Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Kuszenie świętego Antoniego - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 listopada 2021
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Kuszenie świętego Antoniego - ebook

Przykład literackiej syntezy form zawierający elementy dramatu, poematu i powieści. Flaubert pracował nad nim ponad dwadzieścia lat, utwór stanowi dzieło jego życia. Święty Antoni zostaje wystawiony na próbę. Na skutek oszałamiających wizji pełnych pokus pustelnik mierzy się z zachwianiem pewności co do własnej wiary i wiedzy. W barwnym korowodzie majaków przewijają się liczne bóstwa, potwory, fantastyczne stworzenia, a także przedstawiciele rozmaitych wyznań, którzy opowiadają o własnych wyobrażeniach na temat Boga i świata duchowego.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-87-280-9855-4
Rozmiar pliku: 501 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I

_Tebaida. Na wierzchołku góry polana zaokrąglona półksiężycowato, otoczona wielkimi głazami. W głębi chata pustelnika zbudowana z gliny i sitowia, o płaskim dachu, bez drzwi. Wewnątrz dzbanek i chleb czarny; pośrodku, na stosie drzewa, wielka księga; na ziemi tu i ówdzie sitowie i narzędzia do wyplatania, koszyk, nóż. O dziesięć kroków od chaty wysoki krzyż, w ziemię wkopany. Na drugim końcu polany stare pogięte drzewo palmowe chyli się nad przepaścią, gdyż góra z tego boku ścięta jest stromo, a Nil u podnóża skały tworzy niby jezioro. Na prawo i na lewo zamyka widok półkole skał. Ale ze strony pustyni, jakby wybrzeża morskie jedne za drugimi, olbrzymie równoległe falistości, barwy złotopopielnej ciągną się w dal, coraz bardziej ku górze; potem za piaskami, w dali głębokiej, łańcuch gór libijskich tworzy ścianę barwy kredowej, z lekka mgłą fioletową ocieniony. Z przeciwnej strony słońce opuszcza się w morze. Niebo od północy ubarwione szaroperłowo, gdy na zenicie chmury purpurowe niby kędziory olbrzymiej grzywy roztoczyły się po błękicie. Te ogniste promienie z wolna ciemnieją, a lazury przybierają kolor masy perłowej. Krzaki, głazy, ziemia — wszystko zdaje się teraz jak z brązu, a w przestrzeni ulatuje złoty pył tak drobny, że się zlewa z drżeniem światła._

_długobrody, długowłosy starzec, odziany w tunikę ze skóry koziej, siedzi, skrzyżowawszy nogi; plecie rogoże. W chwili, gdy słońce znika, wydaje ciężkie westchnienie i patrząc na widnokrąg, mówi:_ __

Jeszcze jeden dzień! Jeden dzień przeminął! Niegdyś jednak nie byłem takim nędzarzem! Nim noc upłynęła, zaczynałem kazania; następnie schodziłem do rzeki po wodę i wracałem stromą ścieżką z wiadrem na ramieniu, śpiewając hymny. Potem bawiło mnie sprzątanie w chacie. Później brałem swe narzędzia: starałem się, aby plecionki były równiejsze, a koszyki lżejsze, gdyż najmniejszy trud wydawał mi się wówczas wielkim obowiązkiem i był mi słodki nad wyraz.

W określonych godzinach opuszczałem swą pracę i modląc się z wyciągniętymi dłońmi, czułem jakby krynica miłosierdzia z wyżyny niebios w serce moje spływała. Ale teraz wyschła... Dlaczego?

_Powoli kroczy po półkolistym okopie skalnym._

Wszyscy mi zarzuty czynili, gdym opuszczał dom. Matka zemdlała półmartwa, siostra z daleka dawała mi znaki powrotu, a druga płakała, Amonaria, ta dieweczka, którą spotykałem co wieczór u studni, gdy poiła krowy. Biegła za mną. Pierścienie na jej nogach świeciły w pyle, a tunika na biodrach otwarta ulatywała wiatrem kołysana. Stary pustelnik, który mnie uprowadzał, lżył ją urągliwie. Nasze dwa wielbłądy ciągle pędziły galopem — i już nie widziałem nikogo.

Naprzód za mieszkanie wybrałem mogiłę jakiegoś faraona. Ale nieznany czar krąży w tych zamkach podziemnych, gdzie mroki dyszą zgęszczonym kadzidłem aromatów odwiecznych. Z głębi sarkofagów słyszałem głos jękliwy, który mnie przyzywał; albo też nagle w oczach mi się ożywiały rzeczy okropne malowane na ścianach grobowca, i uciekłem stamtąd aż na brzegi Morza Czerwonego i ukryłem się w twierdzy powalonej w gruzy. Tam za towarzyszów miałem skorpiony pełzające śród kamieni, a nad głową moją szybowały wciąż po błękitnym niebie orły białe i czarne. W nocy rozdzierały mnie szpony, kąsały mnie dzioby, muskały miękkie skrzydła, a straszliwe demony, hucząc w mych uszach, przewracały mnie na ziemię. Raz nawet wędrowcy z karawany idącej do Aleksandrii dopomogli mi i wzięli mnie ze sobą. Wtedy zapragnąłem się uczyć u dobrego starca Dydyma . Chociaż był on niewidomy, nikt mu nie mógł dorównać w znajomości Pisma Świętego. Prowadziłem go na Paneum , skąd widać latarnię i szerokie morze. Później wracaliśmy przystanią, gdzie spotykaliśmy ludzi różnych narodowości, od Cymbrów przyodzianych w skóry niedźwiedzie aż do gymnosofistów znad Gangesu, przepasanych okrajką ze skóry krowiej. Ale wciąż jakieś bójki były tam na ulicach, już to z powodu Żydów, którzy nie chcieli płacić podatku, już to z powodu buntowników, którzy chcieli wypędzić Rzymian. Zresztą miasto jest pełne heretyków, wyznawców Manesa , Walentyna , Bazylidesa , Ariusza , a każdy cię zaczepia, spór z tobą zaczyna, chce cię przekonać.

Mowy ich czasami budzą się w mej pamięci. Na próżno staram się nie zwracać uwagi, niepokój mnie ogarnia.

Uszedłem do Kolzim , a pokuta moja była tak wielka, że już nie lękałem się Boga. Pewna gromadka zebrała się koło mnie, by prowadzić życie pustelnicze. Przepisałem im reguły praktyczne, wrogie szaleństwom gnozy i gadaninom filozofów. Ze wszech stron przysyłano mi gońców. Przychodzili też ludzie z daleka, by tylko mnie zobaczyć.

Jednakże lud nękał wyznawców i żądza męczeństwa pociągnęła mnie do Aleksandrii. Prześladowanie od trzech dni się zakończyło.

Kiedym powracał, ogromna fala ludzi zatrzymała mnie przed świątynią Serapisa . Był to, jak mówili, ostatni przykład, jaki chciał dać wielkorządca. Pośrodku portyku , w pełni słońca, naga kobieta stała przywiązana do słupa, a dwaj żołnierze biczowali ją rzemieniami. Przy każdym uderzeniu całe jej ciało wiło się i przeginało. Odwróciła się, usta miała otwarte — i oto ponad tłumem, poprzez długie jej włosy, zasłaniające twarz, zdawało mi się, żem poznał Amonarię.

A jednak... tamta była wyższa... i cudnie piękna...

_Czoło pociera dłońmi._

Nie, nie! Ja nie chcę o tym myśleć.

Innym razem Atanazy mnie wezwał, abym mu dopomógł przeciw arianom . Skończyło się na obelgach i bójce. Ale od tej chwili oczerniono go, odebrano mu biskupstwo, musiał uchodzić. Gdzie teraz przebywa — nie wiem zupełnie. Nikt się teraz nie stara przynosić mi nowiny. Wszyscy uczniowie mnie opuścili, nawet Hilarion .

Może piętnaście lat temu zjawił się u mnie, a jego umysł był tak ciekawy, że co chwila zadawał mi pytania. Później słuchał z zamyśloną twarzą. Przy tym czego tylko potrzebowałem, przynosił mi bez szemrania, zręczniejszy od koźlęcia, a zarazem tak wesoły, że rozśmieszyłby patriarchów. Był on dla mnie synem prawdziwym!

_Niebo jest czerwone, ziemia zupełnie czarna. Od poświstów wiatru unoszą się kurzawy piasku niby wielkie całuny — i znów opadają. W błyskawicy nagle przelatują ptaki, formujące wić trójkątną, niby kawał metalu, którego brzegi tylko z lekka drżą._antoni _spogląda na ptaki._

O, jakże chciałbym lecieć z nimi!

Ile razy też patrzałem z zazdrością na statki morskie, o żaglach podobnych do skrzydeł, a zwłaszcza wtedy, gdy odwoziły w dal tych, co u mnie gościli! Jakie miłe mieliśmy godziny, jakie wyznania! Najciekawszy był dla mnie Ammon; opowiadał mi o swojej podróży do Rzymu, o katakumbach, o Koloseum, o pobożności znakomitych niewiast, o wielu rzeczach... a ja nie chciałem z nim pojechać! Skąd płynie mój upór, aby takie życie prowadzić? Mógłbym był szczęśliwie zostać u mnichów nitryjskich , gdyż błagali mnie o to. Zamieszkują oni cele osobne, ale widują się często. W niedzielę trąba gromadi ich w kościele, gdzie widać zawieszone na ścianie trzy dyscypliny, które służą do karania winowajców, złodziei i intruzów, gdyż ich reguła jest bardzo surowa.

Nie brak im jednakże pewnych przyjemności. Wierni im przynoszą jajka, owoce a nawet narzędzia pomocne do wyjmowania cierni z nóg. Są winnice dokoła Pisperi , a mnisi z Pabeny mają tratwę, by jeździć po żywność.

Ale ja lepiej bym służył braciom, będąc po prostu księdzem. Można pomagać biednym, rozdawać sakramenty, ma się powagę w rodzinach.

Zresztą ludzie świeccy nie wszyscy są potępieni i ode mnie tylko zależało być na przykład... gramatykiem, filozofem...

Miałbym w swej izbie zawsze wiązkę trzcinek do pisania, tabliczki w ręku, młodzież koło siebie, a na drzwiach jako znak zawiesiłbym wieniec laurowy.

Ale zbyt wiele pychy jest w tych tryumfach. Żołnierzem być lepiej. Byłem silny i śmiały, mogłem ciągnąć machiny, przebywać ciemne puszcze, w hełmie na głowie wchodić do miast płonących… Nic mi też nie przeszkadzało kupić za pieniądze urząd celny na jakim moście, a podróżni nauczyliby mnie niemało widokiem różnych ciekawych rzeczy w swych tłumokach.

Kupcy aleksandryjscy w dni świąteczne żeglują po rzece Kanopie i piją wino w kielichach z lotosu, przy huku bębnów, od którego się trzęsą nadbrzeżne gospody. Dalej tam, drzewa w stóg wycięte chronią spokojne folwarki od wiatrów południa. Dach głównej chaty opiera się na małych słupkach, tak bliskich jak sztachety w parkanie. A wewnątrz gospodarz, siedząc na wysokim krześle, baczy na wszystkie równiny dokoła siebie: dostrzega żniwiarzy wśród zboża, tłocznie, gdzie wino zbierają, woły młócące słomę. Dzieci jego igrają na ziemi, a żona się przechyla do uścisku.

_W białawej ciemności nocy widać tu i ówdzie pyski ostro zakończone, uszy proste i oczy świecące._antoni _idzie ku nim. Żwir chrzęści. Zwierzęta uchodzą. Było to stado szakali. Jeden pozostał i stoi na dwóch nogach, z ciałem wygiętym spiralnie, a głową w bok wykręconą, w postaci pełnej niedowierzania._

Ach! i on pobiegł do innych! Co za samotność! co za tęsknica!

_Śmiejąc się gorzko._

Piękne to życie z palmowych pni rzeźbić łopaty, pleść koszyki, wiązać rogoże i wymieniać to koczownikom na chleb, który łamie ci zęby! O, nędzo moja! Czyż to się nigdy nie skończy? Nie mogę już, nie mogę! Dosyć, dosyć!

_Tupie nogą i szybkim krokiem zaczyna błądzić wśród skał. Naraz zatrzymuje się bez tchu i wybucha łkaniem ogromnym, potem rzuca się na ziemię, na twarz... Noc cicha. Drżą gwiazdy niezliczone. Słychać tylko szelest tarantul. Ramiona krzyża wielkim cieniem padają na piasek._antoni _we łzach dostrzega cień._

Czyżem tak słaby, o Boże! Odwagi, wstańmy!

_Wchodzi do chaty, wyjmuje z komina węgiel gorejący, zapala pochodnię i ustawia ją na stosie drzew tak, aby wielką księgę oświecić._

Gdybym wziął _Żywoty Apostołów_? Tak... gdzie bądź!

„Ujrzał niebo rozwarte, a wielki obrus z czterech stron jego spływał, a na nim był wszelki rodzaj zwierząt ziemskich i bestii dzikich, gadzin i ptaków. A głos mu rzekł: Piotrze, wstań! zabij i jedz.”

A więc Pan chciał, aby jego apostoł jadł wszystko?... Gdy tymczasem ja…

antoni _zwiesił brodę na piersi. Drżenie kart księgi, poruszanych wiatrem, budzi go z marzeń. Podniósł głowę i czyta:_

„Żydzi zabili wszystkich swych wrogów mieczem i wielką rzeź sprawili, tak, iż postąpili dowolnie z tymi, których nienawidzili.”

Idzie teraz wyliczenie ludzi pomordowanych: siedemdziesiąt pięć tysięcy! O, jakże cierpieli ci pomordowani! Zresztą wrogowie Izraela byli wrogami Boga. A jakże cieszyć się musieli zwycięzcy, gdy pławili się we krwi bałwochwalców! Miasto pewnie rzęziło od umierających! Trupy leżały u progu ogrodów, na schodach, a w izbach tak ich było gęsto, że już drzwi się nie otwierały!... Ale oto pogrążyłem się w myślach krwawych i zabójczych!...

_Otwiera księgę gdzie indziej._

„Nabuchodonozor rozciągnął się twarzą ku ziemi i ubóstwił Daniela.”

Ach, to dobrze! Najwyższy podnosi swych proroków ponad króle; ów jednak żył w ucztach, wciąż pijany rozkoszą i pychą. Ale Bóg za karę przemienił go w bydlę i król chodził na czterech łapach.

antoni _śmiać się zaczyna i niedbale przewracając karty księgi, znowu czyta:_

„Ezechiasz wielce się radował ich przybyciem. Pokazał im swe pachnidła, swoje złoto i srebro, aromaty i wonne olejki, i drogocenne naczynia — i co tylko miał w skarbcu…”

Wyobrażam sobie... Były tam aż po samą powałę nagromadzone drogie kamienie, diamenty, złoto... Człowiek posiadający tak wielkie skarby nie jest podobny do innych... Dotykając ich, roi, że ma w ręku wynik niezliczonej liczby wysiłków i jakby życie ludów, które ześrodkował i które może rozlewać. Zapas taki jest użyteczny królom. Najmędrszy ze wszystkich nie zapomniał o tym. Okręty jego przynosiły mu kość słoniową, małpy... I, gdzież to jest?

_Żywo przewraca kartki._

Ach, oto tu:

„Królowa Saby znała mądrość Salomona i przyszła go kusić, zadając mu zagadki.”

Jakże to zamierzała go kusić? Diabeł chciał kusić Jezusa. Ale Jezus zatryumfował, gdyż był Bogiem, a Salomon pewnie dzięki nauce czarnoksięskiej. Wspaniała jest ta nauka. Bo świat — jak mi to jeden filozof wytłumaczył — tworzy całość, której części wpływają na siebie wzajemnie jak organy ciała. Idzie więc o to, aby poznać miłość i nienawiść naturalną rzeczy pomiędzy sobą, a potem je poruszać odpowiednio. Więc można by zmienić to, co się zdaje porządkiem niezmiennym?

_Wówczas dwa cienie, jakie poza nim rysują ramiona krzyża, przesuwają się naprzód, formując niby wielkie dwa rogi._antoni _krzyczy:_

Pomóż mi, Boże!

_Cień powraca na dawne swe miejsce._

Ach, to było złudzenie — i nic innego! Niepotrzebnie ducha swego udręczam. Nie mam nic do roboty, zupełnie nic do roboty.

_Siada i ręce na krzyż składa._

A jednak... zdawało mi się, żem czuł... zbliżenie... Ale dlaczegóż miałby przyjść _on_? Zresztą czyliż nie znam jego podstępów? Odepchnąłem tego potwornego pustelnika, co mi ze śmiechem dawał ciepłe bułki; centaura, który mnie chciał wziąć na grzbiet, i to czarne dziecko, tak piękne, co mi się ukazało w pustyni, a które mi się nazwało duchem cudzołóstwa.

_Żywo kroczy z lewej strony na prawą._

Z mojego rozkazu zbudowano ten cały szereg świętych zacisz, kędy mieszkają mnichowie, włosiennice noszący pod kozią skórą, a liczni tak, że mogliby armię utworzyć! Leczyłem z odległości chorych, wypędzałem demony, przeszedłem rzekę pełną krokodyli, cesarz Konstantyn napisał do mnie trzy listy , Balacjusza, który plunął na mnie, rozszarpały jego własne konie, lud Aleksandrii, gdym się ukazał, walczył, aby mnie zobaczyć, a wielki Atanazy wyprowadził mnie na drogę. Ale też jakie dzieła! Oto już od lat trzydziestu siedzę w pustyni, jęcząc nieustannie! Na barkach swoich dźwigałem osiemdziesiąt funtów spiżu jak Euzebiusz ; wystawiałem ciało na ukąszenia robactwa jak Makary ; pięćdziesiąt trzy noce, nie zamykając oka, czuwałem jak Pachomiusz ; a ci, którym głowę ścinają, ci, którym członki ranią żelazem, ci, których palą na stosie — może są mniej cnotliwi, bo moje życie jest nieprzerwanym męczeństwem.

antoni _zwalnia kroku._

Zapewne nikt na świecie takiego smutku nie odczuwa. Coraz mniej jest serc miłosiernych. Nic mi już nie dają. Mój płaszcz jest poszarpany. Nie mam sandałów, nie mam nawet miseczki! — gdyż rozdałem biednym i rodzinie całe swoje mienie do ostatniego obola ! Choćby tylko na konieczne do pracy narzędzia potrzeba mi trochę pieniędzy. O, niewiele! Mała sumka mi wystarczy! Byłbym bardzo oszczędny!

Ojcowie Nicejscy w szatach purpurowych siedzieli jak magowie, na tronach wzdłuż muru. Urządzono dla nich ucztę, zaszczytami ich obsypano, a zwłaszcza Pafnucego, gdyż jest jednooki i kulawy od czasu prześladowań Dioklecjana! Cesarz kilka razy całował go w oko wyłupione; co za głupota! Zresztą na soborze było wielu ludzi niegodnych! Biskup scytyjski Teofil , biskup perski Jan, dozorca zwierząt Spirydion ! Aleksander był za stary. Atanazy mógł być pobłażliwszy dla arian, a zyskałby od nich ustępstwa.

Czyżby oni to uczynili! Oni mnie słuchać nie chcieli! Ten, co mówił przeciw mnie — młody człowiek o brodzie fryzowanej — rzucał mi ze spokojną twarzą słowa niewolące, oni zaś patrzyli na mnie okiem złośliwym, wyjąc niby hieny. Ach, czemuż nie mogę ich wszystkich wygnać przez cesarza, bić ich, deptać, patrzyć na ich męczarnie! Ja cierpię bardzo, bardzo!

_Mdlejąc, opiera się o ścianę chaty._

To dlatego, żem nazbyt pościł... Siły tracę... Gdybym zjadł... raz tylko... gdybym zjadł kawałek mięsa!

_Pół zamknąwszy oczy z tęsknotą._

Ach! mięsa czerwonego... gałązkę winogron do ssania... mleka zsiadłego, co drży na miseczce...

A cóż to mi jest — co mi jest? Czuję jak serce me pęcznieje, niby morze, które się wzdyma przed burzą! Jakaś omdlałość bezgraniczna mnie ciśnie, a w gorącym powietrzu zdaje się płyną zapachy warkoczy! A przecież żadna kobieta tu nie weszła.

_Spogląda w stronę małej ścieżki między skałami._

Tędy przybywają one, kołysane w swych lektykach czarnymi ramionami rzezańców. Schodzą, składają ręce pierścieniami złocone, padają na kolana. Opowiadają mi swe niepokoje. Potrzeba rozkoszy nadludzkiej je dręczy, chciałyby umrzeć, we śnie widziały bogów, co je przyzywali — i rąbek ich sukni do nóg mych upada. Odpycham je. „O, nie! — mówią one — jeszcze nie! Co mam uczynić?” Wszystkie pokuty byłyby dla nich dobre, pragną najsurowszych umartwień, chcą dzielić moje, żyć ze mną!...

Teraz już od dość dawna żadna tu nie była. Ale może przyjdzie? Czemużby nie? Gdyby naraz... Słyszałem — zdaje się — dzwonki muła na górze... Czy złudzenie?...

antoni _wpełza na skałę u wejścia ścieżki i przechyla się, z wytężeniem patrząc w mroki._

Tam! tam — w głębi — jakaś masa się porusza jak ludzie szukający drogi. Oni są tam, zabłąkali się.

_Woła:_

Tędy, tędy! Pójdź, pójdź!

_Echo powtarza: „Pójdź, pójdź!”._antoni _osłupiony ręce opuszcza._

Co za hańba! Biedny Antoni!

_I naraz słyszy cichy szept: „Biedny Antoni!”_

Kto tu? Odpowiadaj!

_Wiatr, przelatuje między skałami, modulowanych poszumach; a wśród zmieszanych dźwięków_antoni _słyszy_głosy , _jakby mówiło powietrze. Są to głosy ciche, wnętliwe_, _syczące._

Czy chcesz miłości?

Albo raczej złota?

Albo miecza, co błyska?

Cały naród cię uwielbia!

Uśnij.

Ty ich zgładzisz, tak, ty ich zgładzisz!

_Jednocześnie przedmioty się zmieniają. U brzegu przepaści stara palma z gąszczem swych liści żółtawych staje się torsem kobiety nad otchłanią przegiętej, a wiatr kołysze długie warkocze kusicielki._

_Wraca do chaty. Stos drzewa, podtrzymujący wielką księgę ze stronicami pełnymi czarnych liter, zdaje mu się krzakiem pokrytym jaskółkami._

Niewątpliwie to pochodzi z gry świateł pochodni. Zagaśmy ją!

_Gasi pochodnię. Ciemność głęboka. I naraz przechodzą środkiem powietrza, naprzód strumień bagnisty, później bazarnica, kawałek muru świątyni, twarz żołnierza, wóz zaprzężony w dwa białe konie, stające dęba... Obrazy te ukazują się nagle, w przerywanych wstrząśnieniach, oddzierając się od ciemności nocnej jak szkarłatne malowidła od hebanu. Ruch ich się przyspiesza. Płyną kołowrotem. Chwilami zatrzymują się, bledną stopniowo, zlewają się ze sobą lub też ulatniają, a natychmiast ukazują się inne._antoni _zamyka powieki. Widma się mnożą, okrążają go, otaczają. Straszliwe przerażenie ogarnia pustelnika, nie czuje on już nic, tylko palące ciśnienie w górnej części brzucha. Mimo wiru, jaki huczy mu w głowie, postrzega milczenie olbrzymie, które go dzieli od świata zewnętrznego. Chce mówić, lecz niepodobna: rzekłbyś rozpadł się węzeł ogólny jego istoty i już bez oporu upada na_ _tapczan._II

_Wówczas rysuje się na ziemi wielki cień, subtelniejszy niż cień naturalny, a który inne cienie otaczają wzdłuż krawędzi niby frędzle. To Diabeł oparł się o dach chaty. Pod osłoną dwojga skrzydeł, niby olbrzymi nietoperz karmiący szczenięta, kryje Siedem Grzechów Głównych, których wykrzywione twarze widać niewyraźnie._antoni _z okiem wciąż zamkniętym leży bezwładnie i rozciąga się na tapczanie. Tapczan zdaje mu się coraz milszy i milszy, tak że się wypełnia, powiększa, staje się łóżkiem, a łóżko szalupą; woda szumi u jej boków. Z lewa i z prawa widać dwa pasy czerwonej ziemi, a nad nimi pola uprawne; śród nich na miedzach, miejscami, sykomory. Odgłos dwonków, bębnów i pieśni brzmi z dala. Gromada ludzi spieszy do Kanopy, aby spać na świątyni Serapisa dla uzyskania snów i widzeń._antoni _wie o tym i popychany wiatrem ślizga się między dwojgiem grobel kanału. Liście papirusu i czerwone kwiaty nimfei_, _większe od człowieka, chylą się nad nim... Leży w głębi swej łódki, wiosło z lekka uderza fale. Chwilami nadchodi ciepły powiew wiatru i drobne trzciny szumią od wzajemnego starcia. Szmer fal słabnie._antoni _usypia. Śni mu się, że jest pustelnikiem w Egipcie. Wtedy zrywa się nagle._

Czy to sen? Był tak wyraźny, że zdaje mi się prawdą. Gorączkę mam w ustach. Pić mi się chce.

_Wchodzi do chaty i po omacku szuka dokoła._

Ziemia wilgotna! Czy to deszcz padał? Patrzcie, czerepki. Mój dzban stłuczony! Ale wiadro...

_Znalazł je._

Puste, zupełnie puste! By dostać się do rzeki, trzech godzin najmniej potrzeba, a noc jest tak głęboka, że drogi nie zobaczę. Wnętrzności mi się wiją. Gdzie jest chleb?

_Po długim poszukiwaniu podnosi kawałek chleba mniejszy od jajka._

Jak to? Czyż mi szakale porwały? Przekleństwo!

_I w gniewie rzuca chleb na ziemię. Ledwie ten ruch uczynił, naraz zjawia się stół, a na nim wszelkie rzeczy miłe do jedzenia. Obrus z bisioru, prążkowany jak opaski sfinksa_, _sam przez się wywołuje falowania świetlne: na nim olbrzymie ćwierci mięs czerwonych, wielkich ryb, ptaków opierzonych, czworonogów pokrytych sierścią, owoców ubarwionych niemal jak twarz człowiecza, a kawałki lodu przezroczystego i kielichy z fioletowego kryształu nawzajem przesyłają sobie tęczowe ognie._antoni _odróżnia pośrodku stołu odyńca, dymiącego_ _wszystkimi porami, z nogami pod brzuchem, z półzamkniętymi oczami — i myśl zjedzenia tej potwornej bestii sprawia mu rozkosz niewymowną. Dalej są rzeczy, których nigdy nie widział: czarne siekaniny, galarety złote, potrawki, w których pływają grzyby niby nenufary w stawach, pianki tak lekkie, że zdają się jak obłoki. Aromat wszystkich tych rzeczy przynosi mu słone tchnienia oceanu, świeżość krynic, wielki zapach lasów. Rozszerza nozdrza, ile może, ślina mu do ust idzie._antoni _mówi sobie, że ma dość na rok, na dziesięć lat, na całe życie. W miarę tego, jak wytrzeszczonym okiem wodzi po tych potrawach, inne się gromadą, tworząc piramidę, której brzegi się chyboczą. Wino zaczyna płynąć, ryby drgają, krew kipi na półmiskach, miękisz owoców przybliża się jak wargi rozkochane, a stół podchodzi mu aż do piersi, aż do brody — mając na sobie tylko jeden talerz i jeden kęs chleba. Chce pochwycić chleb, inne się ukazują..._

Dla mnie! Wszystko! Ale...

antoni _się cofa._

Zamiast jednego — ileż tu ich się zjawiło!... To cud, cud taki sam, jaki uczynił Pan!... W jakim celu? A i reszta nie mniej niepojęta! Idź, idź precz! szatanie!

_Uderza nogą w stół. Stół znika._

Nic więcej, nic!

_Szeroko oddycha._

Ach, pokusa była silna! Ale jakżem się od niej wyzwolił!

_Podnosi głowę i uderza nogą o jakiś przedmiot dźwięczny._

A to co?

antoni _się pochyla._

Patrzcie, czara! Jakiś podróżny ją zgubił. Nic nadzwyczajnego...

_Ślini palec i pociera._

To świeci! To metal! Ale nie mogę rozróżnić!

_Zapala pochodnię i bada czarkę._

Srebrna... u brzegów jakby sznurek perełek... na dnie medal.

_Uderzeniem paznokcia wypycha medal._

To sztuka monety, warta najwyżej siedem do ośmiu drachm . Mniejsza o to! Mógłbym za tę kwotę kupić sobie skórę owcy.

_Blask pochodni oświetla czarę._

Niepodobna! Ona jest złota... Tak! Cała złota.

_Na dnie znajduje się druga większa sztuka monety. Pod nią kryją się inne._

Ależ to suma dość duża, aby kupić trzy woły... kawałek pola...

_Teraz czara po brzegi napełniona złotem._

Przebóg! Stu niewolników, żołnierze, tłum...

Jest za co kupić...

_Srebrne ziarenka u brzegów czarki oddzielają i tworzą naszyjnik pereł._

Tym klejnotem możnaby nawet żonę cesarską pozyskać.

To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: