- W empik go
Myszeida. Monachomachia. Antymonachomachia - ebook
Myszeida. Monachomachia. Antymonachomachia - ebook
Zbiór trzech cieszących się największą popularnością poematów heroikomicznych autorstwa Ignacego Krasickiego.
„Myszeidos pieśni X”, czyli „Myszeida”, nawiązuje do legendy o królu Popielu pochodzącej z „Kroniki polskiej” Wincentego Kadłubka. Jest to utwór o wojnie kotów z wojskami szczurzo-mysimi pod dowództwem Gryzomira. Przy pomocy świata zwierzęcego autor krytykuje obyczajowość szlachecką, awanturnictwo, egoizm i przekupstwo posłów. Przy okazji wyśmiewa manierę literacką baroku i sentymentalizmu.
„Monachomachia, czyli Wojna mnichów” opowiada historię walki pomiędzy mnichami z dwóch zakonów. Utwór jest dynamiczny, pełen komizmu i groteski. Jest jednak ostrą krytyką ukrytą pod kostiumem zabawnych postaci. Autor – sam będący osobą duchowną – występuje przeciwko zasobnemu życiu kleru oraz próżniactwu i zacofaniu kapłanów.
„Antymonachomachia” powstała jako pozorne przeciwieństwo „Monachomachii”. Autor dokonuje w niej w sposób ironiczny pochwały życia zakonników.
Kategoria: | Komiks i Humor |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7903-861-9 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Pieśń I
Wy, co śpiewacie bohaterów dzieła
I świat dziwicie cudy rozlicznymi,
Jeśli was sława ich wielka ujęła
I praca, którą stali się zacnymi,
Pozwólcie nucić to, co przedsięwzięła
Nie Muza zdjęta duchami wieszczymi,
Ale wierszopis pracujący w ciszy.
Nie dla rycerzów walecznych, lecz myszy.
„Cóż kiedy myszy sławnego zrobiły? –
Rzecze zuchwale krytyk mniej wiadomy –
Próżnym ciężarem i szkodliwym były,
Zwierząt odrodki, płód gnuśny, poziomy”.
Rzuć tylko okiem na straszne mogiły,
Jeśliś kruszwickich okolic świadomy;
Tam potężnego zbyt nieprzyjaciela
Zagryzły mężnie, książęcia Popiela.
Rozległe pola i żyzne oblewa
Gopło, jezioro wiekopomnie sławne;
Zdobią go cieniem ponadbrzeżne drzewa:
Brzozy, topole, buki starodawne.
Ptastwo rozliczne tam schronienie miewa
I echo wrzaskiem sprawuje zabawne.
Doliny, wzgórki zielone i żywe
Miłą patrzącym czynią perspektywę.
Dalej równiny okiem nieprzejrzane,
Im rozleglejsze, milej się wydają;
Łąki rozlicznym kwiatem przyodziane,
Własnym się kłosy ciężarem zginają;
Gaiki jakby umyślnie sadzane;
W chłodzie ich cienia bydlęta igrają.
Pod gęstym krzaczkiem siedząc w miłej parze
Hoży pastuszek nuci na fujarze.
Po drugiej stronie jeziora – Kruszwica,
Miasto wspaniałe w struktury rozliczne,
Okazałymi gmachami przyświeca;
Wieże się zewsząd wznoszą niebotyczne;
Godna monarchów tak wielkich stolica
Okrasza bardziej te widoki śliczne.
Gdziekolwiek wzroku lot bystry przyspieszy,
Wszędzie się zdziwi, wszędzie się ucieszy.
W środku jeziora natury igrzysko,
A jako stara powieść w kraju głosi –
Czarnoksiężniczej sztuki dziwowisko,
Wyspa ozdobna wspaniale się wznosi.
Na niej twierdz mocnych straszne widowisko;
W szczycie herb kraju, orzeł, się unosi.
Tam, zacne plemię Krakusa i Leszka,
Sarmatów książę, spoczywa i mieszka.
Potęgą kraju i przodków zasługi
Popiel odrodny próżno się nadymał.
Na ulubione spuszczając się sługi.
Płochym letargiem zniewolony drzemał.
Brzydził się jarzmem publicznej usługi
I wodze rządów słabą ręką trzymał.
Mniemał być królem, że mógł rozkazywać
I więcej rozkosz nad innych używać.
Zniewieściałego pana faworyci,
Harpije państwa, krew poddanych ssały.
Łupem zdartego ubóstwa niesyci,
Na to swój umysł natężali cały,
Aby w tych gmachach z monarchą ukryci
Stan szczęścia swego uczynili trwały;
A dzieląc z panem władzę tronu śliską,
Sobie rząd dali, a jemu nazwisko.
Zamiast odgłosu wojennego hasła
Słyszeć tam było same biesiadniki.
Ochota mężna zupełnie wygasła
I zapomniane marsowe okrzyki.
Trzoda nikczemna rozkosznie się pasła
Przy słodkim brzmieniu przyjemnej muzyki.
Miedziane bramy uwieńczyły róże,
A nimf orszaki były twierdzy stróże.
Co niegdyś prawa obowiązek ścisły
Sarmatów sercem i myślą kierował,
A zagrzewając wspaniałe umysły,
W oczach całego świata dystyngował,
Popiel odrodny przez swoje wymysły
Skaził wszetecznie i z gruntu popsował,
Nic nie pomogły cnoty przodków starsze:
Trucizną kraju są grzechy monarsze.
Dwór pański źródłem występków lub cnoty;
Lud, w obieraniu prosty i mniej baczny,
Głupio zdziwiony na wyższe obroty,
W sądzeniu płochy, w działaniu dziwaczny,
Patrzy na dworskich intryg kołowroty;
Ten mu prawidłem, kto z postaci znaczny.
Na wzór bydlęcej, nieroztropnej trzody
Uczniem jest błędu, niewolnikiem mody.
W dziwactwie swoim Popiel niestateczny,
Coraz odmieniał wyuzdane chęci.
Nikt się nie ważył być królowi sprzeczny.
Chęć zysków pewnych do podchlebstwa nęci;
Odpór monarsze zawżdy niebezpieczny,
Cnota u dworu mało kiedy świeci.
Nie syt, lecz mnóstwem chęci zmordowany,
I pan, i naród szalał na przemiany.
Już dzień dziewiąty i z okładem mijał,
Już Popiel myszki pokochał statecznie.
Każdy im z dworskich nieodstępnie sprzyjał;
Biegały sobie po polach bezpiecznie;
Kotki, kocięta, kto chciał, to zabijał,
Zrazy się bardzo broniły walecznie:
Nic nie pomogły na koniec pazury,
Niejeden rycerz pozbył swojej skóry.
Dobrze to jeden filozof powiedział,
Że się każdemu trzeba piędzią mierzyć.
Rzadki się w szczęściu statecznie osiedział;
Ślepej Fortunie nie potrzeba wierzyć.
Gdy się o kocie wybornym dowiedział,
Myszkom faworów król nie chciał powierzyć.
Zginęły myszki z dobrym swoim bytem:
Mruczysław, kotek, zastał faworytem.
Na co się tylko zdobyć który może,
Jak myszy gubić, każdy z dworskich myśli:
Jeden kunsztowne sporządza obroże,
Klatki, aby je trzymać jak najściślej,
Łapki subtelne, zasadzone noże;
Rzemieślnik zdradnych sztuk modele kreśli.
Dopieroż koty w tak okropnym stanie
Obfite z myszek mają polowanie.
Trzeba opuszczać dziedziczne siedliska,
W których się kryły myszki od pradziadów.
Kąty rozkoszne, miłe legowiska,
Spiżarnie pełne sernych, mięsnych składów,
Kuchnie, wypasłej trzody stanowiska,
Dawnych już u was nie ujrzycie śladów!
Gdy się zajadła na nich złość przeklęta,
Muszą uciekać w pola, niebożęta.
Tak, kiedy orzeł głodem uciśniony,
Ruszy się z gniazda i skaliste góry
Rzuca, połowem już rozłakomiony,
Pędzi przed sobą ptasząt małych chmury,
A rozpostarte otwierając szpony
Trwożliwą trzodę srogimi pazury
Straszy: ta szelest słysząca z daleka,
Wzmaga skrzydełka i w strony ucieka.
Błądzą po polach mysz nędznych ostatki:
Ta dzieci szuka; te bez doświadczenia,
Śladów kochanej nie znajdują matki.
Okropne uszom wydają piszczenia.
Starsze, zdradliwej bojące się klatki,
Stoją jak wryte, na każde wzruszenia:
Umysł strwożony w polu czy u płota
W oczach im stawia drapieżnego kota.
Płodna tymczasem w rozmaite wieści
Sława stugębna po świecie roznosi:
Jak los szczęśliwe koty tylko pieści,
A dekret srogi, nieużyty głosi
Na biedne myszy, gubiąc ich do treści,
Rodzaj piszczący do ostatka znosi.
Odmienne krajem, lecz jednej natury,
Trwożą się wszystkie i myszy, i szczury.
Kogoż by taka przeciwność nie zbodła,
Gdy o ojczyznę idzie i o życie?
Z tak okropnego pochodzące źródła
Trwogi zastraszyć powinny sowicie.
I chociaż w drugim panuje myśl podła,
Gotów natenczas działać znamienicie.
Umysł się wzmaga, zostający w cieśni;
Co się więc stało, powiem w drugiej pieśni.Pieśń II
Szczęścia na świecie drogi kręte, śliskie,
A każdy chciwie do mety się spieszy.
Uwielbia jeden nader stany niskie,
Chce być ukrytym w pospolitej rzeszy.
Drugi, w mniemaniu, że honory bliskie,
Nędzny w istocie, nadzieją się cieszy.
Tymczasem, kiedy los szczęścia zagrodzi,
I tron nie wesprze, i mierność zaszkodzi.
Fortuna, kroki stawiając niebaczne,
Przypadkiem tylko skłania się i rządzi.
Choć jej wyroki płoche i dziwaczne,
Przecież to trzymać musim, co osądzi.
W momencie wzruszyć zdoła stany znaczne;
I lubo w swoich procederach błądzi,
Przecież, choć słaba i ślepa, i głucha,
Każdy ją wielbi i każdy jej słucha.
Piszczący naród, z nagła rozproszony,
Do najwyższego rządcy się ucieka.
Majestat jego w Gnieźnie położony;
Tam monarchowie myszowscy od wieka,
Ubezpieczeni będąc z każdej strony,
Od zgrai kotów mieszkali z daleka,
Nieprzykrzy własnym hołdownikom ani
Swemu monarsze wzajemnie poznani.
Letkie daniny jako znak poddaństwa
W dni wyznaczone do niego nosili:
Schaby, słoniny, specyjały państwa
Dawali chętnie, na co się zdobyli.
Uprzejme serce wiernego ziemiaństwa
Przyjmował, karmiąc tych, co mu służyli.
Nie dla potrzeby odbierał te datki:
Był bowiem nader obfity w dostatki.
Gmach był niezmierny mniszego klasztora,
Od dawnych czasów używany marnie:
Pierwszego bowiem wymysł fundatora
Tam ustanowił niezmierną księgarnię;
Doskonalszego coraz wieku pora
Dostatnią z niego zrobiła spiżarnię;
A porzuciwszy marność, która uczy,
Tego się jęła, co karmi i tuczy.
Ledwo czytelnych ksiązek folijały
Ojciec kanaparz lepiej dysponował:
Co przedtem próżno na pulpitach stały,
On tam ozory, szynki uszykował;
Pergaminami zwijał specyjały
I aby imbier i pieprz się nie psował,
Pogańskie pisma i stare kroniki,
Lepiej użyte, poszły na funciki.
Niezmierne zewsząd wznosiły się stosy
Najwyborniejszych do gustu przysmaków.
Stąd przełożony, ubogi i bosy,
Pasł miękką trzodę pulchnych nieboraków.
Znosili skromnie tak przeciwne losy,
A w nasyceniu nie czyniący braków,
Coraz dostatnią zwiedzając karbonę
Pędzili w Bogu życie umartwione.
Tam, pośród serów, szynek i ozorów,
Król mysz, Gryzomir, przebywał spokojnie;
Czczych wspaniałości nie szukał pozorów;
A darów bożych używając hojnie,
Kiedy usłyszał smutnych oratorów,
Którzy mu wieści przyniesli o wojnie,
Zwołuje radę i nim zaszło słońce,
Już wyprawione sztafety i gońce.
Schodzi się zewsząd radnych panów rzesza:
Laty skurczeni starcy się czołgają;
Każdy, jak może, kroki swe przyspiesza;
Młodzi się w lotnym biegu wyścigają;
I lubo cała mnogość onych piesza,
Rozkazy pańskie skrzydeł im dodają,
Stara się każdy, choć z dalekiej strony,
Ażeby na dzień stanął naznaczony.
Najprzód, poważną dworzanów gromadę
I radnych panów ażeby uraczył,
Królewską dla nich sprawuje biesiadę.
Gdy nasyconych zupełnie obaczył,
Dopiero wszystkich zwołuje na radę;
I aby każdy zdanie odkryć raczył,
Poprzedniczymi obliguje słowy,
A sam układa treść swojej przemowy.
Tym poważniejsi, iż się już najedli,
Misterne na się przybrawszy postaci,
Gdy miejsca swoje porządkiem zasiedli
Narodu szczurów, myszów delegaci,
Aby do skutku swe zdania przywiedli
I pozostałych pocieszyli braci,
Myślą, jak siły ojczyzny ponowić;
Wtem kanclerz woła: „Król, pan nasz, chce mówić”.
Żałosnym głosem monarcha zawoła:
„Smutne, poddani, ogłaszam wam wieści.
Dotąd was strzegłem, w pocie mego czoła,
Teraz nieszczęścia doznajemy treści;
Już i moc moja temu nie wydoła,
Jakby was ustrzec od dalszej boleści.
W Kruszwicy najprzód, teraz w całym stanie
Srogie na myszy jest prześladowanie.
Na tom was teraz zebrał i zgromadził,
Abyście złemu skutecznie zabiegli.
Nie czas, aby się jeden z drugim wadził.
Rozumiem, żeście to samo postrzegli:
Teraz jest pora, aby każdy radził;
I jeżeliście w własnych sprawach biegli,
Na dobro kraju ten talent obróćcie.
A w tym się czasie przynajmniej nie kłóćcie”.
Nie bez przyczyny pobudzał do zgody:
Od dawnych bowiem czasów na przemiany
Szczurów i myszy złączone narody
Wspólnie się gryzły; a choć wszystkie stany
Traciły przeto ojczyste swobody,
Przecież duch złości niepohamowany
Sprawiał, że sprzeczne w każdej koninkturze
Myszowskie zdania szczurom, myszom szczurze.
Zgiełk powstał wielki, gdy przyszło wotować,
Która ma strona głos pierwszy podnosić.
Orator szczurów przedsięwziął probować,
Że oni mają pierwsze zdania głosić:
„Do nas należy wszystko rezolwować,
Prawa stanowić dobre, a złe znosić.
I jeśli cierpiem mysz stowarzyszenie,
W większej być od nich powiniśmy cenie”.
Nie w moc szczególną, lecz w wielość znaczniejsze
Myszy brać prymu nie chcą sobie dawać:
„Lubo się zdajem być w postaci mniejsze,
Nie stąd o zdaniu trzeba rozeznawać –
Rzekły – a kiedy o rzeczy ważniejsze
Zachodzi sprawa, natenczas poznawać
Każdemu można będzie, która strona
Lepiej w rozsądek, w dzielność obdarzona”.
Wzmaga się hałas; zamiast rady wrzawa;
Gryzomir ledwo usiedzi na tronie,
Powagę swoję nadaremnie wdawa:
Każdy jak żeby przysiągł swojej stronie.
Na koniec z miejsca pierwszego powstawa:
„Ratujcie – woła – ojczyznę przy zgonie!”
Krzyknęli: „Niechaj ginie wolność przeszła!”
I tak się rada senatu rozeszła.
To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.