Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jak wychować rapera - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 sierpnia 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
34,99

Jak wychować rapera - ebook

Wychowujemy nasze dzieci do posłuszeństwa, a zapominamy wychowywać je do buntu. Tymczasem porządny człowiek, a co za tym idzie – dobry obywatel, musi wykształcić w sobie zdolność do rebelii, jeśli okoliczności tego wymagają.

Dlatego też w książce tej opowiadam historię o chłopaku wychowywanym do posłuszeństwa, który potrafił się zbuntować. Chcę pokazać moralną doniosłość nieposłuszeństwa jako cechy obywatela – a więc każdego z nas, bo wszyscy żyjemy w społeczeństwie i żaden człowiek nie jest samoistną wyspą.

Ostatecznie książka o tym, jak wychować rapera, jest o tym, jak wychować obywatela. Ma mieć dzikie serce i empatię, wrażliwość i siłę. Ma być odważny i mówić prawdę, nawet jeśli głos mu drży.

To także książka o relacji ojca z synem, który się usamodzielnia i idzie własną drogą. Na tej drodze otrzymuje pełne wsparcie, choć jego wybory są inne niż wybory ojca. Ale czy na pewno inne? Może jednak niedaleko pada raper od profesora prawa?

Marcin Matczak (ur. 1976) – prawnik, wykładowca UW, filozof prawa, radca prawny specjalizujący się w prawie administracyjnym i konstytucyjnym. Publikuje . w „Gazecie Wyborczej”, „Tygodniku Powszechnym”, „Polityce”. Prowadzi popularny kanał na YT (Profesor Matczak). Od początku kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego w 2015 regularnie występuje jako komentator i ekspert ds. konstytucyjnych. Tata słynnego rapera Maty.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-240-6353-6
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZEDMOWA

Nazywam się Marcin Matczak i ta książka jest w pewnym sensie o mnie. Pochodzę z małego miasta, z przeciętnej, niezamożnej rodziny. Obecnie mieszkam w Warszawie i prawdopodobnie jestem profesorem, co jest ważne dla tej historii. Wprawdzie od wielu lat jestem tak zwanym profesorem uczelnianym (a więc na przykład takim, jakim był Lech Kaczyński, którego się profesorem powszechnie nazywa), ale hejterzy zawsze podkreślali, że nie jest to profesura prawdziwa, bo Prezydent RP nie nadał mi jeszcze tytułu profesora belwederskiego. To akurat prawda, bo wniosek o nadanie mi tego tytułu Centralna Komisja Magów wysłała do prezydenta Andrzeja Dudy dopiero w listopadzie 2020 roku. Spodziewałem się, że wniosek ten dłuższą chwilę tam poleży, ponieważ prezydent Duda mnie najprawdopodobniej nie lubi. Być może dlatego, że przez ostatnie sześć lat bardzo go krytykowałem za łamanie konstytucji. A on nie lubi, jak się go kryty­kuje, przez co udowadnia, że nie ma w sobie energii prawdziwego, archetypicznego Króla.

Stało się jednak inaczej. Prezydent w lutym 2021 roku podpisał moją profesorską nominację, czym pokazał mi, że jestem człowiekiem małej wiary. Nie mam wprawdzie pewności, czy gdzieś tam nie skleiły się jakoś kartki albo czy prezydenta nie zmylił fakt, że na wniosku widniałem jako Marcin Stanisław Matczak, myślał więc może, że nadaje tytuł Stanisławowi, a nie Marcinowi. Mniejsza z tym. Mimo tego hojnego gestu prezydenta zdecydowałem się nie przychodzić na uroczystość w jego pałacu, nie przyjmować z jego rąk odpowiedniego dokumentu, nie ścis­kać jego dłoni i nie robić sobie pamiątkowego zdjęcia. Marzyłem o tej uroczystości i kiedyś robiłem nawet listę członków rodziny, których na nią zaproszę, ale uznałem, że zwyczajnie nie wypada – zostałoby to odebrane jako poparcie dla tego, co prezydent Duda zrobił polskiej konstytucji, a poważnie traktujący swój zawód prawnik nie może czegoś takiego popierać. I teraz nie wiem, czy prezydent nie cofnie tej nominacji. On przynajmniej zdaje się uważać, że może wszystko. Być może więc jestem profesorem Schrödingera – takim, o którym nie wiadomo, czy jest, czy go nie ma.

Drugim bohaterem tej książki jest mój Syn Michał, który jest raperem. I to dobrym – jego debiutancka płyta _100 dni do matury_ stała się najczęściej odtwarzanym albumem na platformie Spotify w 2020 roku. Nie wśród debiutów, nie wśród albumów hip-hopowych, nie wśród albumów polskich. Najczęściej w ogóle. Słuchano go w Polsce częściej niż albumu _Thriller_ Michaela Jacksona, częściej niż albumów Queen, Eda Sheerana i Lady Gagi.

Aby dać wam jakieś wyobrażenie o skali wpływu Michała na młodych ludzi, podam kilka liczb. Łączny czas odtworzeń jego muzyki wyniósł w zeszłym roku dziewięć milionów godzin. Jak podaje Spotify, to tak, jakby ktoś zaczął go słuchać w roku 988 naszej ery i nigdy nie przestał. Wszystko to jednak blednie w obliczu faktu, że łączna liczba słuchaczy Michała w marcu 2021 roku była dziesięć razy wyższa niż liczba odsłuchań piosenek pani Maryli Rodowicz (milion do stu tysięcy). To dopiero robi wrażenie, co nie? Rozumiecie więc pewnie, dlaczego zdecydowałem się perfidnie wykorzystać jego popularność, żeby przez tę książkę podstępnie zindoktrynować młode i starsze polskie umysły w zakresie demokracji i prawo­rządności.

Ponieważ ja jestem profesorem (chyba), a Michał raperem, ludzie różnego pokroju bardzo się tym ekscytują, że taka jest między nami różnica – ja profesor, on raper, ojoj, wojna pokoleń, bunt na statku i w ogóle szykuje się jakiś skandal. Jednym z powodów, dla których zdecydowałem się napisać tę książkę, jest chęć wyjaśnienia, że między muzykiem hip-hopowym a uczonym, który rzetelnie szuka prawdy, nie ma wielkiej różnicy, że – by tak rzec – niedaleko pada raper od profesora prawa.

Ta książka powstała, ponieważ pewne szacowne wydawnic­two zaproponowało, żebym napisał dzieło o tym, jak wychować dobrego obywatela. Byłoby ono zapewne znakomite, z jedną poważną wadą: nikt by go nie przeczytał, bo byłoby przeraźliwie nudne. Pomyślałem więc, że napiszę książkę o tym, jak wychować rapera. W tym zakresie mam chociaż pewne osobiste doświadczenie. Ostatecznie książka o tym, jak wychować rapera, jest o tym, jak wychować obywatela. Ma mieć dzikie serce i empatię, wrażliwość i siłę. Ma być odważny i mówić prawdę, nawet jeśli głos mu drży.

Główną tezą tej książki jest twierdzenie, że wychowujemy nasze dzieci głównie do posłuszeństwa, a zapominamy wychowywać je do buntu. Tymczasem porządny człowiek, a co za tym idzie – dobry obywatel, musi wykształcić w sobie zdolność do rebelii, jeśli okoliczności tego wymagają. Dlatego też poniżej opowiadam historię o chłopaku wychowywanym do posłuszeństwa, który potrafił się zbuntować. Na jego przykładzie chcę pokazać moralną doniosłość nieposłuszeństwa jako cechy obywatela – a więc każdego z nas, bo wszyscy żyjemy w społeczeństwie i żaden człowiek nie jest samoistną wyspą.

Jak pisze Susan Sontag, bunt wymaga moralnej odwagi i jest kluczowy dla utrzymania w sobie człowieczeństwa, a możemy się go nauczyć się z wielkich opowieści:

W centrum naszego życia moralnego i naszej wyobraźni moralnej znajdują się wielkie modele oporu: wielkie historie tych, którzy powiedzieli „nie”. Nie, nie będę służył.

Czasami jednak trudno jest nam się utożsamić z tymi wielkimi historiami: historią Martina L. Kinga, historią Rosy Parks, Nelsona Mandeli czy Gandhiego. Ich postaci wydają się zbyt wielkie, zbyt odległe, by się z nimi mierzyć. Dlatego serwuję wam tutaj małą historię buntu, lokalną i bliższą nam. Może w jakimś zakresie będzie ona dla was inspiracją.

Chcę od razu rozwiać jedną wątpliwość. W tej książce nie stawiam przed wami Michała jako wzoru cnót, w tym także cnót obywatelskich. Po pierwsze, bardzo daleko mu do wzoru czy ideału. Ma on, jak każdy z nas, ogrom wad, a nasza wspólna historia ma też ciemne strony. Nie piszę jednak o nich w tej książce, ponieważ książka, w przeciwieństwie do życia, może składać się tylko z rzeczy dobrych. Po drugie, nie wiem, dokąd zaprowadzi go życie. Wrażliwość, którą dał mu Bóg, jest i darem, i krzyżem. Może opadnie z sił – nie wyśmiewajcie mnie wtedy i nie mówcie, że ta książka nie miała sensu. Mój Syn może zostać, kim tylko chce, i choć mam najgłębszą nadzieję, że nie zostanie złym ani przegranym człowiekiem, wolność polega na tym, że to on może i musi swoją drogę wybrać. I w tę wolność wkalkulowany jest wybór zły. Jakkolwiek wybierze i kimkolwiek będzie, wiem jedno: mój Syn nigdy nie stanie się Faszystą, bo nie jest Potencjalnym Faszystą. Potencjalny Faszysta – negatywny bohater tej książki – to człowiek, który ma predyspozycje, aby sensem swojego życia uczynić nienawiść biorącą się albo z poczucia poniżenia, albo z bezkrytycznego przekonania, że ma rację. Chce on społeczeństwa bez wolności, bez buntu, bez spontaniczności, społeczeństwa, w którym kluczową wartością jest bycie takim samym jak inni. Mój Syn za bardzo kocha wolność i ma w sobie zbyt wielką potrzebę bycia innym. O tych wartościach jest ta książka.

Od razu także wyjaśnię jedną rzecz: to jest opowieść o relacji ojciec – syn i piszę tutaj o buncie chłopaka. Wynika to z prostego faktu: nie mam niestety córki, choć bardzo chciałbym ją mieć. Dlatego nie bardzo miałbym jak opowiadać o relacji ojciec – córka. Bez żadnego problemu jednak, jak sądzę, można to, co piszę, odnieść do wychowania dziewczynek. Dzisiaj bardziej niż kiedykolwiek potrzebujemy silnych, odważnych kobiet, które potrafią powiedzieć „nie” złu w swoim świecie prywatnym i w naszym świecie publicznym. Także dlatego, że dziewczynki jeszcze bardziej niż chłopcy są tradycyjnie wychowywane do posłuszeństwa, nie do buntu. A wiem, jak wartościowa jest kobieta, która ma w sobie dzikie serce buntowniczki, bo taka jest moja Żona. I życzę wam wszystkim takich córek jak ona.

Historia buntu, którą tu opowiadam, jest jak rosyjska matrioszka. Nieurodzonym w PRL-u wyjaśniam, że jest to taka drewniana lalka, w której znajduje się mniejsza drewniana lalka, w której znajdują się jeszcze mniejsze drewniane lalki. Jest to historia o opowiadaniu historii – tych opowiadanych przez Michała w jego utworach, tych opowiadanych przeze mnie o Michale i tych opowiadanych przez innych ludzi o potrzebie buntu, wartości spontaniczności, odwagi zmierzenia się ze złem tego świata, wysiłku nazwania i uporządkowania chaosu. Wszystkie te historie łączy przekonanie, że dobry obywatel musi być najpierw w pełni ukształtowanym człowiekiem, który jest w stanie pokonać bądź opanować swoje demony. Bo to, co w nas prywatne, decyduje o tym, jak wygląda nasze życie publiczne. Niedojrzały człowiek tworzy niedojrzałą wspólnotę, człowiek dojrzały tworzy dojrzałe społeczeństwo. A jednym z podstawowych elementów dojrzałości jest niezależność myślenia, której nie ma bez umiejętności głośnego powiedzenia „nie”.

Jeszcze słowo wyjaśnienia co do tytułu. Można go rozumieć na dwa sposoby. Pierwszy: jak wychować kogoś na rapera. Tego niestety nie wiem, to stało się samo i prawdę mówiąc, trochę nas z Żoną zaskoczyło. Drugi: jak wychować kogoś, kto już jest raperem. Odpowiedź brzmi: nie da się, bo taki ktoś z definicji nie poddaje się obróbce wychowawczym skrawaniem. Raper nie podda­je się wychowaniu, raper obserwuje. I jeśli coś uzna za warte naśladowania, naśladuje. Nigdy się jednak do tego nie przyznaje, bo to by groziło niemal psychologiczną kastracją. I być może nawet się tego naśladowania wstydzi. Dlatego tak naprawdę ta książka nie jest żadną receptą na wychowanie – jest raczej opowieścią o naszej wspólnej historii i o wartościach, które grają w tej historii ważną rolę.

Co do struktury tego dzieła: poszczególne jego rozdziały noszą tytuły utworów Michała z jego dwóch pierwszych płyt. Nie są to jednak oficjalne interpretacje tych utworów zatwierdzone przez rodzinę Matczaków. Chodzi głównie o clickbait. Nikt by pewnie nie chciał czytać o praworządności, a tak w poszukiwaniu ciekawostek biograficznych będzie musiał. Są to więc raczej moje przemyślenia wynikłe z kilkunastu miesięcy słuchania tych utworów w samochodzie, którym jeździłem po Warszawie, dom – praca – dom, słuchania ich w różnych wersjach, na różnych etapach ich powstawania, przeplatane znienacka wykładem.

Do każdego z tytułów rozdziałów (które są tytułami piosenek) dodałem jeden wers z danej piosenki, który uważam za udany. W _Nobocotelu_ Michał śpiewa: „dwadzieścia cztery karaty ma każdy mój wers”. Oczywiście gówniarz przesadza. W jego twórczości znajdziecie takie perełki, jak: „chuj, dupa, cycki”, czy też: „A ty myślisz, że twa suka nie sra?”, które wprawdzie – jak wykażę poniżej – są o wiele głębsze, niż się wydaje na pierwszy rzut oka, ale złote raczej nie są. Te, które wybrałem jako tytuły każdego z rozdziałów, można jednak uznać za niezłe. Tak przynajmniej sądzę, choć jako kochający ojciec oczywiście nie jestem obiektywny.

I jeszcze podtytuł. Oczywiście, miał to być poradnik. Ale nie udawajcie, że wszyscy dokładnie wiecie, jak wychować syna. Zwłaszcza przy pierworodnym to jest zawsze jedna wielka improwizacja. A ja innego nie mam. Przychodzę więc do was bez rad. I przychodzę także w dużej mierze bezradny. Życie jest zbyt skomplikowane, żeby się wymądrzać. Nie wiem – może ta książka nadaje się do czytania we dwóch/dwoje, wiecie, ojciec z synem lub córką, pogawędki przy połowie i patroszeniu leszczy czy przy rozpalaniu ogniska krzemieniem. Może. Zdecydujcie sami.

Tak na poważnie – myślę, że dobrym pomysłem na lekturę tej książki jest współpraca międzypokoleniowa: dziecko czyta część o piosenkach Michała i tłumaczy ją rodzicom, rodzice czytają część wykładową i tłumaczą dziecku. Z radością czytałem wpisy w mediach społecznościowych pojawiające się po publikacji _Patointeligencji_ i _Patoreakcji_, które dowodziły, że hip-hopowa piosenka może być impulsem do poważnej rozmowy ojca/matki z synem/córką. Każda rozmowa między pokoleniami, do której zainspiruje was ten tom, będzie z pewnością dobrym uczynkiem. I moim, i waszym.

Na koniec tego wprowadzenia słowo do Michała. Najpiękniejsze momenty bycia Twoim ojcem to te, kiedy na mój telefon przychodzi od Ciebie nowy link do Dropboxa, pod którym kryje się nowe, jeszcze ciepłe, nieobrobione nagranie. Jeszcze nic o nim nie wiadomo, jest czystą potencjalnością, ale już jest i zaraz opowie jakąś prawdę o świecie, i nic już nigdy nie będzie takie samo. To bardzo ekscytująca chwila.

Czasami wiem, że jesteś w studiu, spodziewam się więc, że wyślesz nowy utwór. Czasami jednak nie wiem i wtedy zaskoczenie jest szczególne. Zwłaszcza że nigdy nic o tym utworze nie piszesz – po prostu wysyłasz link, a ja z nazwy tego linku, spośród kresek, kropek i gwiazdek jakiegoś komputerowego kodu, muszę odszyfrować tytuł (spróbuj kiedyś odczytać z linku do Dropboxa tytuł _Żółte flamastry i grube katechetki_, cwaniaku). Wiem jednak, że kiedy sam te linki wysyłasz, niepytany, to wysyłasz rzecz bardzo dobrą, z której jesteś dumny. I zawsze masz rację.

Słuchanie tych „pilotów” jest niezwykłą przygodą. Mogę zobaczyć, jak Twoje utwory się rodzą, ewoluują, jak zmieniają swoją formę, jak z prostych robią się złożone (tak było na przykład ze _Schodkami_, które najbardziej podobały mi się w wersji pierwszej, choć po wielu miesiącach, kiedy ją porównałem z ostatnią, uznałem, że się jednak guzik znam) albo ze złożonych – proste (jak _Aspartam_). Dodatkowo na tych nieobrobionych, surowych nagraniach jest mnóstwo szczegółów, które dają mi wgląd w Twoją pracę: szumy, komentarze, pomyłki, przekleństwa, pogawędki z realizatorem.

Na jednym z takich nagrań do nowej płyty słychać, jak zamykasz drzwi kabiny, nakładasz słuchawki, rozgrzewasz głos i robisz wprawkę wejścia do pierwszego wersu. Coś Ci jednak nie pasuje, wypowiadasz więc do realizatora słowa, które wprawdzie się nagrywają, ale za chwilę znikną, zostaną wycięte w montażu, przepadną na zawsze. Ja jednak je słyszę, wyobrażam sobie, że mówisz je do mnie, dlatego mogę zachować je w sercu i pamięci:

„Głośniej, proszę, głos swój!”.

Proszę bardzo. Niech ta książka będzie Twoim boomerskim wzmacniaczem. Niech usłyszą Cię ci, którzy Cię jeszcze nie słyszeli.CAMEL

„Ich deficyt atencji przysłaniają mu wdzięki ich piersi”

Utwór _Camel_ rozpoczyna pierwszą, krótką płytę Michała, _Fumar mata_, wydaną w tak zwanym podziemiu, a więc amatorsko. Autorem bitu (podkładu muzycznego) do _Camela_ jest syn mojego dobrego kolegi, akademika, profesora na jednym z najlepszych uniwersytetów na świecie. Współpracujemy nad wieloma projektami od wielu lat, ale ponieważ on jest politologiem, a ja prawnikiem, nie mieliśmy nigdy okazji czegoś wspólnie opublikować. Nasi synowie znali się od dziecka i spotykali się często, bo i my spotykaliśmy się często, dopóki mój znajomy z rodziną mieszkał w Warszawie. Później, kiedy przeprowadzili się za granicę, kontakt chłopaków naturalnie osłabł, choć się nie urwał – odwiedzaliśmy ich na obczyźnie, a oni nas w Polsce. Wielkie było jednak nasze zdziwienie, kiedy się okazało, że mały Matczak szybciej doprowadził do współpracy ze starym kumplem niż Matczak stary. Chłopaki zdalnie ustaliły, co trzeba, i Krzyś, który zdążył już skończyć studia muzyczne i rozpocząć karierę jako producent muzyki, przygotował Michałowi podkład, który podbił serca wielu polskich fanów. A zwłaszcza wykorzystany w nim dźwiękowy motyw z Windows 95.

Po ukazaniu się tego wspólnego dzieła naszych Synów uznaliśmy z ojcem Krzysia, że trzeba dać młodym odpór i teraz już naprawdę musimy coś wspólnie napisać. Usiedliśmy, pogadaliśmy, zaplanowaliśmy kolejne kroki i… realizujemy je powoli od trzech lat, a efektu nie widać. Tłumaczymy to sobie w sposób przekonujący: powaga i rozsądek, charakterystyczne dla wieku średniego, nie pozwalają nam tworzyć w pośpiechu.

_Fumar mata_, czyli po hiszpańsku „palenie zabija”, to pozornie płyta o paleniu papierosów. Na głębszych poziomach to rozważania o ludzkiej wolności, a zwłaszcza wolności od paternalizmu. Bezpośrednią inspiracją do jej stworzenia była dla Michała zmiana prawa (ha!) polegająca na wprowadzeniu na opakowaniach papierosów ostrzeżeń obrazkowych ukazujących opłakane skutki palenia tytoniu. Obrazki te są celowo obrzydliwe – pokazują zepsute zęby, uszkodzone części ludzkiego ciała, grożą impotencją i ślepotą. Zostały one wprowadzone przez dyrektywę Unii Europejskiej i – jak się zdaje – skutecznie popsuły mojej latorośli przyjemność z palenia. Taki też był ich cel.

W efekcie powstała płyta złożona z utworów, które uzyskały nazwy marek papierosów (niestety nie ma wśród nich Popularnych, kultowej marki mojej młodości), a których tematyka jest szeroka jak pola tytoniu na Kubie. Znajdujemy tam przewrotne podejście do polskiej dumy narodowej, analizę młodzieńczych relacji damsko-męskich oraz rozważania na temat tego, że Unia Europejska ani żaden inny prawodawca nie powinien w zasadzie wtrącać się w indywidualne wybory wolnego człowieka, który ma przyrodzone prawo do zniszczenia swojego zdrowia i do swojego osobistego raka płuc. Nie można wykluczyć, że to ostatnie stanowisko, którego nie podzielam, jest pozostałością korwinowskiej kucowatości Michała, której ten doświadczył kiedyś na swojej drodze życiowej (fani wiedzą, że ma nawet zdjęcie z panem Januszem, zrobione kiedyś na placu Zamkowym w Warszawie).

Wszystkie te tematy zostaną w swoim czasie poruszone w tej książce, dla tego rozdziału ma jednak znaczenie początek utworu _Camel_, w którym Michał opisuje swojego bohatera w sposób następujący: „Ma na imię Kamil, a czuje się jak Albert Camus”. Wers ten jest, jak sądzę, odniesieniem do znanego zdjęcia Camusa, na którym w kąciku ust zawadiacko i niedbale trzyma on papierosa. W utworze _Lucky_ z tej samej płyty Michał mówi do ukochanej: „Naucz mnie palić pięknie, bo nie umiem”. Można przyjąć, że Camus palił pięknie i dlatego pojawia się już na początku pierwszego utworu.

Skoro się już jednak pojawił, możemy o nim pogadać, bo przecież Camus niewątpliwie wielkim pisarzem był. Wiem, że Michał czytał (a przynajmniej trzymał w ręku, zasypiając) _Dżumę_ i _Upadek_. Dla rozważań prowadzonych w tej książce ważniejsze jest jednak dzieło Camusa zatytułowane _Człowiek zbuntowany_, bo przecież, jak sygnalizowałem, o buncie i moralności buntu chcemy tu głównie rozmawiać. Za to, że Michał, tworząc _Fumar mata_, wiedział, co Camus napisał o buncie, rewolucji i rebelii, podobnie jak Fred z _Chłopaki nie płaczą_, nie dałbym sobie ręki uciąć, bo prawdopodobnie nie miałbym teraz ręki. Zadziwiające jest jednak to, jak Camus nam tutaj pasuje.

W _Człowieku zbuntowanym_ wychodzi on od tego, że doświadczenie skończoności naszego życia, braku jego znaczenia, przepełnienia cierpieniem, słowem: doświadczenie absurdu życia normalnego moralnie człowieka popycha do buntu. I to jest generalnie OK, bo trzeba być naprawdę nieczułym skurczybykiem, żeby na to życie patrzeć i uważać, że nie ma się przeciwko czemu buntować. Bezwarunkowa afirmacja życia przy świadomości ogromu cierpienia, które jest jego elementem, świadczy o człowieku bardzo źle. Dlatego ludzie poszukujący sensu w życiu buntować się muszą. Jest to jedyna racjonalna postawa wobec cierpienia, okrucieństwa i opresji. Ale – i tu się zaczyna robić bardzo interesująco – mimo że buntować się generalnie trzeba, bunt często prowadzi do przemocy.

Camus odróżnia rebelię od rewolucji – pierwsza jest dobra, druga jest zła. Pierwsza jest dobra, bo dowodzi wrażliwości człowieka, chęci zmiany świata, niezgody na cierpienie. Rebeliant to ktoś, kto w świecie pełnym chaosu chce wprowadzić porządek, ale jednocześnie dać ludziom wolność. Problem w tym, że ten świat porządkowaniu nie chce się poddać. Wtedy rebeliant się wkurza i zaczyna zamieniać się w rewolucjonistę – uznaje, że jego cel, którym jest naprawienie złego świata, jest tak ważny, iż uświęca coraz bardziej przemocowe środki i ograniczenie ludzkiej wolności. Zamiast wolności wprowadza więc tyranię i dobudowuje do niej ideologię, która tę tyranię uzasadnia, a razem z tyranią uzasadnia przemoc. Według Camusa ludzie buntujący się przeciw cierpieniu i tyranii bardzo szybko sami stają się źródłem cierpienia i tyranami wobec innych. To poruszający paradoks – z chęci zwalczania zła rodzi się zło, z rebelii, która jest moralnie dobra, która – jak pisze Camus – stanowi wyraz naszej hojności wobec innych, rodzi się moralne zło. Z tym paradoksem musimy sobie jakoś poradzić i będziemy to robić na kartach tej książki.

Ponieważ Camus pisał _Człowieka zbuntowanego_, mając w świeżej pamięci totalitaryzm niemiecki i rozpoznając zło totalitaryzmu radzieckiego, był przeciwnikiem obu ekstremizmów – i prawicowego, i lewicowego. Rewolucjonista u Camusa to ktoś, kto staje się ekstremistą, ktoś, kto wprowadza tyranię swoich poglądów i może to zrobić zarówno z prawej, jak i z lewej strony. Takiego kogoś nazywam w tej książce Potencjalnym Faszystą. Potencjalny Faszysta to niewolnik ideologii, który pragnie ujednolicić różnorodny świat, uporządkować go według własnego, jednego, dość sztywnego pomysłu. Duchowym dziadkiem Potencjalnego Faszysty jest Tradycyjny Faszysta – ktoś, kto już próbował ujednolić świat etnicznie i poglądowo według swojego pomysłu, a co z tego wyszło, to możecie sobie przeczytać w książkach od historii. Tradycyjnym Faszystą był Benito Mussolini i Adolf Hitler, był nim Józef Stalin i Mao Zedong. Kluczową tezą tej książki jest twierdzenie, że Potencjalnymi Faszystami możemy być wszyscy: nie tylko ci, którzy lubują się w heilowaniu i zdmuchiwaniu świeczek z tortu w kształcie swastyki w środku lasu w dniu urodzin Hitlera, ale każdy z nas. I katolik, i ateista, i działacz _pro-life_, i działacz _pro-choice_, i weganin, i mięsożerca, i antyszczepionkowiec, i hipochondryk, zwolennik Partii i obrońca konstytucji, feministka i macho, chłopak i dziewczyna. Naprawdę każdy, kto w swojej pysze uwierzy, że „moja racja jest najmojsza” i że wszyscy tej racji powinni się podporządkować. Co więcej, czasami możemy zachowywać się jak Potencjalni Faszyści i zupełnie nie zdawać sobie z tego sprawy. Jak amerykańska policja, którą przyrównano do faszystów ze względu na jej brutalne działania w czasie protestów po śmierci George’a Floyda. Jej rzecznik zdecydowanie odrzucił te oskarżenia, mówiąc, że przecież policjanci po prostu wykonują rozkazy.

Jason Stanley w książce _Jak działa faszyzm_ pisze, że nie trzeba być Realnym Faszystą, żeby po faszystowsku myśleć. Wielu współczesnych polityków myśli po faszystowsku i zaraża tym myśleniem innych. Podstawowym chwytem faszystowskiego myślenia jest opozycja „my – oni” i założenie, że pewni ludzie („my”) są dobrzy, a inni ludzie („oni”) są źli. Założenie to jest bardzo głupie, gdyż „oni” myślą dokładnie odwrotnie, a ponieważ nie ma nikogo, kto mógłby ten spór rozstrzygnąć, jedyne, co wynika z tego założenia, to nienawiść, agresja, a czasami wojna. Antyfaszystowska teza, której chcę bronić w tej książce, nie jest nowa i głosi, że każdy z nas ma w sobie pokłady zła i dobra, które ujawniają się zależnie od okoliczności. Okolicznością, w której najczęściej ujawnia się nasze wewnętrzne zło, jest uleganie faszystowskiemu podziałowi na „my – oni”. W tym sensie mądrzejsza od tej faszystowskiej bzdury jest muzyka disco polo, która śmiało głosi tezę: „Wszyscy Polacy to jedna rodzina, starsi czy młodsi, chłopak czy dziewczyna”, bo ta przynajmniej w ramach jednego narodu nie dzieli ludzi na „nas” i „ich”. Jeszcze lepiej byłoby jednak stworzyć muzykę globo polo, która założenie o tym, że ludzie są do siebie podobni, rozciągnęłaby poza granice na Bugu i Odrze, a także trochę bardziej na północ i mocno na południe.

Mamy więc naszego antybohatera – Potencjalnego Faszystę. Jego działania w świecie nie promują wolności i różnorodności, wprost przeciwnie: powodują cierpienie. Przeciwko temu cierpieniu należy się buntować. Prawdziwy buntownik, jak pisze Camus, jest jak artysta: czyni rzeczywistość piękniejszą, inspiruje innych, by udoskonalali świat, sławi wolność i chwali życie. Dlatego raper jako artysta jest urodzonym antyfaszystą i posłuży nam za modelowy przykład człowieka, który może tworzyć zdrowe społeczeństwo, gdzie ludzie mają swoje silne przekonania, żyją według nich, ale jednocześnie dają żyć innym.

Cechą Potencjalnego Faszysty jest to, że nie daje ludziom żyć inaczej, niż mówi mu jego sztywna ideologia. Tymczasem, jak pisze Camus, rebeliant buntujący się przeciw absurdowi życia nie może sięgać po przemoc w realizacji swojego celu, bo cel nie uświęca środków. I chodzi tu o każdą przemoc – oczywiście fizyczną, ale i o manipulację, której rodzajem jest propaganda, i o mowę nienawiści, i o dehumanizowanie, i o wiele innych działań przemocowych.

Moja własna rebelia przeciwko zmianom, które zaczęli wprowadzać w Polsce ludzie Partii, była spowodowana głębokim przekonaniem, że im o rebelię nie chodzi. Im chodzi o przemocową rewolucję, na której końcu jest drastyczne ograniczenie naszej wolności. Przekonałem się o tym dość szybko, chociażby po zmianie języka publicznego, w szczególności po wyjątkowo podłej propagandzie mediów publicznych, która była przemocą zamkniętą w słowach. Ale potwierdzeniem moich obaw była rozmowa z Bronisławem Wildsteinem przed programem, do którego mnie kiedyś zaprosił.

Zapytałem go wtedy, czy jego formacja polityczna nie może pomagać ludziom poprzez zwiększenie sprawiedliwości dystrybutywnej – tak, jak to robi na przykład przez program 500+ – bez jednoczesnego niszczenia państwa prawa. Wildstein odpowiedział, że nie jest to możliwe, ponieważ szerzenie sprawiedliwości dystrybutywnej musi iść w parze ze sprawiedliwością retrybutywną, czyli sprawiedliwością zemsty. Czy nie można pomagać ludziom, nie niszcząc państwa? Uważam, że Wildstein jest typowym przykładem sfrustrowanego rebelianta. To bez wątpienia bardzo odważny człowiek, który potrafił się sprzeciwić maszynie komunistycznego państwa. Jednocześnie ktoś, kto jest rozczarowany, że jego rebelia nie zmieniła świata całkowicie, a więc uważa, że trzeba podjąć bardziej radykalne środki. Tak zaczyna się rewolucja, a wraz z nią upadek racjonalności i zagrożenie dla wolności. We wspomnianym programie, broniąc niezależności sądów, powiedziałem, że nie ma na świecie państwa, w którym totalitaryzm wprowadzili sędziowie, jest natomiast wiele takich, gdzie zrobili to politycy. Na to Wildstein odpowiedział, że zna kraj, w którym sędziowie wprowadzili totalitaryzm, i są to Stany Zjednoczone. Z szacunku dla Orderu Orła Białego, który Wildstein słusznie otrzymał, wypada tę tezę przemilczeć.

W wersie wybranym jako motto tego rozdziału jest mowa o „deficycie atencji”. Deficyt ten okazuje się jedną z przypadłości Potencjalnego Faszysty. Na przykład brak uwagi i zainteresowania ze strony rodziców i rówieśników nierzadko popycha młodych ludzi do szukania tej uwagi w inny sposób. Często, jak pisze Fromm, poprzez mechanizm masochizmu społecznego, a więc przez zatracenie się w czymś większym niż oni sami, na przykład w utopijnej, ideologicznej wizji idealnego świata. A co do wdzięków piersi, o których także mowa w wersie rozpoczynającym ten rozdział – ten temat jest wart rozwinięcia, ponieważ relacje damsko-męskie są kluczowe dla ukształtowania zdrowego, silnego antyfaszysty.

Dzięki temu możemy wprowadzić do naszej dyskusji kolejnego myśliciela – Jordana B. Petersona. I tu wymagany jest komentarz. Mój pierwszy kontakt z Petersonem polegał na wysłuchaniu angielskiej wersji jego książki _12 życiowych zasad. Antidotum na chaos_. Chociaż tytuł zapowiada średniej jakości poradnik życiowy dla przegrywów, książka ta spowodowała, że uznałem Petersona za jednego z najbardziej interesujących współczesnych myślicieli, a potwierdziła to późniejsza lektura jego _Map sensu_. Peterson jest psychologiem klinicznym i akademikiem z poważnym dorobkiem naukowym i historią pracy na Uniwersytecie Harvarda i uniwersytecie w Toronto. Ma dobre rozeznanie w badaniach religioznawczych i antropologicznych, jest kontynuatorem myśli Carla Junga, w szczególności jego koncepcji archetypów, która czeka w kuluarach, aby zająć poczesne miejsce w tej książce. Jednocześnie, czego na początku nie wiedziałem, Peterson jest głęboko nienawidzony przez środowiska lewicowe na całym świecie, ponieważ sprzeciwił się kiedyś regulacji dotyczącej używania zaimków odnoszących się do osób niebinarnych zgodnie z ich życzeniem (uznał ją za niekonstytucyjne ograniczenie swojej wolności wypowiedzi), trwa mocno przy przekonaniu o odmienności celów życiowych kobiet i mężczyzn oraz uznaje, że tradycja i religia mają do odegrania ważną rolę w kształtowaniu człowieka ku szczęściu.

W swojej naiwności szczerze pochwaliłem _12 życiowych zasad w _mediach społecznościowych, co, jak sądzę, spowodowało poważne zawieszenie w mózgach wielu osób, które dotąd uważały mnie za porządnego człowieka. Jakże to bowiem możliwe, że prawnik krytykujący Partię, broniący konstytucji i opowiadający się za wolnością słowa nie trzyma się ustalonego raz na zawsze pakietu młodego miłośnika lewicy, do którego należy uznawanie Petersona za mizogina, piewcę patriarchatu i okropnego mięsożercę? Otóż jako ojciec rapera odmawiam przyjmowania jakichkolwiek pakietów myślowych na zasadzie „wszystko albo nic”, ponieważ pakiety takie są ograniczeniem mojej wolności i spontaniczności. Mam zamiar czytać Petersona, nawet jeśli racją byłoby, że jest mizoginem (nie mam takiego wrażenia), podobnie jak mam zamiar czytać Heideggera, choć ten był ewidentnym nazistą. Nie jestem bowiem wyznawcą człowieka, ale poszukiwaczem myśli, które mogą mi pomóc zrozumieć rzeczywistość.

Peterson może patronować utworowi o pierwszych kontaktach z kobietami, ponieważ jasno pokazuje, po pierwsze, jak wyjście młodego mężczyzny spod skrzydeł matki i zmierzenie się z oczekiwaniami innych kobiet jest kluczowe dla jego zdrowego rozwoju. Po drugie, w swoich analizach stosuje przydatną każdemu opowiadaczowi historii teorię archetypów Carla Junga, która – w zakresie, w jakim odnosi się ona do psychiki chłopca i mężczyzny – będzie nam również niezwykle pomocna.

W pierwszym rozdziale, kiedy pisałem o Cudownym Dziecku, wprowadziłem jeden z Jungowskich archetypów. Według Junga obok podświadomości indywidualnej każdego z nas istnieje także podświadomość zbiorowa. Archetypy są elementem tej naszej wspólnej, zbiorowej podświadomości. Są to pewne powszechnie rozpoznawane wzorce zachowań, typy psychologiczne, pewne – co brzmi dość enigmatycznie – modele energetyczne. Są one obecne w naszych opowieściach, mitach, w kulturze popularnej czy w snach, a ponieważ są elementem naszej zbiorowej podświadomości, szczególnie mocno na nie reagujemy.

Cudowne Dziecko to archetyp psychologii chłopięcej. Jak pokazują Robert Moore i Douglas Gillette w książce _King, Warrior, Magician, Lover_ (Król, Wojownik, Mag, Kochający), archetyp ten znany jest z podstawowych tekstów ludzkiej kultury – z opisu narodzenia Mojżesza, Jezusa, Buddy czy też – odpowiednio przekształcony – narodzin totalitarnych przywódców, na przykład takich, jak rządzący Koreą Północną. Co ciekawe, pewną symptomatyczną cechą Potencjalnego Faszysty jest przypisywanie cudownych narodzin zwyczajnym politykom (pamiętacie ten plakat, który kiedyś witał prezydenta Dudę: „Błogosławione łono, które Cię wydało, i piersi, które ssałeś”?). Moją własną próbę opisania narodzin Cudownego Dziecka macie już za sobą – chodzi o ten fragment, w którym połączyłem urodziny Michała z atakiem na Bastylię. Możecie uznać, iż ta próba dowodzi, że jestem Potencjalnym Faszystą (każdy trochę jest), albo że jestem ironiczny. Wolałbym oczywiście ten drugi wybór. Cudowne Dziecko przynosi światu pokój i porządek, nawet jeśli tym światem jest jedna rodzina. Jest ono także obrazem kreatywności i piękna, nowości i świeżości. Ale uwaga – może łatwo przekształcić się w swój Cień: w Małego Tyrana (jeśli energii Cudownego Dziecka jest w nim za dużo), który w dorosłym mężczyźnie manifestuje się pod postacią socjopaty, albo w Chorowitego Księcia, słabeusza (jeśli tej samej energii jest w nim za mało). Każdy Jungowski archetyp ma bowiem swój Cień, ciemną stronę mocy, w którą każdy z nas może się stoczyć.

Obok Cudownego Dziecka pojawia się u Junga archetyp Dziecka Edypalnego. Dziecko Edypalne charakteryzuje się ciepłem, potrzebą i umiejętnością odczuwania bliskości z innymi oraz poczuciem jedności z ludźmi i światem. Cechą tego archetypu jest w szczególności odczuwanie bliskiej relacji z matką oraz tym, co ona w filozofii Junga symbolizuje: pięknem, intuicją, naturalnymi instynktami i generatywnością. Cieniem Dziecka Edypalnego jest Maminsynek albo Marzyciel. Pierwszy poszukuje ideału kobiecości na wzór matki i jest w tej kwestii skazany na porażkę, drugi odcina się od ludzi i zamyka w swoim świecie fantazji.

Dziecko Edypalne jest obdarowane, albo lepiej – przygniecione miłością matki i aby się w pełni rozwinąć, musi wyrwać się z jej opieki i stanąć na własnych nogach. Jest to wymóg absolutnie fundamentalny dla stania się niezależnym człowiekiem. A podstawowym testem tego, czy Edypalne Dziecko zdołało się wyrwać spod skrzydeł matki, jest umiejętność zbudowania relacji z innymi kobietami. Inna kobieta, nie matka, określa tożsamość mężczyzny poprzez akceptację albo odrzucenie. Jak mówi Peterson, szczególnie przez odrzucenie – wtedy Matka Natura mówi temu mężczyźnie ustami tej kobiety, że jego geny nie są wystarczająco atrakcyjne, by warto było je przenieść do następnego pokolenia. Kobieta staje się dla młodego mężczyzny sędzią – a on się jej osądu bardzo obawia, czego objawem jest postawa „boję się zagadać”, obecna zresztą w utworach Michała. Takiego surowego kobiecego sędziego chłopcy się z jednej strony boją (i podziwiają), z drugiej strony go (jej) nienawidzą, dokładnie dlatego, że się boją. I tak, jak wahadło, między tą miłością i nienawiścią się bujają.

Rebelia Camusa, a więc sprzeciw wobec absurdu świata bez uciekania się do przemocy, oraz bunt przeciwko zależności od rodziców, w szczególności matki, przez odważne wyjście do świata i niezależne odnalezienie miłości – to dwa zadania, które umożliwiają młodemu chłopakowi stanięcie na własnych nogach i znalezienie sobie celu. Te dwa zadania ma zrealizować w jednym z najtrudniejszych okresów w swoim życiu – w czasie dorastania. O nim opowiada kolejny utwór z _Fumar mata_.

Zanim jednak do niego przejdziemy, ostatnia uwaga. W tym rozdziale pojawiło się wiele nazwisk i myśli. Przywołałem je, żeby pomogły nam w zrozumieniu świata, ale wiem z rozmów z Michałem, że mogą być także przeszkodą. Michał mówił mi, że nie lubi czytać dalej, jeśli nie poznał dokładnie wszystkiego, co powiedziano wcześniej. Może więc powinienem skorzystać z rady zawartej bodaj w Koranie: „Panie, zbaw mnie od morza nazwisk”. Być może przywołanie nazwiska i tylko zarysu myśli będzie dla kogoś blokadą, powodem do pytania: „Czy mogę czytać tę książkę, skoro nie znam w całości twórczości Arendt czy Camusa?”. Odpowiedź brzmi: możesz. Ja też nie znam całości ich twórczości. Ale wiem, że tak jak wszystkie piosenki są w gruncie rzeczy o tym samym (a więc o miłości), tak wszystkie traktaty filozoficzne są o jednym – o prawdzie. Nie musisz wiedzieć, kto cię do niej doprowadził. Nie patrz na palec, patrz na to, co on wskazuje. I czytaj dalej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: