- W empik go
Król Lear - ebook
Król Lear - ebook
Król Lir (Lear) (ang. King Lear) – tragedia Williama Shakespeare’a, prawdopodobnie napisana w roku 1605. Fabuła dramatu oparta jest na legendzie o Llyrze, mitycznym królu Brytanii. Bezpośrednim źródłem inspiracji była anonimowa sztuka o królu Learze, wystawiana w czasach Szekspira. Król Lear uznawany jest za jedno z największych osiągnięć Szekspira. Akcja dramatu dzieje się w legendarnych czasach XXXII wieku od stworzenia świata (VIII w. p.n.e.) w Brytanii. Shakespeare stara się nadać dramatowi aurę pradawności, odpowiednio kreśląc realia i stylizując język. Wydarzenia rozgrywają się w Brytanii: w pałacu króla Leara, pałacu księcia Albany, zamku hrabiego Gloucestera, w samotnej chacie w dzikiej okolicy, w obozach francuskim i brytańskim w okolicy Dover.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7639-436-7 |
Rozmiar pliku: | 429 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Stara to, jak świat legenda, jak dzieje pierwszych rodzin... odnawiająca się do dziś dnia; jeden z tych tematów wiecznie prawdziwych, zużytych a mimo to świeżych, które poetom najobfitszego dostarczają wątku, bo w świecie objawiają się coraz innemi przystrojone barwami, zawsze tętniące prawdą, płynące krwią naszą — napiętnowane ułomnością człowieka. W baśniach ludowych prastarych, wszystkich niemal narodów, znajdziecie tego króla w postaci żebraka, córki może przekształcone na synów i miłość milczącą, bo prawdziwą, obok chełpliwej, gadatliwej a zmyślonej.
Król Lear ginie w pomroce podań odwiecznych; ze swojem nazwiskiem zaś i jako postać historyczna ukazuje się w kronice bretańskiej z legend spisanej, którą archidyakon Oksfordski Walter Mapes (Meps) przywiózł w początku XII w. do Anglii; a inny archidyakon z Monmouth Artur Geoffroy przełożył na język łaciński. Wace (Ues) trubadur normandzki zrobił z niej poemat francuski w r. 1155; w XIII wieku Layamon i Robert Gloucester, w XIV Piotr Langtoft i Robert Manning, w XV John Mandeville, w XVI Sackville i Spencer przerabiali to podanie, aż się stało historycznem i tak wrosło w dzieje stare, że Holinshed wpisał je w swoją kronikę, wiedząc już na pewno, że król Lear wstąpił na tron Brytanii w r. 3105, gdy Joas panował w Judei. Z tak popularnej treści w roku 1594 bezimienny autor stworzył dramat, który był w r. 1605 drukowany pod tytułem:
„Wierna kronika historyczna króla Leara i jego trzech córek” .
Autor czerpał niewolniczo z kroniki Holinsheda, sceny u niego następują w tym porządku, co w legendzie i zachowują charakter swój, który i Szekspir poszanował, uwydatniając go tylko.
W sztuce tej pierwotnej król Lear rozpoczyna od badania córek, dzieli swe królestwo między dwie z nich, wydziedziczając najmłodszą, — Kordelia wychodzi za króla Gallów; Goneril i Ragana niewdzięcznością się ojcu wypłacają, Lear ucieka do Francyi, godzi się z Kordelią i — koniec następuje szczęśliwy, gdyż pobiwszy swych zięciów, królów Kornwalii i Kambryi, starzec tron odzyskuje.
Wedle obyczaju ówczesnego teatru angielskiego, który wymagał, aby nawet w tragedyi coś słuchaczów rozweselało, wstawiano trzy mało znaczące figury komiczne, przy królu Galii niejakiego Montforta, przy Learze powiernika Perillusa, (z którego Szekspir stworzył Kent’a) i jeszcze jednego bezimiennego błazna, zastępującego niedołężnie, genijalnie u Szekspira wprowadzonego Oswalda, marszałka dworu Gonerili. Z własnego wymysłu bezimienny robotnik, do materyału Holinsheda dołożył niewiele. Sztukę tę historyczno-legendową, przyobleczoną w szaty nowe, Szekspir przedstawił w r. 1606 d. 26 grudnia przed Jakóbem I, w pałacu White-Hall.
W owych czasach Lear mógł się uważać za równie historyczny obraz, jak inne wzięte z dziejów Anglii; wiele w nim oprócz tego okolicznościowych było napomknień, wiele ustępów niemal proroczych... Tryb tworzenia ten sam tu, co zawsze u naszego poety, twórczość jego objawia się nie w surowym materyale, ale w ukształtowaniu go i obrobieniu, w natchnieniu życia... w odgadnięciu prawdy ludzkiej... Bierze on imiona i przedmioty znane i ulubione, a z nich lepi świat żywy...
Co było lalką sztywną, pod jego ręką staje się człowiekiem. Legenda ma swą logikę, której poeta nie zmienia, dopełnia ją tylko i tłómaczy charakterami. Nie potrzebuje wiele do odgadnięcia ich, znajduje jakiś odłamek przedpotopowy, jakąś cząstkę niedogniłą i z niej wskrzesza żywą postać.
Nie będziemy powtarzali treści znanej dramatu. Szekspir legendę wypełnił, wplatając w nią drugą, pokrewną jej naturą swą, a tej pomysł wziął z Arkadyi Sidneya, czyniąc hrabiego Gloucester pokrewnym Learowi. Zakończenie zmienił poeta na korzyść tragedyi; artystycznie jest ono u niego piękniejszem, a razem moralnie prawdziwszem. Sprawiedliwość nie przychodzi na tym świecie, nie domierza się widomie; — rzadko cnota dostępuje tryumfu, i dlatego właśnie jest cnotą, że się go nie spodziewa, że nań nie rachuje. U Szekspira też umiera Kordelia, i ojciec kończy życie przy jej zwłokach.
To zakończenie, ludziom rutyny i nawyknienia, wydało się niesprawiedliwem i okrutnem. Johnson wyrzuca Szekspirowi, iż cnocie natychmiast nie dał zapłaty należnej; Garrick, jak w Romeo i Julii, dorobił tu zakończenie inne dla przypodobania się tłumowi i rozwiązania trywialnego, wedle ogólnej reguły.
Rozpatrzywszy źródła, z których poeta czerpał do Leara, wszystko, co mógł zapożyczyć z powieści i legendy, naostatek ze starej sztuki tego samego nazwiska i treści — możemy ocenić cały kunszt i siłę jego twórczą. Związanie umiejętne dwóch historyi Leara i Gloucestera, układ, budowa są samodzielne i dramat podnoszą ponad wiek, w którym się ukazał na scenie.
Charakterem tragicznym, rozmiarem tych dzikich obrazów rozkiełznanych namiętności, poeta bez wątpienia chciał i z wiedzą a umyślnie, malował temi barwami wieki odległe, pogańskie czasy, pierwotne dzieje zamierzchłej epoki.
Guizot dostrzega ślady tej intencyi w samym nawet języku, który niekiedy przybiera pewne formy archaiczne, — dla nas to wyraźniejszem jest jeszcze w kroju i budowie dramatu. Jest to świat przedchrześcijański, nie znający światła objawionego i na naturalnych popędach budujący wątły porządek społeczny, który lada podmuch namiętności obala i kruszy. Wszystko tu wije się posłuszne chwilowym porywom, bez stałej zasady moralnej, bez wiedzy zła i dobra. Nic nie hamuje tych prądów burzliwych... Sam Lear występuje odrazu, nawet względem córek własnych, jako wszechwładny pan, nakazujący nawet miłość i sposób, w jaki się ona ma objawiać. Gwałtowny, niepohamowany, dziki od pierwszej sceny, przechodzi w szał, gdy go dotknęło nieszczęście. Rezygnacya, przebaczenie są nieznane temu światu dzikiemu. Dziwnie fantastyczne otaczają go postacie, nadające sztuce bardziej jeszcze przejmującą tragiczność; błazen królewski urąga się boleści pana, Edgara szaleństwo odbija dziwacznie przy rozpaczy jego... wycie nieszczęśliwego, któremu przygrywa ta świstałka clowna (klauna), barwą dziką piętnują dramat.
Boleść najstraszliwsza miesza się z ironicznym śmiechem, wtorując mu rozpaczliwie...
Rodzina pogańska w istocie zda się do barbarzyńskich należeć wieków — ojciec, dzieci, bracia, żony i mężowie — wszystko to zwierzęco walczy z sobą, pożera się, krwawi, zdradza. Węzły łączące ją pękają; czuć, że tego hamulca, który przyniosło chrześcijaństwo, nie znają ci ludzie, tak jak nie znają sromoty, nie czują zgryzot i nie mają litości. Miłość sama rodzi tu nawet zepsucie, — najczulej ukochani są najbardziej rozpasani, — namiętności rozlewają się bezbrzeżnie, popędy unoszą bez sternika na skały, żądze są nienasycone. Poeta widocznie chciał i szukał tego wrazenia, — nadał ten koloryt historyczny tragedyi z wiedzą i myślą. Jest to świat przed narodzeniem sumienia, rządzony instynktami tylko, które dla niego są bodźcem i siłą, która stanowi prawo.
Lear tą barwą swą i potęgą poezyi, która całą gammę swych tonów rozwija w nim, należy do najgenialniejszych kreacyi Szekspira. W teatrze musiał on straszliwe czynić wrażenie, jakby widok jakiegoś przedpotopowego świata... dobytego z fal przeszłości.
Angielscy krytycy epokę, w której Lear powstał, odnoszą do lat między 1603 a 1606. Nie mógł być napisany przed 1603 r., gdyż w tym roku ukazało się dzieło Dra Harsnet’a (Discovery of Popish Impostors), z którego wiele szczegółów zapożyczył poeta.
W r. 1607 dnia 26 listopada w rejestrach księgarzy londyńskich, pierwsi wydawcy Butler and Jo-Busby wpisali Historyę „of Kinge Lear,” którą wydali w ciągu roku 1608 trzy razy. Od tego roku do 1623, to jest do wydania zbiorowego, nie był król Lear drukowany. Pierwsze trzy druki prawie się nie różnią między sobą, następne jest widocznie poobcinane i wymagało dopełnienia z poprzednich. Dziwnym sposobem, dramat tak popularny, wkrótce potem tak popadł w zapomnienie, że niejaki Nohum Tate (Tet) przerobił go i przywłaszczył sobie, zowiąc Szekspira tragedyę: „an obscure performance commended to his notice by a friend”.
Leon Ulrich (1895)OSOBY:
Lir, król brytański.
Król francuski.
Książę burgundzki.
Książę Kornwalii.
Książę Albanii.
Hrabia Kent.
Hrabia Gloster.
Edgar, syn Glostera.
Edmund, naturalny syn tegoż.
Kuran, dworzanin.
Doktor.
Błazen.
Oswald, marszałek dworu Goneryli.
Herold.
Starzec, dzierżawca w hrabstwie Glostera.
Córki Lira:
Goneryla
Regana
Kordelia
Rycerze z orszaku Lira, słudzy księcia Kornwalii, dworzanie, rotmistrze, żołnierze, gońcy i inne osoby.
Rzecz dzieje się w Brytanii.AKT PIERWSZY.
SCENA I.
Sala główna w pałacu Lira.
(Kent, Gloster i Edmund).
Kent. Myślałem, że król bardziej sprzyja albańskiemu niż kornwalskiemu księciu.
Gloster. Tak się nam zawsze zdawało, ale teraz, przy rozdziale królestwa, nie widać wcale, żeby który z tych dwóch książąt w większej był łasce u niego, bo równość względów tak jest ściśle odważoną, że najpilniejsze badanie nie może dociec, która z dwóch połowic wyżej stoi.
Kent. Czy to wasz syn, milordzie?
Gloster. Nie inaczej; ale ja mam jeszcze drugiego syna, o kilka lat starszego. Edmundzie, czy znasz tego szanownego pana?
Edmund. Nie, milordzie.
Gloster. Jest to milord Kent; pamiętaj o nim, jako o moim zacnym przyjacielu.
Edmund. Moje usługi są na jego rozkazy.
Kent. Naprzód cię już kocham, Edmundzie, i życzliwość moja, spodziewam się, wzrośnie z bliższem poznaniem.
Edmund. Starać się będę to usprawiedliwić.
Gloster. Był za granicą przez lat dziewięć i jeszcze się tam uda. — Król nadchodzi.
(Odgłos trąb. Król Lir, książę Kornwalii, książę Albanii, Goneryla, Regana i Kordelia wchodzą z orszakiem).
Król Lir. Poproś tu panów Francyi i Burgundyi, Glosterze.
Gloster. Śpieszę, Miłościwy Królu.
(Wychodzi z Edmundem).
Król Lir. Tymczasem damy wam poznać nasz zamiar.
Przynieście mapę. — Wiedzcie, żeśmy nasze
Królestwo na trzy części podzielili.
I stałem naszem jest postanowieniem,
Wyzwolić naszą starość z trosk i trudów,
Na młodsze kładąc je barki, a sami
Spokojnie odtąd, wolni od ciężaru,
Śmierci wyglądać. — Synu nasz z Kornwalii,
I ty, naszemu sercu niemniej drogi,
Synu Albanii, dla zapobieżenia
Sporom w przyszłości mogącym się zrodzić,
Przedsięwzięliśmy niezłomnie już teraz
Ogłosić posag każdej z naszych córek.
Panowie Francyi i Burgundyi, zacni
Współzawodnicy do miłości naszej
Najmłodszej córki, od dawna już czynią
Na naszym dworze zalotne zabiegi
I na odpowiedź stanowczą czekają. —
Zanim atoli zrzekniemy się rządów,
Królewskich dzierżaw i kłopotów władzy,
Pragniemy wiedzieć przedewszystkiem, która
Z was, córki moje, najbardziej nas kocha,
Abyśmy w miarę tego oznaczyli
Najrozciąglejszy dział naszych dobrodziejstw.
Ty, Gonerylo, jako pierworodna,
Mów najprzód.
Goneryla. Ojcze mój, kocham cię bardziej,
Niżeli słowa mogą wypowiedzieć;
Więcej niż światło, powietrze i wolność;
Nad wszystko, co jest szacownem i rzadkiem;
Nie mniej jak życie, zdrowie, piękność, honor;
Jak kiedykolwiek dziecko mogło kochać
I kiedykolwiek ojciec był kochanym.
Dech mój za krótki, i mowa za słabą,
Do wyrażenia siły mej miłości.
Kordelia (do siebie). Cóż ja uczynić mam? Kochać i milczeć.
Król Lir. Cały ten obszar od tej do tej linii,
Bogaty w grunta i cieniste lasy,
W obfite rzeki i rozległe łąki.
Oddajem w wieczne posiadanie tobie
I twemu z księciem albańskim potomstwu. —
Cóż powie nasza druga córka, nasza
Droga Regana, Kornwala małżonka?
Regana. Jam z tego kruszcu, co i moja siostra,
I w sile uczuć jej nie ustępuję.
W szczerości serca znajduję, że ona
Całą mą miłość zawarła w swych słowach;
Tylko za skąpo, bo ja się być mienię
Nieprzyjaciółką wszelkich innych uciech,
Najżywiej zmysły mogących pociągać.
I szczęście moje zakładam jedynie
Na twej miłości, ojcze mój i panie!
Kordelia (do siebie). Biedna Kordelio! jakże ty się wydasz?
Nie biednam jednak, bo w sercu mam pewność,
Że moja miłość bogatsza, niż słowa.
Król Lir. Tobie i twoim przypada w dziedzictwo,
Na wieczne czasy, ta druga dzielnica,
Nie mniejsza, ani pod względem przestrzeni,
Ani wartości, ani przyjemności
Od tej, jakąśmy dali Goneryli. —
A ty że, nasza pociecho, ostatnia,
Jako najmłodsza, nie jako najniższa
W miłości naszej, o którą się wino
Francyi dobija i mleko Burgundyi,
Cóż ty nam powiesz, gwoli otrzymaniu
Działu większego jeszcze, niż twe siostry?
Kordelia. Nic.
Król Lir. Nic?
Kordelia. Nic, Panie.
Król Lir. Jakto? nic? Z niczego
Może być tylko nic. Odpowiedz jeszcze.
Kordelia. Nieszczęsnaż ja! nie umiem uczuć moich
Przenosić z serca w usta; ja miłuję
Waszą Królewską Mość tak, jak mi każe
Mój obowiązek, ni mniej ani więcej.
Król Lir. Jakto? Kordelio! Daj inną odpowiedź,
Inaczej los swój zniweczysz.
Kordelia. O, Panie!
Tyś mi dał życie, wychował mnie, kochał,
I ja odpłacam ci te dobrodziejstwa,
Tak jak powinnam: jestem ci posłuszna,
Czczę cię i kocham. Na co moim siostrom
Mieć mężów, skoro mówią, że wyłącznie
Kochają ciebie? Gdy ja pójdę za mąż,
Ten, co odbierze z mych rąk zakład wiary,
Otrzyma także połowę mych uczuć,
Połowę starań mych i obowiązków.
Nigdybym w związki małżeńskie nie weszła,
To pewna, gdybym tak jak moje siostry
Ojca jedynie kochała.
Król Lir. Kordelio,
Czy ty to z serca mówisz?
Kordelia. Tak jest, Panie.
Król Lir. Tak młoda i tak nieczuła!
Kordelia. Tak młoda
I szczera, Panie.
Król Lir. Dobrze więc, niech szczerość,
Którą się chlubisz, stanie ci za wiano;
Gdyż na ten święty, promienny krąg słońca,
Na misterye Hekaty i nocy,
Na tajemnicze wpływy wszelkich planet,
Przez które istniem i przestajem istnieć,
Zrzekam się odtąd wszelkiej pieczy ojca,
Wszelkiej łączności i związku krwi z tobą.
Bądź od tej chwili mnie i memu sercu
Obcą na zawsze! Barbarzyński Scyta,
Nawet ów dziki, co żre własne dzieci,
By głód nasycił, równie będzie blizki
Mojemu sercu, równie znajdzie względy
I pomoc, jak ty, niegdyś moje dziecko.
Kent. Najmiłościwszy mój Królu!
Król Lir. Milcz, Kencie,
Nie wchodź pomiędzy smoka i gniew jego.
Jam ją najbardziej kochał, przy jej boku
Miałem nadzieję znaleźć błogi spokój
Na stare lata. — (Do Kordelii). Precz z mego oblicza!
Obym tak w grobie miał spokojność, jak cię
Nieodwołalnie w tej chwili odtrącam
Od ojcowskiego mego serca. — Hola!
Wezwać tu panów Francyi i Burgundyi! —
Kornwalu i ty Albanie, rozdzielcie
Pomiędzy siebie tę część pozostałą
I do posagu swych żon ją przyłączcie.
Niech ją zaślubi duch pychy, którego
Zwie duchem prawdy! Was dwóch przyoblekam
W najwyższą władzę, moc i przywileje
Majestatowi służące. — Co do nas,
Przy zachowaniu sobie stu rycerzy,
Na waszym żołdzie być mających, u was
Przebywać będziem koleją co miesiąc,
Warujem sobie tylko tytuł króla
I przynależne nam względy; ster rządu,
Intraty, wszelkie atrybucye władzy
Do was należą, kochani synowie;
Tym końcem między siebie rozpołówcie
To złote godło.
Kent. Wielkomyślny Lirze,
Któregom zawsze wielbił, jako króla,
Kochał, jak ojca, słuchał, jako pana,
I jak patrona w modłach mych wymieniał...
Król Lir. Łuk naciągnięty, chroń się przed pociskiem.
Kent. Niech padnie, choćby grot ugrzązł mi w sercu!
Niechaj Kent będzie grubianinem, kiedy
Lir jest szaleńcem! Co chcesz czynić, starcze?
Czy myślisz, że się obowiązek zlęknie
Otworzyć usta, kiedy się potęga
Gnie ku pochlebstwu? Honor nakazuje
Otwartość, kiedy majestat drwi głową.
Cofnij twe słowo i lepszym rozmysłem
Sprostuj ten zdrożny pośpiech. Gardło moje
Dam na porękę mojego twierdzenia,
Że cię najmłodsza córka mniej nie kocha;
Ni braknie uczuć tym, których głos słaby
Nie wtórzy próżnym dżwiękom.
Król Lir. Przestań, Kencie,
Jeśli ci życie miłe.
Kent. Życie moje
Zawszem uważał tylko jako zakład
Do postawienia przeciw twoim wrogom;
Nie lękam się je stracić, skoro idzie
O twoje dobro.
Król Lir. Usuń się z mych oczu!
Kent. Patrz lepiej, Lirze, i daj mi pozostać
Rzetelnym oczu twoich drogowskazem.
Król Lir. Na Apollina!...
Kent. Apollo jest świadkiem,
Że bogów swoich wzywasz nadaremnie.
Król Lir (przykładając rękę do miecza). Ha! nikczemniku! renegacie!
Ks. Albanii i Kornwalii. Przebacz,
Łaskawy Panie.
Kent. Uczyń, coś zamierzył:
Zabij lekarza, a pogłaszcz swą słabość.
Odwołaj swoją darowiznę, albo,
Dopóki w piersiach nie zbraknie mi głosu,
Dopóty krzyczeć będę, że popełniasz
Niesprawiedliwość.
Król Lir. Słuchaj, buntowniku!
W imię lenniczej uległości, słuchaj!
Ponieważ chciałeś nas do tego skłonić,
Abyśmy dane raz złamali słowo
(Co się nam jeszcze nie zdarzyło nigdy),
I poważyłeś się, z zuchwałą dumą,
Stanąć pomiędzy naszem wyrzeczeniem
A naszą władzą (czego ani nasza
Powaga, ani nasza osobistość
Ścierpieć nie mogą), przemawiam teraz
Jako pan: — odbierz to, na coś zasłużył.
Pięć dni ci dajem do odpowiedniego
Zaopatrzenia się w to, co wypada,
Aby potrzebom życia stawić czoło;
Szóstego precz się wyniesiesz z królestwa;
A jeśli twoje wyklęte oblicze
Dnia dziesiątego jeszcze się ukaże
Na naszej ziemi, śmiercią to przypłacisz.
Precz! na Jowisza! nie cofnę już tego.
Kent. Bądźże zdrów, królu; przy takiej twej zamianie,
Wolność gdzieindziej, a tu jest wygnanie.
(Do Kordelii).
Bogowie z tobą, dziewico, co zdrowo
Myślisz i w trafne myśl oblekasz słowo.
(Do Goneryli i Regany).
A z waszych długich przemów niech wypłynie
Niepłonny skutek i sprawdzi je w czynie. —
Tem was Kent żegna, w smutnej konieczności
Idąc w kraj nowy ponieść stare kości. (Wychodzi).
(Gloster wchodzi z królem francuskim, księciem burgundzkim i ich orszakiem).
Gloster. Oto panowie Burgundyi i Francyi,
Dostojny władco.
Król Lir. Szlachetny Burgundzie,
Do ciebie mowę nasamprzód zwracamy,
Coś się z tym królem współubiegać raczył
O naszą córkę; jakiego, co najmniej,
Żądasz z jej ręką posagu, byś wytrwał
W zamiarach względem niej?
Ks. burgundzki. Potężny Panie,
Dosyć mi na tem, co Wasza Dostojność
Już przeznaczyła; wysokość zaś tego
Nie będzie, tuszę, zniżoną.
Król Lir. I owszem.
Póki nam ona była drogą, póty
Szacowaliśmy ją w tej cenie; teraz
Wartość jej spadła. Pisz ją, mości książę,
Tak jak ją widzisz. Jeżeli się Waszej
Książęcej Mości coś w tej gładkiej dziewce,
Lub ona cała, bez niczego więcej,
Krom złorzeczenia naszego, podoba,
To ją weź; możesz ją nazywać swoją.
Ks. burgundzki. Nie wiem, co na to odpowiedzieć, Panie.
Król Lir. Chceszże ją z temi upośledzeniami,
Ogołoconą z mienia i przyjaciół,
Uposażoną li naszem przekleństwem,
Wziąć lub porzucić?
Ks. burgundzki. Przy takich warunkach
Najlepsza, Panie, chęć się nie ostoi.
Król Lir. Odstąp więc od niej, bo na tę potęgę,
Co mię stworzyła, klnę się, żem wymienił
Wszystko, co jej się dostanie w podziale.
(Do króla francuskiego).
Co się was tyczy, przedostojny królu,
Nie lekceważę tak Miłości Waszej,
Abym Was łączył z tem, co nienawidzę;
Skierujcie, proszę, do lepszego celu
Swoje życzenia, a nie do tej dziewki,
Którą natura rumieni się uznać
Za swoje dzieło.
Król francuski. To rzecz nie do wiary,
Żeby osoba, co była dotychczas
Przedmiotem Waszych nieustannych pochwał,
Waszym klejnotem, balsamem starości,
Najlepszą w Waszem uznaniu, najdroższą
Waszemu sercu, nagle, w mgnieniu oka,
Mogła popełnić coś tak występnego,
Co ją wyzuło z wszelkich łask. Jej wina
Musi zaiste być potwornie wielką,
Albo poprzednia Wasza czułość dla niej
Była naganną; do wierzenia wszakże
W taką jej zmianę rozum mój, bez cudu,
Nigdy nie zdoła mię skłonić.
Kordelia (do Lira). O, Panie,
Jeżelim winna, przeto, że mój język
Nie ma giętkości dosyć i biegłości
W mówieniu, czego nie myślę (co bowiem
Serce mi radzi, to nie mówiąc czynię),
Niechże choć Wasza Królewska Mość powie,
Że to nie żadna zbrodnia, nie morderstwo,
Nie żadna podłość, nie żaden bezwstydny
Postępek, ani krok zniesławiający
Waszej mię łaski i względów pozbawił,
Lecz brak, który mię tem bogatszą czyni,
Brak umiejących się przymilać oczu
I tego daru wymowy, którego,
Wolę, że nie mam, lubo przez to właśnie
Popadłam w Waszą niełaskę.
Król Lir. Bogdajbyś
Nie żyła lepiej, niżbym się był z ciebie
Takiego braku pociechy doczekał!
Król francuski. Nic więcej nad to? Całem przewinieniem
Jest tu więc tylko owa przyrodzona
Powolność, która często nie pozwala
Z tem się wywnętrzyć, do spełnienia czego
Jesteśmy w gruncie gotowi?
(Do księcia burgundzkiego).
Cóż teraz
Zamierzasz czynić, mości książę? Miłość
Nie jest miłością, jeśli idzie w parze
Z względami, które są poza obrębem
Jej celu. Chceszli ją pojąć? Jej posag
Jest w niej.
Ks. burgundzki. Dostojny Lirze, daj mi tylko
Tę cząstkę, którą sam wprzód wyznaczyłeś,
A wraz powiodę Kordelię za rękę,
Jako burgundzką księżnę.
Król Lir. Nie! przysiągłem:
To rzecz skończona.
Ks. burgudzki. Boleję więc, Pani,
Żeś razem z ojcem utraciła męża.
Król francuski. Piękna Kordelio, ty w ubóstwie swojem
Bogata, wzniosła w swojem poniżeniu,
Najukochańsza, będąc pogardzoną.
Z zapałem biorę w posiadanie ciebie
I twoje cnoty; niech mi będzie wolno
To, co zostało odrzuconem, podnieść.
Rzecz dziwna, że ich zimna obojętność
Tem bardziej wzmaga cześć mą i namiętność. —
Królu, ta, którąś odsądził od wiana,
Jest teraz Francyi królową, jej pana
Wszechwładną panią. Napróżnoby który
Z książąt burgundzkiej ziemi zbożoplennej
Zapragnął teraz tej brytańskiej córy,
Tak nie cenionej, a tak drogocennej. —
Pożegnaj, luba, tych okrutnych: inny,
Lepszy kraj znajdziesz, tracąc swój rodzinny.
Król Lir. Wolnoć ją zabrać, Francya niech ci służy,
Bo my jej znać nie chcemy, ani dłużej
Cierpieć przy sobie. Otwarta wam droga
Zdala od serca naszego i proga.
Pójdź, cny Burgundzie.
(Odgłos trąb. Król Lir, ks, burgundzki, ks. Albanii i Kornwalii wychodzą, za nimi Gloster i orszak).
Król francuski. Pożegnaj swe siostry.
Kordelia. Kiejnoty ojca naszego, Kordelia
Ze łzami żegna was. (Do siebie). Znam ja was dobrze,
Lecz, jako siostra, nie chcę po nazwisku
Wymieniać waszych przywar. (Głośno). Miejcie pieczę
O ojcu. Resztki jego dni szanownych
Oddaję pod straż waszych serc wymownych. (Do siebie).
Gdybym mu jednak jak wprzód była drogą,
Pod bezpieczniejszą zostałby załogą. (Głośno).
Bywajcie zdrowe!
Goneryla. Obowiązków córek
Nie ucz nas; my je znamy.
Regana. Twoją rzeczą
Jest przypodobać się twojemu panu,
Coć przyjął z ręki losu jak jałmużnę.
Skąpiłaś posłuszeństwa, słusznie tedy
Skąpej się za to doczekałaś schedy.
Kordelia. Czas wyda na jaw, co kryje obłuda:
Kto zły, ten nigdy długo cnót nie uda;
Życzę wam szczęścia.
Król francuski. Pójdź, moja Kordelio.
(Wychodzi z Kordelią i orszakiem swoim).
Goneryla. Nie o małej rzeczy mam z tobą do pomówienia, siostro: z blizka się ona tyczy nas obudwóch. Ojciec nasz zamierza, jak się zdaje, dziś wieczorem wyjechać.
Regana. Nie inaczej i to do ciebie; na drugi miesiąc zjedzie do nas.
Goneryla. Widzisz sama, jak się stał kapryśnym na starość; niemałośmy mieli sposobności do przekonania się o tem: on zawsze kochał naszą siostrę najbardziej, a z jak niedorzeczną surowością ją odepchnął, byłyśmy tego świadkami.
Regana. To ułomność wieku; ale on nigdy nie wiedział dobrze, czego chce.
Goneryla. Przy całej sile i czerstwości władz był popędliwym, trzeba nam więc być przygotowanemi na to, że będziemy musiały znosić nie tylko złe z dawna zakorzenionych przywyknień, ale i wybryki dziwactw, jakie zgryźliwa i tetryczna starość z sobą przywodzi.
Regana. W przystępie jego widzi-mi–się łatwo nam może przyjść na taką dolę, jak wygnanemu Kentowi.
Goneryla. Podobnie przyjemnych pożegnań, jak przy rozstaniu się z królem francuskim, będziemy miały więcej; trzymajmyż się za ręce. Jeżeli nasz ojciec zechce się utrzymywać przy powadze, z takiem jak dotąd usposobieniem, to owo ustąpienie nam władzy obróci się na naszą niekorzyść.
Regana. Weźmy to pod bliższą rozwagę.
Goneryla. Trzeba nam coś przedsięwziąć, i to póki żelazo gorące. (Wychodzą).