Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

O miłości i innych demonach - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
22 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
23,90

O miłości i innych demonach - ebook

Młody dziennikarz, Gabriel Garcia Marquez, zostaje w październiku 1949 roku wystany na reporterski zwiad na teren dawnego klasztoru, gdzie likwidowane są właśnie krypty pochodzące sprzed dwustu lat. W trakcie burzenia cmentarnych nisz z jednej z nich wypływa ogromna, bo mierząca dwadzieścia dwa metry jedenaście centymetrów, kaskada miedzianych i rzec by można żywych włosów.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-287-0582-1
Rozmiar pliku: 1,8 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Dwudziesty szósty października 1949 roku nie należał do dni obfitujących w sensacje. Mistrz Clemente Manuel Zabala, szef redakcji dziennika, w którym stawiałem pierwsze reporterskie kroki, zakończył poranne kolegium dwiema lub trzema rutynowymi uwagami. Nikomu nie powierzył żadnego specjalnego zadania. Parę minut później dowiedział się przez telefon, że właśnie opróżniano krypty dawnego klasztoru Świętej Klary i, bez większych złudzeń, zlecił mi: „Przejdź się tam, może coś ci wpadnie do głowy”.

Niegdysiejszy klasztor klarysek, sto lat temu przemieniony w szpital, teraz został wystawiony na sprzedaż, by w jego miejscu mógł powstać pięciogwiazdkowy hotel. Murszejący dach odsłonił przepiękną, choć zrujnowaną kaplicę klasztorną. W kryptach nadal spoczywały spokojnie trzy pokolenia biskupów, przeorysz i innych znakomitości. Nisze należało przede wszystkim opróżnić, przekazać prochy tym, którzy tego zażądają, resztę zaś szczątków złożyć do wspólnego grobu.

Zaskoczył mnie prymitywizm, z jakim się do tego zabrano. Robotnicy rozkopywali groby oskardami i gracami, wyciągali zbutwiałe i rozpadające się przy pierwszym dotknięciu trumny i oddzielali kości od grubej warstwy kurzu, strzępów odzieży i resztek włosów. Im szacowniejszy nieboszczyk, tym żmudniejsze było to zadanie, bo trzeba było dokładnie rozgrzebywać szczątki ciał i przesiewać prochy przez sito, by odzyskać szlachetne kamienie i resztki złotych kosztowności.

Szef robót spisywał w szkolnym zeszycie dane z nagrobków, składał kości w osobne kupki i na każdej z nich kładł karteczkę z nazwiskiem, by się nie pomieszały. Pierwszą więc rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, gdy wkroczyłem na teren klasztoru, był długi rząd kopczyków ułożonych z kości, rozgrzanych przez bezlitosne słońce października wdzierające się przez dziurawy dach, i pozbawionych jakichkolwiek oznak tożsamości poza imieniem i nazwiskiem spisanymi ołówkiem na kartce papieru. I mimo że od tamtego dnia upłynęło niemal pół wieku, wciąż jeszcze czuję osłupienie, w jakie wprawiło mnie owo okropne świadectwo niszczącego upływu czasu.

Znajdowali się tam, pośród wielu innych: jeden z wicekrólów Peru i jego sekretna kochanka; don Toribio de Cáceres y Virtudes, biskup tutejszej diecezji; kolejne przeorysze klasztoru, wśród nich matka Josefa Miranda, oraz bakałarz sztuk don Cristobál de Eraso, który pół swego życia poświęcił tworzeniu kasetonów. Na jednej z zamkniętych nisz widniała tablica nagrobna drugiego markiza de Casalduero, don Ygnacia de Alfaro y Dueñas, ale po jej otwarciu stwierdzono nie tylko, że jest pusta, ale i to, że nigdy nie była wykorzystana. Za to szczątki markizy, doñi Olalii de Mendoza, złożone były pod osobnym nagrobkiem, w sąsiedniej niszy. Szef robót przyjął to bez większego zdziwienia: wybudowanie sobie grobowca przez kreolskiego szlachcica i pogrzebanie go w innym miejscu było czymś zupełnie normalnym.

W trzeciej niszy głównego ołtarza, od strony Ewangelii – tam kryła się sensacja. Płyta nagrobna rozpadła się już po pierwszym uderzeniu oskarda i z niszy spłynęła kaskada żywych, intensywnie miedzianych włosów. Z pomocą robotników szef robót chciał wydobyć resztę włosów, ale im mocniej za nie ciągnęli, tym więcej ich przybywało, aż pojawiły się ostatnie pasma, ciągle przyrośnięte do dziewczęcej czaszki. W samej niszy, poza leżącymi luźno drobnymi kosteczkami, nie było już nic więcej, a na nagrobku zżartym przez saletrę można było odczytać jedynie imiona: Sierva Maria de Todos los Ángeles. Po rozłożeniu wspaniałych włosów na podłodze i wymierzeniu ich okazało się, że mają dwadzieścia dwa metry i jedenaście centymetrów długości.

Szef robót, jakby nigdy nic, wyjaśnił mi, że po śmierci włosy ludzkie nadal rosną mniej więcej centymetr miesięcznie, dla niego więc dwadzieścia dwa metry były, jak na dwieście lat, całkiem przyzwoitą średnią. Dla mnie jednak nie było to aż takie proste i oczywiste, bo kiedy byłem dzieckiem, babcia opowiadała mi legendę o małej, dwunastoletniej markizie, której włosy ciągnęły się za nią niczym tren panny młodej i która, ugryziona przez psa, zmarła na wściekliznę, a wsławiwszy się po śmierci wieloma cudami, czczona była w karaibskich osadach. Grób ten mógł do niej właśnie należeć – to była moja sensacyjna wiadomość owego dnia i zaczątek tej książki.

Gabriel García Márquez
Cartagena de Indias, 1994Jeden

Popielaty pies z gwiazdką na czole wpadł pierwszej niedzieli grudnia pomiędzy zaułki targowiska, stratował stragany, rozniósł indiańskie budy i namioty z przeróżnymi loteriami, pogryzłszy przy okazji cztery osoby, które nawinęły mu się po drodze. Trzema ofiarami byli czarni niewolnicy. Czwartą zaś Sierva Maria de Todos los Ángeles, jedyna córka markiza de Casalduero, która udała się na targ w towarzystwie służącej Mulatki, by kupić pęk dzwoneczków na zabawę z okazji swych dwunastych urodzin.

Miały przykazane, by nie wychodzić poza Portal Kupców, ale służąca zapuściła się aż po zwodzony most na przedmieściu Getsemani, zwabiona wrzawą dochodzącą z portu handlarzy niewolników, gdzie właśnie wystawiono na licytację ostatni transport z Gwinei. Statek Kadyksańskiego Towarzystwa Handlu Niewolnikami od tygodnia oczekiwany był z niepokojem wywołanym zaistniałymi na pokładzie niewytłumaczalnymi przypadkami śmierci. Usiłując zataić owe zgony, co rychlej wyrzucono za burtę ciała bez żadnego balastu. O świcie morze wyrzuciło na piasek zniekształcone, obrzękłe i dziwnie zsiniałe zwłoki. Statek zakotwiczono przed wejściem do zatoki, lękając się, że jest on, być może, siedliskiem jakiejś zarazy afrykańskiej, dopóki nie stwierdzono, że przyczyną zgonów było zatrucie zepsutym mięsiwem.

O tej właśnie porze, kiedy pies wałęsał się po targowisku, zlicytowano już pozostałych przy życiu niewolników, po cenach mocno zaniżonych ze względu na ich mizerny stan zdrowia, i usiłowano właśnie zrekompensować poniesione straty jednym egzemplarzem, wartym wszystkich innych razem wziętych. Była to abisyńska branka, o wzroście siedmiu piędzi, natarta melasą z trzciny cukrowej, miast, jak zwykle, pospolitą oliwą, i urody tak niepokojącej, że aż niewiarygodnej. Nos miała spiczasty, czaszkę jak dynia kształtną, oczy skośne, zęby zdrowe i dwuznaczną postawę rzymskiego gladiatora. Nie nacechowano jej wcześniej żelazem, nie obwieszczono jej wieku i nie zachwalano stanu zdrowia, wystawiając na sprzedaż wyłącznie dla jej urody. Cena, jaką zapłacił za nią gubernator, bez targowania się i od ręki, odpowiadała w złocie wadze jej ciała.

Przypadki pogryzienia kogoś przez bezpańskie psy goniące kota lub walczące z sępami o resztki padliny były rzeczą codzienną, szczególnie w czasach obfitości i nieprzebranych tłumów, kiedy do portu zawijała Flota Galeonów płynąca na targi do Portobelo. Czterema czy pięcioma podobnymi przypadkami w ciągu tego samego dnia nikt nie zawracał sobie głowy, tym bardziej zaś taką raną jak ta odniesiona przez Siervę Marię, ledwie dostrzegalną na lewej kostce. Służąca nie uległa więc trwodze. Opatrzyła rankę cytryną i siarką, zmyła ze spódnic dziewczynki plamę krwi i nikt nie myślał już o niczym innym jak tylko o tym, by możliwie najhuczniej uczcić jej dwunaste urodziny.

Bernarda Cabrera, matka Siervy Marii i nieutytułowana małżonka markiza de Casalduero, zaaplikowała sobie rano drastyczny środek przeczyszczający: siedem granulek antymonu w szklance cukru różanego. Swego czasu była nieposkromioną Metyską z tak zwanej arystokracji kontuaru; uwodzicielską, zachłanną, swawolną i o łapczywości podbrzusza tak ogromnej, iż mogłaby zaspokoić całe koszary. Po kilku zaledwie latach zaczęła stronić od ludzi i świata z powodu nadmiernej skłonności do miodu pitnego i tabliczek kakao. Cygańskie oczy przygasły, przemyślności już nie starczało, wydalała krwią i pluła żółcią, a syrenie ongiś ciało napuchło, przybrawszy barwę miedzianą jak u trzydniowego trupa; puszczała wiatry tak siarczyste i cuchnące, iż nawet brytany przejmowały trwogą. Rzadko kiedy wychodziła poza swą sypialnię, a jeśli już, to snuła się po domu całkiem naga albo w serżowym chałacie narzuconym wprost na ciało, w którym wydawała się jeszcze bardziej goła.

* * *

koniec darmowego fragmentu
zapraszamy do zakupu pełnej wersji
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: