Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • promocja

Jeffrey Dahmer - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
2 września 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Jeffrey Dahmer - ebook

Christopher Berry-Dee zagłębia się w umysł prawdopodobnie najbardziej sadystycznego i psychopatycznego zabójcy wszechczasów.

W latach 1978–1991 Jeffrey Dahmer zamordował i poćwiartował siedemnastu chłopców i mężczyzn. Jednak najbardziej znany jest z tego, co stało się z jego ofiarami po ich makabrycznej śmierci i z szokującej deprawacji, która doprowadziła do tego, że Dahmera nazwano „kanibalem z Milwaukee”.

Korzystając ze swojego długiego doświadczenia i wiedzy psychologicznej, Berry-Dee stara się zrozumieć motywację, amoralne popędy i bezlitosną grozę stojącą za nieludzkim zachowaniem Dahmera: co może skłonić mężczyznę do takiego czynu?

Christopher Barry-Dee – brytyjski kryminolog, dziennikarz śledczy i autor, któremu sławę przyniosły książki z serii Rozmowy z psychopatami i Rozmowy seryjnymi mordercami. Jest byłym komandosem, służył w szeregach „Zielonych Beretów” Królewskiej Marynarki Wojennej. Jednak jego prawdziwym powołaniem okazała się kryminologia. W wieku 49 lat został właścicielem i redaktorem naczelnym „The Criminologist”, najbardziej szanowanego i najstarszego na świecie czasopisma poświęconego właśnie tej dyscyplinie. W 2005 r. został mianowany dyrektorem „Instytutu Badań Kryminologicznych” (CRI). Ma w swoim dorobku ponad 30 publikacji książkowych, przede wszystkim wywiadów z seryjnymi mordercami odbywającymi kary w więzieniach na całym świecie. Pojawia się często jako ekspert w programach telewizyjnych i filmach dokumentalnych.

Oficjalna strona autora: www.christopherberrydee.com

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-827-5
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

_Bo takim sądem, jakim sądzi­cie, i was osą­dzą; i taką miarą, jaką wy mie­rzy­cie, wam odmie­rzą._

Mt 7,2¹

Zbrod­nie Jef­freya Dah­mera nie­wąt­pli­wie sta­no­wią deli­katny temat. Pod­cho­dząc do niego w taki spo­sób jak teraz, wno­simy do powszech­nej debaty swoje prze­my­śle­nia, osądy i uprze­dze­nia, które skła­dają się na wyobra­że­nia o Dah­me­rze. Z pew­no­ścią nie myli się ten, kto uważa go za pozba­wio­nego ludz­kich odru­chów, bez­względ­nego sady­stycz­nego potwora, psy­cho­patę w każ­dym calu. Wyobra­żam sobie, że gdyby to mój nasto­letni syn padł ofiarą jego nekro­fil­skich kani­ba­li­stycz­nych zapę­dów – gdyby Dah­mer podał mu śro­dek odu­rza­jący, a następ­nie wywier­cił otwór w czaszce i wlał do mózgu kwas albo wrzącą wodę, aby zamie­nić go w ule­głe sek­su­al­nie zom­bie – zapa­łał­bym żądzą zemsty. Jako były koman­dos Royal Mari­nes posta­rał­bym się, aby ten zwy­rod­nia­lec długo umie­rał w nie­wy­obra­żal­nych męczar­niach. Cisnął­bym w otchłań słowa z Księgi Jere­mia­sza (Jr 31,34): „odpusz­czę im występki, a o grze­chach ich nie będę wspo­mi­nał”. Nie brał­bym w ogóle pod uwagę słów z Ewan­ge­lii według św. Łuka­sza (Łk 23,34): „Ojcze, prze­bacz im, bo nie wie­dzą, co czy­nią”. Nie był­bym w sta­nie wyba­czyć ani zasta­na­wiać się, dla­czego czło­wiek wyrzą­dza takie rze­czy dru­giemu czło­wiekowi.

W dzi­siej­szym bar­dziej oświe­co­nym (chcia­łoby się rzec „lewac­kim”) spo­łe­czeń­stwie nie­któ­rzy ludzie mają wię­cej współ­czu­cia dla kogoś, kto „popadł w nie­ła­skę”. Przy­pusz­czal­nie jest im bli­żej do chrze­ści­jań­skiego świa­to­po­glądu niż mnie – w każ­dym razie dopóki żaden z ich bli­skich nie zgi­nie z ręki kogoś takiego jak Dah­mer. Gdyby spo­tkała ich taka tra­ge­dia, zapewne przej­rze­liby na oczy. Wyrze­kliby się swo­ich idei gło­szo­nych z takim zapa­łem i wró­ci­liby na Zie­mię… z wiel­kim hukiem. Zdaję sobie sprawę, że mnó­stwo osób mogłoby mi zarzu­cić bez­dusz­ność i cynizm, uwa­żam jed­nak, że nie da się zro­bić omletu, nie roz­bi­ja­jąc przy tym kilku jaj.

Być może znajdą się tacy, któ­rzy powie­dzą, że choć Kani­bal z Mil­wau­kee nie został ska­zany na naj­wyż­szy wymiar kary ze względu na przy­słu­gu­jące mu prawa, to zwa­żyw­szy na nie­zwy­kle bru­talne oko­licz­no­ści jego śmierci, dosię­gła go spra­wie­dli­wość. Nie zamie­rzam roz­trzą­sać, czy Dah­mer został nale­ży­cie uka­rany. Inte­re­suje mnie, co obu­dziło w tym czło­wieku potwora. Chciał­bym przyj­rzeć mu się chłod­nym okiem bada­cza, tak jak patrzy się na pre­pa­rat pod mikro­sko­pem albo muszkę zakon­ser­wo­waną w bursz­ty­nie. Swoją drogą wła­śnie takim obser­wa­cjom Dah­mer już od naj­młod­szych lat pod­da­wał owady, ptaki i gry­zo­nie. Z cza­sem swoje cho­ro­bliwe zain­te­re­so­wa­nie ana­to­mią prze­niósł z małych zwie­rząt na ludzi. Będący pod wpły­wem środ­ków odu­rza­ją­cych nie­winni mło­dzi męż­czyźni wciąż żyli, kiedy prze­pro­wa­dzał na nich okrutne pseu­do­nau­kowe eks­pe­ry­menty niczym obłą­kany lekarz z nazi­stow­skiego obozu kon­cen­tra­cyj­nego. Dla­czego musimy poświę­cać uwagę komuś tak odra­ża­ją­cemu jak Dah­mer? Ponie­waż był on żywym dowo­dem na to, że kosz­mary rodem z powie­ści Ste­phena Kinga mogą wystę­po­wać także w real­nym świe­cie.

Zatem książka ta zawiera prze­strogę doty­czącą zdro­wia psy­chicz­nego. Choć wiele już napi­sano na temat Dah­mera i udo­ku­men­to­wano wiele fak­tów z jego życia, warto podejść do sprawy z roz­wagą. Zależy mi, aby każdy czy­tel­nik poznał go i osą­dził z wła­snej per­spek­tywy. Spró­bu­jemy prze­ana­li­zo­wać psy­cho­pa­tię Dah­mera na tle całej jego zbrod­ni­czej aktyw­no­ści. Nie­wy­klu­czone, że nie wszyst­kie moje wnio­ski okażą się trafne (pro­szę o kry­tyczne uwagi), nie­mniej chciał­bym odpo­wie­dzieć na pyta­nie, z któ­rym czę­sto sty­kam się pod­czas swo­ich wykła­dów i w listach od czy­tel­ników. Co spra­wia, że zwy­rod­nialcy pokroju Dah­mera dopusz­czają się takich potwor­no­ści? Cza­sami trudno dociec, jakie są motywy dzia­ła­nia seryj­nego mor­dercy, ponie­waż ist­nieje nie­wiele dowo­dów, na któ­rych mogli­by­śmy pole­gać. Jed­nak w przy­padku Dah­mera mamy do czy­nie­nia z istną skarb­nicą infor­ma­cji. Całe jego życie od koły­ski aż po grób jest dosko­nale udo­ku­men­to­wane. Więk­szość mor­der­ców, z któ­rymi roz­ma­wia­łem, nie ma poję­cia, jakie nega­tywne czyn­niki popchnęły ich do zbrodni. Pod tym wzglę­dem sam Dah­mer rów­nież nie służy nam pomocą. Przy­pusz­czal­nie jego rodzice mogliby mieć poję­cie, dla­czego stał się mor­dercą, choć nie­wy­klu­czone, że wole­liby wyrzu­cić syna z pamięci. Nie­mniej wycho­wa­nie w mło­dym wieku musiało wywrzeć zna­czący wpływ na jego psy­chikę. Zgłę­bia­jąc naj­mrocz­niej­sze taj­niki bio­gra­fii seryj­nych mor­der­ców, możemy wiele się dowie­dzieć o ludz­kiej natu­rze. Być może kocha­jący rodzic lub ktoś obda­rzony przy­naj­mniej odro­biną empa­tii potra­fiłby spoj­rzeć na Dah­mera z innej per­spek­tywy, choć nie jest to wcale pewne.

Oby­ście nie mieli kosz­mar­nych snów.WSTĘP

_Kto wal­czy z potwo­rami, ten nie­chaj baczy, by sam przy­tem nie stał się potwo­rem. Zaś gdy długo spo­glą­dasz w bez­deń, spo­gląda bez­deń także w cie­bie._

Fry­de­ryk Nie­tz­sche, _Poza dobrem i złem_²

Obok The­odore’a „Teda” Roberta Bundy’ego (1946-1989) kani­bal i nekro­fil Jef­frey Lio­nel Dah­mer (1960-1995) należy do naj­do­kład­niej prze­świe­tlo­nych seryj­nych mor­der­ców w histo­rii. Jego zbrod­nie sta­no­wią przed­miot nie­zli­czo­nych publi­ka­cji oraz wielu fil­mów doku­men­tal­nych. Cho­ciaż nie żyje od dwu­dzie­stu ośmiu lat, psy­chia­trzy i psy­cho­lo­go­wie wciąż nie są zgodni co do stanu jego umy­słu i nie­kiedy posu­wają się do zażar­tych kłótni, a nawet pro­ce­sów sądo­wych. Po co więc kolejna książka o Jef­freyu Dah­merze? Czy jesz­cze można się cze­goś o nim dowie­dzieć? Aby odpo­wie­dzieć sobie na te skąd­inąd uza­sad­nione pyta­nia, musimy zacząć od początku.

Imię Jef­frey pocho­dzi od nie­miec­kiego Got­t­fried, które ozna­cza „pokój boży” (_got­tes frie­den_). W przy­padku Dah­mera oka­zało się zde­cy­do­wa­nie chy­bio­nym wybo­rem. Pod­czas swo­jej kariery sta­ną­łem twa­rzą w twarz z bli­sko trzy­dzie­stoma spraw­cami seryj­nych i maso­wych mor­derstw, a także przy­pad­ko­wymi zabój­cami, któ­rzy mieli na sumie­niu poje­dyn­cze ofiary. Nie­wiele bra­ko­wało, a poznał­bym oso­bi­ście rów­nież samego Kani­bala z Mil­wau­kee. Oka­zało się jed­nak, że byłem wtedy zajęty czymś innym – zamiast z Jef­freyem Dah­me­rem spo­tka­łem się z pie­lę­gniarką Gwen­do­lyn Gail Gra­ham, aby prze­pro­wa­dzić wywiad na potrzeby dwu­na­sto­od­cin­ko­wego serialu tele­wi­zyj­nego _Seryjni mor­dercy_.

Gra­ham oraz Cathy May Wood stwo­rzyły zabój­czy duet, który media nazwały „Kochan­kami śmierci”. Zwią­zane odra­ża­ją­cym pak­tem miło­snym pod­czas mroź­nej zimy w stycz­niu i lutym 1987 roku udu­siły pięć nie­peł­no­spraw­nych sędzi­wych pen­sjo­na­riu­szek domu opieki Alpine Manor na przed­mie­ściach Wal­ker w Grand Rapids w sta­nie Michi­gan. Odwie­dzi­łem je obie, wychu­dzoną Gra­ham prze­by­wa­jącą w Zakła­dzie Kar­nym dla Kobiet Huron Val­ley w Michi­gan oraz cho­ro­bli­wie otyłą Wood osa­dzoną wów­czas w Fede­ral­nym Zakła­dzie Kar­nym w Tal­la­has­see na Flo­ry­dzie. Cathy Wood wyszła na wol­ność 16 stycz­nia 2020 roku. Gwen­do­lyn Gra­ham opu­ści wię­zie­nie w tek­tu­ro­wej trum­nie.

W owym cza­sie jeź­dzi­łem po Sta­nach z ekipą fil­mową i w Chi­cago nakrę­ci­li­śmy wła­śnie pro­gram o Wil­lia­mie Billu Heiren­sie zna­nym rów­nież jako Szmin­kowy Zabójca. Prze­pro­wa­dzi­łem z nim wywiad w Dixon Cor­rec­tio­nal Cen­ter w hrab­stwie Dixon w sta­nie Illi­nois. Rów­nież w Wietrz­nym Mie­ście zebra­li­śmy mate­riały do filmu doku­men­tal­nego o Joh­nie Way­nie Gacym. Zna­la­zł­szy się w Michi­gan, sta­nie Wiel­kich Jezior, sta­nę­li­śmy przed wybo­rem, czy prze­pro­wa­dzić wywiad z Jef­freyem Dah­me­rem, czy z Gwen­do­lyn Gra­ham. Ponie­waż mie­li­śmy już na taśmie wyzna­nia Cathy Wood, z którą roz­ma­wia­łem na Flo­ry­dzie, mój pro­du­cent Fra­zer Ash­ford posta­no­wił w tym samym odcinku zapre­zen­to­wać rów­nież Gra­ham, zarówno dla spo­tę­go­wa­nia efektu, jak i przez wzgląd na oszczęd­ność. Dwie mor­der­czy­nie w cenie jed­nej. Tak więc słynny kani­bal i nekro­fil prze­grał ze zwy­kłą dusi­cielką. Mimo że Dah­mer nie zna­lazł się na liście mor­der­ców, z któ­rymi mia­łem wąt­pliwy zaszczyt roz­ma­wiać oso­bi­ście, w swo­jej książce chciał­bym zapu­ścić się w głąb jego umy­słu dalej, niż pró­bo­wali inni pisa­rze, psy­chia­trzy i psy­cho­lo­go­wie. Zabu­rze­nia psy­chiczne seryj­nego mor­dercy powinny być dla nas, kry­mi­no­lo­gów, rów­nie inte­re­su­ją­cym przed­mio­tem badań jak jego ohydne zbrod­nie. Gdy sta­ramy się zro­zu­mieć, co popy­cha do dzia­ła­nia ludzi takich jak Dah­mer, zazwy­czaj nie musimy głę­boko drą­żyć. Wystar­czy tylko odpo­wied­nio się dostroić, by zna­leźć logiczne i oczy­wi­ste odpo­wie­dzi, nawet jeżeli okażą się mroczne.

Wszy­scy moi wierni czy­tel­nicy na całym świe­cie już wie­dzą, że jestem rze­czowy, otwarty i nie owi­jam w bawełnę. Co waż­niej­sze, odno­szę się z głę­bo­kim sza­cun­kiem do ofiar oraz ich pogrą­żo­nych w żało­bie bli­skich. Cza­sami jed­nak sta­ram się tro­chę roz­luź­nić atmos­ferę, dopra­wia­jąc swoje książki szczyptą czar­nego humoru. Aby tchnąć tro­chę lek­ko­ści w ponure i przy­tła­cza­jące histo­rie, mam rów­nież w zwy­czaju wpla­tać w nie różne cie­ka­wostki.

Sta­ram się uni­kać skom­pli­ko­wa­nych ana­lo­gii. Czę­sto psy­chia­trzy nie­umyśl­nie wpra­wiają nas w zakło­po­ta­nie swoim „psy­cho­beł­ko­tem”, dla­tego sta­wiam na pro­ste sfor­mu­ło­wa­nia, które nie tylko są zro­zu­miałe dla czy­tel­ni­ków, ale też dają im roze­zna­nie w tema­cie. Nie ozna­cza to, że zawsze docho­dzę do traf­niej­szych wnio­sków niż eks­perci, jed­nak wielu z nich ma w zwy­czaju wygła­szać opi­nie, nie przej­mu­jąc się, czy ktoś ich rozu­mie. Moje podej­ście jest zupeł­nie inne. Gdy prze­dzie­ram się przez naszpi­ko­wane facho­wym żar­go­nem arty­kuły lub roz­prawy, zawsze sta­ram się wydo­być z nich esen­cję i naświe­tlić czy­tel­ni­kom kon­kretne zagad­nie­nia, które mogą prze­stu­dio­wać w szer­szym zakre­sie gdzie indziej, jeśli mają ochotę. Zapra­szam swo­ich czy­tel­ni­ków na lite­rac­kie wyprawy w głąb naj­bar­dziej zwy­rod­nia­łych umy­słów. Chcę, aby pro­wa­dzili poszu­ki­wa­nia wraz ze mną, aby rów­nież pozna­wali naturę potwo­rów. Ponie­waż takie doświad­cze­nia mogą odci­snąć piętno na psy­chice, moja książka nie jest prze­zna­czona dla osób wraż­li­wych ani nie należy jej czy­tać przed snem.

A zatem wkrótce zaczniemy obra­cać pokrę­tłem, aby zła­pać czę­sto­tli­wość Dah­mera i dostroić się do jego fali.

_Pewien dobrze zna­jący się na rze­czy Ame­ry­ka­nin, mój zna­jomy z Lon­dynu, zapew­nił mnie, że mło­dziut­kie i zdrowe, dobrze odży­wione roczne dziecko wielce jest sma­ko­wi­tym i nader pożyw­nym pokar­mem, zarówno duszone w jarzy­nach jak pie­czone, sma­żone czy goto­wane, z czego wno­szę, że nadaje się także dla przy­rzą­dze­nia gula­szu albo potrawki._

Jona­than Swift, _Skromna pro­po­zy­cja_³

Arthur John Shaw­cross (1945-2008), zwany Potwo­rem znad Gene­see, w swoim pierw­szym wywia­dzie, który prze­pro­wa­dzi­łem z nim 19 wrze­śnia 1994 roku w zakła­dzie kar­nym Sul­li­van w Fal­ls­burgu w sta­nie Nowy Jork, nie ską­pił mi zwie­rzeń na temat swo­ich kuli­nar­nych upodo­bań:

Pytano mnie, czy zabi­ja­łem. Tak, zde­cy­do­wa­nie za czę­sto jak na jed­nego czło­wieka. Mówili, że jadłem ludz­kie mięso. A jak było w pra­daw­nych cza­sach? Oka­zuje się, że wtedy ludzie polo­wali na innych ludzi (i wciąż to czy­nią w odle­głych zakąt­kach świata). A takie zwie­rzęta jak świ­nia albo dzik? Czemu nie­które księgi nie pozwa­lają jeść ich mięsa? Bo sma­kuje jak ludz­kie. Pokosz­to­wa­łem mięsa męż­czyzn i kobiet. Więc jeśli następ­nym razem zasią­dzie­cie do stołu, żeby zjeść bekon, szynkę, soczy­stą duszoną wie­przo­winę albo kotlet scha­bowy, pomy­śl­cie o smaku ludz­kiego mięsa.

Lubię surowe mięso. Krwi­ste. Jadam tylko suro­wi­znę. Ale instynkt dra­pież­nika odzy­wał się we mnie, tylko kiedy wpa­da­łem w gniew.

A tak przy oka­zji, został­byś drużbą na moim ślu­bie z Clarą, moją uko­chaną?

Art nie prze­bie­rał w sło­wach i lubił się prze­chwa­lać. Opo­wia­dał, że gdy wal­czył w Wiet­na­mie, pod­czas „misji spe­cjal­nych” zabił kilka bojow­ni­czek Wiet­kongu i zjadł ich ciała. Prawda oka­zała się jed­nak o wiele bar­dziej pro­za­iczna – w Wiet­na­mie słu­żył na tyłach jako maga­zy­nier i ni­gdy nie pową­chał pro­chu. Nie­mniej miał na sumie­niu czter­na­ście ofiar, w tym dwoje dzieci, i rze­czy­wi­ście skosz­to­wał mięsa przy­naj­mniej jed­nej z nich. Teraz zamknij­cie oczy, by pomóc wyobraźni. W grud­niu 1987 roku, po zamor­do­wa­niu trzy­dzie­stocz­te­ro­let­niej pro­sty­tutki June Cicero Shaw­cross, kil­ka­krot­nie wra­cał na miej­sce porzu­ce­nia zwłok, by odda­wać się prak­ty­kom nekro­fil­skim. Wtedy to rów­nież wyciął z zamar­z­nię­tego ciała pochwę, którą następ­nie roz­mro­ził pod kratką nawie­wową w swoim samo­cho­dzie. Pod­czas wywiadu, mru­ga­jąc nie­ustan­nie małymi, świń­skimi oczkami, wyznał mi i prze­ję­tej zgrozą eki­pie fil­mo­wej: „Odgry­złem tylko tro­chę mięsa i wszystko wyrzu­ci­łem. Potem poje­cha­łem na kawę do Dun­kin’ Donuts i ucią­łem sobie poga­wędkę z dur­nymi gli­nia­rzami, żeby dowie­dzieć się, kto ich zda­niem jest tym strasz­nym seryj­nym mor­dercą, któ­rego szu­kają”.

Art napi­sał rów­nież _Książkę kuchar­ską kani­bala_, a jedyny maszy­no­pis tego nie­straw­nego dzieła znaj­duje się w moim posia­da­niu. Z nie­wy­ja­śnio­nych powo­dów nie wypró­bo­wa­łem jesz­cze żad­nego z prze­pi­sów.

Nie są mi zatem obce pełne grozy histo­rie mor­der­ców, któ­rzy bez­cze­ścili w tak ohydny spo­sób ciała swo­ich ofiar. Trzeba jed­nak przy­znać, że Jef­frey Dah­mer, nie na darmo zwany Kani­ba­lem z Mil­wau­kee, pod tym wzglę­dem czę­sto szedł na całość. I to wła­śnie ów ape­tyt na mięso zamor­do­wa­nych ofiar przy­pusz­czal­nie czyni go tak fascy­nu­jącą i zara­zem odpy­cha­jącą posta­cią w świe­cie _true crime_. A teraz, zanim zaczniemy, czy ktoś ma ochotę zamó­wić kebab?

Chri­sto­pher Berry-Dee

Hamp­shire, Wielka Bry­ta­nia i El Nido, Pala­wan, Fili­piny

www.chri­sto­pher­ber­ry­dee.comW GŁĄB UMYSŁU JEFFREYA DAHMERA

_Zamro­zi­łem część mięsa, aby zjeść je w dogod­nym dla sie­bie cza­sie._

Jef­frey Dah­mer

Wolę nie zaczy­nać od bru­tal­nych akcen­tów, by nie wzbu­dzać nie­po­koju już na samym początku, zwłasz­cza u czy­tel­ni­ków o sła­bych ner­wach. Jest mało praw­do­po­dobne, aby ktoś się­gnął po taką książkę, nie mając poję­cia, kim był Dah­mer. Ale gdyby tra­fiła ona w ręce star­szej pani, czy­jejś babci o łagod­nym uspo­so­bie­niu, która lubi czy­stość i porzą­dek? Jef­frey mógłby nawet zro­bić na niej dobre wra­że­nie, przy­naj­mniej na początku, ponie­waż jego miesz­ka­nie w Mil­wau­kee, jak wynika z rela­cji, było cał­kiem schlud­nie utrzy­mane jak na kawa­lera. Dla­tego w jego przy­padku nie ma sensu owi­jać w bawełnę. A zatem, cytu­jąc fik­cyj­nego mor­dercę kani­bala Han­ni­bala Lec­tera, „Flaki w środku czy na wierz­chu?”*1.

Mówiąc bez ogró­dek, Jef­frey Dah­mer zamor­do­wał sie­dem­na­stu męż­czyzn. Dowiemy się, kim byli ci nie­szczę­śnicy, gdzie, kiedy i jak zgi­nęli, a także jak wyglą­dały ostat­nie chwile ich życia i co spo­tkało ich po śmierci. Ale naj­pierw pozwólmy sobie na kilka istot­nych cie­ka­wo­stek, które obie­ca­łem wcze­śniej.

Zasta­na­wia­li­ście się, ile krwi pły­nie w naszych żyłach? Otóż jej obję­tość jest zależna od masy ciała i płci. W ukła­dzie krą­że­nia nor­mal­nie zbu­do­wa­nej doro­słej kobiety znaj­duje się około pię­ciu litów krwi, nato­miast śred­niej postury męż­czy­zna ma bli­sko litr wię­cej. Naukowcy sza­cują, że krew sta­nowi około sied­miu pro­cent masy ciała prze­cięt­nego czło­wieka. Co cie­kawe około sze­ściu litrów krwi pokry­łoby cał­ko­wi­cie powierzch­nię pond czte­rech i pół metra kwa­dra­to­wego. Dys­po­nu­jąc takimi infor­ma­cjami, możemy w przy­bli­że­niu obli­czyć, jak dużo krwi prze­lał Dah­mer pod­czas mor­do­wa­nia i patro­sze­nia swo­ich ofiar. Z sie­dem­na­stu mło­dych męż­czyzn, z któ­rych każdy miał w ciele co naj­mniej sześć litrów krwi, mógł uto­czyć dobrze ponad sto litrów.

Jed­nym z waż­niej­szych skład­ni­ków krwi są trom­bo­cyty, czyli małe, bez­barwne frag­menty komó­rek o spłasz­czo­nym dys­ko­wa­tym kształ­cie. Zwane rów­nież płyt­kami krwi lub krwin­kami płyt­ko­wymi powstają w szpiku kost­nym i odgry­wają nie­oce­nioną rolę w naszym orga­ni­zmie. Być może nie poświę­camy im zbyt wiele uwagi, ale to one odpo­wia­dają za krzep­nię­cie krwi – kiedy ukłu­jemy się w palec, mobi­li­zują się i pędzą na miej­sce ska­le­cze­nia, by zbu­do­wać tamę, która ura­tuje nas przed wykrwa­wie­niem. U prze­cięt­nego zdro­wego czło­wieka w mikro­li­trze (mm³) krwi wystę­puje 150–400 tysięcy trom­bo­cy­tów.

Teraz odro­bina aryt­me­tyki. Przy­da­łaby się nam tablica i kawa­łek kredy, a ponie­waż mikro­litr jest jed­nostką obję­to­ści równą jed­nej milio­no­wej litra, musimy zosta­wić sporo miej­sca na długi ciąg zer, który otrzy­mamy w wyniku mno­że­nia. Gdyby roz­ło­żyć wszyst­kie płytki krwi sie­dem­na­stu ofiar Jeffa, pokry­łyby one obszar wiel­ko­ści Uzbe­ki­stanu i zostałby jesz­cze zapas wystar­cza­jący do poma­lo­wa­nia mostu Gol­den Gate – i to dwa razy. A zatem w trak­cie swo­jej zbrod­ni­czej dzia­łal­no­ści Kani­bal z Mil­wau­kee prze­lał zatrwa­ża­jącą ilość krwi.

Oczy­wi­ście w przy­padku roz­człon­ko­wa­nia zwłok należy wziąć pod uwagę także inne płyny ustro­jowe oraz narządy wewnętrzne znaj­du­jące się w ludz­kim ciele. Don Davis w swo­jej książce _The Jef­frey Dah­mer Story: An Ame­ri­can Night­mare_ (Histo­ria Jef­freya Dah­mera. Ame­ry­kań­ski kosz­mar) pisze z nie­skry­waną przy­jem­no­ścią: „Kiedy serce prze­staje bić, staje się bryłą wiel­ko­ści pię­ści ważącą około pół kilo­grama. Prze­strzeń pośrodku tuło­wia zaj­muje żołą­dek, mię­si­sty worek w kształ­cie litery J. Niżej mie­ści się kil­ka­na­ście metrów jelit, a wyżej mózg, czyli pół­tora kilo wod­ni­stej brei”*2. Cóż za talent do barw­nych opi­sów, prawda? Don wyja­śnia rów­nież, że nie jest łatwo pozbyć się ludz­kich zwłok. W ciele czło­wieka znaj­duje się 656 mię­śni, a nie­które mają ponad 30 cen­ty­me­trów dłu­go­ści. Cho­ciaż są sto­sun­kowo mięk­kie, za sprawą swo­jej włók­ni­stej struk­tury mogą sta­no­wić wyzwa­nie nawet dla ostrego noża. Znacz­nie poważ­niej­szą prze­szkodą wyma­ga­jącą uży­cia piły lub tasaka są kości, któ­rych czło­wiek ma w sumie 206. W ludz­kiej ręce znaj­dują się 32 kości, a w nodze 31. Czaszka czło­wieka nie jest jed­no­litą puszką kostną, lecz two­rzy ją 29 odręb­nych ele­men­tów. W skład krę­go­słupa wcho­dzi 26 krę­gów. W każ­dym uchu mamy po 6 kości, a jedną nawet w gar­dle – kość gny­kową, jedyną, która nie jest bez­po­śred­nio połą­czona z inną struk­turą kostną. Naj­tward­szym ele­men­tem ludz­kiego orga­ni­zmu są zęby i doro­sły czło­wiek może ich mieć 32 – o ile nie jest zawo­do­wym bok­se­rem albo moją bab­cią, która trzy­mała swoją sztuczną szczękę w szklance na sto­liku obok łóżka.

Wpraw­dzie nie mia­łem oka­zji poznać oso­bi­ście Dona Davisa, jed­nak po lek­tu­rze jego książki docho­dzę do wnio­sku, że zna­la­zł­bym z nim wspólny język. Nie­mniej czuję się zobo­wią­zany, by uzu­peł­nić jego opis – Don nie wspo­mina, że ludz­kie naczy­nia krwio­no­śne two­rzą bar­dzo długą sieć. Gdyby uło­żyć w jed­nej linii wszyst­kie żyły, tęt­nice i maleń­kie naczy­nia wło­so­wate, osią­gnę­łyby one dłu­gość bli­sko 100 tysięcy kilo­me­trów. Bio­rąc pod uwagę, że dłu­gość rów­nika wynosi 40 tysięcy kilo­me­trów, ludz­kimi naczy­niami krwio­no­śnymi można by opa­sać Zie­mię ponad dwu­krot­nie. Gdyby zaś pomno­żyć tę dłu­gość przez liczbę ofiar Dah­mera, można by z naczyń krwio­no­śnych tych sie­dem­na­stu nie­szczę­śni­ków zbu­do­wać most linowy mię­dzy Zie­mią a Księ­ży­cem.

Do tego docho­dzi łącz­nie pra­wie 130 metrów jelit, pra­wie 3,5 kilo­me­tra włó­kien mię­śnio­wych i 3502 kości, w tym 493 kości czaszki i 442 kręgi. Wyobra­ża­cie sobie, ile trzeba pracy, żeby uprząt­nąć i zuty­li­zo­wać taką hałdę szcząt­ków? Z pew­no­ścią byłoby to zada­nie ponad moje siły. Jed­nak nie będę trzy­mał was długo w nie­świa­do­mo­ści i z kolej­nych roz­dzia­łów dowie­cie się, jak Dah­mer pora­dził sobie z tym wyzwa­niem.

Dla więk­szo­ści z nas natu­ral­nym odru­chem jest wypar­cie myśli o śmierci i zwło­kach. Trzeba przy­znać, że ludzki umysł jest naj­bar­dziej skom­pli­ko­wa­nym two­rem, jaki kie­dy­kol­wiek ist­niał. Nie­ustan­nie ewo­lu­uje, prze­twa­rza­jąc nowe infor­ma­cje, uczy się i zapo­mina, a na koniec umiera. Nie prze­staje nas zadzi­wiać magiczna istota jego dzia­ła­nia, któ­rej wciąż nie potra­fimy do końca pojąć. Jed­nak umy­sły nie­któ­rych ludzi są jak mroczna otchłań, w któ­rej czai się zło.

Seryjny mor­derca Regi­nald Hal­li­day Chri­stie wyznał, że po zamor­do­wa­niu Rity Nel­son wypił w towa­rzy­stwie jej zwłok fili­żankę her­baty. „Her­bata jest dla mnie tak samo cha­rak­te­ry­stycz­nym dodat­kiem jak whi­sky dla innych mor­der­ców. W mar­twych cia­łach dostrze­gam piękno i god­ność, któ­rych nie miały za życia. Stają się spo­kojne po śmierci, a mnie udziela się ten ich spo­kój”.

Zasta­na­wia­jąc się nad moty­wami Dah­mera, możemy się poku­sić o przy­pusz­cze­nie, że wziął on sobie do serca ten krótki frag­ment zabój­czych zwie­rzeń Chri­stiego i zaszcze­pił na grun­cie swo­jego życia.

Jako kry­mi­no­log śled­czy poświę­ci­łem wiele godzin na ana­li­zo­wa­nie życia mor­der­ców, któ­rzy kie­ro­wali się moty­wami o pod­łożu sek­su­al­nym. Bez stwier­dza­nia rze­czy oczy­wi­stych i nad­mier­nego filo­zo­fo­wa­nia dosze­dłem do wnio­sku, że każde życie, podob­nie jak książka, obraz, wiersz czy pro­jekt, zaczyna się od czy­stej karty. Otóż to, każdy z nas jest na początku niczym biały kawa­łek papieru, a jedy­nymi zapi­sa­nymi na nim zna­kami jest nie­wi­dzialne DNA przod­ków, które swoją drogą nauczy­li­śmy się odczy­ty­wać dopiero nie­dawno. A czy wie­cie, że gdy naukowcy zma­po­wali genomy żaby i czło­wieka, oka­zało się, że ich frag­menty w 80 pro­cen­tach pokry­wają się ze sobą? Innymi słowy DNA żaby zawiera podobny rodzaj sąsiedz­twa genów jak DNA czło­wieka. Zatem to czy­sty przy­pa­dek, że sie­dzę teraz przy biurku i piszę te słowa, zamiast kum­kać przy­cup­nięty na liściu nenu­fara dry­fu­ją­cym pośrodku stawu.

_Nie oce­niaj każ­dego dnia po plo­nach, które zbie­rzesz, ale po nasio­nach, które zasie­jesz._

W. E. Hen­ley, Robert Louis Ste­ven­son, _Admi­ral Guinea_

Świa­to­wej sławy psy­cho­ana­li­tyczka dok­tor Alice Mil­ler w best­sel­le­ro­wej książce _The Drama of the Gifted Child_*3 (Dra­mat zdol­nego dziecka) porów­nuje nowe ludz­kie życie do żołę­dzia, z któ­rego kieł­kuje dąb. Roz­wój drzewa zależy od warun­ków atmos­fe­rycz­nych oraz róż­no­rod­nych czyn­ni­ków śro­do­wi­ska. Może uro­snąć wiel­kie i silne, ale jeśli oto­cze­nie na to nie pozwoli, zmar­nieje i pad­nie łupem kor­ni­ków.

Warto mieć na uwa­dze słowa dok­tor Mil­ler, gdy będziemy pozna­wać kawa­łek po kawałku życie Jef­freya Dah­mera. Oto jeste­śmy na początku wyprawy w głąb jego mrocz­nego umy­słu. Kani­bal z Mil­wau­kee zaczął tak jak każdy od nie­za­pi­sa­nej karty, ale zanim obró­cił się w proch, z któ­rego powstał, prze­lał mnó­stwo nie­win­nej krwi. Wyszedł z łona matki jako bez­bronne dziecko potrze­bu­jące opieki. Ale czy roz­wi­jał się w zdrowy spo­sób, aby stać się war­to­ścio­wym i poży­tecz­nym człon­kiem spo­łe­czeń­stwa? Wia­domo, że nie. Możemy tylko spe­ku­lo­wać, czy na star­cie jego podwójna helisa – struk­tura utwo­rzona przez dwu­ni­ciowe czą­steczki kwa­sów nukle­ino­wych – była czy­stą kartą wolną od defek­tów, które mogłyby wpły­nąć na jego życiowe wybory. A może zmiana nastą­piła póź­niej, kiedy potra­fił już zro­zu­mieć, co dzieje się wokół niego? Jak trak­to­wali go rodzice w tym wyjąt­kowo deli­kat­nym okre­sie, w któ­rym kształ­to­wał się jego cha­rak­ter? Jakie czyn­niki gene­tyczne lub śro­do­wi­skowe wywie­rały na niego wpływ i jakie pro­cesy zacho­dziły w jego psy­chice? Czy zadzia­łał jakiś felerny gen? A może to, jak został wycho­wany? Czy szu­ka­jąc przy­czyny, musimy wybie­rać mię­dzy naturą i wycho­wa­niem, czy w grę wcho­dzi kom­bi­na­cja obu tych czyn­ni­ków? Jak to się stało, że ten młody męż­czy­zna z rze­komo dobrego domu, syn dwojga zwy­czaj­nych, poczci­wych ludzi, zamie­nił się w krwio­żer­czą bestię z naj­mrocz­niej­szych kosz­ma­rów? Czy Jef­frey Lio­nel Dah­mer był dzie­łem Sza­tana?

Ale chwi­leczkę, prze­cież zda­niem dok­tor Alice Mil­ler wszy­scy rodzice są okrutni dla swo­jego potom­stwa i cho­dzi tu nie tylko o jawne akty prze­mocy, ale rów­nież nie­świa­dome upo­ka­rza­nie, zanie­dby­wa­nie i brak uwagi. Jak napi­sał Matt Seaton: „Mil­ler może mieć skrajne poglądy, ale ponie­waż są one pro­wo­ku­jące i kon­tro­wer­syjne, nie spo­sób ich zigno­ro­wać i łatwo im ulec”*4. Mil­ler wysłała całe poko­le­nie doro­słych na tera­pię ku wiel­kiemu zado­wo­le­niu ame­ry­kań­skich psy­cho­te­ra­peu­tów, któ­rzy, jak sądzę, sta­no­wią jedną dzie­siątą popu­la­cji Sta­nów Zjed­no­czo­nych. Ponadto stwier­dziła, że dzieci chro­nią rodzi­ców przed prawdą o ich błę­dach i poraż­kach, cią­gle zabie­ga­jąc o ich apro­batę, a nawet ide­ali­zu­jąc w wieku doro­słym swoje dzie­ciń­stwo. Co cie­kawe, Jef­frey Dah­mer przyj­mo­wał wła­śnie taką postawę. Poza nie­licz­nymi sytu­acjami, kiedy coś wytrą­ciło go z rów­no­wagi, nie powie­dział złego słowa o matce ani ojcu.

Matt Seaton pisze, że „przed­sta­wiony w książce dok­tor Mil­ler model rela­cji rodzin­nych sta­nowi punkt odnie­sie­nia dla wszyst­kich, od spe­cja­li­stów zaj­mu­ją­cych się pro­ble­mem prze­mocy wobec dzieci po nie­for­malne grupy samo­po­mocy spo­łecz­nej. Przede wszyst­kim Mil­ler spra­wia, że ludzie nawią­zują kon­takt ze swoim »wewnętrz­nym dziec­kiem«, zachę­ca­jąc ich do zaak­cep­to­wa­nia »prawdy o sobie«. Praw­do­po­dob­nie ma na myśli »prawdę o wła­snych krzyw­dach«, która w isto­cie stwa­rza koniecz­ność pod­da­nia się psy­cho­ana­li­zie”.

Oso­bi­ście uwa­żam, że takie bzdurne porad­niki, bro­szurki, strony inter­ne­towe i fora przy­dają się, kiedy chcemy się dowie­dzieć, jak wymie­nić pasek kli­nowy w sta­rym samo­cho­dzie albo zace­ro­wać skar­petę, nie prze­bi­ja­jąc sobie palca igłą i nie nara­ża­jąc się na wykrwa­wie­nie, posocz­nicę lub gan­grenę. To jesz­cze jest do przy­ję­cia, ale czy wie­cie, że w sieci można zna­leźć porad­niki trak­tu­jące o tym, z któ­rych porad­ni­ków korzy­stać? Jeśli cho­dzi o mnie, książ­kom, które mają mi pomóc w odna­le­zie­niu sie­bie, mówię sta­now­cze: nie!

A gdyby dok­tor Mil­ler zasu­ge­ro­wała, że psy­cho­pa­tyczny Jef­frey Dah­mer nawią­zał kon­takt ze swoim wewnętrz­nym dziec­kiem? Czy można ocze­ki­wać od schi­zo­fre­nika lub kogoś cier­pią­cego na podobną cho­robę, by ana­li­zo­wał sam sie­bie? Od tego są insty­tu­cje zatrud­nia­jące psy­chia­trów, czyż nie? Ow­szem, nasza opieka zdro­wotna nie jest dosko­nała, ale cza­sem nie speł­niają ocze­ki­wań nawet detek­tywi kie­ru­jący śledz­twem.

Pamię­tam, jak dwaj psy­chia­trzy kli­niczni, dok­tor Edgar L. Udwin i dok­tor Desmond McGarth, dopro­wa­dzili do uwol­nie­nia seryj­nego tru­ci­ciela Gra­hama Younga, twier­dząc, że: „ten czło­wiek cier­piał w okre­sie doj­rze­wa­nia na głę­bo­kie zabu­rze­nia oso­bo­wo­ści, jed­nakże cał­ko­wi­cie wyzdro­wiał i jest zdolny do funk­cjo­no­wa­nia w spo­łe­czeń­stwie, a jedyną jego przy­pa­dło­ścią jest potrzeba nad­ro­bie­nia stra­co­nego czasu”. Zdu­mie­wa­jące, jak mogli dojść do takiego wnio­sku, gdyż pod­czas pobytu w Bro­ad­moor (szpi­talu psy­chia­trycz­nym o zaostrzo­nym rygo­rze) Young snuł się po kory­ta­rzach, odda­jąc nazi­stow­skie saluty, nosił swa­stykę na szyi i wąsik à la Hitler, a każ­demu, kto chciał go słu­chać, mówił, że „osta­teczne roz­wią­za­nie” nie jest niczym złym – to ostat­nie musiało jakoś umknąć dok­torowi Udwi­nowi, który był Żydem. Ale ow­szem, po wyj­ściu na wol­ność Young z pew­no­ścią „nad­ro­bił stra­cony czas”. Zresztą w Bro­ad­moor też nie próż­no­wał, gdyż pod­tru­wał per­so­nel i innych pacjen­tów, doda­jąc im do her­baty wybie­lacz i eks­trakt z liści lau­ro­wych o dzia­ła­niu podob­nym do wil­czej jagody. Gdy zna­lazł zatrud­nie­nie na sta­no­wi­sku maga­zy­niera w fir­mie spe­cja­li­zu­ją­cej się w branży optycz­nej, już po tygo­dniu zaczął truć kole­gów z pracy. Dwaj zmarli w strasz­li­wych męczar­niach, a kilku innych doznało trwa­łego uszczerbku na zdro­wiu.

Panuje ogól­nie przy­jęte prze­ko­na­nie, że ktoś, kto wycho­wał się w nor­mal­nym domu, nie zaznał głodu, miał kocha­ją­cych rodzi­ców i ode­brał sta­ranne wykształ­ce­nie, naj­praw­do­po­dob­niej wyrósł na porząd­nego pra­co­wi­tego oby­wa­tela. Można by taki mecha­nizm nazwać pozy­tyw­nym warun­ko­wa­niem rodzi­ciel­skim. Ist­nieją jed­nak wyjątki. Kim Philby, ofi­cer bry­tyj­skiego wywiadu, który został zdrajcą i pod­czas II wojny świa­to­wej oraz zim­nej wojny szpie­go­wał dla ZSRR – nale­żał do nie­sław­nej Piątki z Cam­bridge zwer­bo­wa­nej przez radziecki wywiad – dora­stał w kocha­ją­cej rodzi­nie. A zatem jeśli ktoś marzy o karie­rze szpiega, stu­dia na uni­wer­sy­te­cie w Cam­bridge wydają się dobrym roz­wią­za­niem. Przyj­rzyjmy się jed­nak dru­giej stro­nie medalu. Prze­moc wobec dzieci, zarówno fizyczna, jak i psy­chiczna, może przy­bie­rać różne formy. Cho­dzi tu nie tyle o samo mal­tre­to­wa­nie, ile zwią­zane z nim odczu­cia dziecka oraz wpływ tego doświad­cze­nia na roz­wi­ja­jący się młody umysł. Dziecko może spra­wiać wra­że­nie, jakby pocho­dziło z przy­zwo­itego domu, ale powinno nas raczej inte­re­so­wać to, co dzieje się za zamknię­tymi drzwiami i zacią­gnię­tymi zasło­nami. Szcze­gól­nie nie­po­ko­jący pod tym wzglę­dem jest przy­pa­dek Jef­freya Dah­mera, który, mogłoby się wyda­wać, miał względ­nie szczę­śliwe dzie­ciń­stwo.

Nie­stety wielu innym dzie­ciom bra­kuje sta­bi­li­za­cji w okre­sie, w któ­rym kształ­tuje się ich oso­bo­wość. Mają trudne początki – agre­sja, akty prze­mocy, zanie­dby­wa­nie lub wygó­ro­wane ocze­ki­wa­nia, napięte rela­cje mię­dzy rodzi­cami, a nawet burz­liwy roz­wód; wszystko to wpływa na psy­chikę mło­dego czło­wieka. Dzieci bywają świad­kami nad­uży­wa­nia alko­holu lub nar­ko­ty­ków, są nara­żone na destruk­tywny wpływ szkoły, bra­kuje im poczu­cia bez­pie­czeń­stwa w domu i źle się odży­wiają. Doświad­cze­nia te są tym bar­dziej szko­dliwe, że utrwa­lają w roz­wi­ja­ją­cym się umy­śle wzorce zacho­wań, które dziecko postrzega jako „nor­malne”, a potem powiela przez kolejne dzie­się­cio­le­cia. Można by śmiało nazwać taki mecha­nizm nega­tyw­nym warun­ko­wa­niem rodzi­ciel­skim.

Kon­se­kwen­cją trud­nego dzie­ciń­stwa mogą być koli­zje z pra­wem w mło­dym wieku, a coraz więk­sza pobłaż­li­wość sądów spra­wia, że tego rodzaju nie­kon­tro­lo­wane agre­sywne zacho­wa­nia wciąż nakrę­cają spi­ralę prze­stęp­czo­ści, co z kolei nega­tyw­nie wpływa na cało­kształt spo­łe­czeń­stwa. Czy nie widzimy, jak z roku na rok zmie­nia się świat wokół nas? Zdzi­czała mło­dzież szlaja się po nocach, nie oka­zu­jąc sza­cunku pra­wo­rząd­nym oby­wa­te­lom ani tym bar­dziej stró­żom prawa. Nie trzeba mieć dyplomu nauk spo­łecz­nych, aby zro­zu­mieć, dla­czego tak się dzieje.

Znany kana­dyj­ski antro­po­log spo­łeczny pro­fe­sor Elliott Ley­ton należy do naj­bar­dziej powa­ża­nych auto­ry­te­tów w dzie­dzi­nie seryj­nych mor­derstw. Podob­nie jak dok­tor Alice Mil­ler sły­nie z kon­tro­wer­syj­nych poglą­dów i ucho­dzi w swoim śro­do­wi­sku za rene­gata. Kie­dyś napi­sał do mnie: „Miliony dzieci wycho­wują się w dys­funk­cyj­nych rodzi­nach, ale nie wszyst­kie zostają seryj­nymi mor­der­cami, prawda?”. Jestem skłonny się z nim zgo­dzić. Wiele osób doświad­cza w dzie­ciń­stwie strasz­li­wych krzywd, a mimo to wyra­sta na porząd­nych oby­wa­teli. Pro­fe­sor Ley­ton stwier­dza rzecz oczy­wi­stą. Należy jed­nak wspo­mnieć o meto­dzie pro­fi­lo­wa­nia kry­mi­nal­nego, którą FBI zaczęło wdra­żać w latach sie­dem­dzie­sią­tych i osiem­dzie­sią­tych ubie­głego wieku. Agent John Douglas – powszech­nie znany dzięki książce _Min­dhun­ter_ i seria­lowi o takim samym tytule – prze­pro­wa­dził wywiady z dzie­siąt­kami seryj­nych mor­der­ców odsia­du­ją­cych wyroki, a swoje spo­strze­że­nia wyko­rzy­stał do stwo­rze­nia stra­te­gii, która pozwala na iden­ty­fi­ko­wa­nie, prze­wi­dy­wa­nie ruchów i chwy­ta­nie nie­bez­piecz­nych prze­stęp­ców. Zauwa­żył on, że dys­funk­cyjne dzie­ciń­stwo miało zna­czący wpływ na anty­spo­łeczne zacho­wa­nia więk­szo­ści bada­nych.

Trak­to­wa­nie przez rodzi­ców w dzie­ciń­stwie jest jed­nym z czyn­ni­ków decy­du­ją­cych o wystą­pie­niu zabu­rzeń oso­bo­wo­ści w wieku doj­rza­łym. Pierw­sze lata życia są nie­zwy­kle waż­nym okre­sem, kiedy to kształ­tuje się cha­rak­ter, a mózg dziecka chło­nie infor­ma­cje jak gąbka. Wła­śnie wtedy wycho­wa­nie i śro­do­wi­sko two­rzą pod­stawę – psy­cho­lo­giczny fun­da­ment – tego wszyst­kiego, co wyda­rzy się póź­niej. Powin­ni­śmy mieć na uwa­dze tę ważną kwe­stię, przy­glą­da­jąc się psy­chice Jef­freya Dah­mera.

Mamy tu do czy­nie­nia z pro­ce­sem przy­po­mi­na­ją­cym two­rze­nie się skały osa­do­wej, gdy dzień po dniu, tydzień po tygo­dniu, mie­siąc po mie­siącu dziecko dora­sta­jące w dys­funk­cyj­nej rodzi­nie jest nara­żone na różne formy prze­mocy fizycz­nej i psy­chicz­nej, aż w końcu zaczyna uzna­wać takie nad­uży­cia za normę. Jak traf­nie zauważa dok­tor Mil­ler, dziecko nie jest w sta­nie sko­ry­go­wać postę­po­wa­nia rodzi­ców lub nauczy­cieli, dla­tego stop­niowo znie­czula się na ota­cza­jącą je rze­czy­wi­stość. W końcu jed­nak przy­sto­so­wuje się do niej i wszyst­kie pato­lo­giczne zacho­wa­nia stają się nie­od­wra­cal­nie zako­rze­nione w psy­chice kil­ku­let­niego czło­wieka. Doty­czy to w szcze­gól­no­ści mło­dych ludzi, któ­rzy wyra­stają na prze­stęp­ców, ponie­waż więk­szość dzieci po pro­stu nie ma moż­li­wo­ści przy­ję­cia kry­tycz­nej postawy wobec doro­słych, nawet kiedy ich błędy są oczy­wi­ste. Bądź co bądź to starsi powinni być dla nich auto­ry­te­tem i uczyć je życia. Swoją drogą łaciń­skie _docere_ zna­czy „nauczać” i to od niego wywo­dzi się słowo „indok­try­no­wać”. Pier­wot­nie na tym wła­śnie pole­gało wycho­wa­nie. Słu­żąc dobrym przy­kła­dem, rodzice mają za zada­nie prze­ka­zy­wać swoim potom­kom wzorce do naśla­do­wa­nia. Rodzice Jef­freya Dah­mera postą­pili odwrot­nie.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: