Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • promocja

Niechciana korona - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
10 października 2025
1000 pkt
punktów Virtualo

Niechciana korona - ebook

Kazimierz Jagiellończyk był jednym z najwybitniejszych polskich władców, a także ojcem czterech królów. Pokonał Zakon Krzyżacki podczas wojny trzynastoletniej, wkroczył do Malborka i odzyskał Pomorze. Stał się tym, który zapoczątkował drogę Polski w Złoty Wiek.

Ta książka to nie tylko historia panowania Kazimierza i jego synów, ale przede wszystkim opowieść o ludziach, ich ambicjach, pragnieniach i namiętnościach.

Jest 1444 rok. Po tragicznej śmierci króla Władysława III w bitwie pod Warną polski tron staje się łakomym kąskiem dla wielu graczy. W kraju panuje bezkrólewie, a tymczasowo władzę sprawuje kardynał Zbigniew Oleśnicki, wpływowy polityk i duchowny, który niczym francuski Richelieu kieruje losem państwa. Pojawiają się pretendenci do tronu, między innymi Bolesław, książę mazowiecki z dynastii Piastów, czy Fryderyk Hohenzollern. Jednak najbardziej prawdopodobnym wyborem wydaje się młodszy brat poległego króla, wielki książę litewski, Kazimierz… Nazywany przez jednych Bękartem z Północy, przez innych samozwańczym księciem, ma przed sobą trudny wybór: pozostać na Litwie albo przyjąć niechcianą koronę Królestwa Polskiego... Jego decyzja zmieni na zawsze losy obu narodów…

Joanna Morgan to nauczycielka języka angielskiego, tłumaczka, wykładowczyni akademicka. Absolwentka Uniwersytetu Śląskiego. Publikuje artykuły i opowiadania historyczne na polskich portalach.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura piękna polska
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9789180764896
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Pro­log

Od­głos ła­ma­nej ga­łęzi spra­wił, że jego zmy­sły się wy­ostrzyły. Po­czuł, że nie jest sam, że w po­bliżu znaj­duje się ja­kieś zwie­rzę. In­stynk­tow­nie się­gnął do koł­czanu po strzałę i za­czął się po­woli po­su­wać do przodu.

Je­sienne słońce nie­spiesz­nie chy­liło się ku za­cho­dowi. Wę­drowne ptaki, prze­la­tu­jąc nie­opo­dal, po­trą­cały ga­łę­zie drzew. Nie­które z nich, wie­dzione cie­ka­wo­ścią, przy­sia­dły wśród li­ści, żeby przyj­rzeć się ukry­temu w za­ro­ślach czło­wie­kowi.

My­śliwy wie­dział, że musi być cier­pliwy. Po­woli ru­szył przed sie­bie, ostroż­nie sta­wia­jąc kroki. Je­den fał­szywy ruch mógł prze­kre­ślić jego szanse na ło­wiecki suk­ces. Ba­dał oto­cze­nie i chło­nął każdy jego szcze­gół. Na­gle pod­niósł łuk i go na­cią­gnął. Ob­ró­cił się lekko w prawo i przy­go­to­wał do strzału. Jego oczy na­po­tkały wi­dok piękny i nie­co­dzienny. W od­le­gło­ści rzutu ka­mie­niem stał przed nim ma­je­sta­tyczny je­leń. Ni­gdy wcze­śniej nie wi­dział tak wspa­nia­łego okazu. Król le­śnych po­łaci uniósł głowę z po­tęż­nym po­ro­żem i do­strzegł czło­wieka. My­śliwy na­piął cię­ciwę, lecz strzału nie od­dał. Tak jakby nie­znana siła nie po­zwo­liła mu zdo­być się na ten ruch.

Czło­wiek i zwie­rzę długo mie­rzyli się wzro­kiem. Żadne z nich nie prze­rwało tej wy­jąt­ko­wej chwili, męż­czy­zna nie chciał ni­czego z niej uro­nić. Wpa­try­wał się w oczy je­le­nia: duże, po­ły­sku­jące, prze­peł­nione nie­zwy­kłą mą­dro­ścią. Dziwne uczu­cia za­go­ściły w sercu mło­dego my­śli­wego. Czuł się tak, jakby spo­glą­dało na niego nie zwie­rzę, ale ktoś szcze­gól­nie mu bli­ski. Za­drżał na samą myśl.

Sam nie wie­dział, kiedy opu­ścił łuk. Je­leń uniósł kró­lew­ską głowę, po­pa­trzył na my­śli­wego, a ten wy­szep­tał:

– Ru­szaj przed sie­bie. Je­steś wolny, na­prawdę wolny. Nie tak jak ja.

Ma­je­sta­tyczny ro­gacz, zdzi­wiony sło­wami czło­wieka, po­ru­szył się na­gle gwał­tow­nie i po­mknął w głąb lasu.

Młody męż­czy­zna cze­kał do­brą chwilę, a gdy zro­zu­miał, że zwie­rzę­cia już nie ma, za­wró­cił w kie­runku, z któ­rego nad­szedł. Biegł te­raz szybko, nie zwra­ca­jąc uwagi na ga­łę­zie, które ude­rzały go raz po raz. Za­trzy­mał się tylko na mo­ment, by wy­jąć mło­dego za­jąca z za­sta­wio­nych przez sie­bie wnyk. Prze­rzu­cił go so­bie przez ra­mię i ru­szył w stronę le­śnej po­lany. Na sa­mym jej środku stała nie­wielka drew­niana chata. Wo­kół krę­ciło się trzech pa­choł­ków za­ję­tych opra­wia­niem zwie­rząt. Na progu chaty stała młoda ja­sno­włosa dziew­czyna o ru­mia­nych li­cach, którą my­śliwy lekko po­ca­ło­wał w usta.

– Chodź, zo­bacz, co przy­nio­słem. – Ro­ze­śmiał się, po­cią­ga­jąc ją za sobą do środka.

Wnę­trze pre­zen­to­wało się wy­jąt­kowo skrom­nie. W słabo oświe­tlo­nej izbie cen­tralne miej­sce zaj­mo­wał stół. Pod ścianą usta­wione były w rów­nym sze­regu naj­róż­niej­sze ro­dzaje broni. Pod oknami znaj­do­wała się ława, a w głębi nie­wiel­kie pa­le­ni­sko. Z su­fitu zwi­sały linki, na któ­rych wie­szano i opra­wiano upo­lo­waną zwie­rzynę.

My­śliwy po­wie­sił na jed­nej z nich sza­raka. Dziew­czyna po­sta­wiła na ogniu na­czy­nie z wodą i za­częła się krzą­tać. Wtem na­gły ha­łas prze­rwał za­ję­cie.

Cały las wy­peł­nił tę­tent koni, gro­mada jeźdź­ców zbli­żała się do po­lany. Po chwili roz­le­gły się okrzyki i na­wo­ły­wa­nia, przy­jezdni wy­py­ty­wali o coś pa­choł­ków przed chatą.

– Zo­bacz, kto przy­je­chał – po­le­cił mło­dej go­spo­dyni męż­czy­zna.

Ta po­słusz­nie wy­szła na ze­wnątrz, by za­raz po­tem wró­cić z wia­do­mo­ścią:

– Pa­nie, po­lana pełna jest ry­ce­rzy. Oni nie wy­glą­dają na miej­sco­wych, bo ubio­rem przy­po­mi­nają pol­skich pa­nów.

My­śliwy wy­szedł na próg i za­sło­nił oczy przed słoń­cem. Po chwili prze­ko­nał się, że dziew­czyna mó­wiła prawdę.

Po­stą­pił parę kro­ków do przodu. Zbroj­nych było może ze trzy­dzie­stu. Nie­któ­rzy, odziani w bo­gato zdo­bione szaty, wy­glą­dem i za­cho­wa­niem przy­po­mi­nali pol­skich ma­gna­tów.

Je­den z nich zsiadł z ko­nia i ru­chem ręki na­ka­zał, by inni uczy­nili to samo. Gdy po­czuli grunt pod sto­pami, wszy­scy uklęk­nęli na jedno ko­lano. Ich przy­wódca pod­szedł do mło­dego czło­wieka i pa­da­jąc przed nim, po­wie­dział moc­nym, choć wzbu­rzo­nym gło­sem:

– Wa­sza Kró­lew­ska Mość, nie opusz­czaj oj­czy­zny w tej naj­czar­niej­szej go­dzi­nie! – I za­raz po­tem po­wtó­rzył bła­gal­nie: – Nie opusz­czaj nas.

Po tych sło­wach po­chy­lił głowę.

Młody Ka­zi­mierz Ja­giel­loń­czyk stał przez chwilę jak urze­czony, wpa­tru­jąc się w klę­czą­cych przed nim Po­la­ków. Od­zy­skał jed­nak wro­dzoną pew­ność sie­bie, ob­ró­cił się na pię­cie i wró­cił do chaty.

Klę­czący męż­czy­zna, gdy tylko spo­strzegł, że kró­le­wicz wró­cił do izby, wes­tchnął ciężko. Wstał z ko­lan, a inni pod­nie­śli się wraz z nim. Ka­zał im cze­kać, a sam wszedł do izby w ślad za mło­dym męż­czy­zną. W pół­mroku do­strzegł Ka­zi­mie­rza, który ni­czym nie­zra­żony za­brał się do skó­ro­wa­nia za­jąca.

– Wa­sza Kró­lew­ska Mość… – za­czął nie­śmiało przy­bysz.

– Wa­sza Ksią­żęca Mość – po­pra­wił go Ka­zi­mierz, nie prze­ry­wa­jąc swego za­ję­cia.

Męż­czy­zna wes­tchnął z tru­dem i znów roz­po­czął:

– Wa­sza Ksią­żęca Mość…

– Znam cię – prze­rwał mu znów Ka­zi­mierz. – Wi­dzia­łem gdzieś twoją twarz.

– Je­stem Piotr z Opo­rowa…

– Ra­cja, Piotr z Opo­rowa. Pa­mię­tam, że mój oj­ciec cię lu­bił. Da­leką drogę prze­by­łeś, pa­nie Pio­trze. Aż na Li­twę. Cóż cię spro­wa­dza?

– Jesz­cze da­lej bym po­je­chał, gdy­bym mu­siał. Do­bro Oj­czy­zny i na­rodu mnie tu przy­wio­dło.

Ka­zi­mierz nic nie od­po­wie­dział, się­gnął tylko po inne na­rzę­dzie, aby le­piej się roz­pra­wić z za­ję­czą skórą.

– Przy­je­cha­łem wraz z po­sel­stwem, które te­raz ocze­kuje cię, pa­nie, na zamku w Wil­nie. Na czele te­goż po­sel­stwa sta­nął sam bi­skup Ole­śnicki.

Ka­zi­mierz wziął do ręki osełkę i za­czął gwał­tow­nie po­cie­rać o nią ko­niec noża.

– Oj­czy­zna na­sza jest po­grą­żona w ża­ło­bie po śmierci mło­dego króla, a two­jego brata – cią­gnął Piotr.

Ka­zi­mierz na mo­ment znie­ru­cho­miał i wstrzy­mał ostrze­nie, ale za­raz po­tem wró­cił do tej czyn­no­ści.

– Tron pol­ski zo­stał osie­ro­cony – mó­wił da­lej syn wo­je­wody łę­czyc­kiego. – Dla­tego po­sel­stwo z Pol­ski, w któ­rego skład i ja mam za­szczyt się za­li­czać, przy­było do Wilna, aby za­ofe­ro­wać pol­ską ko­ronę to­bie, mi­ło­ściwy pa­nie.

– Mój oj­ciec na­prawdę cię lu­bił – wtrą­cił nie­spo­dzie­wa­nie Ka­zi­mierz. – I wiele do­brego o to­bie sły­sza­łem. Je­steś po­dobno uczci­wym czło­wie­kiem, Pio­trze. I wła­śnie przez wzgląd na twoją uczci­wość po­sta­no­wi­łem cię przy­jąć i wy­słu­chać tego, co masz do po­wie­dze­nia. Ale na tym ko­niec.

– Pa­nie…

– Jedź do Wilna i cze­kaj­cie tam na mnie. Wtedy po­roz­ma­wiamy.

– Czy to roz­ważne zo­sta­wać tu tylko z trzema pa­choł­kami? Może zo­sta­wię roz­kazy swoim lu­dziom…

– My­ślisz, że mam przy so­bie tylko trzech lu­dzi? – Ka­zi­mierz uśmiech­nął się za­gad­kowo. – Chodź, po­każę ci coś.

Piotr bez wa­ha­nia po­dą­żył za wiel­kim księ­ciem. Ka­zi­mierz wy­szedł przed chatę, przy­ło­żył do ust dwa palce i gwizd­nął prze­cią­gle. Po chwili ze wszyst­kich stron wy­ło­nili się uzbro­jeni męż­czyźni, a każdy z nich spra­wiał wra­że­nie, że gdyby mu tylko roz­ka­zano, roz­szar­pałby Pio­tra i jego to­wa­rzy­szy na strzępy.

– Wi­dzisz? To wo­je­woda Gasz­tołd tak o mnie dba. Od czasu, gdy chłopi na po­lo­wa­niu ura­to­wali mnie przed za­ma­chow­cami, zwięk­szył liczbę chro­nią­cych mnie lu­dzi. Nie martw się o mnie. Jedź – rzekł po chwili z lek­kim uśmie­chem.

– Po­wi­nie­neś opu­ścić Li­twę, pa­nie. Tu jest zbyt nie­bez­piecz­nie.

– Tak, za to w Ko­ro­nie nie mam wro­gów… – Ka­zi­mierz ro­ze­śmiał się iro­nicz­nie.

Piotr umilkł mocno spe­szony tymi sło­wami. Ale Ka­zi­mierz, wi­dząc jego zmie­sza­nie, zła­god­niał nieco.

– Dzię­kuję, że za­da­łeś so­bie tyle trudu. Droga tu jest długa i nie­bez­pieczna. I do­ce­niam, że chcia­łeś się ze mną roz­mó­wić. Ale ni­czego nie mogę przy­rzec, jedź więc, pro­szę, do Wilna.

Piotr po­ki­wał głową i wes­tchnął. Sły­szał o trud­nym cha­rak­te­rze mło­dego władcy. Ale co in­nego było sły­szeć, a co in­nego prze­ko­nać się na wła­snej skó­rze. Nie zo­stało mu jed­nak nic in­nego, jak po­że­gnać się i od­je­chać. Skło­nił się ni­sko i do­siadł ko­nia. Za­nim od­je­chał, jego oczy przez chwilę spo­częły na Ka­zi­mie­rzu i książę wy­czy­tał w nich tro­skę tak wielką, że zdu­miała go ona nie­po­mier­nie. Ka­zi­mierz spo­ty­kał się z róż­nymi oso­bami, z któ­rych więk­szość kie­ro­wała się ukry­tymi mo­ty­wami; rzadko miał do czy­nie­nia z tak pro­sto­li­nijną na­turą i taką wier­no­ścią, jaką wy­ka­zy­wał się Piotr. To go za­cie­ka­wiło. Czy są na świe­cie lu­dzie chcący bez­in­te­re­sow­nie słu­żyć oj­czyź­nie, go­towi prze­lać krew i od­dać za nią ży­cie?

Nie, to nie­moż­liwe. To zbyt piękne. Piotr Opo­row­ski też mu­siał mieć cel w tym, co czy­nił. Ka­zi­mierz wes­tchnął i wró­cił do chaty.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij