Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kraj najszczęśliwszych kobiet. O czym szepczą omańskie ściany - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
44,90

Kraj najszczęśliwszych kobiet. O czym szepczą omańskie ściany - ebook

Hasina ma sprecyzowany plan na życie, z kuzynem w roli męża – byle nie jako druga żona! Naiema co prawda nigdy nie poczuła motyli w brzuchu, ale wie, że one czekają w niebie. Lea, do niedawna walcząca feministka, z zapałem neofitki studiuje od kilku miesięcy w szkole koranicznej. Amira jest nowoczesną, wyzwoloną kobietą, nie bagatelizuje jednak nigdy

zagrożeń ze strony złych duchów…

Autorka „Kraju najszczęśliwszych kobiet” spędziła w Omanie dwa lata. W swojej książce bez oceniania obserwuje sytuację mieszkanek tego regionu i z uwagą wsłuchuje się nie tylko w to, o czym się głośno mówi, lecz także w to, co pada między wierszami.

Jej przewodniczkami jest sześć kobiet, ale rozmawia też z wieloma innymi. Jedne urodziły się w Omanie, dla pozostałych stał się on drugim domem. Jest wśród nich córka wodza dużego omańskiego plemienia, jest wnuczka arabskiej niewolnicy, są służące, biznesmenki, wolontariuszki z Wielkiego Meczetu oraz uczennice szkoły szariatu. Ich odmienne doświadczenia

ukazują islamski świat z różnych perspektyw, dając niejednoznaczny obraz kraju uznawanego przez mieszkańców za wyjątkowo szczęśliwy.

• Co się dzieje za zamkniętymi drzwiami kobiecych hosteli?

• Na czym polega nauka w szkole szariatu i czy każdy może ją podjąć?

• Co Omańczycy robią z dziećmi grzechu?

• Czy za cudzołóstwo w Omanie nadal grozi chłosta?

• Jak wyglądają arabskie wesela?

• Co grozi za praktykowanie magii?

• Dlaczego czasem życie w kraju najszczęśliwszych kobiet jest niemożliwe?

To tylko część spośród wielu pytań, na które odpowiada ta książka.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67604-65-9
Rozmiar pliku: 2,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WSTĘP

Opo­wiem ci histo­rię o hury­sach, raj­skich dzie­wi­cach o wiel­kich czar­nych oczach. Każda z nich ma trzy­dzie­ści trzy lata i jest nie­ska­zi­telna duchowo oraz cie­le­śnie. Hurysy żyją ukryte w namio­tach, za zasło­nami podob­nymi do tych, za któ­rymi skry­wają swe twa­rze muzuł­manki. Stwo­rzone są z sza­franu, piżma, ambry i kam­fory. Są piękne jak rubiny i hia­cynty. To nie­biań­skie mał­żonki, wieczne dzie­wice, które nasi męż­czyźni otrzy­mają po śmierci.

Aby je poślu­bić, męż­czyźni muszą jed­nak speł­nić pewien waru­nek – być dobrymi za życia. Muszą o nas dbać, utrzy­my­wać nas i sza­no­wać. Muszą być dobrymi synami, mężami i ojcami. Tylko wtedy otrzy­mają nagrodę w nie­bie.

Allah dał naszym męż­czy­znom kilka rad, jak powinni odno­sić się do kobiet, aby zasłu­żyć na szczę­ście wieczne. Pierw­sza z nich doty­czy tych naj­młod­szych – dziew­czy­nek. Trak­tuj dobrze córki, któ­rymi obda­ro­wał cię Allah, a pój­dziesz do nieba. Kolejna wska­zówka doty­czy żon. Pro­rok, który jest posłań­cem Allaha, powie­dział, że naj­lepsi męż­czyźni, to ci, któ­rzy dobrze odno­szą się do swo­ich żon. Następny prze­kaz adre­so­wany do męż­czyzn doty­czy wdów. Ten, który pomaga wdo­wom, robi to w imie­niu Allaha. Ostat­nie prze­sła­nie, o któ­rym chcę ci powie­dzieć, doty­czy matek. Pewien męż­czyzna zapy­tał pro­roka: kto jest w moim życiu naj­waż­niej­szy i kto zasłu­guje na naj­lep­sze trak­to­wa­nie? Pro­rok odparł: po trzy­kroć matka. Dopiero potem ważny jest dla cie­bie ojciec.

Nasi męż­czyźni zro­bią wszystko, by po śmierci dostać obie­cane dzie­wice. Muszą więc być dla nas dobrzy. Nie wie­dzą tylko jed­nego – że hurysy praw­do­po­dob­nie nie są żad­nymi dzie­wi­cami, tylko… zwy­kłymi rodzyn­kami.

Czarne meta­lowe wrota zdo­bione zło­tym orna­men­tem otwie­rają się powoli. Z oddali wyła­nia się rezy­den­cja wybu­do­wana na wzór Pałacu Eli­zej­skiego, choć ten omań­ski twór jest nieco mniej­szy od ory­gi­nału. Bli­żej, po pra­wej stro­nie znaj­duje się oka­zały dom. Zosta­wiam go jed­nak za sobą, ponie­waż maleńka postać sto­jąca w drzwiach pałacu poło­żo­nego na wprost macha do mnie, bym pod­je­chała wła­śnie tam. Mijam par­king. Stoją na nim w rów­nym rządku lam­bor­ghini, porsche, mer­ce­desy, lexusy i tere­nowe toyoty. Zata­czam koło pod rezy­den­cją i hamuję. Kiedy wysia­dam z samo­chodu, tra­fiam pro­sto w pięć­dzie­się­cio­stop­niowy upał. Nie na długo. Za wiel­kimi drzwiami w kolo­rze złota wita mnie przy­jemny chłód. Wewnątrz budynku znaj­duje się pełna zie­leni oran­że­ria, z fon­tanną, ławecz­kami i egzo­tycz­nymi pta­kami w zło­tych klat­kach.

– To nasz mały raj – zwraca się do mnie nie­zna­joma. – Zapra­szam na lewo, do dam­skiej czę­ści domu. Jestem sio­strą Raszy, na imię mam Aziza. Rasza zaraz do nas dołą­czy. A teraz chodźmy do naszej sio­stry, która kilka dni temu uro­dziła dziecko. Wszyst­kie się nią opie­ku­jemy.

Prze­cho­dzimy obok zło­tej windy. Z tyłu ogrodu widać kuch­nię, w któ­rej krząta się kilka osób. Wcho­dzimy do pokoju, który przy­po­mina apar­ta­ment w pię­cio­gwiazd­ko­wym hotelu. Na środku stoi łoże z bal­da­chi­mem. A w nim leży młoda kobieta.

– To nasza sio­stra, która wła­śnie uro­dziła synka – mówi Aziza. – Opie­ku­jemy się nią, pozwa­lamy jej odpo­cząć i dojść do sie­bie po poro­dzie. Gdy trzeba, zaba­wiamy roz­mową. Dziecko przy­no­simy tylko na czas kar­mie­nia. Pozwala to unik­nąć depre­sji popo­ro­do­wej. Wiesz, że u nas nie ma przy­pad­ków depre­sji popo­ro­do­wej? Wła­śnie dla­tego, że młode mamy ota­czamy szcze­gólną opieką. U was kobiety same muszą radzić sobie z macie­rzyń­stwem. U nas mają pomoc i towa­rzy­stwo.

Do pokoju wcho­dzi Rasza, która zapro­siła mnie, byśmy poże­gnały się przed moim powro­tem do Pol­ski. To mój ostatni dzień w Oma­nie.

– _Salam alej­kum_, dzień dobry, Aniu – wita mnie Rasza. – Bar­dzo się cie­szę, że udało nam się tu spo­tkać.

Z Raszą spę­dzi­ły­śmy wiele godzin na roz­mo­wach, spo­tka­niach i przy­ję­ciach w gro­nie kobiet. To dzięki niej mogłam stu­dio­wać Koran w szkole sza­riatu. Rasza jest moją nauczy­cielką i prze­wod­niczką. Jak zwy­kle ubrana jest w się­ga­jącą do kostek obszerną czarną tunikę zwaną abają,¹ a na gło­wie ma hidżab, chu­stę zakry­wa­jącą włosy, uszy i szyję. Jej spo­kojne, lekko sko­śne oczy pozo­stają odsło­nięte. Rasza chce przed­sta­wić mi swoją rodzinę, a dokład­niej kuzynki.

Po krót­kim przy­wi­ta­niu i zło­że­niu gra­tu­la­cji świeżo upie­czo­nej mamie Aziza opro­wa­dza nas po salo­nach prze­zna­czo­nych dla kobiet. Na ścia­nach wiszą nama­lo­wane przez wła­ści­cielkę obrazy z omań­skimi kra­jo­bra­zami. Przed­sta­wiają wypeł­nione wodą koryta rzek okre­so­wych, zwane wadi, oazy pełne palm dak­ty­lo­wych, wydmy i morze. Jeden z obra­zów różni się od pozo­sta­łych. Poka­zuje uliczkę z dom­kami sze­re­go­wymi w Anglii.

– Dużo podró­żo­wa­łam – tłu­ma­czy Aziza. – Gdzie­kol­wiek jestem, pró­buję coś nama­lo­wać. I zawsze odwie­dzam gale­rie sztuki.

Salon, w któ­rym się zatrzy­mu­jemy, ma kilka metrów wyso­ko­ści i jest urzą­dzony w stylu Ludwika XVI. Zasia­damy w wygod­nych fote­lach. Służba przy­nosi tacę ze sło­dy­czami i kawę z kar­da­mo­nem.

– Czy wiesz, co my, muzuł­manki, myślimy o was, kobie­tach Zachodu? – pyta Aziza i zaraz sama na to pyta­nie odpo­wiada. – No to słu­chaj. Zacznę od histo­rii. Przed erą islamu bycie kobietą uwa­żano za hań­biące, córka była dla ojca powo­dem do wstydu. Nowo­rodki płci żeń­skiej czę­sto palono żyw­cem albo zako­py­wano na pustyni, a doro­słe kobiety trak­to­wano jak towar. Kiedy poja­wił się pro­rok, niech Allah ma go w swo­jej opiece, wszystko się zmie­niło. Od tej pory w naszej tra­dy­cji kobieta jest jak deli­katny kwiat. To istota, któ­rej należy się pomoc i sza­cu­nek, co nam, kobie­tom, bar­dzo odpo­wiada. Codzien­nie przy­po­mi­namy o tym naszym mężom – tłu­ma­czy z uśmie­chem.

Druga z kobiet czę­stuje sło­dy­czami i dolewa kawy do fili­żanki.

– Czy zda­jesz sobie sprawę, że ponad tysiąc czte­ry­sta lat temu islam dał tutej­szym kobie­tom prawa, na które kobiety Zachodu cze­kały aż do dwu­dzie­stego wieku? – pyta ponow­nie Aziza. – My już od cza­sów pro­roka, niech Allah ma go w swo­jej opiece, możemy być wła­ści­ciel­kami ziemi, domów i wiel­kich przed­się­biorstw. Wy otrzy­ma­ły­ście te prawa dopiero w poprzed­nim stu­le­ciu.

Rasza tym razem trzyma się z boku. Oddaje głos star­szym sio­strom. Uważ­nie słu­cha tego, co mówią, i śle­dzi moje reak­cje.

– Opo­wiem ci o pierw­szej żonie pro­roka, niech Allah ma go w swo­jej opiece – kon­ty­nu­uje Aziza. – Cha­di­dża, bo tak miała na imię, była silną, nie­za­leżną, inte­li­gentną i bar­dzo bogatą kobietą. Pro­wa­dziła z suk­ce­sem wielki biz­nes, zaj­mo­wała się han­dlem, oso­bi­ście kie­ro­wała pra­cu­ją­cymi dla niej męż­czy­znami. Wzięła za męża Maho­meta, gdy ten miał tylko dwa­dzie­ścia pięć lat, a ona czter­dzie­ści. Sama zapro­po­no­wała mu mał­żeń­stwo. Żyli razem aż do jej śmierci. Przez te dwa­dzie­ścia pięć lat pro­rok, niech Allah ma go w swo­jej opiece, nawet nie zer­k­nął na inną kobietę. Dopóki Cha­di­dża żyła, pozo­stał jej wierny. Kochał ją i sza­no­wał. Była dla niego bar­dzo ważna. Kiedy wiele lat póź­niej umie­rał, wciąż miał na ustach jej imię. Po śmierci Cha­di­dży Maho­met opie­ko­wał się wie­loma star­szymi kobie­tami, dawał przy­kład innym i uczył, że każ­dej z nas należy się sza­cu­nek.

Kobiety roz­pa­lają żywicę kadzi­dłowca, zwa­nego tutaj fran­kin­cense. Zresztą sama żywica też jest w ten spo­sób okre­ślana. Pośrodku pokoju roz­kła­dają drew­niany sto­jak, pod który wkła­dają kadziel­nicę z dymiącą żywicą. Chwilę póź­niej po całym pomiesz­cze­niu roz­cho­dzi się zapach przy­po­mi­na­jący aro­mat kadzi­dła uży­wa­nego w kościo­łach. Kobiety jedna po dru­giej stają nad drew­nianą kon­struk­cją. Kadziel­nica znika kolejno pod ich aba­jami. Cie­pło żarzą­cych się żywicz­nych gru­dek idzie wprost mię­dzy nogi. Z sze­ro­kich ręka­wów i oko­lic szyi wydo­bywa się pach­nący biały dym. Nie jestem przy­go­to­wana do oka­dza­nia, na dzi­siej­sze spo­tka­nie przy­szłam w wąskich spodniach, więc kobiety wkła­dają mi roz­pa­loną kadziel­nicę wprost pod bluzkę. Czuję na ciele żar wydo­bywający się z kadzi­dła, dym szczy­pie mnie w oczy. Gospo­dy­nie jed­nak wie­dzą, co robią, i osta­tecz­nie żadna z nas nie staje w pło­mie­niach. Po oka­dze­niu wra­camy do roz­mowy.

– Bywa­łam w Euro­pie nie­raz – mówi Aziza. – Pod­czas tych podróży wie­lo­krot­nie widzia­łam, jak dźwi­ga­ły­ście swoje torby z zaku­pami, i za każ­dym razem było mi was żal. My mamy od tego słu­żące. To one sprzą­tają nasze domy, poma­gają nam w wycho­wy­wa­niu dzieci, gotują naszym rodzi­nom. A my mamy czas, by zadbać o sie­bie, mamy czas dla nas samych i naszych mężów, któ­rym pozwa­lamy się trak­to­wać jak kru­che, piękne kwiaty. Popatrz na cha­li­dżi, kobiety miesz­ka­jące w Zatoce Per­skiej. Na ulicy nikt nas nie zacze­pia, bo jeśli chcemy, zakry­wamy twarz, żeby nikt nie mógł jej zoba­czyć. Żaden męż­czy­zna nie ma prawa nas obra­zić, nie może zatrą­bić na samo­chód pro­wa­dzony przez kobietę, bo kobie­cie trzeba poma­gać. Obcy męż­czy­zna nie ma prawa dotknąć kobiety ani nawet usiąść obok niej na krze­śle. W skle­pie mamy pierw­szeń­stwo. Żadna z nas nie będzie tło­czyć się z męż­czy­znami w kolejce do kasy. Po pro­stu sta­nie przed nimi, oczy­wi­ście razem ze swoją słu­żącą. Jeśli pra­cu­jemy, to wypłata jest tylko dla nas. Nie musimy wyda­wać pie­nię­dzy na dzieci czy dom. Od tego jest mąż, to jego obo­wią­zek. Musisz też wie­dzieć, że zanim doj­dzie do ślubu, zabez­pie­czamy swoje prawa kon­trak­tem. Usta­lamy w nim, co dosta­niemy w związku z zawar­ciem mał­żeń­stwa oraz co nam się będzie nale­żało, jeśli doj­dzie do roz­wodu. Wasi męż­czyźni mają kochanki, co u nas jest zabro­nione. Oczy­wi­ście nasi mężo­wie mogą poślu­bić kolejne kobiety, ale muszą zagwa­ran­to­wać im to samo co nam. Dom, samo­chód, złoto, edu­ka­cję dla dzieci. Nie każ­dego na to stać. Im wię­cej posiada pierw­sza żona, tym trud­niej zapew­nić to samo dru­giej. Jeśli już doj­dzie do ślubu z drugą kobietą, co zresztą zda­rza się coraz rza­dziej, to mąż zacho­wuje wszyst­kie swoje obo­wiązki wobec pierw­szej żony. Nie zostawi jej dla dru­giej, jak to się czę­sto zda­rza u was. To daje nam bez­pie­czeń­stwo i spo­kój. Pomyśl nad jesz­cze jed­nym… Dla­czego tyle kobiet z całego świata przyj­muje islam? Czy robi­łyby to, gdyby nasza reli­gia była nie­przy­ja­zna kobie­tom?

Aziza przy­gląda mi się wni­kli­wie. Wie, że piszę książkę o kobie­tach, które spo­tka­łam w Oma­nie. Wie, że spora część mojej pracy będzie doty­czyć islamu.

– _Ma sza Allah_, z woli Boga, nasza sio­stra Anna wkrótce sama przyj­mie islam. – prze­rywa ciszę Rasza. – Będę cze­kać na tę rado­sną nowinę.

– _In sza Allah_ – dodają gło­śno kobiety.

Pod koniec spo­tka­nia Rasza podaje mi małe zawi­niątko na pamiątkę. To srebrna bran­so­leta wykła­dana błysz­czą­cymi kamie­niami. Kobiety życzą mi, by Allah pro­wa­dził mnie przez dal­sze życie.

Moja bluzka jesz­cze po powro­cie do kraju pach­nie fran­kin­cense.

Oman przy­po­mina kształ­tem bume­rang. I rze­czy­wi­ście jest tak, że gdy raz się go odwie­dzi, to chce się do niego wró­cić. Na stro­nach Mini­ster­stwa Tury­styki można prze­czy­tać, że Suł­ta­nat Omanu to Atlan­tyda Pia­sków kusząca echem sta­ro­żyt­nego stylu życia, to kwin­te­sen­cja Ara­bii o zapie­ra­ją­cej dech w pier­siach przy­ro­dzie i istny kalej­do­skop histo­rii, legend i przy­gód. To kraj uznany za jeden z naj­bez­piecz­niej­szych i naj­spo­koj­niej­szych na świe­cie. To miej­sce o fascy­nu­ją­cej kul­tu­rze i boga­tej histo­rii liczą­cej ponad pięć tysięcy lat. Omań­czycy zaś to jeden z naj­bar­dziej gościn­nych naro­dów na świe­cie.

Oman to na pewno kraj życz­li­wych ludzi, któ­rzy bez­in­te­re­sow­nie ugosz­czą każ­dego wędrowca. To wresz­cie kra­ina kobiet gło­śno dekla­ru­ją­cych, że są szczę­śliwe.

Arabki są cie­kawe kobiet, które przy­jeż­dżają z obcych kra­jów. Chęt­nie z nami roz­ma­wiają, dopy­tują o nasze życie, pra­gnie­nia, zwy­czaje. Sza­nują naszą reli­gię. Zapra­szają do domów i opo­wia­dają o swoim życiu.

Czyżby były bar­dziej tole­ran­cyjne i otwarte niż my?

W Oma­nie spę­dzi­łam dwa lata. W tym cza­sie pozna­łam wiele kobiet kry­ją­cych się pod czar­nymi aba­jami i hidża­bami. Z nie­któ­rymi zaprzy­jaź­ni­łam się i nasza rela­cja trwa do dziś.

Ta książka jest opo­wie­ścią o kobie­tach takich jak ty czy ja. O ich reli­gii, prze­ko­na­niach, marze­niach i codzien­nych pro­ble­mach. Dotyka życia pro­stych kobiet gór, przy­wią­za­nych do tra­dy­cji bedu­inek oraz bun­tow­ni­czek. Poja­wiają się tu panny z boga­tych domów i te, które nie mają nic. Poznasz też na jej stro­nach Polki, które w latach sie­dem­dzie­sią­tych zwią­zały swoje życie z Ara­bami, oraz przed­sta­wi­cielki zachod­niego świata, które w Oma­nie szu­kają szczę­ścia, ducho­wego speł­nie­nia i miło­ści.

To wyci­nek z życia grupy kobiet, z któ­rymi spę­dzi­łam wiele godzin, dni i mie­sięcy. Każda zawarta w tej książce histo­ria – choćby brzmiała jak baśń czy fik­cyjna opo­wieść – opiera się na tym, co usły­sza­łam od moich boha­te­rek. Opisy uczuć i prze­my­śle­nia kobiet powstały na pod­sta­wie wspo­mnień moich roz­mów­czyń. W książce sta­ra­łam się jak naj­wier­niej oddać rze­czy­wi­stość i kli­mat minio­nych wyda­rzeń.AMIRA. DEMONY KRYJĄ SIĘ W GÓRACH

AMIRA

Demony kryją się w górach

Omań­ska tele­wi­zja intry­guje mnie, od kiedy włą­czy­łam pierw­szy z dwóch nada­ją­cych tu rzą­do­wych kana­łów. Z nie­ukry­waną fascy­na­cją oglą­dam tutej­sze tele­dy­ski. Przy­po­mi­nają filmy Bol­ly­wood połą­czone z afry­kań­skim disco. Kobiety w dłu­gich kolo­ro­wych dża­la­bi­jach i męż­czyźni z per­fek­cyj­nie przy­strzy­żo­nymi bro­dami, ubrani w się­ga­jące kostek śnież­no­białe disz­da­sze, tań­czą i śpie­wają o dostatku, tole­ran­cji oraz wspa­nia­łej histo­rii kraju. Według tego, co widzę w tele­wi­zji, zna­la­złam się w kra­inie mle­kiem i mio­dem pły­ną­cej. Czę­sto poja­wia się uśmiech­nięty, dobry suł­tan i wdzięczni, szczę­śliwi pod­dani. Widać roz­wój, powsta­jące fabryki, mia­sta, drogi i porty. Wia­do­mo­ści z reguły mają pozy­tywny wydźwięk, poka­zują suk­cesy rzą­dzą­cych oraz zwy­kłych ludzi. Jest też kilka pro­gra­mów o tema­tyce reli­gij­nej – quizy z wie­dzy o życiu pro­roka Maho­meta, reli­gijne talk-show oraz poga­danki dla naj­młod­szych na temat wiary.

W Pol­sce przez pra­wie dwa­dzie­ścia lat zaj­mo­wa­łam się pro­duk­cją pro­gra­mów tele­wi­zyj­nych i wła­śnie zama­rzy­łam o pracy w tele­wi­zji omań­skiej, mając nadzieję, że moje wie­lo­let­nie doświad­cze­nie będzie tu coś zna­czyć. Po wymia­nie kilku maili zostaję zapro­szona na spo­tka­nie. Przyj­muje mnie pocho­dzący z Jor­da­nii doradca do spraw roz­woju Oman TV, nie­jaki Mustafa. Roz­ma­wiamy o pomy­słach na pro­gramy, które mogłyby być emi­to­wane pod­czas rama­danu. Tutej­sze kanały tele­wi­zyjne przy­go­to­wują na ten święty czas bogatą ofertę. Być może tele­wi­zja będzie otwarta na pro­gram w języku angiel­skim dla miesz­ka­ją­cych tu obco­kra­jow­ców. Na to liczę.

Zostaję przed­sta­wiona kilku dyrek­to­rom. Wspól­nie opro­wa­dzają mnie po wiel­kim gma­szy­sku. Z dumą poka­zują redak­cję wia­do­mo­ści, mon­ta­żow­nię, pokoje gra­fi­ków i nowo­cze­sne stu­dia. Jeden z męż­czyzn pod­kre­śla, że w zeszłym roku prze­zna­czyli 120 milio­nów dola­rów na nową infra­struk­turę tech­niczną. Stu­dia tele­wi­zyjne lśnią czy­sto­ścią, pachną nowo­ścią i dużą gotówką. Krzą­tają się po nich ele­ganccy męż­czyźni w odpra­so­wa­nych disz­da­szach, patrząc z zacie­ka­wie­niem na nie­co­dzienną dele­ga­cję zło­żoną z dyrek­to­rów i cudzo­ziemki. Grzecz­nie się kła­niają i opo­wia­dają o swo­jej pracy. W dużym open spa­sie pra­cuje kilka kobiet, pra­wie wszyst­kie mają na sobie czarne abaje i chu­sty dokład­nie zakry­wa­jące włosy. Tylko jedna jest ubrana ina­czej. Nosi jeansy, biały T-shirt, szarą mary­narkę i ma odkryte włosy. Jestem pewna, że nie jest Omanką. To wła­śnie do niej pro­wa­dzi mnie Mustafa.

Spod burzy czar­nych loków spo­glą­dają na mnie bystre, duże oczy. Amira spra­wia wra­że­nie pew­nej sie­bie. Po chwili dowia­duję się, że nie jest zatrud­niona w tele­wi­zji. Poja­wia się tu od czasu do czasu, by roz­ma­wiać o sztuce. Jest znaną w Oma­nie per­for­merką. To o niej mia­ła­bym zro­bić pro­gram. Amira ma dwa­dzie­ścia osiem lat, choć wygląda na nieco wię­cej. Mówi spo­koj­nie, dość mono­ton­nie, ani gło­śno, ani cicho. Nad każ­dym zda­niem zasta­na­wia się chwilę, zanim je wypo­wie. Wydaje się udu­cho­wiona, tro­chę nie­obecna, jakby stą­pała nad zie­mią. Oka­zuje się, że jed­nak pocho­dzi z Omanu.

Po krót­kiej wymia­nie zdań na temat pla­nów tele­wi­zyj­nych moja nowa kole­żanka kie­ruje roz­mowę na temat związ­ków, a kon­kret­nie swo­ich związ­ków i swo­ich męż­czyzn. Znamy się zale­d­wie godzinę, a ona już zalewa mnie infor­ma­cjami ze swo­jego życia oso­bi­stego. Dowia­duję się, że chce zało­żyć rodzinę, choć nie za wszelką cenę i nie natych­miast. Ofert miała sporo. Tutejsi męż­czyźni po pro­stu dzwo­nią i pro­po­nują ślub, ale Amira daje im kosza. Jest wykształ­cona, ma dobrą pracę, nie chce być zależna od kogo­kol­wiek. Szuka męż­czyzny, który da jej miłość, a zara­zem wol­ność. Tacy męż­czyźni w kra­jach Zatoki Per­skiej nie zda­rzają się czę­sto, może nawet nie ma ich wcale.

– Przez kilka lat miesz­ka­łam w Euro­pie i to kom­plet­nie mnie odmie­niło. Mia­łam oka­zję spoj­rzeć z dystansu na mój kraj i tutej­sze zwy­czaje – tłu­ma­czy.

Spa­ce­ru­jemy po kory­ta­rzach rzą­do­wej sta­cji i roz­ma­wiamy o tym, o czym roz­ma­wiają miliony kobiet na świe­cie: o miło­ści, rela­cjach i face­tach.

– Gdy noszę abaję, męż­czyźni zwra­cają na mnie więk­szą uwagę. Do tego maki­jaż. Ara­bo­wie bar­dzo lubią, gdy kobieta jest uma­lo­wana. No i ważna jest chu­sta na gło­wie, tylko w niej możesz zostać potrak­to­wana jak kan­dy­datka na żonę. Jeśli jesteś bez chu­sty, to Ara­bo­wie myślą o tobie jak o kochance. Cho­dząc z odkrytą głową, dosta­wa­łam wiele pro­po­zy­cji.

Amira ma dziś mocno uma­lo­wane usta i jest bez chu­sty. Jej imię zna­czy „przy­wód­czyni”.

– Męż­czyźni tutaj są jak wiel­błądy – stwier­dza nagle. – Oni zawsze chcą mieć wię­cej part­ne­rek, niż mają. Mój zna­jomy z Ara­bii Sau­dyj­skiej powie­dział mi kie­dyś tak: „Popatrz na wiel­błądy. Jeden ma około dwu­dzie­stu samic”. Nie wie­dzia­łaś tego? – dziwi się Amira. – U wielu gatun­ków to jest norma. Dla­tego w Ara­bii mówi się, że męż­czyźni są jak wiel­błądy. Ni­gdy nie jest im dość, ni­gdy nie są w pełni zado­wo­leni. Pra­wie każdy Sau­dyj­czyk chciałby mieć cztery żony. A ja myślę, że idea posia­da­nia czte­rech kobiet mogła się spraw­dzić w cza­sach, kiedy żył pro­rok. Nie jestem pewna, czy jest to dobre teraz. Dodat­kowo męż­czyźni tutaj są zazdro­śni, czę­sto bez­radni. I, co naj­gor­sze, słu­chają wła­snej matki do końca jej życia.

Sia­damy w prze­stron­nej kafe­te­rii. Amira zama­wia kawę i sta­wia dia­gnozę, tym razem doty­czącą Euro­pej­czy­ków.

– Męż­czyźni w Euro­pie wydają się bar­dziej etyczni i nie­za­leżni – mówi. – Jak coś obie­cają, to sta­rają się dotrzy­mać słowa. Myślę też, że męż­czyźni ze wschodu Europy są bar­dziej szcze­rzy niż ci z zachodu. Tak samo ci z pół­nocy Europy są bar­dziej uczciwi od tych z połu­dnia. We Fran­cji, we Wło­szech już są inni. Bar­dziej arab­scy. Ale jest też druga strona medalu. Męż­czyźni w Euro­pie są bar­dzo dzie­cinni i wcale tego nie widzą. Są jak mali chłopcy, któ­rzy bawią się dużymi zabaw­kami – mają praw­dziwą pracę, praw­dziwe domy i samo­chody, a na­dal pozo­stają dzie­cia­kami. Wydaje mi się, że są też ego­istami. Chcą spraw­dzić jak naj­wię­cej kobiet, zanim podejmą decy­zję. Kobiety zresztą robią podob­nie. Dla­tego nie wiem, z kim chcia­ła­bym się zwią­zać. Pra­cu­jąc w moim zawo­dzie, potrze­buję kogoś, kto da mi wol­ność. Tutejsi męż­czyźni cze­goś takiego nie prze­łkną. Oni szu­kają kobiet, które nie mają wła­snego zda­nia, są posłuszne i ład­nie się uśmie­chają. Taki układ zresztą pasuje tutej­szym kobie­tom. Wiele z nich wycho­dzi za mąż, bo potrze­buje opieki. Wcale nie chcą pra­co­wać, nie chcą być nie­za­leżne. Dla­tego myślę, że muszę opu­ścić ten kraj. Ni­gdy się w tym nie odnajdę. Muszę stąd wyje­chać, ina­czej zwa­riuję.

Po spo­tka­niu Amira odpro­wa­dza mnie na par­king, gdzie zosta­wi­łam samo­chód. Nie­spo­dzie­wa­nie radzi, bym szu­kała pracy gdzie indziej.

– Nic z tego nie wyj­dzie, zoba­czysz – ostrzega mnie. – Dzi­siaj mówią, że chcą, ale od jutra zaczną cię zwo­dzić, aż sama zre­zy­gnu­jesz. Masz duże doświad­cze­nie, i to jest dla nich prze­szkodą. Nie pozwolą, żeby biała kobieta mówiła im, co mają robić, choćby była od nich dużo mądrzej­sza. Oni po pro­stu nie potra­fią wprost odmó­wić. W kółko będziesz tylko sły­szeć: _in sza Allah_, jak Bóg da. Aż sama się tym znu­dzisz i dasz sobie spo­kój.

Kobiety wcho­dzące do restau­ra­cji mają ostry maki­jaż i buty na wyso­kim obca­sie. Obie ubrane są w ele­ganc­kie, prze­wią­zane w pasie abaje. Każda z nich ma co prawda chu­stę na gło­wie, ale zarzu­coną w taki spo­sób, by odsło­nić bujną grzywkę. Cze­kam na Amirę i obser­wuję, jak zaj­mują sąsiedni sto­lik. Od czasu wizyty w omań­skiej tele­wi­zji regu­lar­nie spo­ty­kam się z Amirą. Cały czas wie­rzę, że uda nam się zre­ali­zo­wać wspólny pro­jekt. Czę­sto uma­wiamy się przy nad­mor­skim bul­wa­rze w The Crêpe Café. Robią tu naj­lep­sze nale­śniki w Maska­cie, na słodko i na słono. Do tego ser­wują pyszne, świeżo wyci­skane soki owo­cowe. Z restau­ra­cji roz­ta­cza się widok na sąsia­du­jącą z bul­wa­rem plażę. O każ­dej porze roku jest tu pełno klien­tów. W rogu sali sie­dzą dwaj męż­czyźni ubrani w śnież­no­białe disz­da­sze. Z daleka czuć od nich zapach per­fum. Kobiety zaj­mują sto­lik kilka metrów od nich. Pano­wie śle­dzą je wzro­kiem, aż wresz­cie cała czwórka zanu­rza się w ekra­nach swo­ich tele­fo­nów. Obser­wując ich, trudno się oprzeć wra­że­niu, że piszą do sie­bie nawza­jem. Panie wysy­łają wia­do­mo­ści do panów i na odwrót. To ich sekretna randka. Nie mogą być widziani razem, więc sie­dzą osobno. Tak, by nie roz­gnie­wać rodziny i samego Allaha.

Amira rów­nież kon­tak­tuje się ze zna­jo­mymi męż­czy­znami za pomocą mediów spo­łecz­no­ścio­wych. Po kilku minu­tach przy­cho­dzi na umó­wione spo­tka­nie. Nie widzia­ły­śmy się pra­wie od mie­siąca. Kiedy się poja­wia, wprost pro­mie­nieje ze szczę­ścia. Jak ni­gdy przed­tem, ma zarzu­coną na sie­bie abaję i roz­pro­sto­wane u fry­zjera włosy. Wygląda kwit­nąco. Po kur­tu­azyj­nej wymia­nie uprzej­mo­ści moja zna­joma prze­cho­dzi do rze­czy.

– Muszę podzie­lić się z tobą wesołą nowiną – mówi z sze­ro­kim uśmie­chem. – Stało się coś nie­sa­mo­wi­tego.

– Co takiego? – Zżera mnie cie­ka­wość.

– Mam nowego chło­paka. – Amira pra­wie pod­ska­kuje na krze­śle i wyciąga tele­fon, żeby poka­zać zdję­cia.

Z ekranu patrzy na mnie młody Arab ubrany w jeansy i luźny T-shirt. Oka­zuje się, że Amira i jej wybra­nek uznali, że są parą, wymie­niw­szy kilka wia­do­mo­ści na Face­bo­oku. Pamię­tają się z cza­sów stu­diów w Kuwej­cie, które ukoń­czyli pięć lat temu. Widzieli się wtedy kilka razy na kory­ta­rzu uczelni. Nie­dawno odna­leźli się przez media spo­łecz­no­ściowe i wspól­nie stwier­dzili, że są sobie pisani.

– Nie­długo się spo­tkamy – chwali się Amira. – Lecę służ­bowo do Abu Zabi i on przy­je­dzie tam zoba­czyć się ze mną. Zdaję sobie sprawę, jak w Oma­nie patrzy się na kobiety, które decy­dują się na spo­tka­nie z męż­czy­zną bez świad­ków – dodaje od razu. – A jed­nak chcę zary­zy­ko­wać. Wiem, że więk­szość tutej­szych męż­czyzn nie poślubi kobiety, która pozwo­liła im na intymne spo­tka­nie. Ale to jest głu­pie, bo w takim wypadku nie masz szans poznać czło­wieka, za któ­rego wycho­dzisz. Oni tu wie­rzą, że to Bóg wybiera i że jego decy­zje są naj­lep­szym, co może nas spo­tkać. A ja chcę czuć motyle w brzu­chu teraz, nie po śmierci, jeśli tra­fię do nieba. Jestem młoda, chcę wie­dzieć, z kim się na stałe wiążę. Byłam kie­dyś w związku z pew­nym Omań­czy­kiem. Cały czas się bał, że go rzucę. To byłaby dla niego potwarz. I nagle, pew­nego dnia powie­dział mi tak: „Amiro, zde­cy­do­wa­łem się na mał­żeń­stwo”. I po chwili dodał: „Z kimś innym”. Tak po pro­stu, pew­nego dnia, będąc jesz­cze ze mną, oświad­czył się dziew­czy­nie, któ­rej w ogóle nie znał. Wybrała ją matka i w związku z tym on uznał, że to wspa­niała kan­dy­datka na żonę. Powie­dzia­łam mu: „Dobrze, idź”. I poszedł, popro­sił ją o rękę, ale ona mu odmó­wiła. Ta dziew­czyna wie­działa, że on się ze mną spo­tyka, i nie chciała takiego męża. Bo jeśli spo­tykał się ze mną przed ślu­bem, to zna­czy, że może zdra­dzać ją po ślu­bie.

Za oknem palmy wygi­nają się na wie­trze. Amira przez chwilę patrzy na drzewa w zamy­śle­niu.

– Jestem tu prze­grana – wyznaje wresz­cie. – Tak jest ze wszyst­kimi kobie­tami z naszego regionu, które prze­kro­czyły tę cienką czer­woną linię. Jeśli któ­raś cha­li­dżi pozwoli na wię­cej, niż jest przy­jęte, na przy­kład na poca­łu­nek, to prze­staje być kan­dy­datką na żonę. A ja mam pro­blem, bo jestem zbyt pewna sie­bie. Oni takich kobiet nie zno­szą. Mojej rodzi­nie też nie spodo­ba­łoby się, gdyby się dowie­dzieli, że cho­dzę na imprezy albo że się z kimś spo­ty­kam. Dla­tego wra­cam do domu zawsze przed dwu­dzie­stą pierw­szą trzy­dzie­ści. Tak, by rodzina miała poczu­cie, że pozo­staję pod ich nad­zo­rem. Nie chcę ich pro­wo­ko­wać. Rodzina wie, że dużo pra­cuję, mam więc wymówkę, ale ostat­nio brat prze­szu­ki­wał mój samo­chód. Mówił, że musi prze­par­ko­wać, ale widzia­łam, że grze­bał w moich rze­czach. On ma dwa­dzie­ścia pięć lat i spo­tyka się z kimś. On może, a ja nie. Sta­ram się, żeby moi bli­scy nie mieli nade mną kon­troli, ale jed­no­cze­śnie, by czuli, że mnie kon­tro­lują. Żeby myśleli, że jestem dobrą dziew­czyną.

Dwa mie­siące póź­niej spa­ce­ru­jemy z Amirą nad­mor­ską pro­me­nadą w dziel­nicy Maskatu o nazwie Aza­iba. To miej­sce poło­żone na zachód od cen­trum sto­licy Omanu. Oprócz Omań­czy­ków żyje tu wielu przy­jezd­nych. W jed­nym z domów oto­czo­nych wyso­kim murem miesz­kam też ja z mężem Mariu­szem i synem Fili­pem. Po pra­wej stro­nie sąsia­du­jemy z rodziną z Iranu, po lewej z Indii, naprze­ciwko i za tyl­nym ogro­dze­niem miesz­kają Omań­czycy. Aza­iba pełna jest oka­za­łych, ukwie­co­nych willi, mię­dzy któ­rymi lubię spa­ce­ro­wać. Do plaży mam pięć minut na pie­chotę i wła­śnie tam uma­wiam się z Amirą, która nie­dawno wró­ciła z wyprawy do Abu Zabi.

Jest wie­czór, rybacy roz­ło­żyli maty i roz­sie­dli się na nich z dzie­cia­kami. Odpo­czy­wają, roz­ma­wiają, popi­jają kawę. Dzieci grają w karty albo kopią piłkę. Wokół nas jest dużo ludzi, ale to sami męż­czyźni i chłopcy. Kobiety sie­dzą w domach. Mijamy sprze­dawcę lokal­nego spe­cjału, mysz­kaku. Mysz­kak to szasz­łyk z owo­ców morza lub koziego mięsa maczany w sosie tama­ryn­do­wym. Jest lekko kwa­śny i pikantny. Amira twier­dzi, że mysz­kak można kupić tylko w Oma­nie.

Widzę, że od naszego ostat­niego spo­tka­nia moja zna­joma wyraź­nie posmut­niała. Nie jest tą samą dziew­czyną, z którą roz­ma­wia­łam w nad­mor­skim The Crêpe Café.

– No dobrze, powiedz, co się dzieje – mówię.

– Pamię­tasz tego chło­paka z Kuwejtu? Wyobraź sobie, że nie doje­chał na umó­wione spo­tka­nie i zerwał ze mną kon­takt. Wcze­śniej zdą­żył mi się oświad­czyć na mes­sen­ge­rze. Chciał mnie za żonę, ale jak już mie­li­śmy się spo­tkać, to się wyco­fał. I nie cho­dzi o to, że nie byłam dzie­wicą. On o tym wie­dział, a mimo to mi się oświad­czył.

– Ale on ni­gdy nie spo­tkał się z tobą sam na sam. Nawet nie widział cię z bli­ska.

– Tak, ale pamię­tał mnie jesz­cze z cza­sów stu­diów. Nie zna­li­śmy się oso­bi­ście, ale widział mnie parę razy, znał moich zna­jo­mych i wiele o mnie sły­szał. Wie­dział, że wcze­śniej się z kimś spo­ty­ka­łam. Mimo to mi się oświad­czył. Powie­dział wyraź­nie: „Chcę się z tobą oże­nić, chcę być z tobą”.

– Chciał cię poślu­bić i nagle zmie­nił zda­nie? – pytam. – Co się więc stało?

– Kupił bilet na samo­lot, prze­słał mi jego zdję­cie. Przy­le­ciał do Dubaju, wypo­ży­czył samo­chód i zadzwo­nił do mnie, że już jedzie. Powie­dzia­łam mu, żeby uwa­żał na dro­dze, bo w Dubaju bywa nie­bez­piecz­nie. Jest kilka pasów ruchu i trzeba być ostroż­nym. To wszystko. No więc wyru­szył w moją stronę i znik­nął. Cze­ka­łam na niego. Dzwo­ni­łam, ale już nie odpo­wia­dał. Po jakimś cza­sie skon­tak­to­wa­łam się z nim przez inter­net. Zapy­ta­łam go, dla­czego nie przy­je­chał. I wiesz, co mi w końcu odpi­sał? „Rzu­ci­łaś na mnie czary”. Przy­się­gam, tak to ujął. Powie­dzia­łam mu, że nie odpra­wia­łam żad­nych cza­rów, ale nie uwie­rzył. Oka­zało się, że po dro­dze miał wypa­dek i ode­brał to jako ostrze­że­nie. Nie mia­łam więc szansy nawet go zoba­czyć i poznać bli­żej.

– To chyba jed­nak dobrze, że nie wyszłaś za niego za mąż – mówię – skoro on wie­rzy, że mogłaś rzu­cić na niego czary.

– Tak, to dobrze – odpo­wiada Amira i po chwili dodaje: – Ale ja tego naprawdę nie zro­bi­łam. Te czary musiał rzu­cić na niego ktoś inny. Tylko nie wiem kto.

– Amiro, czy ty wie­rzysz w takie rze­czy? – pytam.

– Wiem, że są ludzie, któ­rzy zaj­mują się magią. Oni są wszę­dzie. Uwa­żaj na nich. Mogą wyrzą­dzić wiele zła.

– Cza­row­nica może zjeść czło­wieka, uśmier­cić go albo zabrać mu duszę i wpro­wa­dzić w jego ciało inną duszę. – Amira sporo wie na temat magii.

Pod­czas kolej­nego spo­tka­nia odkry­wam nowe obli­cze mojej zna­jo­mej. Kupu­jemy w lokal­nej kawiarni dwie duże latte na wynos i ruszamy na spa­cer po oko­licy. Amira wpro­wa­dza mnie w swój magiczny świat.

– Cza­row­nica może stwo­rzyć odwzo­ro­wa­nie czło­wieka i pod­mie­nić żywą istotę na to odwzo­ro­wa­nie – tłu­ma­czy. – Na przy­kład może sko­pio­wać twoje dziecko i ci je pod­rzu­cić, zabie­ra­jąc twoje. Czyli twoje dziecko nie będzie twoim dziec­kiem. Czy to nie byłoby prze­ra­ża­jące? Powin­naś też bać się hien. Jeśli w pobliżu two­jego domu pojawi się hiena, to potem przyj­dzie tam także wiedźma, która stąpa po śla­dach tego zwie­rzę­cia. I ta wiedźma ścią­gnie na was nie­szczę­ście – ostrzega Amira. – Ni­gdy nie wiesz, kto jest cza­row­nicą albo cza­row­ni­kiem. Oni wyglą­dają jak nor­malni ludzie. W mojej rodzi­nie było wiele tajem­ni­czych zda­rzeń, za któ­rymi kryło się coś więk­szego. Co prawda reli­gia zabra­nia czar­nej magii, i nasz rząd też jej zabra­nia, ale magia jest wśród nas.

Spa­ce­ru­jąc wzdłuż plaży i popi­ja­jąc kawę, Amira opo­wiada o magii jak o czymś, co ist­nieje w real­nym życiu, czymś nama­cal­nym i oczy­wi­stym. Mówi spo­koj­nie, bez emo­cji patrząc na zatokę, która jest dziś wyjąt­kowo senna.

– Raz poszłam do szaj­cha zaj­mu­ją­cego się magią, bo ktoś zaczął odpra­wiać nad naszą rodziną czary. Coś roz­kła­dali przed naszym domem. Wie­rzę, że szajch to ktoś, kto ma dar prze­po­wia­da­nia przy­szło­ści. To ktoś, kto ma wie­dzę i bogate życie duchowe. Jego dusza jest silna. Zazwy­czaj to ktoś star­szy. Pamię­tam, że ten szajch wziął moją rękę i czy­tał z niej. Powie­dział: „Jesteś oświe­cona, widzisz rze­czy, które się dzieją, masz w sobie moc. Możesz to wyko­rzy­stać w swoim życiu. Możesz prze­po­wia­dać przy­szłość i możesz wpły­wać na ludz­kie życie. Możesz poma­gać, ale możesz też ranić. Od cie­bie tylko zależy, jak wyko­rzy­stasz swój dar”. Wła­ści­wie czu­łam to od dawna. Na przy­kład cza­sem czu­łam silną potrzebę, by do kogoś zadzwo­nić. Mam zna­jo­mego w Bah­raj­nie. Kie­dyś poczu­łam, że muszę się z nim skon­tak­to­wać. Zadzwo­ni­łam do niego i zapy­ta­łam: „Czy u cie­bie wszystko w porządku? Czy z twoją rodziną wszystko okej?”. Czu­łam, że dzieje się coś złego. On odparł wtedy, że wszystko w porządku. Po godzi­nie oddzwo­nił i powie­dział, że umarł mu ojciec. Podob­nie czu­łam przed spo­tka­niem z tym Kuwejt­czy­kiem. Powie­działam mu: „Uwa­żaj, bo drogi w Emi­ra­tach są bar­dzo ruchliwe”. Cza­sem czuję takie rze­czy, ale moja moc słab­nie, kiedy za bar­dzo kon­cen­truję się na przy­ziem­nych spra­wach. Bab­cia powie­działa mi kie­dyś, że jeśli chcę czuć wię­cej, muszę być czy­sta. By być oświe­co­nym, trzeba być ascetą. Ja nie jestem ascetką. Jeśli palisz albo pijesz alko­hol, to prze­sta­jesz czuć. Tak samo, jeśli upra­wiasz seks. Bo zaj­mu­jesz się rze­czami ziem­skimi, a więc tra­cisz te nad­przy­ro­dzone.

Słońce nad zatoką powoli zaczyna zacho­dzić. Z pobli­skiego meczetu sły­chać nawo­ły­wa­nie do modli­twy. Grupki męż­czyzn w bia­łych disz­da­szach powol­nym kro­kiem zmie­rzają w stronę, z któ­rej nie­sie się dźwięczne Allahu Akbar.

− Nie roz­ma­wiaj tu z ludźmi o magii – ostrzega nagle Amira. – Możesz tra­fić na kogoś złego, i ta osoba może cię skrzyw­dzić. W domu mojej babci ze strony mamy wyda­rzyło się coś takiego. Ona była oświe­cona, dużo czuła. To było w cza­sach, kiedy jej syn, a mój wujek, był chłop­cem. Jako dziecko sprze­da­wał na targu jajka. Któ­re­goś dnia odmó­wił ich sprze­daży kobie­cie, która była dla niego nie­miła, i ona potem oka­zała się wiedźmą. Kiedy wujek wie­czo­rem poło­żył się spać, cza­row­nica poja­wiła się u niego w sypialni. Prze­szła przez ścianę i chciała go zabrać. Moja bab­cia, która czuje takie rze­czy, ock­nęła się nagle i zaczęła krzy­czeć. Obu­dziła dziadka i cza­row­nica po pro­stu znik­nęła. Roz­pły­nęła się w powie­trzu. Moja bab­cia zawsze krzy­czała, kiedy czuła, że przy­cho­dzi do domu jakiś duch. Mówiła: „Ktoś tu jest”, ale te demony nie robiły jej krzywdy, bo miała wokół sie­bie dobre duchy, które ją ochra­niały.

Amira sie­dzi oparta o murek przy bul­wa­rze. Patrzymy na wyjąt­kowo spo­kojną dziś zatokę. Nie ma fal, nie ma też wia­tru, który choć tro­chę ochło­dziłby gorące powie­trze.

– Duch może, na przy­kład, zako­chać się w kobie­cie i nie chcieć opu­ścić jej ciała – kon­ty­nu­uje Amira. – Jeśli uciek­nie, usły­szaw­szy słowa Koranu, to praw­do­po­dob­nie był zły, skoro prze­stra­szył się Boga. Pamię­tam pewne zda­rze­nie z mojego domu. Sio­stra mojej babci pod­czas rodzin­nego spo­tka­nia jadła popcorn. Nagle duch wszedł w jej głowę. Byłam wtedy dziec­kiem, mia­łam około dzie­się­ciu lat. Sio­stra babci zaczęła pluć popcor­nem i mówić w bar­dzo dziw­nym języku. Jakby zły duch prze­ma­wiał jej ustami, krzy­czała i wyglą­dało to strasz­nie. Moja bab­cia zaczęła wtedy czy­tać na głos Koran i duch odszedł. To wszystko trwało około godziny. Ludzie cały czas odpra­wiają tu czary, rzu­cają uroki i wie­rzą, że w ten spo­sób mogą zmie­nić swoje życie albo wpły­nąć na życie innych. Wie­rzymy w dobre i złe duchy, podob­nie jak chrze­ści­ja­nie. Kobieta, która chce poślu­bić męż­czy­znę, stara się rzu­cić na niego czar. Robi to z pomocą szaj­cha. Prosi go, by zacza­ro­wał męż­czy­znę tak, aby był do końca życia w niej zako­chany. Wielu ludzi wie­rzy też w złe spoj­rze­nie, czyli w złe oko. Jeśli ktoś spoj­rzy na cie­bie, mając złą inten­cję, może rzu­cić na cie­bie zły czar, może cię skrzyw­dzić. Dla­tego sporo ludzi nosi tu amu­let. To może być zapi­sany wer­set Koranu albo ząb jakie­goś zwie­rzę­cia, który ma chro­nić przed uro­kami. Ludzie wkła­dają taki amu­let do mate­ria­ło­wego woreczka albo opra­wiają w skórę hieny.

Na szyi Amiry nie widzę amu­letu. Moja zna­joma czę­sto nosi za to deli­katną złotą biżu­te­rię albo stare omań­skie sre­bro, które można kupić na targu w Matrah, mie­ście nie­opo­dal Maskatu. Ofi­cjal­nie nikt w Oma­nie nie zaj­muje się wytwa­rza­niem czy sprze­dażą amu­le­tów. Nie­trudno zna­leźć je jed­nak w inter­ne­cie. Wśród amu­le­tów są takie, które przy­no­szą dobro­byt, pie­nią­dze, zwy­cię­stwo. Są też amu­lety, które zapew­nią zawar­cie związku mał­żeń­skiego z wybraną przez sie­bie osobą, pomogą zna­leźć part­nera sek­su­al­nego na każdy dzień życia, a nawet powięk­szą penisa. Arab­skie tali­zmany chro­nią dom przed dia­błem, duchami i czarną magią. Ale są też amu­lety o nie­bez­piecz­nym dzia­ła­niu. Te mogą spro­wa­dzić na innych nie­na­wiść, pro­blemy, roz­wód, cier­pie­nie czy zemstę. By dzia­łały, muszą być wyko­nane ręcz­nie, w odpo­wied­nim cza­sie. Kiedy i jak, wie­dzą tylko ci, któ­rzy posie­dli wie­dzę tajemną.

– Mówi się, że ludzie oświe­ceni mają dobrego ducha – tłu­ma­czy mi dalej Amira. – Taki dobry duch może do cie­bie przyjść, jeśli masz dobre inten­cje. Myślę, że odzie­dzi­czy­łam to po przod­kach. Wie­rzę, że sama mogę wpły­wać na swoje prze­zna­cze­nie. Muszę wie­rzyć, że będzie dobrze, i z tą wiarą budo­wać swoją przy­szłość. To samo­speł­nia­jąca się prze­po­wied­nia. Przy­cią­gasz to, o czym myślisz. Jeśli jesteś dobra, przy­cią­gasz dobro. Jeśli masz w sobie dobro, dosta­jesz je od innych. A jeśli otrzy­muję znaki mówiące o tym, że zbliża się coś złego, wtedy modlę się, żeby do tego nie dopu­ścić. Uwa­żamy, że modli­twa do Boga może zmie­nić prze­zna­cze­nie. Dla­tego sporo ludzi tu wie­rzy, że mał­żeń­stwo można wypro­sić u Boga. Kobiety, które znam, nie mogą spo­ty­kać się z męż­czy­znami, nie mogą poznać ich przed ślu­bem, więc modlą się o dobrego męża. Wie­rzą, że dzięki żar­li­wej modli­twie zdo­będą dobrego męża. Wra­ca­jąc jed­nak do demo­nów – stwier­dza nagle z oży­wie­niem Amira – musisz wie­dzieć, że one kryją się w górach. Dla­tego wła­śnie w Oma­nie zawsze było wię­cej demo­nów niż w sąsied­nich kra­jach. U nas jest dużo gór. W pobliżu jed­nej z nich, naj­wyż­szej w Oma­nie, zwa­nej Dża­bal Szams, czyli Góra Słońca, znaj­duje się stare mia­sto Bahla. Od lat upra­wia się tam magię. Bahla jest znana w całej Ara­bii jako miej­sce naro­dzin dżi­nów i czar­nej magii. Wiele zamoż­nych rodzin podró­żo­wało do tego mia­sta, by zasię­gnąć porady cza­row­ni­ków. Ja też lubię tam jeź­dzić. Gdy mam wolny dzień, wsia­dam w samo­chód i wyru­szam w góry. Bar­dzo mnie to wyci­sza. Jeśli chcesz, możemy kie­dyś poje­chać tam razem.

Abdul­laha poznaję dzięki Zeinie, Omance, która cza­sem poja­wia się na impre­zach orga­ni­zo­wa­nych przez Pola­ków w Maska­cie. Abdul­lah był mężem jej zmar­łej przed dwoma laty sio­stry. Mieszka w mie­ście duchów, w Bahli.

– Jeśli chcesz poznać praw­dziwy Oman, jedź do Bahli – zachęca Zeina. – Tam ludzie żyją w bar­dzo tra­dy­cyjny spo­sób. Mój zięć z chę­cią ugo­ści cie­bie i twoją rodzinę. Popy­taj go o czary – śmieje się Zeina.

Po kilku dniach Abdul­lah prze­ka­zuje przez Zeinę zapro­sze­nie dla całej mojej rodziny. Szy­kuje się pasjo­nu­jący week­end. Mąż i syn też się cie­szą na tę wyprawę. Abdul­lah uma­wia się z nami zaraz po połu­dnio­wej modli­twie. Spo­ty­kamy się na par­kingu naj­więk­szego meczetu w Bahli. Abdul­lah ma pra­wie sie­dem­dzie­siąt lat, długą siwą brodę i uro­czą szparę mię­dzy gór­nymi jedyn­kami. Ubrany jest w świe­żutką, odpra­so­waną disz­da­szę. Na przy­wi­ta­nie pyta, czy nie bali­śmy się przy­je­chać, bo wielu ludzi omija Bahlę sze­ro­kim łukiem.

– Ludzie boją się cza­row­ni­ków, któ­rzy tu miesz­kają – mówi Abdul­lah poważ­nym gło­sem. – Bo wie­cie, oni mogą mocno czło­wie­kowi zaszko­dzić, porwać dziecko, zacza­ro­wać albo spro­wa­dzić nie­szczę­ście.

Zanim jed­nak koń­czy zda­nie, już widzę, że jego oczy się śmieją.

– O duchach i cza­row­ni­kach dużo się tu mówi, ale dla mnie to bzdury. Wie­rzy w nie tylko ten, kto chce wie­rzyć. Ode mnie niczego się na ten temat nie dowie­cie. – Po tym krót­kim wstę­pie Abdul­lah wska­kuje do swo­jej toyoty prado i poleca nam jechać za sobą.

Opusz­czamy cen­trum mia­sta. Im bar­dziej się od niego odda­lamy, tym niż­sze stają się budynki. Tutej­sze domy są oto­czone wyso­kimi murami, a ich wnę­trza pozo­stają nie­do­stępne dla cie­kaw­skich oczu. Mijamy kobiety w kolo­ro­wych dża­la­bi­jach. Wszyst­kie mają włosy przy­kryte chu­s­tami rów­nie kolo­ro­wymi jak ich stroje. Prze­my­kają mię­dzy domami, za nimi bie­gają dzieci. Dziew­czynki noszą dłu­gie sukienki zdo­bione koron­kami bądź fal­ba­nami. Wyglą­dają jak małe księż­niczki. Chłopcy noszą tra­dy­cyjne disz­da­sze albo kolo­rowe koszulki i jeansy.

Jak na pustynny kraj, mia­steczko jest wyjąt­kowo zie­lone. Dużo tu aka­cji, bana­now­ców i palm ugi­na­ją­cych się pod cię­ża­rem dak­tyli. Wjeż­dżamy w aleję wysa­dzaną po obu stro­nach pal­mami i zatrzy­mu­jemy się przed par­te­ro­wym domem z ogrom­nym podwór­kiem. Abdul­lah zosta­wia samo­chód w słońcu, ofe­ru­jąc nam miej­sce par­kin­gowe pod zada­sze­niem. To miłe z jego strony, bo wsia­da­nie do nagrza­nego samo­chodu nie należy do przy­jem­no­ści.

Ścią­gamy buty i wcho­dzimy do madżlisu, prze­stron­nego pomiesz­cze­nia, które można porów­nać do salonu dla gości. W dużych domach urzą­dza się dwa takie pomiesz­cze­nia. Jedno prze­zna­czone dla męż­czyzn, a dru­gie dla kobiet. Usy­tu­owane są tak, by domow­nicy prze­ciw­nej płci prze­by­wa­jący w domu nie mieli stycz­no­ści z gośćmi, by mogli czuć się swo­bod­nie. Madżlis Abdul­laha ma około trzy­dzie­stu metrów kwa­dra­to­wych. Na pod­ło­dze leży gruby dywan, przy ścia­nach umo­co­wane są sie­dzi­ska z mięk­kimi opar­ciami. Jest też dwu­dzie­sto­ośmio­ca­lowy tele­wi­zor, przy nim, na niskim sto­liku cze­kają na nas owoce i cia­sto domo­wej roboty.

Na ścia­nie naprze­ciwko wej­ścia wisi zdję­cie gospo­da­rza, ser­decz­nie ści­ska­ją­cego dłoń Jego Wyso­ko­ści Suł­tana Kabusa. Suł­tan poja­wia się rów­nież po dru­giej stro­nie pokoju, tym razem na tro­nie. Obok władcy Omanu wisi zdję­cie pod­pi­sane „Maskat 1971”. Spo­gląda z niego poważny mło­dzie­niec w mun­du­rze. To Abdul­lah chwilę po przy­ję­ciu do Kró­lew­skiej Omań­skiej Poli­cji.

W madżli­sie są z nami trzej syno­wie Abdul­laha. Męż­czyźni wstają, by się przy­wi­tać. Mój mąż i syn podają im ręce, ja zgod­nie ze wska­zów­kami Zeiny witam się tylko ski­nie­niem głowy. „Uni­kaj jakie­go­kol­wiek kon­taktu z obcym męż­czy­zną – powie­działa mi. – Jeśli chcesz usza­no­wać nasze zwy­czaje i reli­gię, po pro­stu nie wycią­gaj ręki, wtedy nie znaj­dziesz się w nie­zręcz­nej sytu­acji”. W pokoju unosi się silny zapach arab­skich męskich per­fum. Są słod­sze od tych, do któ­rych przy­wy­kłam. Omań­scy męż­czyźni nawet w naj­więk­szym upale wyglą­dają świeżo i podob­nie też pachną. Ich disz­da­sze są śnież­no­białe, a orien­talne zapa­chy cią­gną się kil­ka­na­ście metrów za nimi.

Do madżlisu wcho­dzi Raja, naj­star­sza córka Abdul­laha. Ma trzy­dzie­ści trzy lata i piękny, sze­roki uśmiech. Ubrana jest w czarną abaję i chu­stę w cętki zakry­wa­jącą szyję, uszy oraz włosy. Raja, tak jak męż­czyźni, mówi płyn­nie po angiel­sku.

Sto­lik z owo­cami zostaje prze­su­nięty na śro­dek pokoju i zaczy­namy omań­ski lunch. Na począ­tek owoce, cia­sto i kahwa, czyli kawa z kar­da­mo­nem. Nie jest zbyt mocna, podaje się ją w malut­kich por­ce­la­no­wych szkla­necz­kach. W dobrym tonie jest wypić trzy, nie wię­cej. Odda­jąc szkla­neczkę, należy potrzą­snąć nią na boki. To znak, że już dzię­ku­jemy. Ina­czej gospo­da­rze doleją nam kolejną por­cję. Powie­dział mi o tym mój mąż Mariusz, który na spo­tka­niu służ­bo­wym w sie­dzi­bie Kró­lew­skiej Omań­skiej Poli­cji nie mógł prze­stać pić kawy. Za każ­dym razem dole­wano mu kolejną. Wypiw­szy czwartą fili­żankę, już nie odsta­wił naczy­nia. Po spo­tka­niu zapy­tał zna­jo­mego, dla­czego Omań­czycy piją takie ilo­ści kawy, i dowie­dział się, że aby skoń­czyć, trzeba po pro­stu poma­chać fili­żanką.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: