-
W empik go
Kiedy będziesz gotowy, idź - ebook
Kiedy będziesz gotowy, idź - ebook
Osiem opowieści o ludziach na drogach donikąd.
W każdym człowieku jest ciemny labirynt i przemierzający go niewielki pająk.
W każdym człowieku jest urojony raj i otwarta rana.
Rana oddziela labirynt od raju.
Pająk jej szuka, by przez nią uciec.
Kiedy będziesz gotowy, idź to zbiór ośmiu opowiadań, których wspólnym mianownikiem jest ruch – ruch daremny, błądzenie, bezcelowe krzątanie (albo niemożliwe do zrealizowania pragnienie ruchu) w poszukiwaniu wyjścia z dotychczasowej sytuacji egzystencjalnej.
Bohaterowie tych tekstów próbują zmienić swoje życie, nadać mu jakiś sens lub kierunek, ale ciągle coś trzyma ich w miejscu i nie pozwala na zmianę: traumy, nierozwiązane sprawy, doświadczenie przemocy, brak sprawczości, wrodzone ograniczenia lub opresyjne, warunkujące wychowanie. Tłem tych zmagań jest świat-więzienie, świat na krawędzi: realności i sennego koszmaru, dnia i nocy, pokoju i wojny.
Utwory w Kiedy będziesz gotowy, idź wyrastają z konwencji literatury niesamowitej, ale przekraczają ją, sytuując źródło niesamowitego nie w zjawiskach nadprzyrodzonych, lecz w okaleczonej psychice ludzi poddanych presji okoliczności, którym nie są w stanie sprostać. Psychice tym silniej ulegającej deformacji, im bardziej desperacka staje się ludzka walka o zmianę, o ruch.
Wojciech Gunia (ur. 1983) – pisarz, czasami tłumacz i fotograf. Absolwent Wydziału Polonistyki UJ. Laureat nagród literackich im. Stefana Grabińskiego (2016), im. Jerzego Żuławskiego (2020) oraz im. Macieja Parowskiego (2020). Autor książek Powrót (2014, 2020), Nie ma wędrowca (2016), Miasto i rzeka (2018), Dom wszystkich snów (2020) i Złe wszechświaty (2021).
W swojej twórczości, nawiązującej do tradycji literatury niesamowitej, Wojciech Gunia kreśli portrety ludzi postawionych w sytuacjach granicznych, spowodowanych przez mechanizmy społeczne, kulturowe lub polityczne i toczących nierówną walkę o nieosunięcie się w ciemność świata.
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-68257-44-1 |
| Rozmiar pliku: | 5,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Aby móc wyjaśnić, czemu _Wstęp_ ten traktować będę w charakterze pewnego manifestu własnego rozumienia aktywności twórczej Wojciecha Guni – w sposób dwojaki, bo będąc i czytelniczką, i naukowczynią, gdyż te dwa zasupłane we mnie nawykiem oglądy tekstów zawsze będą oddziaływały na to, jak opiszę czy odczuję doświadczaną narrację – posłużę się słowami mojego uczonego kolegi (obiecując jednak, że na tym zakończę akademickie i nieznośnie dla wielu odbiorców wtręty). Rafał Szczerbakiewicz pisze otóż tak: „ można powiedzieć, że dzieło sztuki – pojęte jak aparat ideologiczny i zarazem urządzenie – jest nie tylko użytecznym narzędziem, ale też w sposób niejawny, ukryty w jego ideologicznej strukturze zarządza podmiotem i rządzi zarówno docelowym odbiorcą sztuki, jak jej autorem”1. Ponadto „kształt dzieła pisarza koreluje tak z melancholijnym spozycjonowaniem twórczego Ja w dyskursie, jak i zamanifestowanym światopoglądem”2. Oznacza to bardzo subtelne, choć wyraźnie wzajemne wpływanie, nachodzenie na siebie pewnych elementów, wchodzenie wspomnianego twórczego Ja w koncepty fabularne, w rozwiązania narracyjne, wreszcie przenikanie subtelnymi nićmi imersji do umysłu, przenosząc pewne wrażenia bądź doznania na emocjonalną sferę czytelnika. Wspominam o tym dlatego, że chciałabym wyjaśnić, w jaki sposób postrzegam pisarstwo Guni, który jest twórcą znakomicie odnajdującym równowagę między pokazywaniem realności świata i wplataniem weń elementów albo z pogranicza fantastyki, albo z jej całkowitego – że się tak wyrażę – jądra. Co więcej, metody, metaforyka, symbolika czy detale filozoficzne stanowią w tej autorskiej drodze ważny składnik ustanawiający wielość poziomów odczytywania i przeżywania fabuł. Nie trzeba bowiem dysponować aparatem badawczym, aby dostrzec w nich choćby urodę warstwy językowej, ale jeśli dysponuje się np. narzędziami literaturoznawczymi, przyjemność obcowania z dziełem staje się wręcz hipnotyzująca. Przyznaję, że kilka lat temu właśnie takiej euforii wynikającej z doświadczania narracji wielowymiarowej, migotliwej w swojej naturze, po prostu się poddałam. Choć współcześnie nie warto i nie powinno się dokonywać podziału na literaturę wysoką i niską, to gdyby jednak przyjąć to zastarzałe założenie, można byłoby ulec wrażeniu, że połączono tu konwencję uznawaną przez krytykę literacką za mniej wartościową (fantastyka grozy), z konceptualizacjami, które tzw. _mainstream_ doceniłby w mgnieniu oka. Nie wdając się jednak w polemiki, skoro większość Czytelników tego tomu dobrze jest zaznajomiona z perturbacjami o takim charakterze, skreślę kilka zdań o zbiorze, który ma być tu najważniejszy, a jednocześnie postaram się wskazać, że zarówno fabularna pomysłowość, jak i warsztat twórczy Guni podlegają ustawicznemu ewoluowaniu – co jest sygnałem rzecz jasna pozytywnym.
Przede wszystkim w tomie nie ma jednego, stałego i realizowanego trop po tropie modelu konwencji, jest za to poruszające i dokonane z wyczuciem rozmycie, zatarcie granic gatunkowych, estetycznych; to nie tylko wspomniana groza, nie tylko fantastyka – nie wyłącznie, nie eksplicytnie, nie metodami, które wikłałyby nas w czytelnicze nawyki. Trzeba tu zachować otwarty umysł, lecz także i zmysły, należy być gotowym na literackie oraz pozaliterackie przeżycie, na coś, co subtelnie wnika w naszą świadomość, wydaje pewien nakaz intelektowi – i przez ten przymus, to ocknięcie: niepokoi, uwiera, wzrasta i zmusza do namysłu, odbierając szansę na ucieczkę od refleksji.
Otóż wiąże się to z faktem, że prezentowane w tomie fabuły to niekiedy (a raczej niemal zawsze) pretekst do rozważań o poszerzonym spektrum, wychodzących poza jeden zarysowany problem. Często są to refleksje o rozmaitości natury świata, o niejednorodności istnienia, uczuć, zdarzeń czy zjawisk. Jest w tym ogromna wrażliwość, uderzające, okrutne piękno, który kryje się tak w samym sposobie pisania, jak i idei, koncepcji, którą pisarz rozplata przed odbiorcą. Zawiera się w tym moc wątpliwości, fala pesymistycznie kształtowanego przeświadczenia, że choć zdarzają się momenty pozbawione cierpienia, to przed nimi i po nich świat nie daje _happy endów_, nie rozdziela nagród – a tylko kolejne cierpienie. Pesymizm ten wpisany jest na trwałe w determinanty człowieczego losu, często zresztą marginalnego, boleśnie wręcz nieważnego w zderzeniu z tym, co trudno jednoznacznie nazwać. Te przegrane, puste egzystencje stanowią osnowę narracji, demaskują ukrytą pod pozorami normalności prawdę o tym, że im bardziej jesteśmy samoświadomi, tym dotkliwsza staje się relacja ze światem i samymi sobą. Wstrząsająco pusta, bezcelowa, wyzuta z obietnicy czegokolwiek lepszego – taka jest kondycja ludzkiego istnienia. Nie ma nadziei – jest prawda, ta prawda, która nie przynosi ukojenia. Bo ludzki los jest zniewolony okolicznościami, nad którymi brak kontroli. Gunia wręcz przywołuje tu cały katalog strachów, lęków, traum, obaw – i to wcale nie ufantastycznionych. Jednostkę definiuje tu samotność, zamknięcie we własnym umyśle, doświadczanie życia w bolesnym odosobnieniu, odrębności, która tworzy mikrorzeczywistość każdego z bohaterów. Uniwersalizm zasadza się tu na przekonaniu, że ta diagnoza dotyczy człowieczego losu wszędzie, nigdzie, w każdym czasie, społeczności, kulturze, rodzinie etc. Ta izolacja pokazywana jest nam często jako lejtmotyw i jednocześnie wykładnia zachowań bohaterów.
Tu warto zresztą wspomnieć, że galeria postaci jest nietuzinkowa, złożona z osobowości niepokojonych i niespokojnych, wpisujących się jednakże w tworzone przez Gunię rzeczywistości. Tu szczególne uwrażliwienie na niuanse ludzkiej psychiki i zachowań sygnalizuje nie tylko zdolność do plastycznego i stąd wiarygodnego opisu (takiego, wobec którego niełatwo przejść obojętnie), ale i wyzwala w czytelniku pragnienie, by wiedzieć, rozumieć, pojąć i zobaczyć więcej. I więcej. Niekiedy to smutek, czasem gniew, bywa, że groteskowość, lecz wszystkie one tworzą konglomerat wysublimowanych figur, literacki gabinet osobliwości na tyle zdumiewających, że wiarygodnie napędzających niepokój.
Tymczasem kwestia ostatnia – Gunia „zaszywa” w swoim pisarstwie niebagatelną erudycję , co w dużej mierze powinno być zachętą dla odbiorcy, by doświadczając narracji, poczuł zachętę, jeśli nie zobligowanie do zgłębienia tekstów, które autor przywołuje w tomie jako motta, sugestie, tropy. Czy odbiorca zrozumie ich zagadki, przenikliwie rozszyfrowując przytoczone fragmenty jako element literackiej strategii o pogłębionym zamyśle? Czy da się skusić zagadką, przyczynowością ich cytowania? Czy da się ponieść tak bardzo nam właściwej ciekawości, jeśli któregokolwiek z przywołanych _passusów_ czy dzieł nigdy nie przeczytał? Przyznać trzeba, że to kuszenie jest podstępne, rozbudza prawdziwą żądzę poznania, tę uwikłaną w sensy naddane przez cytaty, tę, która stanowi być może wykładnię estetyczną i artystyczną zamiaru ich wykorzystania. Odpowiedź brzmi – zapewne tak. Bo to nie pusty pokaz erudycji, to wezwanie (i wyzwanie), by chcieć więcej, pojąć więcej, o wiele więcej. Zresztą czyż nie tego chcą sami bohaterowie zebranych w tomie narracji? Czy także im nie przytrafia się pokusa, a niekiedy wprost imperatyw, by rozwikłać, rozplątać, dowiedzieć się, zrozumieć – więcej, coraz więcej. Wam, Czytelnicy, także życzę rozbudzenia w sobie tej chciwości wiedzy, ale też i ciekawości, czy w tym co napisałam, tkwi racja, czy jedynie Was prowokuję.
_Ksenia Olkusz_