- W empik go
Krysta - ebook
Krysta - ebook
Krysta niedawno urodziła syna parobkowi, którego wraz z matką przyjęły pod dach do pomocy. Choć Paweł to dobry i robotny chłopak, serce dziewczyny już dawno zajął kto inny. Krysta wciąż myśli o Antku, którego zabrali wiele miesięcy temu. Dotąd nie dał znaku życia, więc prawdopodobnie spotkała go śmierć. A co jeśli jednak żyje? Przecież Krysta obiecała mu wiernie czekać na jego pobyt. Nie dotrzymała słowa i ta myśl nie daje jej spokoju. W głębi serca wciąż go kocha...
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-280-5536-6 |
Rozmiar pliku: | 305 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Porwała się z wysoko usłanych poduszek i na łóżku siadła.
— Jezu... Jezu... — zaszeptała nizkim, dyszącym gorączką głosem. — Co się to porobiło?.. Co się to stało?..
Zgarnęła rozrzuconą koszulę na piersi i wodziła po izbie niespokojnemi, szeroko otwartemi oczyma.
W izbie nie było nikogo. Mały ogień dogasał na kominie, pełgając modro po niedopalonych głowniach. Żółty kudłaty pies węszył ostrożnie po niezmytych garnkach, trącając nosem zostawione w nich warząchwie i łyżki; w sionce, za drzwiami słychać było furkot i trzepoty kur, gnieżdżących się po wyszkach i grzędach.
Dzień gasnął. W sinej jasności, która się sączyła przez mętne szyby małego okienka, szczupła i śniada twarz siedzącej wprost niego Krysty zachodziła osobliwem błękitnawem światłem, przy kórem dziwnie odbijały drobne, ciemne aż niemal, tak żywym ogniem pulsujące, usta, i rozjarzone gorączką, błyszczące wskroś długich rzęs, oczy.
Szeroka cisza późnej pory dnia i roku zapadła nad wsią. Odgłosy życia skupiły się po zamkniętych obejściach, po chatach, dolatując tutaj niewyraźnym i stłumionym szmerem.
Po kątach izby gęstniały już zmroki, snując się około komina i u nizkiego pułapu, gdzie na zatkniętej w belkę żerdzi wisiała różna odzież.
Wśród ciszy rozległ się teraz łoskot rąbiącej drwa siekiery. Łoskot był równy, miarowy, silny; dolatywał zblizka.
Słuchała go przez chwilę Krysta, patrząc nieruchomo w siniejące wśród zmierzchów izby okienko, poczem podniosła obie wychudzone ręce, ścisnęła niemi skronie, i przymknąwszy pociemniałe powieki, zakołysała się w niemej jakiejś rozpaczy.
Z pod białej, cienkiej, luźno związanej chuściny, rozsypały się jej przez palce drobne pasma ciemnych włosów, wyraz niezmiernej goryczy okolił spalone usta, pierś pod lnianą koszulą podnosiła się wysoko, szybko.
Nagle zwróciła Krysta głowę w bok i wstrzymała oddech.
W kątku u ściany, w nogach łóżka, leżała przewiązana chustką poduszczyna, z której się dobywało ciche, kwilące krząkanie. Krysta wpatrzyła się w ten kąt tępym, osłupiałym wzrokiem.
Ręce jej opadły, otwarły się usta.
— Żeby tak Antek!.. — odezwała się wpółgłośnym szeptem — Żeby tak teraz Antek... Jezu miłosierny!..
Rozszerzyły się jej źrenice, zęby szczękać zaczęły, cała twarz zachodziła wielkim, nieprzytomnym strachem. Kwilenie tymczasem cichło, poczem zupełnie ustało.
Wyciągnęła wtedy Krysta ręce przed siebie, załamała je gwałtownym ruchem, nad głowę rzuciła, i z głuchym jękiem na poduszki padła.
Nastała cisza.
Zmierzch już był zupełny, kiedy pod okienkiem zaczłapały drobne, spieszące się kroki. Ktoś szedł, potykając się, mrucząc i szukając drogi.
Pierwszy pies poczuł, że to idzie gospodyni, i podebrawszy ogon pod siebie, cichaczem do drzwi zmierzał.
Jakoż wchodząca do izby stara Karbowiaczka natknęła się na niego w samym progu.
— Wszelki duch!.. A pójdziesz! A do budy leżeć!... A któż to też psa między garnki puścił?... O mały figiel, że mnie z nóg, choroba, nie zwalił! — Śpisz córuś? — Nie czekając odpowiedzi, pod okno szła, kierując się mdławą sinością szybek, i składała na ławce przyniesione z miasteczka zapasy.
Wtem kot zbudzony zeskoczył z zapiecka i otarł się o nią, miaucząc z cicha.
— A psik! — krzyknęła stara. — Ciebie tu jeszcze nie było! Ty mi tu jeszcze pod nogi leź!..
Zwróciła się teraz do komina, trącając po drodze szafliki i zydle.
— W kominie czarno, w izbie czarno, łaska Boska będzie, jeśli ja tu w tej ćmie nie rozbiję czego! Śpisz Krysta?
Przykucnęła przed kominem i silnie dmuchać zaczęła, zakasłując się i mrucząc naprzemian.
Błysnął ogień pod popiołem tlejący, rzucona na niego garść chrustu zajęła się z trzaskiem, a żywy płomień oświecił zaschłą, pomarszczoną, energiczną twarz starej Karbowiaczki i rzęsiste na jej szyi krezy i paciorki.
Na blask ten nagły otworzyła Krysta zamknięte dotąd oczy.
— Pić! — przemówiła cichym, słabym głosem.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.