Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

Kawiarnia pod Pełnym Księżycem. Cud Bramy Lwa - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
23 września 2025
39,99
3999 pkt
punktów Virtualo

Kawiarnia pod Pełnym Księżycem. Cud Bramy Lwa - ebook

Energia gwiazd otwiera drzwi do ludzkich serc.

Według wierzeń Neptun wywiera silny wpływ na sny, kreatywność i rzeczy ukryte. Ma szczególny powód, by pomagać tym, którzy do Kawiarni pod Pełnym Księżycem trafiają. 

Podczas Bramy Lwa do kawiarni na kółkach prowadzonej przez koty o gwiaździstych oczach przybywa piękny wysłannik Neptuna o imieniu Sala. Jego wyjątkowym darem jest obdarzanie ludzi snami i otwieranie ludzkich serc. Co się wydarzy w domu rodzinnym Satsuki, która wraca, by przedstawić matce swojego chłopaka? Jaką prawdę o przeszłości nieoczekiwanie odkryje? Co łączy kryzys twórczy pisarza Futakigusa z pobytem Fujiko w szpitalu?

Kolejna część "Kawiarni pod Pełnym Księżycem", która odkrywa aspekt wielowymiarowości i wzajemnego oddziaływania na siebie różnych rzeczywistości, a także podkreśla znaczenie wierności samemu sobie i rozpoznawania własnych uczuć. Poznaj trzy zasady i wskocz na falę szczęścia, by twoje pragnienia spełniały się, ot tak, bez wysiłku!

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura piękna obca
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8425-234-5
Rozmiar pliku: 9,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Powierzchnia morza odbija niebo niczym lustro. O zmierzchu, gdy słońce zaczyna znikać w morzu, zaciera się granica między niebem a wodą. Gdy się temu przyglądam, ogarnia mnie przedziwne uczucie, jakbym sam unosił się w przestrzeni.

Wszechświat w każdej chwili na płótnie nieba maluje olśniewające dzieła. Nie ma wśród nich dwóch identycznych i wszystkie są wspaniałe. Te jednak, które tworzy przy zachodzie i wschodzie słońca, są wyjątkowe.

Zabarwione na pomarańczowo niebo wkrótce blednie, a niebawem różowy odcień przechodzi w delikatny fiolet. Na wschodzie księżyc w pełni zaczyna rzucać srebrzyste światło.

Kolor tego światła jest jak moje włosy.

Siedząc na plaży, dotykam ręką jedwabistych srebrnych kosmyków, opadających wzdłuż ramion aż po biodra.

Wziąłem do ręki leżącą przy moich kolanach książkę w twardej oprawie. Pomyślałem, że to może być jego ostatnia powieść, i zrobiło mi się przykro.

– Dobry wieczór – zawołał ktoś za moimi plecami. Lekko drgnąłem, zaskoczony.

Nie dlatego, że poczułem się niespodziewanie zaatakowany. Mam tendencję do bujania w obłokach, więc gdy ktoś mnie woła, zawsze reaguję przesadnym zaskoczeniem.

Kiedy odwróciłem głowę, zobaczyłem wielkiego trójkolorowego kocura przepasanego fartuszkiem, obie łapy trzymał złożone przed sobą. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, uśmiechnął się, mrużąc wielkie oczy w kształt półksiężyców, i skłonił głowę. Na jego widok twarz mi się rozpromieniła.

– Witaj, mistrzu. – Uśmiechając się, wstałem i strzepnąłem z siebie piasek.

Wielki trójkolorowy kocur to szef Kawiarni pod Pełnym Księżycem. Jest też mistrzem astrologii.

– Upłynęło sporo czasu od naszego ostatniego spotkania, szanowny Neptunusie.

Słysząc słowa mistrza, odruchowo zamrugałem oczami.

– Naprawdę? Tak dawno się nie widzieliśmy?

Mistrz potaknął. Wyglądał na nieco rozbawionego.

– Kto by pomyślał… Ale rzeczywiście, czuję się dziwnie, gdy nazywasz mnie tym imieniem, więc musiało minąć trochę czasu.

Nie przywiązuję tak wielkiej wagi do czasu jak inni.

– A właśnie, nie lubiłeś, gdy wołano cię po imieniu – powiedział mistrz, jakby teraz sobie o tym przypomniał.

– Uhm – potwierdziłem. – Przecież imiona nie mają znaczenia. Jeśli ktoś chce mnie zawołać, wystarczy, że wyobrazi sobie moją postać.

– Jest jednak wiele rzeczy i spraw, które, nienazwane, stają się niejasne.

Bez wątpienia tak jest. Ale…

– Na tym świecie wszystko, zarówno to, co materialne, jak i to, co niematerialne, jest niejasne – mówiąc to, ponownie spojrzałem na granicę pomiędzy niebem a morzem.

– A swoją drogą, Neptu… – Mistrz już miał wypowiedzieć moje imię, ale powstrzymał się i zamilkł. Po chwili, zebrawszy się w sobie, kontynuował rozmowę. – Ty tutaj czytasz? – zapytał, przenosząc wzrok na książkę, którą trzymałem w dłoniach.

Skinąłem lekko głową, czując ból w sercu.

– To są jego rodzinne strony. A ta książka okazuje się jego ostatnią. – Wziąłem oddech i przepełniony żalem spojrzałem na okładkę.

– Co masz na myśli, mówiąc „ostatnią”?

– On już zrezygnował z życia.

– Ach tak… – Mistrz odpowiedział cicho, ale zaraz spojrzał na mnie zaskoczony. – Nie sądziłem, że będziesz ubolewał z takiego powodu. Przecież nie przykładasz wagi do ludzkiego życia i śmierci, prawda?

Śmierć jest wielką sprawą dla ludzi na tym świecie. Jednak z naszego punktu widzenia to tylko krok do następnego świata.

– Nie chodzi mi o kwestie życia i śmierci. Żal mnie ogarnia, gdy pomyślę, że nie będę mógł już czytać jego powieści. Tak pięknie przedstawia świat doczesny: te opisy pozwalają wierzyć, że świat nie jest wcale taki zły. Zawsze poruszał tematy bolesne i smutne, a ja chciałbym kiedyś przeczytać też jakąś jego szczęśliwą historię… – westchnąłem.

Wydawało mi się, że mógłby napisać jeszcze wiele pięknych opowieści. A jeśli ktoś sprawia takie wrażenie, to znaczy, że jest to możliwe. Zdarza się jednak i tak, że przez jeden drobny błąd popełniony na początku dana ścieżka zostaje odcięta.

Kiedy zasmucony znów zwiesiłem głowę, usłyszałem pełen troski głos mistrza:

– …A może przed podróżą wypiłbyś nowego drinka w Kawiarni pod Pełnym Księżycem?

– Nowego drinka? – Zaciekawiony podniosłem głowę.

Za plecami mistrza ujrzałem kawiarnię na kółkach. Stała ot tak, na piaszczystej plaży. Przed pojazdem widniał szyld: „Kawiarnia pod Pełnym Księżycem”.

– Ale się cieszę! Co to za drink?

– Uprzedzam, że bezalkoholowy. Alkohol stanowi dla ciebie niebezpieczeństwo – powiedział mistrz, jakby chciał mnie upomnieć.

Kiedyś powiedziałem mu, niestety, że mógłbym pić bez końca, ile wody w oceanie, i pląsać beztrosko w upojeniu. Rzeczywiście często daję się ponieść emocjom i zbliżam się do tego stanu, dlatego mistrz nie jest skłonny, by proponować mi alkohol.

„Ale przecież groźnie bywa tylko czasem”, mamroczę do siebie, patrząc na plecy mistrza zmierzającego do kawiarnianego kampera.

– Jaka szkoda! Tak się chciałem napić zmrożonego szampana, patrząc na to przepiękne niebo i morze!

– A właśnie, kiedyś, powiedziawszy: „Chciałbym pływać w oceanie szampana”, spiłeś się do nieprzytomności, prawda? – powiedział mistrz wesołym tonem, robiąc przy tym zakłopotaną minę.

Pewnie przypomniało mu się, jak byłem zalany w trupa… Poczułem się zawstydzony, więc zamilkłem i skierowałem wzrok na Kawiarnię pod Pełnym Księżycem.

Ta kawiarnia jest taka, jak zawsze. Ma dwa okna, przed każdym z nich zainstalowana jest lada o powierzchni pozwalającej postawić na niej jedzenie i napoje dla jednej osoby. Z boku kawiarnianego pojazdu umieszczona jest lampa imitująca księżyc w pełni, z której pada niewyraźne światło. Przed nim stoi jeden stolik z krzesłami.

– Bardzo proszę.

Zachęcony przez mistrza, usiadłem na krześle.

W tle cicho szumiały fale, uderzające lekko o brzeg niczym puls Ziemi. Wsłuchany w ich muzykę, spojrzałem w górę i dostrzegłem, że niebo – przed chwilą jasnofioletowe – teraz zabarwiło się na lazurowo. Pewnie wkrótce zmieni się w indygo. Być może powitanie nocy przypomina zanurzanie się w głębokim oceanie.

Moje rozmyślania przerwał dźwięk stawianej na stoliku szklanki. Znów wzdrygnąłem się, wystraszony, co mistrz z rozbawieniem skomentował:

– Zawsze to samo!

– To dlatego, że stale jestem rozkojarzony… – odpowiadając nieumyślnie nadąsanym tonem, spojrzałem na stół.

Wysoką szklankę wypełniał napój gazowany: od góry najpierw jasnoniebieski, niżej coraz ciemniejszy, a na dnie w kolorze głębokiego indygo. Tam też, niczym klejnoty, spoczywały zatopione galaretki w jaskrawych barwach.

Gdy zbliżyłem twarz do szklanki, mistrz chrząknął i rzekł:

– To napój W Sodowej Głębinie.

– W Sodowej Głębinie?

– Tak. Ten napój jest jak głęboki ocean, gdzie, jak mówią, drzemią zaginione skarby. Proszę, delektuj się smakiem i aromatem, które zmieniają się wraz z głębokością oceanu. A gdy będziesz zanurzał się coraz bardziej, nie zapomnij nabrać powietrza! – powiedział mistrz i zaśmiał się figlarnie.

Szklanka wyglądała tak, jakby zamknięto w niej ocean. Im głębiej się zanurzę, tym będzie ciemniej i pewnie ogarnie mnie niepokój. Ale na dnie drzemią zaginione skarby.

– Piękne! I nazwa odpowiednia. Jestem podekscytowany!

Zacząłem pić napój przez słomkę. Miał orzeźwiający, bogaty smak. Nie znałem go, a mimo to wzbudzał nostalgię. Poczułem, że serce wypełniają mi wspomnienia dawnych dni.

– To naprawdę wspaniałe! Mistrzu, jesteś w formie!

– Dziękuję bardzo. – Mistrz zareagował ukłonem.

– Ach, patrzeć tak na piękne krajobrazy, kosztować pięknego drinka, przywoływać w pamięci piękne i radosne sprawy! To jest właśnie coś wyjątkowego! Chciałbym, na ile to możliwe, przebywać zawsze w komfortowej przestrzeni, otaczać się tylko tym, co mi się podoba!

Gdy tak mamrotałem do siebie, rozkoszując się smakiem napoju, mistrz pokiwał głową, jakby go olśniło.

– Myślałem od jakiegoś czasu…

– Tak?

– A może nie podoba ci się twoje imię…?

Słysząc to pytanie, otworzyłem szeroko oczy.

– Co takiego? – odpowiedziałem odruchowo pytaniem.

– Starasz się przebywać tam, gdzie jest ci dobrze, i otaczać się tylko tym, co ci się podoba. Wśród rzeczy, które posiadasz, jedyną, która ci nie pasuje, jest twoje imię. Pomyślałem, że może dlatego nie lubisz, gdy ludzie tak się do ciebie zwracają…

– Tak? Być może… – Spojrzałem oszołomiony na drinka.

Od galaretek, spoczywających na dnie niczym klejnoty, biło światło: „Zauważ mnie!”. Zupełnie, jakby to była moja podświadomość. W szklance odbijała się moja postać.

Srebrzyste długie włosy, blada skóra, oczy w kolorze morza. W kolorze planety Neptun.

Od kiedy pamiętam, wołali na mnie Neptunus.

Neptun to w mitologii rzymskiej bóg morza. W mitologii greckiej nazywano go Posejdonem. Z jakiegoś powodu był on również utożsamiany z Consusem, bogiem koni.

Wydaje mi się, że wszyscy wyobrażają sobie boga morza jako bardzo męską istotę. Mówi się jednak, że moja energia jest bardzo kobieca. Ale nie jestem kobietą. Nie jestem też mężczyzną. Istnieję gdzieś na tej niewyraźnej granicy między niebem i morzem. Dlatego z tym imieniem porywczego boga morza czuję się nieswojo. Za każdym razem, gdy tak się do mnie ktoś zwraca, gdzieś w głębi duszy myślę: „To trochę nie tak”. A kiedy tego „trochę” się nazbiera, pojawia się duże wypaczenie.

Za pomocą długiej łyżeczki wydobyłem galaretkę z dna szklanki. Gdy przeniosłem ją do szeroko otwartych ust, coś we mnie pękło i nagle wszystko stało się jasne.

– Ależ oczywiście! Nie podoba mi się moje imię…

Takie imię otrzymałem, więc cierpiałem, nie zdając sobie sprawy dlaczego. Bliski płaczu, znów upiłem sody. Jej smak stał się delikatny, koił dopiero co uświadomiony ból.

– W takim razie może zmieńmy to imię, choćby tylko tak między nami?

Spojrzałem na mistrza skonsternowany.

– Co takiego? Imię? – Byłem zdezorientowany niespodziewaną propozycją.

A mistrz, nie zwracając na mnie uwagi, spacerował wokół stołu z założonymi łapami.

– Zastanówmy się… Mam! – Klasnął w łapki. – A co byś powiedział na imię Sala?

Od razu się zorientowałem, dlaczego je zaproponował. To skrót od imienia Salacja, które nosi żona Neptuna, bogini morskiej wody.

– Sala? Ładne imię.

– Prawda? – Mistrz był z siebie zadowolony.

– Ale czy W nie będzie na mnie zła?

Wyobraziłem sobie cudowną postać Wenus. Salacja była utożsamiana również z Wenus.

– W cię uwielbia, więc myślę, że się ucieszy.

– Jeśli tak, to wspaniale. – Byłem podekscytowany, że dostałem piękne imię.

Choć jeszcze przed chwilą marudziłem przecież, że imiona nie mają znaczenia…

– Skoro nawet we mnie, w sposób nieuświadomiony, gromadzą się takie emocje, to ludziom żyjącym na tym świecie musi być o wiele trudniej…

– O, tak – cicho mruknął do siebie mistrz.

– Wyobraźnia jest dla mnie bardzo ważna. Wyobrażając sobie piękno, łączę się z pięknymi rzeczami i wydarzeniami. I tym sposobem łańcuch piękna się poszerza.

To, że ktoś coś mi uświadomił, dało mi nadzieję, że ja też kiedyś pomogę komuś coś sobie uświadomić, i to także może stać się łańcuchem piękna. W ten sposób myśli łączą się i rozprzestrzeniają. Jak to morze. Kierując spojrzenie na przypływające i odpływające fale, zmrużyłem oczy.

– Mistrzu, czy również podczas nadchodzącego specjalnego nowiu, kiedy będzie otwarta Brama Lwa, mógłbyś na tej plaży otworzyć Kawiarnię pod Pełnym Księżycem? Ja też chciałbym wam pomagać.

– Z przyjemnością ci to umożliwię. – Mistrz się uśmiechnął.

– Dziękuję! Może zatem od razu zabiorę się do przygotowań.

Wstałem i pstryknąłem palcami.

Czyste dotąd niebo zachmurzyło się, a nisko nad ziemią zawisła mgła. We mgle pojawiła się ludzka postać i wtedy zaczął padać drobny deszcz.

– To jest… – Mistrz popatrzył w górę na zachmurzone niebo.

– Ten deszcz to jego serce. Najpierw muszę rozjaśnić niebo…

Powiedziawszy to, ruszyłem w kierunku postaci.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij