Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kolejka nad Landekiem - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
10 marca 2025
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kolejka nad Landekiem - ebook

Futurystyczno-nostalgiczna powieść z Ziemi Hulczyńskiej, śląskich przedmieść Ostrawy:

Unia Europejska przekształca się w państwo federalne. W Polsce niespodziewanie ogromny sukces wyborczy odnoszą śląscy separatyści. Ich liderka zostaje w tajemniczych okolicznościach zamordowana. A co z tym wszystkim wspólnego ma stary Johan i jego oczko wodne na przedmieściach Ostrawy? Czy w cieniu wielkiej polityki i futurystycznej kolejki linowej jest miejsce dla huciŏrza, co ô żŏdnyj nŏrodowyj świadōmości nic niy wiy? Wciągająca transgraniczna śląska opowieść z niedalekiej przyszłości.

Petr Čichoň – ur. 1969, poeta, prozaik i muzyk z ostrawskimi korzeniami, od lat mieszka w Brnie, gdzie prowadzi własne biuro architektoniczne. Chwytając za pióro wciąż powraca do hulczyńskiego hajmatu. Swoje wierze publikował m.in. w czasopismach Tvar, Host, Box, Nové knihy, Labyrint, Signum. Zapisał się na literackiej mapie regionu czesko-niemieckim tomikiem poetyckim Pruské balady – Preussische Balladen (2006), a także Slezským románem (Śląska powieść, 2011), w którym pochylił się nad skomplikowanymi losami Hulczynian w trakcie drugiej wojny światowej oraz wykorzystał wątki oparte na historii Hansa Kammlera, inżyniera w służbie SS odpowiedzialnego m.in. za prace nad Wunderwaffe. W wydanej w 2020 roku powieści Lanovka nad Landekem przenosi nas na peryferia ziemi hulczyńskiej, które wchłonęła Ostrawa.

Języki: polski i śląski (tłumaczenie z czeskiego i hulczyńskiej odmiany śląskiego Kamil Czaiński)

 

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-65558-62-6
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

De mortuis nil nisi bene.

O zmarłych tylko dobrze.

Johan Kott nosi szelki. Szelki, spodnie, w jakich chodzą hutnicy, znoszona koszula – to cały Johan. Uwielbia wychodzić do ogrodu łączącego jego dom z domem Trudy Lass. Teraz siedzi z Trudą na ławeczce przy oczku wodnym przykrytym liliami. Robi się pochmurno, wśród liści przepływa od czasu do czasu złota rybka.

– Johan, pojakymu ty sztyjc nosisz te hŏzyntregi? – pyta Truda.

– Galŏty mi ślatujōm – odpowiada Johan z niewyraźnym uśmiechem, pociągając przy tym za szelki. Ten gest przyrósł do niego jak papieros do nałogowego palacza. Przez chwilę przytrzymuje szelki, potem przejeżdża palcami w stronę spodni i zaczyna macać guziki. Truda wpatruje się w jego talię.

– Mōj chop, kej jeszcze żōł, tyż mioł hŏzyntregi. Ale rzŏdko je nosiōł.

Truda podnosi wzrok i spogląda w twarz Johana.

– Ino knefli niy miały. Take ajnfachowe.

– Knefle sōm lepsze – odpowiada Johan z całą powagą i przypomina sobie męża Trudy, którego kiedyś w hucie zasypał gorący żużel. Chcąc za wszelką cenę pozbyć się przerażającego wspomnienia, pociąga z całej siły za szelki. Jeden guzik się luzuje, strzela i wpada do wody.

– Johan, tyś je aparat! – wybucha śmiechem Truda i kładzie mu rękę na ramieniu. – Ino z tobōm poradzã sie tak fajnie pośmiŏć!

Johan poirytowany wstaje z ławki i kuca przy sadzawce. W gęstej liliowej powłoce próbuje znaleźć guzik.

– To niyma możne. Ślecioł miyndzy liście.

– Trza bydzie spuścić wodã.

Truda znowu się śmieje, a ponieważ Johan dalej nie wstaje, to klęka obok niego.

– Fajne sōm te nowe ryby – kiwa głową z uznaniem. – To je złotŏ rybka?

– Karach. Chiński.

– We Chinach żeś go kupiōł?

– Niy, we Hornbachu.

Zamyśla się na chwilę. – Abo to było we Bauhausie?

Przypomina sobie swoją wnuczkę Lizę, jak byli razem kupować nową rybkę. Ôna bydzie ino twoja, powiedział wzruszony i wręczył jej do ręki worek z kolorowym okazem.

– Przinojmnij go przed zimōm wysnŏżã. – Johan godzi się z sytuacją i wyciąga z wody dwa piwa. Gdy wstaje, szelka – trzymana przez jeden tylko guzik – luzuje się i uderza go w twarz. Tym razem Truda się nie śmieje.

– Coś ty je dzisio taki nerwowy?

– Ôtwiyrej, bo mie szlag trefi!

Truda szybko łapie schłodzone piwo i otwiera je, spoglądając przy tym na zachmurzone niebo. Johan odwraca się i patrzy na sąsiadkę.

– Maryj wrōci ku mie do dōm...

– Naproowdy? – reaguje zaskoczona Truda, charakterystycznie przeciągając głoski.

Przez chwilę obserwuje poruszonego sąsiada, a potem wbija wzrok przed siebie, jakby czekała na pierwsze krople deszczu, które przyniosą odpowiedź na coś, czego jeszcze nie wie. Cały czas przygląda się pochmurnemu niebu.

– Johan, wiater nōm tã zajlbanã ściepie na gowã – stwierdza smutnym głosem i wyciąga z sadzawki kolejne piwo. Trzyma je niczym zwycięski puchar, niczym drogocenny, bardzo osobisty skarb. Bierze łyk i zaczyna się zastanawiać, czy jej syn Hannes też mógłby wrócić z Polski. Ale to musiałoby się coś złego wydarzyć, myśli sobie i wkłada piwo z powrotem do wody. Próbuje utopić swoje myśli jak najgłębiej, lecz po chwili ogarnia ją poczucie bezradności. Zwraca się do sąsiada:

– Johan, idã sie skludzić.

– Jezderkusie!

*

Uśmiychōm sie dō Maryj i spōminōm sie, jak po maturze chodziyła ze Hannesym. Do szkoły społym jeździyli. Kej zawiyrōm ôczy, widzã ich jechać społym do Witkowic. Hannes je dobry synek, ale mojōm Maryjkōm sie dugo niy interesowoł. Pojechoł sztudyrować do Rajchu, kaj sie uczōł budować zajlbany, a Maryj do Pragi na architekturã. I tak to sie miyndzy niymi skōńczyło. Maryj na kwatyrze w Pradze sama siedziała. Trzidziści siedym rokōw, trochã starŏ, niy? Robiyła do wieczora we biurze projektowym, a w nocy ukłŏdała małõ Lizkã do betōw. Przeczytała jij jakõ bojkã i szła spać. Czamu sie wziōnła takigo chopa? Baby mioł, a ôna sie myślała, że mu przejdzie. Jak sie bajtel narodziōł, to sie ino w lazarycie podpisoł a prziszoł dziepro na rozwōd. No a Hannes zaś z tōm swojōm sławnōm kobiytōm zônaczōł takõ wielgõ firmã i zaczli u nŏs zajlbanã budować. We Witkowicach sie wynajyna siedzibã jakoś inkszŏ wielgŏ firma, co wierzã Hannesowi i Klifie tã zajlbanã finansuje. Potrzebowali we Witkowicach, skany to mŏ lŏtać, jakigo architekta, tōż sie Hannes i Klifa przimōwiyli za mojã Maryj. Możno jōm wybrali skirz tego, że już robiyła dlŏ Witkowic we tym praskim biurze? Możno sie myśleli, że je pō mie i mŏ rada zielazo. Niy wiym, jeźli mŏ takõ grajfkã do zielaza choby jŏ.

Toć, niy majōm leko baby w ancugach. Robić muszōm jako chopy. Ja, Truda tyż robiyła na grubie, nale takich Trud było mało. Surowe zielazo sie u nŏs wytŏpiało już w gowach ôd Rotschildōw, a dyć ôni musieli mieć w tych gowach cołkõ pudlingarniã, że poradziyli zrobić taki wielgi piec. Ôkrōm tego Maryj je stōnd, a niy kajsik z Pragi. Kaj by znŏdli lepszõ dziouchã? Maryj na isto wiedziała, że kej wrōci na Landek, to ś nij bydzie takŏ normalnŏ baba. Nale możno prawie tego jij trza.

Jerōna, jeżech taki rŏd. Maryj sie ku mie przikludzi! Do jednego ze dwōch wachtyrskich dōmkōw wele gruby Anselm, co ś nij terŏzki zrobiyli bergmańske muzeum. Te nasze dwa dōmki stojōm pod wysokōm skałōm. Styknie z Ôstrawy przejechać bez Ôdrã, zarŏzki za mostym skryncić i tam już je nasz Landek, nasza Prajskŏ. Ale to niyma take proste, jak sie zdŏ. Landek je ôpuszczōny, to sōm, jak terŏzki gŏdajōm, peryferyja. Kōniec ôd Ôstrawy i poczōntek ôd Prajskij. Pod Landekym nigdy niy było żŏdnego folkloru, co go czas ôd czasu widzã we telewizyji abo co go ôpisujōm we cajtōngu. Żŏdnych trachtōw, ino robociŏrske galŏty bez koszul i galŏty ze hŏzyntregami. Take, co mōm porzōnd.

Klinker, rozpadniynte dźwiyrze, rozszczypiōne drzewo, trŏwa na starych cegłōwkach i wacholdy. To wszyjsko Maryj ôstawiyła na mojim dōmku. Fajnie poskłŏdane cegłōwki tyż ôstały. Maryj prawiyła, że to musi ôstać, a nojważniyjsze, że niy śmiã chałpy ôcieplać i że blechowy dach tyż trza niechać. Bezto go umiyniyła na blank taki sōm. Truda mŏ fōrt stary zaruściały. Fto wiy, co z tym Hannes zrobi. Blech zakrywŏ pōmiyszkanie ôd Maryj, co je malućke choby pupynsztuba, tyj małyj Lizce sie tam spodobŏ. Ściskŏ mie, kej pōmyślã we kuchni ô Trudzie a co jij jutro bydzie musioł pedzieć jeji synek. Jak jij to tyn Hannes powiy, to doista niy wiym.

Bierã Lizkã na klin. Już je wieczōr. Siedzymy pocichu. Petrōnelka świyci. Fajnie żech jōm wyczyściōł, wyglōndŏ choby nowŏ, a dyć to je jeszcze antyk. Dziwōm sie na Maryj, kerŏ siedzi wele Trudy i tyż jaksik tak dziwnie nic niy gŏdŏ. Ciekawe, eli wiy. Czytŏ cajtōngi, tam już na isto ô tym pisali. My z Trudōm sie dziwōmy ino na fusbal i hokej a czytōmy Pietrzkowicke Nowiny. Maryj nic niy gŏdŏ. Zmiarkowołech, że nojbarzi rada je u mie we kuchni. Na swoje nowe pōmiyszkanie pod dachym jeszcze niy przibadała.

Maryj suje do asjetki ôrzechy. Bez chwilã medykuje i przidŏwŏ szrōt, kery znŏdła we starym bifyju. Schowała go tam jeszcze Klifa, spōminōm sie i zaś mie wszyjsko ściskŏ. Prōbujã ô Klifie niy myśleć, ino sie dziwōm, jak Maryj ôtwiyrŏ ôkno i suje maszkety z asjetki do kŏrmika. Ôna już niy chce medytyrować ô niczym złym, atoli jeszcze niy wiy, co sie bydzie dziŏć jutro. Tōż bierã utrŏpiōnõ Lizkã i idã ś niōm po słodach do szlafsztuby ôd Maryjki. Bez chwilã siedzã wele wnuczki. Żŏdnych berōw niy znōm, bezto jōm dzierżã za rynkã i czakōm, zaczym uśniy. Durch ô tym myślã, a we tyn sōm czas przikrywōm malućkõ dziouszkã. Durch coś przikrywōm, prziłazi mi do gowy. Durch mie ściskŏ, chobych nigdy niy padoł nic ofyn, ino kajś głymboko w siebie. Ôbrŏcōm sie, jeszcze ôstatni rŏz sie dziwōm na Lizkã i za chwilã jeżech sam na dole we kuchni.

Truda padŏ, że idzie ku siã do dōm, a Maryj, że już pōdzie ku Lizce. Tōż tyż ôblykōm kabŏt i wyłażã do zegrōdki. Podnoszã zdrok ku gwiŏzdōm i zdŏ mi sie, iże niebo mŏ raka. Miyndzy gwiŏzdami ôszkliwŏ chmura szukŏ pōnbōczka, co ô nim farŏrz porzōnd prawi we kaplicy. Radszyj wrŏcōm do prōznyj kuchnie, stŏwōm przi ôknie i dziwōm sie na kŏrmik, co sie we ćmie blank traci. Prziłazi mi do gowy, że do familije przinŏleży aji gwołt, a kożdyj zimy siyła ptŏkōw niy przeżyje.

Jeżech ciekŏw, jak to Hannes jutro mamulce powiy. Wczora mi sie prziznoł, kej na chwilã przijechoł ze Ôpolŏ ekstra ku mie, nale padoł, cobych żŏdnymu niy gŏdoł. Truda poszła z nŏwiydzkōm do tyj strasznyj sōmsiadki, tōż mogli my sie pogŏdać. We Polsce ô tym piszōm wszyjske cajtōngi, możno u nŏs tyż, ino że my z Trudōm nowin niy śledzymy, ani we telewizyji. Hannes prawiōł, że mamie powiy dziepro jutro. Zafyrtoł mi w gowie. Przede wszyjskim padoł, jak po tyj ôkropiczności wyszoł ze swojigo dōmu we Ôpolu i pojechoł za jakōmś dziouchōm ze tyj jejich partyje, coby sie uspokojōł. Spōminōm sie Hannesa, jak’ech sam wczora wyciōng piwo ze stŏwku. Hannes sie go nojprzōd ani niy dotknōł, chocia mioł ze sobōm szofera. Jezderkusie, ty blank niy pijesz, musiołech pō nim ryknyć, bo bōł we totalnym szoku. Padoł mi, że we Ôpolu sie trefiŏ z niymieckimi kamratami ze tyj partyje. Inakszy jak my Prajzŏki, polske Niymce we ôpolskim wojewōdztwie gŏdajōm pō niymiecku a z tōm wielgōm partyjōm sie dali do kupy. To je jakŏś Liga Ślōnska. A za wszyjsko ôdpowiadŏ ôd niego kobiyta Klifa. Politikerka, fest sławnŏ, bo wygrała welōnek. No, wygrała. Klifa. Jak to dzisio prawiōm, lider ślōnskij niyzawisłości, ale ino tyj takij ekōnōmicznyj niyzawisłości. Gŏdajōm, że to je srogŏ rōżnica. Dyć to je egal, tak by tak my sōm we tyj nowyj ojropejskij federacyji, tuplikowołech dycki Klifie, nale ôna miarkowała, że to niyma egal. Jeżech ze tych politycznych zmian fest zbamōncōny.

Kōniec kōńcōw wypiyli my ze Hannesym cołki stŏwek biyru, a ôn mi pedzioł ô tyj swojij libście. Ôna robi we jakichś wywiadowczych sużbach a tyż je kajsik wysoko we Lidze Ślōnska. I we tyj firmie ôd zajlbany zaczła cosik robić. Ino jak sie ta dzioucha mianuje? Już’ech sie spōmnioł. Alicja Berg. Tyż polskŏ Niymka ze tyj partyje. Ze radości kiwōm gowōm, bo rzŏdko poradzã spamiyntać miana. Alicja Berg, zastympczynia ôd Klify.

Co miałem robić, panie Johanie, wzdychnōł Hannes i wypiōł na eks cołke piwo. Padoł mi, jak w tym Ôpolu sie go Alicyjŏ zapytała, co terŏz zrobi, chyciyła go za rynkã i poszli spać ku tyj dziousze. Sztyjc sie forsztelujã, jak ta Alicyjŏ wyglōndŏ. To je charakter, tyn Hannes, żyniaty, a drugõ babã sie znŏd, gŏdōm do siã pocichu, ale tak by tak żech je rŏd, że go jutro zaś uwidzã.

Poleku idã do szlafsztuby ze piwym w rynce, kere żech sie wyciōng ze stŏwku, bo to niy było tak, że’ch sie na placu ino dziwoł na gwiŏzdy, co take żadne dzisio sōm, rozciepane po cołkim niebie. We betach dopijōm resztã piwa, bo jutro bydzie pierōńsko ciynżki dziyń.

Jezderkusie!

*

Cucã bezmałaś rano i bez chwilã siedzã połōmany na łōżku. Miołech straszny śnik, ale kej żech ôcuciōł, to sie tyn śnik niy straciōł. Ôn sie mie ganc prziwłaszczōł, wycyckoł mie choby elektroluks. Smolã to wszyjsko, co sie bydã nerwować. Juzaś sie lygōm, chytōm sie ciynżkij pierziny i prōbujã jōm zrobić trochã legszõ. Jezderkusie, ôtul mie tym światłym jako zrobiōł Hannes ze tōm Alicyjōm. Już’ech go spokopiōł. Ôn sie musioł aby na chwilã ôdreagować ze babōm, coby zapōmnioł. Aby na chwilã. Jezderkusie, gŏdōm do siã znowu ôcucōny. Juzaś słyszã to, czego żech słyszeć niy chcioł. Na chwilã żech usnōł, ale Truda mie ôbudziyła, niy pōmŏgŏ ściana ani tyn wōnski chodnik miyndzy chałpami. Abo je to wszyjsko śnik? Niy, jeżech zicher, że Hannes już przijechoł z Polski do dōm.

Seblykōm drab bausztelowe galŏty, co mi sie w nich nojlepij śpi, ôblykōm sie te sprawdzōne ze huty ze hŏzyntregami i idã ku Trudzie ôbadać, co robi. Jeszcze szczynście, że Maryj już pojechała ze Lizkōm do ôchrōnki. Wybiegōm bez zegrōdkã ku Trudzinymu dōmku, baji na stŏwek sie niy dziwōm.

Truda ślimtŏ i gŏdŏ coś Hannesowi. Siedzi ze rynkami na klinie, a Hannes mŏ gowã pochylōnõ aż ku ziymi. Truda niy spozorowała, że’ch wlŏz do izby. Fōrt ślimtŏ i dalij gŏdŏ do Hannesa, kery już tego niy może strzimać i idzie weg.

Idã za nim a widzã, że siŏdŏ do auta.

– Hannes, kaj jedziesz? – wołōm na niego.

Truda sie prziłōnczŏ.

– Kaj terŏz jedziesz? Szafniesz sie wrōcić, kej muszymy tak drabko do Ôpolŏ jechać? – wołŏ Truda, nale Hannesowi niyma do gŏdki.

– Pojadã ś nim – padōm i dolatujã ku niymu. Drabko siŏdōm do auta. Hannes niy mŏ nic proci tymu, tōż jadymy, ani niy wiym kaj. Niy mōm ôpowŏgi sie ôdezwać, ino dŏwōm pozōr, coby autŏkym w coś niy wraziōł. Przejyżdżōmy bez Pietrzkowice, a kej Hannes robi ôstry skrynt, spōminōm sie ikarusa. Stary autobus madziarskij produkcyje. W postrzodku mioł taki gumowy łōncznik choby cyja, co czas ôd czasu popukoł, aże sie w nim dziury robiyły. Kej autobus skryncoł, to sie na skryncie ôdegnōł tak, że musioł na chwilã sztopnyć choby mu trza było sie dychnyć. Hannes jedzie tak gibko, że sie dzierżã, cobych niy sheftowoł do ôkna. Chcioł bych sztopnyć i sie dychnyć jako tyn madziarski autobus. Zawiyrōm ôczy i zaś widzã siebie we ikarusie. We jednyj rynce trzimiã taszã, co w nij je kanka ze kafyjym, a drugōm sie dzierżã potarganyj cyje. Dzisio jŏ żech je tym starym autobusym, poskłŏdany ze dwōch tajli skuplowanych starōm potarganōm cyjōm. Ze przodku jeszcze kajsik poleku cisnã, nale za sobōm ciōngnã cołkõ dugõ przeszłość. Ôba siedzymy pocichu. Niyma launy nic gŏdać.

_Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej_
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: