Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Pani Firmiani. Madame Firmiani - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2022
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Pani Firmiani. Madame Firmiani - ebook

Książka w dwóch wersjach językowych: polskiej i francuskiej. Version bilingue: polonaise et française. Młody Oktaw żyje razem z tajemniczą panią Firmiani, a ich ubóstwo, jakie nastąpiło po okresie życia na wysokiej stopie, skłania wielki świat paryski do przekonania, że kobieta zrujnowała młodzieńca. Tymczasem wuj Oktawa, pragnąc zabezpieczyć jego przyszłość, przyjeżdża do miasta i przeprowadza prywatne śledztwo… Octave de Camps, un jeune aristocrate dont la cause de la pauvreté soudaine reste un mystère jusqu'à la fin de l'histoire il a rendu la fortune que son père avait détournée ; Mme Firmiani, femme charmante (25 ans, ou 28 selon les médisances), énigmatique mais consciencieuse, que l’on soupçonne à tort d’avoir ruiné Octave et qui est en fait son épouse : femme d'une grande pureté de sentiments, elle ne peut vivre pleinement son amour, sachant que le père de son mari a ruiné une famille… (za Wikipedią).

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7639-413-8
Rozmiar pliku: 67 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PANI FIRMIANI

Bywają opowiadania obfitujące w sytuacje, lub też dramatyczne dzięki bogatej grze przypadku. Takie opowiadania mieszczą same w sobie swoją sztukę, mogą je powtórzyć poprostu lub artystycznie wszystkie usta, przyczem temat nie uroni nic ze swej piękności. Ale istnieją zdarzenia, którym jedynie akcenty serca dają życie: istnieją szczegóły, anatomiczne niejako, których subtelności występują jedynie pod najdelikatniejszem nastrzykaniem myśli; istnieją portrety które wymagają duszy i które są niczem bez najdrobniejszych rysów mieniącej się fizjognomji; istnieją wreszcie rzeczy, których niepodobna powiedzieć lub zrobić bez jakiejś nieznanej harmonjii, o czem znów stanowi dzień, godzina, szczęśliwy układ znaków niebieskich lub też tajemny nastrój ducha.

Tego rodzaju tajemnicze objawienie było nieodzowne dla opowiedzenia tej prostej historji, którą autor chciałby móc zająć parę dusz z natury skłonnych do melancholji i zadumy, chętnie karmiących się słodkiemi wzruszeniami. Jeżeli pisarz, podobny chirurgowi przy łożu umierającego przyjaciela, przystępuje z niejakim szacunkiem do swego tematu, czemu czytelnik nie miałby podzielić tego niewytłumaczonego uczucia? Czyż to tak trudno przejąć się owym mglistym i nerwowym smutkiem, który rozlewa dokoła nas szare cienie, ową niby-chorobą, której łagodne cierpienia miłe są czasami sercu? Jeżeli zamyślisz się przypadkiem o drogich osobach któreś stracił; jeżeli jesteś sam, jeżeli jest noc albo zmierzch zapada, czytaj dalej tę opowieść: inaczej porzuciłbyś w tem miejscu książkę. Jeżeliś nie pochował już w życiu jakiejś poczciwej ciotki, ubogiej albo kaleki, nie zrozumiałbyś tych stronic. Dla jednych wydadzą się pachnące piżmem: drugim zdadzą się równie bezbarwne, równie cnotliwe, jak jakiś utwór Florjana.

Słowem, czytelnik powinien znać rozkosz łez, znać niemy ból spojrzenia, które mija lekko unosząc drogi cień, ale cień daleki; musi posiadać jakieś wspomnienie, z tych które każą wraz żałować tego co mu pochłonęła ziemia i uśmiechać się do minionego szczęścia. A teraz wierzcie, że za wszystkie bogactwa Anglji, autor nie chciałby wydrzeć poezji ani jednego z jej kłamstw, aby upiększyć swoje opowiadanie. Jestto historja prawdziwa, na którą możecie strwonić skarby swojej wrażliwości, o ile je posiadacie.

Dzisiaj język nasz ma tyle gwar, ile istnieje odmian ludzi w wielkiej rodzinie francuskiej. To też prawdziwie ciekawą i przyjemną rzeczą jest słuchać rozmaitych tłumaczeń i wersyj dawanych tej samej rzeczy przez każdy z gatunków składających się na monografję paryżanina, paryżanina bowiem wzięliśmy dla uogólnienia tezy.

Tak naprzykład, gdybyście spytali osobnika należącego do gatunku Pozytywnych: „Czy zna pan panią Firmiani?‘” – człowiek ten streściłby panią Firmiani w następującym inwentarzu: „Wielki pałac przy ulicy du Bac, ładnie umeblowane salony, piękne obrazy, rzetelnych sto tysięcy funtów renty, i mąż, niegdyś generalny poborca w departamencie Montenotte”. Tak rzekłszy, człowiek pozytywny, pulchny i okrągły, prawie zawsze ubrany czarno, robi minę zadowoloną z siebie, podciąga dolną wargę i potrząsa głową jakgdyby chciał dodać: „Porządni ludzie, o których niema nic do powiedzenia”. Nie pytajcie go o nic więcej! Ludzie pozytywni wszystko tłumaczą cyframi, rentą lub posiadłością ziemską (też termin z ich słownika).

Zwróćcie się na prawo, aby zapytać innego znów, należącego do rodzaju Bywalców, i zadajcie mu to samo pytanie: – „Pani Firmiani? rzecze, tak, tak, znam, bywam. Przyjmuje we środy, dom bardzo przyzwoity44. Już pani Firmiani przeobraża się w dom. Ten dom nie jest już kupą kamieni ułożonych przez architekta; nie, to słowo jest, w języku Bywalców, terminem nie do przetłumaczenia. Tutaj Bywalec, chudy człowiek o miłym uśmiechu, mówiący miłe błahostki, zawsze mający więcej dowcipu nabytego niż przyrodzonego, nachyla ci się do ucha i ze sprytną miną mówi: „Nigdy nie widziałem pana Firmiani. Jego stanowisko polega na tem, że prowadzi interesy we Włoszech; ale pani Firmiani jest Francuską i wydaje swoje dochody jak paryżanka. Ma świetną herbatę! To jeden z tych tak rzadkich dzisiaj domów, gdzie się ludzie bawią i gdzie wszystko co podają jest wyborne. Bardzo zresztą trudno się tam dostać: toteż spotyka się w jej salonie najlepsze towarzystwo!”

Zaczem Bywalec komentuje to ostatnie zdanie poważnie ujętą szczyptą tabaki i ładuje sobie nos małemi porcjami, jakgdyby mówił: „Bywam tam, ale nie licz na mnie abym cię wprowadził”.

Pani Firmiani prowadzi dla Bywalców rodzaj gospody bez szyldu.

– Poco ty chcesz chodzić do pani Firmiani? ależ tam jest nudno jak na Dworze! Na co się zda być inteligentnym człowiekiem, jeżeli nie na to, aby unikać salonów, w których się czyta najmniejszą balladkę, świeżo wylęgłą w poetyckim kurniku?

Zapytasz któregoś ze swoich przyjaciół z gatunku Arbitrów, ludzi którzy chcieliby trzymać cały świat pod kluczem, iżby się nic nie działo bez ich pozwolenia. Boli ich wszelkie szczęście drugich; przebaczają jedynie błędy, upadki, ułomności, uznają jedynie protegowanych. Arystokraci z temperamentu, stają się republikanami ze złego humoru, jedynie dlatego, aby znaleźć wielu niższych wśród swoich równych.

– Och, pani Firmiani, mój drogi, to czarująca istota, jedna z tych które służą za usprawiedliwienie naturze za wszystkie brzydule, stworzone przez pomyłkę: jest urocza! i dobra! Chciałbym mieć władzę, zostać królem, posiadać miljony, jedynie aby... tutaj trzy słowa szepnięte do ucha). Chcesz, abym cię wprowadził?

Ten młody człowiek jest z gatunku uczniaków, znanego ze swej wielkiej śmiałości wśród mężczyzn, a wielkiej nieśmiałości sam na sam z kobietą.

– Pani Firmiani? wykrzyknie inny wywijając laseczką, powiem ci, co o niej myślę: kobieta lat trzydziestu do trzydziestu pięciu, twarz zmęczona, piękne oczy, mało piersi, zdarty altowy głos, ładne tualety, trochę niżu, śliczne manjery: słowem, mój drogi, resztki ładnej kobiety, warte jeszcze grzechu.

Te słowa padają z ust furfanta, który właśnie wstał od śniadania, nie waży słów i gotuje się wsiąść na konia. W takich chwilach furfanci są bez litości.

– Jest u niej wspaniała galerja obrazów, idź zobaczyć, odpowiada inny. Nie zdarza się widzieć czegoś równie pięknego.

Zwróciłeś się do gatunku Amator. Żegna się z tobą, aby śpieszyć do Perignona lub do Tripeta. Dla niego, pani Firmiani jest kolekcją płócien.

KOBIETA. – Pani Firmiani? Nie chcę, żebyś tam chodził.

To zdanie jest najbogatszym komentarzem. Firmiani! Kobieta niebezpieczna! Syrena! Dobrze się ubiera, ma smak, przyprawia o bezsenność wszystkie kobiety. Komentatorka należy do gatunku Zjadliwych.

ATTACHÉ AMBASADY. – Pani Firmiani! Czy ona nie jest z Antwerpji? Piękna kobieta, widziałem ją przed dziesięciu laty. Mieszkała wówczas w Rzymie. (Osobniki należące do gatunku attaché mają manję puszczać słówka à la Talleyrand; dowcip ich jest czasem tak subtelny, że spostrzeżenia ich są niedostrzegalne; podobni są owym graczom w bilard, którzy mijają kule z niesłychaną zręcznością. Te osobniki są naogół mało rozmowne: ale kiedy mówią, przebywają jedynie w Hiszpanji, Wiedniu, Włoszech lub Petersburgu. Nazwy tych krajów są u nich niby sprężyny: pociśnij je, a kurant wygra wszystkie swoje aryjki).

– Ta pani Firmiani blisko żyje z sos jętą Saint-Germain? (To mówi dama, która chce należeć do gatunku Dystyngowanych. Przyczepia de do każdego nazwiska, częstuje niem Dupina senior, pana Lafayette, rzuca niem na prawo i na lewo, obraża niem ludzi. Wciąż mia głowę (tylko nabitą tem co jest dystyngowane i, na swoje utrapienie, mieszka na Marais, a mąż jej był adwokatem, prawda że przy Najwyższym Trybunale).

– Pani Firmiani? Nie iznam. (To osobnik z gatunku książąt. Uznaje jedynie kobiety bywające na Dworze. Darujcie mu: jest księciem z ręki Napoleona).

– Pani Firmiani? Czy to nie jest dawna aktorka z Włoskiego? (Człowiek z gatunku Dudków. Tego rodzaju ludzie chcą mieć odpowiedź na wszystko. Woleliby raczej spotwarzać niż milczeć).

DWIE STARSZE PANIE (żony dawnych urzędników). PIERWSZA (ma czepek z kokiem, pomarszczoną twarz, spiczasty nos, w ręku książka do nabożeństwa, głos twardy): Jak ona z domu, ta pani Firmiani? DRUGA (miała czerwona twarzyczka podobna do starej renety, głos łagodny): Cadignan, moja droga, bratanica starego księcia de Cadignan, a tem samem kuzynka księcia de Maufrigneuse.

Pani Firmiani jest z domu Cadignan. Mogłaby nie być cnotliwa, ani majętna, ani młoda, zawsze byłaby Cadignan. Urodzona Cadignan, to niby zabobon, zawsze żywy i potężny.

ORYGINAŁ. Owszem, owszem, nigdy nie widziałem u niej w przedpokoju kaloszy, możesz iść do niej bez kompromitacji i grać bez obawy, bo jeżeli są tam hultaje, to tylko bardzo dystyngowana: co za tem idzie nie kłócą się przy grze.

STARUSZEK Z GATUNKU OBSERWATORÓW. Kiedy się wybierzesz do pani Firmiani, mój drogi, ujrzysz piękną kobietę niedbale siedzącą przy kominku. Zaledwie że podniesie się z fotela, opuszcza go jedynie dla kobiet, dla ambasadorów, książąt, dla wielkich figur. Jest bardzo miła, czarująca, umie rozmawiać i lubi rozmawiać o wszystkiem. Ma wszystkie znamiona kobiety sercowej, ale liczą jej za dużo wielbicieli aby mogła mieć faworyta. Gdyby podejrzenia tyczyły tylko paru najbliższych, wykrylibyśmy kto jest jej cavalière servante; ale ta kobieta to jednia tajemnica. Jest zamężna a nigdy nie widzieliśmy jej męża; pan Firmiani to osobistość zupełnie fantastyczna; podobny jest do owego trzeciego konia którego opłaca się zawsze jadąc pocztą, a którego nikt nigdy nie widział. Zdaniem artystów, dama ta to pierwszy alt w Europie, a nie słyszano jej ani trzech razy od czasu jak mieszka w Paryżu; przyjmuje dużo a sama nie bywa nigdzie.

Obserwator mówi jak prorok. Trzeba przyjąć święcie jego słowa, jego anegdoty, jego cytaty, jeżeli się nie chce być człowiekiem głupim i tępym. Będzie cię wesoło obmawiał w dwudziestu salonach, gdzie jest potrzebny jak pierwsza sztuczka na afiszu, jedna z owych sztuczek tak często grywanych dla pustych krzeseł a cieszących się powodzeniem niegdyś. Obserwator ma czterdzieści lat, nie jada nigdy w domu, twierdzi że nie jest niebezpieczny dla kobiet; pudruje się, nosi orzechowy frak, ma zawsze miejsce w kilku lożach w Bouffons; czasami mylą go z bractwem Pasorzytów, ale pełnił w swoim czasie zbyt wysokie funkcje aby go można podejrzewać o pieczeniarstwo; posiada zresztą majątek ziemski w departamencie którego nazwy nigdy nie zdradził.

– Pani Firmiani? Ba, mój drogi, ależ to dawna kochanka Murata! (Ten należy do klasy Przeczących. Tego rodzaju ludzie robią errata wszystkich pamięci, prostują wszystkie fakty, zakładają się zawsze sto przeciw jednemu, są pewni wszystkiego. Moglibyście ich przychwycić w ciągu jednego wieczora na gorącym uczynku wszechobecności: powiadają, że ich uwięziono w Paryżu podczas sprzysiężenia Malleta, zapomniawszy, że pół godziny wprzódy przeszli Berezynę. Prawie wszyscy Przeczący są kawalerami Legji Honorowej, mówią bardzo głośno, mają wysokie czoło i grubo grają w karty).

– Pani Firmiani, sto tysięcy funtów renty? oszalałeś! Doprawdy, niektórzy ludzie rozdają setki tysięcy funtów z hojnością autorów, których nic nie kosztuje wyposażać swoje bohaterki. Ależ pani Firmiani to kokietka, która niedawno zrujnowała młodego człowieka i przeszkodziła mu do bardzo dobrego małżeństwa. Gdyby nie była ładna, byłaby bez grosza.

Och, tego to poznacie, jest z gatunku Zawistnych, i nie będziemy kreślili bliżej jego rysów. Gatunek jest tak znany, jak felis domestica. Jak wytłumaczyć wiekuistość Zawiści? przywary, która nic nie przynosi!

Światowcy, literaci, przyzwoici ludzie i wogóle ludzie wszelkiego rodzaju rozpuszczali w styczniu roku 1824 tyle sądów o pani Firmiani, że byłoby nużącem przytaczać tu wszystkie. Obcięlibyśmy jedynie stwierdzić, że człowiek pragnący ją poznać a nie mogący lub nie chcący bywać u niej, mógłby z jednaką racją uważać ją za wdowę i mężatkę, za głupią lub rozumną, cnotliwą lub rozwiązłą, bogatą lub biedną, czułą lub bezduszną, brzydką lub ładną; słowem, było tyle pań Firmiani, ile klas w towarzystkie, ile sekt w katolicyzmie. Przerażająca myśl! jesteśmy wszyscy niby odbitki litograficzne, które obmowa bije w niezliczonych kopjach. Te odbitki podobne są do modelu lub różnią się odeń tak nieznacznemi odcieniami, że, poza oszczerstwem przyjaciół i konceptem dziennika, reputacja nasza zależy od stopnia wyboru, jaki każdy uczyni między Prawdą, która kuleje, i Kłamstwem, któremu dowcip paryski użycza skrzydeł.

Pani Firmiani, podobna do wielu dumnych i szlachetnych kobiet, które czynią sobie ze swego serca sanktuarjum i gardzą światem, mogła mieć bardzo złą opinję w oczach pana de Bourbonne, starego właściciela ziemskiego, który się nią interesował w ciągu zimy owego roku. Przypadkowo obywatel ten należał do kategorji prowincjonalnych hreczkosiejów, ludzi nawykłych analizować wszystko i umiejących się targować z chłopami. W tym zawodzie człowiek staje się bezwiednie przenikliwy, tak jak żołnierz nabywa z czasem machinalnej odwagi. Ciekawski ów, przybyły z Turenji i nie zadowalający się paryskiemi gadaniami, był to bardzo godny szlachcie, imający jako jedynego spadkobiercę siostrzeńca, dla którego sadził swoje topole. Ta arcynaturalna czułość rodziła wiele plotek, które osobniki stanowiące różne odmiany tureńczyka formułowali bardzo dowcipnie; ale niema co ich przytaczać, zbladłyby przy plotkach paryskich. Kiedy człowiek może bez przykrości myśleć o swoim spadkobiercy, widząc co dnia piękniejsze topolowe aleje: czułość wzmaga się z każdą garścią ziemi dobytą przy okopywaniu drzewa. Mimo iż objawy takiej tkliwości są dość rzadkie, spotyka się je jeszcze w Turenji.

Ten ukochany siostrzeniec, który zwał się Oktaw de Camps, pochodzi od słynnego księdza de Camps, tak dobrze znanego bibljofilom i uczonym, co nie jest wcale jedno i to samo. Mieszkańcy prowincji mają brzydki zwyczaj potępiać z cnotliwem oburzeniem młodych ludzi, którzy sprzedają ojcowiznę. Ten śmieszny przesąd szkodzi zwyżce cen, którą aż dotąd rząd podsyca z konieczności. Nie poradziwszy się wuja, Oktaw rozporządził kawałem swojej ziemi na rzecz czarnej bandy. Zamek Villaines byłby zburzony, gdyby nie propozycje, jakie stary wuj uczynił przedstawicielom kompanji Marteau. Aby podsycić gniew testatora, przyjaciel Oktawa, daleki krewny, jeden z owych kuzynków o niedużym majątku a dużym sprycie, z tych o których sąsiedzi mawiają: „Nie chciałbym się z nim procesować!” zjawił się przypadkiem u pana de Bourbonne i oznajmił mu ruinę siostrzeńca. Pan Oktaw de Camps, strwoniwszy mienie.......................MADAME FIRMIANI

CHER ALEXANDRE DE BERNY.

Son vieil ami,

De Balzac.

Beaucoup de récits, riches de situations ou rendus dramatiques par les innombrables jets du hasard, emportent avec eux leurs propres artifices et peuvent être racontés artistement ou simplement par toutes les lèvres, sans que le sujet y perde la plus légère de ses beautés ; mais il est quelques aventures de la vie humaine auxquelles les accents du cœur seuls rendent la vie, il est certains détails pour ainsi dire anatomiques dont les fibres déliées ne reparaissent dans une action éteinte que sous les infusions les plus habiles de la pensée ; puis, il est des portraits qui veulent une âme et ne sont rien sans les traits les plus délicats de leur physionomie mobile ; enfin, il se rencontre de ces choses que nous ne savons dire ou faire sans je ne sais quelles harmonies inconnues auxquelles président un jour, une heure, une conjonction heureuse dans les signes célestes ou de secrètes prédispositions morales. Ces sortes de révélations mystérieuses étaient impérieusement exigées pour dire cette histoire simple à laquelle on voudrait pouvoir intéresser quelques-unes de ces âmes naturellement mélancoliques et songeuses qui se nourrissent d’émotions douces. Si l’écrivain, semblable à un chirurgien près d’un ami mourant, s’est pénétré d’une espèce de respect pour le sujet qu’il maniait, pourquoi le lecteur ne partagerait-il pas ce sentiment inexplicable ? Est-ce une chose difficile que de s’initier à cette vague et nerveuse tristesse qui, n’ayant point d’aliment, répand des teintes grises autour de nous, demi-maladie dont les molles souffrances plaisent parfois ? Si vous pensez par hasard aux personnes chères que vous avez perdues ; si vous êtes seul, s’il est nuit ou si le jour tombe, poursuivez la lecture de cette histoire ; autrement, vous jetteriez le livre, ici. Si vous n’avez pas enseveli déjà quelque bonne tante infirme ou sans fortune, vous ne comprendrez point ces pages. Aux uns, elles sembleront imprégnées de musc ; aux autres, elles paraîtront aussi décolorées, aussi vertueuses que peuvent l’être celles de Florian. Pour tout dire, le lecteur doit avoir connu la volupté des larmes, avoir senti la douleur muette d’un souvenir qui passe légèrement, chargé d’une ombre chère, mais d’une ombre lointaine ; il doit posséder quelques-uns de ces souvenirs qui font tout à la fois regretter ce que vous a dévoré la terre, et sourire d’un bonheur évanoui. Maintenant, croyez que, pour les richesses de l’Angleterre, l’auteur ne voudrait pas extorquer à la poésie un seul de ses mensonges pour embellir sa narration. Ceci est une histoire vraie et pour laquelle vous pouvez dépenser les trésors de votre sensibilité, si vous en avez.

Aujourd’hui, notre langue a autant d’idiomes qu’il existe de Variétés d’hommes dans la grande famille française. Aussi est-ce vraiment chose curieuse et agréable que d’écouter les différentes acceptions ou versions données sur une même chose ou sur un même événement par chacune des Espèces qui composent la monographie du Parisien, le Parisien étant pris pour généraliser la thèse.

Ainsi, vous eussiez demandé à un sujet appartenant au genre des Positifs : – Connaissez-vous madame Firmiani ? cet homme vous eût traduit madame Firmiani par l’inventaire suivant : – Un grand hôtel situé rue du Bac, des salons bien meublés, de beaux tableaux, cent bonnes mille livres de rente, et un mari, jadis receveur-général dans le département de Montenotte. Ayant dit, le Positif, homme gros et rond, presque toujours vêtu de noir, fait une petite grimace de satisfaction, relève sa lèvre inférieure en la fronçant de manière à couvrir la supérieure, et hoche la tête comme s’il ajoutait : Voilà des gens solides et sur lesquels il n’y a rien à dire. Ne lui demandez rien de plus ! Les Positifs expliquent tout par des chiffres, par des rentes ou par les biens au soleil, un mot de leur lexique.

Tournez à droite, allez interroger cet autre qui appartient au genre des Flâneurs, répétez-lui votre question : – Madame Firmiani ? dit-il, oui, oui, je la connais bien, je vais à ses soirées. Elle reçoit le mercredi ; c’est une maison fort honorable. Déjà, madame Firmiani se métamorphose en maison. Cette maison n’est plus un amas de pierres superposées architectoniquement ; non, ce mot est, dans la langue des Flâneurs, un idiotisme intraduisible. Ici, le Flâneur homme sec, à sourire agréable, disant de jolis riens, ayant toujours plus d’esprit acquis que d’esprit naturel, se penche à votre oreille, et d’un air fin, vous dit : – Je n’ai jamais vu monsieur Firmiani. Sa position sociale consiste à gérer des biens en Italie ; mais madame Firmiani est Française, et dépense ses revenus en Parisienne. Elle a d’excellent thé ! C’est une des maisons aujourd’hui si rares où l’on s’amuse et où ce que l’on vous donne est exquis. Il est d’ailleurs fort difficile d’être admis chez elle. Aussi la meilleure société se trouve-t-elle dans ses salons ! Puis, le Flâneur commente ce dernier mot par une prise de tabac saisie gravement ; il se garnit le nez à petits coups, et semble vous dire : – Je vais dans cette maison, mais ne comptez pas sur moi pour vous y présenter.

Madame Firmiani tient pour les Flâneurs une espèce d’auberge sans enseigne.

– Que veux-tu donc aller faire chez madame Firmiani ? mais l’on s’y ennuie autant qu’à la cour. À quoi sert d’avoir de l’esprit, si ce n’est à éviter des salons où, par la poésie qui court, on lit la plus petite ballade fraîchement éclose ?

Vous avez questionné l’un de vos amis classé parmi les Personnels, gens qui voudraient tenir l’univers sous clef et n’y rien laisser faire sans leur permission. Ils sont malheureux de tout le bonheur des autres, ne pardonnent qu’aux vices, aux chutes, aux infirmités, et ne veulent que des protégés. Aristocrates par inclination, ils se font républicains par dépit, uniquement pour trouver beaucoup d’inférieurs parmi leurs égaux.

– Oh ! madame Firmiani, mon cher, est une de ces femmes adorables qui servent d’excuse à la nature pour toutes les laides qu’elle a créées par erreur ; elle est ravissante ! elle est bonne ! Je ne voudrais être au pouvoir, devenir roi, posséder des millions, que pour (ici trois mots dits à l’oreille). Veux-tu que je t’y présente ?…

Ce jeune homme est du genre Lycéen connu pour sa grande hardiesse entre hommes et sa grande timidité à huis-clos.

– Madame Firmiani ? s’écrie un autre en faisant tourner sa canne sur elle-même, je vais te dire ce que j’en pense : c’est une femme entre trente et trente-cinq ans, figure passée, beaux yeux, taille plate, voix de contr’alto usée, beaucoup de toilette, un peu de rouge, charmantes manières ; enfin, mon cher, les restes d’une jolie femme qui néanmoins valent encore la peine d’une passion.

Cette sentence est due à un sujet du genre Fat qui vient de déjeuner, ne pèse plus ses paroles et va monter à cheval. En ces moments, les Fats sont impitoyables.

– Il y a chez elle une galerie de tableaux magnifiques, allez la voir ! vous répond un autre. Rien n’est si beau !

Vous vous êtes adressé au genre Amateur. L’individu vous quitte pour aller chez Pérignon ou chez Tripet. Pour lui, madame Firmiani est une collection de toiles peintes.

UNE FEMME. – Madame Firmiani ? Je ne veux pas que vous alliez chez elle.

Cette phrase est la plus riche des traductions. Madame Firmiani ! femme dangereuse ! une sirène ! elle se met bien, elle a du goût, elle cause des insomnies à toutes les femmes. L’interlocutrice appartient au genre des Tracassiers.

UN ATTACHÉ D’AMBASSADE. – Madame Firmiani ! N’est-elle pas d’Anvers ? J’ai vu cette femme-là bien belle il y a dix ans. Elle était alors à Rome. Les sujets appartenant à la classe des Attachés ont la manie de dire des mots à la Talleyrand, leur esprit est souvent si fin, que leurs aperçus sont imperceptibles ; ils ressemblent à ces joueurs de billard qui évitent les billes avec une adresse infinie. Ces individus sont généralement peu parleurs ; mais quand ils parlent, ils ne s’occupent que de l’Espagne, de Vienne, de l’Italie ou de Pétersbourg. Les noms de pays sont chez eux comme des ressorts ; pressez-les, la sonnerie vous dira tous ses airs.

– Cette madame Firmiani ne voit-elle pas beaucoup le faubourg Saint-Germain ? Ceci est dit par une personne qui veut appartenir au genre Distingué. Elle donne le de à tout le monde, à monsieur Dupin l’aîné, à monsieur Lafayette ; elle le jette à tort et à travers, elle en déshonore les gens. Elle passe sa vie à s’inquiéter de ce qui est bien ; mais, pour son supplice, elle demeure au Marais, et son mari a été avoué, mais avoué à la Cour royale.

– Madame Firmiani, monsieur ? je ne la connais pas. Cet homme appartient au genre des Ducs. Il n’avoue que les femmes présentées. Excusez-le, il a été fait duc par Napoléon.

– Madame Firmiani ? N’est-ce pas une ancienne actrice des Italiens ? Homme du genre Niais. Les individus de cette classe veulent avoir réponse à tout. Ils calomnient plutôt que de se taire.

DEUX VIEILLES DAMES (femmes d’anciens magistrats). LA PREMIERE. (Elle a un bonnet à coques, sa figure est ridée, son nez est pointu, elle tient un Paroissien, voix dure.) – Qu’est-elle en son nom, cette madame Firmiani ? LA SECONDE. (Petite figure rouge ressemblant à une vieille pomme d’api, voix douce.) – Une Cadignan, ma chère, nièce du vieux prince de Cadignan et cousine par conséquent du duc de Maufrigneuse.

Madame Firmiani est une Cadignan. Elle n’aurait ni vertus, ni fortune, ni jeunesse, ce serait toujours une Cadignan. Une Cadignan, c’est comme un préjugé, toujours riche et vivant.

UN ORIGINAL. – Mon cher, je n’ai jamais vu de socques dans son antichambre, tu peux aller chez elle sans te compromettre et y jouer sans crainte, parce que, s’il y a des fripons, ils sont gens de qualité ; partant, on ne s’y querelle pas.

VIEILLARD APPARTENANT AU GROUPE DES OBSERVATEURS. – Vous irez chez madame Firmiani, vous trouverez, mon cher, une belle femme nonchalamment assise au coin de sa cheminée. À peine se lèvera-t-elle de son fauteuil, elle ne le quitte que pour les femmes ou les ambassadeurs, les ducs, les gens considérables. Elle est fort gracieuse, elle charme, elle cause bien et veut causer de tout. Il y a chez elle tous les indices de la passion, mais on lui donne trop d’adorateurs pour qu’elle ait un favori. Si les soupçons ne planaient que sur deux ou trois de ses intimes, nous saurions quel est son cavalier servant ; mais c’est une femme tout mystère : elle est mariée, et jamais nous n’avons vu son mari ; monsieur Firmiani est un personnage tout à fait fantastique, il ressemble à ce troisième cheval que l’on paie toujours en courant la poste et qu’on n’aperçoit jamais ; madame, à entendre les artistes, est le premier contr’alto d’Europe et n’a pas chanté trois fois depuis qu’elle est à Paris ; elle reçoit beaucoup de monde et ne va chez personne.

L’Observateur parle en prophète. Il faut accepter ses paroles, ses anecdotes, ses citations comme des vérités, sous peine de passer pour un homme sans instruction, sans moyens. Il vous calomniera gaiement dans vingt salons où il est essentiel comme une première pièce sur l’affiche, ces pièces si souvent jouées pour les banquettes et qui ont eu du succès autrefois. L’Observateur a quarante ans, ne dîne jamais chez lui, se dit peu dangereux près des femmes ; il est poudré, porte un habit marron, a toujours une place dans plusieurs loges aux Bouffons ; il est quelquefois confondu parmi les Parasites, mais il a rempli de trop hautes fonctions pour être soupçonné d’être un pique-assiette et possède d’ailleurs une terre dans un département dont le nom ne lui est jamais échappé.

– Madame Firmiani ? Mais, mon cher, c’est une ancienne maîtresse de Murat ! Celui-ci est dans la classe des Contradicteurs. Ces sortes de gens font les errata de tous les mémoires, rectifient tous les faits, parient toujours cent contre un, sont sûrs de tout. Vous les surprenez dans la même soirée en flagrant délit d’ubiquité : ils disent avoir été arrêtés à Paris lors de la conspiration Mallet, en oubliant qu’ils venaient, une demi-heure auparavant, de passer la Bérésina. Presque tous les Contradicteurs sont chevaliers de la Légion-d’Honneur, parlent très-haut, ont un front fuyant et jouent gros jeu.

– Madame Firmiani, cent mille livres de rente ?… êtes-vous fou ! Vraiment, il y a des gens qui vous donnent des cent mille livres de rente avec la libéralité des auteurs auxquels cela ne coûte rien quand ils dotent leurs héroïnes. Mais madame Firmiani est une coquette qui dernièrement a ruiné un jeune homme et l’a empêché de faire un très-beau mariage. Si elle n’était pas belle, elle serait sans un sou.

Oh ! celui-ci, vous le reconnaissez, il est du genre des Envieux, et nous n’en dessinerons pas le moindre trait. L’espèce est aussi connue que peut l’être celle des felis domestiques. Comment expliquer la perpétuité de l’Envie ? un vice qui ne rapporte rien !

Les gens du monde, les gens de lettres, les honnêtes gens, et les gens de tout genre répandaient, au mois de janvier 1824, tant d’opinions différentes sur madame Firmiani qu’il serait fastidieux de les consigner toutes ici. Nous avons seulement voulu constater qu’un homme intéressé à la connaître, sans vouloir ou pouvoir aller chez elle, aurait eu raison de la croire également veuve ou mariée, sotte ou spirituelle, vertueuse ou sans mœurs, riche ou pauvre, sensible ou sans âme, belle ou laide ; il y avait enfin autant de madames Firmiani que de classes dans la société, que de sectes dans le catholicisme. Effrayante pensée ! nous sommes tous comme des planches lithographiques dont une infinité de copies se tire par la médisance. Ces épreuves ressemblent au modèle ou en diffèrent par des nuances tellement imperceptibles que la réputation dépend, sauf les calomnies de nos amis et les bons mots d’un journal, de la balance faite par chacun entre le Vrai qui va boitant et le Mensonge à qui l’esprit parisien donne des ailes.

Madame Firmiani, semblable à beaucoup de femmes pleines de noblesse et de fierté qui se font de leur cœur un sanctuaire et dédaignent le monde, aurait pu être très-mal jugée par monsieur de Bourbonne, vieux propriétaire occupé d’elle pendant l’hiver de cette année. Par hasard ce propriétaire appartenait à la classe des Planteurs de province, gens habitués à se rendre compte de tout et à faire des marchés avec les paysans. À ce métier, un homme devient perspicace malgré lui, comme un soldat contracte à la longue un courage de routine. Ce curieux, venu de Touraine, et que les idiomes parisiens ne satisfaisaient guère, était un gentilhomme très-honorable qui jouissait, pour seul et unique héritier, d’un neveu pour lequel il plantait ses peupliers. Cette amitié ultranaturelle motivait bien des médisances, que les sujets appartenant aux diverses espèces du Tourangeau formulaient très-spirituellement ; mais il est inutile de les rapporter, elles pâliraient auprès des médisances parisiennes. Quand un homme peut penser sans déplaisir à son héritier en voyant tous les jours de belles rangées de peupliers s’embellir, l’affection s’accroît de chaque coup de bêche qu’il donne au pied de ses arbres. Quoique ce phénomène de sensibilité soit peu commun, il se rencontre encore en Touraine.

Ce neveu chéri, qui se nommait Octave de Camps, descendait du fameux abbé de Camps, si connu des bibliophiles ou des savants, ce qui n’est pas la même chose. Les gens de province ont la mauvaise habitude de frapper d’une espèce de réprobation décente les jeunes gens qui vendent leurs héritages. Ce gothique préjugé nuit à l’agiotage que jusqu’à présent le gouvernement encourage par nécessité. Sans consulter son oncle, Octave avait à l’improviste disposé d’une terre en faveur de la bande noire. Le château de Villaines eût été démoli sans les propositions que le vieil oncle avait faites aux représentants de la compagnie du Marteau. Pour augmenter la colère du testateur, un ami d’Octave, parent éloigné, un de ces cousins à petite fortune et à grande habileté qui font dire d’eux par les gens prudents de leur province : – Je ne voudrais pas avoir de procès avec lui ! était venu par hasard chez monsieur de Bourbonne et lui avait appris la ruine de son neveu. Monsieur Octave de Camps, après avoir dissipé sa fortune pour une certaine madame Firmiani, était réduit à se faire répétiteur de mathématiques, en attendant l’héritage de son oncle, auquel il n’osait venir avouer ses fautes. Cet arrière-cousin, espèce de Charles Moor, n’avait pas eu honte de donner ces fatales nouvelles au vieux campagnard au moment où il digérait, devant son large foyer, un copieux dîner de province. Mais les héritiers ne viennent pas à bout d’un oncle aussi facilement qu’ils le voudraient. Grâce à son entêtement, celui-ci qui refusait de croire en l’arrière-cousin, sortit vainqueur de l’indigestion causée par la biographie de son neveu. Certains coups portent sur le cœur, d’autres sur la tête : le coup porté par l’arrière-cousin tomba sur les entrailles et produisit peu d’effet, parce que le bonhomme avait un excellent estomac. En vrai disciple de saint Thomas, monsieur de Bourbonne vint à Paris à l’insu d’Octave, et voulut prendre des renseignements sur la déconfiture de son héritier. Le vieux gentilhomme, qui avait des relations dans le faubourg Saint-Germain par les Listomère, les Lenoncourt et les Vandenesse, entendit tant de médisances, de vérités, de faussetés sur madame Firmiani qu’il résolut de se faire présenter chez elle sous le nom de monsieur de Rouxellay, nom de sa terre. Le prudent vieillard avait eu soin de choisir, pour venir étudier la prétendue maîtresse d’Octave, une soirée pendant laquelle il le savait occupé d’achever un travail chèrement payé ; car l’ami de madame Firmiani était toujours reçu chez elle, circonstance que personne ne pouvait expliquer. Quant à la ruine d’Octave, ce n’était malheureusement pas une fable.

Monsieur de Rouxellay ne ressemblait point à un oncle du Gymnase. Ancien mousquetaire, homme de haute compagnie qui avait eu jadis des bonnes fortunes, il savait se présenter courtoisement, se souvenait des manières polies d’autrefois, disait des mots gracieux et comprenait presque toute la Charte. Quoiqu’il aimât les Bourbons avec une noble franchise, qu’il crût en Dieu comme y croient les gentilshommes et qu’il ne lût que la Quotidienne, il n’était pas aussi ridicule que les libéraux de son département le souhaitaient. Il pouvait tenir sa place près des gens de cour, pourvu qu’on ne lui parlât point de Mosè, ni de drame, ni de romantisme, ni de couleur locale, ni de chemins de fer. Il en était resté à monsieur de Voltaire, à monsieur le comte de Buffon, à Peyronnet et au chevalier Gluck, le musicien du coin de la reine.

– Madame, dit-il à la marquise de Listomère à laquelle il donnait le bras en entrant chez madame Firmiani, si cette femme est la maîtresse de mon neveu, je le plains. Comment peut-elle vivre au sein du luxe en le sachant dans un grenier ? Elle n’a donc pas d’âme ? Octave est un fou d’avoir placé le prix de la terre de Villaines dans le cœur d’une…

Monsieur de Bourbonne appartenait au genre Fossile, et ne connaissait que le langage du vieux temps.

– Mais s’il l’avait perdue au jeu ?

– Eh, madame, au moins il aurait eu le plaisir de jouer.

– Vous croyez donc qu’il n’a pas eu de plaisir ? Tenez, voyez madame Firmiani.

Les plus beaux souvenirs du vieil oncle pâlirent à l’aspect de la prétendue maîtresse de son neveu. Sa colère expira dans une phrase gracieuse qui lui fut arrachée à l’aspect de madame Firmiani. Par un de ces hasards qui n’arrivent qu’aux jolies femmes, elle était dans un moment où toutes ses beautés brillaient d’un éclat particulier, dû peut-être à la lueur des bougies, à une toilette admirablement simple, à je ne sais quel reflet de l’élégance au sein de laquelle elle vivait. Il faut avoir étudié les petites révolutions d’une soirée dans un salon de Paris pour apprécier les nuances imperceptibles qui peuvent colorer un visage de femme et le changer. Il est un moment où, contente de sa parure, où se trouvant spirituelle, heureuse d’être admirée en se voyant la reine d’un salon plein d’hommes remarquables qui lui sourient, une Parisienne a la conscience de sa beauté, de sa grâce ; elle s’embellit alors de tous les regards qu’elle recueille et qui l’animent, mais dont............................
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: