Powolność - ebook
Powolność - ebook
Wiek XVIII nazywany był wiekiem przyjemności. Przyjemności, której źródło, jak dowodzi Kundera, stanowiła powolność.
Dwie pozornie różne historie – z XVII i XX wieku – Milan Kundera splata w pełną niespodziewanych zwrotów akcji powieść, w której to, co społecznie akceptowane oraz niemoralne i pożądane, łączy się w barwną mozaikę.
Powolność pod warstwą wysublimowanego poczucia humoru zadaje ważne egzystencjalne pytania. Czy w dążeniu do czegoś ważny jest cel, czy tylko sama droga, jaką pokonujemy, by to osiągnąć? I jak wiele mogą poświęcić i zaprzedać „tancerze”, by przedstawienie mogło trwać? U podstaw tych rozważań leży refleksja na temat współczesności i tajemniczego związku między powolnością a pamięcią.
Dlaczego zniknęła przyjemność powolności? Ach, gdzież są niegdysiejsi włóczędzy? Gdzież są owi nieśpieszni bohaterowie ludowych pieśni, łaziki wędrujący od jednego młyna do drugiego i śpiący pod gołym niebem? Czy zniknęli wraz z polnymi dróżkami, wraz z łąkami i polanami, wraz z przyrodą? Czeskie przysłowie określa ich słodkie nieróbstwo metaforą: wpatrują się w okna dobrego Boga. Ten, kto wpatruje się w okna dobrego Boga, nie nudzi się; jest szczęśliwy. W naszym świecie nieróbstwo przemieniło się w bezczynność, która jest czymś zupełnie innym: człowiek bezczynny jest sfrustrowany, nudzi się, wciąż poszukuje brakującego mu ruchu.
/fragment/
| Kategoria: | Literatura piękna |
| Zabezpieczenie: |
Watermark
|
| ISBN: | 978-83-8387-806-5 |
| Rozmiar pliku: | 1,7 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Przyszła nam ochota spędzić wieczór i noc w zamku. Wiele zamków we Francji zamieniono na hotele: kwadrat zieleni zagubiony w brzydocie obszaru bez zieleni; nieco alejek, drzew, ptactwa pośród ogromnej sieci dróg. Prowadzę i w lusterku wstecznym obserwuję jadące za mną auto. Światełko po lewej stronie mruga i cały samochód wysyła fale zniecierpliwienia. Kierowca wyczekuje okazji, aby mnie wyprzedzić; czyha na tę chwilę, tak jak drapieżnik czyha na wróbla.
Vera, moja żona, mówi: „Co pięćdziesiąt minut na drogach Francji ginie człowiek. Spójrz na nich, spójrz na tych szaleńców, którzy pędzą wokół nas. Przecież ci sami ludzie umieją być tak niezwykle ostrożni, kiedy na ich oczach okradają na ulicy staruszkę. Jak to się dzieje, że nie czują strachu, siadając za kierownicą?”.
Cóż odpowiedzieć? Może to: człowiek pochylony nad motocyklem może się skupić jedynie na danej sekundzie swego lotu; chwyta się cząstki czasu odciętej i od przeszłości, i od przyszłości; jest wyrwany z ciągłości czasu; jest poza czasem; mówiąc inaczej, jest w stanie ekstazy; w stanie tym nie wie, ile ma lat, nie wie nic o swej żonie, o swych dzieciach, o swych troskach, przeto się nie boi, gdyż źródło strachu leży w przyszłości, a ten, kto jest wolny od przyszłości, nie ma się czego obawiać.
Szybkość jest formą ekstazy, którą rewolucja techniczna złożyła człowiekowi w darze. W przeciwieństwie do motocyklisty biegacz jest zawsze obecny w swym ciele, musi wciąż myśleć o odciskach, o zadyszce; kiedy biegnie, czuje swój ciężar, swój wiek, bardziej niż kiedykolwiek świadomy siebie samego i czasu swego życia. Wszystko się zmienia, gdy człowiek ceduje zdolność szybkości na maszynę: od tej chwili jego ciało wypada z gry, a on powierza się szybkości, która jest bezcielesna, niematerialna, szybkości czystej, szybkości samej w sobie, szybkości-ekstazie.
Ciekawe to przymierze: zimna bezosobowość techniki i płomienie ekstazy. Przypominam sobie pewną Amerykankę, która niczym aparatczyk erotyzmu, z surową i entuzjastyczną miną udzieliła mi przed trzydziestu laty lekcji (lodowato teoretycznej) wyzwolenia seksualnego; słowem, które w jej przemowie powracało najczęściej, był orgazm; policzyłem: czterdzieści trzy razy. Kult orgazmu: purytański utylitaryzm przeniesiony w życie seksualne; skuteczność przeciwko nieróbstwu; sprowadzenie kopulacji do przeszkody, którą należy pokonać tak szybko, jak tylko można, aby osiągnąć ekstatyczny wybuch, jedyny prawdziwy cel miłości i wszechświata.
Dlaczego zniknęła przyjemność powolności? Ach, gdzież są niegdysiejsi włóczędzy? Gdzież są owi nieśpieszni bohaterowie ludowych pieśni, łaziki wędrujący od jednego młyna do drugiego i śpiący pod gołym niebem? Czy zniknęli wraz z polnymi dróżkami, wraz z łąkami i polanami, wraz z przyrodą? Czeskie przysłowie określa ich słodkie nieróbstwo metaforą: wpatrują się w okna dobrego Boga. Ten, kto wpatruje się w okna dobrego Boga, nie nudzi się; jest szczęśliwy. W naszym świecie nieróbstwo przemieniło się w bezczynność, która jest czymś zupełnie innym: człowiek bezczynny jest sfrustrowany, nudzi się, wciąż poszukuje brakującego mu ruchu.
Spoglądam w lusterko: nadal ten sam samochód, który nie może mnie wyprzedzić z powodu ruchu w odwrotnym kierunku. Obok kierowcy siedzi kobieta; dlaczego mężczyzna nie zabawia jej rozmową? Dlaczego nie kładzie dłoni na jej kolanie? Zamiast tego przeklina kierowcę przed nim, który nie jedzie dość szybko, a i kobiecie nie w głowie dotykać szofera ręką; w wyobraźni prowadzi razem z nim i również mnie przeklina.
I myślę o tej innej podróży z Paryża do zamku na wsi, która odbyła się ponad dwieście lat temu: podróży pani de T. z młodym kawalerem dla towarzystwa. Są po raz pierwszy tak blisko siebie i niewymowna zmysłowa atmosfera, która ich otacza, rodzi się właśnie z powolnej jazdy: ukołysane ruchem karocy, oba ciała dotykają się, zrazu nieświadomie, później już świadomie i historia się zawiązuje.