Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kiedyś ucieknę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 września 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kiedyś ucieknę - ebook

„Kiedyś ucieknę” to historia pełna bólu i cierpienia głównej bohaterki. Życie Mariki już od dnia narodzin było pasmem nieszczęść, niekochana i niechciana przez nikogo, katowana przez własnego ojca, ostatecznie trafia w sam środek piekła. Czy uniesie to, co zgotował jej los? Czy w bezmiarze tragedii będzie umiała żyć? A może jeszcze kiedyś poczuje upragniony spokój i dowie się, co to szczęście…

Kategoria: Erotyka
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8273-117-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

JAK TO JEST MOŻLIWE, ŻE MIMO UPŁYWU CZASU, NIEKTÓRE SPOŁECZEŃSTWA ZATRZYMUJĄ SIĘ I PRZESTAJĄ ROZWIJAĆ? PRZECIEŻ TO ANI DOBRE, ANI WYGODNE I, CHOCIAŻ W RESZCIE KRAJU JEST JUŻ XXI WIEK, TO W MOJEJ WSI CZAS ZATRZYMAŁ SIĘ KILKASET LAT TEMU. TUTAJ PANUJĄ INNE ZASADY, DO KTÓRYCH TRZEBA SIĘ DOSTOSOWAĆ, ZWŁASZCZA NAM KOBIETOM. OD URODZENIA JESTEŚMY PRZEZNACZONE DO PRACY I RODZENIA DZIECI, A HANDEL LUDŹMI NIE JEST TU ANI NICZYM ZŁYM, ANI NIEZROZUMIAŁYM, CHOĆ JA TEGO NIE UMIEM POJĄĆ. BA, CZĘSTO ŻYWY TOWAR SAM DŁUGO PRZYGOTOWUJE SIĘ DO SPRZEDAŻY, CHCĄC WYPAŚĆ JAK NAJLEPIEJ I PÓJŚĆ POD MŁOTEK ZA JAK NAJWYŻSZĄ CENĘ. TU RZĄDZĄ MĘŻCZYŹNI I KAŻDY OD URODZENIA JEST DO TEJ ROLI PRZYGOTOWYWANY, MA WIEDZIEĆ, JAK ZMUSIĆ KOBIETĘ DO POSŁUSZEŃSTWA.

ZACZYNAJĄC MOJĄ HISTORIĘ OD POCZĄTKU, NAZYWAM SIĘ MARIKA GŁOWACKA I Z POCHODZENIA JESTEM ROMKĄ PO OJCU I POLKĄ PO MATCE. MOI RODZICE ŻYLI JAK TYPOWI ROMOWIE, A TU SĄ LUDZIE ALBO NIEWYOBRAŻALNIE BOGACI, ALBO SKRAJNIE BIEDNI. MOJA RODZINA NIESTETY NALEŻAŁA DO TEJ DRUGIEJ GRUPY, MIESZKALIŚMY W MALUTKIEJ WSI, W ROZPADAJĄCYM SIĘ DOMU, W KTÓRYM NIE BYŁO ANI KANALIZACJI, ANI PRĄDU.

MAMY NIE BYŁO MI DANE POZNAĆ, PONIEWAŻ ZMARŁA ZARAZ PO MOIM URODZENIU. OD TAMTEJ PORY BYŁAM OBWINIANA O JEJ ŚMIERĆ. OJCIEC ZAWSZE TRAKTOWAŁ MNIE Z POGARDĄ I WYRZUTEM, ŻE ZABIŁAM MAMĘ. NIE MIAŁAM W DOMU ŻADNYCH PRAW, NIE MOGŁAM SIĘ UCZYĆ I Z NIKIM ROZMAWIAĆ, W ZASADZIE BYŁAM TYLKO OD PRACY. JUŻ JAKO SIEDMIOLATKA MUSIAŁAM ZABIJAĆ PRZYDOMOWE PTACTWO, ŻEBY UGOTOWAĆ OBIAD DLA RESZTY RODZINY. JAK DZIŚ PAMIĘTAM DZIEŃ, W KTÓRYM MOJA O DWA LATA STARSZA SIOSTRA POMOGŁA MI ODCEDZIĆ MAKARON I OJCIEC TO ZOBACZYŁ… BIŁ JĄ TAK DŁUGO, AŻ STRACIŁA PRZYTOMNOŚĆ, A JA NIE UMIAŁAM JEJ POMÓC, POTEM ZRESZTĄ I MNIE SIĘ DOSTAŁO, ZŁAMAŁ MI WTEDY RĘKĘ, KTÓREJ NIE OBEJRZAŁ ŻADEN LEKARZ, OD TAMTEJ PORY NIE PROSIŁAM NIGDY NIKOGO O POMOC. PO KRYJOMU UCZYŁAM SIĘ CZYTAĆ I PISAĆ ZE STARYCH PODRĘCZNIKÓW RODZEŃSTWA I ROBIŁAM TO PO NOCACH, ŻEBY NIKT MNIE NIE PRZYŁAPAŁ.

NAUCZONA BYŁAM TYLKO WALKI O PRZETRWANIE I TEGO, ŻE NA NIKOGO NIE MOGĘ W ŻYCIU LICZYĆ. ŻYCIE Z TYRANEM W ŚWIECIE, GDZIE NIKT CI NIE POMOŻE JEST STRASZNIE TRUDNE, ALE IDZIE DO TEGO PRZYWYKNĄĆ. ZAWSZE WIERZYŁAM, ŻE KIEDYŚ BĘDZIE LEPIEJ, ŻE OJCIEC ODPUŚCI I PRZESTANIE SIĘ NADE MNĄ ZNĘCAĆ, ALE TO PŁONNE NADZIEJE, ON MNIE NIENAWIDZIŁ I NAWET TROCHĘ GO ROZUMIAŁAM, BYŁAM NIKIM, A DLA NIEGO RÓWNIEŻ PRZYCZYNĄ TRAGEDII, JAKA GO SPOTKAŁA.

W TYM DOMU NIE MIAŁAM SZANS NA JAKIEKOLWIEK ŻYCIE, ALE WIEDZIAŁAM, ŻE PRZYJDZIE CZAS NA ZMIANY, ŻE WYDARZY SIĘ W KOŃCU COŚ, CO ODMIENI MÓJ LOS, ŻE KIEDYŚ UCIEKNĘ. NIE SPODZIEWAŁAM SIĘ JEDNAK, ŻE TO BĘDZIE HASŁO PRZEWODNIE PRAWIE CAŁEGO MOJEGO ŻYCIA…Rozdział 1

MÓJ DZIEŃ ODKĄD PAMIĘTAM ZAWSZE WYGLĄDAŁ TAK SAMO. WSTAWAŁAM ZAWSZE PRZED WSZYSTKIMI, ŻEBY ZDĄŻYĆ PRZYGOTOWAĆ DLA CAŁEJ RODZINY ŚNIADANIE, A NIE BYŁO NAS MAŁO, OJCIEC I TROJE RODZEŃSTWA, JA BYŁAM CZWARTA, ALE JA NIGDY NIE WLICZAŁAM SIĘ DO RODZINY I ILOŚCI JEDZENIA. ZAZWYCZAJ JADŁAM TO, CO ZOSTAŁO, O ILE COKOLWIEK ZOSTAŁO I DOPÓKI BYŁAM MAŁA I POTRZEBOWAŁAM MNIEJSZEJ ILOŚCI JEDZENIA, TO DAŁO SIĘ JAKOŚ WYŻYĆ NA RESZTKACH, NIESTETY DZIECI ROSNĄ I W KRÓTKIM CZASIE ZACZĄŁ DOSKWIERAĆ MI GŁÓD. KILKA RAZY SPRÓBOWAŁAM PRZYGOTOWAĆ DLA RODZINY WIĘKSZĄ ILOŚĆ, ŻEBY WIĘCEJ ZOSTAŁO, ALE NIESTETY OJCIEC SZYBKO ZAUWAŻYŁ O CO MI CHODZI I SOLIDNIE MNIE WTEDY UKARAŁ. MUSIAŁAM SOBIE RADZIĆ SAMA, BO NA RODZEŃSTWO TEŻ NIE MOGŁAM LICZYĆ, BRACIA BRALI PRZYKŁAD Z OJCA I BYLI ZAWSZE WOBEC MNIE AGRESYWNI, A SIOSTRA SIĘ PO PROSTU BAŁA O SIEBIE. WCALE SIĘ NIE DZIWIĘ, W NASZYM ŚWIECIE KOBIETA NIE PRZEDSTAWIAŁA ŻADNEJ WARTOŚCI. BARDZO RZADKO KŁADŁAM SIĘ SPAĆ NAJEDZONA, W SUMIE TO NIE PAMIĘTAM, KIEDY W SWOIM RODZINNYM DOMU W OGÓLE BYŁAM NAJEDZONA. CZĘSTO ZBIERAŁAM PO OBIEDZIE KOŚCI, NA KTÓRYCH BYŁY RESZTKI NIEDOJEDZONEGO MIĘSA I GOTOWAŁAM SOBIE NA TYM CIENKĄ ZUPĘ Z ZIEMNIAKAMI, I TO TYLKO WTEDY, KIEDY WIEDZIAŁAM, ŻE OJCA ANI BRACI NIE BĘDZIE PRZEZ MINIMUM DWIE GODZINY W DOMU. NIE BUNTOWAŁAM SIĘ PRZECIWKO TAKIEMU TRAKTOWANIU, TO, ŻE BYŁAM NIKIM NIE BYŁO DZIWNE, BO ŻADNA KOBIETA NIE MOGŁA BYĆ KIMŚ, POZA TYM NIE MIAŁAM NAJMNIEJSZEGO WYKSZTAŁCENIA, CO NIE STAWIAŁO MNIE W DOBRYM ŚWIETLE JAKO MATERIAŁ NA ŻONĘ, WIĘC O UCIECZCE W MAŁŻEŃSTWO TEŻ NIE MIAŁAM CO MYŚLEĆ, BO NIKT BY MNIE NIE CHCIAŁ POŚLUBIĆ. ZRESZTĄ NIGDY NIE BYŁAM ŁADNA, MIAŁAM DZIWNĄ URODĘ, BO BYŁAM SKRZYŻOWANIEM RODZICÓW, PO OJCU MIAŁAM CZARNE WŁOSY, KTÓRE W SŁOŃCU PRZYBIERAŁY RUDY ODCIEŃ, TO CECHA ODZIEDZICZONA PO MAMIE, KTÓRA MIAŁA PIĘKNE MIEDZIANE WŁOSY, OCZY MIAŁAM CAŁKOWICIE BEZ WYRAZU, CIEMNOBRĄZOWE Z KILKOMA ZIELONYMI PLAMKAMI NA JEDNEJ TĘCZÓWCE, USTA ZWYCZAJNE I DOŁEK W BRODZIE. NIC NADZWYCZAJNEGO, ZRESZTĄ NIE MIAŁAM PO CO I KOMU SIĘ PODOBAĆ, CZY NIE PODOBAĆ, BO TAK NAPRAWDĘ NIGDY MNIE NIE BYŁO. ŻYŁAM W CIENIU SWOJEGO RODZEŃSTWA. OJCIEC NIGDY O NAS NIE DBAŁ, TRAKTOWAŁ WSZYSTKICH JAK OBOWIĄZEK, A MNIE JAK ODRZUTKA I, O ILE DENIS I NIKO JAKO PEŁNOLETNI MOGLI JUŻ OPUŚCIĆ DOM I IŚĆ NA SWOJE, TAK JA Z MAJĄ MUSIAŁYŚMY CZEKAĆ NA ŚLUB, DO CZASU, W KTÓRYM NIE POJAWIŁ SIĘ CHĘTNY NARZECZONY NIE WOLNO NAM BYŁO NAWET WIDYWAĆ SIĘ Z CHŁOPCAMI. MAJA MIAŁA ŁATWIEJ O ZAMĄŻPÓJŚCIE, BO WYCHODZIŁA Z DOMU DO SZKOŁY DLA DZIEWCZĄT, W KTÓREJ UCZYŁA SIĘ SZYĆ, GOTOWAĆ I ZAJMOWAĆ DOMEM. JA NIE OPUSZCZAŁAM DOMU I W SUMIE CIESZYŁAM SIĘ Z TEGO, BO NIGDY NIE NADAWAŁAM SIĘ DO POKAZYWANIA LUDZIOM. OJCIEC NIGDY NIE KUPOWAŁ MI ANI UBRAŃ, ANI BUTÓW, NOSIŁAM WSZYSTKO PO SIOSTRZE I SAMA ŁATAŁAM DZIURY. CIĘŻKO MI BYŁO, ALE PO TYLU LATACH PRZYWYKŁAM I DO TEGO STYLU ŻYCIA, I DO TRAKTOWANIA MNIE JAK POPYCHADŁO, W SUMIE, TO GDZIEŚ W ŚRODKU BYŁAM POPYCHADŁEM, NIE ZNAŁAM INNEGO ŻYCIA I NIE UMIAŁAM ZACHOWYWAĆ SIĘ INACZEJ, WIEDZIAŁAM DOSKONALE, ŻE DO ŚMIERCI WŁAŚNIE TAK BĘDĘ FUNKCJONOWAĆ, BO NA NIC INNEGO NIE ZASŁUGIWAŁAM I NIC NIE BYŁAM WARTA.

OBUDZIŁY MNIE PIERWSZE PROMIENIE WSCHODZĄCEGO SŁOŃCA I SZYBKO ZERWAŁAM SIĘ NA NOGI, JAK NAJCISZEJ UDAŁAM SIĘ DO KUCHNI, ŻEBY PRZYGOTOWAĆ WSZYSTKO, ZANIM RESZTA RODZINY POWSTAJE. TO MAŁE POMIESZCZENIE Z KILKOMA SZAFKAMI I CZTEROPALNIKOWĄ KUCHENKĄ GAZOWĄ, W KTÓREJ DZIAŁAŁY TYLKO DWA PALNIKI, NAJWIĘKSZY I NAJMNIEJSZY. KIEDY ŚNIADANIE MIAŁAM JUŻ PRZYGOTOWANE, USŁYSZAŁAM PIERWSZE KROKI W POKOJU OBOK, A TO OZNACZAŁO, ŻE BRACIA TEŻ SĄ JUŻ NA NOGACH. SZYBKO ROZŁOŻYŁAM TALERZE NA STOLIKU I POUKŁADAŁAM SZKLANKI NA HERBATĘ, MUSIAŁAM SIĘ WYROBIĆ PRZED PRZYJŚCIEM OJCA, BO NIE WOLNO MI BYŁO BYĆ Z NIMI PODCZAS POSIŁKU. ZANIM CHŁOPAKI ZAWITALI, USŁYSZAŁAM ZA SOBĄ GŁOS SIOSTRY.

— DZIEŃ DOBRY — SZEPNĘŁA I SZYBKO POCAŁOWAŁA MNIE W GŁOWĘ, ŻEBY NIKT TEGO NIE ZAUWAŻYŁ.

— CZEŚĆ — ODPOWIEDZIAŁAM SZEPTEM — JAK SPAŁAŚ?

— NA PEWNO LEPIEJ OD CIEBIE — MRUKNĘŁA, NIE SPUSZCZAJĄC WZROKU Z KORYTARZA, W KTÓRYM ZA KILKA MINUT POWINIEN POJAWIĆ SIĘ OJCIEC — DŁUGO WCZORAJ SIEDZIAŁAŚ?

— DO CZWARTEJ.

— ZAMĘCZYSZ SIĘ — WYCZUWAŁAM W JEJ GŁOSIE SMUTEK, ALE TO NICZEGO NIE ZMIENIAŁO.

— DAJ SPOKÓJ, JAKOŚ MUSZĘ SOBIE RADZIĆ — NIE MOGŁYŚMY MÓWIĆ DALEJ, BO OTO NADSZEDŁ PAN I WŁADCA OJCIEC.

BEZ SŁOWA USIADŁ PRZY STOLE, A ZARAZ ZA NIM MOI BRACIA, KTÓRZY CORAZ BARDZIEJ ROBILI SIĘ DO NIEGO PODOBNI. BEZ WYTCHNIENIA UKŁADAŁAM NA TALERZACH PIECZYWO I NALAŁAM DO SZKLANEK ŚWIEŻO ZAPARZONĄ HERBATĘ. SPOJRZAŁAM OSTATNI RAZ, CZY WSZYSTKO, CO POTRZEBNE JEST NA STOLE I RUSZYŁAM W STRONĘ DRZWI, NIESTETY, OJCIEC W OSTATNIM MOMENCIE ZŁAPAŁ MNIE ZA NADGARSTEK I POCIĄGNĄŁ DO SIEBIE TAK MOCNO, ŻE PRAWIE SIĘ PRZEWRÓCIŁAM. BEZ OSTRZEŻENIA UDERZYŁ MNIE W TWARZ I KOLEJNY RAZ POCIĄGNĄŁ ZA RĘKĘ, SPROWADZAJĄC MNIE DO KLĘKU. NIE WIEDZIAŁAM O CO CHODZI I Z BŁAGANIEM O LITOŚĆ PATRZYŁAM W OCZY RODZEŃSTWA. CHŁOPAKI NIE ZWRACALI NA MNIE UWAGI, ZA TO MAJA WYGLĄDAŁA NA ZASKOCZONĄ.

— NIE WIESZ O CO CHODZI? — OJCIEC GŁOŚNO WARKNĄŁ I ZACISNĄŁ DŁOŃ NA MOICH WŁOSACH, CZEKAJĄC NA ODPOWIEDŹ.

JA TYLKO POKRĘCIŁAM PRZECZĄCO GŁOWĄ, BO NIGDY NIE CHCIAŁ, ŻEBYM SIĘ DO NIEGO ODZYWAŁA. NIE ZDĄŻYŁAM POMYŚLEĆ JAK UNIÓSŁ STOJĄCĄ NA STOLE SZKLANKĘ I GORĄCĄ HERBATĄ CHLUSNĄŁ W MOJĄ TWARZ. NIEOPISANY BÓL PRZESZYŁ MOJĄ SKÓRĘ, CZUŁAM, JAKBY MOJE OCZY SIĘ TOPIŁY OD GORĄCA, ALE POWSTRZYMYWAŁAM KRZYK BÓLU, BO WIEDZIAŁAM, ŻE TO NIE POMOŻE, DOSTAŁABYM DRUGI RAZ. SKÓRA PALIŁA MNIE CORAZ BARDZIEJ, A ON NIE ODPUSZCZAŁ, PODNIÓSŁ SIĘ Z KRZESŁA I UDERZYŁ PONOWNIE, TYM RAZEM UPUSZCZAJĄC MNIE NA PODŁOGĘ. SŁYSZAŁAM JAK DO MNIE PODCHODZI I SZYBKO SIĘ PODNIOSŁAM, ZE ŁZAMI W OCZACH PATRZYŁAM JAK ROBI KOLEJNY KROK W MOJĄ STRONĘ I BAŁAM SIĘ NAWET NA NIEGO PATRZEĆ.

— NIE POSŁODZIŁAŚ HERBATY NIEMOTO — WARKNĄŁ TUŻ PRZY MOJEJ TWARZY — NIE NAUCZYŁAŚ SIĘ PRZEZ TYLE LAT? ODPOWIADAJ!

— PRZEPRASZAM, JUŻ SZYKUJĘ ŚWIEŻĄ — SZEPTAŁAM, BOJĄC SIĘ, ŻE ZNÓW BĘDZIE MNIE BIŁ.

— I? — SZARPNĄŁ MNIE ZA WŁOSY, ODCHYLAJĄC GŁOWĘ MOCNO DO TYŁU.

— TO SIĘ JUŻ NIGDY NIE POWTÓRZY — PRZEŁKNĘŁAM ŚLINĘ, LICZĄC, ŻE TO WYSTARCZY, ŻEBY MNIE PUŚCIŁ.

POCZUŁAM ULGĘ I ZOBACZYŁAM JAK OTRZEPUJE DŁOŃ Z WŁOSÓW, KTÓRE MI WYRWAŁ. MIAŁAM OCHOTĘ SIĘ ROZPŁAKAĆ, MÓJ PODBRÓDEK DRŻAŁ TAK BARDZO, ŻE ZACZĘŁAM SZCZĘKAĆ ZĘBAMI. SZYBKO ODWRÓCIŁAM SIĘ W STRONĘ KUCHENKI, ŻEBY TEGO NIE ZAUWAŻYŁ I JAK NAJSZYBCIEJ STARAŁAM SIĘ PRZYGOTOWAĆ GORĄCY NAPÓJ, TYM RAZEM NIE ZAPOMNIAŁAM O NICZYM. USTAWIŁAM DZBANEK NA STOLIKU I SZYBKO UCIEKŁAM, NIE CHCĄC ROZPŁAKAĆ SIĘ PRZY NICH.

KIEDY WYBIEGŁAM PRZED DOM, MOJE EMOCJE WYBUCHŁY, SZLOCH WSTRZĄSAŁ MOIM CIAŁEM, A JA STARAŁAM SIĘ JAKOŚ POHAMOWAĆ, ŻEBY NIKT MNIE NIE USŁYSZAŁ, ZASŁONIŁAM DŁOŃMI USTA, ALE BÓL POPARZONEJ SKÓRY DAŁ O SOBIE ZNAĆ, NIE MIAŁAM NAWET DOSTĘPU DO LEKÓW I NIE MOGŁAM ZŁAGODZIĆ CIERPIENIA. POBIEGŁAM ZA DOM I WYCIĄGNĘŁAM ZE STUDNI WODĘ, ZANURZYŁAM W NIEJ ZDJĘTĄ ZE SZNURKA ŚCIERKĘ I PRZYŁOŻYŁAM DO TWARZY. PIERWSZYCH KILKA SEKUND BYŁO NAJGORSZE, SZCZYPANIE BYŁO NIE DO ZNIESIENIA, DOPIERO PO CHWILI POCZUŁAM ULGĘ I CO KILKA MINUT PŁUKAŁAM CIENKI MATERIAŁ I PRZYKŁADAŁAM DO TWARZY KOLEJNY RAZ.

— COŚ CI SIĘ STAŁO? — USŁYSZAŁAM GŁOS I NERWOWO ROZEJRZAŁAM SIĘ WOKOŁO, ZA PŁOTEM STAŁ OKOŁO DWUDZIESTOLETNI CHŁOPAK I DZIWNIE NA MNIE PATRZYŁ.

— NIE — MRUKNĘŁAM I PODNIOSŁAM SIĘ Z ZIEMI.

— PRZECIEŻ WIDZĘ, MOŻE CI POMOGĘ — PATRZYŁAM JAK PODCHODZI BLIŻEJ SZTACHET I CHCE PRZEJŚĆ NA DRUGĄ STRONĘ.

— NIE PODCHODŹ! — PODNIOSŁAM GŁOS I ROZEJRZAŁAM SIĘ, CZY NIKT NAS NIE WIDZI.

— NIE ZROBIĘ CI KRZYWDY, MAM NA IMIĘ PAWEŁ, MIESZKAM TU OD WCZORAJ — WSKAZAŁ MI MAŁY DOM PO DRUGIEJ STRONIE PŁOTA.

— NIE OBCHODZI MNIE TO — WARKNĘŁAM, BO CZUŁAM, ŻE TA ROZMOWA SKOŃCZY SIĘ DLA MNIE TRAGICZNIE — I NIE ODZYWAJ SIĘ DO MNIE NIGDY.

— KTOŚ CIĘ SKRZYWDZIŁ? — CHŁOPAK NIE ODPUSZCZAŁ, A JA POWOLI ROZPADAŁAM SIĘ ZE STRACHU.

NIE ODPOWIEDZIAŁAM, PRZERZUCIŁAM PRZEZ SZNUREK MOKRĄ ŚCIERKĘ I ROZGLĄDAJĄC SIĘ WOKOŁO POSZŁAM W STRONĘ DOMU. MIAŁAM DZIŚ SPORO PRACY, BO OPRÓCZ DROBIU MIELIŚMY JESZCZE OGRÓDEK, KTÓRYM TEŻ MUSIAŁAM SIĘ ZAJMOWAĆ, ŻEBY MIEĆ CO JEŚĆ, CZASEM OJCIEC PODGLĄDAŁ Z DALEKA CZY PODCZAS PIELENIA NIE JEM JAKICHŚ WARZYW LUB OWOCÓW. POSZŁAM DO KOMÓRKI, KTÓRA JEDNOCZEŚNIE BYŁA MOIM POKOJEM, PO GRABIE I MOTYKĘ, I RUSZYŁAM W STRONĘ GRZĄDEK. BYŁ POCZĄTEK LATA, SŁOŃCE PIĘKNIE ŚWIECIŁO, A JA POCIŁAM SIĘ W DŁUGICH UBRANIACH, BO NIE WOLNO MI BYŁO POKAZYWAĆ NAGIEGO CIAŁA, NAWET NA KOSZULKĘ Z KRÓTKIM RĘKAWEM NIE MIAŁAM CO LICZYĆ, ZA TAKI NEGLIŻ OJCIEC BY MNIE CHYBA ZABIŁ. WEDŁUG NIEGO NAWET MYŚLEĆ O TAKICH RZECZACH PRZED ŚLUBEM NIE WOLNO, NA SZCZĘŚCIE NIE UMIAŁ CZYTAĆ W MOICH MYŚLACH I PÓKI CO MOGŁAM SWOBODNIE MARZYĆ O MĘŻCZYŹNIE SWOJEGO ŻYCIA, TAKIM PIĘKNYM I DOBRYM, TAKIM, KTÓRY BY MNIE KOCHAŁ I DBAŁ TYLKO O MNIE, KTÓREGO BYM SIĘ NIE BAŁA, A ON Z UŚMIECHEM SZEPTAŁBY MI DO UCHA COŚ MIŁEGO I POWOLI ZDEJMOWAŁBY ZE MNIE UBRANIA, SYCĄC OCZY WIDOKIEM MOJEGO JUŻ NIEWYCHUDZONEGO I POSINIACZONEGO CIAŁA. KTÓRY KAŻDEGO DNIA DZIĘKOWAŁBY MI ZA TO, ŻE WYDAŁAM NA ŚWIAT JEGO DZIECI I BYŁBY DOBRYM, KOCHAJĄCYM OJCEM I MĘŻEM.

OTARŁAM Z POLICZKÓW ŁZY I POT, KTÓRY PO MNIE SPŁYWAŁ Z WYSIŁKU. NIE MIAŁAM ZŁUDZEŃ, TO TYLKO CHORE MARZENIA, KTÓRE NIGDY SIĘ NIE ZISZCZĄ. OJCIEC WYDA MAJĘ ZA MĄŻ, BO JEST ŚLICZNĄ DZIEWCZYNĄ I MIMO TEGO, ŻE JEST BIEDNIEJSZA OD POLNEJ MYSZY, TO NA PEWNO KTOŚ ZECHCE JĄ ZA ŻONĘ, A JA? BRZYDKA, CHUDA, POOBIJANA I LEDWO UMIEJĄCA CZYTAĆ I PISAĆ. KTO SIĘ NA MNIE SKUSI? ANI ŁADNA, ANI MĄDRA, ANI BOGATA. OD URODZENIA BYŁAM SKAZANA NA ŚMIERĆ Z WYCIEŃCZENIA I CZASEM ŻAŁOWAŁAM, ŻE OJCIEC POZWOLIŁ MI PRZEŻYĆ.

— TO NIE ZA CIĘŻKA PRACA DO CIEBIE? — ZNÓW TEN SAM CHŁOPAK.

— NIE TWOJA RZECZ — WARKNĘŁAM, NIE ODWRACAJĄC DO NIEGO TWARZY, ŻEBY Z DALEKA NIE BYŁO WIDAĆ, ŻE ROZMAWIAMY.

— JAK MASZ NA IMIĘ?

— NIE INTERESUJ SIĘ — ODCHYLIŁAM SIĘ MOCNO W TYŁ, BO STRASZNIE BOLAŁY MNIE PLECY I MIMOWOLNIE ODWRÓCIŁAM TWARZ DO UŚMIECHNIĘTEGO CHŁOPAKA — MARIKA.

— ŁADNIE — WYSZCZERZYŁ SIĘ, A JA WRÓCIŁAM DO PRACY.

— NA TWOIM MIEJSCU BYM TU NIE STERCZAŁA, BO TO SIĘ ŹLE SKOŃCZY.

— CHYBA MI WOLNO — OPARŁ SIĘ O PŁOT I WGAPIAŁ WE MNIE.

— TOBIE MOŻE I TAK — MRUKNĘŁAM I ODESZŁAM KILKA GRZĄDEK DALEJ.

KĄTEM OKA DOSTRZEGŁAM ZMIANĘ W JEGO TWARZY, ZROBIŁ SIĘ NAGLE POWAŻNY I JAKBY ZŁY, ALE PRZECIEŻ NIC MU TAKIEGO NIE POWIEDZIAŁAM. WIDZIAŁAM, JAK Z NIEDOWIERZANIEM POKRĘCIŁ GŁOWĄ I ODSZEDŁ W STRONĘ SWOJEGO DOMU. ULŻYŁO MI, BO JUŻ SIĘ BAŁAM, ŻE BĘDZIE CHCIAŁ TU PRZYJŚĆ, A TEGO BYŚMY NIE PRZEŻYLI OBOJE.

DOSZŁAM DO KOŃCA GRZĄDKI I ZROBIŁAM SOBIE PRZERWĘ, CHOCIAŻ PRZERWA TO TROCHĘ ZBYT WIELE POWIEDZIANE, ZAMIENIŁAM PO PROSTU JEDNĄ PRACĘ NA INNĄ, TERAZ BYŁ CZAS NA PRANIE. NIE MIELIŚMY NAWET NAJPROSTSZEJ PRALKI I WSZYSTKO MUSIAŁAM PRAĆ RĘCZNIE. WYSTAWIŁAM NA PODWÓRKO METALOWE WANIENKI, JEDNĄ DO PRANIA, DRUGĄ DO PŁUKANIA I POSZŁAM DO KOTŁOWNI PO GAR Z GORĄCA WODĄ. SPOJRZAŁAM NA SWOJE PRZEDRAMIONA I WSPOMNIENIA PIERWSZEGO PRANIA WRÓCIŁY, PRZEWRÓCIŁAM WTEDY NA SIEBIE GARNEK Z WRZĄTKIEM I POPARZYŁAM RĘCE, DO DZIŚ MAM BLIZNY, KTÓRE NA SZCZĘŚCIE SĄ JUŻ MAŁO WIDOCZNE.

PRZELAŁAM WODĘ DO DUŻEGO, METALOWEGO WIADRA I NIOSŁAM PRZEZ PODWÓRKO, TO NIC, ŻE DWÓCH BRACI SIEDZIAŁO PRZED DOMEM, ŻADEN MI NIE POMÓGŁ, BO TO NIE ICH ROBOTA. PO PRZYGOTOWANIU WSZYSTKIEGO ROZDZIELIŁAM UBRANIA NA KOLORY I ZACZĘŁAM OD NAJJAŚNIEJSZYCH, WRZUCIŁAM JE DO WANIENKI Z PROSZKIEM I ZANURZYŁAM DŁONIE W GORĄCEJ WODZIE, SZOROWAŁAM W RĘKACH KOLEJNE KAWAŁKI UBRAŃ I CZUŁAM, JAK PROSZEK PRZEŻERA MI SKÓRĘ. OTARŁAM Z CZOŁA POT I ZABRAŁAM SIĘ ZA KOLEJNE UBRANIA, NIE BYŁO TEGO WIELE, WIĘC SZYBKO SZŁO, WYŻYMAŁAM W RĘKACH BLUZKI I WRZUCIŁAM DO WANIENKI Z CZYSTĄ WODĄ PRZYGOTOWANĄ DO PŁUKANIA. TYM RAZEM MOJE DŁONIE DOZNAŁY SZOKU, KIEDY ZANURZYŁAM JE W ZIMNEJ WODZIE, ALE PO CHWILI PRZYZWYCZAIŁAM SIĘ DO TEMPERATURY I PO WYPŁUKANIU WSZYSTKIEGO ZNÓW ODCISNĘŁAM WODĘ I POWIESIŁAM CIUCHY NA SZNURKU. POSZŁAM PO KOLEJNE WIADRO GORĄCEJ WODY I W POŁOWIE DROGI POWROTNEJ POTKNĘŁAM SIĘ O COŚ I PRZEWRÓCIŁAM, POŁOWA ZAWARTOŚCI WIADRA WYLAŁA SIĘ NA TRAWĘ, ŚWIETNIE, ZANIOSŁAM TO, CO ZOSTAŁO DO WANIENKI, ALE ZANIM SIĘ ODWRÓCIŁAM, KTOŚ ZŁAPAŁ MNIE ZA KARK I PRZYCISNĄŁ DO ZIEMI, NIE WIEDZIAŁAM, CO SIĘ DZIEJE, NIE MOGŁAM SIĘ PORUSZYĆ.

— MYŚLISZ, ŻE WODA I OPAŁ JEST ZA DARMO — POZNAŁAM GŁOS OJCA I JUŻ CZEKAŁAM NA KARĘ — DO NĘDZY NAS DOPROWADZASZ DARMOZJADZIE.

ZACISNĄŁ JESZCZE SILNIEJ DŁOŃ NA MOJEJ SZYI I POPCHNĄŁ DO PRZODU, ZANURZAJĄC MOJĄ GŁOWĘ W GORĄCYCH MYDLINACH. STARAŁAM SIĘ WYRWAĆ Z UŚCISKU, ALE WIEDZIAŁAM, ŻE NIE WYGRAM, MIMO TO SZARPAŁAM CIAŁEM, CZUJĄC SZCZYPANIE I TAK JUŻ POPARZONEJ TWARZY. W KOŃCU OJCIEC WYCIĄGNĄŁ MNIE Z WODY I WZIĘŁAM GŁĘBOKI WDECH, NIE MIAŁAM SIŁY, DYSZAŁAM GŁOŚNO, STARAJĄC SIĘ OPANOWAĆ PŁACZ, ALE ZANIM COKOLWIEK ZROBIŁAM, KOLEJNY RAZ ZANURZYŁAM GŁOWĘ W WODZIE. SPOKÓJ TO JEDYNE, CO MOGŁO MNIE URATOWAĆ. CZEKAŁAM, AŻ MNIE WYCIĄGNIE, ALE CZUŁAM, ŻE ZA CHWILĘ ZABRAKNIE MI POWIETRZA. ZNÓW BYŁAM NA POWIERZCHNI, ZACZYNAŁAM KASZLEĆ I KRZTUSIĆ SIĘ, ALE OJCU TO NIE WYSTARCZYŁO, TERAZ Z GŁOŚNYM ŚMIECHEM ZANURZAŁ MNIE W WODZIE I PRAWIE OD RAZU WYCIĄGAŁ, ZANIM ZŁAPAŁAM ODDECH, POWTARZAŁ RUCH I ZNOWU, I ZNOWU, DUSIŁAM SIĘ I TRACIŁAM PRZYTOMNOŚĆ. W KOŃCU RZUCIŁ MNĄ O ZIEMIĘ I ODSZEDŁ, ZOSTAWIAJĄC MNIE NA TRAWIE. NIE BYŁAM W STANIE SIĘ PORUSZYĆ, W GŁOWIE MI SIĘ KRĘCIŁO, A OCZY I SKÓRA TWARZY SZCZYPAŁY TAK, ŻE LEDWO WYTRZYMYWAŁAM.

— DŁUGO BĘDZIESZ SIĘ GUZDRAĆ Z TYM PRANIEM? OBIAD TO NA KOLACJĘ BĘDZIE? — GŁOS OJCA GRZMIAŁ OD STRONY DOMU, A JA OSTATKIEM SIŁ STARAŁAM SIĘ PRZEKRĘCIĆ NA BRZUCH I JAKOŚ PODEPRZEĆ, ŻEBY WSTAĆ.

ZŁAPAŁAM ZA BRZEG METALOWEJ WANIENKI I PODPIERAJĄC SIĘ NA NIEJ PODNIOSŁAM OBOLAŁE CIAŁO I WRÓCIŁAM DO PRACY, JUŻ NIEWIELE MI ZOSTAŁO. PODNIOSŁAM WZROK I ZOBACZYŁAM WBITE WE MNIE CIEMNE OCZY SĄSIADA, PATRZYŁ NA MNIE Z LITOŚCIĄ, KTÓREJ NIE POTRZEBOWAŁAM, ALE MIMO TEGO NIE UMIAŁAM ODWRÓCIĆ WZROKU, CZUŁAM PŁYNĄCE PO POLICZKACH ŁZY I DRŻENIE PODBRÓDKA. CHŁOPAK OTWORZYŁ USTA, JAKBY CHCIAŁ COŚ POWIEDZIEĆ, ALE KIWNĘŁAM PRZECZĄCO GŁOWĄ I WZIĘŁAM SIĘ ZA PRANIE. SZYBKO SKOŃCZYŁAM ROBOTĘ I ZABRAŁAM SIĘ ZA OBIAD, WYCIĄGNĘŁAM Z PIWNICZKI ZIEMNIAKI I USIADŁAM NA TRAWIE Z NOŻEM W RĘCE. CZASEM MIAŁAM OCHOTĘ UŻYĆ TEGO NOŻA, ŻEBY SKRÓCIĆ SWOJE ŻYCIE, ALE NIGDY NIE ZDOBYŁAM SIĘ NA ODWAGĘ. Z GOTOWYMI WARZYWAMI POSZŁAM DO KUCHNI I WZIĘŁAM SIĘ ZA GOTOWANIE. ZE WZGLĘDU NA MAŁĄ ILOŚĆ PALNIKÓW NAJCZĘŚCIEJ ROBIŁAM DANIA JEDNOGARNKOWE, DZIŚ NIE BYŁO WYJĄTKU, OBSMAŻYŁAM WARZYWA NA PATELNI I WRZUCIŁAM DO DUŻEGO GARNKA. ODWRÓCIŁAM SIĘ DO STOŁU, ŻEBY MÓC POKROIĆ KIEŁBASĘ I PODSKOCZYŁAM, KIEDY W PROGU KUCHNI STANĄŁ PAWEŁ.

— IDŹ STĄD — WARKNĘŁAM CICHO I SPOJRZAŁAM, CZY OJCIEC NIE IDZIE.

— DZIEWCZYNO CO ON CI ROBI? — SZEPNĄŁ DO MNIE, A JA MYŚLAŁAM, ŻE ZARAZ SIĘ ROZPŁACZĘ.

— WYNOŚ SIĘ — PODESZŁAM Z NOŻEM, ALE SIĘ MNIE NIE BAŁ.

— JAK POTRZEBUJESZ POMOCY, TO POWIEDZ — ZŁAPAŁ MNIE ZA NADGARSTEK, ALE SZYBKO SIĘ WYRYWAM I PODESZŁAM DO STOŁU.

— NIE MA OJCA PROSZĘ PANA, NIECH PAN PÓŹNIEJ PRZYJDZIE- SPECJALNIE POWIEDZIAŁAM TO GŁOŚNO, BO USŁYSZAŁAM KROKI OJCA ZA DRZWIAMI.

DRZWI Z HUKIEM SIĘ OTWORZYŁY, OJCIEC SPOJRZAŁ NA MNIE, A PO SEKUNDZIE PRZENIÓSŁ WZROK NA CHŁOPAKA.

— CZEGO TU? — BURKNĄŁ, A MNIE PRZESZEDŁ DRESZCZ NA SAMĄ MYŚL CO SIĘ STANIE.

— JESTEM NOWYM SĄSIADEM — NA SZCZĘŚCIE PAWEŁ ZAŁAPAŁ O CO CHODZI — PRZYSZEDŁEM SIĘ PRZYWITAĆ.

OJCIEC Z NIEDOWIERZANIEM NA NIEGO POPATRZYŁ, A JA, JAKBY NIGDY NIC SZYKOWAŁAM POSIŁEK. PAWEŁ STAŁ JESZCZE CHWILĘ W PROGU, ALE ŻADEN Z NICH SIĘ NIE ODZYWAŁ.

— PÓJDĘ JUŻ, DO WIDZENIA — CHŁOPAK WYSZEDŁ, A OJCIEC TRZASNĄŁ ZA NIM DRZWIAMI I JEDNYM KROKIEM STAŁ JUŻ PRZY MNIE.

— CO ON TU ROBIŁ? — WARKNĄŁ, A JA PODNIOSŁAM NA NIEGO PRZERAŻONY WZROK I WZRUSZYŁAM RAMIONAMI — NIE BĘDĘ TOLEROWAŁ KUREWSTWA W DOMU!

— ALE JA NIE…

— MILCZ SUKO! — SPOJRZAŁAM JAK BIERZE ZAMACH I OSTATNIE CO ZAPAMIĘTAŁAM, TO JAK UPADŁAM NA STOLIK, A POTEM TYLKO BÓL W SKRONI I CIEMNOŚĆ.Rozdział 2

Powoli uchyliłam bolące powieki i pierwsze co zobaczyłam, to delikatne światełko z lampki stojącej na podłodze po drugiej stronie pokoju. Moja głowa boleśnie pulsowała, a piszczenie w uszach było nie do wytrzymania. Starałam przypomnieć sobie co się wydarzyło, ale nic nie przychodziło mi do głowy, dopiero po chwili jak przez mgłę zaczęły do mnie docierać strzępki wspomnień, ojciec, jego ostatniego pamiętałam, nieprzyjemny dreszcz przebiegł po moim obolałym ciele na samo wspomnienie tego, co zrobił, niestety tym razem znów przeżyłam. Wiedziałam, że nie uwierzy w moje zapewnienia i zanim się porządnie wyżyje, to będę długo cierpiała.

Starałam się poruszyć i usiąść na łóżku, ale wszystko mnie strasznie bolało, przekręciłam delikatnie głowę na bok i wytężyłam wzrok, próbując określić, gdzie właściwie jestem, bo nie była to komórka, w której sypiałam, a nie sądziłam, że ojciec pozwolił położyć mnie w domu. Wyostrzyłam wzrok i zamrugałam szybko kilka razy, to nie było żadne z pomieszczeń mojego domu. Poderwałam się na łóżku, ale szybko opadłam z głośnym jękiem.

— Leż spokojnie — usłyszałam cichy, spokojny głos, ale nie widziałam nikogo obok siebie, to omamy?

Kolejny raz uniosłam lekko ciało i wsparłam się na rękach, nagle znikąd pojawił się nade mną wysoki mężczyzna, odruchowo uchyliłam się od ciosu i czekałam na uderzenie, które miało za moment nastąpić, a jednak nic takiego się nie stało. Poczułam jak materac obok mnie się ugiął, a ja zaczęłam się trząść.

— Nie bój się, niczego złego ci nie zrobię.

Powoli otworzyłam oczy i z bólem spojrzałam w oczy mojego rozmówcy, wiedziałam, że tragedia wisi w powietrzu.

— Gdzie jestem? — spytałam cicho i odsunęłam się od wpatrzonego we mnie Pawła.

— U mnie w domu — odpowiedział spokojnie i przysunął się do mnie — słyszałem jak na ciebie krzyczał, a później wybiegł z domu. Przyniosłem cię tu i wezwałem lekarza.

Zasłoniłam ciało rękami i sama nie wiedziałam, co mam mu powiedzieć. Wiedziałam, że ojciec zabije mnie jak tylko mnie znajdzie.

— Opowiesz mi co się stało? — chłopak wyciągnął do mnie dłoń, a ja nerwowo odskoczyłam, uderzając głową w ścianę za plecami.

Skrzywiłam się z bólu, ale się nie odezwałam, bałam się, bo miałam zawroty głowy i uczucie, jakbym miała zaraz zwymiotować. Paweł chyba się tego spodziewał, bo w mgnieniu oka podsunął mi przed twarz miskę. Starałam się powstrzymać, bo nie wyobrażałam sobie zrobić tego przy nim, ale to było silniejsze od mojej woli. Kilkoma chluśnięciami wyrzuciłam z siebie zawartość żołądka i kiedy tylko poczułam, że jest lepiej wyrwałam mu naczynie z ręki.

— Przepraszam — mój głos drżał ze strachu — ja to zaraz posprzątam, nie chciałam.

Chłopak popatrzył na mnie, marszcząc brwi, a ja mało się nie rozpłakałam. Zanim zareagował, poderwałam się z łóżka i prawie upadłam na podłogę. W ostatniej chwili Paweł mnie złapał i wziął na ręce, nie wiedziałam, jak mam zareagować w takiej chwili, nikt nigdy tak się wobec mnie nie zachowywał.

— Przepraszam cię — wyszeptałam bezsilnie i pociągnęłam nosem.

— Nie przepraszaj — mówił do mnie tak czule, jak jeszcze nikt nigdy — masz wstrząs mózgu, musisz odpocząć.

— Muszę do domu — zaczęłam płakać, bo doskonale wiedziałam, jak ta wizyta się dla mnie zakończy — wypuść mnie.

— Co on ci robi? — spojrzał na mnie tym razem poważnie i wręcz groźnie.

— Nic takiego, zasłużyłam…

— Co ty gadasz? Nikt nie zasługuje na takie traktowanie! — podniósł głos, a ja wcisnęłam się plecami w ścianę.

— To mój ojciec.

— Bydlę nie ojciec! — krzyknął, a ja się uchyliłam.

— Nie mów tak, jemu też nie jest łatwo — płakałam i zasłaniałam twarz dłońmi.

— Słyszysz co ty bredzisz? Jaki ojciec traktuje tak swoje dziecko?

Nie odpowiedziałam, otarłam z policzków łzy i powoli wstałam z łóżka. Niespodziewanie facet złapał mnie mocno, ale nie boleśnie za ramiona i przyciągnął lekko do siebie.

— Dziewczyno, ocknij się! Nie można tak żyć.

Patrzyłam w te jego śliczne, ciemne oczy i bałam się odezwać, chciałam podzielić się z kimś swoim bólem, ale nie wiedziałam, czy mogę mu zaufać. Po tylu latach bałam się każdego mężczyzny, ale on… w nim było coś innego, coś łagodnego, coś z czym nigdy się nie spotkałam.

— Zasłużyłam na takie życie — widziałam w jego oczach niepewność, ale nie odezwał się i nie wypuścił mnie z uścisku — zabiłam swoją mamę — szepnęłam i opadłam na łóżko, zalewając się łzami — pewnie gdyby żyła, to wszystko wyglądałoby inaczej, ojciec nie traktowałby nas w ten sposób.

— Jak to zabiłaś? Co zrobiłaś? — kucnął przed moją twarzą i otarł mi z policzków łzy.

Naprawdę miałam mu opowiadać historię swojego życia? Znałam go raptem jeden dzień, a on zachowywał się jak mój najlepszy przyjaciel, podobało mi się to dokładnie tak samo jak przerażało, nie ufałam nikomu nigdy i zawsze byłam zdana tylko na siebie. Dlaczego tak nagle pojawił się obcy facet, który chce mi pomóc? Z drugiej strony co miałam do stracenia? Nic.

Podciągnęłam nogi bliżej siebie i objęłam je rękami, odsuwając się tym samym od niego, mimo wszystko bardzo się bałam dotyku. Powoli opowiedziałam mu o tym jak ciężki mama miała poród, jak mimo dobrej opieki lekarskiej nie można było zatamować krwawienia i jak zmarła kilka godzin później. Zanosiłam się płaczem, wspominając, ile razy w życiu ojciec mi przypominał tę tragedię, o którą do dziś wszyscy mnie oskarżają.

— Rodzeństwo całe lata patrzyło na mnie jak na mordercę, a ja nie chciałam przecież tego zrobić — płakałam, szukając w jego oczach zrozumienia, ale tylko pokręcił głową i wyszedł z pokoju.

Czego miałam się spodziewać? Współczucia? Wsparcia? Nigdy go nie dostałam, przez osiemnaście lat swojego życia nikt nie interesował się tym jak mi się żyje ze świadomością, że jestem matkobójczynią.

Wykorzystując, że nie było go w pokoju powoli zeszłam z łóżka i spojrzałam pod nogi w poszukiwaniu butów, niczego nie znalazłam i na boso ruszyłam w stronę drzwi, wszędzie panowała ciemność, która mnie przytłaczała. Bezszelestnie uchyliłam drzwi wyjściowe i spojrzałam na ścieżkę, kręciło mi się w głowie, ale nie mogłam dłużej tu zostać, jeden krok Marika, mówiłam sama do siebie, wierząc, że to mi pomoże, gdzieś z oddali słyszałam głos ojca, pewnie się martwił, gdzie zniknęłam, mimo tego jak mnie traktował wierzyłam, że gdzieś w środku mnie kocha, był w końcu moim ojcem. Chciałam się odezwać, żeby mnie znalazł, ale w tej samej chwili Paweł zacisnął dłoń na moich ustach, a drugą ręką mocno objął w pasie i pociągnął do wnętrza. Gorący dreszcz lęku przeszedł przez moje ciało i wręcz bałam się pomyśleć co mi zrobi. Mimo tego, że mocno mnie trzymał to był delikatny, jakby bał się, że zrobi mi krzywdę, to było dziwne uczucie, ale przyjemne, pierwszy raz nie chciałam, żeby mnie puszczał, potrzebowałam jego dotyku i bliskości, której do tej pory bardzo się bałam. Jego szybki oddech owiewał moją szyję, a ja zaczynałam drżeć.

— Nie uciekaj — warknął dość groźnie, a ja zacisnęłam powieki — tu nic ci nie grozi.

Odetchnęłam z żalem, kiedy poluźnił uścisk i pozwolił mi się do niego odwrócić.

— Kiedyś będę musiała wrócić do domu — szepnęłam i opuściłam wzrok.

— Możesz tu mieszkać — mruknął, ale na mnie nie patrzył.

— Mam dom.

Dopiero teraz podniósł na mnie wzrok i litościwie się zaśmiał.

— Miejsce, w którym jesteś bita, poniewierana i głodzona nazywasz domem? — znów zaczynał krzyczeć, a ja strasznie się tego bałam — nawet najpodlejsze zwierzęta nie traktują tak swoich dzieci!

— Nie rób tego — zrobiłam krok w tył, szukając za plecami klamki.

— To ty tego nie rób — podszedł tak blisko mnie, że czułam na sobie jego ciepło, było inaczej, było dziwnie przyjemnie — zostań chociaż kilka dni, on cię już tu szukał, na szczęście zdążyłem cię ukryć i więcej tu nie przyjdzie. Daj sobie czas na wydobrzenie.

— Boję się — zaszlochałam, a on schował mnie w swoich ramionach.

Nigdy nie podejrzewałam, że bliskość drugiego człowieka może być taka miła, jednak wiedziałam, że to długo nie potrwa, ponieważ albo ojciec mnie znajdzie, albo Paweł zacznie mnie bić.

— Zostań — szepnął blisko mojego ucha, a ja poczułam przyjemny dreszcz i jeszcze bardziej się w niego wtuliłam.

Niespodziewanie chłopak uniósł mnie nad ziemię i jak dziecko zaniósł z powrotem do pokoju. Bez słowa położył się razem ze mną na łóżku i nie wypuszczając z objęć zaczął mną lekko kołysać. Robiło mi się coraz bardziej błogo, ale nie chciałam zasypiać, bałam się stracić cokolwiek z tej chwili, w końcu sen wziął górę i odpłynęłam, wsłuchując się w ciche pomrukiwania mojego… przyjaciela?

Zaspałam! To pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy, zanim jeszcze otworzyłam oczy. Zerwałam się z materaca i zakołysało mi się w głowie, resztką siły złapałam się ramy łóżka i przypomniałam sobie, gdzie jestem. Szybko obleciałam wzrokiem pomieszczenie, w którym byłam, to niewielki pokój, w którym stało tylko dość szerokie łóżko, dwie komody i stolik z krzesełkiem. Pawła nigdzie nie było ani słychać, ani widać, trochę mnie to przeraziło, ale zanim się podniosłam drzwi pokoju się otworzyły i stanął w nich on, facet, na którego widok się uśmiechałam, i którego z każdą mijającą minutą przestawałam się bać. Trzymał w rękach kubki, a zapach kawy rozchodził się po całym pomieszczeniu.

— Nie wiedziałem czy słodzisz, czy z mlekiem? — uśmiechnął się, jakby zawstydzony, a mi serce rosło.

— W zasadzie nie wiem — teraz to ja ze wstydem opuściłam wzrok — nigdy nie piłam kawy.

Spojrzałam w górę i dostrzegłam zmianę w jego twarzy, był zły i nie umiał tego ukrywać, podszedł do stolika i ustawił na nim niebieskie kubki.

— No to dziś spróbujesz, jak nie będzie ci smakować, to przygotuję herbatę.

— Nie! — krzyknęłam i skuliłam się z obawy przed jego reakcją — tylko nie herbatę — czułam, jak drży mi podbródek — kawa na pewno będzie pyszna.

Paweł ze zrozumieniem pokiwał głową i przysunął stolik, tak żebym mogła sięgnąć kubek bez wstawania z łóżka. Kawa była ohydna, ale nie chciałam robić przykrości gospodarzowi i nic nie mówiłam, po kilku łykach sam chyba dostrzegł mój niesmak i przyniósł mleko i cukier. Teraz była zdecydowanie smaczniejsza i w sumie mogłabym polubić poranną kawę, zwłaszcza w tak miłym towarzystwie.

Paweł prawie cały dzień nie wychodził z domu, a jeśli już znikał to dosłownie na kilka minut. Trochę mnie to krępowało, bo nie chciałam nadużywać jego gościnności, pomijając już ryzyko wtargnięcia tu ojca, tym razem by mnie chyba zakatował. Ze względu na utrzymanie tajemnicy nie mogłam nawet wyjrzeć przez okno, siedziałam cały dzień zamknięta w pokoju, Paweł nie pozwalał mi niczego zrobić, nie rozumiejąc, że chciałam się jakoś odwdzięczyć za pomoc. Było tu inaczej, niż w domu, było cicho i spokojnie, a mimo wszystko podskakiwałam na każdy głośniejszy dźwięk, czy kroki Pawła. Chłopak przestał się nawet odzywać, bo źle reagowałam na każdy podniesiony nawet podczas śmiechu głos.

Wieczór zbliżał się wielkimi krokami i zwiększał się mój lęk o siebie i o niego.

— Posłuchaj — stanął w drzwiach, ale nie wszedł dalej — ja będę dziś spał w kuchni co? Będziesz się swobodniej czuła — uśmiechnął się lekko i cofnął, zamykając za sobą drzwi.

Otuliłam się kołdrą po samą głowę i rozmyślałam o swoim życiu, wiedziałam, że nie mogę zostać na zawsze. Paweł w końcu będzie chciał mieć ze mnie jakiś użytek i znów będzie to samo lub wyrzuci mnie z domu, a ojciec zrobi ze mną co zechce. Nie było dobrego wyjścia, każdy kolejny dzień byłby dla mnie czekaniem na nieuniknioną egzekucję. Po długich rozmyślaniach postanowiłam uciec, musiałam tylko uśpić jakoś czujność Pawła i przeczekać poszukiwania ojca.

Ze snu wyrwał mnie dziwny hałas, jakby głośna rozmowa, usiadłam na łóżku, ale zanim zapaliłam lampkę do pokoju z impetem wbiegł Niko, zamarłam, bo już wiedziałam, co się święci.

— Tu jest ta szmata! — krzyknął i po chwili w progu stanął mój ojciec.

Najdziwniejsze było to, że nie bałam się o siebie, rozglądałam się za Pawłem, ale nigdzie go nie było. Ojciec jednym skokiem był już przy mnie, uderzył mnie z całej siły w twarz, a potem znowu i jeszcze raz, i jeszcze, po czwartym uderzyłam policzkiem w ramę łóżka i upadłam na podłogę. Ojciec chwycił mocno mój nadgarstek i bez litości ciągnął po podłodze w stronę wyjścia, nie płakałam, nie krzyczałam, szukałam Pawła, musiał gdzieś tu być. Ojciec zawlekł mnie do kuchni i zobaczyłam jak kilku wielkich facetów okłada leżącego na podłodze chłopaka, wiedziałam od razu kim jest. Zaczęłam się szarpać i wyrywać z uścisku za co dostałam kopniaka w żebra. Twarz chłopaka ociekała już krwią, a jego ciało bezwładnie kołysało się od kolejnych uderzeń. Nie mogłam sobie podarować, że to przeze mnie. Łapałam się wszystkiego, czego mogłam, żeby się zatrzymać i móc go przeprosić, ale bracia chwycili mnie za obie ręce i wynieśli z domu. Będąc przed domem słyszałam jak go biją i jedyne, czego chciałam, to umrzeć, nie umiałabym spojrzeć mu w oczy…

W domu czekała mnie moja kara, ojciec bił mnie skórzanym pasem tak długo, aż straciłam czucie, skóra na moich plecach była pocięta do krwi, a ślady od klamry miałam na nogach i rękach. Kiedy już nie miałam siły się poruszyć zostawił mnie w mojej komórce i wyszedł. Dławiłam się krwią spływającą mi do gardła, a przed oczami wciąż miałam Pawła, prosiłam, żeby dał mi odejść nie bez powodu, czułam, że tak się to skończy. Otarłam dłonią spływające łzy pomieszane z krwią i zawyłam z rozpaczy, wiedziałam, że ojciec nie da mi umrzeć, będzie się teraz nade mną pastwił, ale to nic, ja wszystko zniosę, muszę przeprosić Pawła, chociaż na jego miejscu nie chciałabym się do mnie zbliżać.

Obudził mnie nieopisany ból całego ciała, nie byłam w stanie się podnieść, a musiałam iść przygotować śniadanie. Ostatkiem siły podniosłam się z pryczy i opuściłam stopy na podłogę, była przyjemnie chłodna, spojrzałam na swoje nogi i zamarłam, były całe sine. Nie mogłam wsunąć stóp w buty, bo były tak opuchnięte, trudno, chciałam wstać, ale tylko się zachwiałam i usiadłam z powrotem.

— Dalej Marika — powiedziałam sama do siebie, ale kiedy tylko się podniosłam rąbnęłam jak długa na betonową podłogę.

Nie miałam siły, nie mogłam i, choćbym chciała, to nie dałabym rady wstać do pracy. Znów odpłynęłam, widząc przed sobą uśmiechnięte oczy swojego jedynego przyjaciela. On jeden darzył mnie jakimś dobrym uczuciem, a przeze mnie spotkał go taki los.

Skrzypnięcie drzwi wyrwało mnie ze snu, ale nawet nie drgnęłam, było mi już wszystko jedno kto przyszedł i po co. Zaskoczona poczułam delikatne dłonie na twarzy i uchyliłam powieki.

— Boże co on ci zrobił — Maja szepnęła tak cicho, że ledwo ją zrozumiałam.

— Idź stąd, nie może cię tu zobaczyć — spojrzałam przerażona w stronę drzwi.

— Wszyscy trzej gdzieś pojechali, mamy parę minut — mruknęła i pomogła mi wstać z podłogi.

— Wiesz, co z Pawłem? — odważyłam się spytać.

— Nie wiem — szepnęła — ojciec zakazał mi wychodzić i wybacz, ale go posłucham.

— Wiem, bardzo dobrze. Ja jutro będę mogła już wstać to sama postaram się czegoś dowiedzieć, a teraz idź już — odepchnęłam ją od siebie, bo nie chciałam, żeby skończyła jak ja.

Przespałam prawie cały dzień i dziwiłam się, że nikt do mnie nie zaglądał, chociaż słyszałam głosy braci i ojca. Dopiero w środku nocy przyszła Maja. Cicho usiadła obok mnie, ale milczała, w jej oczach były łzy i aż bałam się zapytać co jej zrobili.

— Kochana moja, nie płacz — objęłam ją tyle, ile mogłam i przytuliłam — przepraszam, gdybym mogła wstać to na mnie by się wyżywali.

— To nie o to chodzi — mruknęła i otarła łzy z policzków — nic mi nie zrobili, tylko krzyczą.

— To czemu płaczesz?

— Ten chłopak, u którego cię znaleźli… — wstrzymała oddech i opuściła wzrok — nie żyje…Rozdział 4

Facet prowadził mnie między wpatrzonymi we mnie obcymi ludźmi, a ja mimo wszystko w każdych oczach szukałam ratunku. Nie wiem, czy ja tak źle wyglądałam, czy mój nowy właściciel tak groźnie, ale co chwilę ktoś na nas spoglądał i odwracał wzrok, to nie wróżyło niczego dobrego, choć dla mnie nie miało to już znaczenia, starałam się wierzyć, że tam, dokąd jadę będzie mi lepiej. Wyszliśmy poza plac targowiska, podchodząc do ślicznego, srebrnego auta. Nigdy czegoś takiego nie widziałam, w sumie to rzadko widywałam samochody. Ten był wyjątkowy, wielki, elegancki i chyba nowiutki, drobinki na lakierze mieniły się w słońcu, a ja wpatrywałam się w to cudo jak urzeczona, jedno było pewne kosztował majątek. Chłopak wyjął z kieszeni małe urządzenie i nacisnął guzik, w tym samym momencie światła w aucie zamrugały, a ja uśmiechnęłam się jak mała dziewczynka. Chłopak spojrzał na mnie litościwie i próbował wyjąć mi torbę z ręki, odskoczyłam w nerwach, ale on nie bardzo reagował na moje odruchy. Szarpnął torbę i wrzucił ją na tył auta, chciałam usiąść, ale zamknął mi drzwi przed nosem i otworzył te z przodu. Nie wiedziałam, jak się zachować, odruchowo rozejrzałam się wokoło, sądząc, że to nie ja mam tam usiąść. Nagle chłopak położył dłoń na moich plecach i lekko popchnął mnie w stronę otwartych drzwi.

— Zapraszam — mruknął i podał mi dłoń, pomagając wsiąść.

To jakiś sen, nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę, nic nie rozumiałam z tego, co działo się wokół mnie i bałam się coraz bardziej. Patrzyłam jak facet okrąża wóz i siada za kierownicą, uruchomił silnik, ale nie ruszył z miejsca.

— Pasy — warknął, aż podskoczyłam.

Wyciągnęłam rękę i szarpnęłam pas, który po chwili się zatrzymał, przerażona szarpałam się ze łzami w oczach, zepsułam, na pewno coś zepsułam! Pociągnęłam pasem jeszcze kilka razy, ale nie wyjeżdżał dalej. Mało się nie rozpłakałam, kiedy facet z szerokim uśmiechem pochylił się w moją stronę i poluźnił mój pas. Był tak blisko mnie, że czułam jego ciepły zapach, ładnie pachniał. Wpatrywałam się w jego duże oczy z nieukrywanym strachem, ale tylko się śmiał, nawet nie zauważyłam, kiedy wyciągnął płynnie pas i wpiął klamrę w zamek.

Jechaliśmy w ciszy, kompletnej ciszy, bo nawet silnika nie było słychać. Ja bałam się odezwać, a mój towarzysz nawet nie zwracał uwagi na to, że tam byłam.

— No pytaj — mruknął, a ja się spięłam ze strachu.

Chwilę milczałam, ale w końcu odważyłam się odezwać.

— Czemu pan to zrobił? Jest pan… — urwałam nagle.

— Jaki?

— Może mieć pan każdą dziewczynę, po co ja panu? — szepnęłam i otarłam z policzka łzę.

Chłopak parsknął śmiechem i pokręcił głową.

— Jesteś taka głupia, czy tylko udajesz? — popatrzył na mnie z pogardą, dokładnie tak, jak patrzył na mnie ojciec.

— Przepraszam pana — mruknęłam i opuściłam głowę.

Jechaliśmy dość długo, ale samochód był bardzo wygodny, więc podróż nie męczyła, bardziej męczyła mnie niepewność mojej przyszłości, zwłaszcza że pan kierowca niewiele chciał mi powiedzieć.

— Nie kupiłem ciebie dla siebie — odezwał się w końcu — ja tylko za ciebie zapłaciłem. Po co mi dziewczyna? Świat jest pełen dziwek, które za kasę zrobią wszystko, na co mi panna?

— Przepraszam, myślałam… nie chciałam pana urazić — skubałam mankiet bluzki i nawet nie podnosiłam na niego wzroku.

Kiedy nasza podróż dobiegła końca, spojrzałam w przednią szybę i wstrzymałam oddech, dom, który widziałam przez otwierającą się bramę był ogromny i piękny, to był istny pałac. Wokoło było mnóstwo zieleni, po podwórzu biegało stado psów, a na każdym rogu stał facet z bronią i w tym wszystkim ja. Podjechaliśmy samochodem pod same drzwi willi i, zanim zdążyłam odpiąć pas, ktoś otworzył drzwi i podał mi rękę, źle się czułam, będąc tak obsługiwana, bo nie znałam dotąd takiego zachowania. Bez pomocy wysiadłam z auta i znów ciągnięta za łokieć zostałam poprowadzona do wnętrza.

W najśmielszych snach nie wyobrażałam sobie czegoś tak pięknego, wszędzie było czysto i pachnąco, podłogi lśniły tak, że można było się w nich przeglądać jak w lustrze, wielkie okna udekorowane śnieżnobiałymi firankami wpuszczały dużo światła, a lustra na ścianach dodawały jeszcze więcej blasku. I znów nie widziałam tutaj siebie, bo niby po co i do czego? Nie pasowałam tutaj, a jednak nadal nikt mi nic nie mówił. Facet poprowadził mnie schodami na piętro, a później długim korytarzem prawie na sam koniec domu. Otworzył drzwi, a moim oczom ukazał się duży, jasny pokój, w którym stały trzy łóżka, na dwóch z nich siedziały jakieś dziewczyny, obie spojrzały na mnie jak na dziwowisko i wcale się nie dziwię, porównując moje ubrania z ich, to wyglądałam, jakby mnie ze śmietnika wyciągnęli. Zawstydzona obejrzałam się na mojego przewodnika, ale kolejny raz miał mnie gdzieś. Bez słowa rzucił moją torbę na wolne łóżko i wyszedł z pokoju, zostawiając mnie na pastwę losu i wpatrzonych we mnie dziewczyn.

Kiedy tylko kroki za drzwiami ucichły, obie wybuchły śmiechem, było mi strasznie wstyd, chciałam uciec, ale wiedziałam, że to na nic. Usiadłam na łóżku i starałam się powstrzymać łzy.

— Te, lalunia — odezwała się jedna z dziewczyn i rzuciła we mnie poduszką — w tym stroju raczej go nie rozpalisz.

Znów obie parsknęły śmiechem, a ja zaczynałam się rozpadać na kawałki. Ich śmiech nie ustawał, aż w końcu nie wytrzymałam i wybuchłam płaczem, dziewczyny nagle spoważniały, a jedna z nich kucnęła obok mojego łóżka.

— Ej, laska no co ty — gładziła mnie po głowie — to takie żarty, nie ma co się tak przejmować. Skąd się tu wzięłaś? Sama się zgłosiłaś?

Pokręciłam przecząco głową i jeszcze bardziej się rozwyłam na wspomnienie ojca liczącego za mnie kasę.

— Daria — dziewczyna zwróciła się do koleżanki — daj coś na nerwy.

W mgnieniu oka dziewczyna wyciągnęła spod łóżka butelkę i mi ją podała. Niepewnie popatrzyłam na obie dziewczyny, ale tylko się uśmiechnęły.

— Spokojnie, musimy sobie jakoś pomagać nie? Violka jestem, pij, stary będzie dopiero jutro, więc dziś cię do siebie nie wezwie — dziewczyna wcisnęła mi butelkę w rękę, a ja od razu upiłam dwa łyki.

Skrzywiłam się, bo pierwszy raz miałam w ustach alkohol, przełyk trochę mnie szczypał, ale szybko mi przeszło.

— No to mów, skąd cię przywiało?

Wzruszyłam ramionami i znów wzięłam łyk.

— Ojciec mnie sprzedał — pociągnęłam nosem — nie wiem po co, nie wiem komu.

— Nieźle — tym razem odezwała się Daria — ile masz lat?

— Niedługo dziewiętnaście — posłusznie odpowiadałam w nadziei, że dowiem się jakichś konkretów.

— Dziewica?

Zawstydzona przytaknęłam głową, bo nie wiedziałam, jaka odpowiedź w tej sytuacji jest tą lepszą. Dziewczyny ze zrozumieniem popatrzyły na siebie i już wiedziałam, że domyślają się, o co w tym chodzi, ja nadal się łudziłam, że to sen i obudzę się na swojej pryczy w komórce na opał. Zanim zdążyłam się odezwać, zadzwonił dzwonek i obie dziewczyny poderwały się na równe nogi i opuściły pokój. Ja zostałam, nie wiedząc co mnie czeka.

Dziewczyny przyszły dopiero wieczorem i przyniosły ze sobą kolację, jedzenie było pyszne i pod dostatkiem, dziwiło mnie to, jak wszystko tutaj. Na nowo budziła się we mnie wiara, że tu będzie mi lepiej, dziewczyny nie wyglądały na zaniedbane pod żadnym względem, miały ładne ubrania, były czyste, pachnące i umalowane. Na ich mocno odsłoniętych ciałach nie było śladów siniaków, czy zadrapań, więc może i ja mogłabym tu żyć w spokoju i z dala od przemocy. Niestety, każde moje pytanie, co tu robią i do czego będę ja kończyło się na niczym, żadna nie chciała nic mówić, zasłaniając się zakazem rozmów na takie tematy. Wszystkiego miałam się dowiedzieć następnego dnia od swojego nowego właściciela.

We śnie odwiedził mnie Paweł, kolejny raz jego oczy się do mnie uśmiechały, a ja tak strasznie tęskniłam za jego ciepłem i dobrocią. Czułam na sobie jego dotyk i bezdźwięcznie wzdychałam, kiedy jego dłoń dotykała mojej nagiej skóry. Rozmarzona uchyliłam powieki i zamarłam, czując czyjąś dłoń na swoim ciele, szybko poderwałam się na łóżku i zobaczyłam nad sobą wielkiego faceta z blizną na policzku. Odruchowo rozejrzałam się za dziewczynami, ale nie było ich w łóżkach, chciałam się obudzić, to nie mogło dziać się naprawdę. Chciałam krzyknąć, ale facet zasłonił mi usta dłonią i przycisnął mnie do poduszki tak mocno, że nie byłam w stanie się poruszyć. Szarpałam się, starając się uwolnić, ale kiepsko mi szło, facet był zdecydowanie silniejszy, a ja nie miałam wprawy w samoobronie. Kopałam na oślep, ale z marnym skutkiem, facet drugą rękę włożył pod kołdrę i wsuwał pod moją koszulkę, najpierw delikatnie masował mój brzuch, a potem z całej siły ścisnął moją pierś, zawyłam z bólu i próbowałam się wyswobodzić, ale on nie odpuszczał, gniótł moje piersi, a po chwili ściskał w palcach sutki, płakałam z bólu i strachu. Machałam rękami, próbując go od siebie odepchnąć, ale w ogóle nie zwracał na to uwagi, w końcu klęknął nade mną okrakiem i z obleśnym uśmiechem zaczął oblizywać swoje wargi, czułam mdłości na samo wyobrażenie, co może mi zrobić. Facet jednym ruchem złapał moje ręce i wcisnął twarz w moją szyję, lizał mnie i ślinił, a ja traciłam już siły, powoli schodził coraz niżej, zaczął ssać moje sutki i gryźć je zachłannie i boleśnie. Już się nie wyrywałam, nie miałam na to siły, czekałam, aż skończy, bo tylko to mi zostało.

— Grzeczna — warknął, kiedy przestałam wierzgać i zabrał się z powrotem za lizanie mojego ciała — uwierz dobrze ci będzie mała dziwko.

Chciałam umrzeć. W końcu puścił moje ręce, ale mimo moich starań nie zszedł ze mnie, bawił się moimi piersiami, a ręką wędrował w dół mojego ciała, to była najstraszniejsza rzecz, jaką mogłam przeżyć, zaciskałam nogi, bo nie wyobrażałam sobie, żeby mógł tam wejść, ale nawet nie próbował, pocierał palcami moje krocze i warczał tak obrzydliwie, że miałam ochotę wymiotować, upajał się moim ciałem i moim cierpieniem. Słyszałam już tylko swój nierówny oddech i jego mlaskanie, ale nie wiedziałam, że jeszcze sporo przede mną. Jednym ruchem rozpiął swoje spodnie i wyciągnął z nich swoją męskość. Z obrzydzeniem zacisnęłam powieki i drżałam z przerażenia.

— Patrz kurwo! — warknął i szarpnął moją głową.

Otworzyłam oczy, a on zaczął robić sobie dobrze, myślałam, że zwymiotuję, jego ręka szybko poruszała się po przyrodzeniu, a ja płakałam z wciąż zaciśniętymi ustami. Nie chciałam na to patrzeć, ale, kiedy tylko odwracałam wzrok szarpał mnie i jeszcze bardziej do siebie przybliżał, to było obrzydliwe, facet jęczał i sapał tak głośno, że na pewno ktoś to słyszał, ale nikt nie chciał mi pomóc. Dyszenie tego faceta było coraz szybsze, a ja czekałam, aż mnie wypuści, niespodziewanie zabrał dłoń z moich ust i złapał za pierś. Wykorzystując okazję zaczęłam krzyczeć, ale on nie reagował, po chwili poczułam jak na mój brzuch wylewa się jego nasienie. Facet wciąż jęczał, a ja wierzgałam, próbując zrzucić go z siebie.

Nagle do pokoju wpadł Igor, odetchnęłam z ulgą, wierząc, że mi pomoże, ale on spokojnie podszedł do gościa i szturchnął go w ramię.

— Ruszyłeś ją? — spytał bez emocji.

— Żartujesz? — facet się wyszczerzył i wskazał głową na mój mokry od spermy brzuch.

— Wypad — warknął do faceta i kiwnął głową w stronę drzwi.

Zapłakana wbiłam wzrok w oczy chłopaka i czekałam na jego reakcję, ale popatrzył na mnie z litością, a może obrzydzeniem i wyszedł.

Na drżących nogach zeszłam z łóżka i poszłam do łazienki, bałam się na siebie patrzeć, jednak czułam jak po mojej skórze spływają stróżki nasienia. Zanim się wytarłam padłam na kolana przed sedesem, wymiociny płynęły ze mnie bez ustanku, a ja czułam się upokorzona, brudna i zgwałcona. Mimo tego, że nie naruszył mojego ciała brzydziłam się siebie. Rozebrałam się do naga i weszłam pod prysznic, szybko się umyłam i ubrałam świeżą piżamę. Bałam się wrócić do łóżka, bałam się, że on tam wróci albo że przyjdzie ktoś inny, dlaczego on mi to zrobił, czym zasłużyłam sobie na takie traktowanie? Miało być mi tu lepiej i co? I nic, znów będę na usługi innych, tym razem na usługi seksualne.

Usiadłam na zimnej podłodze w łazience i podkuliłam nogi, to ponad moje siły, oplotłam ciało rękami i oparłam czoło o kolana, chciałam, żeby ten koszmar się skończył…

Poczułam przyjemne kołysanie i ciepło czyjegoś ciała, szarpnęłam się, starając wyswobodzić się z uścisku.

— Cicho, śpij — usłyszałam cichy szept, był łagodny i przyjemny, uchyliłam powieki, ale nikogo przy mnie nie było, a ja leżałam w swoim łóżku.

Poranek nie należał do najmilszych, dziewczyny szczebiotały od świtu i wcale nie miałam ochoty z nimi rozmawiać, naciągnęłam kołdrę na głowę, chcąc zniknąć, ale ich śmiechy nie pozwoliły mi na spanie. Bez słowa wyszłam z łóżka i ubrałam się w spodnie i bluzkę z długim rękawem. Włosy związałam w wysoki kucyk i tyle. Nie malowałam się, w zasadzie nawet nie umiałam tego robić. Dziewczyny trochę się ze mnie podśmiewały, ale miałam to gdzieś, w duchu liczyłam, że nie będą mnie tu chcieli i wygonią mnie stąd.

Bez pukania ktoś wszedł do pokoju, wszystkie spojrzałyśmy na drzwi, w których stał Igor. Chłopak spojrzał na dziewczyny i kiwnął głową, na co one od razu wyszły.

— Idziemy — warknął do mnie i przesunął się w drzwiach tak, żebym mogła przejść.

Patrzyłam na niego z wyrzutem za dzisiejszą noc, ale nie zwracał na mnie uwagi, prowadził mnie jasnym korytarzem nie wiadomo dokąd, a z każdym kolejnym krokiem bałam się bardziej, po dzisiejszej nocy wiedziałam, czego mogę się spodziewać. W końcu zatrzymaliśmy się przed dwuskrzydłowymi, bogato zdobionymi drzwiami. Igor zapukał i nie czekając na zaproszenie otworzył je i puścił mnie przodem. W gabinecie za dużym, drewnianym biurkiem siedział około pięćdziesięcioletni mężczyzna, był łysy i gruby, jego dwudniowy zarost wyglądał niechlujnie, a kiedy się uśmiechnął w jego ustach zalśnił złoty ząb. Igor zostawił mnie przy drzwiach i wolnym krokiem ruszył do faceta.

— Żartujesz sobie? — facet się odezwał — kogoś ty mi tu przytargał?

Patrzył na mnie z oburzeniem i przeniósł wzrok na chłopaka.

Igor swobodnie podszedł do biurka i oparł się pośladkami o blat. Chwilę ze sobą rozmawiali, ale nie słyszałam co mówią. Po minucie Igor opuścił pomieszczenie, a mężczyzna zawołał mnie gestem dłoni i kazał usiąść na fotelu naprzeciwko niego.

— Nie jestem jakoś szczególnie zachwycony twoją obecnością tutaj, bo nie wyglądasz na odpowiedni materiał, ale trudno, skoro jesteś, to spełnij swoją rolę.

Milczałam, czekając na każde następne słowo.

— Rozejrzyj się — mruknął i założył ręce na piersiach — to wszystko może być twoje. Jest tylko jeden warunek, który musisz spełnić — wbił we mnie wzrok i chyba czekał na odpowiedź, ale nadal milczałam — dasz mi syna, to wszystko, czego chcę.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: