Facebook - konwersja
Przeczytaj fragment on-line
Darmowy fragment

  • nowość
  • promocja

Opowiedz im o bitwach, o królach i słoniach - ebook

Wydawnictwo:
Format:
EPUB
Data wydania:
17 listopada 2025
3276 pkt
punktów Virtualo

Opowiedz im o bitwach, o królach i słoniach - ebook

Opowieść o spotkaniu Zachodu ze Wschodem, sztuki z polityką, o ludzkich aspiracjach i pragnieniach.

Konstantynopol, 1506 rok. Michał Anioł przybywa na dwór sułtana, by zaprojektować dla niego most. Po tym, jak projekt jego wielkiego rywala, Leonarda da Vinci został odrzucony, władca oferuje artyście ogromne wynagrodzenie i obietnicę nieśmiertelności. Michał Anioł – po chwili wahania – wyjeżdża z Rzymu i wybiera się w podróż na Wschód, uwiedziony wizją stworzenia opus magnum i możliwością przewyższenia kunsztu Leonarda.

W trakcie pobytu w Imperium Osmańskim wielki rzeźbiarz zanurza się w lokalnej kulturze i ląduje w samym sercu politycznych intryg, próbując przy tym powołać do życia swe największe dzieło.

Ta publikacja spełnia wymagania dostępności zgodnie z dyrektywą EAA.

Kategoria: Literatura piękna obca
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 9788368295573
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Noc nie porozumiewa się z dniem. Ona w nim płonie. O świcie niosą ją na stos pogrzebowy. A wraz z nią całe jej plemię – pijaków, poetów i kochanków. Jesteśmy ludem wygnańców, skazanych na śmierć. Nie znam cię. Znam twego tureckiego przyjaciela – to jeden z nas. Pomału odchodzi ze świata, pochłania go cień i jego miraże. Jesteśmy rodzeństwem. Nie wiem, jaki ból lub też jaka rozkosz popchnęły go ku nam, ku pyłowi gwiezdnemu – byłożby to opium, może wino, może miłość… a może jakaś niewyraźna rana na duszy, dobrze ukryta w zakamarkach pamięci?

Życzysz sobie do nas dołączyć.

Strach i rozpacz rzuciły cię w nasze ramiona, pragniesz się przytulić, ale twoje twarde ciało mocno trzyma się własnych pewników, oddala od siebie pożądanie, odmawia zatracenia.

Ja cię nie obwiniam.

Ty zamieszkujesz inne więzienie, świat siły i odwagi, w którym – masz nadzieję – będą cię obnosić jako triumfatora, liczysz na przychylność możnych, gonisz za chwałą i fortuną. A przecież z nadejściem nocy zaczynasz dygotać. Ze strachu nie pijesz – wiesz, że płomień alkoholu wpędza cię w słabość, w nieodparty głód pieszczot, utraconej czułości, zagubionego świata dzieciństwa, zaspokojenia, wytchnienia w obliczu migoczącej niepewności mroku.

Sądzisz, że pożądasz mojego piękna, gładkości mojej skóry, blasku mojego uśmiechu, delikatności moich stawów, karminu moich warg… ale w rzeczywistości, sam o tym nie wiedząc, pragniesz, by przepadły twoje lęki, pragniesz uleczenia, zjednoczenia, powrotu, zapomnienia. Drzemiąca w tobie moc pożera cię w samotności.

Zatem cierpisz, zagubiony w nieskończonym zmierzchu, jedną nogą w dniu, a drugą w nocy.Trzy błamy futer sobolowych i kunich, sto dwanaście wełnianych _panni_, dziewięć zwojów atłasu z Bergamo, tyleż aksamitu florenckiego ze złoceniami, pięć baryłek saletry sodowej, dwie skrzynie zwierciadeł i kuferek z biżuterią: to wszystko wyładowano na brzeg, gdy w czwartek, trzynastego maja tysiąc pięćset szóstego roku Michelangelo Buonarroti dobił do brzegu Konstantynopola. Ledwie fregata przycumowała, artysta wyskoczył na ląd. Ciągle kołysze się nieco na nogach – ma za sobą sześć dni wyczerpującej podróży morskiej. Nie znamy imienia greckiego dragomana, który go oczekuje na miejscu, ochrzcijmy go więc Manuel. Wiemy natomiast, jak się zwie towarzyszący mu kupiec – to Giovanni di Francesco Maringhi, Florentyńczyk rezydujący w Stambule już od pięciu lat. Dla niego właśnie przeznaczone są wyładowywane towary. Maringhi jest człowiekiem dystyngowanym i wielce raduje go to, że ma sposobność poznać twórcę _Dawida_, dumę Republiki Florenckiej.

Ówczesny Stambuł oczywiście wyglądał zupełnie inaczej. Wciąż nazywano go raczej Konstantynopolem. Majestatowi Hagia Sophia nie przybył jeszcze konkurent w postaci Błękitnego Meczetu, wschodni brzeg Bosforu świecił pustkami, a wielki bazar nie przybrał nadal postaci owej ogromnej sieci pajęczej, w której gubią się turyści z całego świata, a ona tylko czeka, by ich pożreć. Imperium już nie było rzymskie, a jeszcze nie zaczęło być na nowo imperium, miasto balansowało pomiędzy Osmanami, Grekami, Żydami i łacinnikami. Sułtan zwał się Bajazyd, drugi o tym imieniu, a mówiono o nim Święty, Pobożny, Sprawiedliwy. Florentyńczycy i Wenecjanie zwali go Bajazeto, Francuzi – Bajazet. Ów uczony i dyskretny monarcha panował przez trzydzieści jeden lat. Gustował w winie, poezji i muzyce. Nie gardził młodymi mężczyznami ani młodymi kobietami. Wysoko cenił sobie naukę i sztukę, astronomię, architekturę, rozkosze wojowania, rącze rumaki i broń sieczną. Nie wiemy, co skłoniło go, by posłać po Michała Anioła Buonarrotiego z florenckiego rodu Buonarrotich, aczkolwiek rzeźbiarz cieszył się już wówczas w Italii wielką sławą. W oczach niektórych ten trzydziestojednoletni twórca był największym artystą epoki. Często porównywano go do starszego o dwadzieścia lat giganta Leonarda da Vinci.Owego roku, siedemnastego kwietnia, Michał Anioł opuścił Rzym pod wpływem impulsu, na dzień przed położeniem kamienia węgielnego pod nową bazylikę świętego Piotra. Udał się był tam piąty już raz błagać papieża o obiecaną zapłatę. Wyrzucono go za drzwi.

Michał Anioł trzęsie się mimo wełnianego płaszcza, wiosna jest wciąż nieśmiała i dżdżysta. Michelangelo Buonarroti dociera do granic Republiki Florenckiej o drugiej w nocy, jak informuje nas jego biograf, Ascanio Condivi, i zatrzymuje się na noc w oberży trzydzieści mil od miasta.

Złorzeczy wojowniczemu i despotycznemu papieżowi Juliuszowi II, który tak źle go potraktował. Michał Anioł to człowiek dumny. Michał Anioł ma świadomość, że jest wielkim artystą.

Na terytorium Republiki Florenckiej czuje się już bezpiecznie, więc odprawia sługusów papieskich, wysłanych za nim, by sprowadzić go choćby siłą z powrotem do Rzymu. We Florencji staje nazajutrz akurat w porze wieczerzy. Służąca podaje mu miskę chudego bulionu. Michał Anioł w duchu rzuca zniewagi pod adresem architekta Bramantego i malarza Rafaela, zazdrośników, którzy tak mu namącili na dworze papieskim. Ojciec święty Juliusz II della Rovere też jest człowiekiem dumnym. Dumnym, despotycznym i skąpym. Artysta musiał z własnej kiesy wysupłać należność za marmury, które pojechał wybrać do Carrary z myślą o grobowcu papieskim, ogromnej konstrukcji mającej dominować w samym sercu nowej bazyliki. Michał Anioł wzdycha. Zaliczka wypłacona na podstawie umowy podpisanej przez papieża poszła w całości na transport, przeniesienie i wyrównanie bloków, za co odpowiadali terminatorzy.

Rzeźbiarz, wyczerpany podróżą i troskami, nieco rozgrzany zupą, wciska się w swoje niewielkie łóżko człowieka odrodzenia i zasypia na siedząco, oparty plecami o poduszkę, bo przeraża go obraz śmierci, jaki kojarzy się z pozycją leżącą.Nazajutrz oczekuje wiadomości od papieża. Aż trzęsie się z wściekłości na samą myśl, że dzień przed wyjazdem głowa Kościoła nawet nie raczyła go przyjąć. Architekt Bramante to idiota, a Rafael – malarz pretensjonalny. Dwa karły schlebiające niepomiernej pysze purpurata. A potem nadchodzi niedziela i Michał Anioł pierwszy raz od miesięcy napycha się mięsem za sprawą przepysznej jagnięciny, przyrządzonej przez sąsiada, piekarza.

Rysuje cały dzień, w mgnieniu oka zużywa trzy sangwiny i dwa grafity.W 1867 roku Finlandię pustoszy wielki głód – ostatni naturalny w historii Europy. Jego ofiarą pada około 20 procent ludności. Przy drogach walają się wypatroszone ciała psów, ludzie żywią się korą drzew, porostami, a nawet zmielonymi kośćmi tych, którzy nie wytrzymali tyle, co oni.

Marja, żona rolnika z północy, wyrusza przez śniegi z dwójką dzieci na południe – do Petersburga, gdzie ponoć można dostać chleb. W beznadziejną drogę udają się też inni, w tym Ruuni, młody chłopak, który w trakcie wędrówki próbuje zdobyć zaufanie Marji.

_Biały głód_ to apokaliptyczna proza w duchu _Drogi_ Cormaca McCarthy’ego, która podejmuje temat ludzkiej woli przetrwania.

Powieść nominowana do Międzynarodowej Nagrody Bookera w 2016 roku.Galisja, rok 1853. Najbardziej deszczowa zima w historii zniszczyła plony, mieszkańców dziesiątkuje epidemia cholery. Grupka młodych ludzi opuszcza rodzinne strony i udaje się na Kubę, aby walczyć o godne życie na plantacjach trzciny cukrowej. Ale wyprawa na zalaną słońcem wyspę kończy się zupełnie inaczej, niż się spodziewali. _Cukier_ to oparta na faktach historia 1700 młodzieńców, którzy przybyli do Hawany w poszukiwaniu lepszego życia dla siebie i bliskich. Tam trafili jednak na Urbana Feijóo Sotomayora, Galisyjczyka, który postanowił zastąpić nimi – coraz droższych w dobie triumfu abolicjonizmu – niewolników z Afryki.

Szorstka, sugestywna proza Bibiany Candii przypomina o jednym z największych skandali w XIX-wiecznej Hiszpanii i oddaje głos tym, którym na zawsze go odebrano.Jedna z najgłośniejszych współczesnych powieści o I wojnie światowej.

W latach 80. umierający dziadek podarował Stefanowi Hertmansowi swoje dzienniki. Pisarz odważył się zajrzeć do zapisków Urbaina dopiero po latach. Życie jego dziadka naznaczyły biedne dzieciństwo u schyłku XIX wieku w Gandawie, trauma okopów I wojny światowej i wielka, niespełniona miłość. Ślady tej ostatniej Stefan śledzi w obrazach autorstwa Urbaina, kopisty wielkich mistrzów, jak Tycjan, Rembrandt czy Velázquez.

_Wojna i terpentyna_ to intymny fresk, życie i tragedia flamandzkiego żołnierza rzucone na wielkie płótno ubiegłego stulecia.

_Wojna i terpentyna_ została przetłumaczona na 26 języków, w samej Holandii miała ponad 20 wydań, zdobyła Nagrodę Kultury Flamandzkiej w kategorii Literatura w 2014 roku, a także była nominowana do Międzynarodowego Bookera.Latem 1979 roku Stefan Hertmans pod wpływem impulsu kupił dom w Gandawie, który – mimo opłakanego stanu, w jakim się znajdował – go urzekł. Dwie dekady później odkrył, że poprzedni właściciel, Willem Verhulst, był członkiem SS. Życie Verhulsta pochłonęło pisarza, zaczął rozmawiać z jego najbliższymi, przeglądał archiwa, dotarł do intymnych dokumentów. W swych wspomnieniach ponownie przechadzał się po wszystkich pokojach, w których tak długo mieszkał. Warstwa po warstwie odkrywał nie tylko tajemnice politycznej historii domu, ale także rozgrywającego się za zamkniętymi drzwiami dramatu małżeńskiego. Esesman Verhulst dzielił bowiem życie z głęboko religijną żoną o pacyfistycznych poglądach.

_Wejście_ to wciągająca podróż przez burzliwe stulecie, w trakcie której Hertmans po raz kolejny demonstruje swe mistrzostwo w splataniu fikcji literackiej z faktem, osobista historia staje się zaś dla niego punktem wyjścia do snucia epickiej opowieści.Wicekrólestwo Peru, rok 1623. Pewnej burzliwej nocy w klasztorze klarysek w Limie nowicjuszka rodzi przerażającą bestię o dwóch głowach, rozwidlonym języku i ośmiu kończynach. Narodziny owego potwora zbiegają się z pojawieniem się w stolicy kobiety o imieniu Róża, w której mieszkańcy widzą błogosławioną, a Święte Oficjum czarownicę. W mieście pogrążonym w przestępczości i korupcji młody konstabl trybunału Świętej Inkwizycji Alonso Morales staje się świadkiem niezwykłych wydarzeń, pełnych złowieszczych znaków, i brutalnej walki o władzę, a w pogoni za Złym odkrywa miłość i własną, skomplikowaną historię rodzinną. Wszystko okazuje się tu ostatecznie zupełnie inne, niż z początku mogłoby się wydawać.

W _Roku, w którym narodził się diabeł_ Roncagliolo ożywia XVII-wieczną Limę, miasto intryg, przesądów, bałwochwalstwa, kolonizatorów i skolonizowanych, jak zawsze wciągając czytelnika od pierwszej strony i podlewając wartką akcję solidną dawką humoru.Rzeczpospolita, koniec lat 20. XVII wieku. Ślepy szlachcic i jego olbrzymi, wiecznie milczący towarzysz, przemierzają kraj, niosąc ze sobą opowieści pełne grozy i zdarzeń nie z tego świata.

W karczmach i zajazdach, na weselu i w kolasie, wszędzie ślepy szlachcic przybliża losy Stanisława Wróblewskiego herbu Krzywda. Świat w opowieściach bezimiennego szlachcica jest pełen demonów i diabłów, zaludniają go monstra rodem z przedchrześcijańskich wierzeń, a każda z historii mówi o innym wydarzeniu z życia Wróblewskiego: sejmiku, który kończy się krwawą łaźnią, świętowaniu, które przerodziło się w tragedię, czy nieszczęśliwej miłości w górach na granicy z Siedmiogrodem. Każda pozwala lepiej zrozumieć, kim jest Stanisław Wróblewski. Wszystko zaś prowadzi do epilogu w karczmie na zamarzniętym Bałtyku, w którym bezimienny ślepiec spotyka swoją nemezis.Barwna powieść o jednej z najsłynniejszych bitew morskich wszech czasów.

21 października 1805 roku flota brytyjska pod dowództwem admirała Nelsona zmierzyła się z napoleońską eskadrą złożoną z okrętów francuskich i hiszpańskich. Obie strony poniosły w walce ogromne straty, a bitwa odmieniła losy Europy i świata, dotykając bezpośrednio tysięcy ludzi, marynarzy i ich rodzin, często przypadkowych uczestników Wielkiej Historii.

Arturo Pérez-Reverte, jeden z najbardziej cenionych powieściopisarzy współczesnych, a zarazem żeglarz i pasjonat morza, kreśli własną wizję tamtych wydarzeń z niezwykłym rygorem historycznym i marynarską precyzją. Hiszpański prozaik nie boi się ryzyka i sięgając po błyskotliwy, żywy język, tworzy zaskakującą – mimo że finał może być tylko jeden! – powieść akcji.
mniej..

BESTSELLERY

Menu

Zamknij