Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Niewiarygodne - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
18 września 2019
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Niewiarygodne - ebook

Dwóch zdobywców Nagrody Pulitzera, opowiada historię Marie, nastolatki oskarżonej o fałszywe zeznania na temat gwałtu.

Jedenastego sierpnia 2008 roku osiemnastoletnia Marie zgłosiła się na policję. Zamaskowany mężczyzna włamał się do jej mieszkania w pobliżu Seattle, w stanie Washington, i zgwałcił ją. W ciągu kolejnych dni przesłuchań, zarówno funkcjonariusze jak i bliscy Marie podchodzili do jej opowieści coraz bardziej sceptycznie. Policja szybko zmieniła stosunek do sprawy i zaczęła oskarżać Marie o oszustwo. Po wytknięciu nieścisłości w jej relacji i wątpliwościach, jakie wzbudziła, dziewczyna złamała się i przyznała, że jej historia to kłamstwo. Została oskarżona o składanie fałszywych zeznań oraz publicznie zlinczowana przez osoby z najbliższego otoczenia.

Ponad dwa lata później detektyw z Kolorado, Stacy Galbraith, otrzymuje sprawę napaści na tle seksualnym. W toku dochodzenia, Galbraith orientuje się, że jest ona uderzająco podobna do gwałtu, do którego doszło jakiś czas temu w pobliskim miasteczku. Postanawia połączyć siły z detektyw badającą tamtą sprawę, Edną Hendershot. Wkrótce obydwie kobiety uświadamiają sobie, że mają do czynienia z seryjnym gwałcicielem: mężczyzną, który fotografował swoje ofiary, grożąc, że opublikuje ich zdjęcia w sieci, i zacierał wszelkie ślady przestępstwa z przebiegłością sugerującą doświadczenie zdobyte w armii lub policji.

Oparta na materiałach dochodzeniowych oraz obszernych wywiadach z przedstawicielami władz, Niewiarygodne. Prawdziwa historia gwałtu to wielowątkowa opowieść o wątpliwości, kłamstwach i polowaniu na sprawiedliwość, która z zatrważającą szczerością ujawnia, jak bada się współcześnie przypadki napaści na tle seksualnym i jak często ofiary gwałtów są również ofiarami naszej podejrzliwości.

Biogramy autorów

T. Christian Miller jest starszym reporterem portalu internetowego ProPublica. Wcześniej pracował w „Los Angeles Times”, gdzie zajmował się tematyką wojenną i polityczną. Prowadzi wykłady dotyczące dziennikarstwa danych na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley.

Ken Armstrong jest starszym reporterem portalu internetowego ProPublica. Wcześniej pracował w organizacji non profit Marshall Project oraz „Chicago Tribune”. Publikowane przez niego teksty przyczyniły się do decyzji gubernatora stanu Illinois o zawieszeniu wykonywania kary śmierci i zamianie wyroków śmierci na kary dożywocia.

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-650-0
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Most

Poniedziałek, 18 sierpnia 2008

Lynnwood, Waszyngton

Marie wyszła z pokoju przesłuchań i zeszła schodami komisariatu policji w towarzystwie detektywa i sierżanta. Przestała już płakać. Na dole funkcjonariusze przekazali ją dwóm czekającym na nią osobom. Marie uczestniczyła w programie pomagającym usamodzielnić się nastolatkom z rodzin zastępczych, a ci ludzie kierowali programem.

– Więc jak? – zapytał jeden z nich. – Zostałaś zgwałcona?

Minął tydzień, odkąd Marie, osiemnastolatka o piwnych oczach, z falowanymi włosami i aparatem na zębach, zgłosiła na policji, że została zgwałcona przez obcego mężczyznę, który włamał się z nożem w ręku do jej mieszkania, założył jej opaskę na oczy, związał ją i zakneblował. W ciągu tych siedmiu dni Marie opowiedziała tę historię policji co najmniej pięć razy. Opisała im go: szczupły biały mężczyzna, niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. Niebieskie dżinsy. Bluza z kapturem, szara, może biała. Oczy prawdopodobnie niebieskie. Lecz jej opowieść nie zawsze brzmiała identycznie. A policja rozmawiała z ludźmi znającymi Marie, którzy wyrażali pewne wątpliwości. I kiedy funkcjonariusze przedstawili te wątpliwości Marie, dziewczyna zawahała się, a potem ugięła, twierdząc, że zmyśliła całą historię – bo matka zastępcza nie odbierała od niej telefonów, bo jej chłopak chciał się z nią już tylko przyjaźnić, bo nie była przyzwyczajona do samotności.

Bo chciała zwrócić na siebie uwagę.

Nakreśliła policyjnym detektywom zarys swojej biografii. Opisała dorastanie pod opieką około dwadzieściorga rodziców zastępczych. Powiedziała, że została zgwałcona, gdy miała siedem lat. Że przestraszyło ją samodzielne życie, którego nigdy wcześniej nie zaznała. Historia o włamywaczu, który ją zaatakował, „urosła do ogromnych rozmiarów wbrew jej woli”, wyjaśniła funkcjonariuszom.

Dzisiaj postanowiła sprawdzić, czy policjanci zdobędą się jeszcze na odrobinę cierpliwości. Wróciła na komisariat i wycofała ostatnie zeznania, stwierdzając, że mówiła prawdę na samym początku i że faktycznie została zgwałcona. Ale pod presją pokoju przesłuchań znów się poddała i jeszcze raz przyznała, że zmyśliła swoją opowieść.

– Nie – powiedziała Marie menedżerom programu czekającym przy schodach. – Nie. Nie zostałam zgwałcona.

Dwoje menedżerów, Jana i Wayne, pracowało dla Project Ladder, organizacji non profit pomagającej dzieciom z rodzin zastępczych w rozpoczęciu samodzielnego życia. Program rozwijał u nastolatków – większość z nich miała po osiemnaście lat – przyziemne zdolności niezbędne dorosłym, od zakupów w sklepie spożywczym do zarządzania swoją kartą kredytową. Przede wszystkim jednak Project Ladder oferował wsparcie finansowe, przyznając każdemu nastolatkowi dotację na wynajęcie jednopokojowego mieszkania, dzięki czemu dzieciaki mogły się jakoś odnaleźć na drogim rynku mieszkaniowym w Seattle i okolicach. Wayne był menedżerem przydzielonym bezpośrednio do Marie, Jana zaś kierowniczką całego programu.

– Jeżeli to prawda – powiedzieli menedżerowie Marie – jeśli nie zostałaś zgwałcona, musisz zrobić pewną rzecz.

Marie bała się tego, co miało teraz nastąpić. Widziała to w ich twarzach, gdy odpowiadała im na pytanie. Nie wyglądali na zbitych z tropu. Nie byli zaskoczeni. Nie wierzyli jej już wcześniej, podobnie jak inni. Marie zorientowała się, że odtąd ludzie będą ją uważać za chorą psychicznie. Ona sama zastanawiała się, czy jest zepsuta, czy jest w niej coś, co wymaga naprawy. Uświadomiła sobie, jak bardzo bezbronna się stała, i obawiała się, że straci resztkę tego, co posiada. Jeszcze tydzień temu miała przyjaciół, pierwszą pracę, pierwsze miejsce, które mogła nazwać swoim, pełną swobodę ruchów, poczucie, że jej życie rozwija się niczym żagiel na wietrze. Ale teraz straciła zarówno pracę, jak i cały niedawny optymizm; mieszkanie i wolność też były zagrożone. A przyjaciele, na których mogła polegać? Została jej raptem jedna osoba.

Historia Marie rzeczywiście urosła do ogromnych rozmiarów. W ciągu ostatniego tygodnia trafiła do telewizyjnych programów informacyjnych. „Kobieta z zachodniego Waszyngtonu przyznała, że podniosła fałszywy alarm”1, stwierdzono w jednym z wydań wiadomości. W Seattle sprawą zajęły się lokalne oddziały stacji ABC, NBC i CBS. Wysłannicy kanału należącego do NBC, KING 5, pokazali u siebie apartamentowiec, w którym mieszka Marie – oko kamery przesunęło się po kolejnych piętrach, aż zatrzymało się na dłużej przy jednym z otwartych okien – podczas gdy Jean Enersen, najpopularniejsza prezenterka wiadomości w Seattle, tłumaczyła widzom: „Policja w Lynnwood poinformowała nas, że kobieta, która wcześniej zgłosiła, że padła ofiarą napaści seksualnej dokonanej przez nieznajomego mężczyznę, zmyśliła całą historię. Detektywi nie wiedzą, dlaczego kobieta mówiła nieprawdę. Grożą jej konsekwencje za rzucanie fałszywych oskarżeń”2.

Reporterzy telewizyjni zapukali z kamerą do drzwi, próbując dowiedzieć się na wizji, dlaczego Marie kłamała. By wyjść z oblężonego przez dziennikarzy mieszkania, dziewczyna musiała wymknąć się z bluzą naciągniętą na głowę.

Jej historia dotarła do najdalszych zakątków internetu. Na blogu „False Rape Society” (Stowarzyszenie Fałszywych Gwałtów), poświęconym niesłusznym oskarżeniom, pojawiły się dwa posty dotyczące sprawy z Lynnwood: „Kolejny ze – zdawałoby się – niekończącej się kawalkady fałszywych zarzutów o gwałt. I znów oskarżycielka jest bardzo młoda – to jeszcze nastolatka. By podkreślić, jak poważne konsekwencje ma ten konkretny rodzaj kłamstwa, kary za niesłuszne oskarżenia o gwałt muszą być surowsze. O wiele surowsze. Tylko to odstraszy następnych kłamców”3. Mieszkaniec Londynu, który stworzył na swojej stronie „międzynarodowe kalendarium fałszywych zarzutów o przemoc seksualną” sięgające 1674 roku, przedstawił sprawę z Lynnwood w swoim tysiąc sto osiemdziesiątym ósmym wpisie, zaraz po nastolatce z Georgii, która „odbyła stosunek za obopólną zgodą z innym uczniem, a potem oskarżyła wymyślonego mężczyznę za kierownicą zielonego chevroleta”, oraz nastolatce z Anglii, która „najwyraźniej odwołała swoją zgodę na seks po tym, jak wysłała chłopakowi wiadomość, że bardzo jej się podobało!”4. „Jak wynika z tej bazy danych – pisze jej autor – wiele kobiet oskarża o gwałt bez zastanowienia, a ściśle mówiąc: ściąga majtki bez zastanowienia, a potem żałuje i oskarża”5.

W samym Waszyngtonie i poza jego granicami historia Marie stała się kolejnym przykładem w trwającej od stuleci dyskusji na temat gwałtu i wiarygodności jego ofiar.

Programy informacyjne nie podały jej nazwiska. Ale otaczający Marie ludzie wiedzieli. Przyjaciółka z dziesiątej klasy zadzwoniła do niej i rzuciła: „Jak mogłaś skłamać na taki temat?”. To samo pytanie chcieli jej zadać reporterzy przed kamerą. To samo pytanie Marie słyszała, gdziekolwiek się zwróciła. Nie odpowiedziała swojej przyjaciółce. Słuchała bez słowa, a potem przerwała połączenie – koniec kolejnej przyjaźni. Jakiś czas wcześniej Marie pożyczyła innej przyjaciółce swój laptop – zwykły czarny IBM – a teraz nie mogła dostać go z powrotem. Gdy doszło do konfrontacji, usłyszała: „Skoro ty możesz kłamać, ja mogę kraść”. Ta sama przyjaciółka – a raczej była przyjaciółka – dzwoniła później do Marie, grożąc jej i mówiąc, że powinna umrzeć. Ludzie przedstawiali Marie jako przykład, tłumacząc, dlaczego nikt nie wierzy prawdziwym ofiarom gwałtów. Nazywali ją suką i dziwką6.

Menedżerowie z Project Ladder powiedzieli Marie, co musi zrobić. Dodali, że jeśli ich nie posłucha, zostanie wyłączona z programu. Straci opłacane przez organizację mieszkanie. Zostanie bez dachu nad głową.

Pracownicy Project Ladder zabrali Marie do wynajmowanego przez organizację apartamentowca i wezwali innych nastolatków należących do programu – byli to na ogół rówieśnicy Marie, dzieciaki, które mogły opowiedzieć podobne jak ona historie o dorastaniu pod stanową kuratelą. Zebrało się ich około dziesięciorga, w większości dziewczęta. W głównym biurze, niedaleko basenu, usiedli w kółku, podczas gdy Marie stała. Stała i mówiła im – wszystkim, łącznie z sąsiadką z piętra wyżej, która tydzień wcześniej zadzwoniła na policję, by zgłosić gwałt – że to wszystko było kłamstwem i że nie mają się czym martwić. W pobliżu nie grasuje żaden gwałciciel, którego należy się wystrzegać. Policja nie będzie nikogo poszukiwać.

Podczas tego wyznania płakała, a odgłos jej szlochu jeszcze podkreślał niezręczną ciszę, która ją otaczała. Jeśli w pomieszczeniu pojawił się choćby ślad współczucia, Marie wyczuwała go tylko od jednej osoby, dziewczyny siedzącej po jej prawej stronie. W oczach wszystkich innych słuchaczy odczytywała pytanie: „Dlaczego to zrobiłaś?” – i od razu potem osąd: „Jesteś popaprana”.

W trakcie kolejnych tygodni i miesięcy kapitulacja Marie na policji będzie się wiązać z różnymi konsekwencjami, ale dla niej samej żadna inna chwila nie będzie gorsza od tej.

Została tylko jedna przyjaciółka, do której mogła się zwrócić, i gdy zebranie dobiegło końca, Marie skierowała się do domu Ashley. Nie miała jeszcze prawa jazdy – jedynie tymczasowe pozwolenie wydawane uczącym się prowadzić – więc ruszyła na piechotę. Po drodze weszła na most przerzucony nad autostradą międzystanową numer 5 – najruchliwszą arterią w całym stanie, wiodącą z północy na południe – nad niekończącym się strumieniem osobówek subaru i osiemnastokołowych ciężarówek.

Marie pomyślała o tym, jak bardzo pragnie skoczyć z tego mostu.

Wyjęła telefon, zadzwoniła do Ashley i powiedziała:

– Proszę, przyjdź po mnie, zanim zrobię coś głupiego.

A potem rzuciła aparat za barierkę.Rozdział drugi

Łowcy

5 stycznia 2011

Golden, Kolorado

Krótko po trzynastej w środę, piątego stycznia 2011 roku śledcza Stacy Galbraith dotarła do długiego rzędu bezosobowych budynków mieszkalnych, które wzniesiono na zboczu niedużego wzgórza. Ziemię pokrywały płaty brudnego, na wpół rozpuszczonego śniegu. Szarość bezlistnych drzew odznaczała się na tle pomarańczowo-oliwkowych ścian dwupiętrowych bloków. Było bardzo zimno, panował przenikliwy chłód. Galbraith pojawiła się tutaj, żeby zbadać zgłoszenie gwałtu.

Znajdujące się na parterze mieszkanie wypełniała chmara ludzi w uniformach. Kolejni pukali do drzwi sąsiadów. Analitycy miejsca zbrodni robili zdjęcia. Podjechała karetka z ratownikami. Galbraith wyróżniała się na tle tej chaotycznej sceny. Była kobietą w tłumie składającym się głównie z mężczyzn. Jej twarz była pociągła, blond włosy proste, sięgające za ramiona. Miała sylwetkę biegaczki długodystansowej – szczupłą i wyrzeźbioną – oraz niebieskie oczy.

Podeszła do jednego z policjantów. Wskazał na kobietę w długim brązowym płaszczu, która stała na zewnątrz w bladym zimowym słońcu. W jednej ręce trzymała torbę ze swoimi rzeczami. Galbraith stwierdziła, że może mieć dwadzieścia parę lat, miała niecałe sto siedemdziesiąt centymetrów wzrostu. Była drobna i ciemnowłosa. Sprawiała wrażenie spokojnej, niewytrąconej z równowagi.

Ofiara.

Galbraith podeszła i się przedstawiła. Zapytała, czy mogą porozmawiać w jej samochodzie. Tam będzie cieplej. I bezpieczniej. Kobieta się zgodziła. Zajęły miejsca na przednich siedzeniach, a Galbraith włączyła ogrzewanie.

Kobieta miała na imię Amber. Odbywała studia magisterskie na pobliskiej uczelni. Trwała przerwa zimowa, jej współlokatorka wróciła na ferie do domu. Ona została w mieszkaniu i pławiła się w luksusie, jakim był czas tylko dla siebie – mogła siedzieć do późna i przesypiać cały dzień. Jej chłopak przyjechał spoza miasta w odwiedziny, jednak ostatnią noc spędziła sama. Zrobiła sobie kolację, ułożyła się w łóżku i rozpoczęła maraton seriali Gotowe na wszystko i Teoria wielkiego podrywu. Kiedy w końcu zaczęła odpływać w sen, było już tak późno, że słyszała odgłosy innych mieszkańców budynku wybierających się do pracy.

Dopiero co zasnęła, kiedy nagle coś ją obudziło. W porannym półmroku zobaczyła majaczącą nad sobą sylwetkę. Zaczęła sobie uzmysławiać, co się dzieje. W jej sypialni był człowiek. Jego twarz zakrywała czarna maska. Miał na sobie szarą bluzę i dresowe spodnie. Czarne buty. W dłoni trzymał pistolet. Był wycelowany prosto w nią.

– Nie krzycz. Nie wołaj o pomoc, bo cię zastrzelę – powiedział.

Poczuła uderzenie adrenaliny. Jej oczy skierowały się na pistolet. Zapamięta, że był błyszczący, srebrny, z czarnymi śladami.

Zaczęła błagać:

– Nie krzywdź mnie. Nie bij mnie.

Zaoferowała mu gotówkę, którą trzymała w mieszkaniu.

– Pierdol się – odpowiedział.

Ten człowiek ją przerażał. Skrzywdzi ją. Jest gotów ją zabić. Podjęła wtedy decyzję: nie będzie walczyć. Postanowiła, że to przetrzyma. Zrobi wszystko, co tylko każe jej mężczyzna.

Zrzucił na podłogę zielono-czarny plecak. W środku było wszystko, czego potrzebował. Swój ekwipunek włożył do przezroczystych torebek śniadaniowych. Były podpisane wielkimi literami, schludnym pismem. knebel. prezerwatywy. wibrator. odpady.

Kazał jej ściągnąć ocieplaną piżamę. Amber patrzyła, jak wyjmuje z torebki, a potem wsuwa na jej nogi białe pończochy. Zapytał, czy ma w domu buty na obcasach, a kiedy powiedziała, że nie, wyciągnął dodatkowo przezroczyste plastikowe szpilki. Miały paski z różowej tasiemki, które obwiązał wokół jej kostek. Ponownie sięgnął do torby, tym razem wyciągnął z niej dwie gumki do włosów i związał jej na głowie dwa kucyki. Gdzie są jej kosmetyki do makijażu? Wyjęła kosmetyczkę z komody. Wydawał jej precyzyjne instrukcje. Najpierw cień do powiek. Potem szminka. Więcej. Wyjaśnił, że chciałby, żeby jej usta były bardziej różowe. W końcu kazał jej położyć się na materacu. Wyjął czarną jedwabną wstążkę i kazał jej złączyć ręce na plecach. Związał nią luźno jej nadgarstki.

Zszokowana Amber rozpoznała wstążkę. Kupiła ją ze swoim chłopakiem. Szukali jej kilka tygodni temu, ale nigdy nie znaleźli. Amber doszła do wniosku, że musiała ją gdzieś zgubić. Teraz była skołowana – jak to się stało, że gwałciciel ma jej wstążkę?

Przez następne cztery godziny mężczyzna wielokrotnie gwałcił Amber. Gdy się męczył, robił sobie chwilę przerwy, ubrany jedynie w koszulę, popijał wodę z butelki. Kiedy mówiła, że ją boli, używał lubrykantu. Gdy powiedziała, że jej zimno, przykrył ją jej różowo-zieloną narzutą na łóżko. Mówił jej, co i jak ma robić. Powiedział, że jest „grzeczną dziewczynką”. Nie używał prezerwatywy.

Przyniósł różowy aparat cyfrowy. Układał ją do zdjęć na łóżku. Kazał pozować w konkretny sposób. Kiedy wszystko wyglądało tak, jak chciał, zaczynał fotografować. Czasem przerywał w trakcie gwałtu, żeby zrobić więcej zdjęć. Amber przyznała Galbraith, że nie ma pojęcia, ile mógł ich zrobić. Niekiedy fotografował ją przez dwadzieścia minut bez przerwy. Powiedział jej, że użyje zdjęć, by przekonać policję, że do seksu doszło za jej zgodą. Poza tym umieści je w internecie, na stronie z pornografią, gdzie wszyscy będą mogli je zobaczyć – w tym jej rodzice, przyjaciele i jej chłopak.

Amber postanowiła, że przeżyje, jeśli będzie się zachowywać jak najbardziej ludzko. Za każdym razem, gdy mężczyzna odpoczywał, zadawała mu pytania. Czasem ją ignorował, a czasem rozmawiali przez dwadzieścia minut. Ze szczegółami opisywał, jak na nią polował. Opowiadanie o tym zdawało się go niemal relaksować.

Powiedział, że obserwował ją przez okna jej mieszkania od sierpnia. Znał jej imię i nazwisko, datę urodzenia, numer paszportu i tablicy rejestracyjnej jej samochodu. Wiedział, co studiuje i gdzie. Wiedział, że wieczorami, przed pójściem spać, mówi do swojego odbicia w lustrze w łazience.

Amber przyznała Galbraith, że to wszystko było prawdą. Mężczyzna nie blefował.

Odpowiedział też na kilka jej pytań. Powiedział, że zna trzy języki obce: łacinę, hiszpański i rosyjski. Poza tym bardzo dużo podróżował: był w Korei, Tajlandii i na Filipinach. Skończył studia i nie potrzebował pieniędzy. Powiedział również, że jest wojskowym i że zna mnóstwo policjantów.

Jego świat, jak powiedział Amber, jest skomplikowany. Ludzie dzielą się na bravos¹ i wilki. Bravos nigdy nie krzywdzą kobiet ani dzieci, ale wilki mogą robić, co tylko im się podoba.

On był wilkiem.

Amber powiedziała Galbraith, że nie widziała jego twarzy. Starała się jednak, na ile było to możliwe, zapamiętać jak najwięcej detali dotyczących jego wyglądu. Był biały, włosy miał jasne i krótkie, a oczy piwne. Obstawiała, że mógł mieć około stu dziewięćdziesięciu centymetrów wzrostu i ważyć jakieś osiemdziesiąt kilogramów. Jego szare spodnie miały dziury na kolanach, a na czarnych butach było logo Adidasa. Ogolił okolice krocza. Był trochę pucołowaty.

Jej uwagę zwróciła szczególnie jedna cecha charakterystyczna – brązowe znamię na łydce.

Kiedy skończył, było już prawie południe. Wytarł twarz Amber nawilżanymi chusteczkami. Kazał jej pójść do łazienki i umyć zęby, a potem wejść pod prysznic. Patrzył, jak się namydla, wskazując, jakie części ciała ma szorować. Kiedy skończyła, kazał jej zostać w łazience jeszcze dziesięć minut.

Zanim wyszedł, powiedział jej, jak dostał się do środka przez tylne, przesuwne drzwi. Kazał jej włożyć w dolną szynę drewnianą listewkę, żeby mieć pewność, że są zabezpieczone. Powiedział, że w ten sposób ludzie tacy jak on nie będą mogli dostać się do środka.

Zamknął drzwi i opuścił mieszkanie.

Kiedy wyszła spod prysznica, odkryła, że gwałciciel splądrował jej pokój, zabierając ze sobą pościel i jej błękitną jedwabną bieliznę. Różowo-zielona narzuta leżała na podłodze, w nogach łóżka.

Znalazła telefon i zadzwoniła do swojego chłopaka. Powiedziała mu, że została zgwałcona. Kazał jej zadzwonić na policję. Na początku nie chciała się zgodzić, ale w końcu dała się przekonać. Rozłączyła się i wybrała numer alarmowy.

Była 12.31.

Galbraith z zaniepokojeniem słuchała kobiety. Śledzenie, maska, plecak pełen akcesoriów potrzebnych do gwałtu. Atak był wyjątkowo ohydny, a napastnik niezwykle doświadczony. Nie było czasu do stracenia. Śledztwo musi się zacząć natychmiast, na przednim siedzeniu jej samochodu.

Galbraith wiedziała, że każdy gwałt ma trzy sceny zbrodni: miejsce, w którym doszło do ataku, ciało napastnika i ciało ofiary. Każda z nich może być źródłem cennych wskazówek. Gwałciciel podjął próbę usunięcia swoich śladów z jednej z nich – ciała Amber. Śledcza zapytała ją, czy zgodzi się na pobranie próbek DNA z jej twarzy za pomocą sterylnych wacików, które wyglądały jak patyczki do uszu. Galbraith, przecierając nimi twarz Amber, nie traciła nadziei. Może gwałciciel popełnił błąd, może zostawił po sobie jakiś mały ślad.

Galbraith zadała kolejne ważne pytanie: czy Amber jest w stanie wrócić do mieszkania i wskazać wszystkie miejsca, których mógł dotykać napastnik? Amber ponownie się zgodziła. Dwie kobiety, razem, jeszcze raz odtwarzały przebieg gwałtu. Amber wskazała na różowo-zieloną narzutę, którą jej oprawca ściągnął z łóżka. Pokazała łazienkę, z której mężczyzna kilkukrotnie korzystał w trakcie jej gehenny. Galbraith pytała o szczegóły. Jak wyglądała maska? Amber wytłumaczyła, że to nie była kominiarka. Bardziej chusta, którą ciasno owinął wokół twarzy i spiął agrafkami. Czy pamięta coś na temat butelki wody? Tak, woda była marki Arrowhead. Jak wyglądało znamię? Amber je namalowała: okrągły kleks wielkości kurzego jajka.

Wspominając, że mężczyzna przykrył ją narzutą po tym, jak powiedziała, że jest jej zimno, Amber określiła go mianem „delikatnego”.

To zaskoczyło Galbraith. Jak ktokolwiek po takich przejściach mógłby nazwać swojego oprawcę delikatnym? To ją zmartwiło. Mężczyzna uchodził pewnie za zwyczajnego, może nawet był policjantem. Pomyślała, że trudno będzie go znaleźć.

Kiedy Amber skończyła oprowadzać ją po mieszkaniu, Galbraith zawiozła ją do szpitala St. Anthony North, oddalonego o trzydzieści minut drogi. To było najbliższe miejsce, w którym pracowała osoba wyspecjalizowana w badaniu ofiar napaści seksualnych. Pielęgniarka zbadała każdy centymetr ciała Amber w poszukiwaniu śladów. Zanim pojechały na badanie, Amber wspomniała Galbraith, że według słów samego napastnika jest jego pierwszą ofiarą. Zdaniem dziewczyny kłamał.

– Moim zdaniem robił to już wcześniej – powiedziała.

Galbraith musiała wrócić na miejsce przestępstwa, jej mózg pracował na najwyższych obrotach. Opowieść Amber wydawała się trudna do uwierzenia. Gwałciciel w ciemnym ubraniu? Z plecakiem wypełnionym akcesoriami potrzebnymi do gwałtu? Tak bezczelny, że pastwił się nad ofiarą przez cztery godziny, w ciągu dnia, w tętniącym życiem bloku mieszkalnym?

To nie przypominało żadnego z gwałtów, z którymi miała wcześniej do czynienia. Przeważnie ofiara była atakowana przez kogoś, kogo już znała albo przynajmniej spotkała: chłopaka, dawnego adoratora, faceta poznanego w klubie. W sprawach gwałtów przeważnie zagadką nie było „kto to zrobił?”, ale raczej „co się stało?”. Czy do stosunku doszło za zgodą kobiety? Krajowe badania przeprowadzone przez władze wskazują, że w Stanach Zjednoczonych w 2014 roku gwałt lub inną napaść na tle seksualnym zgłosiło około stu pięćdziesięciu tysięcy kobiet i mężczyzn. To tyle, ile zamieszkuje całe miasto Fort Lauderdale na Florydzie. Około osiemdziesięciu pięciu procent ataków zakwalifikowano jako gwałt dokonany przez osobę znajomą7.

Galbraith zdawała sobie sprawę, że ma do czynienia ze stosunkowo rzadkim przypadkiem: gwałtem, którego dopuścił się nieznany sprawca. Takie sprawy częściej kończą się procesem, bo prokuratorzy zazwyczaj grają kartą „porządnej ofiary”. To określenie kobiety, która zostaje napadnięta na ulicy przez nieznajomego napastnika z bronią. Kobiety, która krzyczy i walczy, ale w ostatecznym rozrachunku nie ma wyjścia i musi się poddać. Kobiety, która jest żoną albo córką i ma kochającą rodzinę. Ładny dom i dobrą pracę. Skromnie się ubiera, a w trakcie napaści nie była pijana. Nie włóczyła się po jakiejś podejrzanej części miasta. To opis ofiar gwałtów, które prokuratorzy najczęściej decydowali się reprezentować w procesie sądowym. Spełniają one wszystkie oczekiwania, jakie może mieć wobec zgwałconej kobiety ława przysięgłych.

Amber wpasowywała się w część tych kryteriów – ale nie wszystkie. Była tak opanowana i spokojna. Rozmawiała ze swoim oprawcą, nazwała go „delikatnym”. Zanim zadzwoniła na policję, rozmawiała przez telefon ze swoim chłopakiem.

Dla Galbraith żadna z tych rzeczy nie była problemem. Wiedziała, że zgwałcone kobiety stanowią grupę tak różnorodną jak całokształt kobiet. Mogą być matkami, nastolatkami, pracownicami seksualnymi. Mogą mieszkać w przepięknych, wielkich domach albo przytułkach. Mogą być bezdomne albo cierpieć na schizofrenię. Mogą być białe, czarne, mogą być Azjatkami. Mogą być pijane do nieprzytomności albo całkowicie trzeźwe. Wreszcie – mogą zareagować na przestępstwo na przeróżne sposoby. Mogą wpaść w histerię, mogą zamknąć się w sobie. Mogą zwierzyć się przyjaciółce, mogą nie powiedzieć nikomu. Mogą zadzwonić na policję natychmiast, mogą też czekać tydzień albo miesiąc, albo kilka lat.

Policjanci przyjmują różne metody, badając sprawy gwałtów. Mimo że to jedno z najpowszechniejszych poważnych przestępstw, nie udało się osiągnąć porozumienia co do najlepszego sposobu rozwiązywania takich spraw. Dla niektórych śledczych kluczowy jest sceptycyzm. Kobiety mogą kłamać, że zostały zgwałcone, i czasami to robią. Policjant powinien z ostrożnością podchodzić do oskarżeń o napaść seksualną. „Nie każde zgłoszenie kończy się założeniem sprawy i nie zawsze stawiane są zarzuty” – ostrzegał jeden z bardziej popularnych podręczników policyjnych na ten temat8. Dla innych śledczych – a także adwokatów zaniepokojonych traktowaniem ofiar gwałtów po macoszemu przez funkcjonariuszy – głównym założeniem była ufność. „Zacznij od zaufania” – brzmiał slogan jednej z kampanii przeprowadzonych wśród policjantów w celu usprawnienia śledztw dotyczących przestępstw seksualnych9.

W centrum debaty znajdowało się pytanie o wiarę. W sprawach najbrutalniejszych przestępstw policjanci stykali się z oczywistymi obrażeniami. W przypadku przestępstw seksualnych jednak obrażenia często nie były widoczne. W czasie badania kobieta, która odbyła stosunek za obopólną zgodą, może wyglądać tak jak ta, która miała przystawiony pistolet do głowy. W sprawach napaści seksualnych wiarygodność ofiary jest często tak samo ważna jak wiarygodność oskarżonego.

Galbraith miała własną zasadę: słuchać i weryfikować.

– Ludzie często mówią: „Wierz swojej ofierze, wierz jej” – opowiada. – Ja jednak nie uważam, żeby to było właściwe podejście. Moim zdaniem trzeba się wsłuchać w słowa ofiary. A potem albo z nią współpracować, albo zanegować jej słowa, zależnie od tego, jak sprawy się potoczą.

Kiedy śledcza wróciła do mieszkania ofiary, kręcił się po nim tuzin funkcjonariuszy i techników. Galbraith, detektywi Marcus Williams i Matt Cole, a także technik Kali Gipson chodzili po całym mieszkaniu. Williams zbierał odciski palców i szukał potencjalnych próbek DNA, podczas gdy Gipson i jej ekipa zrobili czterysta trzy zdjęcia – sfotografowano każdy włącznik światła, każdą ścianę i wszystkie ubrania.

Na zewnątrz policjanci również robili zdjęcia i przeszukiwali kosze na śmieci. Przed mieszkaniem znaleziono niedopałki papierosów, choć Amber nie paliła, więc dwaj funkcjonariusze, Michael Gutke i Frank Barr, przeszukali cały teren: jeden niedopałek znaleziono w popielniczce sąsiadującego mieszkania, kolejny pomiędzy zaparkowanymi samochodami i jeszcze kilka w innych miejscach parkingu. Wszystkie zostały zapakowane w plastikowe torby i miały trafić na komisariat.

Pozostali funkcjonariusze przeczesywali całą okolicę. W ciągu dwóch dni policja z Golden zapukała do drzwi wszystkich sześćdziesięciu mieszkań na osiedlu i rozmawiała z dwudziestoma dziewięcioma osobami. Niczym naukowcy przeprowadzający badanie, używali specjalnego kwestionariusza, by upewnić się, że nic im nie umknie: Czy widziałeś kogoś podejrzanego w okolicy? Czy ktoś niósł plecak albo inne nietypowe przedmioty? Czy w sąsiedztwie pojawiały się jakieś podejrzane pojazdy?

Funkcjonariuszka Denise Mehnert zapukała do drzwi trzydziestu mieszkań w trzech różnych budynkach, zaczynając od górnego piętra i schodząc w dół. Lokator jednego z nich powiedział, że kilka nocy temu widział na osiedlu „nabitego” mężczyznę z latarką czołówką na głowie. Jeden z jego sąsiadów przypomniał sobie, że w czasie Bożego Narodzenia w okolicy pojawił się dziwny kamper. Kolejnemu wydawało się, że widział właściciela tego kampera i że był to człowiek w średnim wieku, noszący kapelusz z szerokim rondem. Nikt nie przypominał sobie, by widział kogoś pasującego do opisu gwałciciela.

Na tylnym tarasie mieszkania Amber policjant znalazł ślady butów. Jeden z nich się wyróżniał i był dobrze zachowany. Gipson usiłowała uzyskać odcisk za pomocą wosku śniegowego, śliskiej substancji, którą spryskuje się ślady tak, aby zachować odcisk, ale nie rozpuścić śniegu, który go tworzy. Niestety wosk nie zadziałał. Spryskała więc ślad fluorescencyjną pomarańczową farbą. Był teraz bardzo dobrze widoczny, niczym odcisk pozostawiony przez astronautę na Księżycu. To nie było zbyt wiele, ale lepsze to niż nic.

Galbraith i jej współpracownicy wciąż przetrząsali miejsce zbrodni. Kiedy po kilku godzinach jeden z funkcjonariuszy zaproponował krótką przerwę, śledcza kazała im pracować dalej.

Gdy w końcu opuścili mieszkanie, minęło już sporo czasu od zapadnięcia zmroku.

Galbraith dorastała w Arlington, na spokojnych przedmieściach Dallas w Teksasie. Jej tata był menedżerem restauracji, a potem pracował jako programista. Mama była inżynierem i analitykiem w firmie naftowej. Rozwiedli się, gdy ich córka miała trzy lata, później matka poślubiła glazurnika. Galbraith utrzymywała bliskie więzi z obojgiem biologicznych rodziców, a także ich nowymi, rosnącymi rodzinami.

W szkole była dobrą uczennicą, która zadawała się z łobuzami. Uważała się za osobę nieuznającą autorytetów. Należała do drużyny koszykarskiej, ale pewnego razu została zawieszona na kilka meczów, bo przyłapano ją na paleniu papierosów z kolegami. Nie można powiedzieć, że się z tym kryła: dyrektor zobaczył ją przez lornetkę, jak pali w stroju szkolnej drużyny pod salą gimnastyczną.

Po ukończeniu szkoły średniej Galbraith przewinęła się przez kilka różnych kierunków na University of North Texas. Chciała spróbować dziennikarstwa, ale nie widziała się w tej roli w przyszłości. Lubiła zajęcia z psychologii. Mordercy, gwałciciele, seryjni zabójcy – to ją fascynowało.

– Ciekawiło mnie, jak funkcjonuje ludzki mózg i jak wpływa na nasze działania – mówi.

W końcu uniwersytecki doradca zawodowy zasugerował jej karierę w służbach mundurowych. Zaczęła więc chodzić na zajęcia dla pracowników organów ścigania. Spędzała sporo czasu z policjantami i odpowiadało jej to towarzystwo. W gruncie rzeczy w byciu policjantem chodziło o pomoc innym. To jej pasowało.

– To zabrzmi sztampowo, ale naprawdę chciałam pomagać. Chciałam też, żeby ludzie, którzy postępują źle, odpowiadali za swoje czyny.

Mimo to nie trafiła do policji od razu po ukończeniu studiów. Wydawało jej się, że się nie nadaje, że za dużo w niej z buntowniczki i jest zbyt niezależna. Może nawet niewystarczająco dobra.

– Chciałam być gliną, ale myślałam sobie: Jezu, pewnie nie dam rady – mówi. – Deprecjonowałam się.

Wzięła ślub i pojechała z mężem do Kolorado, gdzie czekała na niego praca w warsztacie samochodowym. Ona zatrudniła się w więzieniu. Jej współpracownicy mówili, że uwielbiają swoje zajęcie. „To najlepsza praca, jaką miałem – powiedział jeden z nich. – Nic nie trzeba robić”. Galbraith nienawidziła właśnie tego, że w więzieniu nie było nic do roboty. Pracowała na nocnej zmianie. Liczyła śpiących osadzonych. Była tym niewyobrażalnie znudzona. „To nie dla mnie – powiedziała sama do siebie. – Muszę coś robić. Muszę robić coś pożytecznego”.

W międzyczasie jej małżeństwo się rozpadło: jej mężowi nie spodobało się, że spędza całe dnie z masą obcych mężczyzn. Rozwiedli się. Galbraith nie żałuje.

– Nie roztrząsam zbytnio niczego. Po prostu idę przed siebie.

Potem nadszedł jeden z tych zupełnie niespodziewanych momentów, które potrafią odmienić całe życie. Po przeprowadzce do Kolorado Galbraith starała się o pracę policjantki w Golden, typowym sennym miasteczku, w którym karierę rozpoczyna wielu funkcjonariuszy. Posada w zakładzie karnym została jej zaproponowana jako pierwsza, więc ją przyjęła. Po siedmiu tygodniach otrzymała jednak telefon z ofertą z Golden: praca na najniższym stanowisku, przy patrolowaniu ulic na nocnej zmianie.

Najbardziej znanym faktem dotyczącym Golden było to, że w 1873 roku założono tam browar Coors10. Browar – największy na świecie – wypełniał całą dolinę na wschód od miasta kłębowiskiem szarych stalowych rur i kominów, które przypominały krajobraz z powieści Dickensa. Każdego roku z kompleksu budynków wytaczały się miliony beczek piwa, które trafiały potem do domów bractw uniwersyteckich, na mecze futbolowe i do barów z happy hours.

O ile jednak piwo Coors utożsamiano z pijackimi hulankami, o tyle Golden ani trochę. W tym historycznym miasteczku położonym u podnóża Gór Skalistych żyło dziewiętnaście tysięcy osób11. Założono je w 1859 roku, w czasie gorączki złota na Pikes Peak, i przez kilka lat było stolicą Kolorado. Nadal czuło się w nim ducha Dzikiego Zachodu. Elewacje budynków dużych banków i zwykłych sklepów obłożone były deskami. Stara siedziba władz stanowych pełniła funkcję ratusza. Wielu mieszkańców posiadało konie. Jelenie i łosie przechadzały się środkiem ulic.

W pierwszy dzień świąt Bożego Narodzenia 2003 roku Galbraith świętowała swoje pierwsze samodzielne wyjście w teren, bez nadzorującego ją funkcjonariusza. Towarzyszył jej w tym ważnym momencie mężczyzna, który potem zostanie jej mężem: David Galbraith, kolega z Komendy Policji w Golden. Na kolację przyrządzili sobie schab z kością, a potem oboje udali się na nocną zmianę.

Pierwsze wezwanie Galbraith: ściągnąć zdechłego psa z autostrady międzystanowej numer 70 – biegnącej przez środek Denver autostrady, którą porusza się 8541 samochodów na godzinę12. Kiedy dotarła na miejsce, drugi pies wszedł na jezdnię, by sprawdzić, co się dzieje z pierwszym. Widziała, jak jego również rozjeżdżają pędzące samochody. Żadne z policyjnych szkoleń nie traktowało o zbieraniu z jezdni psich szczątków. Zatrzymała radiowóz na środku autostrady, wstrzymując ruch. Włożyła zwierzęce zwłoki do plastikowego worka i zaciągnęła na pobocze. Zwymiotowała schab.

„Muszę to zrobić. W jakiś sposób muszę” – przekonywała samą siebie w myślach.

Ta myśl stała się jej mottem. Galbraith nie lubiła narzekać. Nie uznawała wymówek. Chciała wykonywać swój zawód i była gotowa pracować dziewięćdziesiąt godzin tygodniowo, aby to zrobić.

W 2007 roku, kiedy była w ciąży z pierwszym dzieckiem, postanowiła ubiegać się o posadę detektywa. Jednostka nie należała do największych – był w niej jeden inspektor i trzech śledczych. Taka zmiana pomogłaby jej jednak pogodzić obowiązki zawodowe z życiem rodzinnym, zwłaszcza że David pracował na nocną zmianę. Poza tym Galbraith była ambitna. W organach ścigania detektywi są zwykle na szczycie hierarchii. Dostają duże sprawy. Często również lepiej zarabiają. Wyróżniają się spośród zwykłych policjantów jak piątkowi uczniowie w szkole.

– Musiałam to zrobić – mówi.

Dostała to stanowisko – nie obyło się jednak bez przykrych konsekwencji. Niektórzy funkcjonariusze z Golden plotkowali między sobą, że udało jej się tylko dlatego, że była w ciąży i w ten sposób zapewniono jej możliwość dalszej służby. Takie gadanie denerwowało Galbraith. Odpowiedziała na nie jednak w jedyny znany sobie sposób – wzięła się do roboty.

W małych miastach śledczy zajmują się wszystkimi rodzajami spraw, jakie do nich trafiają. Galbraith szczególnie jednak ciągnęło do przestępstw o podłożu seksualnym. Pewna wyjątkowo pamiętna sprawa dotyczyła nastolatka oskarżonego o molestowanie dziesięcioletniego chłopca z okolicy. Obie rodziny – właściwie to całe sąsiedztwo – były ze sobą zżyte. Żony pijały razem wino, dzieci wspólnie się bawiły, a mężowie spędzali ze sobą weekendy. Pomiędzy niektórymi rodzinami krążyła informacja o wysuniętym oskarżeniu.

– Ta sprawa podzieliła całą okolicę – mówi Galbraith.

Galbraith wraz z innym śledczym przesłuchali ofiarę. Zeznanie chłopca było bardzo konkretne. Powiedział detektywom, że oskarżony zaatakował go na kanapie. Pamiętał szczegóły dotyczące jej obicia. To był tylko detal, ale wystarczył, by przekonać Galbraith, że historia nie jest zmyślona. Kiedy rodzina oskarżonego nastolatka pozwoliła śledczej go przesłuchać, ten zaczął odpowiadać wymijająco. Gdy usiadł obok swojego ojca, wybuchł płaczem. Galbraith wyszła na ganek ze swoim partnerem.

– Aresztuję go – powiedziała.

– Jesteś tego pewna? – zapytał.

– Mam uzasadnione podejrzenia. Niech zadecyduje ława przysięgłych.

Nastolatek został skazany w procesie. Lokalne rodziny obwiniały Galbraith. Dla nich była wojującą policjantką, która zniszczyła życie dzieciakowi z widokami na przyszłość. Dla Galbraith to była sprawiedliwość.

– A co, jeśli robił to też innym? A gdyby nie przestał? Jeśli powstrzymamy go teraz, być może unikniemy większej liczby ofiar w przyszłości.

Wielu śledczych unikało przestępstw na tle seksualnym. Nie były tak prestiżowe jak zabójstwa, nikt nie zrobi przecież filmu o sprawie gwałtu. Podczas gdy zabójstwa były czarno-białe, gwałty stanowiły strefę szarości. Poza tym ofiary gwałtów żyły i cierpiały. Trzeba było patrzeć na ich ból, nie dało się odwrócić wzroku.

Wiara Galbraith pomogła jej udźwignąć emocjonalny ciężar towarzyszący sprawom o napaść seksualną. Zarówno ona, jak i jej mąż byli przywróconymi na łono Kościoła chrześcijanami, byłymi baptystami. W Kolorado uczęszczali do bezwyznaniowego kościoła ewangelickiego. Zdarzało im się nawet pełnić ochronę podczas niedzielnych mszy.

– Wiem, że otrzymałam od Pana pewne mocne strony i po prostu muszę robić z nich użytek. Nawet jeśli jest to bolesne – mówi.

W Biblii jest pewien fragment, który wyjątkowo do niej przemawiał. Na początku szóstego rozdziału Księgi Izajasza pojawia się Bóg, którego spowija dym, a towarzyszą mu serafiny. Szuka kogoś, kto będzie głosił Słowo. Pyta: „Kogo mam posłać? Kto by Nam poszedł?”. Na to Izajasz odpowiada: „Oto ja! Poślij mnie!”². Galbraith widziała samą siebie jako odpowiadającą na to wezwanie. Została stróżem prawa, by pomagać. A tutaj chodziło o ofiary, którym trzeba było pomóc w być może najgorszych momentach ich życia. Nie zawsze wiedziała, co ma zrobić, żeby poprawić ich sytuację, ale zdawała sobie sprawę, że musi znaleźć na to jakiś sposób.

– Ludzie pytają, dlaczego pracuję przy sprawach o podłożu seksualnym i przestępstwach, których ofiarami są dzieci. Wcale tego nie lubię. Ktoś jednak musi to robić. I musi to robić tak jak trzeba.

Było już dawno po zachodzie słońca, kiedy Galbraith, wykończona, wjechała na podjazd swojego domu. Jej ostatnim zadaniem było znalezienie noclegu dla Amber, ponieważ dziewczyna była zbyt przerażona, żeby spędzić noc we własnym mieszkaniu. Galbraith znalazła funkcjonariusza, który miał odwieźć ją do domu przyjaciół.

David zdążył już pozmywać naczynia i położyć dzieci do łóżek. Jego nocna zmiana miała zacząć się za jakiś czas.

Usiedli na dwóch kanapach ustawionych naprzeciwko siebie w salonie. To był ich wieczorny rytuał, wciśnięty w te kilka wolnych godzin, które mieli dla siebie pomiędzy pracą a opieką nad dziećmi. Rozmawiali o tym, jak im minął dzień, tak jak każda pracująca para – tyle że opowieści Galbraith potrafiły być nieco bardziej mroczne niż innych.

Tak było i tego wieczoru. Stacy Galbraith zdradziła mężowi szczegóły nowej sprawy. Opowiedziała o zamaskowanym mężczyźnie, o trwającym cztery godziny gwałcie i o tym, że napastnik robił zdjęcia.

– I wyobraź sobie – dodała – że na koniec kazał jej wziąć prysznic.

David się powstrzymywał, ale to już było zbyt wiele. W 2008 roku opuścił policję w Golden, by zostać funkcjonariuszem w pobliskiej miejscowości – podmiejskim Westminster. Pięć miesięcy wcześniej tamtejsza policja dostała zgłoszenie o gwałcie w kompleksie mieszkaniowym. David patrolował teren w poszukiwaniu podejrzanych osób. Wiedział, że kobieta została zgwałcona przez zamaskowanego napastnika, który robił zdjęcia, a przed wyjściem kazał ofierze wziąć prysznic.

– Zadzwoń z samego rana do mojego wydziału – powiedział do Stacy. – Też mieliśmy taki przypadek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: