Kot Bułhakowa - ebook
Kot Bułhakowa - ebook
Samotna matka w kryzysie; zarówno życiowym jak i twórczym, próbuje całkowicie porzucić swoje dotychczasowe zajęcie: pisarstwo. Przeszkadza jej w tym kot o imieniu Behemoth, który za pomocą swojego słodkiego głosu i magii wabi ją na ścieżkę grzechu, dekadencji i twórczego chaosu. Czy powinna wrócić do swojego rzemiosła, czy jednak pozwolić sobie na romans z najsłynniejszym z kotów? Jak ma utrzymać swoją pięcioletnią córkę w świecie, który wydaje się rozpadać?
Proza Djørup iskrzy humorem zmagając się przy tym z egzystencjalnymi pytaniami dotyczącymi języka, rzeczywistości, sztuki i macierzyństwa. Zdaniem samej autorki Kot Bułhakowa to sprośna i sentymentalna próba wzięcia w obronę sztuki i człowieczeństwa. Nie kamyk, ale czarna perła w twoim bucie. Czytelniczka ma nie wiedzieć, czy śmiać się, płakać czy masturbować.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367515382 |
Rozmiar pliku: | 1,3 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przestałam pisać powieści w kwietniu, dokładnie w tych dniach, gdy w Kopenhadze zaczęła się wiosna. Przestałam też czytać książki i oglądać filmy. Zamiast tego robiłam wszystko, co w mojej mocy, by zajmować się wyłącznie rzeczywistością, tym, co naprawdę istnieje, sumą niezaprzeczalnych faktów. Nie mam ochoty silić się na dokładniejszą definicję rzeczywistości. Nie jestem filozofką. Wiem, że wpakowałabym się w tarapaty.
*
Był więc kwiecień i zaczęła się wiosna. Poranne światło raziło w oczy. Niebo było błękitne i krystalicznie czyste. W koronie wysokiej starej brzozy, która rosła na środku wewnętrznego podwórza, drgało jasnozielone kwiecie. Siedząc przy biurku, miałam na nią świetny widok. To właśnie do niej odzywałam się w przerwach od pracy. To jej powierzałam moje skrywane troski i tęsknoty. To jej dźwięków nasłuchiwałam uważnie, a czasem nawet z głębokim uwielbieniem.
Poza błękitnym, krystalicznie czystym niebem i drganiem jasnozielonego kwiecia nie było nic nadzwyczajnego w poranku, w którym przestałam pisać. Zaprowadziłam do przedszkola moją córkę Ellen, która właśnie skończyła pięć lat, i wróciłam do domu, żeby zabrać się do pracy. Wypiłam kawę i, jako pierwszy punkt mojej rutyny, przejrzałam przy biurku codzienną gazetę. Czytałam o topniejących lodowcach, wojnach, katastrofach naturalnych, biedzie i głodzie, oportunizmie polityków, oportunizmie wszystkich ludzi, przemocy ulicznej, przemocy rodzinnej, socjopatach na rynku pracy, tańcu marionetek wokół złotego cielca, młynach biurokracji, ogólnej głupocie, pokrzepiających czynach bohaterów codzienności oraz paski komiksowe. Pochłaniałam wszystko. Po dobrej półgodzinie jak z pieca buchały ze mnie empatia, strach, oburzenie i dobre pomysły. Czerpiąc z tej energii, mogłam pisać przez długie godziny, a praca szła jak z płatka. Moim jedynym zadaniem było uważne wsłuchanie się w głosy, które przemawiały do mnie z miejsca graniczącego z nieświadomością, oraz staranne ich spisywanie. W ten oto sposób mniej więcej co dwa lata na biurku mojego wydawcy lądowała powieść. Nie była to wielka powieść. Ani szczególnie wyrafinowana. Nie podważała norm gatunku, patriarchatu ani późnego kapitalizmu jako formy życia społecznego. Była po prostu wynikiem uczciwej, rzemieślniczej pracy, ze wstępem, rozwinięciem i zakończeniem. Ot, niedługa historia o miłości i cierpieniach, z odpowiednią dawką trywialności łączącej jedno z drugim.
Złożyłam gazetę i rzuciłam ją na stertę starej prasy. Byłam gotowa do dzisiejszej pracy. Okno zostawiłam lekko uchylone. Po podwórzu przemknął powiew wiatru. Poczułam go na sobie i usłyszałam, jak szeleści w koronie brzozy. Dobiegł mnie też nowy, nieznany głos.
_April is the cruellest month, breeding_
_Lilacs out of the dead land, mixing_
_Memory and desire, stirring_
_Dull roots with spring rain._
_Winter kept us warm, covering_
_Earth in forgetful snow, feeding_
_A little life with dried tubers._
_Ziemia jałowa_, powiedziałam pogodnie. A z jakiej to okazji, jeśli można spytać?
Z okazji kwietnia, oczywiście, rzekł głos, był głęboki i poufały.
Ach tak. Masz coś do dodania? Bo właśnie zabierałam się do pisania.
Jesteś tego pewna?
Tak, dlaczego miałabym nie być?
Nie jesteś tym jeszcze zmęczona?
Zmęczona? Nie. Dlaczego miałabym być zmęczona?
Ach, nawet nie wiem, od czego zacząć, powiedział głos.
Od czegoś trzeba, odparłam, po czym spojrzałam na brzozę, która kokieteryjnie wymachiwała swoimi licznymi, cienkimi gałązkami, aż zamigotało mi w oczach na jasnozielono. Drzewo kołysało się łagodnie i miarowo, gałęzie bujały się na boki, zielone skrzenie nasiliło się, a głos przemawiał do mnie w rytmie kołysania.
Zmęczona samotnością pisarki, powiedział. Zmęczona zarobkami artystki. Zmęczona rozproszonym światłem ekranu. Zmęczona codziennym wpatrywaniem się w ten sam prostokąt. Zmęczona siedzeniem, ciągłym siedzeniem. Zmęczona bólem karku i obolałymi ramionami. Zmęczona bezwartościowymi umowami wydawniczymi i kapryśnymi krytykami. A przede wszystkim zmęczona dręczącym zwątpieniem. Ach, to dręczące zwątpienie.
Jakie dręczące zwątpienie?, spytałam.
Jaki w zasadzie jest z tego pożytek?, odpowiedział pytaniem. Jaki jest pożytek ze sztuki? Czy świat przestanie się palić? A ty? Kim mogłaś zostać? Co mogłaś osiągnąć? Z twoimi zdolnościami? Z twoim wykształceniem? Z twoim uprzywilejowanym życiem? To wstyd, prawda? Ludzkość cierpi i rozrasta się nieprzerwanie, zwierzęta cierpią i wymierają, zalewa nas plastik, resztę dopowiedz sobie sama. A ty tu sobie siedzisz i piszesz…
Głos zamilkł. Wiatr za oknem się uspokoił. Brzoza stała nieruchomo, a ja milczałam. Spojrzałam w niebo nad wierzchołkiem drzewa. Nie było na nim ani jednej chmury. Nic się tam w górze nie poruszało. Przełknęłam ślinę, cała drżąca. Nie znałam odpowiedzi. Naprawdę nie znałam odpowiedzi. Wsłuchując się w ciszę wypełniającą mieszkanie, poczułam na sobie dziwnie mętny ciężar tych wszystkich godzin w moim życiu, które spędziłam na pisaniu powieści, czytaniu powieści, myśleniu o powieściach, rozmawianiu o powieściach. Odniosłam wrażenie, że stoję przed potężnym murem, nieskończenie wysokim, nieskończenie szerokim. Za nim leżało inne życie, życie bez fikcji. Życie, tak po prostu. W murze znajdował się niewielki teatralny wyłom, na tyle duży, że akurat mogłabym przyłożyć do niego oko i może coś zobaczyć. Ale co? I co, jeśli jakieś obce oko zza muru odwzajemni moje spojrzenie? Czyj byłby to wówczas wzrok? Czego by ode mnie chciał? Nie podobało mi się to hipotetyczne podglądanie, ta cicha pogróżka. W ucisku przepony wyczułam bunt, byłam gotowa do walki.
Dobrze, stwierdziłam po chwili. Przestanę pisać. Tu i teraz! Zamknęłam z impetem laptop, włożyłam go do szuflady pod biurkiem i przekręciłam klucz.
Nie było żadnego muru. Nic – ani nikt – się we mnie nie wpatrywało. Moje napięcie rozładował śmiech. Śmiałam się z ulgi. A głos mi wtórował.
*
Zapraszamy do zakupu pełnej wersjiKONTAKT:
[email protected]
Z prozy współczesnej w ArtRage do tej pory ukazały się:
- Verena Kessler _Duchy z miasteczka Demmin_
w tłumaczeniu Małgorzaty Gralińskiej
- Victoria Kielland _Moi mężczyźni_
w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej
- Nona Fernández _Strefa mroku_
w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Aleksandra Pakieła _Oto ciało moje_
- Margaryta Jakowenko _Przemieszczenie_
w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Charles Yu _Ucieczka z Chinatown_
w tłumaczeniu Agi Zano
- Andrea Abreu _Ośli brzuch_
w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Linn Strømsborg _Nigdy, nigdy, nigdy_
w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej
- Mohamed Mbougar Sarr _Bractwo_
w tłumaczeniu Jacka Giszczaka
- Claudia Salazar Jiménez _Krew o świcie_
w tłumaczeniu Tomasza Pindla
- Jessica Au _Mógłby spaść śnieg_
w tłumaczeniu Agi Zano
- Kjersti Anfinnsen _Chwile wieczności
_w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej
- Jonas Eika _Po słońcu
_w tłumaczeniu Macieja Bobuli
- Aleksandra Tarnowska _Wniebogłos_
- Nick Cave _Gdy oślica ujrzała anioła
_w tłumaczeniu Jerzego Łozińskiego