Obca - ebook
Obca - ebook
Twórczość Ewy Sonnenberg istnieje w wielości języków oraz zmienności form znakowych. Ta literatura to stawanie się za pomocą języka. Tekstowe światy nachodzą tu na siebie, tworząc dyskursy ontologiczne i estetyczne. Sztuka pisarska autorki jest przede wszystkim funkcją pożądania, jej literatura to forma pragnienia. Można te kategorie rozumieć jako metaforę inności, nie tylko komunikacyjnej, lecz poświadczającej to, co nieświadome. Z jej książek patrzy na czytelnika nieświadomy Inny.
Doświadczenie lektury "Obcej" jest niezwykłym zdarzeniem, po którym czytelnik nie będzie już taki sam. To doświadczenie języka, które jest nieustającym stawaniem się. Literatura w wydaniu Ewy Sonnenberg to sfera wolności artykulacji i narracji, tworzy przestrzeń, dającą możliwość otwarcia na mnogość języków, dzięki którym poszerza się pole rozumienia świata. Proza ta jest formą niezwykłej ekspresji i trudu nadziei komunikacji: służy poszerzaniu pola znaczeniowego, chroni innego, czyli tego, kto słucha i mówi językiem odmiennym.
Paweł Tański
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-64974-13-7 |
Rozmiar pliku: | 848 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Nazywam się Żadna. Żadna jak coś, co bardziej przypomina nic niż coś. Niektórzy nazywają mnie Obca. Wtedy świat gęstnieje, a ludzie stają się narzędziami w rękach czegoś, co można by nazwać spiętrzeniem przyczynowo-skutkowym. Na czym to polega? Trudno powiedzieć. Zagęszczona przestrzeń to nieustanny dialog z każdym. To nieustanne dodawanie kontekstów do kontekstów. Podejrzeń do każdego gestu. To nieustanny ruch komentarzy skierowany w twoją stronę. I wtedy przychodzi mi z pomocą błyskawica. Świat żywiołów zaczyna wariować. Bo każdy z żywiołów jest moim osobnym i indywidualnym przyjacielem. Pożądam żywiołów, a one pożądają mnie.
Chodzę ulicami. Raczej szwendam się, włóczę. Bez celu, jak zwykle, bez konkretnej przyczyny. A za każdym razem, gdy wychodzę na ulicę, czuję, jakbym była w szklanej kuli. Każdy milimetr przestrzeni otacza mnie jakąś bezgraniczną czułością. Co to jest? Nie wiem. Nie mam pojęcia. Ale jednak znajduję cel. Upiększać przestrzeń swoimi spojrzeniami. Udostępniać ją swojej wolności. Bawić się z nią jak z dzieckiem. Najlepiej z takim, które jest niechciane, bo w tym niechcianym jest najwięcej bólu. Jestem teraz cała, bez początku, bez zakończenia. Cała, od ciała do ciała. Patrzę stopami, patrzę rękami, patrzę swoimi śladami.
Ta kula chyba jest ze szkła. Bo gdy kiedyś ktoś rzucił butelką w moją stronę, butelka odbiła się i rozbiła na setki kawałków. Odczułam wtedy to dziwne oddziaływanie jakiejś siły na moje ciało. Jakby tę kulę wypełniła czyjaś obecność.
Teraz trzymasz w rękach pustkę. Nic ci nie przypomina, a jednak masz ją w rękach. Nie wiesz, co z nią zrobić. Nie wiesz, do czego może być przydatna. Żadnego pomysłu na przyszłe, na dalsze, na życie, na „tu i teraz”. Teraz trzymasz w ręku ten wielki ciężar odosobnienia i opuszczenia. Nie, nie jest piaskiem, nie możesz jej rzucić przed siebie. Nie, nie jest kamieniem, nie możesz jej zakopać. Pustka jak pnącze oplatające każdy dom, każdą drogę, każdy mur. Ten bezbarwny bluszcz, który oplata się wokół ciebie. Krępuje ruchy i stopy. Idziesz, ale nie wiesz w jakim kierunku. Bo strony świata straciły swoją głębię i ostrość. Przemieszały się w jedno czy w fałszywą kartografię świata? Teraz musisz wybierać, nie między dobrem a złem, ale między złem a złem, dobrem a dobrem.
Jedno jest jak klucz. Klucz w rękach kogoś, kto jest zbyt daleko, by mógł nam powiedzieć swoje imię. Zbyt daleko, a jednak tak blisko. Jak głosy, mowa, słowa, które są jak ściana, za którą te same głosy, mowa, słowa brzmią zupełnie inaczej. Nabierając zupełnie innych sensów i znaczeń. Przysłuchaj się uważnie, a odnajdziesz drzwi w tej ścianie. Kluczem jest Jedno, które ucieleśnia całość.
Gdy patrzysz na przedmiot, najpierw jest odczucie czy myśl? Naszym światem rządzą przedmioty. To one wyciągają do nas ręce. Mówiąc: Zauważ nas. I już nie wiadomo, co bardziej jest do nas podobne: materia czy duchowość? To one komentują codzienność. Przenikają realia do szpiku kości. Tylko one nadążają za rzeczywistością, gdy my borykamy się z każdym odruchem „tu i teraz”. To one znają swój koniec, gdy my borykamy się z tajemniczym przejściem „stąd – tam”. To one mają nazwy, gdy nasze imiona są zaledwie echem.
Jeśli milczenie upokarza, a cisza wzmacnia, co dostaniemy w zamian, jeśli nie ciszę. Jak możemy odpowiedzieć, jeśli nie milczeniem. Bo w każdym wiadomym kryje się niewiadome. Bo każda droga zaczyna jakąś inną drogę. Bo każdy koniec jest jakimś nowym początkiem. Bo każdy początek jest jakimś końcem. Bo w każdym uczuciu pobłyskuje odcień jakiegoś innego uczucia. Bo w każdym innym jest jeszcze jedno inne. Jakbyśmy potrafili zaprzeczyć, ale zaprzeczyć, to pozbyć się wszelkich złudzeń. Zanurzyć się, zatonąć i odbić się od dna milczenia. I wypłynąć na jakiś nowy ląd. Nowy ląd mentalny? Zanurzyć się w tym wszystkim, co już w nas wybrzmiało, zdążyło się przeciwstawić i przywyknąć. Pogodzić się? Pogodzone milczenie? A może kolejny bunt, który odrzuca słowo, bo słowa przesłaniają zamiast odsłaniać. Jedynie cisza odsłania, ale kto umie jej towarzyszyć, kto potrafi jej sprostać. Umiejętność słuchania ciszy. To cisza odsłania, bo milczenie też mówi. Gdzie więc sięgają granice ciszy, a gdzie granice milczenia?
Zacieranie śladów, jakbyśmy mogli zatrzeć drogi linii papilarnych. Chciałbyś wymazać te papilarne głosy przeznaczenia. Jakbyśmy mogli wymazać te wszystkie rysy na cienkiej powierzchni wrażliwości. Rysy są jak blizny, nie można ich usunąć. Nie można ich nie zauważać. Nie można ich nie pamiętać. Nie można ich nie czuć. Blizny, które przylegają do duszy jak rany do ciała. Te blizny, które cię kamienują. I w dzień, i w nocy przychodzą pod twój dom. Przezroczysta powierzchnia wrażliwości, w każdej chwili może pęknąć. Spękana powierzchnia jak wyschnięta ziemia, broczy wewnątrz nas trzeźwością spojrzenia.
Kamienie są po to, by z nimi rozmawiać. Ludzki to błąd, że mają służyć tylko do kamienowania. One służą do dopowiadania. I są takie miejsca w historii, gdy krzyczą. A ludzie zachwycają się ich głosami, pytając, kto przemówił w tak pięknym języku. Więc wciąż brzmi ich głos, a ludzie myślą, że to poeta przemówił.
Po pierwsze, szybkość. Szybko, coraz szybciej. Od – do, skąd – dokąd, jak, gdzie, kiedy, po co, dlaczego. Wzdłuż i wszerz jakiegoś miasta. Wszystko jedno jakiego, gdy każde miasto to więzienie. Więzienie nocą staje się piękne. Ale piękno jest po to, by jeszcze bardziej odurzać i mamić. Odbierać ci czas, jedyną bezcenną rzecz, jaką dostajemy na tym świecie. Jakby noc obiecywała temu miastu wolność. Ale ta wolność jest iluzją. Jest kolejną kartą w rękach przewrotnego gracza. Kto rozdaje karty? Więc wciąż trwa noc, a ty próbujesz rozwiązać zagadkę miłości i... Może to sprawa gwiazd. Albo i księżyca, który nieustannie hipnotyzuje swoim światłem ściany budynków. Wieżowce, w których palą się światła. Te miliardy rozświetlonych punkcików. W każdym z tych punktów tli się czyjeś życie. Miliardy pragnień, pożądań, nienawiści, zdrad, rozstań, nadziei, marzeń. Każdy z tych punkcików może ukrywać w sobie twoją wymarzoną miłość. Każdy wieżowiec jak osobne miasto. I ono zaczyna kierować się swoimi prawami. Sprytnie obmyślanymi, tak sprytnie, by przywołać te najprymitywniejsze i zwierzęce mechanizmy. Ale miłość to wolność. Tylko miłość jest wolnością. Miłość jest poezją. Poezja też jest wolnością.
Miłość jest dla mnie najważniejsza. Może dlatego, że jest tajemnicą. Najpiękniejszą tajemnicą świata. Nikt nigdy mnie nie kochał. Czy bioroboty nie rozpoznały we mnie biorobota? To usuwanie się na drugi plan. To okrążanie mnie każdym słowem. To nieustanne obserwowanie moich odczuć. Ale nikt nigdy nie wyznał mi miłości. Jakby wyznając miłość, musiał wyrzec się przynależności do Ziemi. Więc kieruje nimi lęk. Obawa przed niezrozumiałym. Więc mówią mi: Nie obiecuj sobie zbyt wiele, i zawsze, i wszędzie mnie opuszczają. I znów mówią: Zawsze będziesz sama. I uśmiechają się na mój widok. I coś szepczą między sobą. Niekiedy próbują mnie nawet dotykać, ale czynią to tak, jakby dotykali jakiegoś obcego ciała. Niekiedy próbują mnie całować. Niekiedy. I wtedy cała staję się miłością. Każdy milimetr skóry odbiera bodźce uczucia. Każdy milimetr nieba odczuwa czułość. I znów odrzucają. Wtedy pojawia się słońce, wszędzie tam, gdzie myślę o nim.
Tęsknię. Tak, znam dobrze to uczucie. Tęsknota jest wyrozumiała. Trzyma mnie na dystans. Tak, jeszcze bardziej tęsknić. Za czym? Za niczym. Za wszystkim. Za utraconym. Codziennie coś tracę ze świata dla świata. Ale ten świat myli mi się z jakimś innym światem. W sumie jest ich niezliczona ilość. Tak jak niezliczone są możliwości układania cyfr. Rachunki prawdopodobieństwa skrzętnie ukrywane przez fizyków. Lub też tych światów jest tyle, co liter alfabetu. Może każda litera jest osobnym światem. Takim osobnym bytem, do którego wstęp ma tylko jedna osoba. Zresztą każdy człowiek ma swój własny świat.
I wiem, że wszystko co robię dla ludzi, robię na darmo. Dobroć, która uważana jest w tych realiach za głupotę i zło, które się podziwia. Tylko zło imponuje ludziom. Im jesteś większym skurwysynem, tym bardziej jesteś kochany. Im bardziej jesteś chamski, tym bardziej proszą cię o czułość. I odwrotnie. Jeśli okazujesz dobroć, traktują cię jak wariatkę. Gdy jesteś czuła, obchodzą się z tobą po chamsku. Niewdzięczność. To jakby zasada ludzkiej mentalności.
Od początku było coś nie tak. Od samego początku, czyli od dzieciństwa. Od dziecka zaczęło się to żmudne omijanie niebezpieczeństwa. Niebezpieczeństwo pojawiało się w różnej formie. Mniej lub bardziej ludzkiej, ale przeważnie było zwierzęcą chęcią zwycięstwa silniejszego nad słabszym. Wszystko przez to, że mam pewną wadę. Wrażliwość, z którą tak trudno się istnieje i bez której nie można właściwie odczytać świata. Ta wada jest wrodzona. To coś jak kalectwo. Niekiedy potrzebna jest proteza w formie jakiejś tabletki. Więc połykasz tabletkę za tabletką, przez moment nawet pomaga, mniej czujesz, mniej widzisz, mniej słyszysz. Jestem zbyt wrażliwa. Nikt nie umie odczytać moich gestów. Te miliony gestów roztrwanianych w chaosie zbytecznych słów i przekłamanych interpretacji.
Niby jestem kobietą. Tak mam wpisane w dowodzie tożsamości. Ale co mi do kobiety i do mężczyzny. Nie czuję się ani jednym, ani drugim. Niby jestem kobietą, zaprogramowaną na odbieranie bodźców godowych od samców. Ale niekiedy odbieram te bodźce od kobiety. Bodźce z dnia na dzień słabną. Bo z dnia na dzień uświadamiam sobie, że nie interesują mnie ani mężczyźni, ani kobiety. Uprawianie seksu to jak dłubanie w nosie. Tracenie czasu na grzebanie sobie w różnych grząskich miejscach. Prawdziwa miłość wydarza się poza ciałem. Ciało tylko przez chwilę może być jednym, w przeciwieństwie do tego czegoś innego, nie wiem, jak to się nazywa, to coś, co sprawia, że czujemy jedność z tym, kogo kochamy. Może jest to dusza, ale to słowo już dawno wyszło z użycia. Mówić o duszy, to być jakby nie stąd. To narazić się na śmieszność. Ja nie wstydzę się tego słowa. Dusza. Tak, to dusze spajają się w jedno. Być może w ten sposób mogą zakosztować wieczności, ale tylko na chwilę. Bo miłość ma jednego wroga, a jest nim ciało. Cielesność, którą pielęgnujemy, by robić dobre wrażenie. By przypodobać się konwencjom i kanonom. By upodobnić się do tłumu, by zagubić się w tłumie i zatracić indywidualność. Tak, indywidualność jest czymś niebezpiecznym i niewygodnym. Dlatego to tłum dyktuje warunki, to on ustala kto, po co, za ile i z kim. To tłum podejmuje decyzje. To tłum chce cię złamać i upodobnić do siebie. Tak byś nie miała wątpliwości, że stać cię na coś więcej. Tak byś drążyła nosem nisko przy ziemi jak pies łańcuchowy. Być może ten tłum to machina kierowana przez jednego człowieka. Tłum to spotęgowana cielesność, która potęguje przywiązanie do materii. Materia jest obdarzana kultem. Te supermarkety są jak ołtarze budowane w hołdzie materii. Potem w każdy weekend, jak nazywają ostatnie trzy dni tygodnia, tłum udaje się, by oddać cześć zawartości swojego koszyka. I wydają pieniądze tak, by pokazać, że im więcej wydadzą, tym będą lepsi. Te śmietniki przedmiotów, ta niepoliczalna ilość dupereli. To przedmiot zaczyna dyktować człowiekowi. To przedmiot króluje na billboardach, by utorować sobie drogę do świadomości człowieka. Jego świadomość coraz bardziej się zawęża i analizuje już tylko za ile i gdzie. Poniża w ten sposób to, co zostało mu dane. Poniża w ten sposób naturę, która chce mu wyjść naprzeciw. Natura zaczyna się buntować.nota biograficzna autorki
Ewa Sonnenberg (ur. w 1967 r. w Ząbkowicach Śląskich) – poetka, eseistka, pianistka. Mieszka we Wrocławiu. Za tom poetycki Hazard otrzymała nagrodę im. Georga Trakla (1996); nominowana i finalistka Nagrody Poetyckiej im. K.I. Gałczyńskiego „Orfeusz” (2016, 2018). Stypendystka Kultury Niezależnej w Paryżu, dwukrotna stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2001, 2008). Tłumaczona na języki: angielski, bośniacki, czeski, francuski, hiszpański, macedoński, niemiecki, rosyjski, serbski, słowacki, słoweński, szwedzki, turecki, ukraiński, węgierski i włoski. Wydała tomy wierszy: Hazard (1995), Kraina tysiąca notesów (1997), Planeta (1997), Smycz (2000), Płonący tramwaj (2001, 2006), Lekcja zachwytu (2005), Pisane na piasku (2007), Rok Ognistego Smoka (2009), Wiersze zebrane (2014), Hologramy (2015), Wiersze dla jednego człowieka (FORMA 2017); książki: Paź królowej. Bajka dla zakochanych (2006), Encyklopedia szaleńca (2006), zbiór esejów Moi papierowi kochankowie (2016) oraz powieść/poemat Obca (FORMA 2015). Na www FORMY prowadzi blog „PLANETA Ewy Sonnenberg” – http://www.wforma.eu/planeta-ewy-sonnenberg.html.w serii forma 21 ukazały się:
Mariusz Appel „Tonic”
Maria Bigoszewska „Jeden pokój”, „Wołam cię po imieniu”
Zenon Fajfer „Powieki”, „Widok z głębokiej wieży”
Bogusław Kierc „Karawadżje”, „Notesprospera”
Janusz Kryszak „Nieme i puste”
Andrzej Kopacki „Inne kaprysy”
Sławomir Kuźnicki „Kontury”
Joanna Lech „Piosenki pikinierów”
Piotr Michałowski „Zaginiony w kreacji”
Agnieszka Mirahina „Widmowy refren”
Tomasz Pietrzak „Umlauty”
Małgorzata Południak „Pierwsze wspomnienie wielkiego głodu”
Dorota Ryst „Sample story”
Karol Samsel „Autodafe”, „Autodafe 2”
Ewa Sonnenberg „Obca”
Bartosz Suwiński „Bura”, „Wyraj”
Miłosz Waligórski „32 ślady ku”, „Sztuka przekładu”
Grzegorz Wróblewski „Gender”
Adam Zdrodowski „47 lotów balonem”
Marcin Zegadło „Hermann Brunner i jego rzeźnia”
Marta Zelwan „Graffiti”