- W empik go
Małżeństwo z kalendarza - ebook
Małżeństwo z kalendarza - ebook
Komedia poruszająca problem roli cudzoziemców przy odbudowie Polski, obcych mieszczan lokujących wielkie kapitały, sprawy tolerancji religijnej. Pan Staruszkiewicz, szlachcic osiadły na wsi i prowadzący gospodarstwo według tradycyjnych zwyczajów, chce wydać córkę Elizę za mąż. Jego kandydatem na męża dla Elizy jest pan Marnotrawski, polski szlachcic, który nie posiada własnego majątku, jest mocno zadłużony i obłudny, lecz potrafi pięknymi słówkami przekonać pana Staruszkiewicza do siebie. Eliza, choć żywi niechęć do pana Marnotrawskiego i sama kocha Ernesta, niemieckiego oficera, służącego w wojsku polskim, podporządkowuje się woli ojca. Pani Bywalska, siostra Staruszkiewicza, przekonuje brata, iż wybrał dla córki kiepskiego męża, jednak pan Staruszkiewicz pozostaje przy swoim, uważając, iż jego zięciem może zostać wyłącznie Polak. Koniecznie chce doprowadzić do ślubu jeszcze tego samego dnia, nawet wbrew woli córki, ponieważ przeczytał w kalendarzu, iż zawarty w tym dniu związek małżeński będzie szczęśliwy i udany.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-116-6270-0 |
Rozmiar pliku: | 765 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PRZEDMOWA
Po pierwszym tej komedii wyprawieniu różne o niej dały się słyszeć zdania. Jedni oświadczyli swe upodobanie, drudzy się na nią rozgniewali z tej najbarziej przyczyny, iż się zdała chcieć szkodzić honorowi narodu naszego.
To mniemanie, nie wiem, na jakim się zasadza fundamencie. Jeśli wytykać niektórych prywatnych osób przywary jest to czynić krzywdę honorowi całego narodu, tedy od tej winy nie mogą się zasłonić ani kaznodzieje, ani sędziowie, którzy w dekretach swoich zapisują nie już przywary jakie lekkie, ale szkaradne prywatnych osób występki.
W każdym kraju są ludzie i źli, i poczciwi; i głupi, i mądrzy; i grubianie, i obyczajni. W każdym kraju są takie przywary, które komedia może podać w pośmiewisko, aby je słuchacze sobie obrzydzali. Angielskie komedie Anglików, francuskie Francuzów, niemieckie Niemców, włoskie Włochów przywary wyśmiewają. Ten albowiem jest jedyny cel komedii, aby żartując z tego, co jest naganne, odrażała drugich od tego umysły; która komedia do tego celu nie zmierza, nie może się nazwać komedią.
Mniemają niektórzy, iż JP. Staruszkiewicz w tej komedii takim jest odmalowany grubianem, jakiego w naszym kraju znaleźć nie można. JP. Staruszkiewicz ma tu na sobie osobę człowieka wychowania grubego, który przez lat kilkadziesiąt rolą i gospodarstwem bawiąc się, nie widział innego miasteczka prócz tego, w którym jego sejmiki bywają. Radzi się on kalendarza XVIII w., wierzy snom, cudzoziemców ma za nic, i mniema, że Niemiec nie jest katolikiem, że wszyscy protestanci są niemieckiej albo saskiej wiary – alboż nie znajdziemy jeszcze i dziś takich domaturów w kątach odleglejszych państwa naszego, którzy tego są mniemania?
Nie rozumiem, żeby to miało szkodzić honorowi polskiemu, że JPan Staruszkiewicz ma takie przywary, z których się śmiać potrzeba, że Agata nie ma powołania być za szlachcicem, że JP. Marnotrawski jest człek ladaco, że nad niego Ernest jest przeniesiony. Mnie się zda, że każdy człek rozumny wolałby mieć zięcia człeka poczciwego niż filuta i marnotrawcę.
Na koniec, same słowa Ernesta przy końcu tej komedii wyrzeczone są dostateczną jej obroną od przymówek, na które ta komedia u niektórych zdała się zasłużyć. „Nie powinno – mówi on – to szkodzić imieniowi szlacheckiemu, że się w nim znajdzie czasem człek ladaco; każdy kraj w takich ludzi obfituje. Co się zaś tycze zacnego narodu polskiego, wyznać to muszę, że go i obce narody wielce szacują i za honor sobie mają być w nim policzeni.”Malzenstwo z kalendarza
AKT PIERWSZY
Scena pierwsza
Eliza, Agata.
Agata
Ja pojąć nie mogę, co się dziś dzieje z waszmość panną! Jeszczem jej nigdy tak smutnej nie widziała.
Eliza
Moja Agatko, dajże mi pokój teraz.
Agata
Ale przebóg! Czy to dziś dzień smutku? Dziś, kiedy się trzeba gotować do ślubu!
Eliza
I toć to jest, co mię trapi.
Agata
To zaś ma trapić, że waszmość panna masz iść do ślubu? Pewnie waszmość panna chcesz być mniszką?
Eliza
Ja mniszką? Czy masz ty rozum?
Agata
Cóż tedy? Ani mniszką, ani za mąż iść? Jam się spodziewała, że dzień dzisiejszy będzie najweselszy dla nas wszystkich. Pani moja, a ciotka waszmość panny, sprowadziła tu ojca, chcąc waszmość pannę wyposażyć. Ociec na to zezwala. Gotowość jest wszelka do ślubu. Imć pan Ernest, kawaler waszmość panny, ma te wszystkie przymioty, które najgodniejszych dam serca do jego pociągają. Jego lokaj, Johan, połowy tego niewart, a przecie nie myślę mu zbraniać się, jeśli pana swojego zechce iść przykładem. Ale waszmość panna, widzę, płaczesz?
Eliza
Ach, Agatko! Ty nie wiesz, co się teraz tu dzieje!
Agata
Cóż by to takiego było?
Eliza
Posłuchaj, muszę ci wynurzyć to wszytko, co mam w sercu. Wiadomo ci dobrze, że ciotka moja, widząc grubiańskie wychowanie, które mi ociec na wsi dawał, wzięła mię tu, do Warszawy. Już to trzy lata, jak u niej mieszkam. Matka moja więcej by dla mnie nie czyniła jak ona.
Agata
To prawda, ona mocno kocha waszmość pannę.
Eliza
Znam to dobrze. Ona tedy, widząc, iż mam dobre serce do Ernesta, sprowadziła tu ojca mojego, chcąc mię wydać za Ernesta.
Agata
Tego kawalera mocno waszmość pannie winszuję.
Eliza
Sami nawet jego nieprzyjaciele to mu przyznawają, iż jest człek zacny, poczciwy i rozumny.
Agata
I lokaja ma grzecznego.
Eliza
To tedy mię mocno trapi, że ja tego godnego kawalera podobno dziś utracę.
Agata
Jak to być może? Wszakże ciotka …
Eliza
Ciotka mi dobrze życzy, ale ociec …
Agata
Co ociec?
Eliza
Nie chce mię wydać za niego!
Agata
Czemu?
Eliza
Że jest cudzoziemiec.
Agata
Albo to co złego jest być cudzoziemcem?
Eliza
U niego kto nie jest Polak, to nic niewart.
Agata
A wszakże on czyni gotowość do wesela!
Eliza
Prawda.
Agata
Za kogoż on chce wydać waszmość pannę?
Eliza
Za tego, którego moje serce cierpieć nie może.
Agata
Za kogoż przecie?
Eliza
Za Marnotrawskiego.
Agata
Za jego zaś? Czy ma on rozum we łbie? Nie musi on _go_ znać dobrze.
Eliza
Pewnie, że nie zna, ale tak się w nim zakochał, iż rozumie, że nie mógł mi lepszego dobrać kawalera.
Agata
Któż go w tak dobre rozumienie u ojca waszmość panny wprawił?
Eliza
Albo on sam siebie zalecić nie potrafi? Wiesz, że mój ociec, w gospodarstwie tylko zanurzony, rzadko między ludźmi bywał i dlatego nie zna się na nich.
Agata
Dziwnych się rzeczy dowiaduję! Ale czemu mi tego waszmość panna dawniej nie mówiła?
Eliza
Bom sama o tym dawniej nie wiedziała, dopiero mi teraz ciotka moja namieniła.
Agata
Albo i ciotka …
Eliza
Ciotka moja sama na to ubolewa.
Agata
Cóż waszmość panna myślisz?
Eliza
Ja sama nie wiem, co się ze mną teraz dzieje. To wiem, że właśnie wtenczas poczynam być najnieszczęśliwszą, gdym się najszczęśliwszą być sądziła.
Agata
I Ernest biedny będzie umartwiony.
Eliza
Nie wątpię.
Agata
I lokaj jego, nie wiem, co na to powie. On, nieborak, spodziewał się, że się i my przy jednym weselu … Bo i mnie już poczyna po sercu coś niedobrego chodzić.
Eliza
Ja sobie rady dać nie mogę.
Agata
Kiedy tak, to trzeba nam wcześnie o sobie myślić. Zaraz, żeby to jak … Poczekaj waszmość panna … Ale nie … to być nie może. Ale czy mówił co sam ociec waszmość pannie o tym?
Eliza
Jeszcze nic nie mówił.
Agata
Waszmość panna powiedz mu bez ceremonii, że Marnotrawski jest hultaj, filut, że nie chcesz iść za niego.
Eliza
Ach, czy mogę ja to jemu mówić! On by mię zapewne stąd odebrał i na wieś zawiózł.
Agata
To prosić go przynajmniej, żeby odłożył na inszy czas wesele.
Eliza
To mogę. Ale cicho, ociec idzie! Co mu powiem, nieszczęśliwa!
Scena druga
Staruszkiewicz, Eliza, Agata.
Staruszkiewicz
Jak się masz, córko? Co się dziś śniło tobie?
Eliza
Nic, mości dobrodzieju.
Staruszkiewicz
A mnie się śniło, że ja ciebie dziś uszczęśliwię.
Eliza
Moje szczęście w ręku waszmość pana dobrodzieja.
Staruszkiewicz
Prawda, jesteś moja jedynaczka, kocham cię. Widzę w tobie piękne przymioty, choć troszkę zarażone powietrzem warszawskim. Ale to temu ciotka twoja winna, która cię wzięła na swe wychowanie. Byłabyś jeszcze grzeczniejsza, niż jesteś, gdybyś się u mnie w domu chowała. Ja bym cię lepiej wykształtował.
Agata
Prawda.
Staruszkiewicz
Ja metr na to. Kiedy byłem młodym, to się ode mnie drudzy mody uczyli.
Agata
Znać to i teraz po waszmość panu.
Staruszkiewicz
Ja i teraz w tym nie dudek. Czego się człek za młodu nauczy, to się i na starość pamięta. Ale przystąpmy do rzeczy. Dziś, Elizo, będziesz to miała, cżego panienki w twoim wieku niecierpliwie żądają.