- nowość
Kielonek - ebook
Kielonek - ebook
Rytmiczna, komiczna, deliryczna i tragiczna historia baru Śmierć Kredytom spisana przez jego stałego bywalca, Kielonka.
Kiedy właściciel powierza Kielonkowi dwa zeszyty i misję uwiecznienia słynnej na całe Kongo spelunki, ten nie protestuje. Chwyta za pióro, nie zamierza nikogo oszczędzać. Tak powstaje jedyna w swoim rodzaju opowieść o mniej lub bardziej ekscentrycznych klientach baru, a także o samym Kielonku, niegdyś szanowanym obywatelu, dziś człowieku przegranym.
Ta groteskowa i tryskająca językową energią powieść łączy w sobie metaliteracką zabawę i satyrę – na Afrykę, z jej kompleksami wynikającymi z kolonialnej historii, ale przede wszystkim na świat zachodni, fałszywy, próżny i traktujący innych protekcjonalnie. Mabanckou wysadza w powie¬trze zasady interpunkcji i kulturowe klisze, głosząc przy tym wielką pochwałę literatury jako przestrzeni wolności i zrozumienia.
Tę książkę można skandować, rapować albo po prostu poddać się oszałamiającemu pulsowi jej fraz. Powieść weszła na stałe do literackiego kanonu i doczekała się licznych nawiązań, choćby w twórczości takich autorów, jak Fiston Mujila czy Mohamed Mbougar Sarr.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-68059-51-9 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
nazajutrz po wystąpieniu premiera Zu Lukii prezydent republiki we własnej osobie Adrien Lokuta Eleki Mingi wściekł się i zaczął zgniatać winogrona, które przecież tak lubił codziennie na deser, i dowiedzieliśmy się z radia Trotuar FM, że prezydent Adrien Lokuta Eleki Mingi, który był także generałem armii, zazdrości ministrowi rolnictwa wyrażenia „oskarżam”, otóż prezydent generał armii wolałby, żeby to popularne słówko padło z jego ust, nie rozumiał, dlaczego jego doradcy nie wymyślili równie krótkiej i tak skutecznej w terenie formułki, każąc mu wygłaszać pompatyczne zdania w rodzaju „Jak Słońce, które wstaje na horyzoncie i zachodzi wieczorem nad majestatyczną rzeką Kongo”, i rozdrażniony, dotknięty, upokorzony, przybity prezydent Adrien Lokuta Eleki Mingi wezwał czarnuchów ze swej kancelarii, którzy darzyli go wielką miłością, i kazał im pocić się jak nigdy dotąd, bo ma dość napuszonych zdań zabarwionych fałszywą poetycką nutą, i negrzy z kancelarii stanęli na baczność, w szeregu, od najniższego do najwyższego, jak bracia Daltonowie ścigani przez Lucky Luke’a na kaktusowych równinach Dzikiego Zachodu, i ci negrzy powiedzieli chórem „tak jest, panie komendancie”, bo przecież nasz prezydent Adrien Lokuta Eleki Mingi jest generałem armii, nie mógł się zresztą doczekać wojny domowej Południa z Północą, by spisać wreszcie wojenne pamiętniki, które zatytułuje zwyczajnie, Pamiętniki Adriana, prezydent generał armii kazał im znaleźć formułkę, która przejdzie do historii jak „oskarżam” wypowiedziane przez ministra Zu Lukię, i negrzy z kancelarii harowali całą noc, przy drzwiach zamkniętych, po raz pierwszy otworzyli i przewertowali tomy encyklopedii, obrastające kurzem na półkach prezydenckiej biblioteki, szukali w wielkich księgach zapisanych maczkiem, wyszli od początków świata i przez epokę gościa zwanego Gutenbergiem oraz czasy egipskich hieroglifów dotarli do pism pewnego Chińczyka, który rozwodził się ponoć na temat sztuki wojennej, a żył w epoce, gdy nawet nie wiedziano, że Chrystus przyjdzie na świat za sprawą Ducha Świętego i złoży się za nas, grzeszników, w ofierze, lecz czarnuchy Adriena nie znalazły niczego tak mocnego jak „oskarżam” ministra Zu Lukii, a prezydent generał armii zapowiedział, że wywali na zbity pysk całą kancelarię, jeśli nie dostanie swojego słówka dla potomności, powiedział „czemu miałbym płacić tej bandzie idiotów, niezdolnej nawet wymyślić mi zdania, które trafia, które pozostaje, które ma swoją wagę, uprzedzam, jeśli formułka nie będzie gotowa, nim pierwszy kur zapieje, niektóre głowy spadną jak zgniłe owoce mango, tak, dla mnie wszyscy jesteście jak zgniłe owoce mango, ja wam to mówię, możecie zacząć pakować manatki i rozglądać się za jakimś katolickim krajem, który zechce was przyjąć, wygnanie albo grób, powtarzam, od tej chwili nikt nie ma prawa opuszczać pałacu i niech no tylko w mym gabinecie poczuję kawę lub dym z cohiby albo montecristo, żadnej wody, kanapek, nic a nic, to ma być dieta, tak długo, aż znajdziecie mi moją formułkę, powiedzcie no, proszę, jakim cudem byle minister Zu Lukia znajduje swoje »oskarżam«, które kraj powtarza, hę, wiem od moich prezydenckich służb specjalnych, że dzieciom nadają już imię »oskarżam«, a co powiecie o tych napalonych dzierlatkach, które tatuują sobie to słówko na pośladkach, ba, na dodatek, o ironio losu, klienci zaczynają żądać tego samego od byle prostytutki, więc sami widzicie, przez was siedzę w gównie, czy to taka sztuka znaleźć trafną formułkę, cóż to, czyżby czarnuchy z Ministerstwa Rolnictwa były od was lepsze, zdajecie sobie sprawę, że jego murzyni nie mają nawet służbowych samochodów, jeżdżą ministerialnym autobusem, mają marne pensje, gdy wy żyjecie sobie beztrosko w pałacu, pływacie w moim basenie, pijecie mojego szampana, oglądacie sobie w kablówce zagraniczne stacje, gdzie wygadują o mnie nie wiadomo co, zjadacie moje ciasteczka, wcinacie mego łososia, opychacie się moim kawiorem, chodzicie po moim ogrodzie i jeździcie z kochankami na nartach po moim sztucznym śniegu, jeszcze trochę, a będziecie sypiać z moimi dwudziestoma żonami, powiedzcie w końcu, proszę, jaki mam z was pożytek w mojej kancelarii, hę, czy płacę wam za to, żebyście przychodzili mi się tu wałkonić, równie dobrze mógłbym zrobić szefem kancelarii mojego głupiego psa, bando nierobów”, i prezydent Adrien Lokuta Eleki Mingi trzasnął drzwiami kancelarii i zawołał raz jeszcze „bando czarnuchów, odtąd w tym pałacu nic nie będzie już takie jak kiedyś, dość mam tuczenia trutniów podsuwających mi bzdety, od teraz będę oceniał was po wynikach, i pomyśleć, że są wśród was tacy, którzy kończyli ENA i politechnikę, sranie w banię, ot co”
murzyni z kancelarii wzięli się do roboty z wiszącą im nad głowami dzidą Zulusa Czaki i mieczem Damoklesa, a echo ostatnich słów prezydenta rozbrzmiewało jeszcze w pałacu, kiedy, około północy, jako że nie wpadli jeszcze na żaden pomysł, bo choć mamy w kraju pod dostatkiem ropy, brakuje nam pomysłów, kiedy w naturalny sposób przyszło im do głowy, by zadzwonić do pewnej wpływowej persony z Akademii Francuskiej, ponoć jedynego Murzyna w całej historii tego czcigodnego grona, i wszyscy przyklasnęli temu pomysłowi, uznając, iż członek Akademii na pewno poczuje się zaszczycony, więc napisali długi list, używając poprawnych form czasu zaprzeszłego, było tam nawet kilka poruszających fragmentów heksametrem, bogato rymowanych, bardzo wnikliwie sprawdzili interpunkcję, za nic nie chcieli stać się przedmiotem żartów członków Akademii, którzy tylko czyhają na sposobność, by dowieść całemu światu, że są do czegoś potrzebni, nie tylko do przyznawania grand prix w kategorii powieści, dość powiedzieć, że wśród negrów prezydenta omal nie doszło do rękoczynów, jedni bowiem twierdzili, że trzeba postawić średnik zamiast przecinka, drudzy nie podzielali tej opinii i byli za przecinkiem, który nadawał zdaniu piąty bieg, i ci ostatni trwali przy swym stanowisku mimo odmiennego zdania Słownika ortograficznego języka francuskiego niejakiego Adolphe’a Thomasa, który przyznawał rację pierwszemu obozowi, jednak obóz drugi podtrzymywał swe racje, wszystko po to, by przypodobać się czarnemu członkowi Akademii, który jak czołobitnie zwracano uwagę, był jednym z pierwszych specjalistów w dziedzinie gramatyki francuskiej z całego afrykańskiego kontynentu, dodajmy, że wszystko przebiegłoby zgodnie z oczekiwaniami, gdyby murzyni Adriena nie doszli do wniosku, że członek Akademii na pewno prędko im nie odpowie, że dzida Zulusa Czaki i miecz Damoklesa spadną im na głowy, nim otrzymają choć znak spod Kopuły, jak nazywają bulwę, pod którą ci nieśmiertelni mędrcy obserwują dźwięki języka i wyrokują w bezdyskusyjny sposób, że w danym tekście mamy do czynienia z zerowym stopniem stylu, lecz był też inny, bardziej praktyczny powód, który wprawił negrów w popłoch, otóż pewien pracownik kancelarii, jeden z prymusów szkoły administracji ENA, posiadający dzieła zebrane Murzyna-członka Akademii, oznajmił, iż ten ostatni zostawił już swoją maksymę dla potomności, „emocja jest czarna jak rozum helleński”, absolwent Wyższej Szkoły Administracji wyjaśnił kolegom, że członek Akademii nie znajdzie niczego, bo przeszłość to nie jakiś dwór króla żebraków, gdzie każdy może robić, co mu się podoba, człowiek ma prawo tylko do jednej maksymy, inaczej byłoby to czcze gadanie, wiele hałasu o nic i właśnie dlatego przechodzące do Historii zdania są krótkie, zwięzłe, dobitne, a że te zdania stają się legendą, trwają całe stulecia oraz tysiąclecia, ludzie zapominają niestety o prawdziwych autorach i nie oddają Cesaire’owi tego, co cesarskieW SERII LITERACKIEJ KARAKTERU UKAZAŁY SIĘ:
Alain Mabanckou, Kielonek
Tahar Ben Jelloun, To oślepiające, nieobecne światło
Lyonel Trouillot, Dzieci bohaterów
Yoko Tawada, Fruwająca dusza
Alain Mabanckou, African Psycho
Mia Couto, Lunatyczna kraina
Hiromi Kawakami, Nadepnęłam na węża
Alain Mabanckou, Black bazar
Hiromi Kawakami, Manazuru
Dany Laferrière, Kraj bez kapelusza
Kossi Efoui, Witajcie, powracające widma
Alain Mabanckou, Jutro skończę dwadzieścia lat
Ondjaki, Babcia 19 i sowiecki sekret
Tahar Ben Jelloun, Dziecko piasku
Tahar Ben Jelloun, Święta noc
Iljas Churi, Jalo
Alain Mabanckou, Zwierzenia jeżozwierza
Kamel Daoud, Sprawa Meursaulta
Lyonel Trouillot, Niedziela, 4 stycznia
Alain Mabanckou, Papryczka
Agneta Pleijel, Wróżba
Wells Tower, Ruiny i zgliszcza
Agneta Pleijel, Zapach mężczyzny
Marie Darrieussecq, Świństwo (Truizmy)
Yanick Lahens, Błogie odwroty
Donald Antrim, Głosuj na pana Robinsona i lepszy świat
Denis Johnson, Syn Jezusa
Iljas Churi, Dzieci getta. Mam na imię Adam
Marguerite Yourcenar, Pamiętniki Hadriana
Denis Johnson, Szczodrość syreny
Agneta Pleijel, Lord Nevermore
Eliza Kącka, Wczoraj byłaś zła na zielono
Dorota Masłowska, Magiczna rana
Agneta Pleijel, Ślimaki i śnieg
Marek Bieńczyk, Rondo wiatraczna
Seria literacka karakteru: Najwybitniejsze książki z całego świata. czasem wymagające. Zawsze wartościowe.