Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mallaroy. Tom 1 - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
31 maja 2023
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Mallaroy. Tom 1 - ebook

Kojarzycie ten moment, kiedy wasza bliźniaczka okazuje się zmiennokształtna, po czym znika, więc musicie podszywać się pod nią w nieludzkiej szkole? Nie? Erin Lanford chciałaby móc powiedzieć to samo. Jadąc do Mallaroy, spodziewała się wszystkiego, nawet własnej śmierci. To znaczy, wszystkiego poza palącym pragnieniem, by pociąć lidera wampirzej elity piłą mechaniczną. Alea Lanford za to nigdy nie myślała, że na jej barki spadnie obowiązek ratowania całego rodzaju. Ale hej, wszystko będzie w porządku, prawda...?

Spoiler: nieprawda.

A.M. Juna – absolwentka studiów humanistycznych, entuzjastka odzieży używanej, feministka intersekcjonalna i miłośniczka ciał niebieskich.

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8252-527-4
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

2.

SIOSTRZYCZKO, GDZIE JESTEŚ?

Rok szkolny zaczy­nał się dla Erin w ostat­nim tygo­dniu sierp­nia, dla Alei na początku wrze­śnia. W dodatku Blo­oming­ton leżało pra­wie dokład­nie mię­dzy ich rodzinną Colum­bią na połu­dnio­wym zacho­dzie stanu Illi­nois a Chi­cago na pół­noc­nym wscho­dzie. Dzięki temu nie­trudno było prze­ko­nać rodzi­ców (oraz opie­ku­nów inter­natu), by pozwo­lili Alei spę­dzić jej ostatni wolny week­end w daw­nej szkole. Miała prze­no­co­wać w pokoju sio­stry, a potem odbyć osta­teczną podróż do Szkoły Sty­pen­dial­nej imie­nia Fla­na­gana Mal­la­roya już sama, pocią­giem.

To Alea naci­skała naj­moc­niej na taki układ. Całe waka­cje spę­dziła w prze­ko­na­niu, że po let­niej roz­łące wróci do dobrze już zna­nego miej­sca i uści­ska szkol­nych przy­ja­ciół. Po czym nagle wszystko się zmie­niło. Nie mogła zostać w Blo­oming­ton, chciała jed­nak mieć przy­naj­mniej szansę poże­gnać się ze wszyst­kimi oso­bi­ście.

Bliź­niaczki miały za chwilę roz­po­cząć jede­na­stą klasę: trzeci rok z czte­ro­let­niego liceum. Miały być Junior­kami (tylko rok pod Senio­rami) i wresz­cie doświad­czyć, jak to jest pra­wie wszyst­kich koja­rzyć i pra­wie wszystko wie­dzieć – rozu­mieć, któ­rego nauczy­ciela uni­kać, które szafki się zaci­nają i które jedze­nie w sto­łówce powo­duje ból żołądka. Dla Erin wszystko to wciąż stało otwo­rem. Alea zaczy­nała od nowa. Cze­kało ją wej­ście do obcej szkoły, do obcej rze­czy­wi­sto­ści, od razu na trzeci rok. Jakby tego było mało, nauka we wszyst­kich tych eli­tar­nych, wybit­nych, nie­zwy­kłych, osza­ła­mia­ją­cych, no cho­lera, magicz­nych – dosłow­nie i w prze­no­śni – Szko­łach Sty­pen­dial­nych trwała nie cztery, a pięć lat. Co ozna­czało, że Erin wyprze­dzi ją w życiu o rok i kto wie, czy Alea kie­dy­kol­wiek ją potem dogoni…?

Była pod­eks­cy­to­wana. Jasne, że była. Kto by nie chciał mieć spe­cjal­nych mocy i fascy­nu­ją­cych sekre­tów? Ale uczu­cie to wcale nie zama­zy­wało wszyst­kich innych, które także ści­skały ją za serce. Zmiany bowiem zacho­dzą nie­mal zawsze po posta­cią wymiany: sta­rego na nowe. Aby coś zyskać, coś trzeba utra­cić. Alea Lan­ford nie była jesz­cze do końca pogo­dzona ze swo­imi stra­tami.

* * *

Ponie­waż począ­tek szkoły śred­niej był cza­sem, gdy bliź­niaczki prze­cho­dziły kry­zys indy­wi­du­al­no­ści, uparły się wów­czas, żeby nie miesz­kać w tym samym pokoju. Alea wylą­do­wała więc z Julie – sen­ty­men­talną dziew­czyną, którą Kosmos chyba po pro­stu wycią­gnął z _Romea i Julii_, i wrzu­cił do tej rze­czy­wi­sto­ści. Erin dzie­liła mały pokoik z Bethany – sprytną, uszczy­pliwą bru­netką. Razem stwo­rzyły zgraną czwórkę i spę­dziły dwa lata na wspól­nym popeł­nia­niu błę­dów, który to pro­ces nie­któ­rzy nazy­wają dora­sta­niem.

Erin wyje­chała do Blo­oming­ton pierw­sza i pięć dni spę­dzone bez niej w domu rodzin­nym było dla Alei nie­przy­jemną próbką tego, jak dziw­nie będzie prze­żyć cały rok oddziel­nie.

W sobotę wresz­cie dołą­czyła do bliź­niaczki i wraz z Julie oraz Bethany spę­dziły dzień na słodko-gorz­kiej cele­bra­cji roz­łąki. W nie­dzielę trójka wciąż zapi­sana do szkoły musiała zgło­sić się na dodat­kowe szko­le­nia BHP. Alea dała znać, że pój­dzie w tym cza­sie na ostatni, sen­ty­men­talny spa­cer po budynku, gdy więc Erin i Bethany powró­ciły do pokoju, nie­obec­ność dziew­czyny nie była wcale podej­rzana. To zna­czy, dopóki Erin nie zoba­czyła zosta­wio­nej na poduszce kartki papieru.

_Eve mnie potrze­buje. Wrócę po rze­czy w sobotę. Ominę pierw­szy tydzień szkoły. Kryj mnie. – A_

– Kochana Aleo, była­bym wdzięczna, gdyby twoje wia­do­mo­ści brzmiały mniej jak list od pory­wa­cza – wymam­ro­tała pod nosem Erin. Ze zmarsz­czo­nymi brwiami obró­ciła kartkę kilka razy w dło­niach, upew­nia­jąc się, że nie ma w niej żad­nego dodat­ko­wego, sekret­nego prze­sła­nia. Potem prze­nio­sła wzrok na poduszkę, gdzie leżał tele­fon komór­kowy sio­stry. – No do cho­lery jasnej… – dodała, tym razem już wcale nie roz­ba­wiona.

Czemu, czemu, czemu Alea zosta­wiła swój tele­fon i więk­szość rze­czy? Miała wyje­chać, ow­szem, ale jutro rano, na roz­po­czę­cie roku w Chi­cago! Dokąd poje­chała z tą obcą Zmien­no­kształtną i po co? Na całe pięć dni, ot tak?!

– Co ta dziew­czyna odwala, co? Kim jest Eve? Sobota jest pra­wie za tydzień!

Erin nie­mal pod­sko­czyła w miej­scu. Potem odwró­ciła się gwał­tow­nie, zgnia­ta­jąc kartkę w dłoni, ale było za późno. Bethany ewi­dent­nie prze­czy­tała jej przez ramię całą treść. Sku­bana potra­fiła być nie­sa­mo­wi­cie cicha.

– Nie­ważne – wes­tchnęła Erin, pró­bu­jąc zdu­sić w sobie iry­ta­cję. Wie­działa, że Alea jest roz­sądna. Nie poje­cha­łaby w ciemno bez powodu, nie zosta­wi­łaby komórki, gdyby nie musiała, i poże­gna­łaby się oso­bi­ście, gdyby mogła. Racjo­nalna strona Erin to rozu­miała. W żaden spo­sób nie poma­gało to jed­nak uspo­koić emo­cji. Fru­stra­cja. Nie­po­kój. Zagu­bie­nie. Pismo było Alei, oko­licz­no­ści wrzesz­czały jed­nak: porwa­nie! Tylko że w grę wcho­dziła także cała ta sza­lona sen­tura, przez którą sce­na­riusz sta­wał się nagle mniej mroczny i bar­dziej praw­do­po­dobny. Albo może wła­śnie nie…?

W pokoju zaczy­nało się robić cia­sno od samych domy­słów Erin. Dobrze, że przy­naj­mniej Julie teraz z nimi nie było, bo zabra­kłoby miej­sca.

Bethany w mil­cze­niu obser­wo­wała, jak Erin zaczyna ner­wowo krą­żyć po ich nie­wiel­kiej wspól­nej prze­strzeni. Nasto­latka zgar­nęła komórkę Alei, przez chwilę bez­myśl­nie otwie­rała i zamy­kała kolejne apli­ka­cje, potem prze­szła do biurka z dziw­nie nie­obec­nym spoj­rze­niem. Zaj­rzała do szafy, zaj­rzała do torby. Widać było, że potwier­dza to, co i tak już wie­działa – Alea wzięła ze sobą tylko kilka rze­czy i znik­nęła.

Potem nagle w oczach Erin bły­snęło coś nowego. Dziew­czyna zamarła, a następ­nie raz jesz­cze pode­szła do biurka. Tym razem chwy­ciła swój leżący na krze­śle ple­cak i zaczęła w nim ner­wowo grze­bać, aż wresz­cie zna­la­zła port­fel. Otwo­rzyła go i zamarła ponow­nie.

– Dobra, co się dzieje? – ode­zwała się w końcu Bethany, która wresz­cie usia­dła na swoim łóżku, ale nie spusz­czała wzroku z przy­ja­ciółki.

– Jak ci powiem, że nie mogę ci nic powie­dzieć, ale musisz mi pomóc, to mi pomo­żesz? – zapy­tała Erin wolno, odkła­da­jąc port­fel na blat i odwra­ca­jąc się do Bethany.

– Nie – odparła dziew­czyna natych­miast z gro­bową miną.

– Beth, ja mówię poważ­nie – jęk­nęła Erin. – To jest mega­ważne.

– No ja też mówię poważ­nie – nie odpusz­czała Bethany, wciąż odro­binę wojow­ni­czo nasta­wiona. – Laska, nie wiem, co ty i Alea znowu wykom­bi­no­wa­ły­ście, ale to jest o krok za daleko, okej? Ona sobie w sekre­cie poje­chała gdzieś na kilka dni? Powa­liło ją? My mamy po szes­na­ście lat, prze­cież z tego będą pro­blemy dla szkoły i dla waszych rodzi­ców, jak coś się sta­nie! Jak mi nie powiesz, co się dzieję, to wstanę i pójdę do sekre­ta­riatu ogło­sić, że ktoś porwał twoją sio­strę.

– O jeżu, no prze­cież…

– Nie no, poważ­nie mówię. – Bethany wzru­szyła ramio­nami. – Jeśli mam ci pomóc, to musisz mi dokład­nie powie­dzieć w czym i dla­czego. I nawet nie pró­buj kła­mać, E. Wiesz dobrze, że zawsze potra­fię roz­po­znać, kiedy kła­miesz!

* * *

– Dobrze – oznaj­miła wolno Bethany, kiedy wysie­działy już odpo­wied­nio długą chwilę po tym, jak Erin skoń­czyła ner­wowo opo­wia­dać całą histo­rię. – Pozwól, że ja pod­su­muję. Alea poje­chała z jakąś obcą Zmien­no­kształtną, pod­mie­niła ci w port­felu twoje świeżo upie­czone prawko jazdy na swoje i napi­sała „kryj mnie”. I twój piękny umysł uznał, że to zna­czy, że musisz jutro pójść na roz­po­czę­cie roku w szkole peł­nej dziw­nych istot, o któ­rej nie powin­naś wie­dzieć i nie powin­naś mi mówić. I w dodatku chcesz, żebym ja w tym cza­sie wszyst­kim mówiła, że leżysz tu w łóżku chora.

– Dla­czego patrzysz na mnie, jak­bym postra­dała zmy­sły? – zapy­tała Erin, lekko ura­żona.

– Och, no nie wiem – rzu­ciła teatral­nie jej przy­ja­ciółka. – Może dla­tego, że Al pew­nie miała na myśli, żebyś… nie wiem. W sumie to nie wiem. Mam też pyta­nie za sto punk­tów, czemu ta kre­tynka zosta­wiła swój tele­fon! Zresztą tak czy ina­czej, twoje prze­ko­na­nie, że musisz poje­chać za nią teraz do Chi­cago, to jest jakiś żart.

Erin zmru­żyła oczy.

– Podej­rza­nie szybko i spo­koj­nie zaak­cep­to­wa­łaś tę część, która mówi o ist­nie­niu Zmien­no­kształt­nych, Łow­ców, Cza­ro­dzie­jów, Wam­pi­rów i Wil­ko­ła­ków – zauwa­żyła.

– Meh. – Beth mach­nęła ręką lek­ce­wa­żąco. – Po pro­stu i tak uwa­żam, że świat jest powa­lony. Ist­nie­nie Zmien­no­kształt­nych nie rusza mnie bar­dziej od kata­strofy kli­ma­tycz­nej.

– To chyba nie jest zdrowe.

– Dobra, nie zmie­niaj tematu! Wiesz, co nie jest zdrowe? Czło­wiek w szkole dla Wam­pi­rów! Serio, Erin, no nie możesz mówić poważ­nie o tym wyjeź­dzie. Alea ma wró­cić w sobotę, tak? No to omi­nie ją pierw­szy tydzień nauki. To nie koniec świata. Po cho­lerę ty się masz tam pchać?!

– Nie rozu­miesz! – Erin zaczy­nała się nie­cier­pli­wić. Wszystko było skom­pli­ko­wane i wyma­gało wyja­śnie­nia, a przy tym cały czas czuła, że zdra­dza nie swoje sekrety. Miała wra­że­nie, że nie ma wyboru, ale i tak cią­żyło jej na sumie­niu zdra­dze­nie zaufa­nia Alei. – Ta baba ze szkoły, która do nas dzwo­niła…

– Do Alei – popra­wiła ją uprzej­mie Bethany.

– …pod­kre­ślała, że trzeba się sta­wić na roz­po­czę­cie. Że to jest super­o­bo­wiąz­kowe. Te szkoły sty­pen­dialne nie są wybo­rem. Oni mają jakieś dziwne wewnętrzne poli­tyki i roz­ka­zują całej mło­dzieży sen­tu­ral­nej tam być. To jest jakiś dzi­waczny nad­zór! Wie­dzą, kto nowy się prze­mie­nił, mają też jakiś sys­tem dobro­wol­nej reje­stra­cji… No jeżu, nie mam poję­cia, jak to wszystko działa, ale jak Alea się nie pojawi, to zaczną jej szu­kać. Skon­tak­tują się z rodzi­cami, to oczy­wi­ste, i już wtedy będzie wielki roz­pier­dol! Ale potem zaczną jej pew­nie szu­kać tak… wiesz. Sen­tu­ralną poli­cją, czy co oni tam mają w tym swoim sys­temie. A Eve…

– Kobieta-kuna – wyja­śniła Beth, przede wszyst­kim samej sobie.

– …Eve mówiła, że to wszystko nie jest takie, jak się wydaje. Że im nie można ufać. Więc jak jutro na roz­po­czę­ciu w szkole Alea się nie pojawi, to będzie roz­pier­dol z rodzi­cami i roz­pier­dol z Eve, i pew­nie roz­pier­dol z nami, bo tu powinni nas pil­no­wać, a zgu­bili Aleę. I na stówę uznają, że my wie­dzia­ły­śmy o jej ucieczce i nikomu nie powie­dzia­ły­śmy.

– Erin?

– Co?!

– My wiemy o jej ucieczce i nikomu nie mówimy.

– O mój jeżu! – jęk­nęła Erin dra­ma­tycz­nie, jakby nasta­wie­nie przy­ja­ciółki ją wykań­czało, ale kąciki jej ust drgnęły ku górze.

Uwaga była nie tylko słuszna, ale także cał­kiem zabawna. W taki gorzki, tro­chę bez­radny spo­sób. Napię­cie mię­dzy nimi w dziwny spo­sób zostało roz­ła­do­wane. Beth na­dal sie­działa na swoim łóżku, Erin cho­dziła tam i z powro­tem, jakby buzu­jąca w niej ener­gia nie pozwa­lała jej się zatrzy­mać w miej­scu. W końcu jed­nak sta­nęła, zwró­cona twa­rzą do przy­ja­ciółki, i wsparła ręce na bio­drach z deter­mi­na­cją.

– Słu­chaj. Ja wiem, że to brzmi, jak­bym postra­dała zmy­sły, ale tylko na początku. Bilety na pociąg są kupione. Pojadę jutro, spę­dzę pięć dni jako Alea, wrócę tu w pią­tek, w sobotę przy­je­dzie Alea. Oddam jej tele­fon, odzy­skam swoje prawko, poga­damy sobie, a potem ona poje­dzie do Chi­cago i nikt się ni­gdy o niczym nie dowie. Ta dam! Pro­ste. – Erin nawet samej sie­bie do końca nie prze­ko­nała, ale była gotowa upar­cie brnąć w dys­ku­sję, aż Bethany się ugnie i zgo­dzi jej pomóc.

– Chcesz wie­dzieć, co myślę? – zapy­tała przy­ja­ciółka z cięż­kim wes­tchnię­ciem.

– A myślisz coś, o czym chcia­ła­bym wie­dzieć? – zręcz­nie odbiła piłeczkę Erin.

– Nie.

– No to nie chcę.

– To masz pecha. – Beth wzru­szyła ramio­nami. – Słu­chaj. Wy obie jeste­ście chyba jakieś uza­leż­nione od adre­na­liny. Jedna lezie w tajem­nicy za prak­tycz­nie obcą osobą, cho­lera wie, po co i dokąd, druga się chce pchać do jakiejś magicz­nej szkoły.

– Sen­tu­ral­nej – popra­wiła ją Erin.

– Nie­ważne. Nie pozwolę ci na to sza­leń­stwo, E.

Z jed­nej strony Bethany zda­wała się mieć abso­lutną rację. Erin rozu­miała, jak nie­bez­pieczne jest to, co chciała zro­bić. Tylko że Bethany nie sły­szała ostrze­żeń szkoły na temat zła­ma­nia prze­pi­sów ani ostrze­żeń Eve na temat szkoły. Nie widziała na wła­sne oczy, jak ktoś zamie­nia się w zwie­rzę. Nie okła­my­wała swo­ich rodzi­ców i nie stała w obli­czu ryzyka, że wszystko zaraz wybuch­nie w jeden wielki chaos. Może Erin reago­wała teraz emo­cjo­nal­nie, ale i bez tych emo­cji powody pozo­sta­wały takie same! Bethany tym­cza­sem zda­wała się wchła­niać to wszystko jak jakiś film. Trudno było się jej dzi­wić, nie dostała żad­nego dowodu, tylko masę wia­do­mo­ści, które brzmiały jak kom­pletne sza­leń­stwo. Może i wie­rzyła swo­jej przy­ja­ciółce, ale chyba jej pod­świa­do­mość jesz­cze nie do końca dała się prze­ko­nać, że to jest… prawda. Dla Beth Erin i Alea znowu zamie­niały się miej­scami z jakie­goś tylko dla nich waż­nego powodu. Erin czuła tym­cza­sem, że musi to zro­bić, bo ina­czej prze­wróci się pierw­szy klo­cek wiel­kiego, strasz­li­wego domina.

– Beth, ja cie­bie nie pytam o pozwo­le­nie. Ja cię infor­muję z nadzieją, że zde­cy­du­jesz się mi pomóc.

– Tak, Erin. Racja. – Przy­ja­ciółka przy­brała wojow­ni­czy, iro­niczny ton. – Wła­śnie poin­for­mo­wa­łaś mnie, że wybie­rzesz się do szkoły peł­nej nie­ludz­kich stwo­rów, z któ­rych na pewno przy­naj­mniej część będzie mogła zro­bić sobie z cie­bie kola­cję. I to żeby ukryć fakt, że twoją sio­strę ktoś prak­tycz­nie porwał. To świetny plan, ma tylko jedną wadę: JEST DO DUPY.

Erin z obu­rze­nia aż otwo­rzyła usta.

– Myślisz, że mam wybór? Słu­cha­łaś mnie w ogóle, kiedy ci mówi­łam, że jeśli Alea się tam nie stawi, to nie tylko zaczną stre­so­wać naszych rodzi­ców, ale jesz­cze kogoś na nią naślą?! Roz­pęta się pie­kło! Roz­pęta się okropne pie­kło tylko dla­tego, że jej przez chwilę nie będzie. Pod­czas gdy tak się składa, że ja mogę być Aleą!

– MOGŁAŚ, Erin, MOGŁAŚ być Aleą! Jeśli dobrze zro­zu­mia­łam, twoja sio­stra oka­zała się czymś wię­cej niż czło­wie­kiem! Niby jak to obej­dziesz? A poza tym może powinni jej szu­kać? Może powinni nie­po­koić two­ich rodzi­ców? Co to w ogóle za sytu­acja, żeby szes­na­sto­latka sobie zni­kała na pięć dni z kimś obcym!

– Hej! – Erin pod­nio­sła głos, wyrzu­ca­jąc z sie­bie to jedno słowo ostro, jak ostrze­że­nie. W jej oczach pło­nął ogień. – To jest Alea! To ona zna wszyst­kie fakty, nie my! To ona może pod­jąć naj­lep­szą decy­zję, co z tym zro­bić, więc jeśli mnie popro­siła, żebym ją kryła, to będę ją kryć. Rozu­miemy się?! To jest jej sekret. To ona będzie musiała spę­dzić cały rok w miej­scu, które jest dziwne, kon­tro­lu­jące i naj­wy­raź­niej nie można mu ufać. Więc zro­bię to, o co mnie popro­siła. Nie każ mi żało­wać, że ci to wszystko powie­dzia­łam, Beth – dodała, wciąż roz­złosz­czona, jed­nak już spo­koj­niej­szym tonem.

Bethany wzdry­gnęła się lekko. Erin potra­fiła wybuch­nąć, ale ni­gdy dotąd na nią. Przez chwilę widać było w jej oczach strach, jed­nak jego powo­dem nie była sama złość Erin. Cho­dziło raczej o to, że dopiero ta pełna pasji reak­cja uświa­do­miła Bethany, że to wszystko dzieje się naprawdę. Do tego momentu było wciąż cał­ko­wi­cie odre­al­nione, teraz nabrało cię­żaru i osia­dło mię­dzy nimi w małym pokoju.

W jed­nym Erin z pew­no­ścią miała rację – to nie one wie­działy, co się tak naprawdę dzieje.

Cisza się prze­cią­gała. Wresz­cie Beth zaci­snęła usta i ski­nęła głową. Wyglą­dało na to, że muszą trzy­mać się razem.

– Rozu­miem – powie­działa. Patrzyła, jak ogień w oczach Erin gaśnie i pozo­sta­wia po sobie jedy­nie puste spoj­rze­nie. Nasto­latka opa­dła na krze­sło jak szma­ciana lalka.

– Sorry – rzu­ciła Erin po chwili. – To wszystko jest po pro­stu… Nie chcia­łam na cie­bie nasko­czyć.

Bethany kiw­nęła głową na znak pojed­na­nia i znowu przez moment pozwo­liły sobie na wspólne mil­cze­nie. Erin odchy­liła głowę i spoj­rzała w sufit.

– Sio­strzyczko, gdzie jesteś? – szep­nęła cicho.

Sufit nie odpo­wie­dział.

Gdy napię­cie zelżało, Bethany na powrót pod­jęła temat, teraz z nieco wymu­szoną nutą swo­body w gło­sie.

– Naprawdę myślisz, że uda ci się uda­wać Aleę w tej szkole imie­nia Fala­flona czy jak mu tam?

– Fla­na­gana. Fla­na­gana Mal­la­roya – popra­wiła ją Erin i na jej ustach poja­wił się cień uśmie­chu.

– Jeżu, Fla­na­gan. – Beth też uśmiech­nęła się nie­śmiało. – Jak szkoła, któ­rej patron ma tak na imię, może być w ogóle brana na poważ­nie? To musiał być nie­zły gość, ten Mal­la­roy, skoro mimo takiego imie­nia zro­bili z niego patrona…

– No…

– To już Fala­fel Mal­la­roy byłby lep­szy…

Spoj­rzały na sie­bie i nagle wybu­chły śmie­chem. To nie był wesoły, bez­tro­ski śmiech. To był gło­śny, nagły śmiech pełen nie­pew­no­ści. Taki, który ma zmyć stres z umy­słu i nie­po­kój z twa­rzy. Był im potrzebny i zadzia­łał. Kiedy w końcu udało im się opa­no­wać, obie czuły się odro­binę lepiej.

– Dobra, E, a tak serio. Mówi­łaś, że coś tam już czy­ta­ły­ście o tych innych rodza­jach? Naprawdę możesz tam jechać jako czło­wiek? Tak, żeby się nie dać zjeść ani zde­ma­sko­wać…

– Wydaje mi się, że naprawdę tak – przy­tak­nęła ostroż­nie Erin.

Wie­działa już, że tylko Wil­ko­łaki potra­fią tak po pro­stu roz­po­znać innych przed­sta­wi­cieli swo­jego rodzaju – jakimś wil­czym instynk­tem i tro­chę po zapa­chu. Wam­piry tym­cza­sem wyczu­wały zapach ludz­kiej krwi, ale tylko po wej­ściu w tryb polo­wa­nia. Był to, jeśli dobrze zro­zu­miała, spe­cy­ficzny trans i tylko wtedy ujaw­niały się ich kły. Tekst, który czy­tały z Aleą, zapew­niał jed­nak, że mało kto to prak­ty­kuje. We współ­cze­snym świe­cie Wam­piry pozy­ski­wały krew w cywi­li­zo­wany spo­sób. Ryzyko, że ktoś przy niej wej­dzie w tryb polo­wa­nia, była równa z tym, że w sto­łówce pozo­stali ucznio­wie będą patro­szyć zło­wione przez sie­bie ryby.

Erin nie czuła się pewna ani swo­jej decy­zji, ani swo­jego bez­pie­czeń­stwa. To zna­czy – stre­so­wała się jak cho­lera już teraz, cho­ciaż nawet nie opu­ściła jesz­cze wła­snego inter­natu. Wyda­wało jej się jed­nak, że irra­cjo­nalny jest wła­śnie ten strach, a nie jej plan. Wszy­scy wyglą­dali jak ludzie. Alea była Echem, miała prawo na niczym się nie znać. Dodat­kowo dopiero co obu­dziły się jej zdol­no­ści, nor­malne więc było, że nie potra­fiła nad nimi w pełni pano­wać i zmie­nić się na zawo­ła­nie. Dawało to Erin ide­alne warunki, by się pod nią pod­szyć. Poza tym to była szkoła! Jak nie­bez­pieczny mógł być budy­nek pełen nasto­lat­ków, nie­za­leż­nie od ich rodzaju?

Da radę. Prawda? Da radę. A jeśli ją nakryją… W naj­gor­szym wypadku sta­nie się po pro­stu to, co sta­łoby się i tak, gdyby żadna z bliź­nia­czek nie poja­wiła się na roz­po­czę­ciu. Prawda…?

Jeśli nawet ręce jej się tro­chę trzę­sły, gdy prze­pa­ko­wy­wała walizki, nikt nie musiał o tym wie­dzieć.

– Mogę zadać ci obraź­liwe pyta­nie? – ode­zwała się Bethany, kiedy świa­tło było zga­szone i obie leżały w swo­ich łóż­kach.

– Mhm – mruk­nęła Erin. Była wykoń­czona stre­su­ją­cym dniem i jed­no­cze­śnie zbyt prze­jęta, by zasnąć.

– Czy w jakimś małym stop­niu nie robisz tego też dla sie­bie? Nie tylko dla Alei…

– Co? – odparła Erin zbyt szybko, a potem zaci­snęła usta, pod­czas gdy wstyd objął ją w talii gorą­cymi dłońmi.

– No wiesz – rzu­ciła cicho Beth. Ton miała łagodny. Wyro­zu­miały. Pra­wie prze­pra­sza­jący. – Czy nie pchasz się tam też dla­tego, żeby to wszystko zoba­czyć. Cza­ro­dzie­jów, Łow­ców? Cały ten inny świat. Bo Alea jest teraz jego czę­ścią, prawda? A my… my nie. My jeste­śmy na­dal tutaj i jutro rano zaczy­namy od mate­ma­tyki.

– Zazdro­ścisz jej? – zapy­tała Erin szep­tem, omi­ja­jąc wła­sną odpo­wiedź.

Przez moment leżały w ciszy.

– Tro­chę tak – przy­znała wresz­cie Bethany.

– Ja tro­chę też – zgo­dziła się ledwo sły­szal­nie Erin Lan­ford.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: