Neurolożka. Piękny umysł, który się zgubił - ebook
Neurolożka. Piękny umysł, który się zgubił - ebook
Wybitna neurolożka, specjalistka od chorób psychicznych, Polka mieszkająca w Stanach Zjednoczonych, dowiaduje się, że ma raka mózgu. Choroba rozwija się błyskawicznie. Objawy przypominają schizofrenię i demencję. Wydaje się, że nie ma nadziei dla doktor Lipskiej, która nagle traci kontakt z rzeczywistością. Ale jej pamięć rejestruje wszystko, co wyprawiał jej mózg w okresie choroby. To unikalne doświadczenie: oto wybitna badaczka doświadcza szaleństwa, a jednocześnie jest w stanie zaobserwować, na czym ono polega. Po powrocie do zdrowia tworzy niezwykły zapis podróży do źródeł całkiem odmiennych stanów świadomości.
Poruszająca historia doktor Lipskiej jest opowieścią o tym, jak choroba psychiczna zmienia człowieka, jak wpływa na jego osobowość i jak rodzi teorie spiskowe, ale też o tym, jakich pokładów człowieczeństwa nie jest w stanie dotknąć ani zniszczyć.
„Relacja Barbary Lipskiej pozwala nam wejść w buty osoby psychicznie chorej, popatrzeć z empatią i zrozumieniem na tych, którym „coś się zdarzyło z ich mózgiem” – Joanna Szczęsna, „Książki. Magazyn do czytania”
Kategoria: | Biografie |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-268-3327-4 |
Rozmiar pliku: | 2,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nauce, za ratowanie życia
Pamięci Witolda,
dla którego postęp w nauce przyszedł za późno
PROLOG
Biegnę, biegnę, biegnę. Biegam tak godzinami. Chcę dostać się do domu, ale nie mam pojęcia, gdzie to jest, chociaż mieszkam w tej okolicy od dwudziestu lat. Biegnę więc dalej.
Pokonuję te obrzeżone drzewami uliczki w podmiejskiej Wirginii szybkim truchtem; mam na sobie strój do biegania – koszulkę bez rękawów i szorty. Pocę się, ponieważ przyspieszyłam; prędzej, prędzej, jeszcze prędzej; serce mi wali, ale oddech jest równy, nieprzyspieszony, kiedy tak mijam duże domy z podwójnym garażem i rowerami zaparkowanymi na podjazdach.
Kończy się wiosna 2015 roku, a zaczyna lato, które okaże się wyjątkowo upalne i mokre. Trawa na nienagannie przystrzyżonych trawnikach połyskuje jeszcze świeżą zielenią. Różowe i białe peonie stoją w pełnym rozkwicie, a wszechobecne azalie wybuchają wokół mnie tęczą barw.
Od dwudziestu lat setki razy przebiegłam tę trasę. Powinnam rozpoznawać każdy klon i krzew kamelii na rogu, każdy obity krawężnik, przy którym nastoletni kierowca za szybko wziął zakręt. Powinny to być dla mnie świetnie znane punkty orientacyjne. Ale dzisiaj widzę je po raz pierwszy w życiu.
Gdy wraz z mężem kupowaliśmy tutaj dom – dwadzieścia pięć lat temu, dwa lata po wyjeździe z szarej, komunistycznej Polski – to typowe amerykańskie przedmieście wydawało nam się spełnieniem marzeń. Co za luksusy! Urządziliśmy się w nowym domu i szybko przyjęliśmy styl życia amerykańskiej klasy średniej, z regularnymi obiadami od Chińczyka na wynos i kubłami lodów – specjałami nieobecnymi wówczas w Europie Wschodniej.
Pewnego dnia spojrzałam na swoje zdjęcie i przeżyłam szok: pulchne ramiona z dołeczkami i tłuste uda. Ten widok w jednej chwili zmobilizował mnie do radykalnej zmiany stylu życia. Postanowiłam zażywać więcej ruchu i zaczęłam biegać. Nigdy nie zadowalałam się drobnymi osiągnięciami, więc podjęłam decyzję o wystartowaniu w wyścigu, kiedy tylko osiągnę należytą formę.
Początkowo nie dawałam rady okrążyć nawet kwartału ulic. Ale po roku pokonywałam już trzy mile. Po dwóch latach zapisałam się na pierwszy wyścig: trasa mierzyła sześć mil i pokonałam ją jako pierwsza w swojej grupie wiekowej. Wtedy cała moja rodzina połknęła bakcyla sportu.
Dlatego co rano biegam.
Lubię rutynę, więc zawsze zaczynam tak samo: od zdjęcia mojej niemieckiej protezy piersi z półki w łazience. Noszę ją od roku 2009, kiedy podczas walki z rakiem piersi poddałam się mastektomii. Wykonana ze specjalnego plastiku, ma cielistą barwę i pasuje rozmiarem do mojej prawej piersi. Nie czuję między nimi różnicy. Moja sztuczna pierś ma nawet maleńki sutek. Przeznaczona dla kobiet uprawiających sport jest lekka i od spodu ma specjalny plaster, którym przytwierdza się ją do ciała. Co rano przed joggingiem przyklejam ją do gładkiej, płaskiej skóry w miejscu lewej piersi, zanim włożę ubranie i buty. A potem ruszam.
Ale tamtego ranka – tamtego ranka – zaczęłam inaczej.
Jak zwykle nalałam sobie szklankę wody, poszłam do łazienki i przejrzałam się w lustrze.
Widać mi odrosty – pomyślałam. Muszę ufarbować włosy.
W małym plastikowym pojemniku wymieszałam farbę – hennę kupioną w Whole Foods, która nadaje fryzurze ciekawy szkarłatny odcień, za którym przepadam – i rozprowadziłam ją na włosach. Założyłam na głowę plastikowy worek, zabezpieczając go z boku węzłem, żeby się nie zsunął.
Muszę się spieszyć. Muszę koniecznie – koniecznie! – wyjść już z domu i zacząć biegać!
Złapałam koszulkę, szorty i wróciłam do łazienki.
Zerknęłam na pierś na półce.
Nie. Szkoda zachodu. Ten ciężar tylko mi przeszkadza. Nie będę tracić cennego czasu na takie głupstwa.
Przez osłoniętą plastikiem głowę wciągnęłam szybko ciasną koszulkę. Byłam zdecydowanie niesymetryczna bez protezy piersi, ale nie zamierzałam się tym przejmować.
Wychodzę! Już!
Fioletowo-czerwona farba spływała mi po twarzy i szyi, kiedy wybiegłszy z domu, truchtałam ulicą.
Biegnę w upale, farba plamami rozlewa się po koszulce, znacząc mój asymetryczny tors.
Ulice naszej sennej dzielnicy są prawie puste. Jeżeli nawet nieliczni przechodnie dziwią się mojemu wyglądowi, to ja tego nie zauważam. Mknę równo, zanurzona w swoim wewnętrznym świecie.
Po godzinie zaczynam odczuwać zmęczenie i postanawiam wrócić do domu. Ale nie poznaję okolicy. Nie znam tych ulic, nigdy nie widziałam tych domów.
Nie mam pojęcia, gdzie się znalazłam. Biegnę więc dalej.
To śmieszne zgubić się w znajomym miejscu, ale mój umysł ledwo rejestruje ten fakt. Po prostu biegnę dalej, bez żadnego planu.
Biegnę tak jeszcze przez co najmniej godzinę, koślawa, zalana krwawą posoką. Nie wydaje mi się to niestosowne. Biegnę i biegnę, błądząc myślami po otwartych przestrzeniach i ogromnym niebie.
Jakimś cudem znajduję się wreszcie przed dwupiętrowym domem w stylu kolonialnym. Otwieram drzwi i znajduję się w chłodnym, ciemnym hallu. Zmęczona, spocona ściągam z nóg buty i skarpetki, kompletnie przesiąknięte.
Wchodząc po schodach, kątem oka widzę się w lustrze: mam na głowie skorupę farby do włosów zmieszanej z potem, do której plastikowy worek przylega jak czepek kąpielowy. Strugi szkarłatnej farby, która szybko zasycha na czarno, znaczą mój kark, ramiona i całą koszulkę, podkreślając zapadniętą lewą stronę klatki piersiowej. Na twarzy jestem czerwona jak burak – to z wysiłku.
Jakoś wcale mnie to nie dziwi. Mijam lustro i wchodzę na górę.
Mój mąż Mirek siedzi w domowym gabinecie przy komputerze, plecami do drzwi. Kiedy słyszy, że weszłam do pokoju, mówi:
– Coś długo cię nie było. Dobrze się biegało?
Odwraca się do mnie z uśmiechem – i zamiera.
– Co się stało? – woła przerażony.
– O co ci chodzi? – pytam. – Zrobiłam długą trasę.
– Widział cię ktoś w tym stanie? – Jest wyraźnie wstrząśnięty.
– A co mnie to obchodzi, czy ktoś mnie widział? Dlaczego pytasz?
– Zmyj to. Proszę.
– Uspokój się, Mirek! Czego się czepiasz?
Jednak posłusznie idę do łazienki spełnić jego prośbę.
Co mu się stało? Dlaczego się tak dziwnie zachowuje?
Czysta i zrelaksowana wychodzę spod prysznica. Ale coś nie daje mi spokoju.
Mężczyzna, którego kocham, jest zaniepokojony. Tylko dlaczego?
Zachowanie Mirka powinno w mojej głowie zapalić czerwoną lampkę, że coś jest bardzo, bardzo nie w porządku. Ale po chwili nieprzyjemna myśl ulatuje przez szpary mojego zniszczonego mózgu, nie zostawiając śladu.
Jestem specjalistką neuronauk. Odkąd pracuję, zajmuję się chorobami psychicznymi, najpierw w ojczystej Polsce, a potem – od roku 1989 – w Stanach Zjednoczonych, w Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego (NIMH) – filii Narodowych Instytutów Zdrowia (NIH) w Bethesda, w stanie Maryland. Specjalizuję się w schizofrenii, wyniszczającej chorobie, której ofiary często miewają kłopot z odróżnieniem rzeczywistości od nierzeczywistości.
W czerwcu 2015, bez żadnego sygnału ostrzegawczego, w moim własnym umyśle zaszło coś dziwnego i przerażającego. W wyniku metastatycznego czerniaka mózgu zaczęłam zapadać na chorobę psychiczną, która trwała około dwóch miesięcy i z której sama nie zdawałam sobie wówczas sprawy. Wyszłam z tej czarnej dziury dzięki szczęśliwej kombinacji szczęścia, przełomu w nauce oraz czujności i wsparcia mojej rodziny.
Jestem rzadkim przypadkiem: przeszłam przez piekło raka mózgu oraz choroby psychicznej i wyszłam z niego po drugiej stronie, aby opowiedzieć o tym, co mnie spotkało. Zdaniem psychiatrów i neurologów – fachowców zajmujących się systemem nerwowym – rzadkością jest, aby osoba dotknięta tak poważną chorobą mózgu zareagowała pozytywnie na terapię i wyszła z niej bez cienia upośledzenia umysłowego. Większość ludzi, którzy mają tyle guzów mózgu, ile ja miałam (wraz z wszystkimi ich konsekwencjami), po prostu nie wraca do zdrowia.
Załamanie nerwowe było przerażające, a jednak z racji pracy naukowej bardzo je sobie cenię. Przez kilkadziesiąt lat zajmowałam się mózgiem i badałam choroby psychiczne, ale dopiero własne doświadczenie otarcia się o szaleństwo pozwoliło mi odczuć, co znaczy postradać zmysły. A potem je odzyskać.
Co roku średnio co piąty człowiek zapada na chorobę psychiczną^(), od depresji po zaburzenia lękowe, od schizofrenii po chorobę afektywną dwubiegunową. W samych Stanach Zjednoczonych choroby psychiczne dotykają blisko 44 milionów dorosłych osób rocznie^(), nie licząc tych uzależnionych od szkodliwych substancji. W Europie na poważne zaburzenia psychiczne choruje rocznie 27 procent dorosłych^(). Choroba psychiczna pojawia się najczęściej u młodych dorosłych i trwa do końca ich życia, sprowadzając nieznośne cierpienia zarówno na chorego, jak i na jego bliskich. Na choroby psychiczne cierpi znaczna część bezdomnych i więźniów^(), ale konsekwencje społeczne na tym się nie kończą. Choroby psychiczne kosztują gospodarkę światową bilion dolarów rocznie^() – w samych Stanach Zjednoczonych 193,2 miliarda^() – gdyż chorzy w wieku produkcyjnym przestają pracować na skutek swoich zaburzeń. Niemożność funkcjonowania jest tylko jednym ze skutków chorób psychicznych, które także bywają śmiertelne. Z około 800 tysięcy samobójców, którzy co roku odbierają sobie życie (41 tysięcy samobójstw rocznie w USA^()), 90 procent to osoby cierpiące na choroby psychiczne^().
Stany Zjednoczone wydają znacznie więcej na leczenie zaburzeń psychicznych niż na terapię jakiejkolwiek innej choroby: w roku 2013 koszt ten wyniósł aż 201 miliardów dolarów^(). (Choroby serca, które kosztują państwo 147 miliardów dolarów, plasują się na drugiej pozycji). Lecz pomimo tak wielkich nakładów, mimo wysiłków naukowców i lekarzy choroby psychiczne pozostają wielką niewiadomą: ich przyczyny są właściwie nieznane, sposoby ich leczenia – nieodkryte. My, naukowcy, chociaż prowadzimy tysiące badań, wciąż nie rozumiemy, co dzieje się w mózgu osoby chorej psychicznie. Nie wiemy właściwie, które rejony są wadliwie ukształtowane, które połączenia nerwowe źle działają, dlaczego umysł czasem schodzi na manowce. Czy osoby chore psychicznie są skazane na cierpienie z powodu predyspozycji genetycznych, czy też wskutek jakiegoś doświadczenia, które spowodowało załamanie nerwowe, niszcząc połączenia neuronalne i zmieniając ich neurologiczną funkcję?
Najnowsze dane sugerują, że przyczyny chorób psychicznych mają swoje źródło zarówno w dziedziczeniu, jak i we wpływach środowiska, przy czym na środowisko składa się wiele czynników (w tym stosowanie i nadużywanie szkodliwych substancji), które oddziałują na siebie nawzajem, a także na nasze geny. Nadal jednak trudność polega na uchwyceniu biologicznych i chemicznych procesów sprzyjających chorobie psychicznej, a trudność ta bierze się w znacznej mierze stąd, że choroba ta jest diagnozowana na podstawie obserwacji zachowań, a nie na podstawie bardziej precyzyjnych testów. W odróżnieniu od raka i chorób serca choroba psychiczna nie podlega obiektywnym pomiarom – nie ma markerów biologicznych, które można by obserwować na monitorach i identyfikować w testach laboratoryjnych, aby uzyskać odpowiedź na pytanie, kto jest zaburzony, a kto nie. W badaniach dużych populacji może się okazać, że grupy chorych psychicznie wykazują pewne odchylenia w budowie i funkcjach mózgu, ale na razie wciąż nie możemy zdiagnozować pojedynczego pacjenta za pomocą konwencjonalnych metod, takich jak analiza krwi, tomografia komputerowa (CT) czy rezonans magnetyczny (MRI).
Diagnozowanie chorób psychicznych jest dodatkowo utrudnione tym, że zespoły objawów nie tylko różnią się w zależności od pacjenta, ale i u pojedynczego pacjenta zmieniają się z czasem. Nie każdy człowiek dotknięty schizofrenią wyje z rozpaczy – niektórzy zamykają się kompletnie i przestają komunikować z otoczeniem. Podobnie jest z osobami w demencji: w jednej chwili są uważne i pełne życia, a chwilę później wycofują się i tracą kontakt ze światem. Jeszcze większym wyzwaniem dla badaczy jest to, że niektóre wskaźniki choroby psychicznej mogą być nasilonymi przejawami normalnych cech osobowości, co sprawia, że dane zachowanie szczególnie trudno jest rozpoznać jako patologiczne. U osób z natury otwartych i elokwentnych brak właściwego osądu, który może towarzyszyć demencji, odbierany jest zrazu jako ich typowa obcesowość. Na tej samej zasadzie introwertyk, który staje się bardziej niż zwykle wycofany, nie zdradza w oczach otaczających go osób objawów choroby Alzheimera.
Badacze stopniowo dochodzą do wniosku, że specyficzne zaburzenia psychiczne nie są jednoznacznie zdefiniowanymi kategoriami chorobowymi, których symptomy i wskaźniki biologiczne można ściśle opisać. Bywa nawet, że te same symptomy wywoływane są przez różne choroby. A więc dwoje ludzi manifestujących zaburzone zachowanie może w istocie cierpieć na dwa zupełnie różne rodzaje zaburzeń. Możliwe też, że różne choroby psychiczne niejako zachodzą na siebie pod względem objawów, mechanizmów biologicznych i przyczyn. Z pewnych analiz genetycznych i klinicznych wyłaniają się podobieństwa obecne w wielu różnych diagnozach, co wskazywałoby na to, że choroby psychiczne mają wspólne podłoże neurobiologiczne. Współczesna nauka bada tę możliwość.
Naukowcy są obecnie całkiem pewni, że głównym siedliskiem zaburzeń u ludzi chorych psychicznie jest wysoko rozwinięta kora przedczołowa oraz sieć jej połączeń z innymi częściami mózgu. Jednak na czym polegają te anomalie i jak przebiegają dysfunkcje mózgu w różnych chorobach psychicznych – to wciąż pozostaje zagadką.
Kiedy zmiany behawioralne wyzwalane są przez guzy mózgu, jak to było w moim przypadku, ustalenie związku przyczynowo-skutkowego pomiędzy czynnikami neurologicznymi a behawioralnymi może się wydawać stosunkowo łatwe. Neurolodzy chętnie przypisują poszczególne problemy konkretnym częściom mózgu. Jednak metastatyczne guzy mózgu – czy to pochodzące od czerniaka, czy od raka piersi lub płuc – zmieniają równocześnie funkcjonowanie wielu rejonów mózgu. Jeśli pacjent ma – tak jak ja – dwa albo więcej guzów, szczególnie trudno jest ustalić, zmiana w której części mózgu odpowiada za konkretne zachowanie. Co więcej, w przypadku silnego obrzęku spowodowanego przez guzy i terapie stan całego mózgu przyczynia się do zmiany zachowań.
Wprawdzie nie wiadomo dokładnie, co i gdzie stało się w moim mózgu, ale w trakcie tego epizodu miałam okazję spenetrować jego pejzaż. Teraz lepiej rozumiem oszałamiająco złożoną strukturę mózgu i jego niewiarygodnie plastyczny wytwór: ludzki umysł.
Jak każdy, kto cierpi na zaburzenia psychiczne, doświadczyłam w krótkim epizodzie szaleństwa konstelacji objawów specyficznych tylko dla mojego przypadku. Ale miałam też wiele symptomów opisanych w Diagnostycznym i statystycznym podręczniku zaburzeń psychicznych, wydanie piąte (DSM-V), oficjalnym podręczniku klinicystów i badaczy pomocnym w klasyfikacji chorób psychicznych. Z tego powodu podobieństwo mojego doświadczenia do doświadczeń ludzi dotkniętych szerokim spektrum chorób psychicznych – od alzheimera po inne demencje, od choroby dwubiegunowej po schizofrenię – jest nadzwyczajne. Jednym z głównych celów tej książki jest wyłonienie paraleli, które pozwolą mi lepiej zrozumieć doświadczenie i przyczyny chorób psychicznych.
Zrozumiałam, co znaczy żyć w świecie pozbawionym sensu, przerażającym i nieznanym. Wiem, że można mieć taki zamęt w głowie, że nikomu się już nie ufa, a najmniej swoim bliskim, których chory nieraz posądza o spiskowanie przeciwko niemu. Wiem, jak to jest, kiedy traci się nie tylko zdolność rozumienia, oceny i orientacji przestrzennej, ale nawet elementarne zdolności komunikacyjne, takie jak umiejętność czytania. I, co chyba najbardziej przerażające, wiem, jak czuje się człowiek kompletnie nieświadomy tych ułomności. O tym, jak zniekształcona była moja rzeczywistość, przekonałam się dopiero, gdy zaczęłam odzyskiwać trzeźwość umysłu.
Gdy tylko wyszłam z mrocznej przestrzeni choroby i dostałam nową szansę poczytalności, zbudziła się we mnie neuronaukowa ciekawość; koniecznie chciałam zbadać, co właściwie przydarzyło się mojemu mózgowi. Dowiedziałam się, że moje płaty czołowe i ciemieniowe – te, które są odpowiedzialne za większość ludzkich zachowań – uległy dysfunkcji. To wyjaśnia, dlaczego zachowywałam się podobnie do pacjentów chorych psychicznie: gubiłam się w znanych sobie miejscach, zapominałam to, co było przed chwilą, wpadałam w gniew, bywałam złośliwa i nieczuła wobec bliskich; dlaczego, zamiast martwić się, że umieram, obsesyjnie zajmowałam się głupstwami, na przykład tym, co dostałam na śniadanie – no i dlaczego nie dostrzegałam w sobie tych wszystkich podstępnych zmian. Dlaczego nie widziałam, że osuwam się w chorobę psychiczną.
Potworne doświadczenie nie tylko dało mi wgląd w takie choroby psychiczne jak schizofrenia i demencja, ale też pozwoliło lepiej zrozumieć inne ułomności mózgu, w tym postępujące osłabienie sprawności umysłowej, które wielu z nas dotyka w starszym wieku. My sami lub nasi bliscy – partnerzy, rodzice – możemy kiedyś doświadczyć (podobnie, jak to stało się u mnie) zmian umysłowych, takich jak utrata pamięci, niepowściągliwe i niewłaściwe zachowanie, zmiana osobowości, a przede wszystkim niezdolność do rozpoznania w sobie tych problemów. Kora czołowa – ta część mojego mózgu, w której najbardziej rozpleniły się guzy i poterapeutyczne obrzęki – jest jednym z obszarów najbardziej narażonych na osłabienie w końcowej fazie życia (drugim takim obszarem jest hipokamp). To jeden z licznych przykładów gorzkiej ironii, jakich nie brak w mojej historii: jeżeli uda mi się dożyć starości, zapewne doświadczę ponownie wielu zmian psychicznych, które wymieniłam.
Między utratą a odzyskaniem trzeźwości umysłu zaczęłam utożsamiać się z ludźmi, którzy znają choroby psychiczne z własnego doświadczenia. To poczucie wspólnoty z innymi cierpiącymi zmotywowało mnie do opowiedzenia tej historii. Choroby psychiczne budzą coraz większe zainteresowanie, a mimo to wciąż są przyczyną społecznej stygmatyzacji. Chociaż zaburzenia psychiczne mają podłoże fizjologiczne – są chorobami mózgu, tak jak choroba wieńcowa jest chorobą serca – to chorych psychicznie traktuje się często jak winowajców, którzy zrobili coś złego i ponoszą słuszną karę. Stygmatyzacja obejmuje często także rodzinę chorego. Mam nadzieję, że moje doświadczenie przynajmniej przyczyni się do zrozumienia, że choroba psychiczna tak samo nie jest winą pacjenta, jak nie jest nią rak, i że najlepszą reakcją na chorobę psychiczną jest empatia i zaangażowanie w poszukiwanie skutecznych leków.
Odkąd straciłam rozum, a potem go odzyskałam, mam wrażenie, że jestem bardziej wyczulona na ludzkie uczucia i problemy, że stałam się bardziej wyrozumiałą matką, żoną, przyjaciółką – i naukowczynią. Współczucie dla osób chorych psychicznie odczuwałam zawsze, ale odkąd sama otarłam się o szaleństwo, moje współczucie nabrało nowej jakości. Nauczyłam się też bardziej świadomie przeżywać życie. Zdałam sobie sprawę z tego, ile miałam szczęścia, że mogłam wrócić na łono rodziny i do pracy, która jest pasją mojego życia.
Ta książka jest relacją o chorobie psychicznej od środka. Ale jest także mapą mojej ewolucji jako badaczki i jako człowieka. Opowiadam w niej o niewiarygodnej podróży, z której powróciłam (chociaż wciąż trudno mi w to uwierzyć). Nigdy nie przypuszczałam, że opowiem kiedyś historię o tym, jak zajmując się naukowo chorobami psychicznymi, sama zostałam pacjentką psychiatryczną, i jak – mimo wszystko – wróciłam do zdrowia.1. ZEMSTA SZCZURA
Siedzę pośród tysiąca mózgów, tysiąca mózgów ludzi psychicznie chorych.
Jako dyrektorka Kolekcji Ludzkich Mózgów w Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego pracuję otoczona mózgami: biblioteka mózgów, bank mózgów, kompendium mózgów, które z rozmaitych powodów funkcjonowały nie tak, jak powinny. To mózgi, które widziały halucynacje, słyszały tajemnicze głosy, targane były biegunowymi zmianami nastrojów, tkwiły w głębokiej depresji. Te mózgi zostały tutaj przez trzydzieści lat zebrane, skatalogowane i zmagazynowane.
Mniej więcej jedna trzecia z nich to mózgi samobójców. Ten desperacki i rozpaczliwy gest jest najwyższą ceną, jaką płacą osoby cierpiące na chorobę psychiczną – ja i moi koledzy przypominamy sobie tę ponurą prawdę codziennie.
Każdy eksponat dociera do nas świeży, zakrwawiony, połyskujący w plastikowym worku, starannie umieszczonym w chłodziarce wypełnionej lodem. Wygląda jak kawałek czerwonego mięsa, niepowiązany z człowieczeństwem. A przecież raptem dzień wcześniej sterował każdym ruchem i myślą osoby, od której został pobrany.
Aby zrozumieć chorobę psychiczną – aby pewnego dnia móc ją wyleczyć – badacze potrzebują ciągłych dostaw mózgów. Temu celowi służą takie placówki jak NIMH, wiodąca instytucja federalna w Stanach Zjednoczonych, która zajmuje się badaniem zdrowia psychicznego. Gromadzimy te niewiarygodne organy w banku mózgów, kroimy je na próbki tkankowe i dzielimy się nimi z naukowcami na całym świecie.
Zbieranie mózgów to niełatwa sprawa. Szczególnie trudno jest zdobyć mózgi pochodzące od chorych na schizofrenię, chorobę afektywną dwubiegunową, depresję kliniczną, zaburzenia lękowe oraz uzależnienia od rozmaitych substancji – kokainy, opiatów, alkoholu, a nawet marihuany. Co więcej, nie możemy korzystać z mózgów osób psychicznie chorych, które zmarły na poważne choroby somatyczne, były podłączone do respiratorów czy poddawane intensywnej farmakoterapii. Takie mózgi, naznaczone innymi chorobami lub interwencją medyczną, dodatkowo skomplikowałyby i tak już zawiłą zagadkę, którą usiłujemy rozwiązać: co powoduje zaburzenia psychiczne?
Aby zbliżyć się do zrozumienia tego problemu, potrzebujemy także mózgów osób niedotkniętych chorobami psychicznymi (mózgi kontrolne), aby móc badać je i porównywać z mózgami chorymi. Krótko mówiąc, potrzebne są nam mózgi czyste i zdrowe, wolne od straszliwej obecności szaleństwa.
Większość mózgów pozyskujemy z kostnic pobliskich zakładów medycyny sądowej, do których trafiają ciała osób zmarłych w podejrzanych lub tajemniczych okolicznościach. Dlatego oprócz mózgów samobójców wzbogacamy się mimo woli o mózgi ofiar morderstw i zmarłych niewyjaśnioną śmiercią.
Co dzień z samego rana technicy z naszego banku mózgów dzwonią do lokalnych zakładów medycyny sądowej z pytaniem: „Czy macie dla nas dzisiaj jakieś mózgi?”.
Działamy w pośpiechu. Po trzech dniach od śmierci mózg jest dla nas nieprzydatny. Musi do nas dotrzeć, zanim tkanka zacznie się rozkładać, zanim białka i inne cząsteczki, kwas rybonukleinowy (RNA) i dezoksyrybonukleinowy (DNA) rozpadną się, czyniąc mózg nieprzydatnym do badań molekularnych.
Pracownicy kostnicy, opisując naszym technikom ciała przywiezione do nich w ciągu ostatniej doby, podają wszelkie posiadane informacje. Zazwyczaj nie jest tego dużo, same nagie fakty: młody mężczyzna, który przedawkował heroinę; kobieta w średnim wieku po zawale serca; nastolatek, który się powiesił. Na razie tylko tyle wiemy o każdej z tych osób.
Po sporządzeniu listy kandydatów technicy zgłaszają się do mnie i razem zawężamy zbiór. Czy potrzebujemy tego po przedawkowaniu narkotyków? Albo tego pochodzącego od starszego mężczyzny, którego żona zeznała, że był alkoholikiem? Następny na liście jest mężczyzna, który zginął w wypadku drogowym. Nic nie wskazuje na to, aby chorował psychicznie, więc może dołączymy jego mózg do grupy kontrolnej. Tyle że mógł doznać urazu głowy – czy nadal go chcemy?
Jeśli pojawia się szansa, że mózg nam się przyda, zazwyczaj mówię tak. Mózgi, których potrzebujemy, są rzadkie i cenne, nigdy nie mamy ich dość.
Po wyselekcjonowaniu potencjalnych kandydatów nasi technicy kontaktują się z bliskimi zmarłych, aby zadać im trudne pytanie: „Czy zgodzi się pan/pani oddać mózg zmarłego do badań medycznych?”.
Pytanie wydaje się proste. Tyle że ludzie, o których mowa, byli żywi jeszcze kilka godzin temu. A teraz nie żyją, my zaś pytamy pogrążonych w szoku i żałobie rodziców, małżonków i dzieci tych osób, czy zgodzą się oddać nam najcenniejszą część swoich utraconych bliskich – organ, który był samą istotą ich życia. Nic więc dziwnego, że zaledwie trzecia część pytanych zgadza się na oddanie mózgu, na którym nam zależy.
Gdy mózg dociera do naszego banku, opatrujemy go etykietką z numerem, zgodnie z zasadą poufności. Od tej chwili zaczyna się nasze właściwe działanie. Możemy teraz rozkroić eksponat i zbadać jego wewnętrzną strukturę w celu lepszego zrozumienia choroby psychicznej.
Właśnie pośród tych mózgów – pokrojonych w plasterki i zamrożonych, by kiedyś wydrzeć z nich ich sekrety – odbywa się moja praca.
Praca z mózgiem to krwawa robota. Wykonuję ją od przeszło trzydziestu lat. Zaczynałam od mózgów szczurzych, wielkości orzecha włoskiego, gładkich i stosunkowo prostych. Nie mają zawiłych fałd i rozpadlin – zwanych zakrętami i bruzdami – jakie ma mózg ludzki.
Mózg ludzki jest bowiem duży, misterny i nieskończenie bardziej skomplikowany. To szczytowe osiągnięcie inżynierii ewolucyjnej. Wszystkie te fałdy, zakręty i bruzdy służą temu, aby w stosunkowo małej przestrzeni ludzkiej czaszki zmieścić jak najwięcej informacji i funkcji. Jednym z wytworów tej cudownie skomplikowanej kumulacji tkanki jest świadomość. Niestety, jej wytworem jest również zaburzenie świadomości – choroba psychiczna.
Poszukując odpowiedzi na pytanie, co dzieje się w mózgach ludzi chorych psychicznie, musimy głęboko spenetrować tkankę mózgu, jego cząsteczki i komórki. Nowoczesne techniki z roku na rok coraz bardziej ułatwiają to zadanie. Dla przykładu: aby poznać tajemnicę schizofrenii, badam cienkie plastry mózgu poznaczone farbami radioaktywnymi lub fluorescencyjnymi i opisuję poszczególne cząsteczki ich komórek, białka, typy RNA i DNA. Aby odczytać ich kod genetyczny, analizuję mikroskopijne układy cząsteczkowe komórek mózgu za pomocą nowoczesnych urządzeń sekwencjonujących.
Ponieważ specjalizuję się w neuronaukach i biologii molekularnej, znam mózg doskonale. Ale nie jestem lekarzem. Zanim zostałam szefową banku mózgów, nigdy nie pracowałam z nienaruszonymi ciałami ludzkimi ani nawet z rozpoznawalnymi częściami ludzkiego ciała. Prowadziłam badania w zaciszu laboratorium, z dala od kostnic i szpitali, a mózgi, które do mnie docierały, nie wyglądały już wcale jak mózg: były sproszkowanymi grudkami zamrożonej tkanki i przypominały zawiesinę różowawej mąki w małych probówkach lub też miały formę cienkich plastrów tkanki zakonserwowanych w cuchnących chemikaliach. Mogły pochodzić niemal z dowolnego organizmu.
Nigdy nie miałam problemu z tym, że jestem zarazem blisko i daleko od przedmiotu moich badań. Na tym w końcu polega natura badań naukowych. Każdy naukowiec pracuje nad swoim małym, ściśle określonym wycinkiem wielkiej układanki, mając nadzieję, że zostanie ona kiedyś ułożona dzięki wspólnemu wysiłkowi ludzi nauki, w czym i on sam będzie miał swój znaczący udział.
Zanim podjęłam tę pracę, nigdy nawet nie dotknęłam ludzkiego mózgu. Kilkakrotnie byłam w kostnicy, widziałam otwarte ciała z wyjętymi narządami – ale nigdy nie widziałam mózgu wyjętego z czaszki, nigdy nie trzymałam go w rękach, a tym bardziej nigdy nie rozcinałam go skalpelem.
– Musisz zrobić to sama – pouczała mnie moja poprzedniczka w banku mózgów, dr Mary Herman Rubinstein (zwana doktor Herman), kiedy szkoliła mnie w roku 2013. – Następny mózg pokroimy i zamrozimy razem.
Tak też było. W słoneczny wrześniowy dzień tego samego roku, kiedy liście zaczynały już żółknąć i czerwienieć, ale powietrze było jeszcze ciepłe, stałyśmy w laboratorium, oczekując dostarczenia mojego pierwszego mózgu. Byłyśmy uzbrojone w stroje ochronne – sięgające od ucha do ucha maski chirurgiczne, plastikowe osłony na twarz, ciasne czepki zabezpieczone szczelnie nad czołem, kilka warstw lateksowych rękawiczek do łokcia, białe kitle z plastikowymi fartuchami chroniącymi przed tryskającą krwią i plastikowe kamasze na butach.
Technik wniósł dużą białą chłodziarkę, taką w jakiej trzyma się piwo i steki na piknik po ostatnim meczu sezonu. Wiedziałam, że tym razem kryje się tam ludzki mózg zabezpieczony wielką ilością lodu.
Mózg musi być trzymany w zimnie, gdyż chłód spowalnia proces rozpadu komórek. Do naszych badań konieczny jest mózg z nienaruszonymi komórkami RNA, stanowiącymi klucz do ekspresji genów. Umieszczenie mózgu w lodzie natychmiast po wyjęciu go z ciała jest pierwszym krokiem w zachowaniu RNA, lecz w celu długoterminowej konserwacji musimy jak najszybciej zliofilizować tkankę. W mózgu przechowywanym w bardzo niskich temperaturach rozpad RNA jest powstrzymany na kilkadziesiąt lat.
Doktor Herman zdejmuje pokrywę chłodziarki i ostrożnie wydobywa przezroczysty plastikowy worek, oszroniony lodem. Powoli wyjmuje z niego mózg i kładzie go na moich rozpostartych dłoniach. Pasuje jak ulał. Ciężki, zimny i mokry, ocieka krwią jak pierwszy lepszy ochłap mięsa. Przeciętny mózg człowieka waży 1300 gramów, niebawem jednak przekonam się, że waga dużego mózgu może sięgnąć 1800 gramów. Ma konsystencję zwartej galarety, ale w istocie jest dość kruchy: muszę uważać, żeby żaden fragment się od niego nie odłamał.
Zważywszy na to, że ludzki mózg jest najbardziej złożoną strukturą w naszym wszechświecie, można by się spodziewać, że będzie z wyglądu bardziej skomplikowany. A on wcale nie wygląda nadzwyczajnie. Kiedy pierwszy raz oglądałam ciało w kostnicy, widok krwi, obnażonych mięśni, kości i skóry sprawił, że byłam bliska omdlenia. Ale ten mózg, który oto trzymam w rękach, wcale mnie nie przeraża. Wyjęty z ciała, w którym się rozwinął, wydaje się wręcz nieludzki.
A jednak wzrusza mnie ogromny kontrast pomiędzy tym zwyczajnie wyglądającym kawałkiem mięsa a złożonością jego wnętrza. Niesamowita i cudowna jest świadomość, że wszystko, czym jest istota ludzka, mieści się w moich rękach.
Ten mózg sterował człowiekiem, który jeszcze wczoraj był żywy. Mam co do tego pewność. Ale co jeszcze wiem o organie, który spoczywa w moich dłoniach? Czy pochodzi od kobiety, czy od mężczyzny? Czy ten ktoś cierpiał na chorobę psychiczną? Czy umarł śmiercią samobójczą? To ostatnie jest bardzo prawdopodobne, zważywszy na to, skąd pozyskujemy mózgi do badań. Ale równie możliwe jest, że ten akurat pochodzi od staruszki zmarłej na zapalenie płuc albo od młodego mężczyzny zabitego strzałem w klatkę piersiową. Być może ten ktoś cierpiał na schizofrenię lub depresję. A może nigdy nie dotknęła go choroba psychiczna? Trudno to ocenić, patrząc gołym okiem – mózg niełatwo zdradza swoje sekrety.
Ludzki mózg kształtem przypomina piłkę futbolową i podzielony jest głęboką bruzdą na dwie półkule: lewą i prawą. Każda półkula ma cztery płaty: czołowy, ciemieniowy, skroniowy i potyliczny.
Trzymając w rękach mózg, patrzę na jego płaty czołowe, największe. Te obszary kory mózgowej, górnej powłoki mózgu, odpowiadają za większą część świadomej egzystencji naszego gatunku, od doznań zmysłowych po najskrytsze myśli i fantazje. Płaty czołowe fascynują mnie najbardziej, podobnie jak fascynują większość neuronaukowców.
Główne obszary ludzkiego mózgu^()
Płaty czołowe, lewy i prawy, rozciągają się od podstawy czoła tuż nad oczami aż po szczyt czaszki. Podobnie jak pozostałe płaty, otulają bardziej prymitywne, głębiej ulokowane części mózgu. Patrzę na korę czołową, szczytową przednią część płata czołowego znajdującą się mniej więcej na granicy włosów. Rozległa, pełna fałd i bruzd, jest najmłodszą i najlepiej wykształconą częścią ludzkiego mózgu. Decyduje o tym, kim jest człowiek: myślącą, zapamiętującą, rozwiązującą problemy istotą zdolną do wydawania ocen i podejmowania decyzji.
Kora przedczołowa, przednia część kory czołowej, ulokowana jest tuż za czołem. Jest stosunkowo mała, ale prawdopodobnie najważniejsza dla naszego zdrowia psychicznego, gdyż kontroluje tzw. funkcje wykonawcze – najbardziej skomplikowane zadania poznawcze, takie jak zdolność rozróżniania dobra i zła, panowanie nad niestosownym lub zbyt impulsywnym zachowaniem, przewidywanie przyszłych konsekwencji tego, co dzieje się w teraźniejszości. Intensywne badania neuronaukowe prowadzą do wniosku, że problemy z korą przedczołową są ściśle powiązane z chorobą psychiczną. Nie wiemy jednak, co to za problemy, a już z pewnością ja nie mogę tego odgadnąć, patrząc na korę przedczołową tego konkretnego mózgu.
Za płatem czołowym, oddzielony od niego głęboką bruzdą, mieści się płat ciemieniowy, drugi duży, zwinięty płat kory mózgowej. Płat ciemieniowy odczytuje doznania zmysłowe dochodzące do mózgu z innych części ciała; dzięki niemu czujemy dotyk, smak i ruch. Odpowiada też za orientację przestrzenną, informuje nas o naszym położeniu względem otaczających nas rzeczy, sprawia, że czujemy, gdzie zaczyna się, a gdzie kończy nasze ciało. Płat ciemieniowy umożliwia nam czytanie i dokonywanie operacji matematycznych.
Odwracam mózg na bok i przyglądam się płatowi skroniowemu, który leży pod skronią, powyżej ucha. Ta część kory mózgowej odpowiada za słyszenie i rozumienie mowy. Pod nią, w głębi mózgu, ukryty przed moim wzrokiem i otoczony warstwami tkanki korowej, leży hipokamp, nazwany tak od greckiego terminu określającego konika morskiego ze względu na swój niezwykły, wygięty kształt. Ta ewolucyjnie prymitywna część mózgu jest siedliskiem pamięci długotrwałej. Działa także jak GPS, umożliwiając nam nawigację i orientowanie się w przestrzeni.
W tylnej części mózgu ukryty jest misternie żłobiony móżdżek, zbudowany z ciasno upakowanych neuronów. Móżdżek kontroluje nasze świadome ruchy: to, jak siedzimy, chodzimy i mówimy. Tuż ponad móżdżkiem rozciąga się czwarty i ostatni płat potyliczny, w którym przetwarzane są informacje dochodzące z oczu – dzięki niemu widzimy.
Wszystkie struktury mózgu są niezmiernie istotne dla codziennego funkcjonowania. Uraz pnia mózgu – struktury, która reguluje oddech, tętno i inne podstawowe funkcje organizmu – może wywołać paraliż lub śmierć. Lecz najcenniejszym chyba obszarem mózgu jest kora czołowa. Bez kory czołowej się wprawdzie nie umiera, ale to ona czyni nas istotami ludzkimi. Uraz tego obszaru mózgu wywołuje szereg negatywnych objawów, od utraty pamięci po niezdolność do planowania i organizowania najprostszych nawet działań, od problemów z językiem po niestosowne zachowania i błędny osąd sytuacji.
Chętnie pozachwycałabym się nim dłużej – tym pierwszym mózgiem, który trafił mi do rąk – ale musimy z doktor Herman pracować szybko, aby zakonserwować materiał do badań.
Ostrożnie układam mózg na sporej desce umieszczonej na warstwie lodu i sięgam po nóż do sekcji, bardzo długi, z ostrym jak brzytwa ostrzem.
– Powiedz sobie, że kroisz chleb albo stek – instruuje mnie doktor Herman. – Ostrze trzymaj prostopadle do powierzchni mózgu i staraj się ciąć równolegle.
PRZYPISY
Z. Steel et al., The Global Prevalence of Common mental Disorders: A Systematic Review and Meta-Analysis, 1980-2013, „International Journal of Epidemiology” 43, nr 2 (kwiecień 2014): 476-93, https://www.nebi.nim.nih.gov/pubmed/24648481.
czterdzieści cztery miliony osób dorosłych rocznie: National Institute of Mental Health, https://www.nimh.nih.gov/health/statistics/prevalence/any-mental-ilness-ami-among-us-adults.shtml.
World Health Organization, http://www.euro.who.int./en/health-topics/noncommunicable-diseases/mental-health/data-and-statistics.
https://www.nami.org/Learn-More/Mental-Health-By-the-Numbers.
https://www.usnews.com/news/best-countries/articles/2016-o4-12/who-makes-economic-argument-for-mental-health-treatment.
https://www.nimh.nih.gov/news/science-news/2008/mental-disorders-cost-society-billions-in-unearned-income.shtml.
World Health Organization, http://www.who.int/mental_health/prevention/suicide/suicideprevent/en/.
https://www.nami.org/Learn-More/Mental-Health-Conditions/Related-Conditions/Suicide.
https://www.washingtonpost.com/news/to-your-health/w http://www.bic.mni.megill.ca/ServixesAtlases/ICBM152NLin2009; https://surfer.nmr.mgh.harvard.edu/fswiki/FreeSurferMethodsCitation.