Odnajdę Cię. Włoskie pożądanie. Tom 2 - ebook
Odnajdę Cię. Włoskie pożądanie. Tom 2 - ebook
Życiem Domenica Montechiaro kierowały poszukiwania zaginionej przed laty młodszej siostry. Gdy Blanca wróciła do rodziny, mężczyzna postanowił uporządkować swoje sprawy i odzyskać utraconą miłość. Spotkanie z dawną ukochaną będzie dla niego ogromnym zaskoczeniem. Jaką niespodziankę będzie miała dla niego kobieta? Czy bezwzględny mafioso będzie potrafił stać się kochającym mężczyzną? I co tak naprawdę się za tym wszystkim kryje? „Nana Bekher wie, jak rozpalić emocje czytelnika. „Odnajdę Cię” to doskonała mieszanka tajemnic, prawdziwej, niegasnącej od lat miłości i buzującego w żyłach pożądania. Domenico to twardy i bezwzględny mężczyzna, który dla uczucia jest gotów na wszystko. Wejdźcie do świata włoskiego pożądania, a rozpali w was ogień, który długo nie zgaśnie”. - AT. Michalak, autorka „Mroczny, seksowny, niebezpieczny – on. Twarda, silna, kochająca – ona. Pomiędzy nimi tajemnice przeszłości i niepewna przyszłość. Czy Domenico naprawi swoje błędy? Czy Miranda pozwoli się pokochać na nowo i da mężczyźnie szansę na pełnienie najważniejszych ról: partnera i ojca? Czy oboje odnajdą siebie nawzajem i siłę w brutalnym świecie mafijnych porachunków? Wspaniała kontynuacja „Ginger” jest jedną z najlepszych książek autorki. Zalecam czytać w zimne dni, bohaterowie i tak rozgrzeją nas do czerwoności.” - Patrycja Ujazda, czytelniczka „Nana Bekher w swojej najnowszej powieści przedstawia moc cudownego uczucia, które pomimo kilku lat rozłąki nadal tli się w bohaterach. Nieszczęśliwa miłość i brutalna fabuła dają prawdziwą bombę, która rozrywa serce z każdą przeczytaną stroną. Jest to historia, od której nie sposób się oderwać, a emocje buzują i sieją spustoszenie w naszym organizmie. Koniecznie musicie poznać losy Domenica i Mirandy!” - Paula, girlsbookslovers.blogspot.com „Jak mocno można kochać? Jak długo można kochać? Czy mężczyzna, o którym mówią, że nie ma uczuć, może okazać się najlepszym bratem, wspaniałym ojcem i niedościgłym kochankiem? Może. Historia Domenica pokazuje, co miłość potrafi zrobić z sercem z kamienia. Książka napisana tak, że raz wzięta do ręki, odłożona zostanie dopiero po przeczytaniu ostatniego słowa.” - Małgorzata Kołakowska, czytelniczka „Jak silne może być uczucie do drugiego człowieka? Można by rzec, że powiedzenie „stara miłość nie rdzewieje” pasuje tu idealnie, ale czy na pewno? Domenico Montechiaro idzie o krok dalej i udowadnia, że jest w stanie zrobić wszystko dla osób, które kocha. Tym właśnie zdobył moje serce, z głębi którego polecam tę książkę.” - Story tale, blogerka
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: | brak |
ISBN: | 978-83-66754-81-2 |
Rozmiar pliku: | 1,6 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
PROLOG
ROZDZIAŁ 1
ROZDZIAŁ 2
ROZDZIAŁ 3
ROZDZIAŁ 4
ROZDZIAŁ 5
ROZDZIAŁ 6
ROZDZIAŁ 7
ROZDZIAŁ 8
ROZDZIAŁ 9
ROZDZIAŁ 10
ROZDZIAŁ 11
ROZDZIAŁ 12
ROZDZIAŁ 13
ROZDZIAŁ 14
ROZDZIAŁ 15
ROZDZIAŁ 16
ROZDZIAŁ 17
ROZDZIAŁ 18
ROZDZIAŁ 19
ROZDZIAŁ 20
ROZDZIAŁ 21
ROZDZIAŁ 22
ROZDZIAŁ 23
ROZDZIAŁ 24
ROZDZIAŁ 25
ROZDZIAŁ 26
ROZDZIAŁ 27
ROZDZIAŁ 28
ROZDZIAŁ 29
ROZDZIAŁ 30
ROZDZIAŁ 31
ROZDZIAŁ 32
ROZDZIAŁ 33
ROZDZIAŁ 34
ROZDZIAŁ 35
ROZDZIAŁ 36
ROZDZIAŁ 37
ROZDZIAŁ 38
ROZDZIAŁ 39
ROZDZIAŁ 40
ROZDZIAŁ 41
ROZDZIAŁ 42
ROZDZIAŁ 43
ROZDZIAŁ 44
EPILOG
PODZIĘKOWANIAPROLOG
Moja najmłodsza siostra Blanca zaginęła, gdy miałem trzynaście lat. Od tamtej pory wiedziałem, że muszę ją odnaleźć. Przyleciałem do San Diego jako Gabriel Ramos i rozpocząłem swoje poszukiwania. Rok później poznałem kobietę. Miranda Price stała się moją miłością, moją namiętnością, moją obsesją. Jednak poszukiwania siostry kierowały całym moim życiem. Stałem się bardziej agresywny, zaborczy, chłodny. Byłem niezłym skurwielem. Przerażona moim zachowaniem Miranda uciekła. Wiedziałem, że muszę ją odnaleźć, ale odnalezienie siostry było ważniejsze. Blanca się odnalazła i wreszcie zapanował spokój w naszej rodzinie.
Niestety, miesiąc po ślubie siostry, zaczęły się problemy zdrowotne naszego ojca. Serce. Oczywiście nikt poza mną i mamą o tym nie wiedział. To był jego odgórny zakaz. Poleciałem na kilka tygodni do rodzinnego domu. Ojciec zapewniał mnie, że czuje się lepiej i mogę wrócić. Potem mała Alessia… Boże, co to był za ból. Blanca i Santiago byli wystarczająco rozbici, więc mama poinformowała tylko mnie, że ojciec leży w szpitalu, bo miał zawał. Nawet Chiara i Laura nie wiedziały. Od tego momentu praktycznie dwa lata spędziłem na Capri. Musiałem przejąć część interesów po ojcu.
Wróciłem kilka tygodni temu na urodziny bliźniaków siostry i szwagra. Tym razem zostaję. Będę szukał Mirandy i znajdę ją, choćbym miał zejść do samego piekła. Ja, Domenico Montechiaro, nigdy się nie poddaję.ROZDZIAŁ 1
DOMENICO
Krople potu oblewają moje czoło, gdy po raz kolejny uderzam tego gnoja. Nerwowy ostatnio się zrobiłem i jakiś rozdrażniony. Siedzi tu już drugi dzień i jeszcze ani słowem się nie odezwał.
– Kto cię, kurwa, wynajął?! – Wymierzam mu cios.
– Szefie, zabijesz go – mówi David.
– Czego ty, kurwa, tak jęczysz?! – krzyczę na niego. – Nie będzie mi jakiś kutas deptał po piętach!
– Ale jak go kropniesz, to nie dowiesz się, kto za tym stoi – poucza mnie, więc to chyba jemu zaraz rozwalę łeb.
– A co ty, kurwa, doradcą moim jesteś? – warczę.
Jak mnie wkurwia takie pierdolenie! Ciepłe kluchy są z tego Davida.
– Kto cię wynajął? – pytam ponownie.
– Wal się, Montechiaro! – rzuca. – I tak mnie zabijesz, a ja przyrzekałem.
– Masz, kurwa, jebaną rację – syczę i wyciągam glocka.
Facet zamyka oczy i głośno przełyka ślinę. David spogląda na mnie niepewnie, a ja bez wahania oddaję strzał… Szlag by to wszystko trafił! Otwieram drzwi i wychodzę.
– Sprzątnijcie tu – mówię do chłopaków, którzy pilnowali pod drzwiami.
Idę schodami na górę. Muszę przyznać, że całkiem przyjemnie prowadzi mi się ten klub, choć niedobrze mi się robi, gdy pomyślę, że moja mała siostrzyczka tańczyła tu przed tymi napaleńcami. Ten David ma szczęście, że Blanca się za nim wstawiła, mówiąc, iż traktował ją inaczej, lepiej, bo już dawno by wąchał kwiatki od spodu.
Kurwa! Jeszcze ten detektyw podniósł mi ciśnienie. Nie pozwolę, by ktokolwiek zagrażał mojej rodzinie. Jestem tu po to, by chronić siostrę, szwagra i dzieciaki. Jeśli on śledził mnie, na pewno dotarł również do nich. Co prawda on już nic nie powie, ale dowiem się, kim był ten facet, dlaczego mnie śledził i na czyje zlecenie. Kiedy jestem już na górze, dzwoni mój telefon. To Blanca.
– Cześć, siostra, co tam?
– Cześć, Domi. Może wpadłbyś dziś do nas na kolację? – pyta.
Akurat dziś?
– Blanca, nie wiem, czy dziś się wyrobię – ściemniam jej.
– Oj, proszę cię. Tak koło szóstej – nalega. – Dzieci się ucieszą.
Dzieci… Ciekawe, czy kiedyś ja będę miał swoje?
– Dobra, wpadnę – zgadzam się, bo znam Blancę i prędzej mi dziurę w brzuchu wywierci niż odpuści.
– Super – słyszę, jak się cieszy – to na razie.
– No, cześć.
Chowam telefon do kieszeni i podchodzę do chłopaków.
– Corrado, Luca – zwracam się do nich – wy zostajecie tutaj.
– Jasne, szefie – przytakują.
– Hanson, siadaj – rzucam, wskazując chłopakowi miejsce.
Od razu do stolika podchodzi kelnerka. Dziewczyna zmysłowo kołysze biodrami, nie odrywając ode mnie wzroku.
Wiem, na co liczy, ale dość zabawiania się z dziewczynami z klubu, bo robią się natrętne.
– Czego się szef napije? – pyta, uśmiechając się zalotnie.
– To co zwykle. – Mierzę ją wzrokiem.
Dziewczyna odchodzi i po chwili przynosi mi whiskey.
– Ten detektyw coś znalazł? – pytam chłopaka.
– Na razie nic konkretnego – mówi. – Gość nazywa się Stan Bergman i jest prywatnym detektywem.
– Był – poprawiam go, po czym wychylam whiskey.
– Co ma szef na myśli?
– A co, nie jesteś w stanie się domyślić?
Hanson sztywnieje. Jacy oni wszyscy nagle wrażliwi się zrobili. David jest jedynym, pieprzonym przypadkiem, bo ja nie daję drugiej szansy.
– Masz się dowiedzieć, kto go wynajął. Zrozumiano?
– Tak, szefie. – Kiwa głową.
– A, i zadzwoń do Zoe, ma być u mnie o dziewiątej.
– Jasne.
– Pilnujcie tu wszystkiego – wstaję – ja mam dziś kolację u siostry.
– Proszę ją pozdrowić. – Chłopak podnosi się za mną.
– Pozdrowię. – Spoglądam na niego podejrzliwie.
Wychodzę z klubu i jadę do domu. Mojego wielkiego, pustego domu.
Nie wiem, po co kupiłem taki duży, skoro tak naprawdę jestem w nim sam. Chyba z przyzwyczajenia. Zawsze mieszkałem w dużym, luksusowym domu, choć patrząc na siostry, ich mężów i dzieci, wiem, co jest ważniejsze. Kurwa, jakiś sentymentalny się zrobiłem!
Czasami nocuje u mnie Zoe, ale nie mieszka tu. Nie chcę, by się wprowadziła. Mogłaby to źle odczytać i za dużo sobie wyobrazić.
No nic, muszę się ogarnąć. Biorę szybki prysznic i się przebieram.
Dziś spokojnie, ale jutro ruszam na dłużników. Falcon miał czas do… Dziesięć minut temu. Nie ma zmiłuj. Towar miał na czas, więc kasa też miała być na czas, ale dziś mam kolację u siostry. No właśnie. Czas się zbierać.
Po drodze podjeżdżam jeszcze do sklepu z zabawkami po jakieś upominki dla bliźniaków. Lalka dla Cristine i samochód dla Matteo. Zaraz po szóstej jestem u siostry.
– O, w końcu jesteś. – Blanca otwiera mi drzwi.
– Przepraszam, miałem trochę pracy. Gdzie dzieciaki? – pytam.
– W bawialni z Santiagiem. Już ich wołam.
– A! Masz pozdrowienia od Hansona.
– O, dziękuję. – Uśmiecha się. – Też go pozdrów.
– Telefony istnieją – rzucam.
– Bardzo śmieszne. – Moja siostra przewraca oczami.
Gdy wchodzimy do salonu, przychodzi Santiago z dziećmi.
– Blanca myślała, że już nie przyjedziesz – mówi szwagier i ściska moją dłoń.
– Praca. – Krzywię się.
– Daj spokój, ja wróciłem godzinę temu – mówi.
Przynajmniej masz do kogo wracać…
Mały Matteo idzie do mnie wolnym krokiem. Kucam i wręczam mu prezent.
– Jak będziesz duży, to dostaniesz taki prawdziwy – mówię.
– Chyba dorosły. – Blanca się śmieje.
– A ty, księżniczko, przyjdziesz do wujka? – Wyciągam ręce do Cristine.
– Nie ma szans. – Santiago stawia córkę na podłodze. – Za Matteo chodzi na czterech. Stanie tylko na chwilę.
– Chodź, mała, zobacz, co mam. – Wyjmuję z torby lalkę i pokazuję ją Cristi.
Dziewczynka uśmiecha się i chwiejnym krokiem, powoli idzie w moją stronę. Dwa kroki przed upada, ale daję jej lalkę, więc nie płacze.
– To niesamowite – mówi moja siostra. – Do tej pory nawet nie chciała spróbować.
– No, Domenico, chyba najwyższy czas postarać się o własne szkraby – dodaje Santiago z uśmiechem.
– Może kiedyś, jak znajdę czas – odpowiadam zamyślony.
– Dobra, chodźcie – mówi Blanca. – Ja już zgłodniałam.
Jak tak patrzę na Blancę, Santiaga i bliźniaki, to muszę przyznać, że mógłbym zostać ojcem. Ojciec na razie odpuścił Laurze ślub. Ja sam mogę znaleźć sobie przyszłą żonę, ale mam na to ograniczony czas. Jeśli nie ożenię się przed trzydziestym piątym rokiem życia, to będę musiał poślubić Andreę Provenzano. Córkę najbogatszego przedsiębiorcy, jakiego znam. Dziewczyna ma dwadzieścia jeden lat i jest naprawdę śliczna, ale to nie kobieta dla mnie. Moje serce zabrała inna kobieta, Miranda Price i teraz już go nie mam…
Około wpół do dziewiątej zbieram się do siebie. Kiedy wchodzę do domu, dzwoni mój telefon. To David.
– Co jest?
– Szefie, Anders był w klubie – mówi.
– Oddał pieniądze?
– Tak, wszystko – odpowiada.
No i o to chodzi.
– A Falcon?
– Nie – odzywa się cicho.
– To mu jutro łeb rozpierdolę – syczę i się rozłączam.
Chwilę później rozlega się dzwonek. Idę otworzyć drzwi.
– Cześć, tygrysie. – Zoe z uśmiechem rzuca się w moje ramiona.
– Cześć – odpowiadam chłodno.
– A co ty taki nie w humorze?
– Nie truj, dobra? – Wpuszczam ją do środka.
Zoe świetnie dziś wygląda. Ma na sobie niebieską, obcisłą sukienkę i wysokie szpilki. W końcu rozpuściła długie, blond włosy. Od kiedy Miranda mnie zostawiła, spotykam się z kobietami, które są jej zupełnym przeciwieństwem. Niektóre wizualnie za bardzo mi ją przypominały.
– Oj, Domi, już ja wiem, jak cię rozluźnić. – Uśmiecha się łobuzersko.
Nie zwlekając, odpina mi pasek i rozsuwa rozporek. Ściąga mi spodnie wraz z bokserkami. Lubię konkrety. Klęka przede mną i od razu bierze mojego kutasa do ust. Głęboko aż po same jądra.
O kurwa!
Opieram się o komodę. Zoe ssie mnie, oplatając język wokół żołędzi. Jest w tym tak kurewsko dobra, że aż przeszywa mnie prąd. Spuszczam wzrok, patrząc, jak jej usta ślizgają się po moim sprzęcie. Zoe bierze go głębiej do gardła, ssąc mocniej. Mam ochotę zanurzyć się już w jej gorącej cipce, więc podnoszę ją za ręce i odwracam tyłem do siebie. Rozsuwam jej sukienkę, która po chwili opada na podłogę. Szybkim ruchem zrywam jej cienkie majtki. Wyciągam z szuflady prezerwatywę i błyskawicznie ją zakładam.
– Pochyl się, mała – nakazuję.
Zoe pochyla się, wypinając pupę w moją stronę. Ma zajebistą figurę i te kształty.
Chwytam ją mocno za tyłek, na co dziewczyna wydaje długi jęk. Widzę, jak jej cipka aż lśni z podniecenia. Rozchylam jej pośladki i ostro się w nią wbijam.
– Domi! – krzyczy.
Od razu zaczynam ją szybko i mocno pieprzyć. Muszę w końcu uwolnić się z tego cholernego nasienia. Za dużo dziś myślałem o Mirandzie, o tym co było między nami, co mogłoby być. Uderzam w nią nawet trochę zbyt brutalnie, ale Zoe nie protestuje. Wiem, że lubi ostry seks, zresztą jak i ja. Nie wiem, dlaczego moje myśli biegną gdzieś daleko w stronę Mirandy. Kurwa! Staram się skupić na obecnych doznaniach. Na jędrnych pośladkach Zoe, na jej ciasnej cipce, na tym jak jest mi dobrze. Patrzę, jak mój kutas wchodzi i wychodzi, jak zanurza się w niej. Przez moje ciało przechodzą znajome prądy. Czuję, jak Zoe zaciska się wokół mnie, jak jest blisko. Przyspieszam, ściskając mocno jej pupę.
Kiedy wymierzam jej klapsa, dziewczyna krzyczy, szczytując. Wykonuję jeszcze kilka mocnych, głębokich pchnięć i kończę, opadając na nią. Kurwa! Serce wali mi jak szalone i ledwo mogę złapać oddech. Wysuwam się z niej i wyrzucam kondoma. Biorę ją na ręce i zanoszę do sypialni. Tam dokończymy nasze zabawy.
Rano budzi mnie telefon. Kto to, kurwa?! Odwracam się w stronę Zoe, z nadzieją, że po tej nocy odgoniłem od siebie myśli o Mirandzie, jednak patrząc na blondynkę w moim łóżku, wiem, że tak się nie stało.
Biorę telefon, by jej nie obudzić, i wychodzę z sypialni.
– Co jest? – syczę.
– Szefie – mówi David – już wiem, kto wynajął tego detektywa.
– Kto? – pytam zaciekawiony.
– Niejaka Miranda Price – mówi, a ja kompletnie zamieram.
– Kto, kurwa?! – upewniam się.
– Miranda Price. Zna ją szef? – pyta.ROZDZIAŁ 2
DOMENICO
Miranda Price… Miranda… Miranda? Nie kończąc rozmowy, po prostu się rozłączam. Słowa Davida ciągle dźwięczą w mojej głowie. Nadal w to nie wierzę. Dlaczego ona mnie szuka? To ona odeszła. Uciekła ode mnie. W sumie… Pamiętam, jaki wtedy byłem… Zimny skurwiel, który ignorował kobietę swego życia. Odrzucałem ją, poniżałem, później przepraszałem.
Po tygodniu wracam z Las Vegas. Do domu wchodzę już mocno wkurwiony. Nie dość, że lot był opóźniony i jest już grubo po północy, to jeszcze ten pieprzony detektyw wciąż nic nie znalazł. Ślad w Las Vegas? Za co ja mu, kurwa, płacę? Jednej dziewczyny nie może znaleźć.
Już od progu czuję resztki jakiegoś aromatycznego zapachu.
To dobrze, bo mój żołądek aż kurczy się z głodu.
– Domi! – W moje ramiona od razu wpada moja kobieta. – Tak się za tobą stęskniłam.
Gładzę ją po włosach, przyciskając mocniej do siebie. Zaciągam się jej rozkosznym zapachem, którego tak mi brakowało. Też się za nią stęskniłem, ale przez tego cholernego detektywa nawet nie potrafię się cieszyć z powrotu do niej. A już miałem taką nadzieję na odnalezienie siostry. Czułem, że jestem tak blisko, że zaraz ją odnajdę, a tu znowu nic.
– Przykro mi, że jej nie odnalazłeś. – Spogląda na mnie.
Te słowa dobijają mnie jeszcze bardziej. Po cholerę o tym wspomina. Czuję się jak jakiś pieprzony nieudacznik, który nawet nie potrafi odnaleźć siostry! Nienawidzę tej litości.
– Możemy o tym nie mówić? – Odsuwam się od niej. – Głodny jestem.
– Domi, przecież wiesz, że jestem w tym razem z tobą. Wierzę, że Blanca się odnajdzie.
– Nie powinienem był pozwolić na to, by zaginęła – wyrzucam sobie.
– Kochanie, byłeś wtedy dzieckiem. Nie możesz się obwiniać.
Właśnie, że mogę. Powinienem był jej pilnować.
– Nie mogłeś nic zrobić. – Patrzy na mnie z tą swoją litością, a we mnie aż się gotuje. – Domi…
Kurwa mać! Jeszcze nigdy nie byłem tak wściekły. Nic się nie układa. Czuję, że Blanca wymyka się z mych rąk, a do tego Miranda lituje się nade mną jak nad jakimś niedorajdą.
– Odgrzeję ci kolację – uśmiecha się – a potem może deser? – Rozwiązuje pasek od szlafroka, ukazując się mi się w kuszącej, seksownej koszulce nocnej.
Normalnie bym się na nią rzucił i kochał do nieprzytomności, ale ten dzień był zbyt przytłaczający, pozbawił mnie nadziei na odnalezienie siostry.
Patrzę na piękne ciało mojej kobiety, która uśmiecha się łobuzersko.
Pragnę jej, kocham ją, ale złość, jaka się teraz we mnie gromadzi, góruje.
– Domi – szepcze, podchodząc bliżej, a ja potrząsam głową, opierając dłonie na biodrach.
– Miri, nie teraz.
– Wiesz, że nie lubię, jak zdrabniasz moje imię. – Kobieta przewraca oczami.
Przysuwam się do niej i mierzę ją wzrokiem. W głowie dźwięczą mi słowa detektywa, że niestety to był fałszywy trop. Jestem wściekły. Wszystkie emocje we mnie buzują niczym lawa w wulkanie, czekając na erupcję, aż w końcu i ja wybucham.
– A ja nie lubię, gdy zachowujesz się jak tania dziwka – syczę.
Miranda zastyga.
Liczę na siarczysty policzek z jej strony, ale zamiast tego widzę, jak w jej oczach zbierają się łzy, i w końcu do mnie dociera, że przegiąłem.
Ty głupi chuju!
– Mirando… – szepczę, czując, jak bardzo ją zraniłem. Kolejny raz.
Nic się nie odzywając, ucieka do pokoju na górze i zatrzaskuje za sobą drzwi.
Kurwa!
Byłem kompletnym kretynem. Całą noc spędziłem pod drzwiami sypialni, ale Miranda nie chciała ze mną rozmawiać. Rano pojechałem do kwiaciarni po najpiękniejszy bukiet róż. To była długa i trudna rozmowa, ale dała mi szansę. Oczywiście wszystko spieprzyłem i tydzień później zostałem sam. Miranda nie wytrzymała i zostawiła mnie.
Idę do gabinetu. W szufladzie wciąż mam nasze wspólne zdjęcie. Dobrze nam było razem. Miranda była taka radosna i szczęśliwa. Mam też list, który mi wtedy zostawiła. Wyciągam go z szuflady i ponownie czytam.
Kochany,
Wybacz, że robię to w ten sposób, ale gdybym powiedziała Ci to prosto w twarz, zatrzymałbyś mnie siłą, a ja już mam dość. Nie zniosę dłużej tej sytuacji między nami. Wiem, że kochasz siostrę i chcesz ją odnaleźć, ale przez to nasze życie zamieniło się w piekło. Już nie jesteśmy my, tylko ty i ja. Brakuje mi Gabriela, którego poznałam. Który był czuły, troskliwy, kochający. Brakuje mi takiego Ciebie. Teraz jesteś zimnym Domenikiem, który nie zwraca na mnie uwagi. Często się kłócimy, krzyczysz na mnie. Boję się Ciebie. Najbardziej boję się, gdy detektyw dzwoni, że nic nie znalazł, a Ty wtedy wyładowujesz się na mnie. Nie kochasz się ze mną, tylko mnie pieprzysz. Boję się, że kiedyś zrobisz mi większą krzywdę. Bałam się, gdy powiedziałeś, że zachowuję się jak tania dziwka. Miałeś taką furię w oczach… Następnego dnia kupiłeś mi ogromny kosz kwiatów i przepraszałeś. Naprawdę chciałam dać nam szansę, bo bardzo Cię kocham, ale nie mogę… Po prostu nie mogę.
Proszę cię, uszanuj moją decyzję. Mam nadzieję, że odnajdziesz Blancę i odzyskasz spokój.
Kocham Cię, Domi. Bądź szczęśliwy.
Miranda
Kurwa! Tak bardzo ją skrzywdziłem. Byłem niezłym skurwielem.
Gdybym tylko mógł cofnąć czas…
Nagle słyszę czyjeś kroki. To pewnie Zoe. Wychodzę i wpadam na nią na korytarzu.
– A czemu ty nie w łóżku? – pyta, uśmiechając się zalotnie.
– Zoe, słuchaj, muszę jechać do pracy.
– Szkoda – wykrzywia usta – myślałam, że jeszcze spędzimy kilka namiętnych chwil.
– Nie, nie mam czasu. – Mijam ją i idę do sypialni.
– Domi – idzie za mną – a może ja bym się do ciebie wprowadziła?
Że co, kurwa?
– Rozmawialiśmy o tym – przypominam jej.
– Miesiąc temu. – Splata ręce, marszcząc gniewnie brwi. – Chyba coś się zmieniło od tego czasu?
– No właśnie nic się nie zmieniło – mówię.
– Myślałam, że coś jest między nami – oburza się.
– Umawialiśmy się, że to tylko seks.
– A co ty uczuć nie masz?
– No wyobraź sobie, że nie mam – rzucam, sprowadzając ją na ziemię.
– Masz inną?
A co to ma być, scena zazdrości?
– Przestań. – Odwracam się i idę do łazienki.
– Z kim mnie zdradzasz? – ciągnie.
– Co?
– Zdradzasz mnie! – wykrzykuje mi.
Chwytam ją mocniej za ramię, bo już mnie irytuje ta jej paplanina. Co ona sobie ubzdurała? Nie jest moją dziewczyną i dobrze wiedziała, na co się pisze.
– Mówiłem ci, przestań! – warczę.
– To boli – łka, patrząc na mnie przestraszona, a ja poluźniam uchwyt.
– Lepiej będzie, jak sobie pójdziesz. Teraz! – syczę.
Dziewczyna odwraca się i zbiega po schodach. Po chwili słyszę warkot silnika, a ja wchodzę pod prysznic. Cały czas myślę o Mirandzie. Dlaczego mnie szuka? Jednak skoro mnie znalazła, to najwyższy czas, bym i ja ją znalazł. Wychodzę i się ubieram. Czeka mnie dziś egzekucja, więc muszę szybko to załatwić.
O trzeciej podjeżdżają chłopaki. David, Luca, Boris i Lorenzo. Jedziemy do Falcona. Jest w swojej restauracji. Wchodzimy głównym wejściem. Muszę stopować chłopaków, by nie zrobili tu rzezi. Nie zabijam niewinnych. W restauracji są goście, większość z nich gorączkowo ucieka. David i Luca chwytają menadżera. Przystawiam mu broń do skroni.
– Gdzie twój szef? – pytam.
– D… Do gó… góry – duka.
– Prowadź – mówię. – Boris, Lorenzo pilnować dołu – zwracam się do chłopaków.
Wchodzimy schodami na piętro, a ja zastanawiam się, czyby nie zagarnąć sobie i tej restauracji.
– Które drzwi? – pytam.
– Te. – Cały drżąc, wskazuje na drzwi po lewej stronie.
– Zabieraj go – mówię do Davida.
Luca z impetem otwiera drzwi. No i mamy tego skurwiela.
– Do… Domenico. – Wstaje z fotela.
Podchodzę do niego i zaczynam go prać. Od zawsze podnosił mi ciśnienie. Rozwaliłem mu nos i jestem jeszcze bardziej wkurwiony, gdy zauważam plamy jego pieprzonej krwi na mojej śnieżnobiałej koszuli.
– Ty wiesz, jak plamy z krwi ciężko sprać?! – syczę tuż nad nim.
– Prze… Przepraszam – jęczy z bólu.
– Gdzie moja kasa? – warczę.
– Oddam – wyciera nos chusteczką – przysięgam.
– Termin był na wczoraj – przypominam mu.
– Mam połowę. – Aż się trzęsie.
Kurwa! Normalnie mam ochotę poczęstować go kulką w łeb, ale zasady są święte – ma czas do południa. To działa motywująco, bo wtedy zawsze kasa się znajduje.
– Pilnuj go – mówię do Luki. – A ty dawaj kasę!
Falcon wyciąga z szuflady pieniądze i mi je podaje. Przeliczam je. Kurwa! Połowa.
– Masz trzy godziny na skombinowanie reszty – mówię.
– Co? – pyta przerażony. – A… Ale ja nie zdążę – panikuje.
– Chuj mnie to obchodzi! – warczę. – Trzy godziny – podkreślam.
Po tych słowach idziemy na dół. Zaczepiam jedną kelnerkę. Dziewczyna jest przerażona, ale przecież nie zamierzam jej zrobić krzywdy.
– Pokaż mi, złotko, gdzie mogę ręce umyć – zwracam się do niej.
– Tę… Tędy, pro… proszę – mówi drżącym głosem.
Idę za przerażoną dziewczyną do łazienki. Śliczna jest, ale bardzo młodo wygląda.
– Ty jesteś w ogóle pełnoletnia? – pytam, zmywając z dłoni krew.
– Tak. Mam dwadzieścia lat – mówi już spokojniej. – Pan go zabił? – pyta.
– Jeszcze nie.
Dziewczyna podaje mi ręcznik i wycieram ręce.
Pieprzona koszula!
Wychodzimy z chłopakami z restauracji. Davida i Borisa odsyłam do klubu, a ja z Lorenzo i Lucą jadę do detektywa. Albo mi znajdzie Mirandę, albo sam to zrobię i zejdę chociażby do samego piekła.
– Domenico Montechiaro, co cię do mnie sprowadza? – pyta detektyw Blackpool.
– Sprawa. – Rozsiadam się w fotelu.
– Chyba jesteś już po? – Zerka na moją poplamioną koszulę.
– Nie twój interes – rzucam oschle.
– Zanim zaczniesz – mówi – kolega po fachu poinformował mnie, że ojciec Marisy Cortez na własną rękę ponowił poszukiwania mordercy córki. Wiesz coś o tym?
– A dlaczego miałbym wiedzieć?
– Szukałem jej dla ciebie kiedyś.
– No i widzisz, nie zdążyłem się z nią zobaczyć.
To dopiero ciekawska menda. Marisa musiała ponieść karę za to, co zrobiła mojej siostrze.
– Nie obchodzi mnie Marisa Cortez, mam inną sprawę.
– Jak się nazywa ta sprawa?
– Miranda Price – mówię. – Muszę ją znaleźć i to szybko.
– To ta od tego detektywa – pyta.
– Dokładnie.
– Co o niej wiesz?
– Wszystko – odpowiadam zamyślony. – To moja była dziewczyna. Muszę się dowiedzieć, dlaczego wynajęła tego detektywa, dlaczego mnie szukała?
– No ale słuchaj, wyciągnij może od tego detektywa informacje o niej – sugeruje, na co się śmieję.
– Trudno się gada z nieboszczykami, co? – Wstaję z fotela. – Znajdź ją i to szybko.
Wychodzę i wracam do domu. Do pustego domu. Jest pusty na moje życzenie. Byłaś w moim życiu, Mirando, a ja zrobiłem wszystko, by cię stracić…
Kurwa! Ja naprawdę sentymentalny się robię.
Ciągle nie daje mi spokoju myśl, dlaczego nagle Miranda postanowiła mnie odnaleźć. Minęło prawie siedem lat, a ona wciąż o mnie pamięta. Wybaczyła mi to, co zrobiłem? Nie zasługuję na to.
Co się stało, Mirando, że zleciłaś odnalezienie mnie?