- W empik go
Proces - ebook
Proces - ebook
W świecie finansjery nawet najlepiej skrojony garnitur nie zmieni ludzkiej natury.
Frank Cowperwood nie załamuje się upadkiem swojej firmy oraz narażeniem kasy miejskiej na straty. Wiadomo, że w prowadzenie wielkich interesów wkalkulowane jest ryzyko. Obmyśla niezwykle skomplikowany, ale skuteczny plan, który pozwoli mu się podźwignąć po chwilowym upadku. Niestety organy ścigania nie są wyrozumiałe wobec działań biznesmena. Cowperwood ma świadomość, że jeśli ogrom nieprawidłowości wyjdzie na jaw, grozić mu będzie 5 lat więzienia. Jako człowiek czynu, podejmuje wszelkie kroki, by do tego nie dopuścić.
Kontynuacja powieści "Finansista" Theodore'a Dreisera. Postać Franka Cowperwooda jest inspirowana biografią prawdziwego finansisty Charlesa Tysona Yerkesa.
Idealna lektura dla miłośników powieści "Wielki Gatsby" Francisa Scotta Fitzgeralda.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-87-284-8271-1 |
Rozmiar pliku: | 530 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Zawieszenie wypłat przez dom bankowy Frank A. Cowperwood & Co. wywołało na giełdzie i w całej Filadelfii wielkie poruszenie. Spadło ono zupełnie nieoczekiwanie; przy tym szło o stosunkowo wielkie kwoty. W istocie pasywa wynosiły milion dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów, podczas gdy aktywa przy obecnych niskich kursach oceniano tylko na sto pięćdziesiąt tysięcy. Wiele pracy kosztowało, zanim bilans ten został opublikowany; potem zaś kursy spadły o dalsze trzy punkty i gazety przyniosły następnego dnia tłusto wydrukowane nagłówki.
Cowperwood daleki był od zamiaru pozostania bankrutem na stałe. Chciał chwilowo tylko zawiesić wypłaty, później zaś nakłonić swoich wierzycieli, aby mu, gdy tylko będzie to możliwe, pozwolili na podjęcie znowu interesów.
Stały temu na przeszkodzie tylko dwie rzeczy: po pierwsze pożyczone z kas miejskich na śmiesznie niski procent pięćset tysięcy dolarów, które wyraźniej niż wszystko inne świadczyły, o co tu właściwie szło, po drugie zaś sprawa owego czeku na sześćdziesiąt tysięcy dolarów. Zmysł do interesów powiadał Cowperwoodowi, że jest rzeczą konieczną zaofiarować swój majątek głównym wierzycielom, którzy później ułatwiliby mu podjęcie interesów; szybko więc zabrał się do dzieła.
Harper Steger sporządził pewne dokumenty, które nadawały firmom Jay Cooke & Co., Edward Clarke & Co., Drexel & Co. i innym stanowisko uprzywilejowanych wierzycieli. Wprawdzie niezadowoleni posiadacze mniejszych wierzytelności będą składali podania i grozili ogłoszeniem upadłości, ale okazany zamiar uprzywilejowania niektórych z najbardziej wpływowych wierzycieli powinien mieć większe znaczenie. Musiało to zrobić dobre wrażenie i dopomóc mu, gdy już wszystko przeminie. Poza tym masowe podania są wspaniałym środkiem do przetrwania takiego kryzysu, aż kursy i umysły uspokoją się znowu dostatecznie, toteż Cowperwood tym bardziej skłonny był do tego kroku. Nawet wśród tego chaosu finansowego, w którym zaprawdę mało było wesołego, musiał się Harper Steger w czasie liczenia złośliwie uśmiechnąć.
— Jest pan prawdziwym cudem świata, Franku — powiedział. — W krótkim czasie będzie pan tu miał mnóstwo podań, przez które nikt nie zdoła się przedrzeć. Wszyscy będą się nawzajem prosili o coś.
Cowperwood uśmiechnął się.
— Potrzeba mi tylko trochę czasu — odpowiedział.
Mimo to po raz pierwszy w życiu był trochę przygnębiony, gdyż oto przedsiębiorstwo, któremu poświęcił kilka lat energicznego działania i myślenia, przestało istnieć.
Najbardziej trapiły go nie owe pięćset tysięcy dolarów, jakie winien był skarbowi miejskiemu, chociaż sprawa ta mogła doprowadzić do ruiny całe życie społeczne i polityczne Filadelfii (była to w każdym razie sprawa legalna, a przynajmniej prawie legalna), lecz owe sześćdziesiąt tysięcy dolarów niedoręczonej pożyczki miejskiej, która nie została ulokowana w funduszu spłaty, a której teraz nie mógł już tam złożyć, choćby mu potrzebne na to pieniądze spadły z nieba.
Nieobecności tej pożyczki nie podobna było oczywiście zaprzeczyć. Zastanawiał się dużo nad tą sprawą i najlepszym wydawało mu się odwiedzić Mollenhauera albo Simpsona, a może jednego i drugiego (nie znał wprawdzie ani jednego, ani drugiego, ale wobec odpadnięcia Butlera stanowili oni jego ostatnią deskę ratunku).
Zamierzał powiedzieć im, że wprawdzie chwilowo nie może zwrócić owych pięciuset tysięcy dolarów, że jednak gotów jest zaręczyć słowem, iż z biegiem czasu zwróci kasom miejskim wszystko co do jednego dolara, jeżeli nie zostanie przeciwko niemu przedsięwzięte nic, co by mu zaszkodziło w podjęciu w krótkim czasie dawnych interesów w dotychczasowych rozmiarach. Gdyby odmówili i chcieli mu szkodzić, musieliby czekać, aż stanie się znowu wypłacalny, co prawdopodobnie nie nastąpiłoby już nigdy.
W istocie nie było dla niego rzeczą jasną, w jaki sposób nawet oni mogliby zapobiec procesowi sądowemu przeciwko niemu. Pieniądze były zaksięgowane u niego jako dług wobec kas miejskich, a w księgach skarbu miejskiego jako udzielona mu pożyczka; poza tym istniała pewna organizacja lokalna, znana pod nazwą „Miejskiego Obywatelskiego Związku Reformy“, która od czasu do czasu podejmowała kontrolę spraw publicznych, a która musiała już dowiedzieć się o jego sprzeniewierzeniach. Mogło więc łatwo dojść do publicznego dochodzenia. Wiedziały już o tym także różne osoby prywatne, na przykład wierzyciele, którzy zbadali jego księgi.
Mimo to uważał wizytę u Mollenhauera albo Simpsona za bardzo ważną. Przedtem jednak chciał omówić wszystko z Harperem Stegerem.
W kilka więc dni po ogłoszeniu zawieszenia wypłat poprosił adwokata o odwiedziny i przedstawił mu prawdziwy stan rzeczy, zataił jednak, że byłby pożyczkę złożył w funduszu spłaty co najwyżej w przypadku absolutnej pewności, że przedsiębiorstwo jego będzie nadal istniało.
Harper Steger był wysokim, szczupłym, zgrabnym i dość eleganckim panem o miłym głosie, wytwornych manierach i chodzie kota, czającego się w ciemnej bramie na psa. Twarz miał podłużną, wąską, dla kobiet bardzo pociągającą, włosy brunatne z rudawym odcieniem, niebieskie oczy, których spokojne, nieprzeniknione spojrzenie, padało niekiedy na rozmówcę sponad wąskiej dłoni, trzymanej w zamyśleniu przed ustami. Był okrutny, nie w zaczepnym, lecz w biernym znaczeniu tego słowa, gdyż nie było dla niego rzeczy świętej; niezmiernie mądry i trawiony pragnieniem, które stanowiło jedyną pobudkę wszystkich jego czynów, pragnieniem pomnożenia swego bogactwa i poważania. Poza tym był z domu zamożny.
Cowperwood stanowił jaskrawe przeciwieństwo Harpera Stegera i przy tym był niezmiernie zajmującym człowiekiem, którego Steger podziwiał najbardziej spośród wszystkich swoich klientów.
— Niech im pan spokojnie pozwoli przeciwko sobie wystąpić — powiedział adwokat, którego bystry umysł prawniczy zrozumiał w lot wszystkie momenty sprawy. — Widzę tutaj tylko możliwość czysto formalnej skargi. Gdyby w ogóle miało dojść do skargi — w co nie wierzę — musiała by ona dotyczyć sprzeniewierzenia albo kradzieży powierzonych efektów przez powiernika. W tym wypadku pan był powiernikiem i jedynym wyjściem byłoby przysiąc, że otrzymał pan czek z wiedzą i zgodą Stenera. Wówczas pozostałaby moim zdaniem jedynie możliwość formalnej skargi o naruszenie obowiązku złożenia rachunków, a uważam, że żaden sąd na świecie nie mógłby skazać pana na podstawie tego, co można udowodnić o charakterze tego stosunku. W każdym razie nie jest to wyłączone, gdyż przy trybunale przysięgłych nie można być nigdy niczego pewnym. W przebiegu rozprawy wszystko wyszłoby oczywiście na jaw, a moim zdaniem wynik zależałby tylko od tego, komu z was dwóch — panu czy Stenerowi — trybunał okazałby więcej wiary i jak dalece zależałoby tym funkcjonariuszom miejskim na znalezieniu kozła ofiarnego za Stenera. Jest to moment decydujący dla nadchodzących wyborów. Gdyby panika ta wybuchła w innym czasie, wówczas...
Cowperwood przerwał ruchem ręki. To wszystko wiedział od dawna.
— Wszystko zależy wyłącznie od tego, co postanowią politycy — ciągnął Steger. — Mam wątpliwości. Sprawa jest bardzo powikłana i nie da się zatuszować.
Siedzieli w gabinecie nowego mieszkania Cowperwooda.
— Co się musi stać, stanie się — zakończył.
— Co przewiduje prawo, jeżeli, jak pan to nazywa, zostanę oskarżony o kradzież powierzonych efektów i skazany, Harperze? Ile lat więzienia mógłbym dostać w najgorszym wypadku?
Steger zastanowił się i potarł podbródek.
— Chwileczkę — powiedział. — Nie jest to takie proste. Prawo mówi o karze do pięciu lat, ale w większości wypadków sprzeniewierzenia wymiar kary waha się między jednym a trzema latami. Tutaj oczywiście...
— Wiem o tym — przerwał mu Cowperwood rozdrażniony. — Sprawa moja nie jest inna niż tysiąc podobnych, jest to równie jasne dla pana jak dla mnie. Sprzeniewierzenie jest sprzeniewierzeniem, jeżeli politycy będą tak chcieli.
Zamyślił się, a Steger wstał i począł się przechadzać po pokoju. I on zastanawiał się.
— I czy musiałbym iść do więzienia jeszcze w czasie procesu, jeszcze przed decyzją wyższych instancyj? — dodał Cowperwood ponuro.
— Przy wszystkich tych procesach sądowych idzie o rzecz następującą — odpowiedział Steger ostrożnie, pocierając tym razem dla odmiany ucho. — W stadiach początkowych procesu można w każdym podobnym wypadku uniknąć orzeczenia o areszcie, gdy jednak rozprawa została przeprowadzona do końca i nastąpił wyrok skazujący, wówczas jest bardzo trudno uczynić coś przeciwko temu, ba, jest nawet rzeczą nieuniknioną, aby oskarżony przesiedział w więzieniu kilka powiedzmy pięć dni, zanim zostanie wniesione odwołanie i zanim zdoła się wyjednać prowizoryczne postanowienie trybunału, wyrażające poważne wątpliwości co do słuszności wyroku pierwszej instancji. Przeważnie trwa to do tego czasu.
Młody bankier wyglądał przez okno, a Steger dodał:
— Sprawa jest trochę skomplikowana, prawda?
— I jak jeszcze! — odpowiedział Frank i mruknął pod nosem: — Więzienie! Pięć dni więzienia!
Byłby to istotnie straszny cios! Pięć dni, aż wyjedna się prowizoryczne postanowienie trybunału, wyrażające wątpliwości co do słuszności wyroku pierwszej instancji, jeżeli w ogóle uda się takie postanowienie wyjednać! Musiał spróbować uniknąć tego. Więzienia nigdy by jego opinia handlowa nie wytrzymała!ROZDZIAŁ DRUGI
Sytuacja stawała się z godziny na godzinę coraz bardziej posępna; niebawem zaszła konieczość decydującej rozmowy pomiędzy Butlerem, Mollenhauerem i Simpsonem. Third Street obiegały pogłoski, że niezależnie od wielkiej brakującej sumy, która spowodowała załamanie się Cowperwooda i pogorszyła znacznie wywołaną już pożarem w Chicago panikę, Cowperwood i Stener wspólnie, czy też Stener za poduszczeniem Cowperwooda, narazili kasę miejską na stratę pięciuset tysięcy dolarów. Zachodziło tylko pytanie, czy sprawa da się zataić do czasu wyborów, które miały nastąpić za trzy tygodnie.
Bankowcy i giełdziarze szeptali też między sobą o jakimś czeku, który został wystawiony bez zgody Stenera, kiedy Cowperwood zdawał już sobie sprawę ze swej niewypłacalności. Poza tym zachodziło niebezpieczeństwo, że sprawa dojdzie do wiadomości owego niezmiernie skrupulatnego „Miejskiego Obywatelskiego Związku Reformy“, którego prezesem był znany, bardzo dzielny i uczciwie myślący fabrykant żelaza nazwiskiem Skelton C. Wheat.
Wheat od szeregu lat nadaremnie deptał zarządowi miejskiemu po piętach w usiłowaniu wydobycia na światło dzienne jakichś jego nieuczciwości politycznych. Był to człowiek poważny, surowy, jeden z owych uroczystych, sprawiedliwych mężów, patrzących na życie przez okulary obowiązku, mężów, co nie poddając się żadnym namiętnościom kroczą swoją drogą, a przestrzeganie dziesięciorga przykazań stawiają wyżej niż istotny porządek rzeczy.
Związek ów stworzony został pierwotnie dla ochrony przeciwko pewnym nadużyciom w wydziale podatkowym, później jednak pomiędzy poszczególnymi wyborami przerzucał się z jednej sprawy na drugą i widział usprawiedliwienie swojej egzystencji w ogłaszanych od czasu do czasu artykułach prasowych albo w wykrywaniu wykroczeń przerażonych, małych urzędników, którzy się potem chronili w fałdach szat większych osobistości, chociażby panów Butlera, Mollenhauera lub Simpsona. Właśnie w obecnej chwili towarzystwu temu brak było odpowiedniego pola do działania, a upadek Cowperwooda i jego rzekomo zbrodnicze postępowanie w stosunku do skarbu miejskiego mogło zdaniem niektórych bankowców i polityków dostarczyć związkowi upragnionego pretekstu.
Decydująca rozmowa pomiędzy rządzącymi politykami w sprawie Cowperwooda odbyła się w pięć dni po upadku Cowperwooda w domu senatora Simpsona, położonym na Rittenhouse Square — w centrum jednej z najstarszych i najwytworniejszych dzielnic mieszkalnych Filadelfii. Simpson był człowiekiem wysokiej kultury, pochodzącym z rodziny kwakierskiej. Swym wielkim sprytem posługiwał się głównie dla zaspokojenia ambicji politycznych. Gdy trzeba było zjednać sobie jakiegoś wpływowego lub ważnego stronnika politycznego, wówczas był wielce wspaniałomyślny, a kto wykonywał jego zlecenia wiernie i bez pytań, zasypywany był urzędami, stanowiskami komisarskimi, kuratorskimi i sędziowskimi. W porównaniu z Butlerem i Mollenhauerem potęga jego była znacznie większa, gdyż reprezentował państwo i naród. Jeśli czynniki polityczne w kraju chciały przeprowadzić jakieś wybory i w tym celu zamierzały zbadać stanowisko partii republikańskiej w Pensylwanii, zwracały się do senatora Simpsona. Wiedział on wszystko w najistotniejszym znaczeniu tego słowa. Od dawna już przeszedł od polityki państwowej do narodowej i był w senacie Stanów Zjednoczonych w Waszyngtonie osobistością znakomitą, której głos posiadał we wszystkich konserwatywnych i finansowych komisjach wielkie znaczenie.
Jego czteropiętrowy dom, utrzymany w stylu weneckim, miał wiele rzucających się w oczy szczegółów architektonicznych, na przykład bogato ozdobione okna, bramę ze spiczastym szczytem i wpuszczone w mur medaliony z kolorowego marmuru. Senator był gorącym wielbicielem Wenecji. Podobnie jak w Atenach i Rzymie, zatrzymywał się wiele razy w tym mieście i przywiózł stamtąd niejedno dzieło sztuki, które mogło uchodzić za typowy przykład swojej epoki. Lubił więc poważne popiersia rzymskich cesarzy i torsy greckich bogów i bogiń, stanowiące najpiękniejsze świadectwo sztuki helleńskiej. Na półpiętrze jego domu znajdował się jeden z największych jego skarbów: ozdobiony bogato głowami byków i girlandami róż cokół, dźwigający czterostopowej wysokości monolit z głową Pana o koźlim wyglądzie i resztki czarującej jakoby, nagiej nimfy, małe stopy ułamane tuż powyżej kostki. W salonie przyjęć znajdowały się kopie popiersi Kaliguli, Nerona i innych cesarzy rzymskich, a na podeście schodów korowód ofiarny tańczących nimf i kapłanów, niosących do ołtarza owce i świnie. W domu jego był także zegar, który dziwnie dźwięcznymi i wzruszającymi tonami wydzwaniał kwadranse. Na ścianach wisiały flamandzkie gobeliny, a meble salonu przyjęć, biblioteki, bawialni i jadalni utrzymane były w stylu włoskiego Renesansu.
Na obrazach znał się senator mało, nie ufał więc swemu sądowi, ale to, co posiadał, było prawdziwe i miało stwierdzone pochodzenie. Natomiast serwantki, pełne małych importowanych brązów, weneckich szkieł i chińskich przedmiotów myśliwskich, sprawiały mu większą przyjemność. Nie był zbieraczem w ścisłym znaczeniu tego słowa, raczej miłośnikiem poszczególnych doborowych sztuk. Ładne skóry tygrysie i lamparcie, skóra piżmowca na jego kanapie, garbowane i farbowane na brunatno skóry owiec i kóz nadawały całości wyraz bogaty, a jednak wytworny. Poza tym posiadał jadalnię w stylu króla Jakuba i piwnicę, którą najlepsi handlarze win w mieście uzupełniali z największą pieczołowitością.
Lubił przyjmować gości, a kiedy dom jego otwierał się z okazji jakiegoś obiadu, przyjęcia czy balu, można tam było spotkać najlepsze towarzystwo Filadelfii.
Posiedzenie odbyło się w bibliotece, gdzie senator przyjął kolegów w wesołym nastroju człowieka, który ma dużo do zyskania, a mało do stracenia. Na stole stały whisky, wino i cygara, a Mollenhauer i Simpson wymieniając w oczekiwaniu na Butlera zwykłe frazesy palili cygara i ukrywali przed sobą wzajemnie swoje najtajniejsze myśli.
Butler dowiedział się przypadkowo poprzedniego dnia przez prokuratora Dawida Pettie o historii czeku na sześćdziesiąt tysięcy dolarów. Jednocześnie i Mollenhauer usłyszał o tym od samego Stenera, i on właśnie, a nie Butler, zrozumiał pierwszy, że przez wykorzystanie sytuacji Cowperwooda można będzie uwolnić partię od wszelkich zarzutów i wydrzeć zarazem Cowperwoodowi jego akcje tramwajowe bez wiedzy Butlera i Simpsona. Trzeba go było tylko nastraszyć groźbą doniesienia karnego.
W chwilę później zjawił się Butler przepraszając za spóźnienie. Ukrywając swoje najświeższe zmartwienie pod maską jak najswobodniejszej miny zaczął:
— Miłe życie prowadzę, gdy jeden bank po drugim pyta mię, jak ma bronić swoich pożyczek!
Wziął ze stołu cygaro i zapalił zapałkę.
— Sprawa wygląda trochę kiepskawo — odpowiedział senator Simpson z uśmiechem. — Siadaj! Rozmawiałem właśnie z Averym Stone z firmy Jay Cooke & Co., który opowiedział mi, że pogłoski o związku pomiędzy zawieszeniem wypłat przez Cowperwooda a Stenerem stają się coraz głośniejsze i że gazety niebawem podchwycą tę wiadomość, jeżeli nic przeciwko temu nie uczynimy. Niewątpliwie wiadomość ta dotrze rychło do pana Wheata z Obywatelskiego Związku Reformy. Sądzę, moi drodzy, że powinniśmy teraz postanowić, co uczynimy. W każdym razie musimy w sposób jak najmniej rzucający się w oczy usunąć Stenera z jego stanowiska. Wydaje mi się, że sprawa przybierze bardzo zły obrót, i musimy starać się jak najdłużej przeciągnąć ujawnienie jej skutków.
Mollenhauer zaciągnął się mocno cygarem i wypuścił dym wielką, niebieską chmurą. Uważnie przyglądał się tapecie na przeciwległej ścianie i nie odpowiadał.
— Jedno jest pewne — powiedział senator Simpson, gdy wszyscy milczeli. — Jeżeli my sami w przeciągu pewnego czasu nie wniesiemy skargi, uczyni to ktoś inny, co rzuciłoby na sprawę przykre światło. Moim zdaniem powinniśmy zaczekać, aż stanie się zupełnie pewne, że doniesienie zostanie uskutecznione z innej strony, powiedzmy ze strony „Miejskiego Obywatelskiego Związku Reformy“. Musimy jednak być w każdej chwili gotowi do interwencji, tak aby sprawić wrażenie, jakobyśmy przez cały czas mieli ten zamiar. Idzie o to, aby zyskać na czasie i dlatego proponuję utrudnić jak najbardziej dostęp do ksiąg miejskich. Jeżeli w ogóle dojdzie do śledztwa, co uważam za bardzo prawdopodobne, powinno ono bardzo powoli ujawniać poszczególne fakty.
Senator nie był skłonny maskować się przed drogimi przyjaciółmi, gdy szło o sprawy decydujące; wolał nazywać rzeczy po imieniu.
— Wydaje mi się to bardzo rozsądne — odpowiedział Butler rozsiadając się jeszcze wygodniej na fotelu i przemilczając swój istotny pogląd na sprawę. — Jestem zdania, że z łatwością można przewlec śledztwo do trzech tygodni. Jeżeli mnie pamięć nie myli, ludzie ci byli zawsze bardzo powolni w pracy.
Jednocześnie zastanawiał się, w jaki sposób mógłby wciągnąć w grę osobę Cowperwooda i spowodować jak najszybsze wytoczenie przeciwko niemu skargi nie zaniedbując na pozór nadmiernie interesów partyjnych.
— Propozycja jest dobra — powiedział Mollenhauer uroczyście, wypuszczając kółka dymu i zastanawiając się, jak zrobić, aby kwestia winy Cowperwooda nie została poruszona na tej konferencji zanim on się z nim zobaczy.
— Musimy dokładnie ustalić swój plan, tak abyśmy w razie potrzeby mogli szybko działać — ciągnął senator Simpson. — Jestem zdania, że sprawa wybuchnie w ciągu tygodnia, jeżeli nie wcześniej, nie mamy więc czasu do stracenia. Jeżeli chcecie posłuchać mojej rady, burmistrz musi napisać do skarbnika miejskiego list, w którym zażąda od niego wyjaśnień, a skarbnik musi mu w należyty sposób odpowiedzieć. Burmistrz musi także za zgodą rady miejskiej chwilowo zawiesić skarbnika w urzędowaniu (do czego, o ile mi wiadomo, mamy prawo), a przynajmniej pozbawić go jego najważniejszych funkcyj, przy czym sprawy te nie powinny dotrzeć do publicznej wiadomości, jak długo nie będzie to konieczne. Listy te musimy mieć przygotowane, aby w razie potrzeby móc je natychmiast zaprezentować gazetom.
— Jeżeli nie macie nic przeciwko temu, mógłbym je kazać zaraz zredagować — wtrącił Mollenhauer szybko i spokojnie.
— To brzmi bardzo rozsądnie — powiedział Butler swobodnie. — Jeżeli nie znajdziemy nikogo innego, na kogo będziemy mogli zwalić winę, w takim razie jest to jedyna rzecz, jaką w obecnych warunkach możemy zrobić. W związku z tym miałbym jednak jeszcze jedną propozycję. Może właściwie nie jesteśmy wcale tak bezradni, jak się wydaje.
Przy tych słowach w oczach jego zaświecił słaby promień triumfu, podczas gdy w oczach Mollenhauera można było wyczytać słaby promień rozczarowania. Więc Butler wiedział już o tym, a prawdopodobnie i Simpson!
— Jak to rozumiesz? — zapytał senator spoglądając z zaciekawieniem na Butlera.
Nie wiedział nic o sprawie czeku na sześćdziesiąt tysięcy dolarów, gdyż nie śledził dokładnie spraw kasy miejskiej i od pierwszej ich rozmowy nie mówił z żadnym z kolegów o tej sprawie. — Nie jest w tym przecież zainteresowany nikt z zewnątrz?
Jego przebiegły umysł polityka zaczął pracować.
— N-nie. Nie można go właściwie określić jako człowieka z zewnątrz — ciągnął Butler uprzejmie. — Mam na myśli samego Cowperwooda. Odkąd po raz ostatni rozmawiałem z wami, wyszło na jaw coś, co wywołuje we mnie przeświadczenie, że młodzieniec ten nie jest tak dalece bez winy, jakby się chciał okazać. Mam wrażenie, że to on właśnie jest owym podżegaczem, który pociągnął za sobą Stenera wbrew jego woli. Zbadałem tę sprawę z własnej inicjatywy i moim zdaniem Stener nie zasługuje na takie potępienie, jak przypuszczałem pierwotnie. Jak słyszę, Cowperwood groził mu najrozmaitszymi konsekwencjami, jeżeli nie dostarczy mu więcej jeszcze pieniędzy, a dopiero niedawno wyłudził od niego większą sumę pod fałszywym pretekstem, co czyni go tak samo winnym jak Stenera samego. Zakupiono mianowicie za sześćdziesiąt tysięcy pożyczki miejskiej, która jednak nie znajduje się w funduszu spłaty. A ponieważ opinia partii jest tej jesieni wystawiona na szwank, nie widzę powodu, abyśmy się mieli w stosunku do niego liczyć z jakimiś szczególnymi względami.
Zamilkł, przekonany, że wypuścił w stronę Cowperwooda niebezpieczną strzałę, jak też istotnie było. Zarówno jednak senator jak i Mollenhauer byli tymi słowami niezmiernie zaskoczeni, ponieważ jeszcze w czasie ich ostatniej rozmowy dość gorąco wstawiał się za młodym bankierem, a to świeże odkrycie nie dawało chyba powodów do tak wrogiego nastawienia. Zwłaszcza Mollenhauer był zdumiony, gdyż uważał uczucia Butlera za przypuszczalną przeszkodę w swoich własnych planach wobec Cowperwooda.
— Hm, co mówisz! — zawołał senator Simpson w zadumie pocierając usta bladą dłonią.
— Mogę to potwierdzić — uzupełnił Mollenhauer spokojnie i w duchu widział się już właścicielem ukochanych akcji tramwajowych Cowperwooda. — Miałem ostatnio rozmowę ze Stenerem na ten sam temat, przy czym opowiedział mi sam, że Cowperwood chciał go zmusić, aby mu pożyczył jeszcze trzysta tysięcy dolarów, a po jego odmowie zdołał jeszcze bez wiedzy i zgody Stenera uzyskać sześćdziesiąt tysięcy.
— Jakże to jest możliwe? — zapytał senator Simpson niedowierzająco, na co Mollenhauer wyjaśnił mu przebieg sprawy.
— O — rzekł Simpson, gdy Mollenhauer skończył. — Świadczy to o wielkiej przebiegłości. A obligacje pożyczki nie znajdują się w funduszu spłaty?
— Nie, właśnie że nie — zabrzmiał głos Butlera z wyraźną radością.
— No, muszę przyznać — rzekł Simpson z widoczną ulgą — że wydaje się to znakomitym połowem. Może stanie się on tym kozłem ofiarnym, jakiego nam potrzeba. W tych warunkach nie widzę istotnie powodu do osłaniania pana Cowperwooda. Przeciwnie, musimy sobie nawet postawić za obowiązek odwrotne postępowanie. Gazety mogą sobie o tym pisać albo nie. Coś tam przecież na pewno napiszą, a jeżeli udzielimy im odpowiednich wyjaśnień, sądzę, że wybory przeminą pomyślnie, zanim się sprawa wyjaśni, nawet gdyby się pan Wheat miał wtrącić. Jestem zresztą gotów zastanowić się, co można zrobić z gazetami.
— No, w takim razie moim zdaniem nie mamy wiele do roboty — rzekł Butler. — Uważałbym jednak za błąd, gdyby Cowperwood nie został wraz z tamtym ukarany. Jest on tak samo winien, jeżeli nie więcej niż Stener, a co do mnie, pragnę, aby nie uszedł zasłużonej kary. Powinien pójść do więzienia, a jeżeli ja będę miał coś do powiedzenia, pójdzie tam.
Zarówno Mollenhauer jak Simpson spojrzeli zdziwieni na tak dobrodusznego zwykle kolegę. Co mogło się kryć za tym nagłym pragnieniem ukarania Cowperwooda? Zdaniem Mollenhauera, Simpsona, a dotychczas i Butlera Cowperwood był moralnie, a może i wedle litery prawa w porządku i postępowanie jego można było w znacznie mniejszym stopniu ganić niż postępowanie Stenera, który tolerował to, co robił Cowperwood. Jeżeli jednak Butler był teraz innego zdania i jeżeli istotnie zachodziło tutaj naruszenie ustawy, gotowi byli bez wahania wykorzystać tę okoliczność dla dobra partii, nawet gdyby Cowperwood miał się z tego powodu dostać do więzienia.
— Możliwe, że masz rację — powiedział Simpson ostrożnie. — Każ przygotować listy, Henry, a jeżeli przed wyborami mamy w ogóle coś przedsięwziąć, byłoby wskazane wystąpić przeciwko Cowperwoodowi. W razie potrzeby każ zamknąć Stenera, ale tylko gdyby to było bezwarunkowo konieczne. Ponieważ w przyszły piątek jadę do Pittsburga, muszę tę sprawę pozostawić wam dwóm, jestem jednak przekonany, że nie zaniedbacie niczego.
Senator wstał. Czas jego był zawsze drogi. Butler był niezmiernie zadowolony z tego, co osiągnął. Udało mu się nakłonić triumwirat, aby w razie publicznego zakłócenia spokoju albo wrogiej demonstracji poświęcić Cowperwooda jako główną ofiarę. Teraz szło o to, aby taka demonstracja nastąpiła, a o ile mógł z obecnej sytuacji zorientować się, prawdopodobieństwo takie było bardzo wielkie.
Pozostawała jeszcze sprawa biadających wierzycieli Cowperwooda, a gdyby przez skupienie ich pretensyj mógł mu przeszkodzić w ponownym podjęciu interesów, wprawiłby go w najkłopotliwszą sytuację. Butler pomyślał, że dzień, w którym Cowperwood uwiódł Aileen, był dla niego dniem złowieszczym, a żywił żarliwą nadzieję, że w niedalekim czasie będzie mógł mu tego dowieść.ROZDZIAŁ TRZECI
Tymczasem Cowperwood z wszystkiego, co widział i słyszał, wnioskował coraz jaśniej, że politycy będą usiłowali uczynić go kozłem ofiarnym, i to jak najszybciej.
Przede wszystkim, wkrótce po zamknięciu jego banku, odwiedził go Stires, który doniósł mu bardzo ważną rzecz. Podobnie jak Stener, tak i Albert pracował jeszcze w skarbie miejskim i wraz z Sengstackiem i drugim, osobiście przez Mollenhauera wybranym mężem zaufania zajmował się badaniem i wyjaśnianiem ksiąg tego urzędu.
Stires przyszedł przede wszystkim po to, aby zasięgnąć bliższej rady co do czeku na sześćdziesiąt tysięcy dolarów i swego własnego postępowania w tej sprawie. Stener groził rzekomo swemu pierwszemu sekretarzowi sądem, ponieważ uważał się za odpowiedzialnego za stratę tych pieniędzy i chciał też pociągnąć do odpowiedzialności za to swoich urzędników.
Cowperwood roześmiał się tylko i zapewnił Stiresa, że to jest niemożliwe.
— Powiadam panu krótko i zwięźle, Albercie — powiedział z uśmiechem — że to wszystko nie ma sensu. Nie jest pan odpowiedzialny za to, że mi pan wręczył ten czek. Ale powiem panu, co pan powinien zrobić. Niech pan odwiedzi mego adwokata Stegera. Nie będzie to pana kosztowało ani centa, a da on panu dokładne wskazówki, jak pan ma postępować. A teraz niech pan idzie do domu i nie troszczy się więcej o tę sprawę. Przykro mi bardzo, że ten mój krok sprawia panu tyle kłopotów, ale mógłbym postawić sto przeciw jednemu, że w razie zmiany skarbnika i tak straciłby pan swoją posadę, jeżeli zaś później będzie dla mnie możliwe gdzieś pana ulokować, dam panu na pewno znać.
Drugą rzeczą, która zastanowiła Cowperwooda i wzbudziła w nim wątpliwości, był list od Aileen, która donosiła mu o rozmowie, jaka miała miejsce przy stole pewnego wieczora, gdy Butlera nie było w domu. Brat jej Owen twierdził rzekomo, że ojciec jej, Mollenhauer i Simpson „wpakują go jeszcze“, to znaczy Cowperwooda, z powodu jakiegoś niezgodnego z prawem kroku w interesach — co to było, nie wiedziała, ale miało to widocznie związek z jakimś czekiem. Aileen była nieprzytomna z niepokoju. Czy to oznaczało więzienie? Jej najdroższy! Jej umiłowany Frank! Czy mogło go istotnie spotkać coś podobnego?
W czasie czytania tego listu czoło jego zachmurzyło się i z wściekłości zazgrzytał zębami. Musiał coś przeciwko temu uczynić, odwiedzić Mollenhauera lub Simpsona albo obu i zrobić miastu propozycję. Chwilowo nie mógł im zaproponować pieniędzy, a tylko efekty, ale może je przyjmą. Nie mogli przecież chcieć zrobić go kozłem ofiarnym z powodu tak powszedniej i wcale nie dowiedzionej sprawy jak ten czek! Stener pożyczył mu pięćset tysięcy dolarów, a przecież poprzedni skarbnicy robili jeszcze znacznie bardziej podejrzane interesy! Taka nikczemność! Jakie to przebiegłe, ale jakie realne i jakie niebezpieczne!
Ale Simpson wyjechał na dziesięć dni, a Mollenhauer, pomny rady Butlera, aby wykorzystać sprawki Cowperwooda na korzyść partii, poczynił już odpowiednie kroki. Listy były już zredagowane i przygotowane, a po owej rozmowie podwładni politycy za wskazówką swego przełożonego gorliwie rozpowszechniali historię czeku na sześćdziesiąt tysięcy dolarów i podkreślali, że właściwie Cowperwood winien jest sprzeniewierzeniom w skarbie miejskim.
Gdy jednak Mollenhauer ujrzał Cowperwooda, zrozumiał natychmiast, że ma do czynienia z osobistością wybitną.
Cowperwood nie okazywał najmniejszego lęku; w uprzejmy sposób skonstatował tylko, że był przyzwyczajony czerpać z kas miejskich pieniądze za niskim oprocentowaniem i że powstała obecnie panika tak go wciągnęła, iż chwilowo nie może tych pieniędzy zwrócić.
— Panie Mollenhauer, słyszałem pogłoski, jakobym miał zostać współoskarżonym jako partner pana Stenera w interesach — powiedział. — Mam jednak nadzieję, że zarząd miejski nie uczyni tego, i chciałbym pana prosić o poparcie, aby temu zapobiec. Gdybym miał tylko trochę czasu na uporządkowanie swoich interesów, przedsiębiorstwo moje znajdowałoby się w bardzo dobrym stanie. Zaproponowałem wszystkim swoim wierzycielom układ pięćdziesięcioprocentowy i dam im długoterminowe weksle na rok, dwa lub trzy. Gdybym jednak mógł w sprawie pożyczki miejskiej zawrzeć układ zawarłbym go chętnie na sto procent. Musiałbym tylko mieć na to trochę więcej czasu. Kursy muszą się podnieść, jak panu wiadomo, a jeśli pominąć moje chwilowe straty, interesy moje będą wówczas w najlepszym porządku. Słyszałem, że historia ta stała się już dość głośna, lada dzień mogą się nią także zainteresować gazety, jeżeli ci, co są w stanie to uczynić, nie zapobiegną temu.
Rzucił pochlebcze spojrzenie na Mollenhauera.
— Gdyby się jednak udało jak najbardziej odsunąć mnie od tej sprawy, wówczas stanowisko moje nie ucierpiałoby na tym i byłoby mi łatwiej podźwignąć się z powrotem. Byłoby to korzystniejsze także dla zarządu miejskiego, gdyż z tym większą pewnością mógłbym spłacić swoje długi.
Uśmiechnął się najuprzejmiejszym i najserdeczniejszym ze swoich uśmiechów, a Mollenhauer, który widział go po raz pierwszy, nie oparł się wrażeniu jego indywidualności. Gdyby widział jakąkolwiek możliwość przyjęcia propozycji Cowperwooda w takich warunkach, aby zaofiarowane pieniądze wpłynęły potem do jego kieszeni, i gdyby Cowperwood miał uzasadnione widoki, że niebawem stanie znowu na nogach, Mollenhauer rozważyłby starannie jego słowa. W tym bowiem wypadku mógłby Cowperwood odstąpić swoje odzyskane mienie jemu samemu.
W obecnych jednak warunkach nadzieja pokojowego załatwienia sprawy była niezmiernie mała. Jak słyszał, „Miejski Obywatelski Związek Reformy“ już się tą kwestią zajął, a przynajmniej bliski był tego, a jeśli oni w coś raz nos wetknęli, to już niechybnie przeprowadzą sprawę aż do końca.
— Trudność polega niestety na tym, że sprawa ta już się z moich rąk wymknęła, panie Cowperwood — odpowiedział uprzejmie. — Właściwie mam z tym bardzo mało wspólnego. W każdym razie przypuszczam, że pożyczone pięćset tysięcy dolarów sprawiają panu znacznie mniej trosk aniżeli ów niedawno otrzymany czek na sześćdziesiąt tysięcy. Pan Stener twierdzi, że zdobył go pan w sposób nieprawny i jest z tego powodu bardzo podniecony. Tak samo burmistrz i inni funkcjonariusze miejscy wiedzą o tym i mogliby chcieć zastosować jakieś środki. Ja o tym nic nie wiem.
Mollenhauer był wyraźnie nieszczery i trochę też wymijający w swojej przebiegłej aluzji do burmistrza, który był podstawionym przez niego człowiekiem. Cowperwood zauważył to. Gniewało go bardzo, ale był dostatecznie taktowny, aby zachować absolutną uprzejmość i pełną szacunku postawę.
— To prawda, w przeddzień zawieszenia wypłat otrzymałem czek na sześćdziesiąt tysięcy dolarów — odpowiedział z pozorną swobodą. — Stanowił on jednak należną mi równowartość pożyczki miejskiej, którą zakupiłem z polecenia pana Stenera. Potrzebowałem tych pieniędzy i dlatego poprosiłem o czek, a nie widzę, co w tym może być nieprawnego.
— Nic, jeżeli interes ten został do końca przeprowadzony — odpowiedział Mollenhauer uprzejmie. — Jednakże, jak słyszałem, pożyczka ta została zakupiona dla funduszu spłaty, ale nie znajduje się tam. Jak pan to wytłumaczy?
— Zwykłe przeoczenie — odpowiedział Cowperwood z niewinną miną i równie uprzejmie jak Mollenhauer. — Znajdowałaby się tam dawno, gdyby zawieszenie wypłat nie było dla mnie samego taką niespodzianką. Nie mogłem przecież wszystkiego dokonywać osobiście. W stosunkach naszych nie było w zwyczaju, abym natychmiast składał tam zakupione efekty, a gdyby pan zechciał zapytać pana Stenera, niewątpliwie potwierdzi on to.
— Dziwne! — rzekł Mollenhauer. — Nie odniosłem tego wrażenia z rozmowy z nim. W każdym jednak razie obligacji tam nie ma, a o ile mi wiadomo, z prawnego punktu widzenia stanowi to poważną różnicę. Nie jestem w tej sprawie ani więcej ani mniej zainteresowany niż każdy inny dobry republikanin i niezupełnie zdaję sobie sprawę, co mógłbym dla pana uczynić. Co pan miał właściwie na myśli?
— Nie sądzę, aby pan mógł dla mnie cokolwiek uczynić, jeżeli nie ma pan zamiaru być ze mną zupełnie szczery, panie Mollenhauer — odpowiedział Cowperwood nieco szorstko. — Nie jestem nowicjuszem w polityce filadelfijskiej. Znam panujące potęgi. Sądziłem, że będzie dla pana możliwe powstrzymać ową zamierzoną przeciwko mnie skargę i dać mi w ten sposób czas, abym mógł znowu stanąć na nogach. Prawnie jestem za owe sześćdziesiąt tysięcy dolarów odpowiedzialny nie więcej niż za tamte pięćset tysięcy, które przedtem pobrałem w formie pożyczki — ba, nawet mniej. Nie ponoszę winy za panikę giełdową. Nie podpaliłem też Chicago. Pan Stener i jego przyjaciele ze swoich stosunków ze mną czerpali korzyści, a po tylu latach okazywanych im usług miałbym chyba prawo uczynić próbę ratowania się. W każdym razie nie rozumiem, dlaczego zarząd miejski nie miałby mi wyświadczyć przysługi, gdy ja jemu tak wiele przysług oddawałem. Że utrzymałem pożyczkę miejską na wysokości nominalnej, to nie ulega wątpliwości, a co do pieniędzy pana Stenera, to nie ominęły go za nie odsetki — nawet więcej.
— Zupełnie słusznie — odpowiedział Mollenhauer spoglądając Cowperwoodowi spokojnie w oczy i oceniając należycie siłę i ścisłość tego człowieka. — Rozumiem doskonale, jak się to wszystko stało, panie Cowperwood. Niewątpliwie pan Stener i reszta zarządu miejskiego są panu winni wdzięczność. Nie wypowiadam się też co do tego, co zarząd miejski powinien uczynić, a czego zaniechać. Wiem tylko, że świadomie czy nieświadomie znalazł się pan w bardzo niebezpiecznej sytuacji i że opinia publiczna z różnych stron jest już do pana silnie uprzedzona. Ja osobiście nie jestem za ani przeciw, a gdyby nie sytuacja, która do pewnego stopnia zachwiała się mocno, nie miałbym nic przeciwko temu, aby panu w rozsądny sposób dopomóc. Ale jak? Partii republikańskiej grożą przy obecnych wyborach wielkie trudności, a do pewnego stopnia pan sam, panie Cowperwood, nieświadomie przyczynił się do tego. Z niewiadomego mi powodu pan Butler wydaje się bardzo urażony, a pan Butler odgrywa tutaj bardzo wybitną rolę...
Cowperwood począł się zastanawiać, czy też Butler napomknął coś o powodzie swojej urazy. Nie mógł w to jednak uwierzyć. Było to zbyt nieprawdopodobne.
— Mam dla pana wiele współczucia, panie Cowperwood — ciągnął Mollenhauer — ale radziłbym panu odwiedzić najpierw pana Butlera i senatora Simpsona. Jeżeli oni zaakceptują jakiś plan ratowania pana, wówczas ja chętnie w nim wezmę udział, w przeciwnym jednak razie nie wiedziałbym naprawdę, co mogę dla pana uczynić. Nie należę do ludzi, których głos jest w sprawach publicznych Filadelfii decydujący.
W tym miejscu Mollenhauer spodziewał się, że Cowperwood odda mu swój prywatny majątek do dyspozycji. Ale nic podobnego nie stało się. Natomiast Cowperwood rzekł:
— Jestem panu niezmiernie zobowiązany, że udzielił mi pan tej rozmowy, panie Mollenhauer, i jestem też pewien, że dopomógłby mi pan, gdyby pan mógł. Uczynię teraz wszystko co możliwe, aby się samemu ratować. Do widzenia.
Ukłonił się chłodno i wyszedł. Zrozumiał wyraźnie, że prośba jego była beznadziejna.
Tymczasem, ponieważ pogłoski rozpowszechniały się coraz bardziej, a nikt nie okazywał ochoty podjęcia jakichś kroków w celu wyświetlenia tej sprawy, Skelton C. Wheat, prezes „Miejskiego Obywatelskiego Związku Reformy“, uczuł wreszcie — i to wcale nie bez ochoty — konieczność zwołania dziesięciu obywateli Filadelfii, których był zwierzchnikiem, do lokalu zebrań na Market Street i przedstawienia im sprawy Cowperwooda.
— Panowie — powiedział — jestem zdania, że związkowi naszemu nadarza się tutaj sposobność wyświadczenia miastu i ludności Filadelfii wielkiej przysługi, a zarazem udowodnienia i uzasadnienia naszej nazwy przez gruntowne śledztwo, które wydobędzie na światło dzienne wszystkie szczegóły afery i sprawi, że tego rodzaju oburzające fakty, jakie podobno zaszły tutaj, nigdy się już nie będą mogły powtórzyć. Wiem, że będzie to prawdopodobnie bardzo trudne zadanie. Partia republikańska, mająca na widoku swoje miejskie i państwowe interesy, będzie nam niewątpliwie stawała na drodze. Jej przewódcy na pewno z lękiem starają się zahamować wszelką krytykę, aby móc bez przeszkód przeprowadzić wybory, z pewnością więc nie będą oni na podjęcie naszej działalności patrzyli życzliwym okiem. Jeśli jednak okażemy się wytrwali, niewątpliwie wyniknie z tego wiele dobrego. Nieuczciwość w naszym życiu publicznym jest teraz zbyt wielka. W sprawach tych istnieje prawny punkt widzenia, którego nie wolno zbyt długo ignorować i który musi być zachowany. A teraz oddaję sprawę pod waszą życzliwą rozwagę.
Pan Wheat usiadł, a zebrani przystąpili natychmiast do obrad. Postanowiono wyłonić komisję „w celu zbadania“ (w tej formie doniesiono potem o sprawie opinii publicznej) „niezwykłych pogłosek, które krążą na temat jednego z najważniejszych i najdonioślejszych urzędów tutejszego zarządu miejskiego“, która to komisja miała zdać sprawę z wyników swoich badań podczas najbliższego posiedzenia, zwołanego na następny dzień o godzinie dziewiątej wieczorem.
Posiedzenie zostało odroczone, a kiedy członkowie zebrali się ponownie nazajutrz o dziewiątej wieczorem, czterej panowie o wybitnej znajomości spraw finansowych wywiązali się już z poruczonego im zadania. Zredagowali oni bardzo szczegółowy raport, który odpowiadał faktom wprawdzie nie zupełnie, ale o tyle, o ile to było w tak krótkim czasie możliwe.
„Od kilku lat — głosił raport po paru wstępnych zdaniach, które omawiały powody ukonstytuowania się komisji — wśród skarbników miejskich ustalił się zwyczaj, że uchwalane przez radę miejską pożyczki oddawano do ulokowania pewnym uprzywilejowanym maklerom, przy czym makler był zobowiązany w krótkich odstępach czasu, przeważnie z początkiem każdego miesiąca, przekazywać skarbnikowi uzyskane z takich sprzedaży pieniądze.
W obecnym wypadku maklerem, który otrzymał to zlecenie od skarbnika miejskiego, był Frank A. Cowperwood. Ale pan Cowperwood nie przestrzegał najwidoczniej nawet tej niewłaściwej i nielegalnej procedury. Pożar Chicago, a co za tym idzie gwałtowny spadek kursów i spowodowane tym załamanie się przedsiębiorstwa pana Franka A. Cowperwooda, tak dalece skomplikowały sytuację, że komisji nie udało się stwierdzić, czy składano regularnie rachunki, czy też nie. Jednakże ze sposobu; w jaki pan Cowperwood mógł rozporządzić efektami (na przykład pożyczką miejską) w celu uzyskiwania dla siebie kredytów, można wnioskować, że miał on swobodę działania w tych sprawach zupełnie bez odpowiedzialności, że stale w posiadaniu jego znajdowały się setki tysięcy dolarów pieniędzy miejskich, bądź w gotówce, bądź w obligacjach pożyczki i że pieniędzmi tymi operował w rozmaitych celach. Niełatwo jest jednak dowiedzieć się szczegółów o wynikach tych interesów.
Jeden rodzaj transakcyj polegał na zastawianiu większych partii tej pożyczki, zanim obligacje zostały doręczone, przy czym strona wypożyczająca dbała o to, aby zastawione efekty zostały w porządku przeniesione w księgach skarbu miejskiego na jej nazwisko.
Sprawy takie najwidoczniej od dawna już weszły w zwyczaj, a że wydaje się rzeczą wysoce nieprawdopodobną, aby skarbnik miejski miał tego rodzaju interesów nie dostrzegać, wypływają z tego dowody porozumienia pomiędzy nim a panem Cowperwoodem w celu ciągnięcia korzyści z kredytu miejskiego z pominięciem wymagań prawa.
Poza tym w okresie, kiedy efekty te oddawano w zastaw i podczas gdy miasto płaciło odsetki od swojej pożyczki, pieniądze te znajdowały się w rękach maklera nie przynosząc miastu żadnych procentów. Wskutek tego opóźniano spłacanie obligacyj miejskich, które zamiast tego były w wielkich partiach i w zamian za dyskonto skupywane przez pana Cowperwooda przy pomocy tych samych pieniędzy, które powinny się znajdować w kasach miejskich. Łatwowierni posiadacze obligacyj nie widzą teraz możliwości odzyskania ich z powrotem, co przynosi kredytowi miejskiemu większą jeszcze szkodę niżeli zachodzące sprzeniewierzenie, wynoszące przeszło pięćset tysięcy dolarów.
W tej chwili rzeczoznawca buchalteryjny zajęty jest badaniem ksiąg miejskich, tak że w najbliższych dniach można będzie sobie wyrobić jasny obraz tego, co zaszło. Można się jednak spodziewać, że ujawnienie kulis tej sprawy uniemożliwi na przyszłość tego rodzaju karygodne stosunki“.
Do sprawozdania tego dołączony był wyciąg postanowień prawnych o nadużyciu zaufania publicznego. Dalej komisja oznajmiała, że gdyby żaden z płatników podatków nie spowodował wszczęcia śledztwa sądowego w celu pociągnięcia winnych do odpowiedzialności, wówczas „Miejski Obywatelski Związek Reformy“ będzie się czuł zmuszony do tego, chociaż postępowanie takie nie należy właściwie do jego obowiązków.
Sprawozdanie zostało natychmiast zakomunikowane prasie. Aczkolwiek zarówno Cowperwood jak i politycy spodziewali się jakiegoś komunikatu publicznego, był to jednak dotkliwy cios.
Stener był zupełnie nieprzytomny ze strachu. Zimny pot pokrył jego czoło, kiedy przeczytał notatkę, zatytułowaną skromnie „Posiedzenie Miejskiego Związku Reformy“. Wszystkie gazety były zbyt blisko związane z rządzącymi potęgami politycznymi i finansowymi, aby bez zastrzeżeń wypowiedzieć swoje zdanie, a chociaż najważniejsze fakty były niektórym redaktorom i wydawcom znane już od przeszło tygodnia, to jednak Mollenhauer, Simpson i Butler dali im do zrozumienia, że chwilowo nie powinni przedsiębrać zbyt głośnych kroków. Dla Filadelfii i dla jej handlu nie jest dobrze podnosić alarm, mogłoby to zaszkodzić dobremu imieniu miasta. Stara historia.
Natychmiast wyłoniło się pytanie, kto jest właściwym winowajcą, skarbnik miejski, makler czy obaj. Ile pieniędzy zostało w istocie sprzeniewierzonych? Skąd one pochodziły? Kim był w ogóle ten Frank Algernon Cowperwood? Dlaczego go nie aresztowano? W jaki sposób wszedł on w tak bliski kontakt z zarządem miejskim? A chociaż w owych czasach nie było jeszcze prasy sensacyjnej, chociaż gazety w atakach swoich nie używały jeszcze środków tak osobistych i miały ręce związane przez polityków, to jednak pytań takich długo nie można było unikać. Trzeba było pisać artykuły wstępne i rzucać poważne, rzeczowe aluzje do tej hańby i wstydu, jakie jeden człowiek mógł ściągnąć na całe miasto i szacowną partię polityczną.
Wydobyto teraz i wprawiono w czyn ów śmiały, wymyślony przez Mollenhauera, Butlera i Simpsona plan zwalenia winy na Cowperwooda i zrzucenia występnego odium z partii. Zdumiewającą, było rzeczą, jak szybko gazety, a nawet „Miejski Obywatelski Związek Reformy“ dały sobie wmówić, że Cowperwood był głównym, jeśli nie jedynym winowajcą. Stener pożyczał mu wprawdzie pieniądze, powierzył mu sprzedaż pożyczki miejskiej, ale z niepojętego powodu wszyscy byli widocznie pod wrażeniem, że Cowperwood haniebnie nadużył zaufania skarbnika.
Chociaż gazety i „Związek Reformy“ z obawy przed skutkami prawnymi nie śmiały wysuwać oskarżeń, póki nie miały dowodów w ręku, przebąkiwano jednak, że Cowperwood kazał sobie wystawić czek na sześćdziesiąt tysięcy dolarów jako równowartość efektów, które nie znajdowały się w funduszu spłaty.
W decydującej chwili pojawiło się kilka utrzymanych w uroczystym tonie listów dostojników miejskich, które zawierały poważne wezwanie burmistrza, pana Jacoba Borchardta, skierowane do pana George’a Stenera z żądaniem usprawiedliwienia jego postępowania, jak również odpowiedź skarbnika. Listy te zostały natychmiast przekazane prasie oraz „Miejskiemu Obywatelskiemu Związkowi Reformy“. Zdaniem polityków wystarczały one, aby wykazać, jak troskliwie dbała partia republikańska o to, aby niewłocznie usunąć ze swoich szeregów wszelkich złoczyńców, z drugiej zaś strony mogły dopomóc do przezwyciężenia okresu wyborów.
BIURO BURMISTRZA MIASTA FILADELFII
18 października 1871 r.
Wielmożny Pan
george w. stener,
skarbnik miejski.
Jak się dowiaduję, poważny pakiet wydanej przez Pana na cele publiczne i, jak przypuszczam, prawidłowo zaakceptowanej przez burmistrza pożyczki miejskiej nie znajduje się w Pańskim przechowaniu, podobnie jak suma, uzyskana ze sprzedaży wspomnianej pożyczki, nie została odprowadzona do kas miejskich. Podobnie doniesiono mi, że znaczna kwota pieniędzy miejskich znalazła się w rękach jednego czy większej ilości przedsiębiorstw bankowych czy też maklerskich z Third Street, wskutek czego interesy miejskie wydają się, podobnie jak przez wymienioną wyżej nieprawidłowość, poważnie zagrożone.
Proszę więc Pana o przesłanie mi dokładnego sprawozdania co do słuszności czy też niesłuszności powyższych doniesień, abym — gdyby one w ogóle miały polegać na prawdzie — mógł jako zwierzchnik miasta na podstawie przysługujących mi w takich wypadkach uprawnień spełnić swój obowiązek.
Z poważaniem
Jacob Borchardt,
burmistrz Filadelfii.
BIURO SKARBNIKA MIASTA FILADELFII
19 października 1871 r.
Wielmożny Pan
jacob borchardt,
burmistrz miasta.
Szanowny Panie!
Odpowiadając niezwłocznie na list Pański z dnia 18 bm. śpieszę donieść Panu, że ku swemu największemu ubolewaniu niestety nie jestem w stanie udzielić żądanych przez Pana dokładnych informacji. Nie ulega wątpliwości, że wskutek nieobowiązkowości maklera, któremu od lat powierzone jest operowanie pożyczką miejską, skarb miejski znajduje się w trudnościach. Od chwili odkrycia tego faktu usiłowałem odwrócić grożącą z tego powodu miastu stratę i wysiłki te nadal kontynuuję.
Z poważaniem
George W. Stener.
BIURO BURMISTRZA MIASTA FILADELFII
21 października 1871 r.
Wielmożny Pan
george w. stener,
skarbnik miejski.
Szanowny Panie!
Wskutek zaszłych okoliczności niniejszym zawieszam Pana w sprawowaniu Jego urzędu i cofam Panu pełnomocnictwo do dalszych zakupów i sprzedaży, o ile one już nie zostały uskutecznione. Podania w sprawie zaakceptowanych, lecz jeszcze nie udzielonych pożyczek należy kierować do tutejszego biura.
Z poważaniem
Jacob Borchardt,
burmistrz Filadelfii.
Ale czy pan Jacob Borchardt istotnie napisał owe listy, na których widniało jego nazwisko? Nie napisał ich. Pan Abner Sengstack zredagował je w biurze pana Mollenhauera, a kiedy przedłożono je panu Mollenhauerowi, uznał je za zadowalające, nawet dobre.
A czy pan George W. Stener, skarbnik miasta Filadelfii, napisał ową politycznie tak doniosłą odpowiedź? Nie napisał jej. Pan Stener znajdował się obecnie w stanie zupełnego upadku ducha i nawet w domu płakał w kąpieli. I ten list zredagował pan Abner Sengstack, a pan Stener go tylko podpisał. A przy czytaniu i tego listu pan Mollenhauer oświadczył że uważa go za „zupełnie zadowalający“.
Była to chwila, kiedy wszystkie młode szczury i myszy ze strachu przed wielkim kotem o olbrzymich, ognistych oczach, czającym się gdzieś w mroku, szukały bezpiecznego schronienia, a tylko stare szczury miały odwagę wychodzić na światło dzienne.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.