zain­te­re­so­wa­nia dru­gim czło­wie­kiem oraz odkry­wa­nia sie­bie w rela­cji z nim, jest jedną ze spe­cjal­no­ści osób nad­wy­daj­nych. To tłu­ma­czy, dla­czego wpra­wia­cie w zakło­po­ta­nie tak dużo osób. Musi­cie wie­dzieć, że wielu waszych roz­mów­ców jest prze­ko­na­nych, że ich pod­ry­wa­cie. Wyobraź­cie sobie, co by się działo, gdyby na każ­dym grillu z sąsia­dami ludzie zako­chi­wali się w sobie po pierw­szej lep­szej poga­wędce! Koń­czy­łoby się to szar­pa­niną zdra­dzo­nych part­ne­rów albo… gigan­tycz­nym sex party! Cóż, raz jesz­cze roz­mowy o pogo­dzie, ostat­niej kolejce eks­tra­klasy, osią­gach kon­ku­ren­cyj­nych marek samo­cho­dów czy prze­pi­sie na pla­cek z tru­skaw­kami (ale bez zdra­dza­nia wszyst­kich taj­ni­ków, są jakieś gra­nice!) mogą oka­zać się roz­trop­niej­sze.

Spo­łeczna funk­cja plot­ko­wa­nia

Czło­wiek jest jedy­nym stwo­rze­niem posłu­gu­ją­cym się mową. Korzy­sta­jąc z tego przy­wi­leju, nauczył się mówić po próż­nicy. Mil­czy tylko w jed­nej oko­licz­no­ści: w obli­czu nie­spra­wie­dli­wo­ści⁶.

Frédéric Dard

Począw­szy od rewo­lu­cji poznaw­czej, o któ­rej opo­wiem wam w dal­szej czę­ści książki, _homo sapiens_ w miarę jak zwięk­szała się jego zdol­ność myśle­nia abs­trak­cyj­nego, zaczął wykształ­cać coraz bar­dziej zaawan­so­wany język. Tym samym posiadł umie­jęt­ność uci­na­nia sobie poga­wę­dek i plot­ko­wa­nia, które stop­niowo prze­jęły funk­cję, jaką u małp odgry­wało iska­nie – mia­no­wi­cie budo­wa­nia więzi. Stan­dar­dowe stado szym­pan­sów liczy od dwu­dzie­stu do pięć­dzie­się­ciu osob­ni­ków. Bar­dzo rzad­kie są przy­padki, gdy ich liczba sięga stu. Nad­mierny wzrost popu­la­cji skut­kuje roz­ła­mem; two­rzy się oddzielny klan, który staje się auto­no­miczną grupą i opusz­cza rodzime stado. Pro­ste roz­mowy pomo­gły _homo sapiens_ stwo­rzyć więk­sze i sta­bil­niej­sze klany. Bada­nia socjo­lo­giczne dowo­dzą, że plot­ko­wa­nie może dzia­łać spa­ja­jąco w obrę­bie grup liczą­cych do około stu pięć­dzie­się­ciu osób. Powy­żej tego pułapu plotka i pokre­wień­stwo nie są już dosta­tecz­nymi czyn­ni­kami umoż­li­wia­ją­cymi utrzy­ma­nie jed­no­ści grupy. Będzie ona wów­czas potrze­bo­wała lidera, pro­jektu, mitu… Ale sto pięć­dzie­siąt osób to już spory klan! Plot­ko­wa­nie ma więc ogromy wpływ na wyjąt­kową umie­jęt­ność jed­no­cze­nia się i współ­pracy _homo sapiens_. Daniel Tam­met, osoba ze spek­trum auty­zmu i zdia­gno­zo­wa­nym zespo­łem Asper­gera, autor książki _Embra­cing the Wide Sky_ ⁷ zauważa, że tylko 10% plo­tek to oszczer­stwa, pod­czas gdy pozo­stałe 90% polega po pro­stu na roz­ma­wia­niu o tym, co przy­tra­fiło się innym: „Moja teściowa zope­ro­wała sobie wore­czek żół­ciowy” albo „Mój kuzyn kupił sobie samo­chód, jest tym bar­dzo pod­eks­cy­to­wany”, albo „Syn mojej sąsiadki ma nową dziew­czynę”… Owe poga­duszki, któ­rych tak bar­dzo nie zno­si­cie, są jedy­nie pre­tek­stem do nie­szko­dli­wego i bez­piecz­nego zacie­śnia­nia więzi. Sztuczka polega na tym, aby nie sku­piać się nad­mier­nie na żad­nym z poru­sza­nych tema­tów, lecz płyn­nie prze­cho­dzić od jed­nego do dru­giego. Tak czy ina­czej, jeżeli spoj­rzeć na to z bli­ska, w rze­czy­wi­sto­ści wszy­scy strzę­pimy język po próż­nicy, nawet nad­wy­dajni – ama­to­rzy głę­bo­kich dys­put lubu­jący się w ulep­sza­niu świata i żon­glo­wa­niu kon­cep­tami, uwa­ża­nymi za zaawan­so­waną filo­zo­fię, lecz które w grun­cie rze­czy są rów­nie ilu­zyjne jak cała reszta. Bądźmy szcze­rzy, nawet jeżeli w naszych kon­wer­sa­cjach poru­szamy „ważne kwe­stie życia i śmierci”, w isto­cie nie pro­wa­dzą nas one zbyt daleko. Co do bar­dziej intym­nych zwie­rzeń, pod­czas któ­rych otwie­ramy swoje serca, musimy pamię­tać, że wysta­wiają nas one na nie­bez­pie­czeń­stwo. Nie­bez­pie­czeń­stwo zbli­że­nia się do kogoś bar­dziej, niż­by­śmy chcieli – mówi­li­śmy o tym przed chwilą – ale także nie­bez­pie­czeń­stwo zbyt­niego odsło­nię­cia sie­bie w nie­ade­kwat­nej sytu­acji, co może nam zaszko­dzić. Ile razy mie­li­ście wra­że­nie, że powie­dzie­li­ście o sobie o jedno słowo za wiele?

Kon­wer­sa­cje „roz­ryw­kowe” w ana­li­zie trans­ak­cyj­nej

Ame­ry­kań­ski psy­cho­log Éric Berne, twórca ana­lizy trans­ak­cyj­nej, zaty­tu­ło­wał jedną ze swo­ich ksią­żek: _Dzień dobry… i co dalej?_⁸_._ Roz­wija w niej jedną z głów­nych idei tej metody, mia­no­wi­cie poję­cie „stro­ków”, które w języku angiel­skim ozna­czają kon­takt fizyczny – szturch­nię­cie lub gła­ska­nie – i które tłu­ma­czy się na język pol­ski jako znaki roz­po­zna­nia albo gła­ski. Znak roz­po­zna­nia można okre­ślić jako naj­mniej­szą jed­nostkę kon­taktu ludz­kiego, któ­rego wszy­scy potrze­bu­jemy, aby mieć poczu­cie ist­nie­nia. Bada­nia potwier­dzają: pozba­wiony zna­ków roz­po­zna­nia czło­wiek więd­nie, popada w sza­leń­stwo lub pogrąża się w nico­ści, którą odczuwa jako gor­szą niż śmierć⁹. To dla­tego ludzie pod­świa­do­mie tak orga­ni­zują sobie każdy dzień, żeby zebrać wystar­cza­jącą liczbę gła­sków. Berne zde­fi­nio­wał kolejne poziomy inten­syw­no­ści tych bodź­ców, od wyco­fa­nia, poprzez pośred­nie sta­dia oddzia­ły­wa­nia, po intym­ność – tak jakby znaki roz­po­zna­nia były mniej lub bar­dziej krze­piące w zależ­no­ści od kon­tek­stu, w jakim są reje­stro­wane.

WYCO­FA­NIE: Zaczy­na­jąc zatem od naj­niż­szego poziomu, wyco­fa­nie pozwala unik­nąć nie­chcia­nych gestów lub słów. To raczej rodzaj samotni, w któ­rej możemy posor­to­wać i „prze­tra­wić” nie­dawno otrzy­mane gła­ski lub schro­nić się przed tymi nega­tyw­nym i destruk­cyj­nymi.

RYTU­AŁY: Rytu­ały to nasze drobne, indy­wi­du­alne nawyki (moja żółta fili­żanka na poranną kawę), które zapew­niają nam mini­mum życiowe. Im bar­dziej jeste­śmy samotni, tym bar­dziej wypeł­niamy życie rytu­ałami. Bywa to pro­ble­ma­tyczne: jeżeli musie­li­śmy stwo­rzyć sze­reg rytu­ałów, by prze­żyć, każde, nawet najbar­dziej war­to­ściowe spo­tka­nie z dru­gim czło­wie­kiem będzie sta­no­wić zagro­że­nie dla tej kru­chej rów­no­wagi. Spy­taj­cie fizjo­te­ra­peu­tów: nie­któ­rym samot­nym eme­ry­tom sza­le­nie trudno zna­leźć czas na dodat­kową godzinę tera­pii, ponie­waż ich czas, choć pozor­nie wolny, wypeł­niają rytu­ały. Podob­nie, rytu­alne zacho­wa­nia zbio­rowe (na przy­kład pozdro­wie­nie) dzia­łają jako pod­sta­wowy sygnał wza­jem­nej uważ­no­ści – komu­ni­kat brzmi: „Nie jesteś prze­źro­czy­sty, nie jesteś przed­mio­tem”. Nawet zwy­kłe poma­cha­nie ręką z oddali wystar­czy, żeby pozdro­wiona osoba poczuła, że ist­nieje. Pozdra­wiaj­cie innych tak czę­sto, jak to moż­liwe!

ROZ­RYWKI: Docho­dzimy do naszych słyn­nych roz­mów o wszyst­kim i o niczym. Berne pogru­po­wał je w kate­go­rie w zależ­no­ści od tema­tyki: „Rodzice uczniów”, „Ciu­chy”, „Piłka nożna”… W ana­li­zie trans­ak­cyj­nej ich funk­cją jest wymiana zna­ków roz­po­zna­nia, wpraw­dzie mało inten­syw­nych, ale za to pozo­sta­ją­cych na bez­piecz­nym grun­cie i w spo­sób umoż­li­wia­jący stwo­rze­nie bufora, dzięki któ­remu będziemy mogli spo­koj­nie wyse­lek­cjo­no­wać poten­cjal­nych part­ne­rów do bar­dziej inten­syw­nych wymian. Zatem, bez względu na to, co myśli­cie o small talku, jest on ludziom nie­zbędny.

AKTYW­NO­ŚCI: Zamiast prze­ciw­sta­wiać sobie poję­cia „robić” i „być”, mogli­by­śmy połą­czyć je pod wspól­nym szyl­dem „robić, żeby być”. Dzia­ła­nie daje dużo satys­fak­cji i oka­zji do wymiany zna­ków roz­po­zna­nia. Kto poma­gał kole­gom w prze­pro­wadzce, ten wie, jak wiele rado­ści i ener­gii dostar­czają takie jed­no­dniowe akcje (w prze­ciw­nym razie zmień­cie kole­gów!). Nawet zro­bie­nie cze­goś samemu bywa gra­ty­fi­ku­jące, pozwala bowiem dostrzec wymierny efekt naszej pracy. Życie biu­rowe speł­nia podobną – pod­sta­wową – funk­cję: wyko­nu­jemy dzia­ła­nia we wspól­nej prze­strzeni po to, żeby wymie­niać się gła­skami. Rezul­tat liczy się zatem mniej niż sam pro­ces. Wymow­nym tego przy­kła­dem jest Pene­lopa, latami tka­jąca szatę w ocze­ki­wa­niu na Ody­se­usza.

INTYM­NOŚĆ: Według Tay­lor Jen­kins Reid „udziom wydaje się, że intym­ność doty­czy wyłącz­nie sfery seksu. Intym­ność to mówie­nie prawdy. Kiedy uświa­da­miasz sobie, że możesz powie­dzieć komuś prawdę, kiedy możesz się przed tą osobą otwo­rzyć, kiedy sta­jesz przed nią nago, a ona mówi: «Jesteś ze mną bez­pieczna», to jest wła­śnie intym­ność”¹⁰. Intym­ność dostar­cza naj­bar­dziej budu­ją­cych zna­ków roz­po­zna­nia, ale nie­sie ze sobą rów­nież naj­więk­sze ryzyko. Bar­dzo lubię defi­ni­cję Jen­kins Reid, ale podoba mi się także ta Francka Far­relly’ego¹¹: „Intym­ność to zbli­ża­nie się do dru­giego czło­wieka zupeł­nie nago z nadzieją, że obciął paznok­cie”. To samo doty­czy sfery psy­chicz­nej. Rela­cja nie zawsze jest tak cie­pła i budu­jąca, na jaką się zapo­wia­dała. Nie­któ­rzy utoż­sa­miają bowiem intym­ność z zagro­że­niem. W oba­wie przed zra­nie­niami tak bar­dzo bro­nią się przed obna­że­niem, że zamie­niają każdą bli­ską rela­cję w grę psy­cho­lo­giczną.

GRY PSY­CHO­LO­GICZNE: Gry psy­cho­lo­giczne to kolejne z klu­czo­wych pojęć ana­lizy trans­ak­cyj­nej. Funk­cjo­nują w obrę­bie zde­fi­nio­wa­nego przez Ste­phena Karp­mana trój­kąta dra­ma­tycz­nego, w któ­rym można przy­jąć jedną z trzech ról: ofiary, prze­śla­dowcy lub wyba­wi­ciela. Zaletą gier psy­cho­lo­gicz­nych jest fakt, iż opie­rają się one na tak dalece sko­dy­fi­ko­wa­nych sche­ma­tach (dla­tego nazy­wamy je grami), że w efek­cie są prze­wi­dy­walne, jed­no­cze­śnie spra­wia­jąc wra­że­nie nie­umyśl­nych. Jako że dostar­czają bar­dzo inten­syw­nych bodź­ców, sta­no­wią dobrą alter­na­tywę dla intym­no­ści. Wbrew nazwie nie są jed­nak zabawą¹². Ponie­waż sporo ludzi czuje się nie­swojo z intym­no­ścią, wasze próby stwo­rze­nia kli­matu bli­sko­ści czę­sto będą przez nich wyko­rzy­sty­wane do ich roz­gry­wek. Tutaj warto zadać sobie pyta­nie: dla­czego miał­bym wcho­dzić w bli­ski kon­takt ze wszyst­kimi? Dla­czego nie zare­zer­wo­wać tej uprzy­wi­le­jo­wa­nej rela­cji dla naj­bar­dziej war­to­ścio­wych osób z mojego oto­cze­nia? Nie­które z naszych trans­ak­cji nie wyma­gają wycho­dze­nia poza jeden rytuał: dzień dobry, pro­szę, dzię­kuję.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książkiZapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

P. Despro­ges, Chro­ni­ques de la haine ordi­na­ire, t. 2, Points, Paris 2017.

2.

Hiper­este­zja (prze­czu­lica) obja­wia się nad­zwy­czajną wraż­li­wo­ścią na bodźce.

3.

J.-L. Beau­vois, R.V. Joule, Gra w mani­pu­la­cje. Postaw na swoim i nie daj się oszu­kać, tłum. E. Ursche­ler, GPW, Sopot 2019.

4.

Ch. Haag, La con­ta­gion émotionnelle, Albin Michel, Paris 2019.

5.

M. Catron, How to Fall in Love with Any­one: A Memoir in Essays, Simon & Schu­s­ter, New York 2017.

6.

F. Dard , Réflexions poivrées sur la jac­tance, Fleuve Noir, Paris 1999.

7.

D. Tam­met, Embra­cing the Wide Sky: A Tour Across the Hori­zons of the Mind, Atria Books, New York 2009.

8.

E. Berne, Dzień dobry… i co dalej?, tłum. M. Kar­piń­ski, Rebis, Poznań 2008.

9.

Wię­cej o zna­kach roz­po­zna­nia dowie­cie się z Bajki o cie­płych futrza­kach Claude’a Ste­inera (pol­ski czy­tel­nik znaj­dzie prze­kład tej bajki na stro­nie: http://www.ana­li­za­tran­sak­cyjna.pl/kom­po­nenty-teo­rii/wzmoc­nie­nia/bajka-o-cie­plych-futrza­kach-claude-ste­iner/). Choć opo­wieść wydaje się infan­tylna, dosko­nale wyja­śnia mecha­nizm dzia­ła­nia gła­sków.

10.

T. Jen­kins Reid, Sied­miu mężów Eve­lyn Hugo, tłum. A. Kalus, Czwarta Strona, Poznań 2019, s. 146–147.

11.

Franck Far­relly jest twórcą metody zwa­nej tera­pią pro­wo­ka­tywną i auto­rem książki o tym samym tytule (J. Brand­sma, F. Far­relly, Tera­pia pro­wo­ka­tywna, tłum. T. Szo­kal-Egierd, META­mor­fozy, Wro­cław 2004).

12.

Wię­cej na ten temat: Ch. Petit­col­lin, Vic­time, bour­reau, sau­veur: com­ment sor­tir du piège?, Éditions Jouvence, Paris 2006.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: