Jej wszystkie śmierci - ebook
Jej wszystkie śmierci - ebook
Erwin Cis wymazał z pamięci swoją przeszłość. Kiedy pewnego dnia podnosi słuchawkę telefonu, dowiaduje się, że ktoś dla niego ważny pozostawił przesyłkę, po którą ma się zgłosić do warszawskiej kancelarii prawnej. Nadawcą przesyłki jest dawna miłość Erwina, Izabela. Od Polski dzielą go setki kilometrów, a z dziewczyną nie widział się od czasów studiów. Nie wie, jak potoczyły się jej losy ani dlaczego zostawiła dla niego kopertę z tajemniczą zawartością. Po przyjeździe do kraju czeka na niego szokująca wiadomość – Izabela nie żyje. Jej śmierć tylko na pozór wydaje się sprawą zamkniętą. Erwin, nie mogąc uwolnić się od wspomnień o Izabeli, zrobi wszystko, by poznać, jak wyglądały ostatnie dni życia dziewczyny.
Marta Zaborowska – z wykształcenia politolog, zawodowo związana z jedną z międzynarodowych instytucji finansowych. Jej debiutancka powieść Uśpienie (2013) odniosła duży sukces czytelniczy. W kolejnych latach ukazały się jeszcze dwie powieści z bezkompromisową detektyw Julią Krawiec w roli głównej – Rajskie ptaki oraz Gwiazdozbiór, za który otrzymała nominację do Nagrody Wielkiego Kalibru.
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8015-828-3 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Orfeusz kulił się w porywistym wietrze,
Który targał jego płaszczem, toczył kłęby mgły,
Miotał się w liściach drzew. Światła aut
Za każdym napływem mgły przygasały.
Zatrzymał się przed oszklonymi drzwiami, niepewny
Czy starczy mu sił w tej ostatniej próbie.
Pamiętał jej słowa: „Jesteś dobrym człowiekiem”.
…
Tylko jej miłość ogrzewała go, uczłowieczała.
Kiedy był z nią, inaczej też myślał o sobie.
Nie mógł jej zawieść teraz, kiedy umarła.
Pchnął drzwi. Szedł labiryntem korytarzy, wind.
Sine światło nie było światłem, ale ziemskim mrokiem.
Elektroniczne psy mijały go bez szelestu.
Zjeżdżał piętro po piętrze, sto, trzysta, w dół.
Marzł. Miał świadomość, że znalazł się w Nigdzie.
…
Aż zaszedł do pałacu rządców tej krainy.
Persefona, w swoim ogrodzie uschniętych grusz i jabłoni,
Czarnym od nagich konarów i gruzłowatych gałązek,
A tron jej, żałobny ametyst, słuchała.
…
Nie wiem, rzekła bogini, czy ją kochałeś,
Ale przybyłeś aż tu, żeby ją ocalić.
Będzie tobie wrócona. Jest jednak warunek.
Nie wolno ci z nią mówić. I w powrotnej drodze
Oglądać się, żeby sprawdzić, czy idzie za tobą.
I Hermes przyprowadził Eurydykę.
Twarz jej nie ta, zupełnie szara,
Powieki opuszczone, pod nimi cień rzęs.
Posuwała się sztywno, kierowana ręką
Jej przewodnika. Wymówić jej imię
Tak bardzo chciał, zbudzić ją z tego snu.
Ale wstrzymał się, wiedząc, że przyjął warunek.
Ruszyli. Najpierw on, a za nim, ale nie zaraz,
Stukanie jego sandałów i drobny tupot
Jej nóg spętanych suknią jak całunem.
…
Wiedział, że musi wierzyć i nie umiał wierzyć.
I długo miała trwać niepewna jawa
Własnych kroków liczonych w odrętwieniu.
Dniało. Ukazały się załomy skał
Pod świetlistym okiem wyjścia z podziemi.
I stało się jak przeczuł. Kiedy odwrócił głowę,
Za nim na ścieżce nie było nikogo.
…
Teraz dopiero krzyczało w nim: Eurydyko!
Jak będę żyć bez ciebie, pocieszycielko!
Ale pachniały zioła, trwał nisko brzęk pszczół.
I zasnął, z policzkiem na rozgrzanej ziemi.
Czesław Miłosz, Orfeusz i Eurydyka