Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • nowość
  • Empik Go W empik go

Księgi Kanaanu. Exodus węża - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
28 czerwca 2024
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Księgi Kanaanu. Exodus węża - ebook

Był sobie starożytny Kanaan i byli jego bogowie. Były wojny bogów i ludzi. W tej książce akcja goni akcję, emocja emocję, a czytelnik zostaje wciągnięty w wir innej czasoprzestrzeni.

Autor debiutujący pod pseudonimem Kowal Kowalski zabiera czytelnika do strożytnego Kanaanu, w sam środek walk między ludźmi i między bogami. Dużo emocji, szybka akcja, starożytność opisana nowoczesnym językiem.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-67935-11-1
Rozmiar pliku: 546 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Mieszkańcy Jerycha obserwowali najeźdźców, którzy chodzili wokół miasta z dziwną skrzynią. Nie to jednak napawało ich lękiem. Przerażała ich tajemnicza, ubrana w śnieżnobiały płaszcz postać, która obserwowała te poczynania z pobliskiego wzgórza. Nikt nie dojrzał twarzy tej istoty. Ciężki kaptur rzucał cień na jej mroczne oblicze. Nie zdołał on jednak ukryć wszystkiego. Spod niego świeciły pełne pogardy wobec ludzi żółte gadzie oczy.

Bóstwo uśmiechało się złowrogo. Jego wyznawcy paradowali z Arką dokładnie tak, jak sobie tego zażyczył. Zdali test na posłuszeństwo, spełniając pozbawioną sensu zachciankę swojego boga.

Elohim1 był już gotowy pozbyć się swojego rodzeństwa, a pierwszym celem stał się Baal, patron atakowanego miasta. Przyłożył pokrytą łuskami dłoń do ziemi. Planował kolejny raz wstrząsnąć światem.

------------------------------------------------------------------------

1.

1 Elohim (z hebr.) – jedno ze starotestamentowych określeń Boga/boga lub bogów. Słowo oznaczające zarówno jedno bóstwo (ten Elohim), jak i większą ich liczbę (ci Elohim), nieodmienne.ROZDZIAŁ I

Nastał siódmy dzień oblężenia. Wysoka trzydziestoletnia brunetka o krótkich włosach schodziła z nocnej warty.

Weszła do domu, gdzie czekał na nią ojciec.

— Te dzikusy znowu krążą wokół miasta — powiedziała Atara.

— A co robi ten ich bóg? — spytał stary myśliwy.

— Tylko stoi i dziwnie patrzy.

Ledwie weszła do domu i odłożyła broń, a rozległ się nieznośny ryk. Ziemia się zatrzęsła. Kobieta ponownie zarzuciła kołczan na plecy. Jej ojciec chwycił za miecz, po czym wybiegli z budynku.

Razem czuli się pewniej. To on nauczył ją wszystkiego. Od dziecka polowali razem. Mimo że był już bardzo dojrzałym mężczyzną, wciąż pozostawał sprawny fizycznie.

Nie dowierzali własnym oczom. Potężne mury rozsypywały się pod stopami obrońców. Przerażeni łucznicy spadali, łamiąc sobie kości. Innych przygniatały rozpadające się wieże.

Zbrojni ruszyli bronić wyłomów. Zostali natychmiast zmiażdżeni przez falę ryczących w bitewnym szale napastników. Setki brodatych wojowników ogarniętych żądzą mordu zalewały miasto. Rozpoczęła się rzeź.

Atarę i jej ojca przeraził ten widok. Musieli spróbować uciec. Kobieta naciągnęła łuk i wypuściła strzałę. Przebiła nią gardło biegnącego ku nim dzikusa. Wszyscy wokoło walczyli. Napastnicy rzucali płonące pochodnie, gdzie tylko się dało. Gęsty, duszący dym utrudniał orientację.

Daleko spośród płomieni wyłonił się postawny wojownik o nienaturalnie srebrnej brodzie. Odziany w czyste białe szaty i dobrej jakości zbroję zdecydowanie różnił się od pozostałych najeźdźców. Drogę wycinał sobie zdobionym wężowymi ornamentami mieczem.

Walczył inaczej niż reszta. Tamci uderzali w gniewie, używając brutalnej siły. On zadawał ciosy spokojne i dokładne. Z kamienną twarzą zabijał kolejnych obrońców. Na każdego z nich potrzebował zaledwie jednego lub dwóch ruchów. Oprócz zabójczej precyzji godnej jadowitego węża odróżniało go od innych też milczenie. Tamci wrzeszczeli jak stado dzikich bestii, a on nawet nie otwierał ust. Emanował nie tylko aurą śmierci, ale i znudzenia.

Rozejrzał się po płonącym mieście. Chciał wypatrzeć przeciwników wartych jego uwagi. Stary myśliwy i jego córka radzili sobie całkiem nieźle. Pokonali kilkunastu jego ludzi. Ruszył w ich stronę.

— Część murów przetrwała, musimy się wspiąć! — krzyknął ojciec do Atary.

Pech chciał, że drabina znajdowała się idealnie pośrodku ulicy. Zmierzał tam także przerażający szermierz. Nie chcieli zbliżać się do tego okrutnik, ale nie było innej drogi. Myśliwy zabijał kolejnych barbarzyńców swoim mieczem. Atara strzelała do nich raz za razem. Dotarli już w pobliże drabiny.

Wtedy łowczyni zobaczyła, że tajemniczy wojownik przebił się przez tłum walczących. Podszedł niebezpiecznie blisko nich. Naciągnęła łuk i wypuściła strzałę. Odbił ją szybkim ruchem miecza. Spróbowała po raz kolejny. Również sparował. Przeraził ją tym. Ten człowiek nawet nie mrugnął, gdy strzelała mu w twarz.

Kolejna wieża runęła i oddzieliła zaskoczonego ojca od córki. Zadowolony z tego wróg przymierzył się do ataku.

— Uważaj, tato!

Zdążył zareagować na czas i sparował cios. Przeciwnik atakował jednak szybciej i sprawniej. Mężczyźnie trudno było się bronić. Atara nie mogła mu pomóc. Sama szarpała się z dzikusem, który nagle ją pochwycił.

— Uciekaj! — zawołał do córki. — Już!

Kobieta jakoś wyrwała się napastnikowi. Rzuciła się biegiem do drabiny. Była już prawie na szczycie, gdy poczuła szarpnięcie za nogę. Jeden z najeźdźców próbował ją ściągnąć. Kopnęła instynktownie. Puścił, bo wybiła mu przednie zęby. Zapluł się krwią i upadł na plecy.

Gdy już się wspięła, naciągnęła łuk. Miała zamiar zastrzelić walczącego z jej ojcem wojownika. Wokół nich biło się też kilku innych. Nie mogła przez to dobrze wycelować. Nie chciała przypadkiem trafić taty.

Myśliwy spróbował uderzyć napastnika z góry. Ten jednak zablokował cios. Brodacz szybko kopnął zmęczonego mężczyznę. Gdy ten próbował złapać równowagę, mocnym pchnięciem przebił mu brzuch. To był już koniec. Upadając, ojciec spojrzał wymownie na córkę. Wiedziała, że chce, żeby uciekła. Najpierw jednak wystrzeliła, by go pomścić, lecz ręka zadrżała jej z nerwów. Chybiła. Nie miała czasu na ponowne naciągnięcie cięciwy. Kolejni napastnicy już wspinali się na mur.

Rzuciła się do ucieczki wzdłuż umocnień. Napięcie i strach powstrzymywały łzy. Płakać mogła później. Na razie myślała tylko o tym, aby przeżyć.

Śmiertelnie ranny mężczyzna zwrócił się do swojego zabójcy.

— Kim… ty… kurwa… jesteś…?

— Jozue, sługa Pana. — Wbił mu miecz w serce.

Znudzony wojownik spojrzał na biegnącą po murze łuczniczkę. Chciał zapamiętać twarz tej kobiety.

Ona zaś uciekała, ile sił w nogach. Z góry dojrzała znajomą rodzinę wybiegającą z płonącej izby. Mężczyzna próbował odpędzić napastnika drewnianą pałką, lecz ten zabił go mieczem. Kolejny brutalnie zamordował jego żonę i córkę. Atara czuła wściekłość. Nie mogła nikomu pomóc. Bystrym okiem zauważyła kolejnego dzikusa. Cisnął w jej kierunku oszczepem. Rzuciła się w przód, z trudem unikając śmierci.

Ledwie zdążyła się zatrzymać. Fragment muru tuż przed nią się zawalił. Kamień pod jej stopami również zaczął trzaskać. Rysy pojawiały się coraz szybciej. Spojrzała w lewo. Po zewnętrznej stronie muru leżało kilka ciał. Nie dostrzegła żadnej wystającej włóczni. Skoczyła. Upadek na tę stronę był i tak bezpieczniejszym wyborem niż zanurkowanie w płonącym piekle.

Ciała poległych zamortyzowały upadek. Była jedynie obita i obtarta. Po stoczeniu się ze stosu trupów nie zauważyła żadnych wrogów. Wszyscy byli po tamtej stronie ściany, zajęci krwawą rzezią. Dla pewności zamiast wstać i biec, zaczęła się czołgać. Chciała pozostać niezauważona możliwie jak najdłużej.

Po pokonaniu kilkudziesięciu metrów wciąż słyszała krzyki ginących wojowników i innych mordowanych, w tym małych dzieci. Przeraziło ją to, jak bardzo morderczy lud ich napadł. Zabijali natychmiast nawet kobiety, które większość innych najeźdźców najpierw by zgwałciła, a następnie porwała jako żywe trofea.

Rozejrzała się po skalistym pustkowiu. Nie dostrzegła nikogo w pobliżu. Jej uwagę przykuły dopiero postaci na pobliskim wzgórzu. Kilku ubranych w śnieżnobiałe szaty starszych mężczyzn o siwych brodach dołączyło do Elohim. Razem obserwowali zagładę miasta.

Przeszedł ją dreszcz, gdy przewodząca grupie postać wyciągnęła rękę, wskazując Jerycho. Nie była to ludzka dłoń, lecz pokryta łuskami i zakończona czarnymi ostrymi szponami gadzia łapa.

„MALAKIM2”.

Łowczyni nie wiedziała, co się stało. Ten głos rozbrzmiał nie w jej uszach, ale bezpośrednio w głowie. To coś nie mówiło, tylko wysyłało swoje myśli. Nie brzmiały one nawet jak coś pochodzącego z zewnątrz. Nieuważny człowiek mógł wziąć je za własne. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyła.

Po chwili przekonała się, kogo wzywał ten bóg. Zza wzgórz wyszli stalowi giganci, wysocy na jakieś cztery metry. Nie byli jednak istotami do końca fizycznymi. Połączone jakąś niewidzialną siłą płyty ciężkiego pancerza wypełniał żar. Otwory na oczy świeciły piekielną czerwienią, a dłonie dzierżyły wielkie płonące miecze.

„ZNAJDŹCIE BAALA”.

Kolosy ruszyły dudniącym krokiem w stronę tonącego we krwi Jerycha. Atara poderwała się przerażona. Zaczęła biec, aby tylko znaleźć się jak najdalej od tego czegoś. Pomyślała, że musi ostrzec inne miasta, nim będzie za późno.

------------------------------------------------------------------------

1.

2 Malakim (z hebr.) – starotestamentowe słowo określające zarówno anioła (ten Malakim), jak i anioły (ci Malakim), nieodmienne.ROZDZIAŁ II

Gdy łowczyni uciekała, niektórzy postanowili wykorzystać chaos dla własnej korzyści. W centrum płonącej metropolii stała świątynia Baala. Młody mężczyzna z krótkim wąsikiem ochoczo zaglądał w każdy kąt przybytku. Był to znany w mieście złodziejaszek imieniem Gavri. Postanowił okraść świątynię i uciec z miasta.

W komnacie jednego z kapłanów znalazł ukrytą pod łóżkiem skrzynkę. Otworzył szeroko lśniące chciwością oczy. W środku znalazł dużo cennej biżuterii i złotych monet. W pokoju znajdowały się również maski Ela o złotym obliczu byka i srebrnych rogach, a także posążki innych bogów.

— Za tyle złota w końcu odbiję się od dna! — Złodziejaszek się cieszył.

Gdy napchał kieszenie podartego płaszcza, postanowił się ulotnić. W połowie głównego korytarza świątyni drogę zastąpił mu niski gruby kapłan.

— Jak śmiesz dokonywać świętokradztwa?! — wyrzucił z siebie piskliwym głosikiem.

Niepozorny duchowny sięgnął po żelazny świecznik, chcąc użyć go jako maczugi. Mina cwaniaczka zrzedła.

— Spokojnie, jakoś się podzielimy i każdy pójdzie w swoją stronę, nie?

Do środka wdarł się cuchnący gęsty dym ograniczający widoczność do paru kroków. Nie bacząc na to, wściekły kapłan ruszył w stronę złodzieja. Nie zdążył jednak go zaatakować. Wielki płonący miecz rozciął go na pół. Oczom złodzieja ukazał się wychodzący z dymu opancerzony od stóp po czubek głowy potężny Malakim. Srebrzystą zbroję już miał umazaną krwią wrogów. Od jego ogromnej sylwetki bił niemiłosierny żar. Wszystkie znajdujące się w pobliżu tkaniny i meble zaczynały płonąć.

Złodziej ruszył biegiem do tylnego wyjścia. Co jakiś czas słyszał za sobą krzyki kolejnego kapłana masakrowanego przez kolosa. Już prawie dobiegł do drzwi, gdy kolumny podtrzymujące dach runęły, blokując mu drogę ucieczki. Dudniące kroki się zbliżały. Rozejrzał się nerwowo. Przez uchylone drzwi dojrzał dziurę służącą za wychodek. Otwór był na tyle szeroki, że olbrzym co prawda by się w nim nie zmieścił, ale Gavri mógł tam wskoczyć.

— Gówniany plan — powiedział i skoczył.

Spadł z głośnym pluskiem. Szczęście w nieszczęściu, że było ciemno i nie widział, w co wpadł. Wystarczyło tylko poczekać, aż kolos sobie pójdzie.

Minęło kilkanaście minut. Odgłosy masakry ucichły. Postanowił wystawić głowę. Jego oczom ukazała się ogromna dziura w ścianie, przez którą gigant mógłby spokojnie przejść. Uznał więc, że faktycznie poszedł tamtędy. Nie chciał ryzykować spotkania. Zaczął skradać się z powrotem do ceremonialnej części świątyni.

Wyjrzał przez drzwi znajdujące się w rogu głównej sali — wielkiej i pustej. Blisko niego stał kamienny ołtarz. Składano na nim ofiary ku czci Baala. Naprzeciwko, na drugim końcu sali, znajdowały się główne wrota. Gavri nie zauważył nikogo. Postanowił wyjść z przybytku. W połowie drogi usłyszał jednak czyjeś gniewne okrzyki. Rzucił się biegiem z powrotem. Nie miał jednak szans, żeby dopaść drzwi, schował się więc za ołtarzem. Usłyszał, że do sali weszła grupa ludzi. Jeden z nich naśmiewał się z kogoś.

— Wasz głupi bóg jest bezsilny wobec naszego! — chełpił się jakiś mężczyzna.

— Litości! — błagał duchowny, którego złodziej rozpoznał po głosie.

— Wezwijcie waszego Elohim, może wam pomoże! — kpił drugi.

Gavri odważył się wyjrzeć zza ołtarza. Zrobił to bardzo powoli, aby ich oczy nie zauważyły ruchu. Dojrzał kilku ubranych w łachmany Hebrajczyków. Bili i kopali arcykapłana w barwnej szacie.

— Baalu, pomóż!!! — Dostawał kolejne kopniaki w żebra.

Ku zdziwieniu napastników powietrze w sali stało się dziwnie przytłaczające. Złodziej dostał gęsiej skórki. Wyczuwał, że zrobiło się nagle zimniej. Pomiędzy ołtarzem a zszokowanymi napastnikami zaczęła zbierać się ciemna mgła. Mężczyźni natychmiast przestali bić arcykapłana, po czym zaczęli cofać się w kierunku wrót. Nie zdążyli uciec. Same zamknęły się tuż przed ich nosami. Cuchnąca mgła zdążyła uformować odrażającą sylwetkę Baala. Wysoka naga postać o czarnej jak najstraszniejszy mrok skórze stanęła naprzeciw roztrzęsionych Hebrajczyków. Złodziej nie mógł stąd dostrzec jego twarzy. Natomiast doskonale widział jego plecy, z których wyrastały szerokie błoniaste skrzydła. Za Baalem ciągnął się długi, zakończony lśniącymi kolcami ogon.

— Panie, przybyłeś uratować swojego wyznawcę! — Radował się kapłan.

Baal jednak na te słowa wybuchnął dudniącym śmiechem. Echo jego niezwykle niskiego głosu dopełniało przerażającego obrazu tak złowrogo, że złodziej trząsł się ze strachu. Elohim zaczął kroczyć w kierunku przerażonych mężczyzn. Robił to bardzo powoli, jakby ich potęgujący się strach sprawiał mu przyjemność. Jeden z Hebrajczyków odważył się zaatakować go mieczem. Stwór jednak błyskawicznie trzasnął go ogonem. Zdezorientowany wojownik nie zdążył zareagować. Bóg chwycił go i cisnął nim o ścianę.

Gavri szybko schował głowę za ołtarz. Serce prawie wyskoczyło mu z piersi. Starał się uspokoić nerwowy oddech, ale krzyki mordowanych mu w tym nie pomagały. Przez jakiś czas słyszał jeszcze odgłosy łamanych kości oraz rozchlapywanych po podłodze wnętrzności. Nie trwało to długo, ale dla przerażonego złodzieja była to wieczność.

Po kilku minutach odgłosy radosnego mordowania ucichły. Atmosfera w pomieszczeniu zrobiła się mniej przytłaczająca. Odczekał jeszcze chwilę. Chciał upewnić się, że masakra na pewno się skończyła. Obawiał się wystawić głowę. Drżał na myśl, że Elohim może tam wciąż być. Nie mógł jednak w nieskończoność tkwić w tym stresującym zawieszeniu. I tak już prawie umarł ze strachu. Wystawił powoli głowę i odetchnął z ulgą. Stwór zniknął, a po mrocznej mgle nie było ani śladu. Wrota również stały ponownie otwarte. Stało się to całkowicie bezdźwięcznie, tak jakby wcale wcześniej nie zostały zamknięte. Śladami niedawnej potwornej obecności były jednak zmasakrowane szczątki. Całe ściany zostały umazane krwią. Straszliwa istota rozerwała na kawałki wszystkich, także swojego kapłana. Złodziej wstał, niepewnie udając się w kierunku wrót. Przeszedł po wysmarowanej flakami podłodze ku światłu dnia.

— Czyżby Baal mnie uratował? — pytał sam siebie.

Nie miał tu już nic do roboty. Wraz z grupą uchodźców wyruszył do pobliskiego Chasoru, aby szukać schronienia w tej potężnej górskiej twierdzy.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: