- nowość
- W empik go
Katja w Bawarii. Powieść satyryczna - ebook
Katja w Bawarii. Powieść satyryczna - ebook
Siedemnastoletnia Katja Steiner myśli, że jej jedyne zmartwienie to słabe stopnie z fizyki i że nic gorszego jej już nie spotka. No, może poza wywodami depresyjnej cioci Nadziei oraz pomysłami wujka Olka, który ma zamiar zostać bohaterem. Niestety musi zmienić zdanie, gdy na tydzień wyjeżdża z Wrocławia do rodziny w Bawarii. Tam ciotka Ulryka, zagorzała feministka, postanawia również z Katji zrobić twardą i niezależną kobietę. Czy dziewczyna tego chce, czy też nie, musi wziąć udział w misji emancypacyjnej. Jak zakończy się przygoda Katji w Bawarii? I co wspólnego mają z tym pająki, popsuta wiertarka i tygrys? Pełna humoru powieść satyryczna "Katja w Bawarii" w zabawny sposób ukazuje niektóre absurdy współczesnego świata, a między kolejnymi wybuchami śmiechu skłania również do przemyśleń.
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788397434202 |
Rozmiar pliku: | 6,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Katja vel Kasia Steiner stała zamyślona przed swoją po brzegi wypchaną szafą, starając się wybrać sukienkę na randkę z kolegą z równoległej klasy Patrykiem.
– Beżową pasującą do baletek, a do tego czerwony pasek, niebieską haftowaną czy zieloną pod kolor oczu? – zastanawiała się Katja, czesząc długie blond włosy i z lubością przyglądając się w lustrze swojej smukłej sylwetce, bo – w przeciwieństwie do wielu swoich koleżanek ze szkoły – nie miała żadnych zastrzeżeń co do swojego wyglądu. No, może olśniewającą pięknością nie była, ale nie dopatrywała się powodów do narzekań.
Można by ją opisać jako dość próżną i rozpieszczoną nastolatkę, do czego być może przyczynił się fakt, że była najmłodszym dzieckiem państwa Steinerów, psutym przez całą rodzinę, w tym przez dwóch o kilka lat starszych braci. Wszyscy traktowali ją w sposób niezwykle wyrozumiały, nawet grożąca jej na koniec roku jedynka z fizyki nie spowodowała krzyków i wyrzutów ze strony rodziców, którzy jedynie delikatnie ją upomnieli, by wzięła się jak najszybciej do pracy.
Łatwo powiedzieć, trudniej zrobić.
„W taki piękny czerwcowy wieczór siedzieć nad nudziarstwem z fizyki to wręcz frajerstwo” – pomyślała niechętnie Katja.
Sytuację pogarszał fakt, że zeszyt do fizyki świecił pustkami, bo jedyne, co uznała za warte zanotowania, to słowa pani Barbary od fizyki, że po napiciu się herbatki z dziurawca i wyjściu na słońce dostała przebarwień na skórze. Katja czym prędzej wpisała do kajeciku: „NIE PIĆ DZIURAWCA LATEM!!!”, a potem, gdy nauczycielka omawiała zagadnienia termodynamiki, wyłączyła się kompletnie i wpatrywała się w totalnym otępieniu w ścianę, czekając na dzwonek, niczym sekta czekająca na nadejście Antychrysta. Nie była jedyna, cała jej klasa zachowywała się podobnie. Wyrzucanie pieniędzy podatników, by ich czegokolwiek nauczyć z fizyki, było według pani Barbary „najbardziej skandalicznym marnotrawstwem publicznych funduszy w historii”.
– Powinniśmy sami na siebie złożyć donos i dobrowolnie zrezygnować z dalszych lekcji – wyszeptała Milena, przyjaciółka Katji.
– Brzmi obiecująco – odszeptała Katja i zaczęły się cicho śmiać. W międzyczasie Miłosz z ławki obok nieudolnie próbował rozwiązać na tablicy jedno bardzo proste zadanie i pani Barbara zdawała się tracić cierpliwość.
– Uuu, zaraz będzie kazanie, jacy jesteśmy okropni! – zauważyła Milena.
Pani Barbara faktycznie zdawała się kompletnie wychodzić z siebie, gdy krzyczała:
– Jesteście okropnym pokoleniem…!
– …rozpuszczonym… – wyszeptała Katja.
– …leniwym i tępym… – dokończyła Milena, bo wszyscy w klasie znali już na pamięć tę przemowę, którą pani profesor Barbara raczyła ich dość regularnie.
– …rozpuszczonym, leniwym i niesamowicie wręcz tępym! – darła się na nich doprowadzona do ostateczności fizyczka.
– Nie może zmienić płyty? Jak będzie mnie wyzywała od idiotki, to nie stanę się chyba od tego mądrzejsza czy jak? – wyszeptała Milena i obie z Katją przewróciły oczami. Koleżanka jeszcze ciszej wyraziła życzenie: – Czy te zgredy nie mogłyby być dla nas trochę milsze?
Katja smutno pokiwała głową nad słowami przyjaciółki, jednak wiedziała, że lepiej nie będzie. Staruszkowie, począwszy od fizyczki, poprzez historyka, a skończywszy na wuefiście, wszystkim jej kolegom z klasy wydawali się – z nieznanych im przyczyn – strasznie nimi rozczarowani, a także zmęczeni i sfrustrowani współpracą z młodymi. Czego oni od nich chcieli? Nie mogliby trochę wyluzować?
Katja rzuciła ciężkie spojrzenie na podręcznik do fizyki i przejrzała po raz setny swój zeszycik w nadziei, że może natrafi na ukryte gdzieś notatki, ale znalazła tam tylko pamiętne zdanie o dziurawcu, a trudno przypuszczać, by tego rodzaju wiedza zachęciła panią Barbarę do obdarzenia Katji przepustką do klasy maturalnej.
„Pomyślę o fizyce, gdy wrócę z randki” – postanowiła, żeby złagodzić wyrzuty sumienia, po czym rzuciła podręcznik w ciemny kąt, bo sam jego widok psuł jej humor.
***
Rodzina Steinerów mieszkała we Wrocławiu, gdzie rodzice Katji poznali się krótko po upadku muru berlińskiego. Ojciec Maks przybył do Polski z Bawarii, by otworzyć filię swojej firmy, którą kilka lat później przeniósł tu w całości. Ciężko pracował, a w wolnym czasie chętnie chodził na koncerty do pobliskiej filharmonii. Tam właśnie poznał matkę Katji, Alicję, która była skrzypaczką w orkiestrze, a od czasu do czasu występowała również jako solistka. Po jednym wyjątkowo udanym koncercie Maks przybył do święcącej triumfy artystki z wielkim bukietem róż.
– Te kwiaty są dla pani, tak pięknie zagrała pani Brahmsa – powiedział rozanielony Maks, bo chociaż nie miał wykształcenia muzycznego, to sam w wolnym czasie chętnie grał na trąbce i potrafił docenić piękno muzyki… i tej ślicznej skrzypaczki!
Takie oto właśnie były początki znajomości rodziców Katji, które zaowocowały małżeństwem. Och, cóż za piękna, romantyczna historia!
A nie, czekajcie… Katja przypomniała sobie, że na ostatniej imprezie rodzinnej z okazji imienin wujka Olka matka przedstawiła jej zgoła odmienną historię!
– Tak więc, Kasiu – zaczęła Alicja, jedząc pyszny tort orzechowy upieczony przez jej siostrę Nadzieję – bawiłam się wtedy razem z moim zespołem w jednym z barów na Starym Mieście. W całym pomieszczeniu unosił się dym z papierosów, bo wtedy nie było jeszcze żadnych zakazów. Ja też paliłam, bo lubiłam to robić dla towarzystwa. – Upiła łyk koniaku i delektowała się nim. – W pewnym momencie po północy do naszego stolika podszedł twój ojciec i zapytał, czy mam może ogień… I tak oto zaczęła się nasza znajomość. Cóż, gdy byłam w twoim wieku, to sądziłam, że poznam mojego przyszłego męża w bardziej romantycznych okolicznościach. Jak mawiał stary Fredro: „Niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”. Jeśli chcesz mieć romantyczne życie, to będziesz musiała mieć bogatą wyobraźnię – pouczyła ją matka, wzruszając ramionami.
– Artykuły w dziale „Kultura” opisywały, że poznaliście się w filharmonii po występie – zaprotestowała Katja, bo widziała stare wycinki z gazet, które jej matka skrzętnie kolekcjonowała; wszystkie były przeglądem jej muzycznej kariery.
Alicja jako barwna osobowość zaprzyjaźniona z redaktorami gazet często pojawiała się w reportażach, zwłaszcza w okresie wakacyjnym, tak zwanym sezonie ogórkowym, gdy niewiele się działo i jej koledzy nie mieli o czym pisać.
– E tam, większość tych wszystkich historii z gazet to zwykłe bajki. – Alicja machnęła lekceważąco ręką. – Nigdy nie wierz mediom, bo wymyślają niestworzone rzeczy, byle tylko sprzedać je naiwnym ludziom. Rządowi również nie ufaj, bo to banda złodziei. Rób wszystko odwrotnie, niż ci każą, a przeżyjesz wtedy wiele lat w szczęściu, dobrobycie i zdrowiu. Obojętnie, co rząd ci proponuje, zawsze prewencyjnie krzycz: „Nie!”. Pamiętaj, zawsze łatwiej zmienić zdanie z „nie” na „tak” niż odwrotnie! – dokończyła matka, dziecko Związku Radzieckiego.
Opinia matki o świecie i władzy różniła się zupełnie od tej prezentowanej Katji przez ojca, który wykazywał duże zaufanie wobec rządzących. Obydwoje chcieli dla niej jak najlepiej i dla obydwojga była ukochaną córeczką, więc komu tu wierzyć?
Mimo tych wszystkich niezgodności poglądów i charakterów (bo niby które małżeństwo jest w pełni zgodne we wszystkim?) Steinerowie obchodzili nazajutrz dwudziestą trzecią rocznicę ślubu. Planowali na tę okoliczność małą imprezę rodzinną.
Teraz Katja siedziała w salonie i szykowała się na swe wieczorne wyjście, od czasu do czasu zerkając na ulubiony serial, a matka przeglądała album ze zdjęciami, bo z okazji rocznicy ślubu zebrało jej się na wspominki.
– Zobacz – powiedziała do córki, pokazując zdjęcie z koncertu. – To ja, taka byłam piękna. Jak czas szybko zleciał!
– Wyglądałaś bombowo – przyznała Katja, malując rzęsy. Spojrzała z ukosa na matkę z jakimś mglistym przeczuciem, że oto widzi samą siebie za trzydzieści lat.
– Dziecko, gdzie ty się znowu wybierasz? – zapytała Alicja, wzdychając. – Powtórzyłaś sobie fizykę?
– Przejrzałam mój zeszyt do fizyki – oznajmiła Katja. Co prawda nic specjalnego w nim nie znalazła, to już inna sprawa, ale przejrzeć, przejrzała, czyż nie?
– A Karolek był taki pilny w szkole, same piątki! – przypomniała Alicja z czułością o swym najstarszym dziecku.
– A Damian wcale nie był tak pilny, miał mnóstwo trój, a teraz prowadzi firmę, świetnie sobie radzi i teraz siedzi w Chinach, i robi biznesy – odparła rezolutnie Katja.
Matka postanowiła zmienić taktykę.
– Ja też nienawidziłam przedmiotów ścisłych. A musisz wiedzieć, że wymagania za moich czasów były dużo wyższe i program znacznie szerszy. Mieliśmy całki, macierze. Pamiętam, jak siedziałam z kolegami do późna i robiłam zadania, choć tego szczerze nie znosiłam, bo nie chciałam kończyć roku szkolnego z niższymi ocenami niż czwórki. A sporo moich koleżanek i kolegów z klasy zostało na drugi rok, bo nasz matematyk stwierdził, że nie opanowali materiału w wystarczającym stopniu. Mogę ci pokazać moje świadectwa, same dobre stopnie.
Alicja zerknęła spod oka na córkę. Liczyła, że udało jej się skłonić nastolatkę do refleksji nad swoim brakiem ambicji, a może nawet do rozważenia pójścia w ślady matki, ale na twarzy Katji malowało się tylko wielkie współczucie.
– Boże, co za straszny człowiek, jak on mógł was tak dręczyć! Nie każdy musi być dobry z matmy!
Katja – tak jak i jej pokolenie – uważała, że najważniejsze to być sobą, obojętnie, co by to oznaczało. Czyż nie zasługiwała na akceptację taką, jaka była? Miała przecież jakieś tam talenty i według niej wszyscy powinni się koncentrować na rozwijaniu tychże zamiast na wytykaniu ich braków.
– To mogę wyjść, tak? – upewniła się.
– No idź, jak chcesz. – Alicja westchnęła, bo zdała sobie sprawę, że nakłonienie Katji do pracy to prawdziwe mission impossible. – Tylko zjedz coś przed wyjściem, w lodówce jest sałatka z kurczakiem.
Katja stwierdziła, że to dobry pomysł, i poszła do kuchni zjeść kolację. Gdy wyjrzała przez okno, zobaczyła zbliżającą się postać. Postać ta miała na sobie obcisłe legginsy, które bardzo podkreślały jej tuszę, a źle uczesane, pilnie potrzebujące fryzjera siwe włosy częściowo ukryła pod kapelusikiem w paski. Szła zamaszystym krokiem, energicznie wymachując rękami.
– Ciocia Nadzieja przyszła! – zawołała Katja. Pomyślała, że wizyta ciotki właśnie teraz, gdy rodzice powinni w świetnych humorach jutro świętować, to niezbyt dobry znak.
Katja nie pamiętała ciotki innej niż ponurą i zawsze zdolną zepsuć wszystkim humor. Jedno z pierwszych najwyraźniejszych wspomnień dziewczyny, które wiązały się z posępnością ciotki, dotyczyło wigilii Wszystkich Świętych, dnia otoczonego mgiełką melancholii i bardzo lubianego w Polsce, w tym również w rodzinie jej matki. Katja miała wtedy sześć lat i poszła razem z ciotką Nadzieją na cmentarz, by zanieść kwiaty na groby dziadków i pradziadków. Alicja musiała wtedy pilnie zastąpić chorą koleżankę na występie, ojciec był na spotkaniu biznesowym, a chłopcy – na swoich zajęciach dodatkowych, więc mała Katja trafiła pod opiekę Nadziei.
Katja grzecznie poszła z ciocią na cmentarz, jedną ręką trzymając się jej dla otuchy, bo od dziecka nie lubiła cmentarnych klimatów, a w drugiej taszcząc pod pachą swojego ukochanego, różowego misia Feliksa. Ciocia Nadzieja usiadła na ławeczce przy grobie i melancholijnie wpatrywała się w dal.
– Tak, Katjo… – odezwała się w końcu ponurym głosem, bo doszła do wniosku, że nastał już najwyższy czas, by przekazać siostrzenicy pewną mądrość życiową. – Pamiętaj, że nie ma żadnych powodów do radości. Co prawda jeszcze żyjemy, ale i tak pewnego dnia wszyscy umrzemy i będziemy tu leżeć razem z nimi. I to szybciej, niż nam się wydaje!
Mała Katja spojrzała wtedy na ciotkę wielkimi, wystraszonymi oczami i mocno przycisnęła do siebie swojego pluszowego misia.