- promocja
- W empik go
Kawiarnia pod Pełnym Księżycem. Prawdziwe życzenie - ebook
Kawiarnia pod Pełnym Księżycem. Prawdziwe życzenie - ebook
Żeby łatwiej zrozumieć siebie, musisz poznać swoje prawdziwe życzenie.
Satomi jest rozdarta między małżeństwem a pracą, Koyuki od śmierci ojca odgrywa rolę grzecznej dziewczynki, a rodzina Junko została skrzywdzona przez jej despotycznego ojca. Wszystkie trzy niespodziewanie trafiają do wyjątkowej kawiarni na kółkach, gdzie gościom serwuje się przepyszne – indywidualnie dopasowane – przekąski, desery i napoje. A wszystko po to, aby mogli lepiej zrozumieć siebie i skutecznie dążyć do osiągnięcia szczęścia, zadowolenia z życia i spokoju.
Pełna uroku kontynuacja Kawiarni pod Pełnym Księżycem, w której koty o gwiaździstych spojrzeniach pomagają odwiedzającym ich ludziom odkryć to, czego ci tak naprawdę pragną…
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8387-250-6 |
Rozmiar pliku: | 21 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Na niebie wyraźnie świeci półksiężyc.
Noce w pierwszej kwadrze Księżyca sprzyjają nauce. Półksiężyc, który dąży ku pełni, wzmacnia swoją energię, a jego moc spływa na wszystkie istoty, wspomagając ich rozwój. Dlatego spotkania naukowe w Kawiarni pod Pełnym Księżycem odbywają się właśnie w tym czasie.
Na rozległej polanie w parku, w księżycowym blasku, stoi rozświetlona miękkim światłem przyczepa Kawiarni pod Pełnym Księżycem. Grupa zgromadzona wokół mistrza, dużego szylkretowo-białego kocura, siedzi przy stołach rozstawionych w kształt wachlarza. Mistrz prowadzący tę kawiarnię jest astrologiem.
Niebo po zmroku zabarwiło się na ciemnoniebiesko, wieje wczesnozimowy wiatr, ale wokół przyczepy jest jasno i ciepło, więc nic nie przeszkadza w nauce.
Uczestnicy spotkania nie są przypadkowi. To posłańcy gwiazd, którzy jednak niewiele wiedzą o świecie dookoła i dlatego czasami pobierają nauki u mistrza.
Siedzą przy osobnych stolikach, przed każdym stoi Księżycowa Lemoniada. Napój ma przenikający do głębi, słodko-kwaśny smak cytryn dojrzewających w świetle księżyca. Jest polecany szczególnie tym wszystkim, którzy po pracy wracają zmęczeni do domu, lecz równie wspaniale ożywia osoby rozpoczynające właśnie naukę.
– Ta lemoniada ma kolor moich włosów. – Mówiąc to, ja, czyli Wenus, dotykam ze śmiechem swoich włosów, podnoszę napój do ust, po czym odwracam się w kierunku mistrza. – Mistrzu, chciałam znów o coś zapytać.
– O co chodzi, Wenus?
– Skoro era Ryb przeszła w erę Wodnika koło roku dwutysięcznego, skąd to nagłe zamieszanie, teraz, w roku dwa tysiące dwudziestym?
Mistrz obrzuca wszystkich spojrzeniem, kiwając głową.
– Czy ktoś zna odpowiedź na pytanie W?
Usłyszawszy to, młody chłopak podnosi się i opiera dłoń na stole.
– Era Ryb skończyła się koło roku dwutysięcznego, następnie nastała era Wodnika. Jednakże nadal trwa epoka Ziemi, która czerpie z atmosfery minionej ery Ryb. Pod koniec grudnia dwa tysiące dwudziestego roku epoka Ziemi zamieni się w epokę żywiołu Powietrza. Wpływ tej zmiany widać już wcześniej w dwa tysiące dwudziestym roku – oznajmia, a potem siada.
Nazywa się Mars. Ma szlachetne rysy twarzy, ognistoczerwone włosy i źrenice w tym samym kolorze.
– Zaskakujące, jak bardzo M wciągnął się w naukę – mruknął pod nosem Merkury, przystojny siwowłosy chłopak o pięknej, androginicznej urodzie.
– Możesz nazywać mnie pełnym imieniem? „M” równie dobrze może odnosić się do ciebie.
– W sumie racja. – Merkury uśmiecha się pod wpływem spojrzenia czerwonowłosego chłopaka.
Obserwujący z zadowoleniem tę wymianę zdań trójkolorowy mistrz śmieje się, po czym wraca do tematu.
– Jest tak, jak mówisz, Marsie. Od dziewiętnastego wieku przez ponad dwieście lat świat trwał w epoce Ziemi.
Nadal nic z tego nie rozumiejąc, robię zdziwioną minę i pytam:
– Era Ryb rozpoczęła się około roku zerowego i trwała do roku dwutysięcznego, czyli przez około dwa tysiące lat, prawda? Czym zatem jest epoka Ziemi lub Powietrza? – Czuję się coraz bardziej zagubiona.
Siedzący obok mnie Merkury wpatruje się we mnie zszokowany.
– Naprawdę o to pytasz? Ty, która zawsze z taką pewnością siebie doradzasz naszym gościom?!
– Znam się na horoskopie, charakterystyce domów, planetach. Poza tym często mam wizje, które przekazuję dalej, jestem więc czymś w rodzaju medium.
– Polegasz na intuicji?
– To nie przeczucia! Przekazuję wolę kosmosu – odpowiadam hardo, po czym spuszczam oczy, zawstydzona.
– Taaaa – prycha Merkury, impertynencki jak zawsze.
Mars wbija w niego wzrok i oznajmia:
– W jest gwiazdą wrażliwości. Okaż jej więcej szacunku!
– Jasne – bąka bez entuzjazmu Merkury.
– Wróćmy do tematu. – Mistrz wyjmuje zegarek kieszonkowy. Ten zwykle niczym niewyróżniający się przedmiot czasami potrafi robić wyjątkowe rzeczy. Teraz na wieczornym niebie wyświetla gwiazdozbiory Ryb i Wodnika. – Tak jak powiedział Mars, do około roku dwutysięcznego przez mniej więcej dwa tysiące lat trwała era Ryb. Teraz mamy erę Wodnika. Ery znaków zodiakalnych wiążą się z równonocą wiosenną. Wcześniej początek równonocy wypadał w znaku Ryb, teraz przesunął się do Wodnika.
– Równonoc wiosenna? – wtrącam zdezorientowana.
– Wraz ze zmianą pory roku zmieniamy ubrania oraz nasze zachowanie, prawda? Można powiedzieć, że nasz sposób życia ulega przemianie. Tak samo dzieje się, kiedy nastaje nowa era. Wiele rzeczy się wtedy zmienia – kontynuuje mistrz.
Chwilowo zduszam w sobie chęć zadania pytania i w milczeniu przysłuchuję się opowieści. A mistrz tłumaczy:
– W czasie ery Ryb zmieniały się żywioły, czyli Ogień, Ziemia, Powietrze i Woda. Żywioł Ognia odpowiada wstępowi w tradycyjnej strukturze narracji¹. Do niego należą Baran, Lew i Strzelec. Ziemia to rozwinięcie: Byk, Panna i Koziorożec. Żywioł Powietrza to punkt zwrotny: rządzi Bliźniętami, Wagą i Wodnikiem. Woda to zakończenie: do niej należą Rak, Skorpion i Ryby. Zmiany żywiołów, zwane mutacjami, zachodzą mniej więcej raz na dwieście lat. A dzieje się to tak… – Mistrz robi kilka szybkich kroków i opiera ręce na ramionach Saturnusa, ubranego w garnitur eleganckiego mężczyzny w średnim wieku, i Jupiter, łagodnie wyglądającej, dojrzałej kobiety. – Te oto planety, Saturn i Jowisz, mają ogromny wpływ na społeczeństwo. Mniej więcej co dwadzieścia lat się spotykają. Nazywamy to wielką koniunkcją.
Koniunkcja to w zachodniej astrologii „połączenie”. Notuję w zeszycie: „wielka koniunkcja” i stwierdzam:
– Czyli raz na dwadzieścia lat Saturn i Jupiter się przytulają.
– Co za słownictwo! – Saturnus krzywi się z dezaprobatą.
– Nie przesadzaj. – Siedząca obok Jupiter śmieje się radośnie.
Mistrz kiwa głową.
– Saturn i Jowisz spotykają się co dwadzieścia lat, ale mniej więcej raz na dwieście lat zmienia się miejsce tego spotkania. Na przykład z punktu należącego do żywiołu Ognia na miejsce żywiołu Ziemi. Ostatnimi czasy, od dziewiętnastego wieku do dwa tysiące dwudziestego roku, koniunkcje zachodziły w miejscu należącym do Byka, Panny i Koziorożca, czyli znaków żywiołu Ziemi. Ale… – mistrz dwa razy przekręca pokrętło zegarka i wciska je – w pierwszej połowie grudnia dwa tysiące dwudziestego roku Saturn i Jowisz spotkają się w znaku Wodnika należącym do żywiołu Powietrza. Od tej pory przez około dwieście lat będą się spotykać w miejscach należących do znaków powietrznych: Bliźniąt, Wagi i Wodnika.
Nagle tarcza zegarka rozbłyskuje i na niebie wyświetlają się dwa rysunki.
Zrozumiawszy jego słowa, podnoszę się.
– Już wiem. Czyli… Pozwólcie, że porównam to do teatru, który tak bardzo lubię. – Po tym wstępie zaczynam opowiadać wszystko własnymi słowami. – Od początku naszej ery do roku dwutysięcznego scena należała do Ryb. Podczas gdy ich opowieść posuwała się do przodu, światło reflektorów padało na kolejne występujące żywioły: Ogień, Ziemię, Powietrze i Wodę. I choć scena pozostawała taka sama, dzięki zmianie oświetlenia atmosfera za każdym razem wydawała się inna. Przez około dwieście lat, od dziewiętnastego wieku do całkiem niedawna, światła były skierowane na Ziemię. W tym czasie opowieść Ryb minęła. Kiedy ich występ się zakończył, swoje opowiadanie zaczął Wodnik, ale reflektor nadal był skierowany na Ziemię. Atmosfera pozostała niezmieniona i widzom trudno było dostrzec tę rewolucję. Tymczasem pod koniec grudnia dwa tysiące dwudziestego roku światło wreszcie się przesunie. Oświetli żywioł Powietrza. Widzowie nareszcie dostrzegą zmianę i dzięki reflektorom skierowanym na Powietrze scena będzie w pełni należeć do Wodnika.
Słysząc moje słowa, mistrz z zadowoleniem kiwa głową.
– Trzymając się porównania W, można powiedzieć, że rok dwa tysiące dwudziesty, kiedy światło skierowane jest na Ziemię w erze Wodnika, to okres przejściowy. Zmiana charakteru epoki oznacza transformację struktury społecznej. Dlatego raz po raz zdarzają się teraz rzeczy, które do tej pory były nie do pomyślenia. Przez kilka lat po zmianie ery na świecie panuje zamieszanie. Chciałbym, abyśmy jako posłańcy gwiazd stali się światłem choć odrobinę rozjaśniającym drogę i wskazującym błądzącym ludziom właściwy kierunek. – Słuchając mistrza, w milczeniu kiwamy głowami. – Zbliża się grudzień. To dla ludzi szczególny czas. Dlatego w tym roku również chciałbym, żebyśmy pracowali w Kawiarni pod Pełnym Księżycem także w Wigilię. – Na jego słowa nasze twarze rozjaśnia uśmiech. Co do zasady nasza kawiarnia działa, wyłącznie gdy Księżyc jest w pełni lub nowiu. Ale co roku otwieramy się dodatkowo w Wigilię, niezależnie od fazy Księżyca.
– A po wszystkim, jak zwykle, urządzimy przyjęcie.
– Tak, imprezę kończącą rok!
Jupiter i ja szczebioczemy radośnie, a siedzący obok Merkury nieznacznie wzrusza ramionami.
– Nazywajcie sobie to, jak chcecie, i tak chodzi o zwykłe przyjęcie wigilijne.
I tylko Saturnus pozostaje jak zawsze niewzruszony. Jako że jest obowiązkowy, co roku bierze udział w przyjęciu, ale robi to zawsze z miną mówiącą „nie interesują mnie imprezy”.
Patrząc na nas, mistrz z zadowoleniem mruży oczy.
– Jeszcze jedno. Wygląda na to, że w tym roku nareszcie będziemy mogli spełnić tamte prośby.
Marszczę brwi, zastanawiając się, o co może chodzić. Luna kiwa głową, jakby wiedziała.
– Chodzi o tę dziewczynkę sprzed dwudziestu jeden lat, prawda?
– A co się stało dwadzieścia jeden lat temu?
– Była moją przyjaciółką. Zanim odeszłam, poprosiła mnie o coś. A więc nadszedł ten moment…
Słysząc naszą rozmowę, mistrz kiwa głową:
– A druga, jego prośba, ma już czternaście lat. Zadziwiające, że to wszystko wielokrotności siódemki.
Uranos się zaśmiał.
– Ależ mistrzu! Przecież siódemka i jej wielokrotność są głęboko związane z tym światem, więc nie ma się co dziwić.
– Ty też co siedem lat zmieniasz znak, prawda? – pyta Merkury, a Uranos przytakuje. – A wujaszek Saturnus co siedem lat z rozmachem rozdaje swoje próby.
– Jaki znowu wujaszek? I mówiłem już wielokrotnie, że to nie „próby”, tylko „wyzwania”. – Saturnus z irytacją wciąga powietrze.
– Ale w przypadku niektórych ludzi takie wyzwanie może stać się próbą.
Gdy nasza rozmowa staje się zbyt ożywiona, mistrz ucisza wszystkich:
– Wróćmy do tematu. O życzeniach porozmawiamy później. Ze względu na sytuację przewiduję, że w grudniu tego roku będziemy pracować nie tylko w Wigilię. Liczę na was.
– Tak jest! – odpowiadamy jednogłośnie.
– Nie wszystko jeszcze rozumiem, ale postaram się – dodaję, zaciskając pięść.
Merkury rzuca mi zimne spojrzenie.
– To dobrze, że się postarasz. Ale czy dasz sobie radę?
– Słucham?
– Przecież nie wiesz podstawowych rzeczy na temat czytania z gwiazd. Czyżbyś zaniedbywała naukę?
Dotknięta w czułe miejsce, kurczę się w sobie.
– Przecież, tak jak powiedział przed chwilą Mars, ja korzystam ze swojej wrażliwości. Od zawsze lepiej mi wychodził tarot niż nauka o gwiazdach. – Kiedy tak się tłumaczę, stojąca obok Jupiter zaczyna się cicho śmiać. Ma długie, pofalowane włosy w kasztanowym kolorze. Wygląda trochę jak piosenkarka jazzowa.
– Tak jak mówi Mars, w pracy W stawia na wrażliwość i atmosferę zabawy. Inaczej niż Merkury, który uwielbia naukę.
– Och, Jupiter! – Podrywam się i padam jej w ramiona.
– W, to są twoje atuty!
– Dziękuję, Jupiter. I właśnie tak, uwielbiam się bawić. Dlatego chciałabym, żeby tym razem nasza kawiarnia stanęła w miejscu pełnym blasku.
– Brzmi dobrze. Zima w pełni, więc można by pojechać gdzieś, gdzie rozwieszono już świąteczne dekoracje świetlne.
Przyglądający się nam Saturnus wzdycha z rozdrażnieniem. Z surową jak zwykle miną poprawia okulary.
– Jupiter, jak zawsze jesteś zbyt pobłażliwa dla W.
– W końcu jesteśmy przyjaciółkami, prawda?
– Właśnie.
Słysząc to, Saturnus i Merkury patrzą na siebie i wzruszają ramionami.
– To chyba dobrze, że się dogadują? – wyrywa się Marsowi. Ten młody chłopak ma w sobie coś z nastolatka. Bywa szorstki, ale zawsze mnie wspiera. Czuję, że chciałabym mu jakoś zaimponować.
– Nawiasem mówiąc, mistrzu, jak właściwie powinniśmy żyć w tej nadchodzącej, nieskończenie długiej erze Wodnika?
– Hmmm – mruczy mistrz, słysząc moje pytanie, i przechyla w zadumie głowę. – Najważniejsze to poznać samego siebie.
I kiedy wszyscy kiwamy głowami na znak, że się zgadzamy, głos zabiera Merkury:
– Kiedy człowiek dobrze pozna swój horoskop urodzinowy i zrozumie, jakie cechy czy też atrybuty są mu przypisane, lepiej poradzi sobie w życiu.
– To oczywiste, ale czy nie da się tego jakoś prościej wyjaśnić? W ramach praktyki wróżenia z gwiazd czasem udzielam porad ulicznych. Wtedy często słyszę, że kosmogram, horoskop urodzeniowy czy atrybut nie są dla ludzi zrozumiałe i niczego im nie wyjaśniają.
– Według mnie trzeba zrozumieć swoje wyzwanie – wtrąca Saturnus.
– To wyzwanie, o którym mówisz, to w rzeczywistości sprawdzian, prawda? Oj nie, to nie brzmi jak coś przyjemnego. – Odwracam się.
– Coś przyjemnego…? – Saturnus w zdumieniu otwiera szeroko oczy. Reszta, patrząc na nas, chichocze pod nosem.
Piękna Luna o długich, prostych, czarnych włosach również się uśmiecha.
– Przede wszystkim, aby zrozumieć swoje prawdziwe „ja”, trzeba poznać pozycję Księżyca – mówi delikatnie, niemal szeptem Luna. Gdy śpiewa arie operowe, jej głos brzmi mocno, na co dzień jednak jest cichy i łagodny.
– No tak, pozycja Księżyca… Tak jak w przypadku pani Serikawy, kiedy Księżyc był w czwartym domu, wskazującym na „dom” i „rodzinę”. – Zanotowałam, wspominając niedawnego gościa kawiarni.
– Tak. – Luna przytakuje i dodaje: – Tak samo jak dom ważny jest znak zodiaku. To tak zwany znak księżycowy.
„Znak księżycowy też ma znaczenie”, notuję.
– Żeby łatwiej zrozumieć siebie, należy… – Gdy mistrz dalej tłumaczy, księżycowa poświata jakby jaśnieje. Księżyc sięga zenitu. Zapewne pod jego wpływem zmieniamy się w koty: Luna w czarnego, Merkury w syjamskiego, Mars w abisyńczyka, Jupiter w maine coona, Saturnus w czarno-białego kota z charakterystyczną, trójkątną, białą łatą na pysku, Uranos zaś w kota singapurskiego. Ja staję się śnieżnobiałą kotką perską. Wszyscy patrzymy na mistrza oczami rozświetlonymi księżycowym blaskiem.
To, co powiedział mistrz, wydało mi się bez sensu.
– Naprawdę? Przecież chyba każdy je zna… – szepczę, a wtedy Luna, która nie wiedzieć kiedy znalazła się u mego boku pod postacią czarnej kotki, mówi:
– Wielu ludziom tylko tak się wydaje. Tak naprawdę ukryli je na dnie swojej duszy i już go nie pamiętają.
„Czyżby?”, marszczę czoło w niedowierzaniu, a Luna kiwa głową.
– Schowane, niczym w Niebiańskiej Jaskini² – wtrąca ze śmiechem Jupiter.
„A więc to tak”, myślę i oddycham głęboko.
Słowa mistrza brzmiały tak: „Żeby łatwiej zrozumieć siebie, należy poznać swoje prawdziwe życzenie”.