Miłość w czasach globalnych zmian klimatycznych - ebook
Miłość w czasach globalnych zmian klimatycznych - ebook
Cały świat w jednej powieści? Tak, to możliwe!
Przed Wami jedna z najlepszych książek czeskiej literatury współczesnej! Josef Pánek zabiera Was w podróż, jakiej jeszcze nie zaznaliście! Przemierzycie z nim niemal całą kulę ziemską, a on opowie Wam o niej w sposób, w jaki nigdy wcześniej nikt o niej nie opowiadał.
Książka Josefa Pánka jest tak zaskakująca i charakterystyczna pod względem stylu i poruszanych tematów, ponieważ nie wzoruje się na żadnym współczesnym trendzie literackim. Wprawdzie porusza większość aktualnych kwestii takich jak ksenofobia, rasizm i inne globalne zjawiska społeczne, ale robi to z klasą, humorem i swadą bliską Hrabalowi, Haškowi czy Demlowi.
Kapituła Nagrody Magnesia Litera
Jeden chłopak z porządnym ekwipunkiem wspinaczkowym spytał mnie, dlaczego na wspinaczkę wulkaniczną w sercu Islandii włożyłem tenisówki...? odpowiedziałem mu, słuchaj, to są specjalne tenisówki śniegowe, a mój sąsiad spytał, jakie...? wyjaśniałem: nieprzemakalne i antypoślizgowe, widzisz...? a mój sąsiad patrzył na mnie jak na wariata i odpowiedział, nie, nic nie widzę, widzę tylko zwykłe tenisówki, powiedziałem mu: To jesteś ślepy, przyjrzyj się dokładniej...
Fragment powieści
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-66013-51-3 |
Rozmiar pliku: | 908 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
To będzie o miłości. I o globalnych zmianach klimatycznych. Itd. Miłość w czasie globalnych zmian klimatycznych, serio.
Chodzi o to: kiedy dociera pan do Bangaluru, Indie, przeraża pana hałas, brud, trąbienie, bliżej nieokreślony smród, przeludnienie, totalne poczucie oderwania, jest pan w najbardziej zniszczonym i najmniej gościnnym miejscu na ziemi, ale jeszcze pan o tym nie wie, nie, i hotel.
O hotelu później.
Teraz ucieka pan z hotelu na ulicę, bo cóż panu pozostało, to indyjski hotel, jest noc, ulice nieoświetlone, zabija pana bliżej nieokreślony smród, to miejsce jest tak skrajnie niegościnne, jakby znajdowało się na innej planecie, i robi się panu od tego niedobrze. I idzie pan po ciemku, zdezorientowany, wśród hałasu i samochodów, ten chaos przeraża, i dokąd pan dochodzi, do slumsów, a mówili panu, zanim wyjechał pan do Indii, że to, czego należy unikać, to slumsy, a teraz pan tam jest, że to, gdzie nie należy zaglądać po zmroku, to slumsy, a pan jest tam dokładnie o północy, mówili, żeby nie nosić przy sobie pieniędzy ani tym bardziej dokumentów, tylko ich kopie, a pan jest w slumsach o północy, z pieniędzmi i dokumentami w plecaku i czuje się pan całkowicie bezpiecznie, a oni uśmiechają się do pana, mieszkańcy slumsów za Queen's Road, Bangalur, południowe Indie, nie dzieje się nic niezwykłego, dopóki nie spotka pan dziewczyny w dżinsach i bluzie, stojącej z dwiema dziewczynami w sari przy na wpół zburzonej bramie wjazdowej do czegoś, co według pana jest śmietniskiem, wysypiskiem lub ruiną, ale nagle coś do pana dociera, to te jej prozaiczne niebieskie dżinsy i jej prozaiczny sweter, nie może się pan powstrzymać, wyciąga pan telefon i robi jej zdjęcie, robiąc tym samym pierwsze zdjęcie w życiu, bo mimo iż objechał pan cały świat, przez dziewięć lat mieszkał pan w Norwegii i w Australii, nie zrobił pan ani jednego zdjęcia, nawet nie ma pan aparatu, proszę sobie wyobrazić, że nigdy go pan nie miał, po co mi, mawiał pan, fotki, skoro w zasadzie świat jest wszędzie taki sam, a teraz fotografuje pan zwyczajne niebieskie dżinsy, bo pasują tu jak pięść do nosa, wszędzie powódź sari w krzykliwych kolorach, tradycyjnych męskich strojów i smrodu i brudu i ciemności i ruchu ulicznego, a pan jakby chciał się czegoś chwycić, jest to coś, co pan dobrze zna, przecież tak samo wygląda to w domu, ach tak, ale jednocześnie odczuwa pan kontrast niegościnności, jaskrawych barw i prozaicznie niebieskich dżinsów, jest noc, jest pan w miejscu, którego nie potrafi pan określić, to są te pańskie doświadczenia życiowe z rozwiniętego technicznie, aseptycznego i komfortowego świata, nigdy się pan z niego nie ruszał, a teraz czuje się pan jak na ulicy, na jezdni, na śmietnisku i na rynku jednocześnie, są tam płonące, tlące się, śmierdzące toksynami ognie niemrawo oświetlające ryczącą autorikszę przemykającą bez świateł, z nieustannie rozwrzeszczanym klaksonem, jest tam rzeka ludzi między ogniskami i autorikszami, wzdłuż otwartych na oścież garaży, na ich progach siedzą czarne jak noc, jaskrawo ubrane Hinduski, w świetle ognia pobłyskują ich zęby, mężczyźni stoją w nieregularnych grupkach i rozmawiają i się śmieją, a po drugiej stronie ulicy jest złomowisko, a pan wciąż stoi przy bramie wjazdowej na śmietnisko, wysypisko, cokolwiek, a dziewczyna, której zrobił pan zdjęcie, właśnie się odwraca i pyta, dlaczego ją pan fotografuje.
Pyta doskonałą angielszczyzną.
Wyjaśnia jej to pan.
A ona odpowiada, że nie życzy sobie być fotografowana, bo nie ma na sobie sari.
Co ja, na Boga, pyta pan w duchu sam siebie, mogę tu zrozumieć, całe to miejsce jest dla pana całkowicie niezrozumiałe, po prostu kasuje pan zdjęcie, żegna się pan i odchodzi.
Dociera pan do świątyni na skraju slumsów, slumsy przechodzą tam w ubogą dzielnicę, przemierza pan slumsy w drodze powrotnej, nikt pana nie zabija, nie okrada, nie gwałci, nie atakuje, jest północ, a ulice są pełne ludzi i oświetlone ogniskami płonącymi na asfalcie, tlącymi się w przydrożnych rowach, w byle dziurach, a ludzie siedzący przy płomieniach uśmiechają się do pana.
Wszędzie unosi się trujący i nachalny odór ognia, chce się panu od niego wymiotować.
A zanim wyjechał pan do Indii, czytał pan w Lone ly Planet, czytał pan na wikipedia.org, wszędzie w Internecie mówili panu, żeby pod żadnym pozorem nie chodzić do slumsów.
A zatem na oświetlonej ogniem ulicy w Bangalurze, chociaż wie pan, że to niczego nie rozwiąże, zaczyna pan tęsknić za swoim hotelem i wraca pan do niego.
W hotelu ma pan trzy dni do początku konferencji.
Kiedy tylko przekracza pan próg, pragnie pan wyjść, od razu.
Tylko dokąd.
Myśli pan: przecież na tle uniformizmu hotelu zniszczenie, niegościnność i brud za ścianami hotelu nie są ani tak brudne, ani tak niegościnne, ani tak zniszczone, i ta myśl natychmiast pana przeraża.
No.
No.
A pan, 1., co pan zrobił w hotelu, było sprawdzenie, czy da się otworzyć okno, ale się nie da, okna mają ramy z zawiasami i zamkami, ale bez klamek, więc poszedł pan do recepcji i powiedział im w hotelu, żeby przynieśli klamkę do okna, że nie zamierza pan spać w pokoju, w którym nie da się otworzyć okna.
Co?, zapytali pana w hotelu.
A pan mieszkał siedem lat w Australii, to był ten pański angielski z queenslandzkim akcentem, którego na dodatek nigdy pan porządnie nie opanował, a teraz jakby pana nie rozumieli.
Powiedział im pan, że chce pan wyłączyć w pokoju klimatyzację i otworzyć okno.
Cokolwiek, proszę pana.
I uśmiechali się do pana szeroko i lśniąco tymi swoimi czarnymi twarzami.
A przecież kto w Indiach, Bangalur, otwierałby okno. A przecież kto w Indiach, Bangalur, gdzie na ulicy są tylko spaliny, kurz i huk, wyłączałby klimatyzację i otwierał okno.
I mówili do pana płynną angielszczyzną z pięknym akcentem, mieli czarne twarze i białe zęby i uśmiechali się do pana szeroko i lśniąco, a pan do nich tym wiejskim bełkotem, mieszkał pan 7 lat w Australii, 3 lata w Norwegii, objechał pan cały świat, tylko w Indiach nigdy wcześniej pan nie był, natomiast oni z Bangaluru, Indie, nie wyściubili nosa, czy to jest to, myśli pan, to tradycyjne indyjskie wykształcenie…? A pan chce od nich klamkę do okna.
Oni uśmiechają się do pana szeroko.
A pan jest nieszczęśliwy do szpiku kości i nawet nie przychodzi panu do głowy, żeby się do nich uśmiechnąć, a oni idą z panem, wyłączają klimatyzację i dają panu klamkę do okna i otwierają je i widzi pan przez nie tylko ścianę sąsiedniego budynku, brudną, pleśniejącą, obtłuczoną i obsraną przez gołębie, i odbija się od niej huk ruchu z głównej ulicy, ściana jest pół metra od pana, może jej pan dotknąć.
I jakby nie patrzył pan na obsraną ścianę, tylko w lustro, uśmiecha się pan do nich po raz pierwszy, szeroko i lśniąco, do tych, którzy pana goszczą.
A oni mówią panu, jest pan naszym gościem, zrobimy dla pana wszystko, co w naszej mocy, mówią, że klamka jest pańska, chociaż jest to jedyna klamka do okien w całym hotelu, dziękujemy.
A pan uśmiecha się do nich szeroko.
Ale wciąż, wciąż, wciąż najbardziej ze wszystkiego pragnie pan, żeby wreszcie sobie poszli.
I poszli sobie, uśmiechając się, a pan zrozumiał, że oni to z tymi uśmiechami myślą poważnie.
Ale pan jeszcze nie.
1. nocy w hotelu nie zmrużył pan oka, bo pod oknami pańskiego pokoju znajdowały się agregaty klimatyzacji dla całego hotelu, a do hotelu w nocy wrócili goście, włączyli klimatyzację w swoich pokojach, a zabytkowe agregaty zaczęły hałasować, aż zagłuszyły nawet huk z ulicy, a pan jedyny w całym hotelu miał wyłączoną klimatyzację. Nie zasnął pan ani na chwilę. Myślał pan o tym, jaki cudowny był ten huk z ulicy, gdybym tak mógł go znów usłyszeć, i że zaczyna pan już za nim tęsknić.
I wciąż, i wciąż, i wciąż, mimo iż pański pokój trząsł się od ryku agregatów klimatyzacyjnych zwielokrotnionego odbiciem od ściany sąsiedniego budynku, która pleśniejąca, brudna i obsrana widniała w pańskim oknie, czuł się pan, jakby pański pokój był zamurowany, ale wciąż nie zdobył się pan na zamknięcie okna i włączenie klimatyzacji.
Wciąż nie zapomniał pan o tym, jak w hotelu w Göteborgu w ogóle nie było okien. Jak w Edmonton, Kanada, w hotelu nie było okien. Nie zapomniał pan, jak w hotelu w Tokio nie było okien. I w Cambridge, w Oslo, w Bergen, w Rockhampton, w Sydney i w Kopenhadze przeszklili w hotelu tylko kawałek ściany i we wszystkich tych miejscach przesiadywał pan w knajpach i barach i przerażała pana chwila, kiedy zamkną ostatnią knajpę i ostatni bar, a pan będzie musiał iść do hotelu, żeby przecierpieć w nim noc w pokoju bez okien, tylko z kawałkiem przeszklonej ściany, sprawdzał pan dotykiem wytrzymałość szkła, kopniakiem, a potem rzucał się pan na nie całym ciałem, potem próbował pan wyłączyć klimatyzację, ale klimatyzacja działała bez wyłącznika, czuł pan pilną i paniczną potrzebę otwartej przestrzeni, co w każdym cholernym szpitalu i na każdej głupiej wikipedia.org nazywają zwykłą klaustrofobią.
A teraz w Bangalurze, Indie, żeby powstrzymać to nieznośne poczucie oderwania i nieszczęścia, które zalewa pański pokój przez otwarte okno wraz z hałasem agregatów klimatyzacji, zamyka pan okno i włącza klimatyzację.
Wytrzymuje to pan < 1 min.
Wyłącza pan klimatyzację i otwiera okno.
I ogarnia pana poczucie oderwania i niegościnności, jeszcze nigdy w życiu nie czuł się pan tak zagubiony i bezsilny, a przecież objechał pan cały świat, dawno odzwyczaił się pan od posiadania domu, rodziny i przyjaciół, a mimo to w Bangalurze, Indie, jest panu gorzej, niż kiedy przydarzyło się to panu po raz pierwszy, kiedy po raz pierwszy znalazł się pan bez domu, bez przyjaciół i bez rodziny, siedzi pan na łóżku i pyta pan sam siebie, po raz pierwszy w życiu, jak pan mógł zostawić rodzinę w Australii i wyjechać bez nich do Chile, zdarzyło się to pięć lat temu, a teraz nie śpi pan całą noc.
_Dalsza część dostępna w wersji pełnej_Dwunastoletnia Basia, jej starsza siostra Kasia oraz rodzice tworzą na pozór typową i szczęśliwą rodzinę. Jednak pod powłoką tak zwanej normalności skrywają się wzajemne pretensje, problemy i brak zrozumienia. Dojrzewająca Basia odkrywa w sobie talent plastyczny, lecz im bardziej próbuje żyć w zgodzie z własną naturą, tym usilniej rodzina ściąga ją ku przeciętności i życiowej bierności.
Czy tak młoda dziewczyna ma szansę ucieczki z życiowej pułapki? Czy jako społeczeństwo wykształciliśmy odpowiedni system pomocy dzieciom? Czy przepaść między córką a rodzicami jest możliwa do przeskoczenia?
Petra Dvořáková, jedna z najważniejszych czeskich pisarek współczesnych, bezkompromisowo porusza ważne tematy społeczne, ubierając je w świetną fabułę. Ta książka to lektura obowiązkowa dla wszystkich, którzy pragną znaleźć klucz do świata dziecięcych emocji.Jedna z najważniejszych powieści grozy ostatnich lat.
WIELE NAGRÓD I NOMINACJI. PIERWSZY THRILLER W FINALE NAGRODY BOOKERA!
Dziewiętnastowieczna Szkocja. Wyżyny zapomniane przez Boga i ludzi. Potrójne morderstwo.
Do zbrodni przyznaje się młody rolnik – Roderick Macrae. Czy naprawdę jest winien? I co tak właściwie oznacza wina? Obrony Rodericka podejmuje się pan Sinclair, prowincjonalny adwokat. Robi wszystko, by dowieść, że Roderick nie zasłużył na szubienicę.
_Jego krwawe zamiary_ to trzymająca w napięciu powieść, która nikogo nie pozostawi obojętnym. W obliczu ludzkiej tragedii autor szuka prawdy o zbrodni. Tylko czy prawda istnieje?Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia. Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.
Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość? Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.
_SZCZELINA_ ZDOBYŁA NAJWAŻNIEJSZĄ SŁOWACKĄ NAGRODĘ LITERACKĄ ANASOFT LITERA W KATEGORII NAGRODA CZYTELNIKÓW!Anna Walenta to główna scenarzystka najpopularniejszego czeskiego serialu telewizyjnego „Podwórze". Dzięki pracowitości i ambicji odnosi duże sukcesy, lecz pod powłoką wielkomiejskiego blichtru skrywa sekrety, których nie wyjawia prawie nikomu.
Ester Czarna prowadzi pensjonat na peryferiach Pragi. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją przyjaciółka Anna, w nocy zostaje popełnione morderstwo. Na jaw zaczynają wychodzić demony przeszłości oraz tajemnice teraźniejszości, a śledztwo prowadzi inspektor Bergman. Jak poradzi sobie w środowisku niekończącego się serialu telewizyjnego, w którym trwa nieustanna walka o władzę i wpływy? Czy mordercą okaże się gwiazda srebrnego ekranu, czy może prawda leży gdzie indziej?
Intryga bez nadmiaru brutalnych scen i z rozbudowaną psychologią postaci to znak firmowy Michaeli Klevisovej – królowej czeskiego kryminału, dwukrotnej zdobywczyni nagrody dla najlepszej powieści detektywistycznej!Osobliwy świat arystokracji, w którym bohaterowie są jak kukiełki zmagające się z rolami przypisanymi im przez złośliwą historię. Przewrotny humor i galeria nietuzinkowych osobowości gwarantują dobrą zabawę. Evžen Boček mistrzowsko bawi się konwencją, serwując gagi i humor sytuacyjny, za które pokochały go setki tysięcy czytelników!
Rodzina Kostków powraca z Ameryki do Czech, by przejąć dawną siedzibę rodu – zamek Kostka. W zamku zastają dotychczasowych pracowników: kasztelana, ogrodnika oraz kucharkę. Jak nowi właściciele poradzą sobie w nowej rzeczywistości? Jak odnajdą się w rolach dotychczas nieodgrywanych?
Przewrotny humor i galeria nietuzinkowych osobowości gwarantują dobrą zabawę. Obok historii opowiedzianej w taki sposób nie można przejść obojętnie. Mamy do czynienia z jedną z najzabawniejszych książek XXI wieku!