Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Mam ochotę go udusić! Proste sposoby na trudnych ludzi w pracy - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
47,90

Mam ochotę go udusić! Proste sposoby na trudnych ludzi w pracy - ebook

Wszyscy mamy w swoim otoczeniu kogoś, kto doprowadza nas do szewskiej pasji. Niektórzy mogliby wymienić nawet kilka takich ciężkich przypadków. Zdecydowanie zbyt często z irytującymi ludźmi spotykamy się w pracy. Uważamy ich za „trudnych”, „bezczelnych” czy „toksycznych”, ale w relacjach z nimi nie umiemy być asertywni, czujemy się wobec nich bezradni i pozwalamy się zapędzić w kozi róg.

Koleżanka z pracy unika otwartych konfliktów, za to obmawia innych za plecami i robi jadowite aluzje? Szef w kółko wychodzi z siebie i wrzeszczy bez opamiętania na podwładnych, terroryzuje ich i zastrasza? Kolega bez pardonu rozpycha się łokciami i to on zgarnia wszystkie nagrody oraz dostaje najatrakcyjniejsze zadania? Ktoś inny sto razy dziennie pyta o radę w najbłahszych sprawach? Dla wielu z nas brzmi to znajomo...

Czy da się spojrzeć na te sytuacje z innej strony i potraktować je jako okazję do kształtowania własnego charakteru? Martin Wehrle, znakomity niemiecki coach i doradca biznesowy, przedstawia galerię siedmiu różnych typów trudnych ludzi i pokazuje, jak sobie z nimi radzić. Lektura tej książki przygotuje cię na spotkania z nimi i pokaże, jak nie dać się sprowokować, zachować potrzebny dystans, lepiej zadbać o własne potrzeby i… nauczyć się czegoś ciekawego o samym sobie.

Kategoria: Psychologia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8225-140-1
Rozmiar pliku: 1,3 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PRZED­MOWA: TEN GOŚĆ DOPRO­WA­DZA MNIE DO SZAŁU!

Przed­mowa:
Ten gość dopro­wa­dza mnie do szału!

Praco­wa­łem kie­dyś z pew­nym face­tem, bez­względ­nym ego­istą. Gdy tylko na hory­zon­cie poja­wiała się moż­li­wość cie­ka­wego służ­bo­wego wyjazdu, on był pierw­szy w kolejce. Per­spek­ty­wiczne spo­tka­nie z gru­bymi rybami z branży? Już na nie jechał, zanim kto­kol­wiek z nas w ogóle usły­szał coś na ten temat. Ale kiedy trzeba było wyko­ny­wać żmudne zada­nia, przy któ­rych cze­kało czło­wieka dużo cięż­kiej pracy, a i nie­wiele uzna­nia – wpraw­nie i ele­gancko sto­so­wał spy­cho­tech­nikę.

Noto­rycz­nie odbie­rał wolne dni za nad­go­dziny (niby jakie nad­go­dziny?), zgar­niał dla sie­bie wszyst­kie pre­sti­żowe zada­nia albo – gdy wyjeż­dżał służ­bowo w fan­ta­styczne miej­sca – dzwo­nił do biura z prośbą, żeby­śmy prze­ko­pali się dla niego przez zaku­rzone fir­mowe archiwa. Potrze­buje prze­cież rap­tem kilku danych, a od czego ma się kole­gów z pracy?

Peł­nię swo­ich moż­li­wo­ści obja­wiał jed­nak dopiero na fir­mo­wych zebra­niach. Nagle oka­zy­wało się, że zaro­biony jest tak, że nie ma się kiedy podra­pać. W podróże służ­bowe wyjeż­dża, bo ktoś musi, ale robi to tylko „dla dobra zespołu”. Jakby tego było mało, uda­wało mu się prze­ko­ny­wać sze­fo­stwo, że jest praw­dzi­wym wzo­rem wydaj­no­ści.

Czy mój kolega był „trud­nym czło­wie­kiem”? Jedno jest pewne: dopro­wa­dzał mnie do szew­skiej pasji. I nie tylko mnie; co druga roz­mowa na kory­ta­rzach firmy poświę­cona była temu, jakie przy­wi­leje dla sie­bie zgar­nął, jaki kit znów wci­snął kie­row­nic­twu i komu tym razem sku­tecz­nie wlazł na głowę.

Oczy­wi­ście my wszy­scy byli­śmy ryce­rzami na bia­łych koniach, o nie­po­szla­ko­wa­nej moral­no­ści. On jeden był czarną owcą, wyzutą z wszel­kich zasad. Patrząc z tej per­spek­tywy, trzeba przy­znać, że peł­nił nawet istotną funk­cję w naszej spo­łecz­no­ści: im bar­dziej nie­ko­le­żeń­sko się zacho­wy­wał, tym lep­szymi kole­gami mogli­śmy się poczuć; im bar­dziej spy­chał nas do naroż­nika, tym bar­dziej za sprawą wspól­nego wroga zacie­śniały się nasze więzy.

Ist­nieją ludzie, któ­rzy pod­pa­dają wszyst­kim wokół, a ich oso­bo­wość uważa się za zabu­rzoną (patrz s. 58). Jed­nak nie każdy, kto wydaje nam się „trudny”, kwa­li­fi­kuje się od razu do lecze­nia psy­chia­trycz­nego. W niniej­szej książce omó­wimy więc takie przy­padki jak choćby:

- ojciec, który doro­słą córkę trak­tuje jak małą dziew­czynkę i przy każ­dej oka­zji udziela jej dobrych rad;
- prze­wod­ni­czący klubu spor­to­wego, który z nie­po­ha­mo­wa­nej ambi­cji gotów jest iść do celu po tru­pach, wszę­dzie sieje nie­zgodę i roz­bija spój­ność grupy;
- pesy­mistka, którą w jej opi­nii spo­ty­kają same tylko nie­szczę­ścia i która usi­łuje narzu­cić ten punkt widze­nia wła­snej sio­strze;
- nar­cy­styczny szef, który bez­li­to­śnie wyko­rzy­stuje swo­ich pod­wład­nych i „gril­luje” ich przy każ­dej oka­zji, czy wresz­cie
- kom­plet­nie obcy dla mnie czło­wiek, który publicz­nie nazywa mnie dup­kiem, choć dosłow­nie przed sekundą wyświad­czy­łem mu przy­sługę.

Wszy­scy oni są trudni, co jed­nak nie czyni ich cho­rymi psy­chicz­nie. A mimo to dopro­wa­dzają nas do szału. Tak też było z moim kolegą z pracy. Dla­czego tak bar­dzo mnie iry­to­wał?

Odpo­wiedź zna­la­złem wiele lat póź­niej u psy­cho­ana­li­tyka Carla Gustava Junga. Według Junga każdy czło­wiek ma swój „cień” – skład­nik oso­bo­wo­ści, który nie pasuje do naszego obrazu we wła­snych oczach i który z tego powodu usil­nie sta­ramy się stłu­mić. Skład­nik ten można sobie wyobra­zić jako piłkę, którą z całych sił wci­skamy pod wodę. Czę­sto cho­dzi tu o reak­cje, które w danym oto­cze­niu są nie­po­żą­dane.

Na przy­kład ktoś, kto w dzie­ciń­stwie pró­bo­wał dopo­mi­nać się o swoje, sły­szał zaraz, że jest „aspo­łeczny”. Z dużym tru­dem nauczył się więc zwal­czać w sobie tę potrzebę i ustę­po­wać innym. Co się jed­nak sta­nie, gdy na moich oczach ktoś inny bez skrę­po­wa­nia zacznie robić to, czego ja z upo­rem sobie odma­wiam? Odczuję to jak poli­czek: jak on może sobie na to pozwa­lać! I zamiast zadać sobie pyta­nie, dla­czego ja nie mam prze­strzeni na zaspo­ko­je­nie tej samej potrzeby, ciskam gromy na lewo i prawo. Zamiast samemu doro­snąć – co bywa bole­sne – sta­ram się umniej­szać innych. Ten psy­cho­lo­giczny mecha­nizm obronny działa bez udziału naszej świa­do­mo­ści.

Zawsze jed­nak, gdy ktoś dopro­wa­dza nas do bia­łej gorączki, ma to zwią­zek nie tylko z nim, ale i z nami samymi. Warto to spraw­dzić, zada­jąc sobie nastę­pu­jące pyta­nia:

- Co w danej oso­bie naj­bar­dziej mnie iry­tuje?
- Dla­czego takie zacho­wa­nie może aż do tego stop­nia wypro­wa­dzić mnie z rów­no­wagi?
- I wresz­cie: czy jest moż­liwe, że w zacho­wa­niu dru­giego czło­wieka dostrze­gam (maleńką) cząstkę sie­bie samego, do któ­rej sobie odma­wiam prawa?

Przy oka­zji takich roz­wa­żań wycho­dzą nie­kiedy na jaw cie­kawe rze­czy. Na przy­kład pewna pani inży­nier w roz­mo­wie z coachem strasz­nie zło­ściła się na swego męża, który „jest kom­plet­nie pozba­wiony pew­no­ści sie­bie i przy każ­dej bła­ho­stce potrze­buje mojej rady”. Co się póź­niej oka­zało: to ona sama czuła się prze­cią­żona nie­ustan­nym samo­dziel­nym podej­mo­wa­niem decy­zji. W głębi duszy i ona chęt­nie pora­dzi­łaby się kogoś od czasu do czasu, jed­nak nie przy­zna­wała się przed sobą do tej rze­ko­mej sła­bo­ści. W dzie­ciń­stwie wbito jej bowiem do głowy zasadę: „Tylko głu­piec się dopy­tuje – mądry czło­wiek zna odpo­wiedź!”. We wła­snym mężu iry­to­wało ją więc to, do czego sobie samej nie przy­zna­wała prawa. Zda­niem C. G. Junga cień może poma­gać w roz­woju, pozwa­la­jąc na „natu­ralne instynkty”, „odpo­wied­nie reak­cje” oraz „twór­cze impulsy”¹. Dzi­siaj wiem, że kolega ego­ista bole­śnie przy­po­mi­nał mi o tym, że sam za słabo wal­czę o wła­sne sprawy. Byłem tak skromny, że czę­sto nie zwra­cano na mnie uwagi, i tak kole­żeń­ski, że moje wła­sne potrzeby czę­sto spa­dały na koniec listy.

Jego zacho­wa­nie odbie­ra­łem jako przy­kre, bo postę­po­wał nie­ko­le­żeń­sko, ale też dla­tego, że doty­kało czu­łego punktu we mnie samym. Kryła się w tym wielka szansa, co dostrze­głem dopiero póź­niej: mogłem bowiem skie­ro­wać świa­tło reflek­tora na mój „cień” , prze­ana­li­zo­wać zacho­wa­nia kolegi i zadać sobie samemu nastę­pu­jące pyta­nia:

- Jak on to robi, że tak sku­tecz­nie for­suje wła­sne inte­resy?
- Jak udaje mu się wciąż dosta­wać naja­trak­cyj­niej­sze zada­nia?
- Jak to się dzieje, że swoje nie­wiel­kie wysiłki z powo­dze­niem przed­sta­wia kie­row­nic­twu jako wiel­kie osią­gnię­cia?
- Ale także: Czego na pewno nie chciał­bym w jego zacho­wa­niu naśla­do­wać, w jakich kwe­stiach posuwa się zde­cy­do­wa­nie za daleko?
- Oraz: W jaki spo­sób mogę świa­do­mie i zde­cy­do­wa­nie posta­wić gra­nice jego dzia­ła­niom?

Czę­sto pozwa­lamy, by „trudni” ludzie zapę­dzali nas w kozi róg, postrze­gamy ich zacho­wa­nia jako bez­czel­ność i czu­jemy się bez­radni². Mądrzej­szym wyj­ściem jest aktywne podej­ście do sprawy; skupmy się na tym, na co mamy wpływ, a więc na naszym wła­snym myśle­niu i zacho­wa­niu. Jeśli zaczniemy postę­po­wać ina­czej niż dotąd, wywo­łamy też inne dzia­ła­nia w naszym oto­cze­niu.

To tro­chę jak z jazdą samo­cho­dem: nikomu nie możemy zabro­nić, żeby nas wyprze­dził. Ale co się sta­nie, jeżeli sami dodamy gazu albo zamon­tu­jemy na dachu „koguta”? Idę o zakład, że w ten spo­sób _pośred­nio_ wpły­niemy na zacho­wa­nie innych na dro­dze. W psy­cho­lo­gii ist­nieje poję­cie „inte­rak­cji sys­te­mo­wej”.

Gdy­by­śmy ja i moi kole­dzy aktyw­niej ubie­gali się w tam­tym cza­sie o wyjazdy służ­bowe, naszemu ego­iście przy­pa­da­łyby one rza­dziej. Gdy­by­śmy nie zaj­mo­wali się spra­wami kolegi pod­czas jego podróży, byłby zmu­szony zająć się w więk­szym zakre­sie nudną pracą biu­rową. A gdy­by­śmy w roz­mo­wach z kie­row­nic­twem pod­no­sili zna­cze­nie naszych suk­ce­sów, jego zaś wyniki spro­wa­dzali do bar­dziej reali­stycz­nego poziomu, pozo­sta­łoby mu mniej miej­sca na popisy.

Pra­gnę zachę­cić moich czy­tel­ni­ków do tego, by na przy­szłość każde spo­tka­nie z „trud­nym” czło­wie­kiem trak­to­wali jako szansę na roz­wi­ja­nie wła­snego cha­rak­teru. Od teraz będę więc mówić nie o „trud­nych ludziach”, a o typach W – od W jak wyzwa­nie. Każda z trzech czę­ści niniej­szej książki ma ci w tym pomóc na roz­ma­ite spo­soby:

- z czę­ści wstęp­nej dowiesz się, jak pod­nieść sto­pień auto­re­flek­sji, znaj­dziesz w niej też inspi­ra­cję do spoj­rze­nia na wiele spraw z nowego punktu widze­nia;
- w czę­ści głów­nej scha­rak­te­ry­zo­wa­łem sie­dem róż­nych typów W oraz zamie­ści­łem kon­kretne wska­zówki, jak się z nimi obcho­dzić;
- w ostat­niej czę­ści znaj­dziesz 15 ćwi­czeń, które można wyko­rzy­stać jako wprawkę przed kolej­nymi kon­tak­tami z two­imi oso­bi­stymi typami W.

Bram­karz na boisku może wyka­zać się dopiero wtedy, gdy prze­ciw­nik nie odpusz­cza ani na chwilę. Podob­nie w kon­tak­tach z typami W: dopiero, gdy robi się gorąco, możemy poka­zać, na co nas stać. Dzięki tej książce będziesz dobrze przy­go­to­wany na takie spo­tka­nia.CZĘŚĆ 1. PIE­KŁO TO INNI!

Część 1

Pie­kło to inni!

Z pierw­szej czę­ści tej książki dowiesz się mię­dzy innymi:

- dla­czego ludzie uwa­żają się nawza­jem za trud­nych;
- dla­czego w naszych cza­sach coraz wię­cej jest osób, które grają innym na ner­wach;
- w jaki spo­sób pre­hi­sto­ryczne reak­cje naszego mózgu pro­wa­dzą do kon­flik­tów;
- jak nie dać się spro­wo­ko­wać
- i wresz­cie: dla­czego dla wła­snego dobra warto nauczyć się trak­to­wać trud­nych ludzi jak spa­da­jące jabłka._Ja_ jestem trudny?! Chyba _ty_!

Pew­nego razu zwró­cił się do mnie kie­row­nik pro­duk­cji, Tom Barke (l. 42). Gdy mówił o jed­nym ze swo­ich pod­wład­nych, jego głos drżał z wście­kło­ści.

– Mam już po uszy tego gościa, jest nie do wytrzy­ma­nia. Cały czas mnie pro­wo­kuje i wszystko przez to prze­ciąga. Niczego nie możemy skoń­czyć na czas!

Mowa była o Geo­rgu Har­de­rze (l. 29), który rze­komo „zawa­lał każdy ter­min”, blo­ko­wał nowe pro­jekty, a nawet ośmie­lał się pouczać w obec­no­ści całego zespołu wła­snego szefa.

– Jak wyglą­dają te poucze­nia? – spy­ta­łem.

– Zgła­sza nie­do­cią­gnię­cia w pro­duk­cji – dupe­rele, o któ­rych pod koniec dnia nikt nawet nie pamięta. Ale przez te swoje uwagi sto­puje cały zespół.

– I jak pan sobie z tym radzi?

Tom Barke stęk­nął tylko, jakby wła­śnie rzu­cał kulą:

– Tyle razy już zmy­wa­łem face­towi głowę. Ale on ma to gdzieś, dalej wyjeż­dża z tymi swo­imi szcze­gó­li­kami.

Kilka dni póź­niej naprze­ciw mnie zasiadł Georg Har­der. Przed­sta­wi­łem się jako neu­tralny media­tor i przy­rze­kłem mu cał­ko­witą dys­kre­cję.

– Jak postrzega pan swo­jego szefa? – zapy­ta­łem.

Mój roz­mówca zamilkł na chwilę, skrzy­wił się, po czym wybuch­nął:

– Tom Barke jest lek­ko­myślny. Cały czas pamię­tam o naszych wytycz­nych jako­ścio­wych i poga­niam dział dostaw, żeby­śmy mogli dotrzy­mać ter­mi­nów. A w ramach podzię­ko­wa­nia tra­fiam na jego listę do odstrzału.

Zabrzmiało to tak, jakby Har­der ze wszyst­kich sił wal­czył o ter­mi­nowe wywią­zy­wa­nie się z zobo­wią­zań. Ale czyż jego szef nie przed­sta­wiał go wła­śnie jako głów­nego hamul­co­wego w fir­mie?

– Pro­szę opo­wie­dzieć, w jaki spo­sób dba pan o dotrzy­my­wa­nie ter­mi­nów?

– Jestem reali­stą. Mój szef wciąż obie­cuje dostawy w ter­mi­nach, któ­rych zwy­czaj­nie nie da się dotrzy­mać. Albo da się, ale za cenę jako­ści. Wtedy przy­po­mi­nam mu o naszych wytycz­nych, ale jego to nie inte­re­suje. Grunt, żeby­śmy dostar­czali wszystko raz-raz, nie­ważne, że to fuszerka. Dzięki temu on dobrze wypad­nie w oczach kie­row­nic­twa firmy. – Potarł dło­nią czoło, jakby nasza roz­mowa przy­pra­wiała go o ból głowy. – Tom Barke jest nie­obli­czalny, czę­sto wpada w furię, to po pro­stu trudny czło­wiek.

No świet­nie – szef mówi o pra­cow­niku, że jest trudny, a ten tak samo opi­suje swo­jego szefa. To który ma rację? Zasię­gną­łem opi­nii świad­ków – na począ­tek kole­żanki Geo­rga Har­dera. Ona także uwa­żała, że pro­blem leży po stro­nie szefa: „Tom Barke wciąż wywraca nasze plany do góry nogami, zwa­la­jąc na nas ni z tego, ni z owego roz­ma­ite zada­nia”.

W trak­cie kolej­nych roz­mów stwier­dzi­łem, że część pra­cow­ni­ków pro­duk­cji zga­dza się z Har­de­rem, inni nato­miast biorą stronę szefa. Zano­to­wa­łem na przy­kład taką wypo­wiedź: „Z nim nie można się nudzić, moty­wuje nas lepiej niż jego poprzed­nik”.

Dla­czego w ogóle opo­wia­dam tę histo­rię? Bo przez 20 lat mojej pracy w roli coacha kariery wciąż doświad­czam, jak szybko ludzie przy­kle­jają sobie _wza­jem­nie_ ety­kietkę „trud­nego czło­wieka”. Czyżby miało to ozna­czać, że trud­nych ludzi w ogóle nie ma? Ależ są, bez wąt­pie­nia. Jed­nak o tym, czy uznamy daną osobę za trudną, decy­dują _rów­nież_: nasza oso­bo­wość, nasze war­to­ści i ocze­ki­wa­nia. To, co odbiega od tego zestawu, bar­dzo szybko uzna­jemy za poten­cjalny pro­blem.

A prze­cież wszystko jest kwe­stią skali. Czy dwa miliony euro to mają­tek? Jeśli spy­tamy kogoś, kto zara­bia śred­nią kra­jową, odpo­wie na pewno: „Tak!”. Jeśli to samo pyta­nie zadamy jakie­muś miliar­de­rowi, powie: „Nie!”.

Czy opry­skliwy ton jest trudny do znie­sie­nia? Im bar­dziej my sami jeste­śmy życz­liwi i zwra­camy uwagę na innych (czyli im więk­szy jest nasz kapi­tał uprzej­mo­ści), tym bar­dziej aler­gicz­nie będziemy na niego reago­wać. Nato­miast ktoś, kto sam nie bawi się w grzecz­no­ściowe cere­giele, a więc jego zasoby ogłady są wię­cej niż ubo­gie, może nawet nie zare­je­stro­wać obce­so­wo­ści.

Ktoś, kto wydaje nam się „trudny”, zwy­kle funk­cjo­nuje na prze­ciw­nym bie­gu­nie niż my: myśli ina­czej, mówi ina­czej, działa ina­czej. W drugą stronę też to funk­cjo­nuje: zarówno ty, jak i ja będziemy odbie­rani jako „trudni ludzie” przez tych, któ­rzy nadają na zupeł­nie innych falach.

Każdy z nas działa wedle okre­ślo­nego wzorca zacho­wań, wynie­sio­nego z wcze­snego dzie­ciń­stwa. Nikt nie podej­muje świa­do­mej decy­zji, że będzie trud­nym czło­wie­kiem. Po pro­stu każdy jest, jaki jest. Jeżeli będziesz myśleć w taki spo­sób, pyta­nie o winę straci sens, a ty uwol­nisz się od fatal­nego w skut­kach pra­gnie­nia, by odpła­cić dru­giemu tą samą monetą³. Żeby bowiem móc posy­łać innym zatrute strzały, trzeba naj­pierw w samym sobie wytwo­rzyć tru­ci­znę, destruk­tywne emo­cje – a one szko­dzą bar­dziej nam niż komu­kol­wiek innemu.

Wróćmy do osób opi­sa­nych powy­żej: Tom Barke był czło­wie­kiem czynu, żadne tempo pracy nie było dla niego zbyt szyb­kie. Pra­gnął mieć wyniki, nie lubił zawra­cać sobie głowy dro­bia­zgami i chciał spon­ta­nicz­nie podej­mo­wać decy­zje. A do tego czę­sto tra­cił pano­wa­nie nad sobą.

Tym­cza­sem Georg Har­der był jego bie­gu­no­wym prze­ci­wień­stwem: sumienny i rze­telny, zawsze dążył do uzy­ska­nia naj­lep­szego moż­li­wego rezul­tatu, za nic nie chciał naru­szyć żad­nych wytycz­nych i pra­gnął wszystko pla­no­wać z dużym wyprze­dze­niem. Cenił też mery­to­ryczny dia­log, a nie emo­cjo­nalne wybu­chy.

Pod­świa­dome ocze­ki­wa­nia Toma Bar­kego wobec pra­cow­nika można by stre­ścić nastę­pu­jąco: „Pod­kręć tempo i prze­stań się babrać w szcze­gó­łach”. W tym samym cza­sie Georg Har­der wysy­łał mu komu­ni­kat: „Nie śpiesz się tak, wszyst­kiemu trzeba przyj­rzeć się dokład­nie”. Tro­chę jak w tej histo­rii o rybie, która chciała się spo­tkać z lisem. Ryba mówi:

– Lisku, lisku, zanur­kuj ze mną pod wodę.

A lis na to:

– Rybko, rybko, pobie­gnij ze mną do lasu.

Każde z nich ocze­ki­wało od dru­giego wła­ści­wego _dla sie­bie_ zacho­wa­nia, nie uwzględ­nia­jąc przy tym natu­ral­nych ogra­ni­czeń dru­giej strony.

Dla­czego jed­nak nie wszy­scy pra­cow­nicy postrze­gali Toma Bar­kego jako trud­nego czło­wieka? Bo było w zespole parę osób, które podob­nie jak ich szef ceniły tempo i spon­ta­nicz­ność („On moty­wuje nas lepiej niż jego poprzed­nik”). Inni nato­miast, podob­nie jak Georg Har­der, woleli pra­co­wać w spo­sób pla­nowy i z zacho­wa­niem naj­wyż­szych stan­dar­dów, uwa­żali więc szefa za króla cha­osu, który szyb­ciej działa, niż myśli. Cał­ko­wi­cie odmienne typy oso­bo­wo­ści spra­wiały, że przed­sta­wi­ciele obu tych grup byli jak ryba i lis; każdy ocze­ki­wał od dru­giej strony zacho­wa­nia, które odpo­wia­da­łoby jego wła­snemu podej­ściu do życia, choć byłoby sprzeczne z naturą tam­tego.

Gdyby Georg Har­der uświa­do­mił sobie, że jego szef to typ pana i władcy (patrz s. 180 i następne), mógłby lepiej przy­go­to­wać się do kon­tak­tów z nim i zaosz­czę­dziłby sobie wielu ner­wów. Gdyby zaś Tom Barke dostrzegł, że jego pra­cow­nik jest typem per­fek­cjo­ni­sty (patrz s. 141 i dalej), ni­gdy nie wpa­dłoby mu do głowy, że Har­der chce go „spro­wo­ko­wać”, mógłby za to dobrać odpo­wied­nią do tego typu oso­bo­wo­ści metodę komu­ni­ka­cji i osią­gnąć znacz­nie wię­cej.

Chcesz się dowie­dzieć, jaki typ czło­wieka cie­bie oso­bi­ście dopro­wa­dza do szew­skiej pasji, żeby lepiej przy­go­to­wać się na kolejne z nim spo­tka­nie? Pomoże ci w tym test na kolej­nych stro­nach.Test szew­skiej pasji.
Jaki typ czło­wieka dopro­wa­dza mnie do szału?

Test szew­skiej pasji

Jaki typ czło­wieka dopro­wa­dza mnie do szału?

Na począ­tek prze­czy­taj wszyst­kie poniż­sze punkty, a następ­nie przy każ­dym postaw cyfrę od 1 do 7. Sta­nowi ona „wskaź­nik szew­skiej pasji”, tym wyż­szy, im bar­dziej dener­wuje cię dane zacho­wa­nie. Każdą cyfrę można zazna­czyć _tylko raz_, tak by powstał male­jący ciąg: „sió­demka” dla zacho­wa­nia, które iry­tuje cię naj­bar­dziej, „szóstka” dla dru­giego w kolej­no­ści itd. Z ana­lizy koń­co­wej dowiesz się, jaki typ cha­rak­teru kryje się za każ­dym z tych zacho­wań. Im wię­cej punk­tów otrzyma ono na two­jej skali, tym bar­dziej przy­da­dzą ci się wska­zówki doty­czące postę­po­wa­nia z kon­kret­nym typem.

1. Nie ma ucieczki przed jego czar­no­widz­twem. Wciąż wyobraża sobie kolejne zagro­że­nia, jak ognia boi się ryzyka i blo­kuje nowe roz­wią­za­nia. „Luz” i „opty­mizm” to słowa, któ­rych nie ma w jego słow­niku.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
2. Zawsze wysuwa sie­bie na pierw­szy plan, nie znosi jakiej­kol­wiek kry­tyki i mani­pu­luje mną: na początku jest cza­ru­jący, prawi kom­ple­menty itd., ale gdy tylko połknę haczyk, wyko­rzy­stuje mnie bez skru­pu­łów.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
3. Wciąż roz­wo­dzi się na temat swo­ich zasad, babrze się w szcze­gó­łach, cze­pia każ­dego słówka instruk­cji czy normy. Bez­u­stan­nie się do cze­goś przy­go­to­wuje, ale nic nie koń­czy, wszystko kom­pli­kuje i jest tak spon­ta­niczny i ela­styczny jak epoka lodow­cowa.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
4. Cią­gle mnie pona­gla i napo­mina; tylko on może decy­do­wać, co robimy dalej. Żadne tempo pracy nie jest dla niego dosta­tecz­nie szyb­kie, nie­ustan­nie sie­dzi mi na karku i wciąż zwięk­sza ocze­ki­wa­nia, jest nie­tak­towny i nie ma naj­mniej­szego zamiaru „bawić się w towa­rzy­skie kon­we­nanse”.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
5. To straszny pozer i szpa­ner, wciąż chce być w cen­trum zain­te­re­so­wa­nia. Zacho­wuje się jak aktor na sce­nie, nie umie słu­chać, a o szcze­gó­łach sprawy nie ma zwy­kle zie­lo­nego poję­cia.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
6. _Pozor­nie_ jest życz­liwy, ale ata­kuje mnie w zawo­alo­wany spo­sób, na przy­kład wygła­sza­jąc kąśliwe alu­zje. Składa obiet­nice, a potem ich nie dotrzy­muje, wra­bia mnie, wykręca się – i na doda­tek obma­wia mnie za ple­cami.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________
7. Trak­tuje mnie jak swoją niańkę i nie odstę­puje ani na krok: wszystko muszę mu pod­po­wia­dać, nie może się obejść bez moich rad, zamę­cza mnie cią­głymi pyta­niami i proś­bami o pomoc.
WSKAŹ­NIK SZEW­SKIEJ PASJI: ___________

Ocena: jaki typ drażni cię naj­bar­dziej?

Dowiesz się teraz, jaki typ czło­wieka kryje się za danym zacho­wa­niem:

1. Czar­no­widz

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość lękowa).

2. Nar­cyz

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość nar­cy­styczna).

3. Per­fek­cjo­ni­sta

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość anan­ka­styczna, kom­pul­sywno-obse­syjna).

4. Pan i władca

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość typu A).

5. Pozer

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość histrio­niczna).

6. Król focha

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość pasywno-agre­sywna)_._

7. Zagu­biony we mgle

(w zaawan­so­wa­nej postaci: oso­bo­wość zależna).

Jak inter­pre­to­wać ten wynik? Co mówi on o tobie?

1. Czar­no­widz

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7:_ Dosłow­nie wycho­dzisz z sie­bie, gdy ktoś nie­odmien­nie dostrzega tylko, że szklanka jest do połowy pusta, i roz­siewa wokół sie­bie zły nastrój. Pra­gniesz, by inni widzieli nie same tylko dziury, ale też i ser.

Naj­praw­do­po­dob­niej umiesz doce­nić wła­sne szczę­ście i przy­kła­dasz dużą wagę do kwe­stii pokory i wdzięcz­no­ści.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Nie lubisz, gdy ktoś tak sku­pia się na cie­niach, że zapo­mina, iż ist­nieją tylko dzięki świa­tłu. Osoby kon­cen­tru­jące się tylko na nega­ty­wach nie dostrze­gają wielu waż­nych spraw i czę­sto są dla cie­bie spo­rym wyzwa­niem.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Uwa­żasz, że są na świe­cie gor­sze rze­czy niż nega­tywne myśle­nie. Być może nie tak łatwo cię nim zara­zić. A może stwier­dzasz, że pesy­mi­ści czę­sto mają po pro­stu rację.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Przyj­mu­jesz czar­no­widz­two bar­dzo spo­koj­nie. Być może sam nale­żysz do ludzi, któ­rzy wolą ocze­ki­wać mniej, a dostać (nieco) wię­cej, niż odwrot­nie.

Wię­cej infor­ma­cji na temat czar­no­wi­dzów – od s. 62.

2. Nar­cyz

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Nie zno­sisz, gdy ktoś sta­wia się ponad innymi, gdy tobą mani­pu­luje i wyko­rzy­stuje cię do wła­snych celów. Pra­gniesz kon­taktu na uczci­wych, part­ner­skich zasa­dach i nie życzysz sobie być narzę­dziem czy­ichś podej­rza­nych inte­re­sów. Praw­do­po­dob­nie jesteś czło­wie­kiem, który wielką wagę przy­wią­zuje do kwe­stii uczci­wo­ści i wyróż­nia się kole­żeń­skim zacho­wa­niem.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Nie lubisz, gdy ktoś kręci, robi cię w konia lub pró­buje zepchnąć w cień. Dla cie­bie rela­cje mię­dzy­ludz­kie opie­rają się na bra­niu i dawa­niu. Ten, kto chce tylko brać i wyko­rzy­stuje do tego nie­etyczne metody, budzi twoją podejrz­li­wość.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Naj­wy­raź­niej nar­cy­styczne zacho­wa­nia iry­tują cię w mniej­szym stop­niu niż innych. Czy to dla­tego, że nie wpa­dasz w pułapki zasta­wiane przez nar­cy­zów? A może trudne doświad­cze­nia cię zahar­to­wały i nie ule­gasz wpły­wowi takich ludzi?

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Zapewne jesteś praw­dzi­wym mędr­cem – jak ina­czej mógł­byś tak spo­koj­nie przyj­mo­wać jedną z naj­więk­szych ludz­kich sła­bo­ści?

Wię­cej infor­ma­cji na temat nar­cy­zów – od s. 102.

3. Per­fek­cjo­ni­sta

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Do furii dopro­wa­dza cię ktoś, kto traci czas na błahe detale, kur­czowo trzyma się prze­pi­sów jak rasowy biu­ro­krata i w ogóle dzieli włos na czworo. Pra­gniesz zała­twiać sprawy jak naj­pro­ściej i nie chcesz dodat­kowo utrud­niać sobie życia. Praw­do­po­dob­nie jesteś czło­wie­kiem wydaj­nym, sku­tecz­nym i skon­cen­tro­wa­nym na wyni­kach, który zmie­rza do celu naj­krót­szą moż­liwą drogą i chęt­nie przej­muje odpo­wie­dzial­ność.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Nie podoba ci się, że ktoś potrafi dostrzec tylko liczne drzewa, a nie widzi całego lasu. Od ludzi w swoim oto­cze­niu ocze­ku­jesz, że zdo­łają wyzna­czyć sobie prio­ry­tety i nie będą mar­no­wać zbyt wiele czasu na kwe­stie poboczne.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Z two­jego punktu widze­nia są gor­sze rze­czy niż per­fek­cjo­nizm. Być może jesteś zda­nia, że w cza­sach zdo­mi­no­wa­nych przez pośpiech i fuszerkę warto jed­nak zwra­cać uwagę na niu­anse?

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Zapewne przy­wią­zu­jesz dużą wagę do dokład­no­ści. Dla­tego świet­nie doga­du­jesz się z per­fek­cjo­ni­stami.

Wię­cej infor­ma­cji na temat per­fek­cjo­ni­stów – od s. 141.

4. Pan i władca

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Odczu­wasz silny wewnętrzny sprze­ciw, gdy ktoś pró­buje tobą dyry­go­wać i cię popę­dzać. Nie chcesz być do niczego zmu­szany, tylko prze­ko­ny­wany i anga­żo­wany do wspól­nych dzia­łań. Twój wła­sny rytm jest dla cie­bie świę­to­ścią. Praw­do­po­dob­nie bar­dzo sobie cenisz wła­sną auto­no­mię i dokład­nie wiesz, czego ocze­ku­jesz od pracy i życia.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Odgry­wa­jąc w swoim życiu rolę pasa­żera, czu­jesz się nie­swojo. Wolisz sam usta­lać tempo i kie­ru­nek jazdy – choć od czasu do czasu jesteś skłonny pójść na kom­pro­mis.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Z wład­czymi typami radzisz sobie lepiej od innych. Być może doce­niasz, że ktoś sta­wia sprawy jasno, zamiast owi­jać w bawełnę.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Typ pana i władcy zno­sisz lepiej niż więk­szość ludzi. Może mia­łeś z nim dobre doświad­cze­nia w prze­szło­ści? Albo sam roz­po­zna­jesz u sie­bie takie cechy?

Wię­cej infor­ma­cji na temat tego typu – od s. 180.

5. Pozer

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Nie cier­pisz, gdy ktoś zacho­wuje się teatral­nie i robi z sie­bie waż­niaka. Kiedy za bar­dzo się nadyma, masz ochotę natych­miast prze­bić ten balon. Życzył­byś sobie, by każdy trak­to­wany był z równą uwagą i by nikt jej nikomu nie odbie­rał. Praw­do­po­dob­nie jesteś czło­wie­kiem sku­pio­nym przede wszyst­kim na kon­kre­tach albo wyróż­nia cię wyjąt­kowo silny rys kole­żeń­stwa i umie­jęt­ność pracy zespo­ło­wej.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Przed­sta­wie­nia wolisz oglą­dać na sce­nie niż w codzien­nym życiu. Od ludzi w swoim oto­cze­niu ocze­ku­jesz, że nie będą uzna­wać się za waż­niej­szych, niż naprawdę są – i pozo­sta­wią prze­strzeń dla innych ludzi czy spraw.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Poze­rzy dener­wują cię mniej niż inne typy. Być może zna­la­złeś spo­sób na ukró­ce­nie ich popi­sów – choćby przez nie­zwra­ca­nie na nich uwagi.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Czyż świat nie byłby nudny bez ludzi, któ­rzy od czasu do czasu urzą­dzają efek­towne show? Twoim zda­niem są dużo gor­sze rze­czy.

Wię­cej infor­ma­cji o poze­rach – od s. 295.

6. Król focha

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Krew cię zalewa, gdy ktoś nie wyraża _jasno_ swo­jej opi­nii, tylko zło­śli­wie wbija szpilki. Nie zno­sisz jado­wi­tych alu­zji i wście­kasz się, gdy ktoś mówi „tak”, myśląc „nie” i tak też postę­pu­jąc. Praw­do­po­dob­nie przy­kła­dasz wielką wagę do otwar­to­ści wypo­wie­dzi i tego, by były one wią­żące. Z innymi ludźmi wolisz komu­ni­ko­wać się bez­po­śred­nio, a nie obma­wiać ich za ple­cami.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Po co klu­czyć opłot­kami, kiedy można iść pro­stą drogą? Zło­ścisz się, gdy ludzie naj­pierw nie wyra­żają jasno swo­ich ocze­ki­wań, a potem skry­cie naci­skają na ich reali­za­cję. W kon­tak­tach z innymi ludźmi wolisz wie­dzieć, na czym sto­isz.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Z two­jego punktu widze­nia bywają dużo gor­sze wady niż to, że ktoś nie wyraża otwar­cie swo­ich uczuć i opi­nii. Naprawdę nie każdy musi się zacho­wy­wać obce­sowo i rąbać pro­sto z mostu.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Być może dostrze­gasz (i doce­niasz) dobrą stronę takich zacho­wań: umie­jęt­no­ści dyplo­ma­tyczne.

Wię­cej infor­ma­cji o kró­lach focha – od s. 258.

7. Zagu­biony we mgle

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 6 do 7_: Dosta­jesz szału, gdy ktoś pró­buje cię trak­to­wać jak pod­ręczny GPS, który umoż­liwi mu podróż przez wła­sne życie. Od doro­słych ludzi ocze­ku­jesz, że będą się zacho­wy­wać jak doro­śli, a więc samo­dziel­nie myśleć i podej­mo­wać decy­zje. Praw­do­po­dob­nie nale­żysz do ludzi, któ­rzy bar­dzo poważ­nie trak­tują wła­sną odpo­wie­dzial­ność albo nie­chęt­nie odry­wają się od swych prio­ry­te­tów.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 4 do 5_: Nie podoba ci się, gdy ktoś usi­łuje zepchnąć na cie­bie odpo­wie­dzial­ność za wła­sne życie. Każdy ponosi ją sam za sie­bie. Warto to wresz­cie zro­zu­mieć i prze­stać się naprzy­krzać wszyst­kim wokół.

_Wskaź­nik szew­skiej pasji od 2 do 3_: Z typem zagu­bio­nego we mgle radzisz sobie cał­kiem nie­źle. Może jesteś czło­wie­kiem bar­dzo kole­żeń­skim, który chęt­nie pomaga innym. I czyż to, że ktoś nie waha się zasię­gnąć rady, nie jest też prze­ja­wem siły?

_Wskaź­nik szew­skiej pasji 1_: Z two­jego punktu widze­nia to może nawet dobrze, że ktoś radzi się innych i nie jest skory do cha­dza­nia samo­pas.

Wię­cej infor­ma­cji na temat zagu­bio­nych we mgle – od s. 219.Dla­czego trud­nych ludzi jest coraz wię­cej?

Czy zatem można powie­dzieć, że – skoro czu­jemy, iż z każ­dej strony ota­czają nas typy W – to cały pro­blem leży w nas samych? Nie, taki wnio­sek byłby zde­cy­do­wa­nie na wyrost. Żyjemy bowiem w epoce, która aż nadto sprzyja roz­wo­jowi trud­nych zacho­wań.

Ni­gdy jesz­cze w dzie­jach ludz­ko­ści nie był moż­liwy mob­bing na taką skalę: zama­sko­wani snaj­pe­rzy czają się w inter­ne­cie na każ­dym kroku i to w nim roz­gry­wają swoje brudne wojenki. Naj­więk­szy tchórz może ukryć się za pseu­do­ni­mem i obrzu­cić drugą osobę bło­tem, na doda­tek na oczach całego świata.

Jesz­cze ni­gdy w histo­rii poze­rzy i szpa­ne­rzy nie mieli takiego pola do popisu, a jed­no­cze­śnie ni­gdy nie trzeba było aż tak ostro wal­czyć o uwagę innych. Ota­czają nas tłumy wpa­trzo­nych w ekrany smart­fo­nów zom­bie, mania­ków samo­do­sko­na­le­nia, pra­co­ho­li­ków albo tych, któ­rych bez reszty pochła­nia orga­ni­za­cja dodat­ko­wych zajęć w wol­nym cza­sie. Tu zago­nieni wie­lo­eta­towcy, tam nało­gowcy ser­wi­sów rand­ko­wych. Żeby się do nich wszyst­kich prze­bić, trzeba urzą­dzić praw­dziwy show: gło­śny, efek­towny i prze­peł­niony samo­za­chwy­tem.

Ni­gdy jesz­cze przy­szłość nie wyda­wała się tak nie­pewna jak dziś. Czar­no­wi­dze mogą się więc czuć jak ryby w wodzie: które mał­żeń­stwo jest jesz­cze bez­pieczne, skoro do skoku w bok wystar­czy parę klik­nięć?

Któż może być pewien zatrud­nie­nia, jeśli całe zakłady pracy można w ciągu jed­nej nocy prze­nieść na inny kon­ty­nent? I co komu po eme­ry­tu­rze, któ­rej wyso­kość coraz bar­dziej zbliża się do zasiłku, gdy tym­cza­sem czyn­sze szy­bują w górę?

Na doda­tek ni­gdy jesz­cze kon­ku­ren­cja w życiu zawo­do­wym nie była tak ostra jak obec­nie. Na zglo­ba­li­zo­wa­nych ryn­kach firmy toczą boje jak nie­gdyś wro­gie armie, wal­czą o fuzje, a na wła­snym poletku z kole­gów robią kon­ku­ren­tów. Wyzna­czają kom­plet­nie nie­re­alne cele swoim pra­cow­ni­kom, tną koszty na każ­dym kroku, zatrud­nio­nych na stałe zmu­szają do kon­ku­ro­wa­nia z potęgą out­so­ur­cingu, stra­szą falami zwol­nień, dzie­ląc przy tym ludzi na kate­go­rie: od A (pierw­szy sort) do C (do odstrzału)⁴. 52 pro­cent męż­czyzn i 43 pro­cent kobiet uważa, że nic w życiu nie stre­suje ich tak bar­dzo jak praca⁵.

Wszy­scy rozu­mują w taki spo­sób: jeśli ska­sują sta­no­wi­sko mojego kolegi, to może moje się uchowa.

A dopóki bie­gnę razem ze sforą, która prze­śla­duje kogo innego, dopóty ta sama sfora nie goni mnie. Daw­niej słowo „ofiara” ozna­czało kogoś, komu współ­czuło się z całego serca. Dziś to naj­gor­sze wyzwi­sko na podwórku. Kto nie potrafi się obro­nić, sam jest sobie winien.

Ów spo­łeczny dar­wi­nizm wyzwala w ludziach nie naj­lep­sze, ale naj­gor­sze cechy: skłon­ność do drę­cze­nia innych, intry­go­wa­nia i nie­ustan­nego pod­sta­wia­nia nogi innym i kopa­nia pod nimi doł­ków.

I wresz­cie, jesz­cze ni­gdy w dzie­jach ludz­ko­ści nie było tak wiel­kiej spo­łecz­nej pre­sji na to, by w każ­dej chwili być „w kon­tak­cie”. Smart­fon nawet sypial­nię zmie­nił w prze­strzeń publiczną.

Moż­li­wość korzy­sta­nia z mediów cyfro­wych w dowol­nej chwili zmie­niła się w przy­mus. Jeste­śmy online przez całą dobę i musimy reago­wać _natych­miast_.

Takie tempo komu­ni­ka­cji ma swoje kon­se­kwen­cje. Daw­niej, jeśli ktoś pisał przy biurku nała­do­wany emo­cjami list, mógł go jesz­cze zawsze podrzeć. Dziś, gdy wystar­czy klik­nąć „Wyślij”, nikt się nawet nie zasta­na­wia, tylko natych­miast udo­stęp­nia swoje wywody. A gdy coś raz trafi do prze­strzeni publicz­nej, może w niej wywo­ły­wać kolejne reak­cje: nie­na­wistne komen­ta­rze, wbi­jane szpi­leczki, nie­prze­my­ślane twe­ety.

Nie­ustan­nie znaj­du­jemy się pod pre­sją. Zamie­niamy tylko stres zwią­zany z pracą na ten, który zwią­zany jest z cza­sem wol­nym i na odwrót. Nawet nad pry­wat­nymi spo­tka­niami spra­wu­jemy nad­zór za pomocą apli­ka­cji. Nasze życie oso­bi­ste ma przy­po­mi­nać plac cią­głej budowy, z wiel­kim „poten­cja­łem opty­ma­li­za­cyj­nym”, gdzie praca ni­gdy się nie koń­czy.

Dla­czego więc coraz czę­ściej spo­ty­kamy typy W? Ponie­waż z jed­nej strony:

- inter­net przy­zwy­czaił nas do więk­szej bru­tal­no­ści – nic już nie stoi na prze­szko­dzie, by obra­zić kogoś publicz­nie;
- żyjemy w tak hała­śli­wej epoce, że trzeba krzy­czeć, by w ogóle zostać usły­sza­nym;
- poczu­cie nie­pew­no­ści pod­syca głę­bo­kie lęki: ludzie poszu­kują kozłów ofiar­nych, by nie musieć kon­fron­to­wać się z wła­sną bez­rad­no­ścią;
- zaostrzyła się kon­ku­ren­cja w pracy: nie cią­gniemy już razem liny w jedną stronę, tylko sta­ramy się udu­sić nią rywala;
- wiele osób znaj­duje się pod nie­ustanną pre­sją, rów­nież w życiu pry­wat­nym, a w stre­sie bar­dziej skła­niamy się ku reak­cjom najbar­dziej pier­wot­nym (por. następny roz­dział).

Oso­bi­ście uwa­żam, że jesz­cze cie­kaw­sza jest druga część wyja­śnie­nia, wiąże się ona bowiem bez­po­śred­nio z zasa­dami rzą­dzą­cymi naszym spo­łe­czeń­stwem, nasta­wio­nym przede wszyst­kim na suk­ces. Ofi­cjal­nie potę­pia się aspo­łeczne i nie­ko­le­żeń­skie zacho­wa­nia, w prak­tyce jed­nak można się za nie spo­dzie­wać sowi­tej nagrody:

- Zło­ścimy się, gdy ktoś cią­gle pcha się na pierw­szy plan, ale… kto dziś prę­dzej przy­cią­gnie uwagę innych: pokorny czy zadziorny?
- Nie lubimy, gdy ktoś reali­zuje swoje ambi­cje kosz­tem innych, ale… kto prę­dzej może spo­dzie­wać się awansu: mistrz gry zespo­ło­wej czy czło­wiek idący po tru­pach do celu?
- Nie podoba nam się, gdy ktoś kła­mie dla wła­snych celów, ale… kto zaskarbi sobie wię­cej sym­pa­tii: czło­wiek szczery czy raczej mówiący to, co wszy­scy chcą usły­szeć?
- Nie lubimy zatru­wa­ją­cych atmos­ferę pesy­mi­stów, ale… kto zdo­bę­dzie wię­cej laj­ków na Face­bo­oku: reali­sta czy czar­no­widz wiesz­czący upa­dek cywi­li­za­cji?
- I wresz­cie: zło­ścimy się, gdy ktoś kur­czowo trzyma się instruk­cji i wytycz­nych, ale… czyja głowa poleci w razie wąt­pli­wo­ści: pra­cow­nika, który myśli samo­dziel­nie, czy skru­pu­lat­nego wyko­nawcy zale­ceń kie­row­nic­twa?

W swo­jej książce _Die narzis­sti­sche Gesel­l­schaft_ (Spo­łe­czeń­stwo nar­cy­styczne) psy­cho­ana­li­tyk Hans-Joachim Maaz bar­dzo mądrze wska­zuje na to, że obec­nie zupeł­nie nor­malne stało się pom­po­wa­nie wła­snego ego, usilne wypie­ra­nie poczu­cia nie­pew­no­ści i urzą­dza­nie nagonki na każ­dego, kto jest choć odro­binę uczciw­szy, odważ­niej­szy lub myśli bar­dziej samo­dziel­nie od nas. Zda­niem Maaza sys­tem kapi­ta­li­styczny „opa­no­wany jest przez nar­cy­styczne pro­cesy kom­pen­sa­cyjne”⁶. Mówiąc pro­ściej: ludzie ucie­kają do świata zewnętrz­nego, stro­sząc piórka i ata­ku­jąc innych, tylko po to, by nie musieć zaglą­dać w głąb sie­bie i mie­rzyć się z ducho­wymi ranami wynie­sio­nymi z dzie­ciń­stwa.

Sami stwo­rzy­li­śmy w dzi­siej­szych cza­sach ogromne bagno i dokła­damy wszel­kich sta­rań, aby przy­pad­kiem nie wyschło. A potem dzi­wimy się, że poja­wia się w nim coraz wię­cej żab. I dener­wu­jemy się, że gło­śno recho­czą.Wcale nie jestem zestre­so­wany, bara­nie jeden!

Wyobraź sobie, że póź­nym wie­czo­rem wra­casz do domu i prze­cho­dzisz przez skąpo oświe­tlony tunel. Ulica jest jak wymarła, wszę­dzie panuje kom­pletna cisza. I nagle – a przy­po­mi­nam, że jesteś wła­śnie w tunelu – w ciem­no­ści sły­szysz za sobą jakiś sze­lest. Jak reagu­jesz?

Jestem pewien, że twój oddech przy­spie­szy, serce zacznie tłuc ci się w piersi, a krew z narzą­dów wewnętrz­nych odpły­nie do mię­śni – jakby ktoś prze­sta­wił waj­chę w twoim orga­ni­zmie. Gwał­towny przy­pływ adre­na­liny sprawi, że będziesz gotowy do walki lub ucieczki. Cała zdol­ność postrze­ga­nia skupi się na zagro­że­niu, a wszyst­kie inne sprawy, na przy­kład to, że wła­śnie spę­dzi­łeś sym­pa­tyczny wie­czór z przy­ja­ciółmi, w mgnie­niu oka pójdą w nie­pa­mięć.

Ten wzo­rzec reago­wa­nia wywo­dzi się z zamierz­chłej prze­szło­ści; gdy z zaro­śli wyła­niał się tygrys sza­blo­zębny, nie było czasu na wewnętrzne roz­wa­ża­nia na temat naj­bar­dziej ade­kwat­nej reak­cji. Nasz przo­dek miał do wyboru: bły­ska­wicz­nie uciec lub szybko powa­lić tygrysa. Albo samemu paść jego ofiarą.

W takiej reak­cji na stres naj­gor­sze jest to, że prze­biega ona rów­nież bez uza­sad­nio­nego powodu, nawet wów­czas, gdy sze­lest w tunelu spo­wo­do­wała cał­ko­wi­cie nie­groźna myszka. O ile jed­nak czło­wiek pier­wotny obni­żał poziom hor­mo­nów stresu przez aktyw­ność fizyczną – walkę lub ucieczkę, o tyle czło­wiek współ­cze­sny w grun­cie rze­czy cały czas sie­dzi na beczce pro­chu. Stres zwią­zany z pracą i codzien­nym funk­cjo­no­wa­niem nie znaj­duje już żad­nego natu­ral­nego ujścia, co pro­wa­dzi do powszech­nych dziś cho­rób cywi­li­za­cyj­nych: nad­ci­śnie­nia, wewnętrz­nego nie­po­koju i bez­sen­no­ści⁷.

Chro­niczny stres jest dla trud­nych zacho­wań tym samym, czym ben­zyna dla ognia: uła­twia wybuch i pod­syca pożar.

- Im bar­dziej jeste­śmy zestre­so­wani, tym szyb­ciej eks­plo­du­jemy i ata­ku­jemy bądź czu­jemy się ata­ko­wani, nawet gdy „prze­ciw­nik” jest rów­nie nie­groźny jak mysz w tunelu.
- Im bar­dziej jeste­śmy zestre­so­wani, tym bar­dziej sku­piamy się na domnie­ma­nym zagro­że­niu, nie bio­rąc w ogóle pod uwagę ani kon­se­kwen­cji wła­snego zacho­wa­nia, ani dobrych inten­cji dru­giej strony.
- I wresz­cie, im bar­dziej jeste­śmy zestre­so­wani, tym bar­dziej tra­cimy rozum: mówimy i robimy rze­czy, któ­rych żału­jemy, gdy tylko mózg znowu zacznie pra­co­wać.

Stres sytu­acyjny może wywo­łać praw­dziwy pożar; gdy czu­jemy, że sze­fowa nie­słusz­nie nas kry­ty­kuje, odbie­ramy to niczym atak tygrysa sza­blo­zęb­nego. Instynk­tow­nie zaczy­namy bro­nić się i wal­czyć. Albo ustę­pu­jemy, a więc rzu­camy się do ucieczki. Lub wresz­cie zamie­ramy w bez­ru­chu. Trudno nam nato­miast zdo­być się na racjo­nalną reak­cję.

Tym­cza­sem wła­śnie to mogłoby ura­to­wać sytu­ację, gdy­by­śmy to my decy­do­wali o naszych reak­cjach, a nie one decy­do­wały za nas.

Co skła­nia nas do tego, by dzia­łać w tak nie­prze­my­ślany spo­sób? Wyobraźmy sobie ludzki mózg jako budowlę zło­żoną z trzech czę­ści⁸ – sam chęt­nie uży­wam porów­na­nia do trzy­kon­dy­gna­cyj­nego domu:

- par­ter, a więc pod­stawa, którą two­rzy _gadzi mózg_,
- na pierw­szym pię­trze znaj­duje się _mózg emo­cjo­nalny_, zwany też ukła­dem lim­bicz­nym,
- i wresz­cie pod­da­sze, na któ­rym mie­ści się nasza _kora nowa._

Każde zbli­ża­jące się (domnie­mane) nie­bez­pie­czeń­stwo uru­cha­mia mecha­nizm spu­stowy (ang. _trig­ger_) – na par­te­rze momen­tal­nie włą­cza się czuj­nik ruchu⁹. Gadzi mózg to naj­star­sza część mózgu, ste­ru­jąca wszyst­kim, czego nasz orga­nizm potrze­buje, żeby prze­żyć: oddy­cha­niem, biciem serca, odru­chami. Zanim na wyż­szych pię­trach choćby zapali się świa­tło, gadzi mózg już zdą­żył zare­je­stro­wać sze­lest w tunelu i krzy­czy do nas: „Walcz!” lub „Ucie­kaj!”, w zależ­no­ści od tego, czy jeste­śmy typem kon­fron­ta­cyj­nym czy ucie­ka­ją­cym. Dopiero _potem_ wcho­dzimy pię­tro wyżej, na poziom mózgu emo­cjo­nal­nego, i tam dystan­su­jemy się od wła­snych odru­chów. To wła­śnie tu, w ukła­dzie lim­bicz­nym, możemy świa­do­mie roz­wi­nąć i zare­je­stro­wać wła­sne emo­cje: _Ten sze­lest mnie wystra­szył, a nawet prze­ra­ził i spra­wił, że ogar­nęła mnie panika!_ Mózg emo­cjo­nalny gro­ma­dzi nasze odczu­cia i dzieli je na pozy­tywne i nega­tywne. Tu „prze­cho­wy­wane” są mię­dzy innymi miłość i nie­na­wiść, nadzieja i strach. I to rów­nież na tym pozio­mie możemy wczu­wać się w emo­cje innych ludzi, roz­wi­jać empa­tię wzglę­dem nich.

A dopiero wcho­dząc jesz­cze wyżej, docie­ramy na świeżo dobu­do­wane (z ewo­lu­cyj­nego punktu widze­nia) pod­da­sze, czyli do kory nowej. To tutaj możemy prze­pu­ścić nasze emo­cje przez filtr rozumu, prze­ana­li­zo­wać je, oce­nić i zapa­no­wać nad nimi: _Sze­lest za mną był nie­groźny, to tylko mała myszka_ – _nie ma się czego bać._ I zamiast w panice rzu­cać się do biegu bądź zasty­gać w miej­scu z prze­ra­że­nia (tak jak dyk­to­wał to nam pierw­szy odruch), spo­koj­nie kon­ty­nu­ujemy naszą wie­czorną prze­chadzkę, świa­do­mie sku­pia­jąc całą uwagę na czymś odprę­ża­ją­cym, na przy­kład na rześ­kim noc­nym powie­trzu.

Dla­czego pomię­dzy ludźmi tak czę­sto docho­dzi do spięć? Ponie­waż upo­rczy­wie tkwimy na pozio­mie par­teru, nie zda­jąc sobie nawet z tego sprawy. Wyobraź sobie na przy­kład, że kolega z pracy w obec­no­ści całego zespołu mówi do cie­bie z pro­tek­cjo­nal­nym uśmiesz­kiem: „Jak już będziesz miał tyle doświad­cze­nia, co ja, to poga­damy”.

Idę o zakład, że twój puls przy­spie­szy, a poziom stresu wzro­śnie podob­nie jak wów­czas, gdy w tunelu za tobą roz­legł się tajem­ni­czy sze­lest. Może jakaś wewnętrzna siła powstrzy­muje cię od tego, żeby wejść jed­nak na pierw­sze pię­tro. Być może przyj­mu­jesz atak w mil­cze­niu (ucieczka) lub ostro się odgry­zasz (walka). A może masz skłon­ność do tego, by w ogóle się nie odzy­wać, cier­pieć w mil­cze­niu, a póź­niej zło­ścić się, że spon­ta­nicz­nie nie wpa­dła ci do głowy jakaś bły­sko­tliwa ripo­sta? Powyż­sze trzy stra­te­gie zapewne spraw­dzały się w dzie­ciń­stwie przy podob­nych ata­kach, weszły więc na stałe do two­jego pod­świa­do­mego reper­tu­aru zacho­wań (por. następny roz­dział).

Tyle tylko, że dopóki nie ruszysz się poza poziom par­teru, będziesz dzia­łać jak auto­mat na zasa­dzie „bodziec – reak­cja”: czuj­nik się włą­cza, ale nie ma mowy ani o samo­dziel­nych decy­zjach, ani o reflek­sji nad kon­se­kwen­cjami. Im sil­niej­szy wydaje nam się stres, im nie­bez­piecz­niej­sza sytu­acja, tym bar­dziej zasty­gamy na pozio­mie gadziego mózgu.

Gwa­ran­tuję jed­nak: jeśli prze­czy­tasz tę książkę, będziesz zdolny do tego, by w kry­tycz­nych sytu­acjach z typami W czę­ściej ruszać się z par­teru i wyko­rzy­sty­wać per­spek­tywę, jaka roz­ta­cza się z dwóch wyż­szych pozio­mów mózgu. Cał­kiem moż­liwe, że po pro­tek­cjo­nal­nej wypo­wie­dzi kolegi spo­koj­nie skie­ru­jesz się na pierw­sze pię­tro:

_No, no, kłę­bią się we mnie teraz różne uczu­cia. Co wła­ści­wie czuję? Złosz­czę się, że kolega się wywyż­sza? Mar­twię, że odbiera mi głos i kom­pro­mi­tuje przed całym zespo­łem? A może boję się, że on rze­czy­wi­ście wie wię­cej niż ja?_

Dopiero gdy świa­do­mie zare­je­stru­jemy daną emo­cję, możemy ją prze­ana­li­zo­wać i dalej nią pokie­ro­wać – a więc wejść na pod­da­sze, na poziom kory nowej i bły­ska­wicz­nie roz­wa­żyć:

_Czy rze­czy­wi­ście chcę brać do sie­bie jego kąśliwe uwagi i zło­ścić się z ich powodu? A może lepiej dla mnie będzie, gdy zde­cy­duję się na spo­kojną reak­cję? On zacho­wuje się jak nar­cyz, ale trak­tuje mnie z góry nie dla­tego, że czuje się tak pew­nie, tylko wprost prze­ciw­nie. Nie dam się wcią­gnąć w te wer­balne zapasy w bło­cie, wię­cej mi da rze­czowa i opa­no­wana odpo­wiedź: „Fakt, masz trzy lata doświad­cze­nia w takich spra­wach_ – _sza­nuję to. Ja robię to od dwóch i pół roku_ – _i ocze­kuję, że także to usza­nu­jesz. Wra­ca­jąc zatem do kwe­stii zasad­ni­czej, pro­po­nuję, by…”._

Możesz pod­jąć decy­zję, by skon­cen­tro­wać się na swo­ich potrze­bach, zamiast kry­ty­ko­wać innych¹⁰; to praw­dziwy prze­łom myślowy, który nad­zwy­czaj­nie uła­twi ci przy­szłe kon­takty z typami W.CZĘŚĆ 2. SIE­DEM TYPÓW OSO­BO­WO­ŚCI – INSTRUK­CJA OBSŁUGI

Część 2

Sie­dem typów oso­bo­wo­ści – instruk­cja obsługi

Z dru­giej czę­ści książki dowie­cie się mię­dzy innymi…

- jak wywa­bić czar­no­wi­dza z pułapki czar­nych myśli;
- jak nakło­nić nar­cyza do bar­dziej kole­żeń­skich zacho­wań;
- jak spra­wić, by per­fek­cjo­ni­sta prze­szedł od wiecz­nych przy­go­to­wań do czy­nów;
- jak spo­koj­nie i z pew­no­ścią sie­bie reago­wać na ataki szału pana i władcy;
- jak powstrzy­mać pozera od cią­głych popi­sów i nakło­nić do bar­dziej rze­czo­wego tonu.Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1.

Jung C.G., Typy psy­cho­lo­giczne, Wydaw­nic­two KR, War­szawa 2013.

2.

Zol­ler K., Schwie­rige Mit­men­schen, Rowohlt, Lipsk 2017.

3.

Berc­khan B., Wie Sie ande­ren den Sta­chel zie­hen, ohne sich zu ste­chen, Gräfe und Unzer, Mona­chium 2012.

4.

Wehrle M., Noch so ein Arbe­it­stag, und ich dreh durch, Mosaik, Ber­lin 2018.

5.

Bauer J., Selb­st­steu­erung, Bles­sing, Mona­chium 2015.

6.

Maaz H.J., Die narzis­sti­sche Gesel­l­schaft, dtv, Mona­chium 2017.

7.

Hof­mann E., Weni­ger Stress erle­ben, Luch­ter­hand, Mona­chium 2001.

8.

Upled­ger J.F., Die Entwic­klung des men­schli­chen Gehirns und ZNS, Haug Ver­lag, Stut­t­gart 2003.

9.

Sum­m­ham­mer E., Nörgler, Bes­ser­wis­ser, Queru­lan­ten, Gol­degg, Ber­lin 2016.

10.

Stap­pen A., van, Mit schwie­ri­gen Zeit­ge­nos­sen umge­hen, Tri­nity, Mona­chium 2015.

11.

Stahl S., Odkryj swoje wewnętrzne dziecko, Wydaw­nic­two Otwarte, Kra­ków 2019.

12.

Ary­sto­te­les, Reto­ryka. Reto­ryka dla Alek­san­dra. Poetyka, Wydaw­nic­two Naukowe PWN, War­szawa 2008.

13.

Schmitt T.M., Sta­tus-Spiele, Fischer, Ber­lin 2010.

14.

Hohen­see T., Reset, Gütersloher Ver­lag­shaus, Mona­chium 2018.

15.

Fren­kel-Brun­swik E., Into­le­rance of Ambi­gu­ity as an Emo­tio­nal and Per­cep­tual Per­so­na­lity Varia­ble, „Jour­nal of Per­so­na­lity“ 1949, nr 18.

16.

Lelord F., André C., L’Estime de soi: S’aimer pour mieux vivre avec les autres, Paryż, Odile Jacob, 2008.

17.

Sut­ton R.I., The NoAs­shole Rule: Buil­ding a Civi­li­zed Work­place and Survi­ving One That Isn’t, Busi­ness Plus, Nowy Jork 2007.

18.

Selig­man M.E.P., Lear­ned Hel­ples­sness: A The­ory for the Age of Per­so­nal Con­trol, Oxford Uni­ver­sity Press, Oxford 1995.

19.

Lien­hart A., Volk T., Souveräner Umgang mit schwie­ri­gen Zeit­ge­nos­sen, Haufe, Fry­burg Bry­zgo­wij­ski 2017.

20.

Cer­winka G., Schranz G., Nervensägen, Linde, Wie­deń 2013.

21.

Jung C.G., Typy psy­cho­lo­giczne, Wydaw­nic­two KR, War­szawa 2013.

22.

Rie­mann F., Obli­cza lęku. Skąd się bie­rze i jak sobie z nim radzić, Czarna Owca, War­szawa 2020.

23.

Erik­son T., Oto­czeni przez idio­tów, Wielka Litera, Kra­ków 2017.

24.

Ben­son N. i in., The Psy­cho­logy Book: Big Ideas, Dorling Kin­der­sley, Lon­dyn 2012.

25.

All­port G., Per­so­na­lity: A Psy­cho­lo­gi­cal Inter­pre­ta­tion, Henry Holt and Com­pany, Nowy Jork 1937.

26.

Kry­te­ria dia­gno­styczne zabu­rzeń psy­chicz­nych DSM-5, wyd. Edra Urban & Part­ner, Wro­cław 2020.

27.

psy­cha­trie.de, Persönlichkeitsstörungen, 9.04.2018.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: