- W empik go
Lucinella - ebook
Lucinella - ebook
„Lucinella” zaczyna się jak klasyczna satyra na środowisko literackie. Od pierwszego zdania wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z książką obśmiewającą mieszkańców słynnej kolonii pisarskiej Yaddo pod Nowym Jorkiem. Segal ukazuje zamkniętą społeczność poetów, krytyków i wydawców, których trawią jednakowe koszmary, lęki i nadzieje. Tytułowa bohaterka miota się pomiędzy nudną codziennością a własnym wyobrażeniem o sobie jako pisarce, między pragnieniem a niemożnością tworzenia. „Lecz początkowy realizm opowieści wkrótce topnieje” – pisze Barbara Kopeć-Umiastowska. – „Do akcji wkraczają Zeus i Hera, krytycy literaccy przemawiają z Olimpu, dyskusje panelowe zamieniają się w teatr awangardowy, a narratorka w różnych towarzyskich sytuacjach występuje równocześnie dodatkowo w dwóch osobach – jako Lucinella młodsza i Lucinella starsza.”
A zatem baśń? Owszem. Eksperyment literacki? Jak najbardziej. Zarazem jednak błyskotliwa i inteligentna opowieść o akcie tworzenia i sposobach istnienia literatury.
„Bezwstydnie udana powieść, tak bezbłędna, że czytanie jej równe jest obcowaniu z doskonałością.” - Stanley Elkin, Goodreads
„Segal śmiało pływa po nieznanych wodach, nurkując głęboko w codzienności i ciągle zmieniającym się umyśle. «Lucinella» jest zarówno kapryśną podróżą myśli i fantazji, jak i refleksją nad własnym ego.” - Rachel B. Glaser, „The Independent”
„Ta dowcipna, lekko opowiedziana historia jest (...) podszyta świadomością chaosu, jakim jest nasza współczesność.” - Jerzy Jarniewicz
Lore Segal (1928) – amerykańska pisarka żydowskiego pochodzenia. Urodzona w Wiedniu, skąd po anszlusie wyemigrowała do Anglii, a stamtąd do Stanów Zjednoczonych. W latach 1968–1996 wykładała twórcze pisanie m.in. na Columbia University School of the Arts in Princeton. Jest autorką pięciu powieści. Pierwsza, „Other People’s Houses”, ukazała się w 1964 roku, ostatnia – „Half the Kingdom” – w 2013. Jej opowiadania, zebrane w trzech tomach („The Reverse Bug”, „Other People’s Deaths”, „Making Good”), publikowane były na łamach „New Yorkera”. Segal dała się poznać również jako autorka literatury dziecięcej. Współpracowała z Maurice’em Sendakiem. Jest finalistką Nagrody Pulitzera oraz laureatką kilkunastu innych nagród literackich.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65588-91-3 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Lucinella – tak mam na imię. Noszę okulary. Przyjechałam tu po raz pierwszy, a już jestem zakochana w całej piątce poetów, w czterech mężczyznach i jednej kobiecie, oraz w otyłym psie, który wabi się Winifred.
Lekarz Winterneeta zalecił mu ruch... tak! Wyobraźcie sobie – jestem tutaj razem z J. D. Winterneetem! Weszło nam w zwyczaj, że w pierwszym bladym świetle poranka, jeszcze przed śniadaniem, spacerujemy razem wokół jeziora. Strasznie go lubię. Jest starszy od nas wszystkich. My po prostu piszemy wiersze, a Winterneet to słynny poeta. Ta jego sława jest szalenie atrakcyjna. Winterneet jest łysy, ma szlachetnie sklepioną czaszkę, a wszystko, co poniżej, wygląda, jakby było tylko dodatkiem. Jestem pewna, że stopy ma różowiutkie jak osesek. Cały czas myślę, że on w pewnym momencie musi się zorientować, że ja zasadniczo w większości nie wiem, o czym gadam. Mówię mu o tym, ale okazuje się, że Winterneet jest mensch. Wspomniał, zdaje się, że czytał moje wiersze, lecz w tym momencie obłok zasnuł moje zmysły i ta chwila odeszła na zawsze. Nie, wcale nie! Winterneet mówi, że podoba mu się to, jak wyciskam ze znaczeń ostatnią kroplę, zanim każę się im rozpaść. Nie za bardzo rozpoznaję się w tym opisie, ale brzmi dobrze. Winterneet mówi, że czasami jestem całkiem dowcipna. W piersi, tam, gdzie spodziewam się poczuć rozkosz, jest pustka. Mówię mu o tym. A on, że owszem, pochwała nigdy nie przynosi spodziewanej przyjemności, tymczasem najmniejsza uwaga krytyczna dostarcza pełnej miary cierpienia, lekceważenia zaś po prostu nie da się znieść.
– Nawet ty! – wykrzykuję.
– Chyba żartujesz? – odpowiada.
Winterneet opowiada mi o wszystkich poetach, którzy bywali tutaj, w Yaddo. Ten sam Winterneet, który teraz przechadza się ze mną, przechadzał się kiedyś z Roethkem, śniadania jadał ze Snodgrassem i Jarrellem – i z Audenem! Frost to jego kuzyn w drugiej linii; do szkoły chodził z Poundem, raz wybrał się aż do Irlandii na herbatkę do Yeatsa i spędził weekend z Matthew Arnoldem i jego żoną. Pamięta czasy, kiedy Keats zwymiotował, wracając do domu po lekcji anatomii; powiada, że podziwia poezję Wordswortha, ale człowieka nie był w stanie znieść. Uwielbiał Johnsona i nie ma żadnego zamiaru czytać ostatniego tomu Boswella. Dobrze znał Stellę, jak twierdzi, i daje do zrozumienia, że wie, czy sypiała z Dziekanem Swiftem, czy nie.
Lubi też słuchać moich historyjek i stwarza dla mnie w przestrzeni swojej uwagi miejsce, w którym rozkwitam. Zatrzymuje się, odwraca ku mnie i dokładnie takim tonem jak trzeba mówi:
– Bystra j e s t e ś!
Czuję zadowolenie, ale także rozczarowanie, bo nie powiedział, że jestem piękna. Przedstawiam Winterneetowi swoją teorię, że żyjemy na huśtawce między arogancją a służalczością. Rozumie, co mówię, i to mnie kręci.
Masuję punkt położony o cal i ćwierć nad ogonem Winifreda, który wtedy zamyka oczy, wypręża kark i niemal niezauważalnie kiwa głową z boku na bok; u reszty z nas te punkty nie są tak dogodnie położone.
Ponieważ Winifred jest prawdziwym psem, zmieniam mu płeć, by chronić jego prywatność. Poetów, czyli Meyersa, Winterneeta, Betterwheatlinga, Pavlovenkę i Berta, a w razie potrzeby także kolejnych, wymyślam od zera. Nie, to nieprawda. Moja pomysłowość, zanim zabierze się do roboty, domaga się jakiegoś ciała, ale na to ciało nasadzę własną głowę. Wymyślę jakieś oko, gdzieś pożyczę sobie jakiś nos czy dwa, albo wąsy, albo coś zabawnego, co ktoś powiedział, oraz sweter w kolorze zielonego groszku, więc nie ma sensu, żebyście próbowali wkładać swoje klucze do moich zamków i odgadywać, kto jest kim.
Sama jestem młodą poetką, dwudziestoparolatką dobijającą do czterdziestki. Jeszcze o mnie nie słyszeliście. (Lucinella, tak się nazywam). W mieście należę do typu introwertycznego, intelektualnego, ale tutaj zamieniam się w rosyjską powieść.
– Zakochałam się w was wszystkich – mówię poetom. Poeci to rozumieją i dalej jedzą śniadanie.
Ten po mojej lewej to Meyers, słodzi właśnie owsiankę brązowym cukrem. (Czytaliście jego ostatnią książkę, tę, która dostała Pulitzera pięć lat temu – o tym, jak się boi, że zaczyna popadać w szaleństwo). Naprzeciwko nas siedzi Betterwheatling, angielski krytyk. (Często widzi się jego nazwisko w „New York Review of Books”). Nalewa Pavlovence kawę do filiżanki na herbatę. Pavlovenka chichocze. (O niej nie słyszeliście i przypuszczalnie nie usłyszycie). Ma czterdziestkę na karku, wymiary pięć stóp na cztery na cztery, autentyczna Rosjanka. Obejmuje nas wszystkich swym namiętnym i szczęśliwym wzrokiem. Nie jestem w stanie jej znieść w zbyt dużych dawkach, ale ją lubię, naprawdę jednak lubię Betterwheatlinga. (To ten angielski krytyk. Spróbujcie się połapać w tych moich poetach, wiem, że nie jest to łatwe). Dowcip ma Betterwheatling zawoalowany, a wymiary spore (ja lubię duży format), i podoba mi się, że jest taki angielski. Meyersa uwielbiam. Twarz ma białą, oczy niebieskie w różowych obwódkach i opadające, wielkie blond wąsy. Meyers opowiada cudowne, zabawne historyjki. No i lubię jego Pulitzera.
Opowiadam mu o swoim problemie. Weź, mówię, tę ogromną jadalnię, obitą ciemnym drewnem i zalaną światłem słonecznym, gdzie siedzimy na dziewiętnastowiecznych angielskich krzesłach, na modłę średniowiecznych zydli zdobionych wypukłymi płaskorzeźbami łagodnolicych, niskopiennych rycerzy, którzy wbijają nam w plecy szable i halabardy; albo tę stojącą na środku stołu wielką srebrną wazę pełną róż – nawet jeśli nie koncentrujemy się na fizycznym otoczeniu, to ono mimo wszystko przesącza się do naszej świadomości. Jak sprawić, by przesączało się także do moich wierszy, ale bez żadnego kombinowania? Nienawidzę sztuczek.
------------------------------------------------------------------------
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
------------------------------------------------------------------------Z Kraju i ze Świata
NOWA SERIA Wydawnictwa Ossolineum
Lekkość, szybkość, dokładność, przejrzystość, wielorakość, zwartość – te cechy Italo Calvino uważał za kluczowe dla literatury XXI wieku. Mówiąc o lekkości, nie miał, rzecz jasna, na myśli beztroski. Z Kraju i ze Świata to seria prezentująca ambitną prozę współczesną, polską i tłumaczoną, która pozostaje w zgodzie z tym kodeksem.
Wiemy, kto dostał ostatnio ważną nagrodę literacką, czytamy także listy bestselerów, ale nie ulegamy rankingom i modzie. Z literatury światowej wybieramy książki niekoniecznie bardzo głośne, ale znakomite, cieszące się uznaniem znawców i pisarzy, często wywierające istotny wpływ na tradycję literacką swojego języka.