- W empik go
Podróże do piekieł - ebook
Podróże do piekieł - ebook
Niniejsza publikacja to esej napisany znakomitym językiem, przez poetę i filozofa. Zmarł młodo, bo licząc sobie zaledwie niewiele ponad trzydzieści lat. Literatura polska poniosła przez to wielką stratę, bowiem człowiek obdarzony tak wspaniałym umysłem mógł był pozostawić po sobie znacznie więcej nader wartościowych dzieł. Ale i te, które wyszły spod jego pióra pokazują jak pięknie, mądrze i wykwintnie zarazem można pisać o kulturze, duchowości, filozofii i religii. „Podróże do piekieł” to tekst znakomity, prawdziwa uczta dla ducha – dlatego też zdecydowanie godny zapoznania się z nim. Polecamy!
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-7950-648-4 |
Rozmiar pliku: | 86 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Cerberus haec ingens latratu regna trifauci personat adverso recubans inmanis in atro
(Vergili Aeneis VI)
ŻONIE
Rozdział I.
1.
Kiedy Julian Apostata, wróg chrystianizmu, ruszył w roku 363 na podbój Persji, aby po tryumfalnym – jak przypuszczał – powrocie, zniszczyć ostatecznie młody i skołatany wewnętrznymi walkami Kościół, nie przypuszczał zapewne, że modlitwa jego „szkolnego kolegi”, świętego Bazylego, wytrąci mu berło z martwej dłoni. Oto, jak mówi legenda, gdy ś-ty Bazyli w trwodze o losy Kościoła, modlił się przed obrazem Matki Bożej, u której stóp klęczał pięknie wymalowany ś-ty Merkuriusz z włócznią, obraz zaćmił się, a po chwili ś-ty Merkuriusz powrócił składając u stóp Madonny zakrwawioną włócznię. Wtedy już było wiadome – mówi kronika – że cesarz Julian poległ.
Dziwnym zbiegiem okoliczności ów święty z obrazka nosił imię posłannika bogów Hermesa-Merkuriusza. Mknąc z włócznią ponad morzem, podobny był zapewne do Hermesa takiego, jakim go nam przedstawił Homer w piątej księdze Odysei.
Chrześcijański Hermes zmienił tylko posoch na włócznię. Tak to „psychopompos”, który według tradycji starożytnej prowadził dusze do Hadesu, odprowadził cesarza Juliana, ostatniego sługę bogów do chrześcijańskiego już piekła. Mocna musiała być modlitwa Bazylego, bo ś-ty Merkuriusz zapewne tak samo jak za dawnych czasów, niechętnie ruszał w drogę („nie bardzo iść mu się chciało, bo i któż by chciał z dobrej woli się włóczyć po tych wodnistych i słonych pustkowiach?”) W jednym punkcie jednakże zbiegły się upodobania świętego Bazylego i cesarza Odstępcy. Punktem stycznym był Homer. W liście do Grzegorza z Nazjansu święty Bazyli, sławiąc urok swego klasztornego zacisza, pisze: „Piękne ono jak wyspa Kalipso”. To wspomnienie Homera prześwieca przez pismo świętobliwego Ojca, jak słońce przez liście na wyspie pięknej Nimfy. Św. Bazyli nie mógł zapomnieć Ogigii.
Tu, na tajemniczej wyspie, wśród szumiących heksametrów Odysei, podali sobie ręce wrogowie: Ojciec Kościoła i cesarz Odstępca.
2.
Odyseja, jak każdy zresztą utwór literacki, jest zespołem schematów aktualizowanych w zależności od indywidualnego nastawienia czytelnika i ogólnej struktury epoki. Porywczy Alcybiades spoliczkował pewnego retora za to tylko, że czcigodny bakałarz nie „trzymał na składzie” przygód mądrego Odyseusza. Lukian z Samosaty, niezrównany plotkarz i subtelny ironista, który dotarł do piekła żeglując we wnętrznościach wieloryba, parodiował Homera, zarzucał mu... blagę i bez szczególnego nabożeństwa odnosił się do bogów Iliady. Kto w bogów nie wierzy, niech nie czyta Homera – gromił Julian Apostata duchownych galileiskich; „jest rzeczą absurdalną, aby ci, którzy komentują jego dzieła, gardzili równocześnie bogami, których on sławi”.
Julian nie przypuszczał zapewne, że po latach wielu Imc. X. Fr. D. L. M. Fénelon Arcybiskup Kambreyski zanudzać będzie małego Delfina „Wędrówkami Telemacha”, aby młody adept homeryckiego kultu w „cnotę rósł jako kwiat, który wiosna buynie rozwija, aby polubił rozumu słodkie zabawy, aby miał w sercu Achillesa odwagę nie przeymując srogości, aby był rozważny, dobry, łaskawy, dla ludzi przychylny”. Tak prawił mądry biskup; zefiry wstrzymywały swe łagodne powiewania, rozwijały się kwiaty niewzruszane od wilgotnych akwilonów, strumyki bieg swój wstrzymywały spokoyny, echo powtarzało jego słowa pobliskim górom... królewicz spał, ale satyry i fauny nastawiały uszów kończastych i cieszyły się słowami dobrego kapłana, który – jak wieść niesie – przez sen nawet recytował Homera. Nie przypuszczał też Julian zapewne, że abbé Fraguier w roku 1714 złoży śluby publiczne iż rok pobożnego żywota poświęci wyłącznie Homerowi, aby móc w skupieniu ducha, dzień w dzień pochłaniać tysiąc heksametrów dla zachowania dobrego smaku. Ale nie kto inny właśnie jak Boileau zarzucał Homerowi „la bassesse du style”: „Jam tu nie przyszedł gwoli Trojan – mówi Achilles Homera – bo mi nigdy nie brali ni wołów ni koni”. Zdanie to zalatuje oborą i dlatego to Racine przekształcił skargi Achillesa zgodnie z wymaganiami „style noble”:
Et jamais dans Larisse un lâche ravisseur
Me vint-il enlever ou ma femme ou ma soeur!
Innymi oczyma patrzył na Homera romantyk: „Chaos, niebo, ziemia, Geo i Ceto, Jupiter, bóg bogów, Agamemnon, król królów, ludy, stada, świątynie, miasta, oblężenia, żniwa, ocean; Diomedes walczący, Ulisses błądzący; cyklopy, pigmeje, karta geograficzna z koroną bogów na Olimpie; tu i ówdzie ogniste jamy poprzez które przeziera Ereb; kapłani, dziewice, matki, niemowlęta przerażone pióropuszami, pies który pamięta, wielkie słowa padające z gęstwiny białych bród, Wulkan błazen wyżyn, Tersytes błazen nizin, dwa aspekty małżeństwa przewidziane na wieki i uosobione w postaciach Heleny i Penelopy; Styx, Los, pięta Achillesa, bez której Los byłby zwyciężony przez Styx; potwory, bohaterowie, ludzie; tysiąc perspektyw podpatrzonych w mgłach antycznego świata; ten bezmiar – to Homer”.
Tak grzmiał Victor Hugo, który na swoje szczęście rozminął się w czasie z porywczym Alcybiadesem. Grzmiał wielkim głosem. Drgnął Delfin uśpiony na wyspach szczęśliwych łagodnym śpiewem makolągwy, struchlałe satyry strzygły niespokojnie kończastymi uszami. Szła burza romantyzmu; teatralne błyskawice rozświetliły tekturowy Olimp i zgasły, stłumione kurtyną czasu.
Ta wielość perspektyw zawartych w Odysei poprzez analizę różnorodnych interpretacji i odczuć pozwala wniknąć w ducha epoki. Romantycy żyli „zmysłem chaosu” i dlatego to Słowacki nadał Achillesowi rysy shakespeareowskich bohaterów a Hefajstosa nazywał „duchem elementarnym”. Ośrodkiem zainteresowań klasyków francuskich były walory formalne i zagadnienia nawskroś estetyczne. Współczesny czytelnik aktualizuje raczej walory treściowe i heroiczną „Es-dur’ową” tonację Homera.
Dramatyczna nadbudowa wzniesiona nad Odyseją obnaża zawarte w niej idee tragizmu i odsłania równocześnie spiętrzone trudności i konflikty naszego czasu.
3.
Arystoteles nazwał Iliadę epopeją czynu a Odyseję epopeją cierpienia. Określenie to lokalizuje Odyseję w świecie bezruchu. Cierpienie bowiem należy do bezczasowego i nieruchomego świata wartości, z którego wyłączone są aktywność i tragizm. Tragiczność i czyn uwikłane są we wzajemnych zależnościach: ich wspólnym łożyskiem jest czas, forma zdarzeń i ruchu, czas, w którym coś się dzieje, kształtuje i zamiera, czas, w którym działanie dojrzewa, rozwija się i niszczeje. I dlatego w głębokim ujęciu Maxa Schelera tragiczność nie jest wcale czymś specyficznie ludzkim, ale zjawiskiem uniwersalnym. Indywidualne zdarzenia tragiczne odsłaniają tylko trwałe, z samą istotą świata dane czynniki, związki i siły, które leżąc ponad wolnością człowieka prowadzą go z nieuchronną koniecznością do nieuniknionej i niezawinionej katastrofy, do unicestwienia wartości, planów, zamysłów i pragnień.
Spoza tragicznych zdarzeń wyłania się z głębokiej perspektywy świat jako właściwy i oddalony przedmiot tragiczności, podobny do skały dźwigniętej z dna oceanu rękami gniewnego Poseidona, do skały, którą opływa szumiący nurt heksametrów „Odysei”. Ta epopeja tragiczności jest podobnie jak Iliada, epopeją czynu. Nie można ich przeciwstawiać, tak jak nie można np. przeciwstawiać „Krytyki Czystego Rozumu” jako zespołu zdań – „Krytyce Rozumu Praktycznego”, jako zbiorowi rozumowań: zdanie jest konstytutywnym składnikiem rozumowania, tak jak czyn jest koniecznym elementem tragizmu.
4.
W znanym obrazie Timantesa przedstawiającym ofiarowanie Ifigenii starożytny malarz przesłonił zbolałą twarz Agamemnona. Wydano o tym wiele bystrych sądów. Pliniusz mówił o rezygnacji malarza, który zwątpił, czy potrafi nadać ojcu wyraz twarzy dość boleściwy. Valerius Maximus widział w tym nieudolność sztuki. Lessing chwalił szlachetny umiar: „Timantes znał granice, jakie Gracje nakładają na jego sztukę. Wiedział, że rozpacz przypadająca Agamemnonowi jako ojcu, objawia się wykrzywieniami, szpetnymi zawsze”.
W istocie – jak się zdaje – Timantes rąbkiem płaszcza zastąpił tragiczną maskę, którą teatr grecki przesłonił twarz bohaterów. Tragiczność bowiem jest zjawiskiem uniwersalnym, obiektywnym, a więc niezależnym od uczuć i ich wyrazu, od łez, przelotnych uśmiechów i bruzd, które żłobi na twarzach ludzkich.
„Tragiczność – mówi Scheler – to cecha zdarzeń, losów i charakterów, którą jako ich cechę spotrzegamy i naocznie chwytamy, która w nich ma swoje siedlisko – to ciężkie, mroźne tchnienie, które z rzeczy samych wychodzi, to mroczna poświata, która je otacza i w której zdaje się nam przebłyskać pewna szczególna własność świata, nie zaś naszego „ja”, jego uczuć lub przeżyć współczucia czy strachu”.
Romantyzm odsłonił twarz Agamemnona: twórczość romantyczna jest tylko projekcją odczucia tragiczności i podobnie jak badania psychologiczne ukazuje uwikłanego w tragicznym zdarzeniu człowieka: nie mówi o tym, czym tragiczność jest, ale o tym, jak tragiczność działa i dlatego przypomina krajobraz zdeptany burzą – zmącone rozlewiska wód i gałęzie ugiętych wiatrem drzew mówią o ślepej potędze rozpętanych sił przyrody i ze skutków pozwalają wnosić o przyczynie.
Klasycyzm przesłania twarz człowieka i obnaża czystą, obiektywną ideę tragizmu. Jej „mroczna poświata” niezałamana w pryzmacie osobowości ślizga się po maskach tragicznych, modeluje niezmienny wykrój ust, leży plamą cienia w głęboko żłobionych oczodołach i połyskuje odbita w szumiącym morzu „Odysei”.
Homer tkaniną heksametrów przesłonił twarz jak Agamemnon w scenie ofiarowania Ifigenii; nie umiemy odtworzyć jego rysów i tu ma swoje źródło tak zwana kwestia homerycka, której ośrodkiem jest problematyczne „istnienie” poety. Oto nas wreszcie uwolniono od jego imienia – wołał Goethe olśniony odkryciem Wolffa, dla którego Homer był tworem fantazji i wcieleniem epiki ludowej.
Qui s’imaginera que ce poème si parfait n’avait jamais été composé par un effort du genie d’un grand poète – pytał Fénelon, który posłużył się istnieniem Homera dla wykazania istnienia Boga. Obiektywizm Homera jest jedynym uzasadnieniem kwestii homeryckiej. Nie można jej tłumaczyć ubóstwem materiału historycznego; starożytni wiedzieli o Homerze tyle, co i my: urodziła go nimfa z bogiem rzeki Melesem a w dobie wojen Trojańskich Homer był wielbłądem, jak uporczywie twierdzili zwolennicy pitagorejskiej wędrówki dusz. Historia nic nam nie mówi o Homerze – pisał Lukian z Samosaty – możemy go chwalić tylko na podstawie jego dzieł. Gdybyśmy jednak tyle właśnie o Słowackim wiedzieli, że go zrodziła rusałka, gdyby Ikwa jak wzburzony Skamander wystąpiła z brzegów spłukując ślady jego stóp, gdyby góra królowej Bony strugami lawy zalała Krzemieniec jak Wezuwiusz Pompeję, gdyby z twórczości Słowackiego ocalała jedna tylko kartka wydarta z „Beniowskiego” – mogłaby już powstać bogata literatura biograficzna. Z niechybną precyzją odtworzonoby jego życiorys, jego profil, jego Sally, jego samotność, smutek i dumę. Między Homerem a jego dziełem leży przepaść taka jak między Bogiem a stworzeniem. Ale Grecy nie znali ani „creatio ex nihilo” ani „creatio continua”. Homer, jak Demiurg Platona zlepił świat z odwiecznie istniejącej materii i jak bogowie Epikura, nie wtrącał się w losy szaleńców.
5.
„Mowa jest dwoistej postaci, jest prawdziwa i kłamliwa – mówi Sokrates do Hermogenesa. – Prawdziwa jej istota jest gładka i boska i zamieszkuje na wysokościach z bogami, fałszywa zaś na dole, jako kosmata i koźlo-kształtna (Iragikon) – tam przebywa przeważna część mitów i zmyśleń w środowisku tragicznym”.
Jeżeli Laios spłodzi syna – odpowiada wyrocznia – będzie przezeń zabity. Jeżeli Krezus przekroczy Halys – zgubi potężne królestwo. Jeżeli druhowie Odysa oszczędzą trzodę Apollina – wrócą do Itaki. Jeżeli Odys spotka wędrowca... jeżeli odprawi pokutę... Ten fatalizm warunkowy jest ośrodkiem zjawiska tragiczności; pozostawia wolność wyboru, pozwala walczyć, ale... „bogowie wiedzą wszystko” – mówi Homer.
Konieczność tragiczna pisana na niebie lotem ptaków, zamknięta w zmiennym profilu płomienia i w mętnych zarysach snów, leży ponad indywidualną wolnością człowieka. Mantyka jest afirmacją konieczności, ale język wróżb uwikłany jest w alternatywach. Wiatr bije w skrzydła jaskółek, strzępi profil wróżebnego płomienia a „sny nie zawsze się iszczą...
Sny „gładkie i boskie” wylatują wrotami z rogu i szybują na wysokościach w świecie abstrakcyjnych schematów Platona – sny kłamliwe, „kosmate i koźlokształtne” krążą nad ziemią w środowisku tragicznym. Sen jest mieszkańcem piekieł i dlatego Odyseusz wstąpił do państwa śmierci, aby obnażyć mechanizm konieczności i uchwycić w locie sny płynące bramą z rogu.
6.
Hermes przewodnik dusz, jako bóg śmierci pojawia się poraz pierwszy w Odysei. Jego berło uśmierza powieki śmiertelnych.
Śmierć krąży nad „Odyseją” jak Hermes nad strugą oceanową, nad wrotami słonecznymi, nad krainą snów. Ogigia jest państwem śmierci podobnie jak wyspa zapomnienia Lotofagów. Mieszka tu nimfa Kalipso „straszliwa bogini”. W nocy nad wyspą pięknej nimfy szybuje chwiejnym lotem sowa unosząc w szponach tłuste myszy, zamyślone wrony spacerują po piasku wybrzeża, krogulec „rodzony brat śmierci” gnieździ się w gałęziach cmentarnych cyprysów. Śmierć śpiewa na łąkach syrenich, śmierć – sześciogłowa suka drzemie w jaskini Skilli, śmierć – boska Charibdis „ponurą poi się wodą”. Łódź Feaków sunie cicho po mglistym morzu, upiorna i nierzeczywista jak łódź Charona.
Odyseja rozwinęła się z mitu eschatologicznego i dlatego podróż, do piekieł jest kulminacyjnym punktem wędrówek Odyseusza. Tu, w proroctwie Teirezjasza zacieśnia się węzeł tragiczny: Odys, który pogardził nieśmiertelnością, aby „chociażby dym co się zdala unasza nad ojczystą ziemią, raz jeden, choćby konając – ujrzeć” – Odys, skazany jest na tułaczkę i wiosło sążniste ująwszy w ręce – uciekać musi daleko, daleko, wędrując stopą strudzoną aż przyjdzie do ludzi takowych, których wzrok nigdy na ziemi morskich nie widział fal...
Uwikłana w alternatywach mowa Teirezjasza pomknęła bramą z kości słoniowej – „kosmata i koźlokształtna”, bo nawet w piekle, jak nas zapewnia Lukian z Samosaty, świątynia Kłamstwa mieści się obok świątyni Prawdy.
Laios spłodził syna, który go zabił, Krezus przekroczył Halys i zgubił potężne królestwo, druhowie Odysa nie oszczędzili trzód Apollona i nie wrócili do Itaki. Czy Odys spotkał wędrowca, czy odprawił przepisaną pokutę, czy wrócił? Homer nie odpowiada na te pytania. Piorun Zeusa zamyka Odyseję jak groźny wykrzyknik. Przeczuwamy tylko właściwą tragedię i zbliżającą się nieuchronnie katastrofę. Homer, podobnie jak Timantes „znał granice, jakie Gracje nakładają na jego sztukę, wiedział, że rozpacz objawia się wykrzywieniami szpetnymi zawsze” i dlatego przesłonił widowisko nazbyt smutne: siwy, zmęczony Odyseusz kusztyka wsparty na kiju po piaszczystych wertepach dalekich od Itaki krain. Ten król dążący uparcie z wiosłem na ramieniu w głąb lądu musiał chyba przypominać strach na wróble – śmieszny, jak koźlonogi symbol tragiczności.
7.
Determinizm wyklucza wolność woli i dlatego w jego ramach niema miejsca na zjawisko tragiczności. Fatalizm pozostawia człowiekowi wolność wyboru, ale przeznaczenie spotykamy na tych właśnie drogach, na któreśmy wstąpili, aby przeznaczenia uniknąć. Mówiąc słowami Schelera, to wina przychodzi do człowieka – nie człowiek do winy. „Wina” czyha na rozstajnych drogach i staje w poprzek tej, na którą wstąpił wolny, niezdeterminowany bohater. Dlatego to Edyp spotkał Laiosa a Odyseusz Polifema. Konieczność tragiczna nie przypomina w niczym irracjonalnej, ślepej „woli” Schopenhauera – jest „apollińska”, trzeźwa, zatopiona w kalkulacjach: stawia wobec nieskończoności możliwych alternatyw, nie krępuje w niczym wolnej decyzji, ale w sposób nieubłagalny szachuje każde posunięcie. Walka z tragiczną koniecznością przypomina partię szachów rozegraną z Tamerlanem, który zwycięzcę ścinał za zuchwałość a pokonanego za nieudolność. Fatalizm nie przeprowadza hierarchii wartości i cnót i na tym polega jego „niemoralność”. Odyseusz zniszczył naród trojański, oczernił i skazał na śmierć swego sojusznika Palamedesa, po czym spokojnie wracał do domu, otoczony troskliwą opieką bogów. W drodze powrotnej postawiony w sytuacji bez wyjścia oślepił Polifema – i za to właśnie został skazany na dożywotnią tułaczkę. Morderstwo Palamedesa to wina moralna i dlatego Homer pominął ją milczeniem, wina moralna bowiem nieposiada wartości tragicznej. Dopiero wrzask oślepionego ludożercy obudził uśpioną sprawiedliwość i uruchomił mechanizm kary. Homer podkreśla to najdobitniej już w ekspozycji:
Ale oślepienie cyklopa zdawien dawna już było postanowione a Odys tragiczny bohater zawiązał tylko węzeł tragicznej sieci. „Gorze mi, gorze – woła Polifem – najstarsza się iści przypowieść... jako z rąk odysowych postradam siłę widzenia”.
O nieuchronnej zemście Posejdona wiedział ojciec starego króla Feaków. W tych czasach Odys był jeszcze małym chłopcem a Polifem cieszył swoje jedyne cyklopie oko widokiem baranów, kóz i zielonych łąk. Stroskany Alkinoos dwukrotnie wspomina proroctwo ojca. Śledząc dzieje Odyseusza, śledzimy poprzez ściegi krzyżowe jedną tylko nitkę w delikatnej i powikłanej tkaninie tragicznej, na której Homer wyszył tragedię niezawinionej winy: cyklopie oko, ciemnogrzywiastego Posejdona i strzaskaną łódź Feaków – „kochanków wioseł”.
* * *
Heroizm Odyseusza polega na afirmacji tragicznej rzeczywistości: za życia odrzucił ofiarowaną przez Kalipso nieśmiertelność, aby móc spędzić ostatnie lata na skalistej Itace – po śmierci, wyrzucony poza czas na „Wyspy szczęśliwych” szamocze się i myśli o ucieczce. Takim go widział w piekle Lukian z Samosaty, którego Odys obarczył rolą „postillon d’amour” wręczając mu w tajemnicy przed Penelopą list... do nimfy Kalipso:
Odyseusz do Kalipso:
„Dowie się Pani, że gdym Ją opuścił i ruszył na morze na małym stateczku, uległem awarii nieopodal Pani wyspy. Ledwie mnie Leukotea zdołała uratować i przenieść na wyspę Feaków, którzy mnie odwieźli do mojej ojczyzny. Zastałem tam żonę w otoczeniu tłumu zalotników, którzy zjadali moje dobro i zabawiali się na mój koszt. Zabiłem wszystkich i wreszcie sam zostałem zabity przez Telegona, tego syna co to go miałem z Kirke. Jestem obecnie na wyspach szczęśliwych i nie mogę sobie darować, że porzuciłem rozkoszne życie, które wiodłem przy Pani boku i że wzgardziłem ofiarowaną mi przez Panią nieśmiertelnością. Przy pierwszej okazji wymknę się stąd i pośpieszę do Pani”.
Ale Odys nie wróci na Ogigię. Czyż warto wyrwawszy się z piekła paść w ramiona pięknej nimfy? Odys jest ofiarą tragicznej sprawiedliwości i znałogował się już do włóczęgi. Ruszy zapewne starym szlakiem. Szerokim łukiem ominie Ogigię, odwiedzi krainę Lestrygonów i Lotofagów, uściśnie dłoń Alkinoosa i przyjaźnie pogawędzi ze starym, zdziwaczałym już i pogodzonym z rzeczywistością Polifemem. A potem...