Mój czołg - ebook
Mój czołg - ebook
Rok 1968
Breżniew, Kádár, Żiwkow, Ulbricht i Gomułka tworzą plan najazdu wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację, a ich burzliwe rozmowy tłumaczy poczciwy, choć niezbyt rozgarnięty młody podporucznik. Choć nie rozumie nic a nic z politycznych intryg, żyje wiarą w komunizm, a w wolnym czasie rozgrywa bitwy plastikowych żołnierzyków i koresponduje z narzeczoną, którą z lękiem pyta, czy w kontrrewolucyjnej Czechosłowacji wprowadzono już seks.
Viktor Horváth dopisuje kolejny rozdział do tradycji „dobrego wojaka”, który rozśmiesza i jednocześnie obnaża absurdy systemu, wielkiej historii i polityki. Autor pozostaje przy tym czuły na niuanse relacji węgiersko-słowackich – wystarczy wspomnieć, że bohater zapytany o narodowość odpowiada, że jest „Węgrem. To znaczy Czechosłowakiem. Znaczy Słowakiem”.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65595-41-6 |
Rozmiar pliku: | 1,8 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
6 stycznia 1968, sobota
Szliśmy zwyczajnie, chodnikiem obok siebie, ale ja bardzo się bałem, bo dziewczynę, jak już się ją odprowadzi do domu, trzeba zawsze na pożegnanie pocałować, a ja jeszcze nigdy się nie całowałem. Asfalt skuty był lodem, mróz szczypał mnie w palce u stóp. Dziewczyna miała na imię Julika.
– Czytałaś ten artykuł w dzisiejszej „Wolności Ludu”? – zapytałem.
Spojrzała na mnie z takim zaskoczeniem, jakbym chciał ją pocałować, albo jakbym nie chciał jej pocałować. W takiej sytuacji to obowiązek chłopaka. Co będzie, jeśli nie znajdę w sobie odwagi? Co będzie, gdy dotrzemy pod bramę?
– Jaki artykuł?
Powiedziała to już życzliwie, wciąż z przyganą, ale jednak cicho i wybaczająco; nie miałem śmiałości spojrzeć w bok, ale czułem, że uśmiecha się łagodnie, jak moja mama, kiedy zbyt szybko próbuję wepchnąć sobie do ust banana lub poplamię koszulę, dajmy na to, budyniem czekoladowym, który bardzo lubię, ale gdy jeszcze całkowicie nie ostygnie, to jest kleisty, i wtedy kropla z łatwością może spaść mi na koszulę. Po ostygnięciu budyń czekoladowy jest o wiele gęstszy, można go kroić łyżeczką, a na wierzchu tworzy się kożuch. Kożuch zawsze zjadam osobno. Można też do budyniu dodać rodzynek. Będę musiał ją potem pocałować.
– No… zaraz na pierwszej stronie – odparłem. – Odbyło się posiedzenie Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji.
– Tak?
– Tak. Zdymisjonowano Novotnego.
– U mamy w urzędzie też zwolniono dyrektora departamentu – odpowiedziała.
– Ale to przecież nie to samo. To tak, jakby u nas zdymisjonowano towarzysza Kádára – zawahałem się, bo być może nie powinienem był przywoływać takiego przykładu. – Nie można tego zrobić tak po prostu. Ważnych przywódców nie można pozbawiać stanowiska jak kierowników w fabryce czy urzędzie, albo dowódców w wojsku.
– Keith Richards ma nową dziewczynę, pili razem colę na zdjęciu – powiedziała Julika.
– Na jakim zdjęciu?
– W „Magazynie Młodzieży”. Tobie nie przysługuje „MM”?
– Nie. To znaczy tak, znaczy: nie przysługuje, ale kupuję go osobno w kiosku. – Dzięki temu moja sytuacja stała się łatwiejsza, niż gdybym musiał bujać, że mam prenumeratę. – Tylko najnowszego jeszcze nie kupiłem.
– Jest też artykuł obok zdjęcia.
– Aha. Tak. Dobrze, sprawdzę.
Bardzo się już denerwowałem, bo skręciliśmy za róg i dostrzegłem dom i bramę do klatki schodowej. Wiedziałem, która to klatka, bo poprzedniego dnia, i wcześniej też, śledziłem Julikę, gdy wracała do domu, i wszedłem za nią po schodach, żeby dowiedzieć się, na którym piętrze mieszka.
– Novotnego zdymisjonowano i pierwszym sekretarzem został Dubček. Ale Novotný to wciąż ważna osobistość. Pozostał na stanowisku prezydenta. Do tej pory był jednocześnie prezydentem i pierwszym sekretarzem.
– Pierwszym sekretarzem? Jakim pierwszym sekretarzem?
– Pierwszym sekretarzem Komitetu Centralnego Komunistycznej Partii Czechosłowacji. Nie rozumiem, Juliko, jak możesz tego nie wiedzieć? Przecież jesteś obywatelką Czechosłowacji. A zatem Czechosłowaczką. To są ważne sprawy obywatelskie.
– Tak, rzeczywiście, będę zwracać na to uwagę – powiedziała Julika. – Od teraz Dubček jest pierwszym sekretarzem.
Dotarliśmy pod klatkę.
– Dzisiejsza „Wolność Ludu” pisała o tym… Ale tego wyboru dokonano u was już wczoraj.
– U nas? W Lévie?
– Nie, w Pradze, stolicy Czechosłowacji.
– A, tak, rozumiem. Ale my mieszkamy w Lévie, to znaczy w Levicach – powiedziała Julika.
– No tak. Tam.
Staliśmy w ciszy. Czeka, żebym ją pocałował, pomyślałem. Była zwrócona do mnie nieco bokiem, zwiesiła głowę, jedną nogę postawiła na stopniu i milczała, ja zaś nie miałem śmiałości, by zrobić cokolwiek. Upłynęło zbyt dużo czasu, położyła dłoń na klamce i nacisnęła ją. Tak wolno, jak po wiosennym niebie płynie baranek.
– Mam nadzieję, że u nas nie zdymisjonują towarzysza Kádára – powiedziałem nagle, nim do końca nacisnęła klamkę.
Robiła to powoli, a przecież nie miała rękawiczek. Jak wyraźnie widać każdy szczegół, gdy się boimy! Nie żebym się bał; byłem tylko zdenerwowany. Właściwie niespokojny.
– A to nie za wiele, jak ktoś jest jednocześnie i pierwszym sekretarzem, i prezydentem? – zapytała.
– Co? Kto?
– Novotný.
– A, nie. Moim zdaniem nie. Jeśli jest dobrym komunistą. I jeśli potrafi dobrze pokierować krajem, to może być jednocześnie i prezydentem, i pierwszym sekretarzem. Ale to prawda, że u nas osobno jest pierwszy sekretarz i osobno prezydent.
– A kto jest prezydentem?
– U nas? Pál Losonczy. A Kádár jest pierwszym sekretarzem. Widzisz, teraz i u was te stanowiska są rozdzielone.
– Niech żyje! – powiedziała, otwierając bramę. Marzłem w palce u stóp, coś ściskało mnie za gardło, przez co rozszerzył mi się kanał pomiędzy strunami głosowymi a uszami i słyszałem echo własnego głosu, potem wszystko zeszło niżej, w okolice brzucha, i paliło.
– „Magazyn Młodzieży” to postępowa gazeta. Gazeta Komunistycznego Związku Młodzieży – powiedziałem.
– Interesuje cię? Pokażę ci tamto zdjęcie.
– Jakie zdjęcie?
– To, na którym są Rolling Stones i nowa dziewczyna Briana Jonesa. Protestują przeciwko wojnie w Wietnamie.
– Wcześniej mówiłaś o kimś innym. Kto pił colę.
– A, tak, bo tamten też ma nową dziewczynę.
– W porządku. Gdzie mi pokażesz?
– No, na górze. U nas.
– Mogę wejść?
– Tak, jasne. Jeśli chcesz. Chcesz?
– No tak. Chcę. Ale muszę wracać do koszar.
– Dzisiaj?
– A, nie. Jutro.
– To wejdziesz?
– Nie jest jeszcze za późno?
– Jeszcze nie. Wejdziesz?
– Wejdę.