- W empik go
Plan. Wybierz mnie. Tom 1 - ebook
Plan. Wybierz mnie. Tom 1 - ebook
Świat dziewiętnastoletniej Anny Smith, świeżo upieczonej studentki Uniwersytetu Oksfordzkiego, staje na głowie, gdy dziewczyna poznaje Siergieja Taredova, biznesmena o aksamitnym głosie i z milionami na koncie.
Pod wpływem jego uroku Anna porzuca swoje dotychczasowe życie oraz Lorcana Maidleya, młodzieńczą miłość, by wejść w rolę księżniczki z disnejowskiej bajki. Nagle już nie mieszka w pokoju w akademiku, ale w luksusowej rezydencji, zamienia dżinsy na drogie kreacje Diora, a uzyskane właśnie prawo jazdy staje się niepotrzebne, bo do dyspozycji ma limuzynę z szoferem. Czy wybór Anny okaże się jednak słuszny?
„Plan. Wybierz mnie” Patrycji Gryciuk to pierwszy tom tej fascynującej historii. Kontynuacja już wkrótce!
Kategoria: | Romans |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-91-8076-466-7 |
Rozmiar pliku: | 1,5 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Paryż, 3 października
Dzień zapowiada się mało atrakcyjnie. Rzut oka na termometr pogarsza sprawę: jest zimniej, niż przypuszczałam. Późny poranek w Paryżu mógłby być cieplejszy, a już z pewnością nie powinien być mroźny. Tymczasem drzewa za oknem spowija biały szron. Biały szron na zielonych gałązkach: jedyny obraz, jaki mam teraz przed oczami. To dziwne, ale jakoś niczego innego nie jestem w stanie dostrzec. Stoję przy oknie, trzymając w opuszczonej ręce słuchawkę telefonu, który ciągle miga na zielono. Najwyraźniej też myśli, że jest jeszcze lato. Po drugiej stronie ktoś czeka na reakcję. Ale ja nie jestem w stanie niczego z siebie wykrztusić. U mnie już jest zima.
– Anno? Anno? Słyszy mnie pani? – dopytuje się męski głos.
Nie ma mnie. Ani tu, ani tam, ani nigdzie indziej. Już nie. Po prostu nie. Przestałam istnieć, a cały świat skończył się razem ze mną… Jest tylko ten cholerny szron na drzewach przy Champs Élysées i cisza. Upiorna, przerażająca cisza… Nie wiem, ile czasu upłynęło od porannej rozmowy. Teraz za oknem jest już ciemno i tylko światła neonów z ulicy lekko pulsują na ścianach salonu. Chociaż one żyją, bawią się, mają dyskotekę. Ja leżę na podłodze, ubrana w czarną sukienkę i lakierki Chanel na koturnowym obcasie. Też imprezowe… Jakże odpowiednie do tej chwili, myślę z ironią. Leżący obok mnie telefon nadal do mnie mruga, tym razem na czerwono. Staram się nie zwracać na niego uwagi, ale zerka na mnie swoim małym krwistym światełkiem. Puszcza mi oko. Przypomina najgorszy moment mojego życia.
Dzisiejszy wczesny poranek. Stoję w łazience przed lustrem. Jego rama jak zawsze wzbudza we mnie zachwyt. Kupiliśmy je z Siergiejem w antykwariacie na Montmartre. Jest kryształowe, w rzeźbionej orzechowej oprawie. Wypluwam resztki pasty do zębów, kiedy mój wzrok kieruje się na szafkę. Leży tam moja torebka, a obok cała jej zawartość rozrzucona w nieładzie. Wczoraj wieczorem nie mogłam znaleźć nici dentystycznej i rozwiązałam problem jak każda kobieta. Nagle zdaję sobie sprawę, jak mało mam czasu. Notes, szminka, tampony, pióro, rachunek z restauracji – do śmieci, baterie – niepotrzebne, komórka, chusteczki, pistolet, słuchawki, okulary przeciwsłoneczne, których wcześniej tak długo szukałam… Pospiesznie wrzucam do środka wszystko oprócz pistoletu, który ląduje w szufladzie łazienkowej komody. Siergieja nie ma, więc się nie dowie. Nienawidzę nosić broni w torebce, jest za ciężka. Muszę tylko pamiętać, aby z powrotem ją tam włożyć, zanim się zobaczymy, żeby nie prawił mi kazań. Mój kochany, przewrażliwiony histeryk.
Wychylam głowę w kierunku telewizora w salonie. Znów coś mówią o Whitegreenoil. Zdjęcie Borysa pojawia się na ekranie, kiedy dziennikarka informuje o bajońskich sumach zarobionych przez firmę. Miliardowe zyski… To przeszło nasze najśmielsze oczekiwania. Mój genialny Siergiej! Właśnie mam założyć moje ulubione kolczyki w kształcie kropli wody, kiedy dzwoni telefon. Jestem już spóźniona na spotkanie w fundacji i waham się, czy odebrać. Może po prostu zignorować i wybiec z mieszkania? Przecież Herkus czeka już na mnie na dole. Poczucie odpowiedzialności każe mi jednak podnieść słuchawkę.
– Słucham?
– Halo? Anna?
– Tak, kto mówi?
Nie rozpoznaję głosu. To dziwne, tak małe grono ma mój numer, że usłyszeć nieznany głos w telefonie jest czymś nietypowym. Podnoszę gardę. Jestem nieufna.
– Anna Taredov? – pyta spokojny, męski głos.
– Tak, to ja. Z kim rozmawiam?
– Marcus Downey.
To nazwisko mi coś mówi. Czyżby jeden z partnerów biznesowych Siergieja? Ale oni nigdy nie dzwonią na stacjonarny, wszyscy wiedzą, że mój mąż tego nie lubi. Od takich spraw jest komórka.
– Marcus Downey. Adwokat z Los Angeles – precyzuje mężczyzna.
Nagle zasycha mi w gardle. Siergiej!
Marcusa Downeya nigdy nie poznałam osobiście. Raz widziałam go przez ułamek sekundy na służbowym spotkaniu z Siergiejem w Los Angeles. Mignął mi gdzieś na korytarzu. Nie zmienia to jednak faktu, że nagle staje się oczywiste, dlaczego dzwoni. Tragicznie oczywiste. Siergiej i ja mamy umowę: adwokat skontaktuje się ze mną, kiedy będzie mi miał do przekazania jedną wiadomość. Zaczynam się oszukiwać, że nie znam wagi tego przekazu, że w ogóle nie wiem, o co mu chodzi. Że to incydentalny telefon, anons bez znaczenia. Więc zanim cokolwiek powie, chcę go zapytać, czy jest pewien i czy chodzi o mnie i o tego właśnie Siergieja, a nie o jakiegoś innego Siergieja Taredova, brytyjskiego polityka i miliardera, znanego we wszystkich ważnych kręgach tego świata. Nie mojego męża…
– Pani Taredov?
– Tak, to ja… – Mój głos brzmi obco. Jakby ktoś wypowiadał te słowa za mnie.
– Czekam na panią w Los Angeles. Rezerwację lotniczą znajdzie pani w skrzynce mejlowej. Na lotnisku odbiorę panią osobiście. – Ten głos to spokój i opanowanie. W przeciwieństwie do mojego. Mój to… mój to… mojego już nie ma. Ja nie mam głosu. Mój głos zanika, to nie ja tu teraz decyduję. Znowu.
– Czy ma pani pytania?
Cisza.
– Anno? Anno? Słyszy mnie pani?
Czas się zatrzymuje. Wszystko znika.
Kiedy budzę się ponownie, jest dzień. Siedzę we wczorajszych ubraniach, znów na ziemi, tym razem obok kanapy. Telefon już nie miga, czerwone światełko świeci się teraz nieprzerwanie. Po omacku szukam stolika, żeby móc się podnieść. Nie ma. Dostrzegam go po paru sekundach, leży przewrócony do góry nogami. Upadam niezdarnie dwa razy, zanim w końcu udaje mi się wstać. Nieufnie badam grunt. Książki porozrzucane po podłodze z gazetami i ubraniami, rozlana poranna kawa, wypatroszona torebka, jakieś papiery. Totalny nieład. Trzęsę się z zimna i ogarniają mnie mdłości. Kto to zrobił? Jak mogłam niczego nie słyszeć? Czy tak mocno spałam? Idę do łazienki. Chcę zanurzyć twarz w zimnej wodzie, żeby się obudzić. Żeby przestało mnie mdlić. Przedpokój i sypialnia są w podobnym stanie: wszystko powyrzucane z szaf, porozwalane na podłodze.
W łazience nie jest lepiej. Brnę przez podłogę pełną rozbitych flakonów. Nie chcę patrzeć w lustro. Odkręcam szybko kran i zanurzam obie ręce w lodowatej wodzie. Potem całą twarz. Potwornie chce mi się pić. Łykam zimną kranówkę wielkimi haustami, mało co się nie krztusząc. Po paru minutach moja twarz jest lodowata, a policzki są pokryte białym szronem. Zakręcam kran i omijając wzrokiem lustrzane odbicie, wracam do salonu.
– Skup się! Wiesz, co robić. Wszystko będzie dobrze – mówię. Co za głupota. Nic już nigdy nie będzie dobrze. I to jedyna rzecz, jakiej jestem teraz pewna. Zamykam oczy. Biały szron już nie jest jedynym obrazem, jaki się przede mną maluje. Teraz widzę Siergieja. Mojego Siergieja z jego uwodzicielskim uśmiechem. Pan masło orzechowe i truskawki. To dziwne, ale moje oczy pozostają suche. Pewnie wreszcie następuje długo oczekiwany moment, kiedy po prostu brakuje mi łez.
Następny obraz przychodzi nagle, jak migawka z telewizyjnych wiadomości: demoluję nasze paryskie mieszkanie. Biegam w furii po salonie, pokojach, kuchni. Wyrzucam wszystko na podłogę, miotam się między poprzewracanymi meblami. Otwieram oczy. Chaos wydaje się jeszcze większy. Nie, to niemożliwe… To nie ja! Jak mogłabym nie pamiętać czegoś, co zrobiłam? Rano zadzwonił telefon, potem płakałam, aż w końcu zasnęłam. Przebudziłam się w nocy. Znowu płacz. I teraz jest znów dzień. Nie pamiętam, żebym robiła coś innego. Ale czy to w ogóle ma jakieś znaczenie? Nie, nie ma.
Marcus Downey. Los Angeles. Zaczynam nerwowo szukać laptopa, potykając się o porozrzucane wokół przedmioty. Znajduję komputer pod stertą czasopism naukowych, jego czasopism… W skrzynce mejlowej czekają na mnie cztery nowe wiadomości. Dwie z fundacji, jedna od Majki i jedna od amerykańskiego adwokata. W tej ostatniej są tylko numer rezerwacji biletu, data i godzina wylotu z Paryż-Roissy-Charles de Gaulle. Siedemnasta trzydzieści. Piąty października. To za dwa dni. Mechanicznie przesuwam wzrok w prawy górny róg ekranu, żeby sprawdzić godzinę. Szesnasta. Piąty października. Piąty października? Jak to piąty października? Przecież… Gubię się w obliczeniach. Jaki jest dziś dzień? Ile czasu leżę na podłodze? Co się ze mną dzieje? Jeżeli jest piąty października godzina szesnasta, to zostało mi półtorej godziny do wylotu. Nie mam szans. Nie zdążę…Drodzy Czytelnicy i Słuchacze,
Plan pisałam w latach 2008–2012, a pierwsze, papierowe, wydanie ukazało się na rynku w 2013 roku w ramach self-publishingu jako mój debiut literacki. Pierwszy nakład jest wyczerpany.
Dzisiejszy Plan to zupełnie nowe, poprawione i uaktualnione wydanie, podzielone na dwa tomy: Wybierz mnie i Zostań ze mną. Większość scen została zmieniona, skrócona lub wydłużona. Niektóre usunęłam, a w ich miejsce napisałam nowe. Są wątki, które kończą się inaczej. Są nowe wydarzenia i jest nowy bohater drugoplanowy. No i zakończenie… Jest zupełnie inne. Dlatego ten Plan to właściwie nowa powieść. To, co się nie zmieniło, to główni bohaterowie i historia, która ich łączy. Mam nadzieję, że odświeżone wydanie wywoła u Was co najmniej tyle samo emocji, co jego pierwsza wersja, a może nawet więcej.
Ponowne pojawienie się Planu na rynku nie byłoby możliwe bez Justyny Kukian z WAPI Polska, która uwierzyła w potencjał tej powieści i zaproponowała mi współpracę. Wraz z redaktorką wydawnictwa, Anną Poinc-Chrabąszcz, pracowałyśmy nad najlepszą wersją tej samej historii i to do Niej wędruje moja wdzięczność i uznanie.
Szczególne podziękowania należą się również Laurze Akerman i Kasi Prokop za ich aktywny wkład w rozwiązania fabularne, młodzieńczy punkt widzenia, oraz język młodego pokolenia. Dziewczyny, dziękuję Wam za ten powiew świeżości, a wszystkim za czytanie i słuchanie moich książek.