Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Plan. Wybierz mnie. Tom 1 - ebook

Data wydania:
25 października 2024
Ebook
39,90 zł
Audiobook
42,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Plan. Wybierz mnie. Tom 1 - ebook

Świat dziewiętnastoletniej Anny Smith, świeżo upieczonej studentki Uniwersytetu Oksfordzkiego, staje na głowie, gdy dziewczyna poznaje Siergieja Taredova, biznesmena o aksamitnym głosie i z milionami na koncie.

Pod wpływem jego uroku Anna porzuca swoje dotychczasowe życie oraz Lorcana Maidleya, młodzieńczą miłość, by wejść w rolę księżniczki z disnejowskiej bajki. Nagle już nie mieszka w pokoju w akademiku, ale w luksusowej rezydencji, zamienia dżinsy na drogie kreacje Diora, a uzyskane właśnie prawo jazdy staje się niepotrzebne, bo do dyspozycji ma limuzynę z szoferem. Czy wybór Anny okaże się jednak słuszny?

„Plan. Wybierz mnie” Patrycji Gryciuk to pierwszy tom tej fascynującej historii. Kontynuacja już wkrótce!

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-91-8076-466-7
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Te­raz

Pa­ryż, 3 paź­dzier­nika

Dzień za­po­wiada się mało atrak­cyj­nie. Rzut oka na ter­mo­metr po­gar­sza sprawę: jest zim­niej, niż przy­pusz­cza­łam. Późny po­ra­nek w Pa­ryżu mógłby być cie­plej­szy, a już z pew­no­ścią nie po­wi­nien być mroźny. Tym­cza­sem drzewa za oknem spo­wija biały szron. Biały szron na zie­lo­nych ga­łąz­kach: je­dyny ob­raz, jaki mam te­raz przed oczami. To dziwne, ale ja­koś ni­czego in­nego nie je­stem w sta­nie do­strzec. Stoję przy oknie, trzy­ma­jąc w opusz­czo­nej ręce słu­chawkę te­le­fonu, który cią­gle miga na zie­lono. Naj­wy­raź­niej też my­śli, że jest jesz­cze lato. Po dru­giej stro­nie ktoś czeka na re­ak­cję. Ale ja nie je­stem w sta­nie ni­czego z sie­bie wy­krztu­sić. U mnie już jest zima.

– Anno? Anno? Sły­szy mnie pani? – do­py­tuje się mę­ski głos.

Nie ma mnie. Ani tu, ani tam, ani ni­g­dzie in­dziej. Już nie. Po pro­stu nie. Prze­sta­łam ist­nieć, a cały świat skoń­czył się ra­zem ze mną… Jest tylko ten cho­lerny szron na drze­wach przy Champs Ély­sées i ci­sza. Upiorna, prze­ra­ża­jąca ci­sza… Nie wiem, ile czasu upły­nęło od po­ran­nej roz­mowy. Te­raz za oknem jest już ciemno i tylko świa­tła neo­nów z ulicy lekko pul­sują na ścia­nach sa­lonu. Cho­ciaż one żyją, ba­wią się, mają dys­ko­tekę. Ja leżę na pod­ło­dze, ubrana w czarną su­kienkę i la­kierki Cha­nel na ko­tur­no­wym ob­ca­sie. Też im­pre­zowe… Jakże od­po­wied­nie do tej chwili, my­ślę z iro­nią. Le­żący obok mnie te­le­fon na­dal do mnie mruga, tym ra­zem na czer­wono. Sta­ram się nie zwra­cać na niego uwagi, ale zerka na mnie swoim ma­łym krwi­stym świa­teł­kiem. Pusz­cza mi oko. Przy­po­mina naj­gor­szy mo­ment mo­jego ży­cia.

Dzi­siej­szy wcze­sny po­ra­nek. Stoję w ła­zience przed lu­strem. Jego rama jak za­wsze wzbu­dza we mnie za­chwyt. Ku­pi­li­śmy je z Sier­gie­jem w an­ty­kwa­ria­cie na Mont­mar­tre. Jest krysz­ta­łowe, w rzeź­bio­nej orze­cho­wej opra­wie. Wy­plu­wam resztki pa­sty do zę­bów, kiedy mój wzrok kie­ruje się na szafkę. Leży tam moja to­rebka, a obok cała jej za­war­tość roz­rzu­cona w nie­ła­dzie. Wczo­raj wie­czo­rem nie mo­głam zna­leźć nici den­ty­stycz­nej i roz­wią­za­łam pro­blem jak każda ko­bieta. Na­gle zdaję so­bie sprawę, jak mało mam czasu. No­tes, szminka, tam­pony, pióro, ra­chu­nek z re­stau­ra­cji – do śmieci, ba­te­rie – nie­po­trzebne, ko­mórka, chu­s­teczki, pi­sto­let, słu­chawki, oku­lary prze­ciw­sło­neczne, któ­rych wcze­śniej tak długo szu­ka­łam… Po­spiesz­nie wrzu­cam do środka wszystko oprócz pi­sto­letu, który lą­duje w szu­fla­dzie ła­zien­ko­wej ko­mody. Sier­gieja nie ma, więc się nie do­wie. Nie­na­wi­dzę no­sić broni w to­rebce, jest za ciężka. Mu­szę tylko pa­mię­tać, aby z po­wro­tem ją tam wło­żyć, za­nim się zo­ba­czymy, żeby nie pra­wił mi ka­zań. Mój ko­chany, prze­wraż­li­wiony hi­ste­ryk.

Wy­chy­lam głowę w kie­runku te­le­wi­zora w sa­lo­nie. Znów coś mó­wią o Whi­te­gre­enoil. Zdję­cie Bo­rysa po­ja­wia się na ekra­nie, kiedy dzien­ni­karka in­for­muje o ba­joń­skich su­mach za­ro­bio­nych przez firmę. Mi­liar­dowe zy­ski… To prze­szło na­sze naj­śmiel­sze ocze­ki­wa­nia. Mój ge­nialny Sier­giej! Wła­śnie mam za­ło­żyć moje ulu­bione kol­czyki w kształ­cie kro­pli wody, kiedy dzwoni te­le­fon. Je­stem już spóź­niona na spo­tka­nie w fun­da­cji i wa­ham się, czy ode­brać. Może po pro­stu zi­gno­ro­wać i wy­biec z miesz­ka­nia? Prze­cież Her­kus czeka już na mnie na dole. Po­czu­cie od­po­wie­dzial­no­ści każe mi jed­nak pod­nieść słu­chawkę.

– Słu­cham?

– Halo? Anna?

– Tak, kto mówi?

Nie roz­po­znaję głosu. To dziwne, tak małe grono ma mój nu­mer, że usły­szeć nie­znany głos w te­le­fo­nie jest czymś nie­ty­po­wym. Pod­no­szę gardę. Je­stem nie­ufna.

– Anna Ta­re­dov? – pyta spo­kojny, mę­ski głos.

– Tak, to ja. Z kim roz­ma­wiam?

– Mar­cus Do­wney.

To na­zwi­sko mi coś mówi. Czyżby je­den z part­ne­rów biz­ne­so­wych Sier­gieja? Ale oni ni­gdy nie dzwo­nią na sta­cjo­narny, wszy­scy wie­dzą, że mój mąż tego nie lubi. Od ta­kich spraw jest ko­mórka.

– Mar­cus Do­wney. Ad­wo­kat z Los An­ge­les – pre­cy­zuje męż­czy­zna.

Na­gle za­sy­cha mi w gar­dle. Sier­giej!

Mar­cusa Do­wneya ni­gdy nie po­zna­łam oso­bi­ście. Raz wi­dzia­łam go przez uła­mek se­kundy na służ­bo­wym spo­tka­niu z Sier­gie­jem w Los An­ge­les. Mi­gnął mi gdzieś na ko­ry­ta­rzu. Nie zmie­nia to jed­nak faktu, że na­gle staje się oczy­wi­ste, dla­czego dzwoni. Tra­gicz­nie oczy­wi­ste. Sier­giej i ja mamy umowę: ad­wo­kat skon­tak­tuje się ze mną, kiedy bę­dzie mi miał do prze­ka­za­nia jedną wia­do­mość. Za­czy­nam się oszu­ki­wać, że nie znam wagi tego prze­kazu, że w ogóle nie wiem, o co mu cho­dzi. Że to in­cy­den­talny te­le­fon, anons bez zna­cze­nia. Więc za­nim co­kol­wiek po­wie, chcę go za­py­tać, czy jest pe­wien i czy cho­dzi o mnie i o tego wła­śnie Sier­gieja, a nie o ja­kie­goś in­nego Sier­gieja Ta­re­dova, bry­tyj­skiego po­li­tyka i mi­liar­dera, zna­nego we wszyst­kich waż­nych krę­gach tego świata. Nie mo­jego męża…

– Pani Ta­re­dov?

– Tak, to ja… – Mój głos brzmi obco. Jakby ktoś wy­po­wia­dał te słowa za mnie.

– Cze­kam na pa­nią w Los An­ge­les. Re­zer­wa­cję lot­ni­czą znaj­dzie pani w skrzynce mej­lo­wej. Na lot­ni­sku od­biorę pa­nią oso­bi­ście. – Ten głos to spo­kój i opa­no­wa­nie. W prze­ci­wień­stwie do mo­jego. Mój to… mój to… mo­jego już nie ma. Ja nie mam głosu. Mój głos za­nika, to nie ja tu te­raz de­cy­duję. Znowu.

– Czy ma pani py­ta­nia?

Ci­sza.

– Anno? Anno? Sły­szy mnie pani?

Czas się za­trzy­muje. Wszystko znika.

Kiedy bu­dzę się po­now­nie, jest dzień. Sie­dzę we wczo­raj­szych ubra­niach, znów na ziemi, tym ra­zem obok ka­napy. Te­le­fon już nie miga, czer­wone świa­tełko świeci się te­raz nie­prze­rwa­nie. Po omacku szu­kam sto­lika, żeby móc się pod­nieść. Nie ma. Do­strze­gam go po paru se­kun­dach, leży prze­wró­cony do góry no­gami. Upa­dam nie­zdar­nie dwa razy, za­nim w końcu udaje mi się wstać. Nie­uf­nie ba­dam grunt. Książki po­roz­rzu­cane po pod­ło­dze z ga­ze­tami i ubra­niami, roz­lana po­ranna kawa, wy­pa­tro­szona to­rebka, ja­kieś pa­piery. To­talny nie­ład. Trzęsę się z zimna i ogar­niają mnie mdło­ści. Kto to zro­bił? Jak mo­głam ni­czego nie sły­szeć? Czy tak mocno spa­łam? Idę do ła­zienki. Chcę za­nu­rzyć twarz w zim­nej wo­dzie, żeby się obu­dzić. Żeby prze­stało mnie mdlić. Przed­po­kój i sy­pial­nia są w po­dob­nym sta­nie: wszystko po­wy­rzu­cane z szaf, po­roz­wa­lane na pod­ło­dze.

W ła­zience nie jest le­piej. Brnę przez pod­łogę pełną roz­bi­tych fla­ko­nów. Nie chcę pa­trzeć w lu­stro. Od­krę­cam szybko kran i za­nu­rzam obie ręce w lodowa­tej wo­dzie. Po­tem całą twarz. Po­twor­nie chce mi się pić. Ły­kam zimną kra­nówkę wiel­kimi hau­stami, mało co się nie krztu­sząc. Po paru mi­nu­tach moja twarz jest lo­do­wata, a po­liczki są po­kryte bia­łym szro­nem. Za­krę­cam kran i omi­ja­jąc wzro­kiem lu­strzane od­bi­cie, wra­cam do sa­lonu.

– Skup się! Wiesz, co ro­bić. Wszystko bę­dzie do­brze – mó­wię. Co za głu­pota. Nic już ni­gdy nie bę­dzie do­brze. I to je­dyna rzecz, ja­kiej je­stem te­raz pewna. Za­my­kam oczy. Biały szron już nie jest je­dy­nym ob­ra­zem, jaki się przede mną ma­luje. Te­raz wi­dzę Sier­gieja. Mo­jego Sier­gieja z jego uwo­dzi­ciel­skim uśmie­chem. Pan ma­sło orze­chowe i tru­skawki. To dziwne, ale moje oczy po­zo­stają su­che. Pew­nie wresz­cie na­stę­puje długo ocze­ki­wany mo­ment, kiedy po pro­stu bra­kuje mi łez.

Na­stępny ob­raz przy­cho­dzi na­gle, jak mi­gawka z te­le­wi­zyj­nych wia­do­mo­ści: de­mo­luję na­sze pa­ry­skie miesz­ka­nie. Bie­gam w fu­rii po sa­lo­nie, po­ko­jach, kuchni. Wy­rzu­cam wszystko na pod­łogę, mio­tam się mię­dzy po­przew­ra­ca­nymi me­blami. Otwie­ram oczy. Chaos wy­daje się jesz­cze więk­szy. Nie, to nie­moż­liwe… To nie ja! Jak mo­gła­bym nie pa­mię­tać cze­goś, co zro­bi­łam? Rano za­dzwo­nił te­le­fon, po­tem pła­ka­łam, aż w końcu za­snę­łam. Prze­bu­dzi­łam się w nocy. Znowu płacz. I te­raz jest znów dzień. Nie pa­mię­tam, że­bym ro­biła coś in­nego. Ale czy to w ogóle ma ja­kieś zna­cze­nie? Nie, nie ma.

Mar­cus Do­wney. Los An­ge­les. Za­czy­nam ner­wowo szu­kać lap­topa, po­ty­ka­jąc się o po­roz­rzu­cane wo­kół przed­mioty. Znaj­duję kom­pu­ter pod stertą cza­so­pism na­uko­wych, jego cza­so­pism… W skrzynce mej­lo­wej cze­kają na mnie cztery nowe wia­do­mo­ści. Dwie z fun­da­cji, jedna od Majki i jedna od ame­ry­kań­skiego ad­wo­kata. W tej ostat­niej są tylko nu­mer re­zer­wa­cji bi­letu, data i go­dzina wy­lotu z Pa­ryż-Ro­issy-Char­les de Gaulle. Sie­dem­na­sta trzy­dzie­ści. Piąty paź­dzier­nika. To za dwa dni. Me­cha­nicz­nie prze­su­wam wzrok w prawy górny róg ekranu, żeby spraw­dzić go­dzinę. Szes­na­sta. Piąty paź­dzier­nika. Piąty paź­dzier­nika? Jak to piąty paź­dzier­nika? Prze­cież… Gu­bię się w ob­li­cze­niach. Jaki jest dziś dzień? Ile czasu leżę na pod­ło­dze? Co się ze mną dzieje? Je­żeli jest piąty paź­dzier­nika go­dzina szes­na­sta, to zo­stało mi pół­to­rej go­dziny do wy­lotu. Nie mam szans. Nie zdążę…Dro­dzy Czy­tel­nicy i Słu­cha­cze,

Plan pi­sa­łam w la­tach 2008–2012, a pierw­sze, pa­pie­rowe, wy­da­nie uka­zało się na rynku w 2013 roku w ra­mach self-pu­bli­shingu jako mój de­biut li­te­racki. Pierw­szy na­kład jest wy­czer­pany.

Dzi­siej­szy Plan to zu­peł­nie nowe, po­pra­wione i uak­tu­al­nione wy­da­nie, po­dzie­lone na dwa tomy: Wy­bierz mnie i Zo­stań ze mną. Więk­szość scen zo­stała zmie­niona, skró­cona lub wy­dłu­żona. Nie­które usu­nę­łam, a w ich miej­sce na­pi­sa­łam nowe. Są wątki, które koń­czą się ina­czej. Są nowe wy­da­rze­nia i jest nowy bo­ha­ter dru­go­pla­nowy. No i za­koń­cze­nie… Jest zu­peł­nie inne. Dla­tego ten Plan to wła­ści­wie nowa po­wieść. To, co się nie zmie­niło, to główni bo­ha­te­ro­wie i hi­sto­ria, która ich łą­czy. Mam na­dzieję, że od­świe­żone wy­da­nie wy­woła u Was co naj­mniej tyle samo emo­cji, co jego pierw­sza wer­sja, a może na­wet wię­cej.

Po­nowne po­ja­wie­nie się Planu na rynku nie by­łoby moż­liwe bez Ju­styny Ku­kian z WAPI Pol­ska, która uwie­rzyła w po­ten­cjał tej po­wie­ści i za­pro­po­no­wała mi współ­pracę. Wraz z re­dak­torką wy­daw­nic­twa, Anną Po­inc-Chra­bąszcz, pra­co­wa­ły­śmy nad naj­lep­szą wer­sją tej sa­mej hi­sto­rii i to do Niej wę­druje moja wdzięcz­ność i uzna­nie.

Szcze­gólne po­dzię­ko­wa­nia na­leżą się rów­nież Lau­rze Aker­man i Kasi Pro­kop za ich ak­tywny wkład w roz­wią­za­nia fa­bu­larne, mło­dzień­czy punkt wi­dze­nia, oraz ję­zyk mło­dego po­ko­le­nia. Dziew­czyny, dzię­kuję Wam za ten po­wiew świe­żo­ści, a wszyst­kim za czy­ta­nie i słu­cha­nie mo­ich ksią­żek.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: