Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Kakao w czwartki - ebook

Tłumacz:
Format:
EPUB
Data wydania:
24 września 2025
3816 pkt
punktów Virtualo

Kakao w czwartki - ebook

W ukrytej tokijskiej kawiarni filiżanka gorącego kakao i ciepłe słowo mogą zmienić wszystko. To opowieść o drobnych chwilach, które leczą serce – napisana przez królową japońskich comfort books Michiko Aoyamę, autorkę Wszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece i W księżycowym lesie.

Pod kwitnącymi wiśniami, nad rzeką w Tokio znajduje się niewielka kawiarnia z trzema drewnianymi stolikami. To miejsce oferuje coś więcej niż tylko gorący napój – jest schronieniem. Co czwartek, gdy aromat kakao wypełnia powietrze, wracają tu stali goście: młoda kobieta pisząca listy po angielsku, specjalistka od reklamy, która stara się być wszystkim dla wszystkich, oraz nauczycielka szukająca na nowo radości w swojej pracy. Wraz z życzliwym właścicielem kawiarni i jego białym kotem odnajdują ukojenie i siłę, by ruszyć naprzód.

Czasem życie podsuwa nam takie miejsce – gdzie filiżanka gorącego kakao i ciepłe słowo mogą zmienić wszystko.

Michiko Aoyama (ur. 1970) – japońska pisarka, autorka bestsellerowej powieściWszystko, czego szukasz, znajdziesz w bibliotece. Z wykształcenia dziennikarka, Aoyama przez lata pracowała w mediach i jako redaktorka, co pozwoliło jej dogłębnie poznać ludzkie historie i emocje. Jej twórczość, zakorzeniona w japońskiej kulturze i tradycji, łączy refleksyjny styl z umiejętnością uchwycenia niuansów codziennego życia, co przyniosło jej popularność wśród czytelników na całym świecie. Powieści Aoyamy zdobyły także uznanie krytyków – autorka otrzymała m.in. Miyazaki Book Award, Tenryu Literary Prize oraz nominację do Japan Booksellers Award w 2021 roku.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura piękna obca
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-68227-47-5
Rozmiar pliku: 7,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1
KAKAO W CZWARTKI (KOLOR BRĄZOWY – TOKIO)

Tę dziewczynę, moją ukochaną, nazywam panią Kakao.

Nie znam jej imienia. Nazwałem ją więc po swojemu. Siada przy oknie w kącie kawiarni Marble Café, w której pracuję. Przychodzi do nas sama od jakiegoś pół roku i zawsze wybiera to miejsce. I zawsze zamawia to samo.

„Poproszę gorące kakao”.

Podnosi na mnie swoje czyste jak krople deszczu źrenice i potrząsa kasztanowymi włosami sięgającymi do ramion.

Marble Café znajduje się w cichym zaułku osiedla mieszkaniowego. To mały lokalik na końcu alei wiśniowej ciągnącej się wzdłuż rzeki, schowany za wielkimi drzewami. Na przeciwnym brzegu – wystarczy przejść mostem tuż obok – jest kilka sklepów i jakichś instytucji, ale po naszej stronie są tylko domki jednorodzinne, więc i ludzi przechodzi tędy niewielu. Nie dajemy reklam, nie piszą o nas w magazynach, otwieramy się więc codziennie dla tych niewielu osób, które nas dobrze znają. Mamy trzy stoliki, a przy barze może usiąść pięć osób. Stoliki i krzesła zrobione są z grubego surowego drewna, z sufitu zwisa lampa.

Nie zdarza się, by wszystkie stoliki były zajęte, ale za to nigdy nie jest też pusto. Codziennie zawiązuję mocno fartuch i obsługuję gości.

Pani Kakao odwiedza kawiarnię regularnie w czwartki. Tuż po trzeciej po południu otwiera drzwi i spędza u nas następne trzy godziny. Przeważnie czyta lub pisze długie listy lotnicze po angielsku albo czyta angielskie książki w wydaniu kieszonkowym, czasem wygląda przez okno. Po południu w dzień powszedni przychodzą do nas głównie rodzice z dziećmi lub seniorzy, taka młoda kobieta jak pani Kakao jest czymś absolutnie wyjątkowym. Nie wygląda na studentkę, obrączki też nie ma. Mam wrażenie, że jest odrobinę starsza ode mnie, a ja trzy lata temu świętowałem dwudziestkę, czyli wejście w dorosłość.

Angielskiego nie znam ni w ząb. Nie pamiętam też, kiedy ostatni raz napisałem coś, co można by nazwać listem. To, że dziewczyna opisuje codzienne wydarzenia i uczucia komuś w innym kraju i stamtąd otrzymuje wiadomości, wydaje mi się więc wydarzeniem ze świata fantastyki. Pisze na cienkim jak kalka papierze listowym, a jej koperty mają trójkolorowe brzegi. W czasach rozwoju technologii informatycznych już samo to, że pisze odręcznie długie listy, jest niezwykłe, a jej przywiązanie do takich staroświeckich form czyni ją odległą od rzeczywistego świata. Przechodząc obok, zerknąłem ukradkiem: pisze pięknie wiecznym piórem. Cóż to mogą być za magiczne słowa?

Uwielbiam patrzeć na panią Kakao, kiedy stawia znaki na papierze listowym. Wygina usta delikatnie w podkowę, na jasnych policzkach pojawiają się rumieńce. Kiedy mruga, jej długie ciemnobrązowe rzęsy rzucają pod oczami cień. W takich chwilach pani Kakao nigdy nie patrzy na mnie. Mogę więc przez cały czas ją obserwować. Wyobrażam sobie, jak bardzo ważna jest dla niej osoba, do której pisze, i w moim sercu wzruszenie miesza się z odrobiną zazdrości.

Pracę tutaj rozpocząłem dwa lata temu, kiedy zaczynały się letnie upały. Spacerowałem sobie wtedy aleją wiśniową nad rzeką, drzewa miały już liście, a w głowie kołatała mi się myśl: „Ciekawe, dokąd ciągnie się ta aleja…”. Byłem bezrobotny. Sieć restauracji, w której zatrudniłem się zaraz po ukończeniu liceum, przestała przynosić zyski i została zrestrukturyzowana. Tego dnia również wracałem z urzędu pośrednictwa pracy, znów nie udało się niczego znaleźć, więc miałem dużo wolnego czasu, a w sercu niepokój. Z powodu braku jakiegokolwiek zajęcia szedłem, aż dotarłem do końca alei i zobaczyłem, że w cieniu gęstych liści znajduje się kawiarnia.

Kawiarnia w takim miejscu! Sprawdziłem, ile mam pieniędzy w portfelu, i otworzyłem drzwi. Na jedną kawę powinno wystarczyć. Lokal był ciasny, ale miał kojący klimat. Ucieszyłem się, że było dla mnie miejsce, bo nie miałem dokąd iść. Choć wszedłem tam pierwszy raz, poczułem się bezpiecznie, jakbym wrócił do swojego pokoju. To było zupełne przeciwieństwo kawiarni sieciowych, w których panuje nieznośny gwar. Gdybym mógł pracować w takim miejscu…

Wstrzymywałem oddech, rozglądając się po pomieszczeniu. W tej właśnie chwili mężczyzna, zapewne pracownik, wieszał na ścianie ogłoszenie o pracy. Ale się wstrzeliłem! Z bijącym sercem usiadłem przy barze.

Mężczyzna powiesił kartkę z ogłoszeniem, po czym podał mi wodę i menu. Miał około pięćdziesiątki. Niewysoki, szczupły, na twarzy miał uśmiech, a na czole pieprzyk, który robił wrażenie. Patrząc na ceny w eleganckiej karcie dań, złożyłem zamówienie.

– Gorącą kawę, proszę.

– Gorąca kawa, przyjąłem – powiedział mężczyzna z pieprzykiem i wszedł za ladę.

Przyglądając się, jak parzy kawę w syczącym ekspresie, zapytałem:

– Przepraszam, pan jest tutaj kierownikiem?

– Uhm. Proszę zwracać się do mnie Master. Zawsze marzyłem, żeby jako szef parzyć kawę w kawiarni.

Mężczyzna podał mi kawę. Znad nieszkliwionej filiżanki unosił się silny aromat. Kawa miała delikatny, ale wyraźny smak. Jeden łyk wystarczył mi, by podjąć decyzję. Wstałem.

– Czy mogę prosić o przeprowadzenie ze mną rozmowy kwalifikacyjnej? Chciałbym tu pracować.

Szef przez pięć sekund przyglądał mi się z poważną miną, bez słowa, po czym oświadczył:

– Dobrze. Zatrudniam cię na etat.

Szczęka mi opadła. Nie zdążyłem się jeszcze przedstawić, a tu nawet nie praca dorywcza, tylko od razu stałe zatrudnienie!

– A życiorys zawodowy, dowód tożsamości?

– Nie muszę oglądać. Mam dobre oko. A co, wolałbyś może zlecenie? Jakiś problem z pracą na etacie?

– Nie, skądże…

– No to postanowione.

Szef wyszedł zza kontuaru i zerwał ogłoszenie o pracy. I tak zostałem stałym pracownikiem Marble Café, ale wkrótce szef oznajmił:

– Będę nieobecny przez jakiś czas, zajmij się więc odpowiednio kawiarnią. I tak zamierzałem odstąpić komuś lokal, a ty się zgłosiłeś szybciej, niż mógłbym się spodziewać. Dobrze się złożyło.

– Ale… czy nie marzył szef przypadkiem, żeby parzyć kawę w kawiarni? – zapytałem zdezorientowany, na co on z błyskiem w oku odparł:

– Kiedy marzenie już się spełni, trzeba wracać do rzeczywistości. Kocham marzyć. Spróbowałem, to mi wystarczy.

Od tamtej pory, a minęły już dwa lata, jakoś sobie radzę w Marble Café. Oczywiście, oficjalnie to szef zarządza kawiarnią, a ja jestem zatrudniony jako kierownik lokalu. Powierzyć komuś nagle, ot tak, kawiarnię to – jak by nie myśleć – przedziwna sprawa, ale ta praktycznie niewyobrażalna sytuacja, o dziwo, nie wzbudziła we mnie najmniejszych podejrzeń. Nie dostałem żadnej instrukcji prowadzenia lokalu, jakie mają w sieciówkach, szef pokazał mi jedynie, jak się zamyka drzwi na klucz. Uczyłem się więc desperacko metodą prób i błędów i powoli zyskiwałem stałych klientów. Często wstępuje do kawiarni starsza pani, która hołubi mnie, jakbym był jej krewnym; bywa też ojciec wracający z dzieckiem z przedszkola. Kiedy poczułem się tu już całkiem u siebie, zaczął wpadać szef, ot tak, gdy naszła go ochota. Zamieniał wtedy obrazy na ścianie albo siadał przy kontuarze jak gość i czytał prasę sportową.

Całe moje terytorium to wynajęta kawalerka w piętrowym domu i ta kawiarnia. Ale jestem zadowolony z mojego miniświata. Mieszkanko jest stare i ciasne, ale podoba mi się, bo jest w nim dwupalnikowa kuchenka gazowa, więc mogę sobie gotować. Najbardziej jednak lubię tę kawiarnię. I kocham się w tej mądrej dziewczynie o kasztanowych włosach, a to już prawdziwy luksus. Być może miłość do klientki lokalu, w którym się pracuje, jest czymś niestosownym. Ale skoro nie oczekuję wzajemności, to chyba nie ma w tym nic złego, po prostu kocham ją i już. Używając słów szefa: wystarczają mi marzenia. To uczucie daje mi siłę. Dlatego staram się jak mogę. W czwartki ofiarowuję ukochanej przepyszne kakao. I na tym koniec.

Jest środek lipca, skończyła się pora deszczowa i niebo jest tak jasne, że aż razi w oczy.

Czwartek. Minęła trzecia, więc zaczynałem się denerwować, ale jak zwykle o tej porze otworzyły się drzwi. Pani Kakao wyglądała jednak inaczej niż zwykle. Wydawała się zmęczona, ramię, na którym niosła dużą torbę, zwisało bezradnie. Moment też okazał się nie najszczęśliwszy, bo jej ulubione miejsce było zajęte. Siedziała tam inteligentnie wyglądająca kobieta w eleganckiej bluzce i wąskiej spódnicy. Na stoliku leżało kilka książek, a ona sprawdzała coś w tablecie. Pani Kakao popatrzyła na nią, po czym odwróciła się i podeszła do wolnego stolika pośrodku sali.

Podałem jej wodę i kartę, a ona – choć dzień był parny – oczywiście zamówiła gorące kakao. Przez krótką chwilę popatrzyła na mnie, po czym opuściła wzrok na stolik. Siedziała tak ze spuszczoną głową, nawet gdy przyniosłem jej kakao. Nie wyjęła papeterii, wiecznego pióra ani książki. Wpatrywała się cały czas w krawędź stolika. Zauważyłem, że po jej policzkach spływają łzy.

Chciałem od razu do niej podbiec. Ale przecież nie mogłem. Dla niej nie jestem niczym więcej niż przycisk w automacie z napojami. Sądząc z wyglądu, dziewczyna jest dobrze wychowaną panienką, mówi płynnie po angielsku, musiała przebywać długo za granicą albo jeździć tam wiele razy. Te listy pocztą lotniczą wysyła zapewne do ukochanego, który mieszka bardzo daleko. Ona żyje w zupełnie innym świecie niż ja, łączy nas jedynie ta kawiarnia. Jednak w tej chwili jestem tak blisko, że mógłbym jej dotknąć, gdyby było mi wolno, otarłbym jej łzy. Pragnę wziąć ją za rękę i powiedzieć, że wszystko się ułoży. Ale cuda się nie zdarzają, nigdy. Zresztą nie mam pojęcia, co miałoby się ułożyć. Kelner i stała bywalczyni kawiarni. Co mógłbym dla niej zrobić, co mógłbym zrobić… ja – facet w kelnerskim fartuchu?

Klientce z tabletem, która siadła dzisiaj przy stoliku zajmowanym zawsze przez panią Kakao, spadły z hukiem dwie książki. Kobieta westchnęła głośno i niezadowolona podniosła je z podłogi. Nie wiedzieć czemu dzisiaj wszystkie klientki kawiarni mają jakieś problemy.

– Ojej, jak późno…! – rzuciła kobieta, włożyła książki do eleganckiej, czarnej torby i pospiesznie podeszła do kasy.

Może to nieładnie w stosunku do niej, jest przecież gościem, ale pomyślałem: „Dobra nasza!”. Prędko ją skasowałem i popędziłem z tacą do tamtego stolika. Szklanka po mrożonej kawie, wypita do połowy woda, ręczniczek i torebka po słomce. Gdyby były mistrzostwa w sprzątaniu ze stołu, mógłbym liczyć na wygraną, tak szybko zebrałem naczynia i przetarłem blat.

– Stolik wolny – powiedziałem drżącym głosem do pani Kakao, a ona podniosła szybko głowę. Zawahałem się przez moment, że może robię coś głupiego, ale zebrałem się na odwagę, bo bardzo chciałem przekazać jej, co czuję. – Ten co zawsze. Zdarza się, że ludzie odzyskują zdrowie i energię, tylko dlatego, że są w miejscu, które lubią.

Pani Kakao otworzyła szeroko swoje wielkie oczy i ze zdziwioną miną obejrzała się na zwolniony przed chwilą stolik. W następnym momencie jej twarz się rozchmurzyła i pojawił się na niej uśmiech.

– Dziękuję. Może tak właśnie jest.

Przesiadła się do swojego stolika i przez jakiś czas patrzyła przez okno. Wypiła kakao i, o dziwo, zamówiła następne. Zanim je przyniosłem, ona zaczęła już pisać list. Gdy stawiałem filiżankę na stoliku, ona nagle się do mnie odezwała: „Przepraszam…”. Zaskoczyła mnie, ręce mi się zatrzęsły i kilka kropel kakao poleciało na papeterię.

– Najmocniej prze… przepraszam, proszę mi wybaczyć!

A było tak przyjemnie! Żałosna wpadka. Krew odpłynęła mi z twarzy. W pośpiechu próbowałem wytrzeć kakao papierową serwetką.

– Chwileczkę.

Pani Kakao położyła dłoń na mojej dłoni. Serce mi zakołatało.

– Proszę popatrzeć, serce z kakao!

Serce? Słysząc to, przyjrzałem się uważnie, rzeczywiście kakao utworzyło brązowe, choć może niezbyt foremne, serce.

– Niesamowite. Wyślę tak, jak jest.

Pani Kakao zaszczebiotała jak dziecko, które pierwszy raz zobaczyło tęczę. Ach, więc tak się śmieje. Serce nie przestawało mi walić jak młotem.

– Napiszę: rozgrzej się gorącym kakao.

Powiedziawszy to, pani Kakao wdzięcznym ruchem ręki zaczęła pisać angielskie litery. Siedząc na swoim miejscu, uśmiechała się jak zawsze wyraźnie zadowolona.

Już wiem. Wiem, że nawet w moim małym świecie może wydarzyć się cud. Delikatna ręka, której dotknąłem pierwszy raz. Radosny uśmiech skierowany tylko do mnie. Obok kakaowego serduszka pani Kakao napisała: „Mary, Moja Najdroższa Przyjaciółko!”. Zrozumiałem, chociaż nie znam angielskiego. To list do jej najlepszej przyjaciółki.

Nie wiem, dlaczego płakała, ale na myśl, że to nie są listy do żyjącego gdzieś daleko ukochanego, uśmiechnąłem się, zasłaniając tacą twarz.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij