Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Miłość to za mało - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
23 listopada 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
39,99

Miłość to za mało - ebook

Świeże i odważne spojrzenie na to, co znaczy kochać i być kochanym.

Dzięki tej książce w bardziej świadomy sposób spojrzysz na własną relację z drugą osobą. Nauczysz się, jak bardziej docenić miłość, którą cię obdarowano, lub poszukać innej, na którą zasługujesz. Możesz też przekonać się, że zbyt surowo oceniasz swój związek z drugą osobą.

Lewandowski bardzo sugestywnie przedstawia kilka mitów szkodzących miłosnej relacji oraz udziela praktycznych porad, dzięki którym stworzysz długotrwały i satysfakcjonujący związek.

Czy wiesz, że…

  • jesteś ostatnim człowiekiem na świecie, który powinien prognozować powodzenie lub niepowodzenie własnego związku?
  • to mężczyźni, a nie kobiety, są usposobieni romantycznie?
  • aby tworzyć udany związek, nie musisz współżyć aż tak często, jak ci się wydaje?
  • stawianie siebie na pierwszym miejscu może się dobrze przysłużyć wzajemnej relacji?
  • jeśli przesadzisz z bliskością, może się to odbić niekorzystnie na waszym związku?
  • spory wzmacniają relację?
  • we wzajemnym wsparciu bardziej liczy się to, czego nie widać?
  • jeśli będąc w związku, nie stajesz się lepszym człowiekiem, to staniesz się nim dzięki rozstaniu?

Dr Gary W. Lewandowski to nagradzany nauczyciel akademicki, badacz, pisarz, psycholog zajmujący się problematyką intymnych relacji. Stworzył popularny portal o nazwie ScienceofRelationships.com (teraz Luvze.com), prowadzi blog „Psychology of Relationships”, a jego wystąpienia na platformie TEDx miały niemal dwa miliony wyświetleń.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8143-953-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

_Gdy ja i mój brat byli­śmy mali, Mama powie­działa nam, że odkąd pamięta, zawsze chciała mieć dwoje dzieci. Wspo­mniała rów­nież, niby żar­tem, że marzyła o tym, aby jedno dziecko zostało muzy­kiem, a dru­gie pisa­rzem. Być może mając to na uwa­dze, mój mądry brat wyko­nał ruch jako pierw­szy i w szkole pod­sta­wo­wej zaczął się uczyć gry na sak­so­fo­nie. Mama miała tylko dwoje dzieci, zda­łem więc sobie sprawę, że brat nie pozo­sta­wił mi wyboru i muszę napi­sać książkę._
_Dedy­kuję ją Mamie._WSTĘP

Miłość ni­gdy nie umiera śmier­cią natu­ralną. Umiera, bo nie wiemy, jak zasi­lić jej źró­dło. Umiera wsku­tek śle­poty i popeł­nio­nych błę­dów.

Anaïs Nin

Każdy zasłu­guje na wspa­niały zwią­zek. Czy wszy­scy taki zna­leź­li­śmy?

Ja zna­la­złem. Lecz nie zawsze byłem o tym prze­ko­nany. Gdy zako­cha­łem się w swo­jej obec­nej żonie, szło nam jak po gru­dzie. W trak­cie stu­diów zwra­ca­łem na nią uwagę przez dłu­gie mie­siące… na tę dziew­czynę, która miesz­kała na pię­trze w tym samym domu. Zaczęło się w dniu, w któ­rym się wpro­wa­dziła. Zaofe­ro­wa­łem jej pomoc, bo sły­sza­łem przez sufit, jak mój przy­szły teść męczy się z usta­wia­niem mebli. Odmó­wiła kul­tu­ral­nie; usły­sza­łem, że wszystko jest pod kon­trolą. Przy­śpieszmy tro­chę bieg spraw – potem odby­wa­li­śmy razem prak­tykę na wydziale psy­cho­lo­gii, wożąc się z innymi stu­den­tami na szko­le­nia poza kam­pu­sem. W trak­cie jazdy samo­cho­dem zapro­si­łem ją kilka razy na imprezę, ale znów reak­cja była odmowa. Gdy musie­li­śmy wyko­nać pro­jekt na zakoń­cze­nie kursu, zaaran­żo­wa­łem wszystko tak, aby­śmy współ­pra­co­wali. Wciąż wymy­śla­łem powody, aby pro­sić ją o pomoc. Była życz­li­wie nasta­wiona do kole­sia z par­teru. Na tyle życz­li­wie, że w końcu zgo­dziła się pójść ze mną na randkę. Tego wie­czoru zamiast uczyć się do egza­minu, który cze­kał nas naza­jutrz, prze­ga­da­li­śmy razem ponad sześć godzin, koń­cząc o trze­ciej na ranem. Tra­fiło mnie mocno i byłem prze­ko­nany, że resztę życia spę­dzę z tą zadzi­wia­jącą kobietą. Lecz potem życie pomie­szało mi szyki. Skoń­czy­łem stu­dia i wyje­cha­łem do innego stanu, aby zro­bić dok­to­rat, ona zaś została na ostat­nim roku. Po trud­nej rocz­nej roz­łące zasta­na­wiała się nad wybo­rem szkoły pody­plo­mo­wej i w końcu zde­cy­do­wała się na moją. Zamiesz­ka­li­śmy razem i wszystko wró­ciło do normy. Lecz życie nas nie pie­ściło. Byli­śmy biedni, zestre­so­wani i zmę­czeni, co odbi­jało się na naszym związku. Zaj­mo­wa­łem się wtedy bada­niem wzor­ców w uda­nych rela­cjach i nazbyt łatwo odno­si­łem to do naszych pro­ble­mów. Zaczą­łem się zasta­na­wiać: Czy to wła­ściwy zwią­zek? Czy naprawdę kocham tę kobietę? Naprawdę zna­la­złem tę „jedyną”? A może z kimś innym byłoby mi lepiej? Czy jestem zbyt wyma­ga­jący? Może zado­wa­lam się byle czym? Słusz­nie, że zada­wa­łem te pyta­nia, jed­nak odpo­wie­dzi nie były łatwe.

Z pomocą przy­szła mi psy­cho­lo­gia pozy­tywna, która sku­pia się na sil­nych, a nie sła­bych stro­nach rela­cji. W pew­nym sen­sie otwo­rzyła mi oczy – moja śle­pota pole­gała na tym, że kon­cen­tro­wa­łem się na nie­wła­ści­wych kwe­stiach. Szu­ka­łem wyłącz­nie pro­ble­mów, więc je znaj­do­wa­łem. Uświa­do­mi­łem sobie, że to ja sta­no­wię pro­blem. Nale­żało poha­mo­wać swoją per­fek­cjo­ni­styczną men­tal­ność, wyzbyć się postawy „wszystko albo nic” i sku­pić na tym, co wycho­dziło nam dobrze. A było tego sporo. Ja tego nie dostrze­ga­łem, bo nie wie­dzia­łem, w którą stronę patrzeć. Gdy poja­wiają się i zaczy­nają nas zże­rać wąt­pli­wo­ści, konieczna wydaje się grun­towna ana­liza. A jed­nak cza­sem naj­prost­sze roz­wią­za­nia oka­zują się naj­lep­sze. W moim przy­padku była to zmiana punktu widze­nia. Infor­ma­tyk Alan Kay twier­dzi: „Zmiana per­spek­tywy jest warta 80 punk­tów w ilo­ra­zie inte­li­gen­cji”. Gdy zaczą­łem ina­czej patrzeć na swój zwią­zek, poczu­łem się jak geniusz. Zamiast trak­to­wać drobne kłót­nie jako zwia­stun nie­uchron­nego końca, ujrza­łem je jako oznakę tego, że dwoje ludzi chce prze­ga­dać wspólne pro­blemy, wyko­rzy­stu­jąc nawza­jem swoją wie­dzę zawo­dową w celu poprawy rela­cji. Tak postę­pują naj­bliżsi przy­ja­ciele – byli­śmy nimi wtedy i jeste­śmy nimi do dziś. Zanim zaczą­łem badać związki jako zawo­do­wiec, byłem pewien, że kwe­stię miło­ści mam roz­pra­co­waną. Lecz każdy kolejny prze­czy­tany tekst naukowy spra­wiał, że moja dotych­cza­sowa wie­dza wyda­wała się powierz­chowna i błędna. Ostat­nie kil­ka­dzie­siąt lat poświę­ci­łem na zapeł­nia­nie luk dzięki zapo­zna­wa­niu się z set­kami (jeśli nie tysią­cami) badań, aby lepiej rozu­mieć istotę związku dwojga ludzi. Teraz, po ponad dwu­dzie­stu latach lek­tur, reflek­sji, docie­kań, naucza­nia i roz­mów, mogę z całym prze­ko­na­niem stwier­dzić, że wszyst­kie mają przy­naj­mniej jedną cechę wspólną: wąt­pli­wość. Szcze­rze mówiąc, byłoby to dość dziwne, gdy­by­śmy nie roz­my­ślali o czymś, co jest dla nas tak ważne. Nie twier­dzę tak dla­tego, że sam mia­łem wąt­pli­wo­ści, ani dla­tego, byśmy wszy­scy poczuli się lepiej. Te lata zaowo­co­wały dość nie­co­dzien­nym wglą­dem: mar­twimy się nie­wła­ści­wymi spra­wami, prze­ga­piamy wiele pozy­tyw­nych sygna­łów i zasad­ni­czo oce­niamy swój zwią­zek kry­tycz­niej, niż na to zasłu­guje.

Jeśli mój przy­pa­dek sprzed lat nie jest odosob­niony, wszyst­kim nam przy­da­łoby się pewne „uak­tu­al­nie­nie” życio­wej mądro­ści, którą kie­ru­jemy się w rela­cji z bli­ską osobą, aby­śmy byli bar­dziej świa­domi – obo­jętne, czy dążymy do pod­trzy­ma­nia i pogłę­bie­nia więzi, czy podej­mu­jemy decy­zję o roz­sta­niu. Spora część naszej wie­dzy pocho­dzi zapewne od rodzi­ców, krew­nych, przy­ja­ciół, a nawet ze środ­ków maso­wego prze­kazu. Oprócz tego mamy wła­sne doświad­cze­nia. Być może opie­ramy się na spraw­dzo­nych fak­tach lub na mitach roz­po­wszech­nia­nych w dobrej wie­rze i nie potra­fimy odróż­nić jed­nych od dru­gich. To niczyja wina. Nie wszy­scy są psy­cho­lo­gami, nie wszy­scy pro­wa­dzą bada­nia, nie wszy­scy prze­czy­tali nie­zli­czoną liczbę prac nauko­wych o tym, co prze­są­dza o uda­nym związku. Zatem to natu­ralne, że zada­jemy sobie mnó­stwo pytań.

Nie łudźmy się, pyta­nia to nie­od­łączna część życia. Naj­do­nio­ślej­sze powstają w połą­cze­niu z naszymi naj­więk­szymi lękami: Dokąd ten zwią­zek pro­wa­dzi? Czy ma przy­szłość? A może w pobliżu czeka coś lep­szego? Czy to już koniec? Co dalej?

Gdy ludzie zadają sobie takie pyta­nia, odpo­wie­dzi czę­sto szu­kają w Google. W 2017 roku w dzie­siątce pytań naj­czę­ściej wpi­sy­wa­nych do wyszu­ki­warki zna­la­zły się: „Jak się zorien­to­wać, że to koniec mojego związku?”, „Jak wygląda udany zwią­zek?”, „Jak ura­to­wać swój zwią­zek?”p1. Nie ulega kwe­stii, że wielu ludzi ma wąt­pli­wo­ści. No cóż, stu­pro­cen­towa pew­ność jest nie­moż­liwa w stu pro­cen­tach.

Żeby było dobrze

A prze­cież chcemy, żeby było dobrze. Gdy­by­śmy spo­rzą­dzili listę naj­waż­niej­szych aspek­tów swo­jego życia, intymny zwią­zek byłby zapewne na jej czele. Jak zauważa David Bro­oks na łamach „New York Timesa”: „Naj­waż­niej­szą decy­zją, jaką wszy­scy podej­mu­jemy, jest to, z kim wziąć ślub. A jed­nak nie ma żad­nych kur­sów uczą­cych, jak wybrać wła­ści­wego part­nera”p2. Dodajmy do tego bada­nia prze­pro­wa­dzone w 2017 roku na Harvar­dzie, z któ­rych wynika, że osoby przed trzy­dziestką czują się „nie­przy­go­to­wane do zawie­ra­nia trwa­łych związ­ków”p3. Poczu­cie braku odpo­wied­nich narzę­dzi do pod­ję­cia waż­nej życio­wej decy­zji jedy­nie pogłę­bia nie­pew­ność w miarę doj­rze­wa­nia rela­cji. Nie­po­ko­jące? Zde­cy­do­wa­nie tak! A to dla­tego, że stawka jest wysoka. Czy kto­kol­wiek z nas marzył jako dziecko o tym, aby żyć w samot­no­ści, gdy doro­śnie? Wąt­pię. Poszu­ki­wa­nie „dru­giej połowy” to mądra decy­zja, albo­wiem związki potra­fią nam dosłow­nie ura­to­wać życie. Brzmi prze­sad­nie? Może więc to będzie prze­ko­nu­jący argu­ment: izo­la­cja spo­łeczna, życie w odosob­nie­niu i samot­ność przy­śpie­szają śmierćp4. W isto­cie jako pro­gno­styk wcze­snej śmierci samot­ność wymie­niana jest obok pale­nia tyto­niu i oty­ło­ści. Vivek Mur­thy, były Naczelny Lekarz Kraju, pisze w tek­ście opu­bli­ko­wa­nym w „Harvard Busi­ness Review”: „Samot­ność i słabe więzi spo­łeczne wiążą się ze skró­ce­niem dłu­go­ści życia podob­nym do tego, jaki wywo­łuje pale­nie pięt­na­stu papie­ro­sów dzien­nie, i więk­szym niż to spo­wo­do­wane przez oty­łość”p5. Nic więc dziw­nego, że nikt nie chce skoń­czyć jako samot­nik. Korzy­ści pły­nące ze związ­ków są bar­dzo dobrze udo­ku­men­to­wane. Udany zwią­zek wpływa pozy­tyw­nie na nasze ogólne samo­po­czu­cie, zwięk­sza zado­wo­le­nie z życia, oddzia­łuje korzyst­nie na zdro­wie psy­chiczne i, co naj­waż­niej­sze, zdro­wie fizyczne i dłu­gość życia. Może się przy­czy­nić do lep­szej sytu­acji finan­so­wej. Gdy nasza part­nerka lub part­ner są szczę­śliwi, wpływa to dodat­nio na nasze zdro­wiep6. Związki kształ­tują rów­nież nasze myśle­nie i spo­sób patrze­nia na świat. Wydaje się nacią­gane? W 2017 roku uczeni z Yale poka­zali respon­den­tom zdję­cia przed­sta­wia­jące naturę i kra­jo­brazy, a potem popro­sili o opi­sa­nie swo­ich reak­cjip7. Nie­któ­rzy badani robili to w izo­la­cji, inni w towa­rzy­stwie obcych osób, trze­cia grupa zaś w towa­rzy­stwie bli­skich. Wszy­scy obej­rzeli iden­tyczne foto­gra­fie, jed­nak ich dozna­nia oka­zały się różne. Ci, któ­rym towa­rzy­szyli bli­scy, odczuli więk­szą przy­jem­ność i uznali, że zdję­cia są bar­dziej reali­styczne.

Można pomy­śleć: No jasne, gdy jeste­śmy z przy­ja­cie­lem, to mamy o czym poga­dać w trak­cie oglą­da­nia zdjęć albo wysy­łamy sobie nawza­jem sygnały, które zwięk­szają przy­jem­ność (rzu­camy zabawną uwagę, uśmie­chamy się pod nosem albo choćby prze­wra­camy oczami). Lecz we wspo­mnia­nym bada­niu pary oglą­dały zdję­cia w mil­cze­niu, uni­ka­jąc jakiej­kol­wiek komu­ni­ka­cji. A zatem sama obec­ność bli­skiej osoby zwięk­szała przy­jem­ność z oglą­da­nia zdjęć. Taki „towa­rzysz” lub „towa­rzyszka” spra­wiają rów­nież, że wyzwa­nia, przed jakimi sta­jemy, wydają się łatwiej­sze. W pew­nym bada­niu popro­szono przy­pad­kowe osoby o ocenę nachy­le­nia kon­kret­nego stokup8. Osoby, które były z kimś, oce­niały pochy­łość jako łatwiej­szą do poko­na­nia niż osoby, które były same – zwłasz­cza jeśli cie­szyły się uda­nym związ­kiem. Nie ulega zatem wąt­pli­wo­ści, że dobry zwią­zek wpływa pozy­tyw­nie na nasze widze­nie świata i ogól­nie na nasze życie.

Decyzje podejmowane w obliczu niepewności

Pora zawal­czyć o suk­ces. Krok pierw­szy: nauczmy się radze­nia z nie­pew­no­ścią. Gdy dopada nas zwąt­pie­nie i nie­po­kój, zbyt czę­sto zakła­damy klapki na oczy w nadziei, że w ten spo­sób uciek­niemy od pro­ble­mów. Bada­nia z 2017 roku wska­zują, że kiedy życie daje nam w kość i znaj­du­jemy się pod pre­sją, wolimy pozo­sta­wać w nie­świa­do­mo­ścip9. Zasta­nówmy się: gdy­by­śmy mogli się dowie­dzieć, kiedy dokład­nie umrzemy, to czy chcie­li­by­śmy poznać datę? A przy­czyna śmierci – czy ją też chcie­li­by­śmy poznać? Chyba nie. Wywiady prze­pro­wa­dzone z pra­wie tysią­cem osób potwier­dzają, że prze­wa­ża­jąca więk­szość – 85−90 pro­cent – ludzi nie chce znać daty ani przy­czyny swo­jej śmierci. A śmierć part­nerki lub part­nera życio­wego? To trud­niej­sze pyta­nie, bo gdy­by­śmy znali datę, mogli­by­śmy lepiej spo­żyt­ko­wać dany nam wspól­nie czas. Może czę­ściej jeź­dzi­li­by­śmy na urlop i mniej zamar­twiali się tym, co trzeba napra­wić w domu. A jed­nak i w tym przy­padku odpo­wiedź jest prze­cząca: dzie­więć na dzie­sięć osób – 89,5 pro­cent – nie chce tego wie­dzieć. Lecz może śmierć to sprawa zbyt ponura i osta­teczna; może bez sensu mar­twić się tym, na co nie mamy wpływu.

No dobrze, więc weźmy pod uwagę sam zwią­zek. Bada­cze zadali pyta­nie: „Załóżmy, że wła­śnie wzię­li­ście ślub. Chcie­li­by­ście dziś wie­dzieć, czy wasze mał­żeń­stwo zakoń­czy się roz­wo­dem, czy prze­trwa?”. I w tym przy­padku odpo­wiedź była nega­tywna – 86,5 pro­cent bada­nych wolało tego nie wie­dzieć. Zbyt wiele osób los swo­jej rela­cji powie­rza przy­pad­kowi w nadziei, że jakoś to będzie. Błoga nie­świa­do­mość może bowiem pro­wa­dzić do porażki. Uni­ka­nie poten­cjal­nie poży­tecz­nego roz­po­zna­nia tego, co dzieje się w rela­cji, spra­wia, że dopa­dają nas więk­sze pro­blemy. Wtedy zaś czu­jemy się przy­tło­czeni, wysa­dzeni z sio­dła i łatwiej zaczy­namy myśleć o rady­kal­nym roz­wią­za­niu: roz­sta­niu. Fran­cuzi mają okre­śle­nie na tę pokusę tra­gicz­nego końca: _l’appel du vide_, a więc „zew pustki”. Gdy czu­jemy, że sta­nę­li­śmy na kra­wę­dzi, skok w prze­paść wydaje się roz­sąd­nym roz­wią­za­niem. Chcemy się „wypi­sać”, bo tam w dole czeka nas zapewne coś lep­szego. W dzi­siej­szych cza­sach łatwiej niż kie­dy­kol­wiek ulec poku­sie zakoń­cze­nia związku i roz­po­czę­cia nowego roz­działu w życiu, wystar­czy bowiem do tego jeden ruch palca na ekra­nie tele­fonu komór­ko­wego. Dostępna obec­nie tech­nika bru­tal­nie przede­fi­nio­wała współ­cze­sne związki, a nie­udaną rela­cję możemy bły­ska­wicz­nie zastą­pić wie­loma nowymi, od któ­rych dzieli nas jedno klik­nię­cia kla­wi­sza. Nie­ko­niecz­nie jest to zmiana na lep­sze. Po pierw­sze, szer­szy zasięg ozna­cza więk­szy wybór. Nie­wy­czer­pany zasób poten­cjal­nych part­ne­rek i part­ne­rów może powo­do­wać upo­rczywe myśle­nie, że gdzieś tam czeka ktoś lep­szy. Ten nad­miar moż­li­wo­ści spra­wia, że sta­jemy się prze­sad­nie wybredni i zara­zem leniwi. Zamiast poświę­cać czas i wysi­łek na poprawę ist­nie­ją­cej rela­cji, bez waha­nia decy­du­jemy się na roz­sta­nie, aby szu­kać innego part­nera. W dzi­siej­szych cza­sach związki wydają się „towa­rem o krót­kiej przy­dat­no­ści do spo­ży­cia”. Ale, uwaga: w nie­ustan­nej pogoni za wła­ściwą osobą możemy prze­oczyć… wła­ściwą osobę. Wszy­scy pra­gniemy pod­jąć słuszną decy­zję, lecz nie zamie­rzamy zado­wo­lić się byle kim, skoro w swoim prze­ko­na­niu zasłu­gu­jemy na wię­cej, zatem bez waha­nia wybie­ramy roz­sta­nie. Lecz aby pod­jąć wła­ściwą decy­zję, należy otwo­rzyć oczy na to, czego nie dostrze­gamy, a co osła­bia nasz zwią­zek. Mia­ro­dajna ocena sil­nych i sła­bych stron poży­cia jest trudna, należy bowiem wziąć pod uwagę wiele czyn­ni­ków. Ist­nieje sporo badań, na pod­sta­wie któ­rych można prze­wi­dy­wać, czy zwią­zek okaże się udany, czy też zakoń­czy nie­po­wo­dze­niem, warto więc wie­dzieć, jakie obszary w rela­cji są naj­waż­niej­sze, gdy usi­łu­jemy osza­co­wać nasze szanse. Takie bada­nia poja­wiły się dopiero nie­dawno.

Są dzie­łem pro­fe­sor Saman­thy Joel, wscho­dzą­cej gwiazdy w psy­cho­lo­gii bada­ją­cej intymne rela­cje. Saman­tha jest badaczką Rela­tion­ship Deci­sion Lab na Uni­ver­sity of Western Onta­riop10. W bada­niach z 2018 roku prze­pro­wa­dzo­nych we współ­pracy z Goef­fem Mac­Do­nal­dem i Eli­za­beth Page-Gould zadano pyta­nie: „Jakie kwe­stie rela­cyjne biorą pod uwagę ludzie, kiedy podej­mują decy­zję o roz­sta­niu lub pozo­sta­niu razem?”p11. Można odnieść wra­że­nie, że takich kwe­stii są tysiące. Aby nieco zawę­zić ten obszar, bada­cze popro­sili uczest­ni­ków o opi­sa­nie czyn­ni­ków, które biorą pod uwagę, gdy podej­mują decy­zję doty­czącą przy­szło­ści swo­jego związku. Wyło­niło się z tego pięć­dzie­siąt wspól­nych tema­tów, w tym dwa­dzie­ścia sie­dem powo­dów, aby zostać razem, takich jak atrak­cyj­ność, intymna więź fizyczna i psy­chiczna, poprawa samo­po­czu­cia, wza­jemne pole­ga­nie na sobie i wspar­cie, nadzieja na lep­sze życie, strach przez samot­no­ścią, prze­ko­na­nie, że part­ner lub part­nerka są naszą brat­nią duszą, strach przed nie­zna­nym. Uczest­nicy bada­nia podali także dwa­dzie­ścia trzy powody roz­sta­nia, doty­czące w grun­cie rze­czy podob­nych kwe­stii (nieatrak­cyj­ność, nie­do­sta­teczna intym­ność itp.). Aby zoba­czyć, jak te powody odbi­jają się na decy­zjach podej­mo­wa­nych w praw­dzi­wym życiu, uczeni prze­pro­wa­dzili dodat­kowe bada­nia obej­mu­jące ponad dwie­ście osób, które roz­wa­żały roz­sta­nie lub roz­wód. Wyniki poka­zały, że pomimo wąt­pli­wo­ści mniej wię­cej połowa bada­nych wyka­zy­wała ponad­prze­ciętną goto­wość do pozo­sta­nia w dotych­cza­so­wym związku. Wydaje się to sen­sowne. Bez­wład to potężna siła. Zara­zem ci sami ludzie wyka­zy­wali też ponad­prze­ciętną goto­wość do zerwa­nia. A więc kon­flikt wewnętrzny? To bada­nie jest istotne z dwóch powo­dów: po pierw­sze, poka­zuje, że wąt­pli­wo­ści to sprawa dość powszechna, po dru­gie, pomaga nam dostrzec mity, któ­rymi się kie­ru­jemy. Gdy więc spo­rzą­dza­łem listę dzie­się­ciu takich mitów, aby prze­ana­li­zo­wać je w tej książce, mia­łem spory wybór, jed­nak dzięki wspo­mnia­nym bada­niom mogłem wyod­ręb­nić te, które praw­do­po­dob­nie oka­zują się naj­istot­niej­sze.

Jak czytać tę książkę

Świa­do­mie przy­ta­czam bada­nia prze­pro­wa­dzone przez Sam Joel. _Miłość to za mało. O dzie­się­ciu szko­dli­wych mitach w rela­cji i o tym, jak się z nimi upo­rać_ to dość spe­cy­ficzny porad­nik, gdyż jego duchem prze­wod­nim jest nauka. W każ­dym roz­dziale przed­sta­wiam mnó­stwo wie­dzy uzy­ska­nej z badań nad związ­kami. Odsła­niam rów­nież meto­do­lo­gię tych badań, aby można było doce­nić rze­tel­ność wysił­ków pod­ję­tych przez moich kole­gów po fachu. Jed­no­cze­śnie należy zazna­czyć, że – jak w przy­padku każ­dej dzie­dziny – jedno bada­nie nie sta­nowi wyczer­pu­ją­cego opisu danego zja­wi­ska. Każde nowe to raczej kolejny krok w dłu­gim ciągu docie­kań – potwier­dze­nie dotych­cza­so­wych usta­leń i ich pogłę­bie­nie. Te kroki nie zawsze two­rzą ide­al­nie line­arny ciąg, nie­kiedy bra­kuje rów­nież ogniw pośred­nich. Bada­cze zaj­mu­jący się intym­nymi rela­cjami wyko­nali fan­ta­styczną pracę, wni­ka­jąc w mnó­stwo aspek­tów opi­sa­nych w tej książce. Jed­nym z naj­więk­szych wyzwań, przed jakimi sta­ną­łem jako nauczy­ciel aka­de­micki, było zwal­cze­nie pokusy, aby każde pole badań pod­dać głę­bo­kiej, wyczer­pu­ją­cej ana­li­zie. Żeby powstał strawny i czy­telny tekst, musia­łem zasto­so­wać pewną wybiór­czość i zre­zy­gno­wać z zamiesz­cze­nia wyni­ków wielu badań. Mam nadzieję, że ich auto­rzy mi to wyba­czą. Na wzór swo­ich wykła­dów opo­wieść tę osnu­wam wokół badań, aby powstała jak naj­bar­dziej spójna wypo­wiedź. Jedna uwaga: wszel­kie roz­wa­ża­nia nie­zwią­zane bez­po­śred­nio z pre­zen­to­wa­nymi bada­niami są moimi oso­bi­stymi prze­my­śle­niami. Dla­tego winić należy autora.

W osta­tecz­nym roz­ra­chunku poda­wane przeze mnie wyniki badań należy trak­to­wać jako świa­dec­twa sta­no­wiące inspi­ra­cję do dal­szych docie­kań i uzy­ska­nia nowej per­spek­tywy, z któ­rej można spoj­rzeć na swój zwią­zek. Być może nie jest to wie­dza uni­wer­salna, ale powinna się spraw­dzić w więk­szo­ści przy­pad­ków. Z pew­no­ścią nie­które infor­ma­cje okażą się prze­ko­nu­jące i spra­wią, że zmie­nimy spo­sób patrze­nia na swoją rela­cję. Inne wyda­dzą się mniej odkryw­cze. Żadne dwa związki nie są iden­tyczne, więc każdy sko­rzy­sta z innych wnio­sków zawar­tych w tej książce. Zadaję rów­nież czy­tel­ni­kowi pyta­nia cha­rak­te­ry­styczne dla badań, aby można było lepiej zro­zu­mieć, jak różne kon­cep­cje sto­sują się do nas i do naszego związku. Kolejne roz­działy to pre­zen­ta­cja klu­czo­wych punk­tów zapal­nych w związ­kach i naj­pow­szech­niej­szych szko­dli­wych mitach. W roz­dziale pierw­szym dowiemy się, że pole­ga­nie na błęd­nych zało­że­niach i nie­spraw­dzo­nych infor­ma­cjach pro­wa­dzi do szu­ka­nia pro­ble­mów tam, gdzie w isto­cie ich nie ma. Każdy kolejny roz­dział doty­czy jed­nego z tych mitów, które kształ­tują nasze szko­dliwe myśle­nie o miło­ści i intym­nej rela­cji. Towa­rzy­szą temu opisy kon­kret­nych przy­pad­ków, aby­śmy zoba­czyli, jak mity te funk­cjo­nują w rze­czy­wi­stym życiu. Następ­nie nakre­ślony jest rze­czy­wi­sty obraz oraz zapre­zen­to­wana zostaje wie­dza wyni­ka­jąca z docie­kań nauko­wych w oma­wia­nym obsza­rze. Wresz­cie suge­stie oparte na usta­le­niach bada­czy umoż­li­wia­jące roz­pra­wie­nie się z kon­kret­nym mitem. Dzięki serii takich „odsłon” będzie nam łatwiej okre­ślić, które obszary naszego związku wyma­gają więk­szej uwagi i doce­nie­nia. To wszystko ma pomóc w dostrze­że­niu nie­uświa­do­mio­nych kwe­stii i rze­czy­wi­stej war­to­ści naszej rela­cji.

_Miłość to za mało_ jest pro­po­zy­cją dla każ­dego, kto ma wąt­pli­wo­ści, czy powi­nien trwać w dotych­cza­so­wym związku i zasta­na­wia się nad zmianą. Dla tych, któ­rzy myślą o zro­bie­niu następ­nego kroku, oraz dla tych, któ­rzy pra­gną zyskać wię­cej, podą­ża­jąc dalej obraną już ścieżką. Dla tych, któ­rzy mają dość rand­ko­wa­nia i poszu­kują głęb­szego związku, w któ­rym mogliby się zesta­rzeć. Oraz dla tych, któ­rzy mimo sil­nej więzi z part­nerką lub part­ne­rem nie są pewni przy­szło­ści i szu­kają alter­na­tywy. Dla tych, któ­rzy pra­gną się z kimś zwią­zać, ale nie chcą się ustat­ko­wać, i dla tych, któ­rzy wie­dzą, czego chcą, lecz nie wie­dzą, co już mają. Jestem psy­cho­lo­giem bada­ją­cym intymne rela­cje, więc ludzie bez prze­rwy pytają mnie, czy bycie eks­per­tem jest pomocne w moim wła­snym życiu. Aby otrzy­mać wia­ry­godną odpo­wiedź, nale­ża­łoby zapewne spy­tać o to moją żonę. Jeste­śmy razem od ponad dwu­dzie­stu lat, a to już o czymś świad­czy. Jeśli o mnie cho­dzi, to ow­szem, bada­nie związ­ków oka­zało się bar­dzo przy­datne. Lecz zapewne w inny spo­sób, niż można sądzić. Nie zasy­puję żony usta­le­niami nauko­wymi ani nie prze­pro­wa­dzam „badań domo­wych”, aby zna­leźć naj­lep­szą metodę umac­nia­nia naszego szczę­śli­wego poży­cia. Naj­cen­niej­sze oka­zuje się uwzględ­nia­nie sze­ro­kiej per­spek­tywy. Nie mar­nuję już ener­gii emo­cjo­nal­nej na sprawy, które nie mają zna­cze­nia. O wiele lepiej rów­nież dostrze­gam pozy­tywne sygnały, prze­oczane przez tak wielu ludzi. Dostrze­ga­nie ozna­cza doce­nia­nie, a to oddzia­łuje korzyst­nie na moje mał­żeń­stwo.

Pogłę­bia­nie wie­dzy o związ­kach nauczyło mnie rów­nież, że więk­szość z nas postrzega swoją rela­cję w spo­sób nie­re­ali­styczny. Warto się dobrze rozej­rzeć, zanim powa­żymy się na skok. Stawka jest zbyt wysoka, aby pole­gać wyłącz­nie na wro­dzo­nej intu­icji. Musimy spoj­rzeć na miłość z nauko­wego punktu widze­nia, z per­spek­tywy, która uwzględ­nia to, co jest dobre, a nie to, co jest złe, wyro­bić w sobie nasta­wie­nie, które opiera się na twar­dych danych, nie zaś na myśle­niu życze­nio­wym, opi­niach i domy­słach. W końcu miłość to sprawa, którą nie­ła­two zro­zu­mieć. Musimy być stu­pro­cen­towo pewni, że sku­piamy się na wła­ści­wych kwe­stiach, zada­jemy wła­ściwe pyta­nia i na pierw­szym pla­nie sta­wiamy to, co naprawdę się liczy. _Miłość to za mało_ jest zbio­rem wglą­dów, które pomogą nam kla­row­niej spoj­rzeć na wła­sny zwią­zek – być może po raz pierw­szy w życiu. Pogłębi naszą mądrość rela­cyjną i zwięk­szy pew­ność sie­bie, bo prze­sta­niemy się sku­piać na nie­wła­ści­wych i nie­istot­nych spra­wach, szu­kać pro­ble­mów tam, gdzie ich nie ma, a zamiast tego doce­nimy to, co fak­tycz­nie ma zna­cze­nie. Będziemy rów­nież kla­row­niej myśleć o tym, co prze­są­dza o powo­dze­niu w związku. Wzmoc­nimy rów­nież te obszary, które są „roz­re­gu­lo­wane” i wyma­gają naprawy. Pierw­szym kro­kiem na dro­dze do roz­wią­za­nia pro­blemu jest jego zro­zu­mie­nie. Gdy rozu­miemy, zaczy­namy dostrze­gać, czego nam bra­kuje. Związki mię­dzy­ludz­kie są ważne. Czasu jest mało. Bierzmy się do roboty.ROZ­DZIAŁ 1

A JEŚLI CAŁA NASZA WIEDZA O ZWIĄZKACH JEST BŁĘDNA?

Nie­raz sły­sze­li­śmy, że miłość jest ślepa. Prawda polega na tym, że miłość może być także głu­cha, a nawet niema. Nikt nie chce się przy­znać do śle­poty spo­wo­do­wa­nej zako­cha­niem. A jed­nak ist­nieje spore praw­do­po­do­bień­stwo, że trzy­mamy się kur­czowo roz­ma­itych mitów i złu­dzeń, wsku­tek czego w naszym związku są białe plamy, o któ­rych nie mamy poję­cia. Na pocie­sze­nie dodam, że nie jeste­śmy w tym odosob­nieni. Wszy­scy znaj­dują się w podob­nej sytu­acji. Te błędne prze­ko­na­nia mają roz­ma­itą postać: nie zada­jemy klu­czo­wych pytań, nie wychwy­tu­jemy istot­nych sygna­łów, prze­ce­niamy nie­które cechy, źle inter­pre­tu­jemy różne oznaki. Bar­dzo czę­sto z powodu tych bia­łych plam nie dostrze­gamy war­to­ści swo­jego związku, nie doce­niamy part­nera, two­rzymy nie­zdrową dyna­mikę, która zagraża rela­cji. Nie­mal każdy – w róż­nym co prawda stop­niu – nawią­zał intymną więź z dru­gim czło­wie­kiem: my, nasi przy­ja­ciele, krewni, zna­jomi z pracy. Ten rodzaj bez­po­śred­nich prze­żyć two­rzy poczu­cie swoj­sko­ści, które każe ludziom wie­rzyć, że o uda­nym związku decy­dują intu­icja i zdrowy roz­są­dek. Lecz to nie­prawda. Uświa­dommy sobie: gdyby związki rze­czy­wi­ście zale­żały od zdro­wego roz­sądku, zna­le­zie­nie ide­al­nego part­nera byłoby naj­prost­szym zada­niem na świe­cie, a normę sta­no­wi­łyby szczę­śliwe pary, a nie roz­wody. W isto­cie czę­sto odno­simy wra­że­nie, że związki są sprawą nie­zmier­nie skom­pli­ko­waną i trudną do zgłę­bie­nia. Doświad­cze­nie nie jest tym samym co bie­głość i wprawa. A teraz uwaga, bo tro­chę zaboli. Pomimo naszych naj­lep­szych inten­cji jeste­śmy zapewne naj­więk­szym zagro­że­niem dla wła­snego związku. Co za ostry zwrot akcji. Moja rada: lepiej przy­znać się do tego. Pierw­szy krok to przy­zna­nie, że mamy pro­blem. Nie chcemy uwie­rzyć, że nie­świa­do­mie dzia­łamy na szkodę swo­jej rela­cji? A więc roz­ważmy, co nastę­puje. Kto potrafi naj­le­piej prze­wi­dzieć przy­szłość naszego związku? Oczy­wi­ście my sami, prawda? Powoli, powoli. Psy­cho­lo­go­wie posta­no­wili zwe­ry­fi­ko­wać to zdro­wo­roz­sąd­kowe zało­że­nie. Naj­pierw zadali pyta­nie naj­bar­dziej wia­ry­god­nemu źró­dłu infor­ma­cji, a więc oso­bie zaan­ga­żo­wa­nej w dany zwią­zekp12. W ramach dwóch badań obej­mu­ją­cych ponad setkę stu­den­tów zadano pyta­nie o sto­pień pew­no­ści takich prze­wi­dy­wań. Bada­czy cze­kało cie­kawe odkry­cie. Prze­wi­dy­wa­nia te zostały bowiem skon­fron­to­wane z fak­tami – to samo pyta­nie zadano współ­lo­ka­to­rowi i rodzi­com danego stu­denta. Pół­tora roku póź­niej bada­cze spraw­dzili, jak wypa­dły prze­wi­dy­wa­nia wszyst­kich uczest­ni­ków. Oka­zało się, że stu­denci wyka­zali zbyt dużą pew­ność sie­bie w swo­ich pro­gno­zach. Myśleli prze­cież, że naj­le­piej znają wła­sny zwią­zek. Współ­lo­ka­to­rzy i rodzice oka­zali się ostroż­niejsi, co wyda­wało się uza­sad­nione. Mieli bowiem mniej infor­ma­cji, na pod­sta­wie któ­rych mogli snuć domy­sły.

Kto więc naj­traf­niej prze­wi­dział? Uwaga, spo­iler: nie stu­denci. Naj­le­piej pora­dzili sobie ich współ­lo­ka­to­rzy, rodzice zajęli dru­gie miej­sce. I ow­szem, naj­go­rzej wypa­dli sami zain­te­re­so­wani. Mimo że dys­po­no­wali naj­więk­szą wie­dzą o wła­snym związku, ich prze­wi­dy­wa­nia oka­zały się naj­mniej trafne. Myśleli, że ich intymna rela­cja będzie trwała dwa- lub trzy­krot­nie dłu­żej, niż sądzili rodzice i współ­lo­ka­to­rzy. Wszyst­kie wyniki razem świad­czyły o tym, że ludzie z poten­cjal­nie szko­dliwą – bo nie­uza­sad­nioną – pew­no­ścią sie­bie snują cał­kiem nie­trafne prze­wi­dy­wa­nia doty­czące trwa­ło­ści swo­jego związku z drugą osobą. Prze­ko­na­nie, że naj­le­piej znamy swój zwią­zek, to mit, który spra­wia, że pozo­sta­jemy ślepi na pomoc z zewnątrz. Jak to moż­liwe? No cóż, jeste­śmy zako­chani. A to zna­czy, że nie zacho­wu­jemy obiek­ty­wi­zmu. Zwłasz­cza na wcze­snym eta­pie rela­cji łatwo ulec złu­dze­niu, że wszystko układa się wspa­niale, i oka­zy­wać nad­mierny opty­mizm. Prze­cież ten ide­alny zwią­zek będzie trwał wiecz­nie! Myślimy wtedy ser­cem, nie mózgiem. Nato­miast przy­ja­ciele i rodzina zacho­wują trzeźwy umysł. Roz­e­mo­cjo­no­wa­nie osła­bia zdol­ność oceny i podej­mo­wa­nia wła­ści­wych decy­zji. Trudno wów­czas kla­row­nie postrze­gać sprawyp13. Uczu­cia mącą obraz. Ludzie z naszego oto­cze­nia nie mają tego pro­blemu. Nie są zako­chani w naszym part­ne­rze lub part­nerce. Nie są zaan­ga­żo­wani emo­cjo­nal­nie, dla­tego widzą nie­do­sko­na­ło­ści rela­cji i potra­fią lepiej je oce­nić. Miłość tro­chę nas ogłu­pia.

Granice samopoznania

Jedną z naj­więk­szych prze­szkód, z jaką musimy się skon­fron­to­wać, gdy pró­bu­jemy trzeźwo spoj­rzeć na swój zwią­zek, jest to, że uzna­jemy sie­bie za ludzi samo­świa­do­mych i obe­zna­nych z zagad­nie­niem, no bo prze­cież sprawa doty­czy naszego życia oso­bi­stego. Pro­blem w tym, że to prze­ko­na­nie jest nie­uza­sad­nione. Z prze­glądu badań nad samo­po­zna­niem wynika, że nie znamy sie­bie aż tak dobrze, jak nam się wydajep14. W sumie to nic dziw­nego, jeśli weź­miemy pod uwagę, jak nie­wiele czasu poświę­camy na auto­re­flek­sję. Pomimo tego, co widzimy w mediach spo­łecz­no­ścio­wych, nie jeste­śmy aż tak zaab­sor­bo­wani sobą i ego­cen­tryczni, jak można sądzić. Pra­gniemy zain­te­re­so­wa­nia innych, lecz nie­czę­sto sku­piamy się na sobiep15. Kil­ka­dzie­siąt lat temu bada­cze chcieli usta­lić, ile czasu ludzie poświę­cają auto­re­flek­sji, więc wej­rzeli w życie codzienne ponad stu pra­cu­ją­cych osób doro­słych. Wypo­sa­żyli uczest­ni­ków w bipery. (Uwaga, w latach osiem­dzie­sią­tych bipery były baje­rem!). W ciągu tygo­dnia uczest­nicy otrzy­my­wali wia­do­mo­ści o róż­nych porach z pyta­niem, co robili led­wie sekundę wcze­śniej. Było pra­wie cztery tysiące sie­dem­set takich zapy­tań. Tylko 8 pro­cent wszyst­kich odpo­wie­dzi doty­czyło myśle­nia o sobie. Dla­czego tak nie­wiele? Bo nie jest to przy­jemne. W tych przy­pad­kach, kiedy uczest­nicy myśleli o sobie, dono­sili o mniej pozy­tyw­nych prze­ży­ciach, niż gdy myśleli o czymś innym, na przy­kład o jedze­niu. Gdy przy­cho­dzi co do czego, ludzie wolą por­cję lodów niż por­cję auto­re­flek­sji.

Ale to było sporo lat temu. Dziś sprawy wyglą­dają ina­czej. Zapewne liczymy na to, że wyglą­dają lepiej. Nie­stety, być może wyglą­dają gorzej. Now­sze bada­nie doty­czą­cego tego, jak doro­śli Ame­ry­ka­nie spę­dzają wolny czas, wyka­zało, że w trak­cie jed­nej doby (1440 minut) ludzie poświę­cają tylko sie­dem­na­ście minut na „odprę­że­nie i myśle­nie”p16. A to zale­d­wie 1,18 pro­cent całego dnia. Zasta­nówmy się nad tym przez chwilę. Wydaje się, że to nie­wia­ry­god­nie mało, ale przy­znajmy z ręką na sercu, kiedy ostatni raz usie­dli­śmy i wolni od roz­ko­ja­rzeń zasta­no­wi­li­śmy się nad sobą i swoim związ­kiem z drugą osobą? Tyle spraw wymaga naszej uwagi, że zna­le­zie­nie czasu na spo­kojne roz­my­śla­nia wydaje się nie­moż­liwe. A jed­nak mamy sporo oka­zji do auto­re­flek­sji – w trak­cie jazdy do pracy i powrotu do domu, przy poran­nej kawie, pod­czas bra­nia prysz­nica lub gdy zasy­piamy wie­czo­rem. Lecz zbyt­nio roz­pra­szają nas różne sprawy, takie jak zaglą­da­nie na media spo­łecz­no­ściowe, plotki o cele­bry­tach i wia­do­mo­ści ze świata poli­tyki. Czas, który mogli­by­śmy poświę­cić sobie, poświę­camy na gapie­nie się w ekran. Brak auto­re­flek­sji tłu­ma­czymy zago­nie­niem, ale to nie do końca prawda. A gdyby ktoś zmu­sił nas, byśmy zna­leźli na to czas? Uczeni z Uni­ver­sity of Vir­gi­nia i Harvardu dali uczest­ni­kom bada­nia wybór: albo usiąść i po pro­stu poroz­my­ślać, albo zaapli­ko­wać sobie wstrząsy elek­trycznep17. Dość oso­bliwy wybór, prawda? Zwłasz­cza że wcze­śniej wszy­scy uczest­nicy przy­znali zgod­nie, że wstrząsy są bole­sne, mało tego, gotowi byli zapła­cić, aby ich unik­nąć. A jed­nak pomimo zyska­nia spo­sob­no­ści, aby w spo­koju poroz­my­ślać o czym­kol­wiek – o sobie, swoim związku albo ogól­nie o życiu – tylko ponad czte­rech uczest­ni­ków na dzie­się­ciu (42,9 pro­cent) wybrało drogę wolną od bólu. Pozo­stali zde­cy­do­wali się na wstrząsy. Woleli bole­sne dozna­nia od kilku chwil sam na sam z wła­snymi myślami. Auto­re­flek­sja może być przy­tła­cza­jąca. Nic dziw­nego, że tak wielu ludzi zasięga pomocy tera­peu­tów i roz­ma­itych tre­ne­rów roz­woju oso­bi­stego, któ­rzy wymu­szają auto­re­flek­sję i służą pomocą pod­czas takiej wędrówki w głąb wła­snego wnę­trza.

Bonus: trudno się przy­znać

„Nie wiem”. W tych spra­wach życio­wych, które się dla nas liczą, takich jak zwią­zek z dru­gim czło­wie­kiem, przy­zna­nie się do nie­świa­do­mo­ści lub nie­pew­no­ści jest bar­dzo trudne. A jed­nak zmie­rze­nie się z wła­sną nie­wie­dzą przy­nosi spore korzy­ści. Wyobraźmy sobie, że musimy przy­stą­pić do waż­nego egza­minu spraw­dza­ją­cego kom­pe­ten­cje języ­kowe. Otrzy­mu­jemy listę trzy­dzie­stu dwóch słów (np. „wsty­dliwy”, „sro­motny”, „gar­gan­tu­iczny”). Potem mamy chwilę na zasta­no­wie­nie. Czas odgrywa ogromną rolę, więc zop­ty­ma­li­zo­wa­nie naszej stra­te­gii poprzez wyse­lek­cjo­no­wa­nie słów, które sta­no­wią pro­blem, jest bar­dzo istotne. Aby sobie pora­dzić, lepiej pomi­nąć słowa, które znamy, i sku­pić się na tych, które brzmią obco. Wymaga to szcze­rego przy­zna­nia się do nie­wie­dzy w nie­któ­rych przy­pad­kach („garga… jaki?”).

Kiedy psy­cho­lo­go­wie użyli tego zada­nia w bada­niach, uczest­nicy, któ­rzy chcieli wyła­pać nie­znane słowa, bar­dziej przy­ło­żyli się do pracy i w efek­cie lepiej pora­dzili sobie z całym spraw­dzia­nemp18. Zatem przy­zna­nie się do bra­ków w wie­dzy i ich okre­śle­nie natych­miast przy­nio­sło użyt­kow­ni­kom poży­tek. Jako że zwią­zek z drugą osobą to gra o wiele wyż­szą stawkę niż jaki­kol­wiek spraw­dzian języ­kowy, przy­zna­nie się do tego, że nie wiemy wszyst­kiego, wydaje się nam zagro­że­niem. Bada­nie poka­zało jed­nak, że świa­do­mość wła­snych ogra­ni­czeń przy­nosi nam korzyść. Nie­stety, na ogół postę­pu­jemy ina­czej.

Potrze­bu­jemy zachęty, bo gdy jeste­śmy pozo­sta­wieni sami sobie, roze­zna­nie się we wła­snym życiu bywa przy­tła­cza­jące. Trzeba się jed­nak na to odwa­żyć, w prze­ciw­nym razie wiele nam umknie. Nie wiemy, ile tak naprawdę wiemy i co potra­fimy, w efek­cie czego zazwy­czaj prze­ce­niamy swoje moż­li­wo­ścip19. Nasza nad­mierna pew­ność sie­bie daje o sobie znać szcze­gól­nie wtedy, gdy dokoła są inni ludziep20. Wyobraźmy sobie, że znaj­du­jemy się w pokoju z dzie­więć­dzie­się­cioma dzie­wię­cioma innymi oso­bami i otrzy­mu­jemy różne pyta­nia. Pro­szę bar­dzo, śmiało, ręka w górę, jeśli uwa­żamy, że umiemy cało­wać lepiej niż prze­cięt­nie, lepiej niż pozo­stali w tym pokoju. Że mamy więk­sze poczu­cie humoru. Że jeste­śmy inte­li­gent­niejsi. Traf­niej oce­niamy ludzki cha­rak­ter. Czy pod­nie­śli­by­śmy rękę w przy­padku wszyst­kich lub więk­szo­ści takich pytań? Naj­praw­do­po­dob­niej tak.

Na tym wła­śnie polega pro­blem. Bo pozo­stali też by pod­nie­śli. A jed­nak mate­ma­tyka jest bez­li­to­sna. Prze­cież to nie­moż­liwe, żeby wszy­scy wybi­jali się ponad prze­cięt­ność. Wyobraźmy sobie, że pytamy sto par w dniu ich ślubu: „Czy wasze mał­żeń­stwo skoń­czy się roz­wo­dem?”. (Uwaga, nie róbmy tego!). Po pierw­sze, możemy obe­rwać, bo nikt (to jest 0 pro­cent) nie wie­rzy, że czeka go roz­wód, zwłasz­cza nie wie­rzy w to w dniu swo­jego ślubu. Ale prze­cież wiemy, że okaże się, że pra­wie połowa tych par jest w błę­dzie. Taki nie­re­ali­styczny opty­mizm może się wyda­wać cał­kiem nie­winny, ale pro­blem w tym, że błędy wyni­ka­jące z nad­mier­nej pew­no­ści sie­bie na ogół przy­da­rzają się nam w naj­gor­szych sytu­acjach. Na przy­kład kiedy mamy dość mało infor­ma­cji na dany temat, łatwo o prze­sadną pew­ność sie­bie. W nagro­dzo­nej książce _Unskil­led and Una­ware of It_ David Dun­ning i Justin Kru­ger, psy­cho­lo­go­wie z Cor­nell Uni­ver­sity, opo­wia­dają histo­rię McAr­thura Whe­elera, który napada na bankip21. Być może umknąłby wymia­rowi spra­wie­dli­wo­ści, gdyby nie jego nie­uza­sad­niona wiara w sok z cytryny. Nie, nie zaszła tu żadna pomyłka. W sok z cytryny. Otóż Whe­eler wie­rzy, że sok z cytryny ma iście cza­ro­dziej­ską moc blo­ko­wa­nia kamer moni­to­rin­go­wych. Dla­tego obra­bo­wał dwa banki, nie usi­łu­jąc nawet ukryć swo­jej toż­sa­mo­ści – natarł tylko twarz sokiem z cytryny. Poli­cja zatrzy­mała tego geniu­sza led­wie godzinę po tym, gdy w wie­czor­nym ser­wi­sie infor­ma­cyj­nym zapre­zen­to­wano dosko­na­łej jako­ści nagra­nie z moni­to­ringu. To nie sok zaśle­pił oko kamery, lecz igno­ran­cja zaśle­piła Whe­elera.

Prze­ko­na­nie Whe­elera wydaje się nam nie­do­rzeczne, bo wiemy dosta­tecz­nie dużo o kame­rach i cytry­nach, aby nie mieć podob­nych złu­dzeń. Nie­stety ban­dyta wie­dział tak nie­wiele, że zgrze­szył zbyt­nią pew­no­ścią sie­bie. Psy­cho­lo­gie mają kon­kretną nazwę na to zja­wi­sko – efekt Dun­ninga-Kru­gera, co ozna­cza skłon­ność do prze­ce­nia­nia swo­ich moż­li­wo­ści, gdy mamy nie­wielką wie­dzę lub małe zdol­no­ści w jakiejś dzie­dzi­nie. Gdy nie znamy wszyst­kich fak­tów lub mamy mało infor­ma­cji, łatwiej postrze­gać wszystko jako czarne lub białe, słuszne lub nie­słuszne, złe albo dobre. To fał­szywe poczu­cie kla­row­no­ści opa­no­wuje nas w takim stop­niu, że świę­cie wie­rzymy w słusz­ność swo­ich wnio­sków. Nato­miast gdy mamy wię­cej danych, możemy doj­rzeć odcie­nie sza­ro­ści, dzięki czemu rze­czy­wi­stość postrze­gamy w spo­sób bar­dziej zniu­an­so­wany i traf­niej­szy. Pły­nie z tego oczy­wi­sty morał. Kiedy mamy szcząt­kowe lub nie­pełne infor­ma­cje, łatwo poja­wia się nad­mierna pew­ność sie­bie.

Granice doświadczenia

Na ogół o swo­jej intym­nej rela­cji z drugą osobą wiemy mniej, niż nam się wydaje. Pamię­tamy, że doświad­cze­nie to nie bie­głość ani wprawa? Ponie­waż to my jeste­śmy główną posta­cią we wła­snym życiu miło­snym, łatwo uwie­rzyć, że nasze doświad­cze­nia sta­no­wią normę. Ow­szem, cho­dzi­li­śmy na randki i nawią­zy­wa­li­śmy bli­skie rela­cje, ale jeste­śmy tylko jedną osobą, a jedna osoba może mieć ogra­ni­czony bagaż doświad­czeń. Rze­czy­wi­ście, to zapewne nie­po­wta­rzalne prze­ży­cia, lecz opie­ra­nie się wyłącz­nie na nich przy podej­mo­wa­niu decy­zji doty­czą­cych intym­nej rela­cji z drugą osobą nie uwzględ­nia wie­dzy, którą mogli­by­śmy czer­pać z życia innych par. Ponadto, nawet jeśli mamy bogate doświad­cze­nia, nie sta­no­wią one jesz­cze źró­dła wia­ry­god­nych infor­ma­cji. Innymi słowy, to, że mamy na kon­cie kilka wypad­ków samo­cho­do­wych, nie czyni z nas świet­nego kie­rowcy, a wła­ści­wie dowo­dzi cze­goś prze­ciw­nego. To samo doty­czy czło­wieka, który ma za sobą wiele związ­ków. Praw­dziwa bie­głość bie­rze się z prze­kro­cze­nia spe­cy­fiki wła­snych prze­żyć. W tym rzecz. Powo­do­wani ego­cen­try­zmem zakła­damy, że jeste­śmy „nor­malni”, a nasze prze­ży­cia sta­no­wią stan­dard. Lecz to nie­moż­liwe, aby­śmy wszy­scy byli „nor­malni”. Czy pamię­tamy ten dzień, kiedy uświa­do­mi­li­śmy sobie, że inni ludzie widzą i prze­ży­wają świat ina­czej niż my? Ja pamię­tam. Doty­czyło to jakiejś drob­nostki, ale samo uzmy­sło­wie­nie sobie tego wywo­łało we mnie wstrząs. Byłem w pierw­szej kla­sie szkoły pod­sta­wo­wej, a Amy, jedna z moich kole­ża­nek, wspo­mniała o „smoku z Komodo”. Ni­gdy nie sły­sza­łem o niczym podob­nym, więc spy­ta­łem nie­win­nie, co to jest. Sądzi­łem, że to jakaś postać z bajki miesz­ka­jąca w komo­dzie. Z bez­czel­no­ścią cha­rak­te­ry­styczną dla pierw­szo­kla­sistki Amy odwró­ciła się do mnie i odparła, że to takie zwie­rzę. „Jakie?” − spy­ta­łem potul­nie. Wtedy zapewne uznała mnie za naj­głup­szego chło­paka, jakiego kie­dy­kol­wiek spo­tkała, i zaczęła mi wyja­śniać tak powoli i cier­pli­wie, że zro­zu­miałby naj­więk­szy kre­tyn: „To taki wielki jasz­czur, który żyje na wyspie Komodo”. I wtedy dotarło do mnie, że Amy używa innego okre­śle­nia, bo ja zna­łem to zwie­rzę pod nazwą warana. Oboje pole­ga­li­śmy na oso­bi­stej wie­dzy, aby okre­ślić, co jest „wła­ściwe” i „nor­malne”, nie bio­rąc pod uwagę ogra­ni­czeń naszych doświad­czeń.

Podobne zja­wi­sko obser­wo­wa­li­śmy w 2015 roku, kiedy w inter­ne­cie poja­wiło się zdję­cie pasia­stej sukienki – jedni widzieli kolor czarny i nie­bie­ski, a inni biały i złoty. Czy „droga jest taka pusta”, czy „droga jest ta kapu­sta”? Za każ­dym razem wydaje się nam nie­po­jęte, że doświad­cze­nia innych ludzi mogą się aż tak bar­dzo róż­nić od naszych. Aby wie­dzieć, co naj­le­piej rokuje dla związku, musimy czer­pać z dużych zaso­bów wie­dzy doty­czą­cych setek ludzi (tak robią uczeni). Dzięki temu zwięk­szamy szanse swo­jego powo­dze­nia. Na przy­kład być może w swoim życiu naj­lep­szą rela­cję intymną mie­li­śmy z osobą nar­cy­styczną i mani­pu­la­cyjną. Ale jeste­śmy tylko jed­nym czło­wie­kiem. Jeśli bada­nia naukowe uwzględ­nia­jące sto lub dwie­ście razy więk­szą „popu­la­cję” dowo­dzą, że nar­cyzi nie są naj­lep­szymi part­ne­rami życio­wymi (a tego wła­śnie dowo­dzą), to która „wie­dza” przy­czyni się w przy­szło­ści do bar­dziej uda­nego związku? Nauka wygrywa w tym star­ciu. Ale chcemy, aby życie było łatwe, pole­gamy więc na tym, co wydaje się pro­ste, a nie na tym, co jest poparte nauką. Jak mówią pro­gra­mi­ści kom­pu­te­rowi: „Śmieci na wej­ściu, śmieci na wyj­ściu”. Jeśli wpro­wa­dzamy błędne dane, uzy­sku­jemy zafał­szo­wane wyniki, któ­rych nie można wła­ści­wie zin­ter­pre­to­wać. To samo tyczy się związ­ków. Aby naprawdę dostrzec war­tość naszej rela­cji, musimy wie­dzieć, jaka infor­ma­cja ma zna­cze­nie. Wszę­dzie są wska­zówki, sub­telne oznaki, a nawet oczy­wi­ste świa­dec­twa, które mogą odsło­nić rze­czy­wi­stą war­tość naszego związku. A jed­nak się sza­mo­czemy.

Po pierw­sze, reagu­jemy nie w porę. Zaczy­namy mar­twić się, jak powin­ni­śmy oce­nić swój zwią­zek, kiedy jest już za późno. Wróćmy pamię­cią do cza­sów, kiedy się zaczął. Byli­śmy bez pamięci zako­chani i prze­ży­wa­li­śmy wspa­niałe chwile. Wszystko wyda­wało się cudowne, byli­śmy jak naj­lep­szej myśli. Nikt więc nie chce zepsuć sobie zabawy zamar­twia­niem się poten­cjal­nymi pro­ble­mami. Usta­le­nia naukowe wska­zują jed­nak, że być może powin­ni­śmy tak robić. W pew­nym kla­sycz­nym już bada­niu prze­śle­dzono różne związki, aby stwier­dzić, które się udały, a które zakoń­czyły fia­skiem, i zoba­czyć, czy wystą­piły jakie­kol­wiek wcze­sne sygnały takiego lub innego końcap22. Naj­pierw bada­cze przyj­rzeli się „nagro­dom”, a więc wszyst­kim pozy­ty­wom, które wiążą się ze związ­kiem (miłość, wspar­cie, czu­łość). Na wcze­snym eta­pie związki, które się udały i które się nie udały, miały tyle samo pozy­ty­wów. A to ozna­cza, że na początku zwią­zek dający zado­wo­le­nie nie jest niczym wyjąt­ko­wym ani szcze­gól­nym. Pro­blem w tym, że pozy­tywy pochła­niają całą naszą uwagę. Two­rzą się wtedy białe plamy. A to błąd. Związki mają rów­nież swoją cenę, rodzą nega­tywne prze­ży­cia (np. utrata wol­no­ści i nie­za­leż­no­ści, kon­flikty). Na ogół w przy­padku związ­ków obję­tych bada­niem koszty były niż­sze niż nagrody. Można z tego wycią­gnąć lek­cję: pozy­tywy w naszym związku powinny mocno prze­wa­żać nad nega­ty­wami. I choć koszty były ogól­nie niskie, to oka­zały się wyż­sze w przy­padku związ­ków, które zakoń­czyły się fia­skiem, a niż­sze w przy­padku związ­ków uda­nych. Innymi słowy, aby zorien­to­wać się, jak prze­bie­gnie nasz zwią­zek, powin­ni­śmy na wcze­snym eta­pie przyj­rzeć się kosz­tom. Nie­stety, naj­czę­ściej je prze­oczamy, bo nasz zwią­zek jest wciąż świeży. Widzimy wszystko na opak. Być może odwra­camy głowę w drugą stronę, bo uwa­żamy, że pro­blemy same się roz­wiążą lub po pro­stu znikną. Prze­cież może być tylko lepiej! Przy­kro mi, ale takie patrze­nie przez różowe oku­lary jest nie­for­tunne. Gdy bada­cze prze­śle­dzili czte­ro­let­nie związki, pyta­jąc o ich nega­tywne strony, takie jak złe rela­cje z teściami, oka­zało się, że pro­blemy, które poja­wiły się na początku, z cza­sem wcale nie znik­nęłyp23. Inne bada­nia dowo­dzą, że part­ne­rzy, któ­rych poży­cie zakoń­czyło się nie­po­wo­dze­niem, od początku oka­zy­wali sobie mniej życz­li­wo­ści i tro­ski oraz prze­ży­wali wię­cej wahań na początku mał­żeń­stwap24. Te wąt­pli­wo­ści nie tylko na­dal ich nękały, ale w końcu przy­czy­niły się do roz­padu związku. Igno­ro­wa­nie pro­ble­mów na wcze­snym eta­pie nie pro­wa­dzi do ich roz­wią­za­nia; wloką się za nami. Oczy­wi­ście nie­które pro­blemy są więk­sze od innych. Jeśli chcemy wie­dzieć, które kwe­stie naj­praw­do­po­dob­niej dopro­wa­dzą do nie­po­wo­dze­nia, to czy jest lep­sze źró­dło infor­ma­cji od świe­żego roz­wod­nika? Gdy spy­tali o to uczeni z Kali­for­nii, głów­nymi przy­czy­nami wska­za­nymi przez osoby roz­wie­dzione były brak poro­zu­mie­nia, nie­zdol­ność do pracy nad rela­cją i nie­uf­nośćp25. Zaska­ku­jące wydaje się to, że osoby takie były świa­dome, że pro­blemy te nie wzięły się zni­kąd. Że ist­niały przez cały czas. Oczy­wi­ście z per­spek­tywy czasu wszystko wydaje się nam jaśniej­sze, lecz gdy na początku poja­wiają się trud­no­ści, my ich nie widzimy albo im zaprze­czamy, bo nie chcemy się nimi zająć. Nie ulega więc wąt­pli­wo­ści, że jeśli chcemy unik­nąć potem nie­przy­jem­nej nie­spo­dzianki, istotne jest usu­nię­cie tej „bia­łej plamy”. Prze­skoczmy tro­chę do przodu. Z bie­giem czasu popa­damy w rutynę, życie się toczy i zaczy­nami dostrze­gać wady. Mnó­stwo wad. Nie­które są mało istotne, na przy­kład wie­sza­nie przez part­nera rolki papieru toa­le­to­wego nie­wła­ściwą stroną do wierz­chu albo upo­rczywe kla­ska­nie przy lądo­wa­niu samo­lotu. Inne wydają się jed­nak poważ­niej­sze, na przy­kład głu­pawe zacho­wa­nie, aro­ganc­kie trak­to­wa­nie kel­nera w restau­ra­cji, bra­wu­rowa jazda autem, nawyki kon­su­menc­kie i żywie­niowe, bała­ga­niar­stwo – lista może być długa. Pro­blemy te naj­praw­do­po­dob­niej poja­wiały się od początku, ale mach­nę­li­śmy na nie ręką. Teraz tego żału­jemy. Teraz, gdy zwią­zek stra­cił świe­żość i minęła eks­cy­ta­cja, oka­zu­jemy się o wiele uważ­niej­szym obser­wa­to­rem, a także mniej wyro­zu­mia­łym part­ne­rem. To może pro­wa­dzić do nad­mier­nej gor­li­wo­ści w eli­mi­no­wa­niu tych wad i zaj­mo­wa­niu się pro­ble­mami, które wcale nie są aż tak istotne.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: