- W empik go
Kaśka Kariatyda - ebook
Kaśka Kariatyda - ebook
Wiejska dziewczyna Kaśka Olejarek w celach zarobkowych trafia na służbę w mieście u państwa Budowskich. Szybko okazuje się, że w rodzinie panują niezdrowe relacje, pełne tajemnic i intryg. Młoda bohaterka nieświadomie zostaje wciągnięta w wir mieszczańskich perypetii. Na barkach dziewczyny lądują ciężary wielkiej wagi. Czy tak jak antycznej kariatydzie uda się jej je udźwignąć?
Pierwsza naturalistyczna powieść Gabrieli Zapolskiej, w której podejmuje krytykę mieszczańskiej moralności. Z powodu podjętej problematyki wzbudziła wiele kontrowersji wśród ówczesnych czytelników.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-263-2292-7 |
Rozmiar pliku: | 487 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
“Pisz, coś widział
Poczciwość prawdy się nie lęka”.
Ignacy Krasicki
W tych kilku słowach cała moja obrona. “Poczciwość prawdy się nie lęka!” Jak wielka to myśl, jaka niezwalczona! Dlatego stawię ją jako straż przednią, niech ona wita każdego, kto roztworzy tę książkę. Poczciwość prawdy się nie lęka, więc śmiało, Czytelniku lub Czytelniczko, podajcie mi rękę i zajrzyjmy wspólnie do tych nędz wielkich, do tych nieszczęść, kończących się zbrodnią, do tego kału – według wyrażeń naszych dobrych znajomych… Nie bój się, kobieto, czytaj śmiało te karty, kał nie dotknie twej białej szaty, bo tylko brud lgnie do brudu, a chorzy boją się ran swoich.
Niedola takich, jak Kaśka, istot, ich stopniowy upadek, na koniec śmierć – toć nie kał, nie brud, lecz prawda tak wielka, że jak promień słońca przedziera się przez tajemniczą zasłonę, jaką by fałszywi poczciwcy osłonić ją chcieli. Tuż obok Ciebie może jest taka Kaśka, walcząca z pokusami świata, ciemna, nieświadoma, pełna najlepszych chęci, ale i najgorszych, wrodzonych już instynktów.
Ta istota cierpi, walczy, wyciąga nieraz ramiona, szukając bezwiednie punktu moralnego oparcia, i nigdzie nie znajduje podpory i rady, żaden głos ją nie pokieruje, nikt nie zapyta, co jej dolega. Czyż od chlebodawczyni swej ma prawo żądać tylko łyżki strawy i regularnej zapłaty? Czyż po zgotowaniu rosołu i uprasowaniu bielizny taka Kaśka przestaje istnieć dla swej pani? Wszak to kobieta, kobieta taka sama jak i Ty, piękna Czytelniczko; ale ileż od Ciebie nieszczęśliwsza! Sponiewierana, rzucona na bezdroże, bezustannie pracująca jak wół w jarzmie, upada wreszcie, nie umiejąc zaczerpnąć w sobie samej siły do odparcia pokusy. I gdyby na tym był koniec! Ależ nie – upadek takiej kobiety ciągnie za sobą cały szereg nędz, a często i zbrodni. Wszak największy procent dzieciobójczyń dają służące. Jest to fakt stwierdzony. Dlatego to podjęłam tę niewdzięczną pracę. Wiele już musiałam przecierpieć od ludzi małej inteligencji i jeszcze mniejszego serca. Według nich, jedynie chęć rozgłosu skłania mnie do pisania “Kasiek” i “Małaszek”. Dziwią się, że kobiety nie wahają się odsłonić najstraszniejszej nędzy innych kobiet i zawołać wielkim głosem: “Patrzcie! w ten sposób konają istoty, za którymi gonicie, odbierając im krasę, młodość, a dając im w zamian nędzę i cierpienie!” O, zaprawdę! poczciwy prawdy się nie lęka. Ten, kto nie ma na sumieniu zgonu takiej “Kaśki”, śmiało przeczyta ją do końca. I te “studia położnicze”, jak nazwał moją powieść pewien brukowy świstek, może pozostawią w jego umyśle trwalsze wspomnienie niż stosy romansów bezcelowych, tworzonych w niezdrowej woni źle umeblowanych buduarów, które jako główny cel mają do wykazania, że kobiety owijają się w jedwabie i mają niezmiernie długie rzęsy, a mężczyźni – wyniosłe czoła i masy pustych frazesów w ustach. Dlatego to ludziom “poczciwym” polecam śmiało moją biedną Kaśkę. Czytajcie ją sercem, tak jak ja ją sercem pisałam. Niech Was forma zbyt szczera nie trwoży. Wszakże to nasz Skarga powiedział: “Prawda, jak uczciwa niewiasta, w lada sukni piękna jest i przyjemna; nieprawda, jako nierządnica, słowy się przybiera i muszcze”. Niech Was także nie dziwi rodzaj sentymentalizmu, wiejący chwilami z tych kartek. To “prawda” także, to życie, tak jak ono jest, z tym, co nam daje pięknego i nędznego, z poezją i prozą swoją. Ja biorę wszystko, co jest pod ręką, a skarby to nieprzebrane, tkane czarną i złotą przędzą. Nie naśladuję nikogo, choć mi i plagiaty zarzucano. Spisuję to, co zobaczę, to, co mi w serce się wgryzie nędzą swoją lub ukołysze czarem prawdziwej poezji. Oryginalnością rozgłosu nie pragnę się dobić, bo smutny to rozgłos, gdy najlepszą myśl źli ludzie spaczą i brudną duszą szukając brudu, jedynie tylko formę widzą, o treść i cel nie pytając się nawet.
Czyż ta osławiona “Nana” Zoli nie tłumaczy swego istnienia tym jednym krzykiem: “á Berlin” kończącym cały ten tak zohydzony romans? Nanę usprawiedliwił upadek Francji, moją biedną Kaśkę niech uniewinnią trupy dzieci, znajdywane prawie codziennie.
Wiem, że w oczach tych ludzi, którzy zwykli wyszukiwać we wszystkim kału i bezwstydu, nawet trup dziecka, zgładzonego przez własną matkę, łaski nie znajdzie – ale o zdanie takich jednostek, które lubią prawdę nakręcać do swych upodobań, które w “Nanie”, zamiast szczytnej przewodniej myśli francuskiego pisarza, widzą tylko nagie ciało i zakrywają przed nim obłudnie przygasłe od rozpusty oczy – o zdanie takich ludzi nie dbam wcale. Nie piszę dla nich, piszę dla “poczciwych”, bo ci się “prawdy nie zlękną”.
Gabriela Śnieżko-Zapolska
_Dnia 18 lipca 1887 r. Warszawa._