Nasze miejsce na ziemi - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
1 grudnia 2022
Ebook
31,90 zł
Audiobook
35,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Format
MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników
e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i
tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji
znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu.
Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu.
Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji
multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka
i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej
Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego
tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na
karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją
multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Nasze miejsce na ziemi - ebook
Mii i Benowi tylko jedna rzecz stoi drodze wspólnych intymnych chwil - rodzicielstwo. Z dwójką ciekawskich małych chłopców, którzy eksplorują cały dom, Ben i Mia muszą uciekać się do przeróżnych sposobów, by pobyć choć chwilę tylko we dwoje.
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8310-394-5 |
Rozmiar pliku: | 1,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
Mia
Gdyby dziesięć, piętnaście lat temu ktoś powiedział, że nie tylko polubię Benjamina Kelly’ego, mojego największego prześladowcę, ale zakocham się w nim po uszy i za niego wyjdę, to… No cóż. Nie wiem, co bym odpowiedziała. Wtedy tego, kto gadałby takie bzdury, prawdopodobnie wysłałabym do Tessy, żeby się z nim rozmówiła.
Nawet jako dziecko miałaby odpowiednio zjadliwą odpowiedź.
Ale ja? Pewnie stałabym w miejscu i gapiłabym się na tego człowieka z niedowierzaniem, trochę z odrazą, ale może, może jakaś ukryta malutka część mnie uśmiechnęłaby się na myśl o tym, że Ben mógłby mnie polubić, zakochać się i poślubić.
Uwielbiam sobie wyobrażać, że zawsze istniała jakaś część mojej duszy, która należała do Bena. Coś, co w niezaprzeczalny sposób nas do siebie ciągnęło. Jakaś niedostrzegalna energia, niczym siła kryjąca się za podmuchem wiatru.
Istniała od zawsze.
To dzięki niej trzy lata temu wróciłam do Ruxton w stanie Alabama. To ona skłoniła Bena, by owego wieczoru poszedł do knajpy. I to dzięki niej zakochanie się w nim stało się tak niewiarygodnie proste.
Przez wszystkie lata w poprzednim życiu go nienawidziłam. Ale to życie nigdy do mnie nie należało. Nie pamiętam już tych emocji. Nie pamiętam bólu i cierpienia, jakie wywołał. Wstrętu, jaki do niego czułam. Patrzę na mojego męża i jedyne, co widzę, to miłość. Jedyne, co czuję, to miłość.
Miłość.
Miłość.
Miłość.
Mój umysł kocha Bena. Moje serce kocha Bena. Moje ciało kocha Bena. To on ogrzewa moją krew. Jest rykiem mojego pulsu.
Dajcie mi sto lat z Benjaminem Kellym, a nadal będę błagać o więcej.
A jak to wygląda ostatnio? Z dwoma chłopcami, którzy do perfekcji opanowali przerywanie mamusi i tatusiowi, w chwili gdy wreszcie zaczynają się dotykać, nie będę prosić o nic niewykonalnego. Proszę o jedną godzinę.
Dajcie mi godzinę sam na sam z Benjaminem Kellym.
Mogę nawet błagać.
Jestem w takim stanie, że będę błagać o pięć minut.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mia
Włączam nianię elektroniczną i stawiam na szafce przy łóżku.
Niebieskie światło migocze, aparat zbiera każdy dźwięk, jaki Chase wydaje, rzucając się po łóżeczku. Wyobrażam sobie, jak wtula w koc swoją małą buźkę z dołeczkami. Pod pachą trzyma fioletową ośmiornicę. Zawsze z nią śpi. To jego smok.
Moi chłopcy, ląd i morze.
Wpatruję się w łóżko po stronie Bena i zdejmuję szorty i bezrękawnik, zakładam jedną z koszulek Akademii Policyjnej Ruxton. Kołdra jest bez zmarszczek. Nienaruszona. Wzdycham ciężko, opadam na łóżko i przytulam jego poduszkę do piersi.
Jeszcze jedna noc.
Tęsknię za nim nie tylko wtedy, gdy jestem sama, tak jak teraz, kiedy położyłam już chłopców spać. Tęsknię za Benem wracającym do domu, gdy gotuję kolację. Tęsknię za tymi kilkoma godzinami, które spędza razem z nami, za tym, jak pomaga mi przy chłopcach. Tęsknię za tym, jak rzucamy się na siebie, gdy zasypiają, dwa walące serca i plątanina kończyn, dyszenie w korytarzu, ciągnięcie się do sypialni, zrywanie ubrań. Czasami udaje nam się dotrzeć do łóżka, czasami nie. Na podłodze. Przy ścianie. Ja, pochylona i łapiąca się czegokolwiek, co jest w zasięgu. Jesteśmy cicho, miękkie odgłosy uderzających o siebie ciał są ledwo słyszalne wśród ciężkich oddechów i zdesperowanych jęków. Mówi mi, żebym doszła, żebym, kuźwa doszła, a ja dochodzę, szarpiąc się, podczas gdy on oddaje mi wszystko, co ma, wraz z całą miłością, którą potrafi mi dać. A potem padamy na łóżko, nadal przytuleni, przyciska usta do mojej skóry i cały czas trzyma dłoń między moimi nogami, przyciska mnie do siebie.
Zasypiam w jego ramionach, czuję się taka mała i bezpieczna, moje serce jest go pełne.
Kocham wieczory z Benem, teraz jednak – tak jak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy – moje wieczory to jego poranki.
Gdy kąpię dzieci i odprawiam wszystkie rytuały przed snem, on wychodzi z domu do pracy. A ponieważ jestem zajęta, nie może przycisnąć mnie do ściany i zerwać ze mnie ubrań. Nie podgryza i nie smakuje mojej skóry. Nie dochodzi. Ja nie dochodzę.
Tak naprawdę to ostatnio w ogóle rzadko się to zdarza.
Chłopcy wręcz rozsadzają ten dom, badają i sprawdzają, co się da, a ponieważ niestety jeden z nich właściwie nie sypia już w dzień, nie ma szans sam na sam z Benem. Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, odkąd wyznaczono mu nocną zmianę, nie przerywano nam, gdy tylko się do siebie przytuliliśmy.
To tak, jakby dzieci miały wbudowany radar. Szósty zmysł, który daje o sobie znać za każdym razem, gdy tatuś łapie mamusię za pierś. Ich wyczucie czasu robi wrażenie, nigdy nie przepuszczą okazji.
Wcześniej nie było aż tak źle. Śmiałam się, obejmowałam twarz Bena, całowałam jego wściekłą minę i obiecywałam, że zajmę się nim później. Kładliśmy dzieci spać, a potem on łapał mnie albo ja jego, albo łapaliśmy się oboje i nie zastanawialiśmy się, kto co robi, dopóki nam się udawało robić cokolwiek. I zawsze nam wychodziło.
A teraz? Nikt niczego nie łapie. Nie mamy naszych wspólnych wieczorów. Gdy Ben jest w domu i odsypia, ja jestem z chłopcami. Wszystko jest wywrócone do góry nogami.
Ale już widzę światełko na końcu tego smutnego tunelu. Po ostatniej zmianie Bena wrócimy do naszych ukradkowych pocałunków i pełnych namiętności sekund – dopóki nie przyłapią nas dwaj mali chłopcy. A gdy to zrobią – nie „jeśli” – nie będzie takiego dramatu. Jestem pewna, że nadal będę całować wściekłego Bena i tłumić słowa, których nie chcę wypowiadać na głos, ale między wieczorem a świtem będziemy mieć dla siebie kilka godzin, i wtedy nikt i nic nam nie przeszkodzi.
Żadnych zakłóceń. Tylko dwa walące serca, gorączkowy dotyk, cicha wspinaczka ku uniesieniu i cudowny błogi upadek.
Wchodzę pod zimną kołdrę, wymieniam swoją poduszkę na poduszkę Bena i wtulam w nią nos, wdycham go, pozwalam, by jego zapach przeniknął do płuc. Ten odległy zapach Bena niesie ze sobą tyle wspomnień.
Wspomnień, gdy byliśmy razem tamtego wieczoru w barze. Mojego pierwszego razu.
Boże, od tej pory jestem od niego uzależniona.
Przewracam się na plecy i biorę telefon z nocnego stolika. Odgarniam włosy z twarzy i szybko piszę wiadomość.
Ja: _Tęsknię za tobą. XO_
Podnoszę telefon nad głową i robię sobie selfie, posyłając mu buziaka. Dołączam zdjęcie do wiadomości. Potem wybieram numer Tessy.
Odbiera po dwóch sygnałach.
– Nie wiem jak ty, ale jestem gotowa wyskoczyć z tego pociągu wiozącego mnie do krainy bez seksu.
– Co? – Śmieję się, kręcę głową i wyciągam nogi. – Przecież masz seks. O czym gadasz?
– Ale nie taki, jakiego pragnę! – Wzdycha. – To znaczy, okej, nie zrozum mnie źle. Nie mam problemu z obudzeniem Luke’a na seks w południe, ale tęsknię za czasami, gdy pieprzył mnie całą noc z taką intensywnością, jakbyśmy mieli zaludnić całą ziemię po apokalipsie.
– No cóż, ciesz się, że przynajmniej masz seks w ciągu dnia. Ja nie mam takiej możliwości, nawet gdy Chase idzie spać. Nolan nie może zostać bez opieki.
Od samego początku timing jest bardzo kiepski. Obaj chłopcy mają w tym równy udział.
Gdy zaczęły się te straszne nocne zmiany, Nolan chodził do szkoły na pół dnia. Tak więc kiedy Chase ucinał sobie drzemkę, mogłam spędzić trochę czasu sam na sam z Benem.
Brzmi jak plan idealny, prawda?
Pudło.
Chase nie zasypiał, dopóki Nolan nie wrócił ze szkoły. Powinnam wiedzieć, że moi uroczy chłopcy potrzebują do zaśnięcia ciągłego hałasu. Najwyraźniej młodszy zasypia najlepiej przy nieustannym gadaniu starszego. To było mniej więcej w czasie, gdy z Chase’a zrobiła się przylepa, przez co nie mogłam iść nawet do łazienki. Tak więc gdy przyszło mi do głowy posadzenie go w krzesełku do karmienia, zostawienie kilku zabawek i wymknięcie się do sypialni na szybki numerek, on zaczynał wrzeszczeć i wrzeszczeć, i wrzeszczeć, jakby ktoś obdzierał go ze skóry.
Czułam się strasznie. Łajałam się w myślach za to, że jestem najgorszą matką na świecie. Jak mogłam postawić moje potrzeby wyżej nad jego?
A teraz, gdy Nolan ma wakacje i jest w domu dwadzieścia cztery na dobę? Chase zasypia od razu i nawet nie jęknie, kiedy go zostawiam, bo idę do łazienki.
Od pierwszego dnia wszystko idzie zgodnie z ich planem.
Tessa ziewa, zagłuszając cichy pomruk grającego w tle telewizora.
– Włącz mu jakiś film. Albo każ pobawić się w swoim pokoju. Przecież po to właśnie wymyślono iPady.
– Przecież wiesz, że Nolan jest strasznie ciekawski. Gdy tylko usłyszy, że ktoś zamyka jakieś drzwi, od razu biegnie, żeby sprawdzić, co się dzieje. I, przysięgam na Boga, doskonale wie, kiedy jestem naga, i wparowuje do sypialni dokładnie w tej chwili. Jest taki sam jak Ben.
– Ach, ci chłopcy od Kellych. – Tessa się śmieje. – Kochają cycki nade wszystko.
Przewracam oczami.
– Mają to we krwi. À propos cycków, chcę iść na zakupy po nowe bikini na ślub. Wszystkie mi wyblakły od chloru w basenie moich rodziców.
Ślub, Reeda i Beth. W przyszłym tygodniu jedziemy na Sparrow’s Island, gdzie odbędzie się ceremonia. Beth bardzo chciała wziąć ślub na plaży, a jej kochana ciotka i wujek nie mają zamiaru na niej oszczędzać. Na zdjęciach, które widziałam w internecie, plaża wygląda przepięknie. Biały piasek i krystaliczna niebieska woda. Jesteśmy zaproszeni my, siostra Reeda, Ben, Luke, Tessa, CJ i chłopcy. Zamieszkamy w domkach na plaży, z których roztacza się wspaniały widok na ocean.
Nie mogę się doczekać tego wyjazdu. Mam wrażenie, że po ostatnich dwóch miesiącach bardzo go potrzebujemy.
– Wiesz, gdy mówisz, że potrzebujesz nowego bikini na ślub, to brzmi, jakbyś rzeczywiście miała włożyć je na ceremonię – mówię i się uśmiecham. – A przecież planujesz włożenie sukienki, którą wybrała Beth, prawda? Już za nią zapłacili.
Tessa sapie.
– O mój Boże. Wyobrażasz sobie Bena, gdybyś włożyła bikini na uroczystość? Wydłubałby oczy wszystkim facetom w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Musisz to zrobić, koniecznie!
– Co? – Śmieję się i poprawiam na materacu.
Chyba ją pogięło. Z pewnością zrobiłby coś więcej niż to.
– A co z Lukiem? Co by zrobił, gdybyś włożyła kostium i gdyby zobaczył cię półnagą podczas ślubu?
– Luke? – Zastanawia się przez chwilę. – Mmm. Prawdopodobnie rzuciłby mnie na piasek i przeleciał na oczach moich rodziców. Jak jakiś dzikus.
– O, to miłe. Jestem pewna, że Ben nie miałby nic przeciwko oglądaniu, jak ktoś pieprzy jego siostrę.
Mój telefon pika, gdy otrzymuję wiadomość. Podnoszę go nad głową.
Ben: _Cholera, aniele. To najmniej odpowiednia chwila, żeby mi stanął._
Oblewam się rumieńcem. _Och, doprawdy?_
Przykładam telefon z powrotem do ucha i słyszę koniec wypowiedzi rozbawionej Tessy.
– Posłuchaj, muszę kończyć. Daj znać, kiedy będziesz chciała iść na zakupy, to pójdę z tobą.
– Super. Zadzwonię też do Beth. Jeszcze tylko jedna noc tego piekła bez seksu.
Śmieję się.
– Tak. Na razie.
Kończę rozmowę, oblizuję dolną wargę i piszę odpowiedź.
Ja: _Czyli nie powinnam pisać, jak mokre są moje palce?_
Ja: _Ups…_
Mój telefon natychmiast zaczyna dzwonić. Podskakuję i przestaję się złośliwie uśmiechać. Wolną ręką łapię się za serce, odbieram i mówię najbardziej nonszalanckim głosem.
– Słucham?
– Mia – mruczy Ben.
Czuję, jak stają mi włoski na karku.
Cholera. Czyżby się wściekł?
– Cze… cześć, kochanie. Tak naprawdę nie…
– Iloma palcami to robisz?
Jego pytanie, a raczej żądanie odpowiedzi, sprawia, że z moich płuc ucieka całe powietrze. Był to rozkaz mężczyzny, dla którego, z którym, przez którego – nazwijcie to, jak chcecie – kiedykolwiek robiłam sobie dobrze. Ben jest i zawsze będzie jedynym mężczyzną, z którym to robię, a teraz nie pyta, w jaki sposób się dotykam. On się upewnia, że to robię.
Podczas gdy on siedzi w pracy.
Cholera jasna.
Ponownie oblizuję usta, przejeżdżam dłonią w dół, wkładam ją w majtki i w wilgotną szparkę.
– Jednym – odpowiadam drżącym głosem, moje palce są mokre i zaczynają drżeć.
Słyszę jego ciężki oddech.
– Aniele, wyobrażasz sobie, że to ja?
– Tak.
– Zapomniałaś już, jaki jestem gruby?
Zamykam oczy i jęczę.
– Jezu, Ben. Jesteś sam?
– Naprawdę sądzisz, że doprowadzałbym cię do orgazmu przez telefon, gdyby obok siedział hałaśliwy Luke? Kazałem mu iść na spacer.
Uśmiecham się.
Rzeczywiście, to było głupie pytanie. To oczywiste, że Ben nie rozmawiałby ze mną w ten sposób, gdyby ktokolwiek go słuchał. W przeciwieństwie do mnie on nie czerpie takiej przyjemności z tego, że ktoś nas słyszy. Pomijając sytuacje, w których bierze mnie gdzieś na zewnątrz – wtedy dosłownie go o to błagam.
– Ty możesz być szybki – mówię mu wtedy. – A ja będę cicho.
On patrzy na mnie z powątpiewaniem i zachowuje się, jakby mój pomysł mu się nie podobał, gdy jednak ściągam koszulkę, zapomina, że miał się ze mną kłócić.
– Kochanie – mówi to takim głosem, że czuję mrowienie w dole kręgosłupa. – Ile palców?
– Trzy. – Oddycham z trudem, kładę się na łóżku. Teraz mam mokrą całą dłoń. – Jestem taka wilgotna – szepczę.
– Kuźwa, jaka szkoda, że mnie tam nie ma. Nie mogę cię dotknąć. Nie mogę w ciebie wejść. Bo tego właśnie chcesz, prawda? Mio, chcesz, żebym cię pieprzył?
– Tak – dyszę.
– Kochanie, z pewnością nie byłoby to powoli. Boże, nie potrafiłbym powoli. Nie dzisiaj. Potrzebuję cię… na moim kutasie. Pragnę, żeby ta mokra cipka mnie ściskała. – Słyszę, że zaczyna dyszeć. – Rozłóż nogi. Chcę, żebyś rozłożyła je jak najszerzej. No, dalej, aniele.
Zginam nogi w kolanach i rozkładam.
– Zrobione. – Rozszerzyłam je tak, że aż boli.
– To dobrze. A teraz pieprz się tak, jak ja bym to zrobił. Szybko, kochanie. Chcę to słyszeć. Chcę słyszeć, jaka jesteś mokra.
Jęczę i myślę o Benie, który jest obok mnie, nade mną, patrzy między moje nogi tymi swoimi dzikimi szarymi oczami, wkładam i wyjmuję palce z siebie. Wkładam i wyjmuję. Coraz szybciej. Kciukiem pieszczę łechtaczkę, pocieram tak, jak robi to Ben.
Skręcam nadgarstek. W powietrzu unoszą się ciche chlupoty.
– Słyszysz mnie? – pytam, oddychając z trudem. Serce wali mi jak szalone. – Ben…
– Aniele – mruczy.
Jego głos wprawia w drżenie całe moje ciało. Przysięgam, że robię się jeszcze bardziej mokra.
– Nie przestawaj. Robisz to dla mnie, prawda?
– Tak, ja… Leje się ze mnie. Mam mokrą całą rękę. Boże, Ben.
– O kuźwa.
W jego głosie słychać desperację. Jest tak samo podniecony jak ja.
Wyobrażam sobie, jak patrzy na mnie i bawi się swoim penisem. Pulsuje mu w dłoni, główka jest czerwona i nabrzmiała. Mokra. O Boże, on też jest mokry. Jedną ręką łapie się za jądra, drugą ociera kutasa o moje udo.
– Kochanie, chcę poczuć, jak go ściskasz. Jak mnie wyciskasz. No, dalej. Weź te palce tak jak bierzesz mnie. Dojdź na nich.
_OBożeBożeBoże._
– Ben – szepczę, wyginając się w łuk. Trzęsą mi się nogi, czuję cudowne ciepło rozlewające się po kręgosłupie. – Dochodzę. Do-dochodzę.
Upuszczam telefon, ściskam pierś przez koszulkę i jęczę w ciszy sypialni, a potem opadam na łóżko bezwładna i ciepła. Nasycona.
Usatysfakcjonowana, ale tylko na tyle, na ile mogę być taka bez niego.
– Ej. – Przykładam telefon do ucha, zaciskam nogi. Czuję, jak piecze mnie twarz. – Tęsknię za tobą.
Słucham jego powolnego ciężkiego oddechu.
– Ja za tobą też, Mio. To mnie zabije. Wiesz o tym, prawda? Ta rozłąka… Niemożność bycia z tobą tak, jak chcę. Mam wrażenie, że zaraz oszaleję.
Czuję delikatne wyrzuty sumienia.
– Ja też.
– Zajmujesz się naszymi chłopcami, wysyłasz mi urocze zdjęcia i robisz sobie dobrze, myśląc o moim kutasie.
Uśmiecham się i przewracam na jego stronę łóżka.
– O twoim cudownym kutasie. Dwadzieścia trzy centymetry perfekcji.
– Kocham cię. – Śmieje się, jest to głęboki, dudniący odgłos.
– Też cię kocham. Jeszcze jedna noc.
– Tak. – Wzdycha. – Wyobrażam go sobie zrelaksowanego, jak zwiesza szerokie ramiona i odrzuca głowę do tyłu. Napięcie opuszcza jego ciało. – Jeszcze jedna noc – powtarza. – Ostrzegam cię, Mio. Gdy tylko zostaniemy sam na sam, będę pieprzyć cię w całym domu. Przez całą noc. Nie mam zamiaru spać.
– Dobrze. – Śmieję się. – Ale kiedyś będziemy musieli się przespać. Chociaż kilka godzin.
– Ty możesz sobie spać, ja będę cię pieprzył.
– Ben. – Śmieję się głośniej, zakrywam usta dłonią.
– Chryste, jak ja kocham ten dźwięk. Zamknij oczy i udawaj, że jestem z tobą.
– Jasne. – Zamykam oczy, wsłuchuję się w jego oddech w moim uchu, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spięty. – Luke już wraca, prawda?
– Kretyn. Kazałem mu nie wracać, dopóki do niego nie zadzwonię. Nadal paraduję z na wpół sztywnym kutasem.
– Aaach, kochanie. Wiesz, co bym zrobiła, gdybym tam była?
– Mio – ostrzega.
– Uklękłabym i zaczęłabym go lizać…
Połączenie zostaje przerwane.
Och, naprawdę mam nadzieję, że da mi za to popalić.
Zamykam oczy, uśmiecham się sennie.
– Będę czekać, oficerze Kelly.
Mia
Gdyby dziesięć, piętnaście lat temu ktoś powiedział, że nie tylko polubię Benjamina Kelly’ego, mojego największego prześladowcę, ale zakocham się w nim po uszy i za niego wyjdę, to… No cóż. Nie wiem, co bym odpowiedziała. Wtedy tego, kto gadałby takie bzdury, prawdopodobnie wysłałabym do Tessy, żeby się z nim rozmówiła.
Nawet jako dziecko miałaby odpowiednio zjadliwą odpowiedź.
Ale ja? Pewnie stałabym w miejscu i gapiłabym się na tego człowieka z niedowierzaniem, trochę z odrazą, ale może, może jakaś ukryta malutka część mnie uśmiechnęłaby się na myśl o tym, że Ben mógłby mnie polubić, zakochać się i poślubić.
Uwielbiam sobie wyobrażać, że zawsze istniała jakaś część mojej duszy, która należała do Bena. Coś, co w niezaprzeczalny sposób nas do siebie ciągnęło. Jakaś niedostrzegalna energia, niczym siła kryjąca się za podmuchem wiatru.
Istniała od zawsze.
To dzięki niej trzy lata temu wróciłam do Ruxton w stanie Alabama. To ona skłoniła Bena, by owego wieczoru poszedł do knajpy. I to dzięki niej zakochanie się w nim stało się tak niewiarygodnie proste.
Przez wszystkie lata w poprzednim życiu go nienawidziłam. Ale to życie nigdy do mnie nie należało. Nie pamiętam już tych emocji. Nie pamiętam bólu i cierpienia, jakie wywołał. Wstrętu, jaki do niego czułam. Patrzę na mojego męża i jedyne, co widzę, to miłość. Jedyne, co czuję, to miłość.
Miłość.
Miłość.
Miłość.
Mój umysł kocha Bena. Moje serce kocha Bena. Moje ciało kocha Bena. To on ogrzewa moją krew. Jest rykiem mojego pulsu.
Dajcie mi sto lat z Benjaminem Kellym, a nadal będę błagać o więcej.
A jak to wygląda ostatnio? Z dwoma chłopcami, którzy do perfekcji opanowali przerywanie mamusi i tatusiowi, w chwili gdy wreszcie zaczynają się dotykać, nie będę prosić o nic niewykonalnego. Proszę o jedną godzinę.
Dajcie mi godzinę sam na sam z Benjaminem Kellym.
Mogę nawet błagać.
Jestem w takim stanie, że będę błagać o pięć minut.ROZDZIAŁ PIERWSZY
Mia
Włączam nianię elektroniczną i stawiam na szafce przy łóżku.
Niebieskie światło migocze, aparat zbiera każdy dźwięk, jaki Chase wydaje, rzucając się po łóżeczku. Wyobrażam sobie, jak wtula w koc swoją małą buźkę z dołeczkami. Pod pachą trzyma fioletową ośmiornicę. Zawsze z nią śpi. To jego smok.
Moi chłopcy, ląd i morze.
Wpatruję się w łóżko po stronie Bena i zdejmuję szorty i bezrękawnik, zakładam jedną z koszulek Akademii Policyjnej Ruxton. Kołdra jest bez zmarszczek. Nienaruszona. Wzdycham ciężko, opadam na łóżko i przytulam jego poduszkę do piersi.
Jeszcze jedna noc.
Tęsknię za nim nie tylko wtedy, gdy jestem sama, tak jak teraz, kiedy położyłam już chłopców spać. Tęsknię za Benem wracającym do domu, gdy gotuję kolację. Tęsknię za tymi kilkoma godzinami, które spędza razem z nami, za tym, jak pomaga mi przy chłopcach. Tęsknię za tym, jak rzucamy się na siebie, gdy zasypiają, dwa walące serca i plątanina kończyn, dyszenie w korytarzu, ciągnięcie się do sypialni, zrywanie ubrań. Czasami udaje nam się dotrzeć do łóżka, czasami nie. Na podłodze. Przy ścianie. Ja, pochylona i łapiąca się czegokolwiek, co jest w zasięgu. Jesteśmy cicho, miękkie odgłosy uderzających o siebie ciał są ledwo słyszalne wśród ciężkich oddechów i zdesperowanych jęków. Mówi mi, żebym doszła, żebym, kuźwa doszła, a ja dochodzę, szarpiąc się, podczas gdy on oddaje mi wszystko, co ma, wraz z całą miłością, którą potrafi mi dać. A potem padamy na łóżko, nadal przytuleni, przyciska usta do mojej skóry i cały czas trzyma dłoń między moimi nogami, przyciska mnie do siebie.
Zasypiam w jego ramionach, czuję się taka mała i bezpieczna, moje serce jest go pełne.
Kocham wieczory z Benem, teraz jednak – tak jak w ciągu ostatnich dwóch miesięcy – moje wieczory to jego poranki.
Gdy kąpię dzieci i odprawiam wszystkie rytuały przed snem, on wychodzi z domu do pracy. A ponieważ jestem zajęta, nie może przycisnąć mnie do ściany i zerwać ze mnie ubrań. Nie podgryza i nie smakuje mojej skóry. Nie dochodzi. Ja nie dochodzę.
Tak naprawdę to ostatnio w ogóle rzadko się to zdarza.
Chłopcy wręcz rozsadzają ten dom, badają i sprawdzają, co się da, a ponieważ niestety jeden z nich właściwie nie sypia już w dzień, nie ma szans sam na sam z Benem. Nie pamiętam, żeby w ciągu ostatnich dwóch miesięcy, odkąd wyznaczono mu nocną zmianę, nie przerywano nam, gdy tylko się do siebie przytuliliśmy.
To tak, jakby dzieci miały wbudowany radar. Szósty zmysł, który daje o sobie znać za każdym razem, gdy tatuś łapie mamusię za pierś. Ich wyczucie czasu robi wrażenie, nigdy nie przepuszczą okazji.
Wcześniej nie było aż tak źle. Śmiałam się, obejmowałam twarz Bena, całowałam jego wściekłą minę i obiecywałam, że zajmę się nim później. Kładliśmy dzieci spać, a potem on łapał mnie albo ja jego, albo łapaliśmy się oboje i nie zastanawialiśmy się, kto co robi, dopóki nam się udawało robić cokolwiek. I zawsze nam wychodziło.
A teraz? Nikt niczego nie łapie. Nie mamy naszych wspólnych wieczorów. Gdy Ben jest w domu i odsypia, ja jestem z chłopcami. Wszystko jest wywrócone do góry nogami.
Ale już widzę światełko na końcu tego smutnego tunelu. Po ostatniej zmianie Bena wrócimy do naszych ukradkowych pocałunków i pełnych namiętności sekund – dopóki nie przyłapią nas dwaj mali chłopcy. A gdy to zrobią – nie „jeśli” – nie będzie takiego dramatu. Jestem pewna, że nadal będę całować wściekłego Bena i tłumić słowa, których nie chcę wypowiadać na głos, ale między wieczorem a świtem będziemy mieć dla siebie kilka godzin, i wtedy nikt i nic nam nie przeszkodzi.
Żadnych zakłóceń. Tylko dwa walące serca, gorączkowy dotyk, cicha wspinaczka ku uniesieniu i cudowny błogi upadek.
Wchodzę pod zimną kołdrę, wymieniam swoją poduszkę na poduszkę Bena i wtulam w nią nos, wdycham go, pozwalam, by jego zapach przeniknął do płuc. Ten odległy zapach Bena niesie ze sobą tyle wspomnień.
Wspomnień, gdy byliśmy razem tamtego wieczoru w barze. Mojego pierwszego razu.
Boże, od tej pory jestem od niego uzależniona.
Przewracam się na plecy i biorę telefon z nocnego stolika. Odgarniam włosy z twarzy i szybko piszę wiadomość.
Ja: _Tęsknię za tobą. XO_
Podnoszę telefon nad głową i robię sobie selfie, posyłając mu buziaka. Dołączam zdjęcie do wiadomości. Potem wybieram numer Tessy.
Odbiera po dwóch sygnałach.
– Nie wiem jak ty, ale jestem gotowa wyskoczyć z tego pociągu wiozącego mnie do krainy bez seksu.
– Co? – Śmieję się, kręcę głową i wyciągam nogi. – Przecież masz seks. O czym gadasz?
– Ale nie taki, jakiego pragnę! – Wzdycha. – To znaczy, okej, nie zrozum mnie źle. Nie mam problemu z obudzeniem Luke’a na seks w południe, ale tęsknię za czasami, gdy pieprzył mnie całą noc z taką intensywnością, jakbyśmy mieli zaludnić całą ziemię po apokalipsie.
– No cóż, ciesz się, że przynajmniej masz seks w ciągu dnia. Ja nie mam takiej możliwości, nawet gdy Chase idzie spać. Nolan nie może zostać bez opieki.
Od samego początku timing jest bardzo kiepski. Obaj chłopcy mają w tym równy udział.
Gdy zaczęły się te straszne nocne zmiany, Nolan chodził do szkoły na pół dnia. Tak więc kiedy Chase ucinał sobie drzemkę, mogłam spędzić trochę czasu sam na sam z Benem.
Brzmi jak plan idealny, prawda?
Pudło.
Chase nie zasypiał, dopóki Nolan nie wrócił ze szkoły. Powinnam wiedzieć, że moi uroczy chłopcy potrzebują do zaśnięcia ciągłego hałasu. Najwyraźniej młodszy zasypia najlepiej przy nieustannym gadaniu starszego. To było mniej więcej w czasie, gdy z Chase’a zrobiła się przylepa, przez co nie mogłam iść nawet do łazienki. Tak więc gdy przyszło mi do głowy posadzenie go w krzesełku do karmienia, zostawienie kilku zabawek i wymknięcie się do sypialni na szybki numerek, on zaczynał wrzeszczeć i wrzeszczeć, i wrzeszczeć, jakby ktoś obdzierał go ze skóry.
Czułam się strasznie. Łajałam się w myślach za to, że jestem najgorszą matką na świecie. Jak mogłam postawić moje potrzeby wyżej nad jego?
A teraz, gdy Nolan ma wakacje i jest w domu dwadzieścia cztery na dobę? Chase zasypia od razu i nawet nie jęknie, kiedy go zostawiam, bo idę do łazienki.
Od pierwszego dnia wszystko idzie zgodnie z ich planem.
Tessa ziewa, zagłuszając cichy pomruk grającego w tle telewizora.
– Włącz mu jakiś film. Albo każ pobawić się w swoim pokoju. Przecież po to właśnie wymyślono iPady.
– Przecież wiesz, że Nolan jest strasznie ciekawski. Gdy tylko usłyszy, że ktoś zamyka jakieś drzwi, od razu biegnie, żeby sprawdzić, co się dzieje. I, przysięgam na Boga, doskonale wie, kiedy jestem naga, i wparowuje do sypialni dokładnie w tej chwili. Jest taki sam jak Ben.
– Ach, ci chłopcy od Kellych. – Tessa się śmieje. – Kochają cycki nade wszystko.
Przewracam oczami.
– Mają to we krwi. À propos cycków, chcę iść na zakupy po nowe bikini na ślub. Wszystkie mi wyblakły od chloru w basenie moich rodziców.
Ślub, Reeda i Beth. W przyszłym tygodniu jedziemy na Sparrow’s Island, gdzie odbędzie się ceremonia. Beth bardzo chciała wziąć ślub na plaży, a jej kochana ciotka i wujek nie mają zamiaru na niej oszczędzać. Na zdjęciach, które widziałam w internecie, plaża wygląda przepięknie. Biały piasek i krystaliczna niebieska woda. Jesteśmy zaproszeni my, siostra Reeda, Ben, Luke, Tessa, CJ i chłopcy. Zamieszkamy w domkach na plaży, z których roztacza się wspaniały widok na ocean.
Nie mogę się doczekać tego wyjazdu. Mam wrażenie, że po ostatnich dwóch miesiącach bardzo go potrzebujemy.
– Wiesz, gdy mówisz, że potrzebujesz nowego bikini na ślub, to brzmi, jakbyś rzeczywiście miała włożyć je na ceremonię – mówię i się uśmiecham. – A przecież planujesz włożenie sukienki, którą wybrała Beth, prawda? Już za nią zapłacili.
Tessa sapie.
– O mój Boże. Wyobrażasz sobie Bena, gdybyś włożyła bikini na uroczystość? Wydłubałby oczy wszystkim facetom w promieniu pięćdziesięciu kilometrów. Musisz to zrobić, koniecznie!
– Co? – Śmieję się i poprawiam na materacu.
Chyba ją pogięło. Z pewnością zrobiłby coś więcej niż to.
– A co z Lukiem? Co by zrobił, gdybyś włożyła kostium i gdyby zobaczył cię półnagą podczas ślubu?
– Luke? – Zastanawia się przez chwilę. – Mmm. Prawdopodobnie rzuciłby mnie na piasek i przeleciał na oczach moich rodziców. Jak jakiś dzikus.
– O, to miłe. Jestem pewna, że Ben nie miałby nic przeciwko oglądaniu, jak ktoś pieprzy jego siostrę.
Mój telefon pika, gdy otrzymuję wiadomość. Podnoszę go nad głową.
Ben: _Cholera, aniele. To najmniej odpowiednia chwila, żeby mi stanął._
Oblewam się rumieńcem. _Och, doprawdy?_
Przykładam telefon z powrotem do ucha i słyszę koniec wypowiedzi rozbawionej Tessy.
– Posłuchaj, muszę kończyć. Daj znać, kiedy będziesz chciała iść na zakupy, to pójdę z tobą.
– Super. Zadzwonię też do Beth. Jeszcze tylko jedna noc tego piekła bez seksu.
Śmieję się.
– Tak. Na razie.
Kończę rozmowę, oblizuję dolną wargę i piszę odpowiedź.
Ja: _Czyli nie powinnam pisać, jak mokre są moje palce?_
Ja: _Ups…_
Mój telefon natychmiast zaczyna dzwonić. Podskakuję i przestaję się złośliwie uśmiechać. Wolną ręką łapię się za serce, odbieram i mówię najbardziej nonszalanckim głosem.
– Słucham?
– Mia – mruczy Ben.
Czuję, jak stają mi włoski na karku.
Cholera. Czyżby się wściekł?
– Cze… cześć, kochanie. Tak naprawdę nie…
– Iloma palcami to robisz?
Jego pytanie, a raczej żądanie odpowiedzi, sprawia, że z moich płuc ucieka całe powietrze. Był to rozkaz mężczyzny, dla którego, z którym, przez którego – nazwijcie to, jak chcecie – kiedykolwiek robiłam sobie dobrze. Ben jest i zawsze będzie jedynym mężczyzną, z którym to robię, a teraz nie pyta, w jaki sposób się dotykam. On się upewnia, że to robię.
Podczas gdy on siedzi w pracy.
Cholera jasna.
Ponownie oblizuję usta, przejeżdżam dłonią w dół, wkładam ją w majtki i w wilgotną szparkę.
– Jednym – odpowiadam drżącym głosem, moje palce są mokre i zaczynają drżeć.
Słyszę jego ciężki oddech.
– Aniele, wyobrażasz sobie, że to ja?
– Tak.
– Zapomniałaś już, jaki jestem gruby?
Zamykam oczy i jęczę.
– Jezu, Ben. Jesteś sam?
– Naprawdę sądzisz, że doprowadzałbym cię do orgazmu przez telefon, gdyby obok siedział hałaśliwy Luke? Kazałem mu iść na spacer.
Uśmiecham się.
Rzeczywiście, to było głupie pytanie. To oczywiste, że Ben nie rozmawiałby ze mną w ten sposób, gdyby ktokolwiek go słuchał. W przeciwieństwie do mnie on nie czerpie takiej przyjemności z tego, że ktoś nas słyszy. Pomijając sytuacje, w których bierze mnie gdzieś na zewnątrz – wtedy dosłownie go o to błagam.
– Ty możesz być szybki – mówię mu wtedy. – A ja będę cicho.
On patrzy na mnie z powątpiewaniem i zachowuje się, jakby mój pomysł mu się nie podobał, gdy jednak ściągam koszulkę, zapomina, że miał się ze mną kłócić.
– Kochanie – mówi to takim głosem, że czuję mrowienie w dole kręgosłupa. – Ile palców?
– Trzy. – Oddycham z trudem, kładę się na łóżku. Teraz mam mokrą całą dłoń. – Jestem taka wilgotna – szepczę.
– Kuźwa, jaka szkoda, że mnie tam nie ma. Nie mogę cię dotknąć. Nie mogę w ciebie wejść. Bo tego właśnie chcesz, prawda? Mio, chcesz, żebym cię pieprzył?
– Tak – dyszę.
– Kochanie, z pewnością nie byłoby to powoli. Boże, nie potrafiłbym powoli. Nie dzisiaj. Potrzebuję cię… na moim kutasie. Pragnę, żeby ta mokra cipka mnie ściskała. – Słyszę, że zaczyna dyszeć. – Rozłóż nogi. Chcę, żebyś rozłożyła je jak najszerzej. No, dalej, aniele.
Zginam nogi w kolanach i rozkładam.
– Zrobione. – Rozszerzyłam je tak, że aż boli.
– To dobrze. A teraz pieprz się tak, jak ja bym to zrobił. Szybko, kochanie. Chcę to słyszeć. Chcę słyszeć, jaka jesteś mokra.
Jęczę i myślę o Benie, który jest obok mnie, nade mną, patrzy między moje nogi tymi swoimi dzikimi szarymi oczami, wkładam i wyjmuję palce z siebie. Wkładam i wyjmuję. Coraz szybciej. Kciukiem pieszczę łechtaczkę, pocieram tak, jak robi to Ben.
Skręcam nadgarstek. W powietrzu unoszą się ciche chlupoty.
– Słyszysz mnie? – pytam, oddychając z trudem. Serce wali mi jak szalone. – Ben…
– Aniele – mruczy.
Jego głos wprawia w drżenie całe moje ciało. Przysięgam, że robię się jeszcze bardziej mokra.
– Nie przestawaj. Robisz to dla mnie, prawda?
– Tak, ja… Leje się ze mnie. Mam mokrą całą rękę. Boże, Ben.
– O kuźwa.
W jego głosie słychać desperację. Jest tak samo podniecony jak ja.
Wyobrażam sobie, jak patrzy na mnie i bawi się swoim penisem. Pulsuje mu w dłoni, główka jest czerwona i nabrzmiała. Mokra. O Boże, on też jest mokry. Jedną ręką łapie się za jądra, drugą ociera kutasa o moje udo.
– Kochanie, chcę poczuć, jak go ściskasz. Jak mnie wyciskasz. No, dalej. Weź te palce tak jak bierzesz mnie. Dojdź na nich.
_OBożeBożeBoże._
– Ben – szepczę, wyginając się w łuk. Trzęsą mi się nogi, czuję cudowne ciepło rozlewające się po kręgosłupie. – Dochodzę. Do-dochodzę.
Upuszczam telefon, ściskam pierś przez koszulkę i jęczę w ciszy sypialni, a potem opadam na łóżko bezwładna i ciepła. Nasycona.
Usatysfakcjonowana, ale tylko na tyle, na ile mogę być taka bez niego.
– Ej. – Przykładam telefon do ucha, zaciskam nogi. Czuję, jak piecze mnie twarz. – Tęsknię za tobą.
Słucham jego powolnego ciężkiego oddechu.
– Ja za tobą też, Mio. To mnie zabije. Wiesz o tym, prawda? Ta rozłąka… Niemożność bycia z tobą tak, jak chcę. Mam wrażenie, że zaraz oszaleję.
Czuję delikatne wyrzuty sumienia.
– Ja też.
– Zajmujesz się naszymi chłopcami, wysyłasz mi urocze zdjęcia i robisz sobie dobrze, myśląc o moim kutasie.
Uśmiecham się i przewracam na jego stronę łóżka.
– O twoim cudownym kutasie. Dwadzieścia trzy centymetry perfekcji.
– Kocham cię. – Śmieje się, jest to głęboki, dudniący odgłos.
– Też cię kocham. Jeszcze jedna noc.
– Tak. – Wzdycha. – Wyobrażam go sobie zrelaksowanego, jak zwiesza szerokie ramiona i odrzuca głowę do tyłu. Napięcie opuszcza jego ciało. – Jeszcze jedna noc – powtarza. – Ostrzegam cię, Mio. Gdy tylko zostaniemy sam na sam, będę pieprzyć cię w całym domu. Przez całą noc. Nie mam zamiaru spać.
– Dobrze. – Śmieję się. – Ale kiedyś będziemy musieli się przespać. Chociaż kilka godzin.
– Ty możesz sobie spać, ja będę cię pieprzył.
– Ben. – Śmieję się głośniej, zakrywam usta dłonią.
– Chryste, jak ja kocham ten dźwięk. Zamknij oczy i udawaj, że jestem z tobą.
– Jasne. – Zamykam oczy, wsłuchuję się w jego oddech w moim uchu, z każdą sekundą staje się coraz bardziej spięty. – Luke już wraca, prawda?
– Kretyn. Kazałem mu nie wracać, dopóki do niego nie zadzwonię. Nadal paraduję z na wpół sztywnym kutasem.
– Aaach, kochanie. Wiesz, co bym zrobiła, gdybym tam była?
– Mio – ostrzega.
– Uklękłabym i zaczęłabym go lizać…
Połączenie zostaje przerwane.
Och, naprawdę mam nadzieję, że da mi za to popalić.
Zamykam oczy, uśmiecham się sennie.
– Będę czekać, oficerze Kelly.
więcej..