Kraj, w którym umrę - ebook
Kraj, w którym umrę - ebook
Myślenie o śmierci daje dobrą perspektywę
Czy zastanawialiście się kiedyś, jak będzie wyglądała Polska bez was? Za 50, 60 czy 100 lat? Czy zapanuje w niej chaos polityczny i moralny, a w badaniach opinii publicznej wszyscy będą mówić, że stracili sens życia? Czy raczej chaos ktoś zastąpi zamordyzmem – porządkiem narzuconym siłą? A może nie będzie tak źle?
Czy nieuchronnie staczamy się w skrajności? Jakie są konsekwencje tego, że uśmierciliśmy Boga? Jak nowe technologie, mem i beka stały się terapiami, dzięki którym próbujemy sobie radzić z rzeczywistością? Dlaczego emocje wyparły racjonalne myślenie i jak bardzo jest to niebezpieczne? Czy unikacze różnorodności mogą się dogadać z jej piewcami?
W nowej książce Marcin Matczak próbuje zrozumieć, jak zmienia się Polska pod wpływem przenikającej nasze życie publiczne propagandy nienawiści. Wyjaśnia, że szaleństwo polaryzacji i dążenie do wzajemnego unicestwienia nikomu nie przyniosą korzyści. Obnaża techniki, którymi posługują się populiści – zarówno prawicowi, jak i lewicowi – demaskuje ich działania, markujące tworzenie lepszej przyszłości, a w istocie prowadzące do destrukcji.
Kategoria: | Literatura faktu |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-240-6786-2 |
Rozmiar pliku: | 750 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Środek życia jest wystarczającym powodem, żeby zacząć robić rzeczy dziwne. A środek życia, w czasie którego zaczyna się rozpadać Unia Europejska, wybucha pandemia i wojna tuż za naszą granicą, a na dodatek umiera królowa Elżbieta, jakby potwierdzając zbliżający się koniec świata, wręcz prowokuje do robienia rzeczy przedziwnych. Zderzeni czołowo z rozczarowaniem, przerażeni, że nieśmiertelność jest kolejnym oszustwem, w które bezwarunkowo wierzyli przed czterdziestką, doświadczający poczucia końca, o którym przypomina a to łąkotka, a to za wysoki cholesterol, mężczyźni w moim wieku robią takie rzeczy. Robię więc i ja – piszę książkę, w której wyobrażam sobie Polskę beze mnie.
Po co? Bo to ciekawy eksperyment myślowy. Urodzony w 1976 roku, mam szansę dożyć mniej więcej roku 2060, licząc według oczekiwanej długości życia mężczyzny mieszkającego na warszawskim Wilanowie. Po pierwsze, taka perspektywa pozwala ocenić, czy mi choć trochę zależy. Po nas choćby potop – można przecież i tak. To, jak się zareaguje na perspektywę opuszczenia tego padołu, pokazuje, czy człowiek całkiem się już stoczył. Jeśli jednak czuje odpowiedzialność wobec Przyszłych Pokoleń, może to przemawiać za tym, że nie jest całkowicie zepsuty. Znakiem niezepsucia jest wiara w to, czego się nie zobaczy. To taka dobrotliwa naiwność, która, jak wynika z mojego doświadczenia, świadczy o człowieku raczej pozytywnie.
Po drugie, ponieważ mam dziecko, kogoś tu jednak zostawię. Zależy mi więc na tym, żeby dało się tu żyć. Dlatego zastanawiam się, jaki będzie wtedy „tenkraj”. Bawię się w futurologa, który próbuje przewidzieć trendy w zakresie tego, co zawodowo interesuje mnie najbardziej: norm, reguł, konwencji, jak też ludzkich reakcji na nie. Od tego są w końcu prawnicy – specjaliści od systemów norm, które regulują nasze życie. Jeśli te systemy są mądre, zwiększają naszą szansę, że będzie się nam żyć dobrze. Jeśli są głupie, szansę tę zmniejszają. Akurat jeśli chodzi o normy, zmienia się dużo – zawsze tak się działo, gdy kończył się świat. Ciekawie jest to poobserwować i trochę pospekulować.
Po trzecie wreszcie, do eschatologicznego postawienia sprawy w tej książce zainspirowała mnie literatura. Mój ulubiony pisarz Borges, odnosząc się do swojego ulubionego pisarza Cervantesa, powiedział kiedyś, że Don Kichot to człowiek, którego zmieniła biblioteka. Tak było – prostolinijny dotąd szlachcic dostał przecież na głowę od czytania rycerskich historii. Ze mną było podobnie. Czytając biografię Borgesa, doszedłem do momentu, kiedy ten dowiedziawszy się, że jest śmiertelnie chory, postanawia wyjechać z Argentyny, którą kochał, i umrzeć w Szwajcarii. Chce w ten sposób ukarać swój kraj i zamanifestować swoją śmiercią na obczyźnie, że z jego ojczyzną, popadającą w autorytaryzm, coś jest fundamentalnie nie tak.
Nie sądzę, żeby moja decyzja o ewentualnym opuszczeniu Polski kiedyś w przyszłości była dla kogoś karą. Dla wielu, zwłaszcza tych spod znaku „niech jadą!”, raczej nagrodą. Nie z powodu chęci ucieczki zacząłem się jednak zastanawiać, jak będzie wyglądać Polska, w której około 2060 (daj Panie Boże) umrę. Czy będzie przypominać Argentynę Borgesa? W którą skrajność się stoczy? Prawicową czy lewicową? Czy będzie można w niej spokojnie umrzeć?
Takie myślenie o śmierci daje dobrą, filozoficzną perspektywę. Jak pisze Saul Bellow: „Śmierć jest ciemnym tłem, którego potrzebuje lustro, jeśli chcemy w nim cokolwiek zobaczyć”. Pozwala utrzymać proporcje między tym, co naprawdę ważne, a tym, co nieważne ani trochę.
To, co ważne, jak mi się zdaje, brzmi tak: zmierzamy do tego, aby się pozabijać. Naprawdę. I warto by pochylić się nad tym, dlaczego tak jest. Jeśli się bowiem nie pochylimy, jest duża szansa, że nie będzie trzeba czekać tego 2060, by zejść z tego świata szybciej i nienaturalnie.
Ludzie się radykalizują i proces ten ma wiele wymiarów. Coraz atrakcyjniejsze stają się skrajności, coraz nudniejsze wydaje się umiarkowanie. Skrajności światopoglądowe, i te prawicowe, i te lewicowe, niby promują wartości, a tak naprawdę je niszczą, bo bezczelnie wykorzystują je dla swoich potrzeb. Prawica ośmiesza wartości konserwatywne: ramię w ramię z hierarchami Kościoła katolickiego dewastuje szacunek dla tradycji i religii. Lewica ośmiesza wartości liberalne: doprowadza do karykatury tolerancję i równość. Liberalizm jako pogląd umiarkowany staje się nieatrakcyjny, bo jest nieemocjonalny. Centryzm staje się kunktatorstwem.
Ta książka jest próbą znalezienia drogi środka między ideologią prawicy i lewicy. Drogi, na której wartości godne obrony nie zostaną podeptane przez żadną ze stron. To książka dla zirytowanych ciągłym wzywaniem do stanięcia po którejś ze stron. Dla ludzi, którzy nie lubią zamkniętych, ideologicznych głów. Dla milczącej większości, która ma odwagę myśleć bez uproszczeń.
Wzywam w niej do lustracji, która nigdy się u nas nie dokonała. Do zlustrowania polityków pod kątem rewolucyjności i agresji, które są po każdej ze stron, bo dobrze się sprzedają we współczesnym narcystycznym i egotycznym społeczeństwie, gdzie podstawowym uczuciem ludzkim jest poczucie wyższości wobec drugiego, dominacji moralnej, posiadania jedynej racji – znowu: odczuwane po obu stronach.
Jeśli nie zatrzymamy tej radykalizacji, przymus rewolucyjnego postępu będzie ją wzmacniał. A w efekcie wygrają populiści, prawicowi albo lewicowi, co za różnica. Populiści, którzy zawsze mają w sobie ducha psychologicznego faszyzmu: chcą uczynić świat na swój obraz i podobieństwo, a ponieważ nie lubią albo nie potrafią przekonująco argumentować, bo nigdy argumentom nie wierzyli, robią to ostatecznie siłą.
Ta książka to manifest człowieka, który odmawia otagowania siebie oraz innych i chce zrozumieć świat w całej jego pięknej złożoności, nie uciekając się do uproszczeń, które niesie ideologia. Książka o Polsce, kraju, w którym i wy nie będziecie żyć wiecznie i który dobrze byłoby zostawić w stanie lepszym, niż się go zastało. Może warto więc porozmawiać o przyszłości poważnie, w ramach wspólnoty tych, którzy umrą.
Warszawa, lipiec 2023WPROWADZENIE, CZYLI SPRAWY ZWIĄZANE ZE ŚMIERCIĄ W ING BANKU ŚLĄSKIM
W samym sercu kapitalizmu, w aplikacji bankowej ING, banku holenderskiego, a więc pochodzącego z kraju, który bankowość rozpropagował i uczynił z niej dźwignię rozwoju, jest zakładka: „Sprawy związane ze śmiercią”. Zakładka ta, oznaczana symbolem księżyca w nowiu (ciemność, wycie wilków?), znajduje się tuż nad zakładką „Załóż firmę”, oznaczoną symbolem teczki (codzienność, zabieganie, biznes). Nie jest to układ całkowicie logiczny, chyba żeby przyjąć, iż zanim w Polsce założy się firmę, trzeba sporządzić testament.
W zakładce oznaczonej symbolem księżyca bank informuje: „Tu wypełnisz dyspozycję na wypadek śmierci lub wniosek o zwrot kosztów pogrzebu”. I od razu w świecie blichtru i pieniędzy robi się eschatologicznie. Jak hiszpańskiej inkwizycji, nikt się tu śmierci nie spodziewał, a jednak nawet tu jest i zmienia perspektywę.
W kolejnych rozdziałach działam jak ING Bank Śląski – w środek spraw, między oprocentowanie lokat a pożyczkę hipoteczną, między wódkę a zakąskę, wprowadzam panią kostuchę, która najlepiej potrafi pokazać, co jest ważne, a co niewarte uwagi.
Robię to, bo naprawdę wydaje mi się, że wiele rzeczy umiera. Umiera w tym sensie tego słowa, które oznacza koniec definitywny. Umiera nam tradycja, umierają instytucje i prawa, jakie znaliśmy. Odchodzi w niebyt dawny typ człowieka i dawny typ Boga. Ciekawie jest to obserwować, bo na miejsce tych rzeczy i osób, które umierają, pojawiają się nowe. Stara, dobra rada egzorcystów głosi jednak, żeby to, co przychodzi do nas po czyjejś śmierci, dokładnie zbadać. Najpierw trzeba rozstrzygnąć, czy naturą nawiedzenia jest oszustwo (fictitium) czy diabelska iluzja (illusio daemonis). Ostatecznie należy zadać kluczowe pytanie: „Jesteś złym duchem czy dobrym?”¹. Takie też pytanie tym nowym zjawom stawiam.
1 Stephen Greenblatt, Hamlet in Purgatory, Princeton University Press 2013.