Krew o świcie - ebook
Krew o świcie - ebook
W Krwi o świcie splatają się ze sobą losy trzech kobiet na tle mrocznej historii Peru lat 80. i 90. Terrorystyczna organizacja Świetlisty Szlak, której radykalny program oparty został na doktrynie marksistowsko-leninowsko-maoistycznej, przystąpiła wówczas do walki z instytucjami państwa oraz obywatelami, którzy nie chcieli podporządkować się rewolucyjnym hasłom.
Claudia Salazar Jimenez ukazuje wojnę oczyma kobiet, mieszając w swej brutalnej prozie politykę, pożądanie i ból. Osobiste historii, choć fikcyjne, przybliżają czytelnikom traumę całego narodu, która do dziś pozostaje żywa. Krew o świcie dowodzi, że tylko sztuka pozwala nam pamiętać, i przypomina, że „każdy, kto ma jakieś pojęcie o historii, wie, że wielkie zmiany społeczne nie są możliwe bez kobiecego fermentu”.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 9788367515092 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Karol Marks
brak prądu całkowita ciemność gdzie to? wszędzie jaka przyczyna? wieże wysokiego napięcia przewrócone bomby eksplozja wszystko zmiecione rozwalone wysadzone byłaś z innymi? gotowałam obiad w domu czekałam na męża zgasło światło przepisywałam na maszynie protokoły z zebrania nie ma prądu wywoływałam zdjęcia nie ma prądu trzeba znaleźć świeczki nie starczy sześć stron dwie wieże obrzeża stolicy co mówisz? nie możesz tego podpisać towarzyszko ciemność wyłączenie z historii poddać się albo wybuch bomby wiesz co zrobili? oj aleś talerz wylizał do czysta uśmiech bez świeczek jedz trzy wieże teraz mówią że dłużej i więcej wież kiedy będzie światło? świeczki włącz radio nie mogę znaleźć zapałek trzy świeczki bez zapałek uderz kamieniem o kamień żeby poleciały iskry nieprawda bomba mamy generator prądu jechać do epicentrum tam gdzie dzieje się to czego nie widzimy bomba opowiedzieć o tym co się dzieje za tymi wieżami zobaczyć gdzie była każda z tych trzech? brak prądu
Do więzienia w stolicy przywieźli mnie krótko przed tym, jak wpadło kierownictwo. Prawie zawsze zaciągają mnie do tej sali, żeby komendant Romero mógł przeprowadzić przesłuchanie. Wszystko jest białe. Bielsze niż w szpitalu. Trzy krzesła. Stół przykryty białą ceratą. Ściany też są białe. To już dwa tygodnie, jak się dowiedziałam, że ich złapali. Co zrobili z towarzyszem Przywódcą? Pieprzone psy, jeśli go tkną, zdechną wszyscy, jeden po drugim do ziemi.
Jedynie zegar wydaje jakiś dźwięk. Romero się nie zjawia. Trochę zimno w tym tak bardzo białym pomieszczeniu. Zupełnie tu inaczej niż na piaskach, gdzie zaczęłam działalność społeczną. Szczególnie wyraźnie pamiętam dzień, w którym słońce wystawiło nas na próbę. Nie do wytrzymania. Piekło. Takie panowały upały na tym długim piaszczystym pasie zamieszkałym przez ludzką kipiel. Przyszłam tam z inżynierem, który koordynował prace, i z Fernandą, działaczką społeczną. Wzięłam też córkę, cztery latka miała. Pomyślałam, że jeśli będzie się bawić z tymi dziećmi, co mają niewiele albo nic nie mają, to wyrobi w sobie wrażliwość.
iaski ciągnęły się szeroko jak jakiś rozpalony żółtawy koc. Upał mnie dusił, czułam w swojej dłoni spoconą dłoń córeczki. Jedna z pracownic komitetu mieszkaniowego zaoferowała szklankę wody, żeby mała ugasiła pragnienie. Wodę sprzedawano tu w cenie złota, z cystern, które przyjeżdżały tylko raz na tydzień. Szklanka, którą opróżniła moja córka, oznaczała mniej wody dla jednego z tutejszych dzieci.
Zostawiłam małą, już spokojniejszą, w towarzystwie rówieśników i poszłam na spotkanie z miejscowymi, żeby omówić bieżące sprawy. Potrzebowali dostępu do wody pitnej, kanalizacji oraz latarni przynajmniej na dziesięciu ulicach. Prosili też o przychodnię z podstawową opieką medyczną i szkołę. Edukacja to podstawa, jeśli chce się przełamać schemat nierówności, na którym opiera się organizacja społeczna, bez niej szanse na zmianę… _Mamo!!!_ …są praktycznie zerowe. Mając za sobą lata doświadczenia jako pedagog, mogę powiedzieć… _Mamoooooo!!!_ …że bez odpowiedniego poziomu… _Pani Marcelo, pani córka!_
Popędziłam co tchu na miejsce, gdzie bawiły się dzieci. Zobaczyłam swoją córkę stojącą jak skamieniała w piachu, nóżki dygotały jej z przerażenia, prawie nie oddychała, spazmatycznie łkała, a twarz miała mokrą od łez. Upadła w miejscu, gdzie piasek wymieszany był z jałową ziemią i trudno było utrzymać się na nogach. Kiedy mnie zobaczyła, wyciągnęła rączki i wyrzuciła z siebie potężny i rozpaczliwy krzyk: _Mamusiu, tu się zapada, weź mnie na ręce!_
odniosłam ją i przytuliłam do piersi. Przywarła do mnie mocno. Jej serduszko biło szybko, trzepotało jak wystraszony ptaszek. Otarłam jej pot i łzy z twarzy. Pogłaskałam po głowie i usunęłam piasek z włosów. _Spokojnie, ja tu jestem, nic złego ci się nie stanie_, powiedziałam. Pogładziłam ją po skroniach, ten gest zawsze ją uspokajał. Stopniowo się wyciszała. Dzieci zebrały się wokoło nas, na tych zagubionych piaskach, bose, w znoszonych ubraniach, cały dzień na gorącym piachu, prawie bez wody i bez jednej nawet skargi. One naprawdę się tu zapadały. Nie mogłam tracić czasu na głupoty, kiedy tyle było do zrobienia. _Nie płacz już, przecież jesteśmy odważne_.
– Pani profesor, jak się pani miewa? – odzywa się do mnie komendant Romero, wkraczając zdecydowanym krokiem. Zawsze tak mnie tytułuje. Gram w tę jego grę, a nuż uda mi się czegoś dowiedzieć o naszym przywódcy, wszak w jego rękach może spoczywać nasza przyszłość.
– Dzień dobry, komendancie. Gotowa na rozmowę, jak zawsze. – Romero rozsiada się na krześle naprzeciwko mnie. Zostały mi tylko dwie bronie: cierpliwość i milczenie.
– Pani profesor, w ciągu ostatnich dni miałem przyjemność nieco panią poznać i widzę, że bardzo z pani uparta osoba, bardzo twarda i zawzięta. Jak skała. – Romero poprawia się na krześle. Pochyla się nieco w moją stronę, jakby chciał mi coś powiedzieć poufnie, i mówi niemal szeptem: – To dlatego miała pani dostęp do Komitetu Stałego, prawda?
Podejmowanie decyzji w warunkach wojny było bez cienia wątpliwości zadaniem należącym do nich. Rozstrzygała nasza jedyna słuszna linia ideologiczna. Towarzysz Przywódca, towarzyszka numer Dwa i towarzyszka numer Trzy – trójca doskonała. Towarzysz Przywódca to numer Jeden, myśl przewodnia naszej rewolucji. Towarzyszka Dwa – to ona wprowadziła mnie do partii. Towarzyszka Trzy odpowiadała za logistykę. Trzy. Liczba doskonała i święta. Zamknięte koło. Komitet Stały. Tajne epicentrum organizacji.
Rewolucja nie mogła dłużej zwlekać, oczekiwanie na reakcje to dokładnie to, czego chce Państwo. Zastąpić jedną klasę drugą, jedną liczbę inną liczbą. Idea jest podstawą, ale jak powiedział Mao: „Karabin rodzi władzę”. Nasze zbrojne ramię, towarzysz Felipe, był jak niespokojny źrebak, gotowy do walki. To on mówił nam, że w niektórych wiejskich społecznościach bardzo źle przyjęto naszą rewolucyjną doktrynę. Ludowi z trudem przychodzi akceptacja rewolucji, ale wierzyliśmy, że w końcu zrozumieją i będą musieli przyswoić myśl przewodnią. Doszło do starć, niektórzy towarzysze polegli, przez co policja zaczęła się panoszyć w rejonach kluczowych dla naszych planów. Pamiętam, że podczas tego spotkania towarzysz Felipe pokazał towarzyszce Trzy jeden ze zdobycznych karabinów FAL.
– To tu rodzi się władza, towarzyszko, można to poczuć.
Od dawna już nie trzymała w ręku broni, teraz skupiała się na działalności politycznej, na myśli, na tym, co trwa, kiedy ucichnie broń. Karabin bardzo nie ciążył, za to majestatycznie wyglądał na jej ramieniu. Przeładowała szybkim ruchem. Potem, jakby nagle poczuła jakiś dyskomfort, oddała broń towarzyszowi Felipe. Przywódca wyszedł, żeby zabrać głos przed zgromadzonymi dowódcami i tak rozpocząć zebranie. _Towarzysze, jasno musimy sobie to powiedzieć już na samym początku: to partia rządzi karabinem i nigdy nie pozwolimy, by stało się odwrotnie. Masy trzeba jednak wyedukować zgodnie z zasadami ideologii marksistowsko-leninowsko-maoistowskiej. Rewolucyjna armia ma obowiązek zmobilizować masy. Konieczne są zdecydowane działania, które pozwolą dokonać skoku jakościowego o decydującym znaczeniu dla partii i rewolucji. By przejść od niezorganizowanych mas ludowych do mas zorganizowanych na modłę wojskową._ Towarzysz Przywódca przerwał, aby ocenić reakcje zebranych. Nikt nawet nie szepnął. Pełna szacunku cisza wobec jego słów. Towarzyszka Dwa patrzy przed siebie bez wyrazu. Zawsze jest sztywna, wyprostowana, równo pod ścianą, na której wisi plakat z Mao prowadzącym swój lud ku czerwonemu słońcu na drodze nieustającego postępu i przemiany. Nowy, jaśniejący świt. Towarzysz Przywódca wrócił do omawiania ideologicznego planu. Tym razem towarzysz Felipe zajmie się szczegółami taktycznymi, sprawdzi, jak należy przeprowadzić akcję. Miejsce już wybrane. Źrebak poczuł, że spuszczono go z uwięzi, mocniej zaciska dłoń na karabinie, aż nabrzmiewają mu żyły na rękach.
_Cel: pozbawić wroga inicjatywy i niezasłużonej przewagi, zepchnąć go do defensywy. Niech czyny przemówią. Albo jesteście z nami, albo przeciwko nam. Zmieść ich. Zaczynamy obalać mury i roztaczać nowy Świt. Zdecydowane działania. Tego się nie spodziewają._ Towarzysz Przywódca wypowiedział nazwę miejscowości: _Lucanamarca_.
– Lucanamarca – powtórzyła numer Trzy, podnosząc głos niemal do poziomu krzyku i unosząc w górę pięść. Towarzyszka Dwa spogląda na mnie z niepokojem; zareagowała z kilkusekundowym opóźnieniem, toteż szybko unosi pięść i przyłącza się do jednomyślnej decyzji.
– Lucanamarca.
ilu ich było mniejsza o liczbę dwudziestu przyszło trzydziestu mówią ci co uciekli liczyć nie ma sensu ciach ostrze maczety odcięta pierś ciach nie będzie więcej mleka i druga zamach maczetą sztylet nóż kamień proca ciach moja córka ciach mój brat ciach mój mąż ciach moja matka ciach mięso na wierzchu rozcięte gardło maczeta gałka oczna ciach kość udowa piszczel kość strzałkowa ciach bez twarzy ucha nosa zadław się tym ciach zeżryj to teraz ucho na ziemi podnieś nie pluj nie ciach równo pięć kładź maczeta ciach krwista zupa chlapie robi się błoto buty się ślizgają towarzyszu ciach krzyki wycie zgrzyt maczeta kości ciach dziesięć tylko wystarczy liny ręce do góry śmierdzisz strasznie ciach śmierdzisz śmierdzą ci stopy ich cipki tłuszcz cięcie maczetą błotnista ziemia chlup chlup penisy jądra niech twoja matka to zeżre stara otwieraj gębę ciach litości cięcie maczetą nie ma kasy na kule ciach wieśniacy maczeta partia jest bogiem ciach warga ząb gardło ostrze ostrze ostrze cięcie ciach dziesięć wystarczy cięcie maczetą ciach ziemia robi się błotnista nie wchłania już krwi ciach pachamama wymiotuje cieczą ludu ciach ucieka z niemowlakiem ciach cztery miesiące ciach cios maczetą plecy matki krzyk zamknij się sztylet oko nie chce wyjść wreszcie się zamknęłaś dziwko ciach dziecko na ziemi ciach ciężki kamień miękka czaszka niemowlak ciach trzy miesiące ciach lucanamarca
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_KONTAKT:
[email protected]
Z prozy współczesnej w ArtRage do tej pory ukazały się:
- Verena Kessler _Duchy z miasteczka Demmin_ w tłumaczeniu Małgorzaty Gralińskiej
- Victoria Kielland _Moi mężczyźni_ w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej
- Nona Fernández _Strefa mroku_ w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Aleksandra Pakieła _Oto ciało moje_
- Margaryta Jakowenko _Przemieszczenie_ w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Charles Yu _Ucieczka z Chinatown_ w tłumaczeniu Agi Zano
- Andrea Abreu _Ośli brzuch_ w tłumaczeniu Agaty Ostrowskiej
- Linn Strømsborg _Nigdy, nigdy, nigdy_ w tłumaczeniu Karoliny Drozdowskiej