Raj - ebook
Raj - ebook
Szwecję nawiedza huragan, pozostawiając po sobie chaos. Z portu w Sztokholmie ginie wart pięćdziesiąt milionów koron ładunek papierosów, a na nabrzeżu leżą zwłoki dwóch mężczyzn.
Młoda kobieta Aida, chcąc się ratować, ucieka z miejsca zbrodni. Znajduje azyl w Raju – stowarzyszeniu pomagającym ofiarom zastraszania.
Tymczasem dziennikarka śledcza Annika Bengzton próbuje się otrząsnąć po brutalnej śmierci ukochanego. Sprawa stowarzyszenia Raj staje się dla niej szansą na powrót do życia i pracy. W pogoni za prawdą spotyka Thomasa, ale czy może mu ufać? Ani Aida, ani Raj nie są tym, czym się wydają…
Kategoria: | Kryminał |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8252-329-4 |
Rozmiar pliku: | 3,0 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Czas minął, pomyślała. Tak wygląda umieranie.
Uderzyła głową o asfalt, prawie straciła przytomność. Strach minął, ucichły wszelkie dźwięki. Zapanowała cisza.
Ogarnął ją spokój, wszystko było takie wyraźne. Brzuch i podbrzusze przylegały do podłoża, włosy i policzek spoczywały na lodzie i kamieniach.
Jakie to wszystko dziwne. Jak niewiele właściwie można przewidzieć. Kto by przypuszczał, że stanie się to właśnie tutaj? Na obcym wybrzeżu, daleko na północy.
Nagle znowu stanął jej przed oczyma chłopiec. Widziała jego wyciągnięte ramiona. Ogarnął ją strach. Usłyszała strzały, chciało jej się płakać, poczuła się taka niedoskonała.
Przepraszam, szepnęła. Przepraszam za moje tchórzostwo, za moje beznadziejne nieudacznictwo.
Znowu poczuła, że wieje wiatr. Szarpał jej wielką torbę, sprawiał ból. Dźwięki wróciły, bolała ją stopa. Przemoczone dżinsy ziębiły jej uda. Tylko upadła, kula jej nie trafiła. Pozostała tylko jedna myśl.
Muszę uciekać.
Z trudem stanęła na czworakach. Powalił ją wiatr, podniosła się znów. Powiewy między budynkami były nieprzewidywalne, przewalały się ulicą od morza niczym niemiłosierne uderzenia kijem.
Muszę uciekać. Natychmiast.
Wiedziała, że ten mężczyzna jest gdzieś za nią. Odciął jej drogę do miasta, była uwięziona.
Nie mogę tu stać, w świetle reflektorów. Muszę uciekać. Uciekać!
Kolejny poryw wiatru zaparł jej dech w piersiach. Z trudem go odzyskała i odwróciła się. Żółte reflektory oblały złotem rudery. Dokąd ma iść?
Złapała torbę i pobiegła z wiatrem, do budynku zwróconego fasadą ku wodzie. Wzdłuż biegła długa rampa załadunkowa, po której wiatr rozrzucił różne rupiecie. Część leżała na ziemi. Co to takiego? Schody? Komin! Meble. Fotel ginekologiczny. Furgonetka. Deska rozdzielcza wojskowego samolotu.
Wciągnęła się na nabrzeże, zrzuciła torbę. Przecisnąwszy się między wannami i ławkami szkolnymi, przykucnęła za starym biurkiem.
Znajdzie mnie, myślała. To tylko kwestia czasu. Nigdy się nie podda.
Siedziała skulona w pozycji embrionalnej, kołysząc się i dysząc, mokra od potu i asfaltowej mazi. Zrozumiała, że wpadła w pułapkę. Tu nie uda jej się ukryć. Wystarczy, że podejdzie, przyłoży jej pistolet do tyłu głowy i naciśnie spust.
Ostrożnie wyjrzała spod szafek z szufladami. Nic nie było widać. Tylko lód i magazyn, skąpane w złocie reflektorów.
Muszę poczekać, pomyślała. Muszę wiedzieć, gdzie on jest. Potem spróbuję uciec.
Po kilku minutach poczuła ból w zgięciu kolan. Udo i łydka ścierpły, kostki piekły, szczególnie lewa. Musiała ją skręcić, kiedy upadła. Z rany na czole ciek ła krew, kapała wprost na ziemię.
Wtedy go zobaczyła. Stał na skraju nabrzeża, trzy metry od niej. Jego ostry profil odcinał się na tle żółtego światła. Wiatr przyniósł do niej jego szept:
– Aida.
Zwinęła się i mocno zacisnęła powieki. Skurczyła się, chciała być jak zwierzę, chciała być niewidoczna.
– Aida, wiem, że tu jesteś.
Oddychała z otwartymi ustami, bezdźwięcznie, czekała. Wiatr mu sprzyjał, sprawiał, że nie słyszała jego kroków. Kiedy znów spojrzała w górę, zobaczyła, że przeszedł na drugą stronę szerokiej ulicy. Szedł wzdłuż płotu, trzymając pistolet w gotowości, pod kurtką. Zaczęła oddychać szybciej, nierówno, konwulsyjnie. Przyprawiało ją to o zawroty głowy. Kiedy wśliznął się za róg i wszedł do niebieskiego magazynu, zeskoczyła na asfalt i ruszyła biegiem. Jej kroki dudniły, wiatr wiał zdradziecko. Torba obijała się o plecy, włosy wpadały w oczy.
Nie usłyszała strzału, tylko świst kuli tuż przy głowie. Zaczęła biec zygzakiem, skręcając chaotycznie. Kolejny świst, kolejny zwrot.
Nagle grunt się skończył, ustępując miejsca wzburzonemu morzu. Fale były jak żagle, ostre niczym kawałki potłuczonego szkła. Zawahała się tylko na moment.
Mężczyzna podszedł do miejsca, z którego skoczyła dziewczyna, i obserwował taflę wody. Zmrużył oczy. Trzymając broń w gotowości, próbował wśród fal dojrzeć jej głowę. Bezskutecznie.
Nigdy jej się nie uda. Za zimno, zbyt wietrznie. Za późno.
Za późno dla Aidy z Bijeliny. Stała się zbyt ważna. Zbyt samotna.
Stał jeszcze chwilę, poddając się przeszywającemu zimnu. Wiatr wiał, smagał go, siekł po twarzy lodem.
Odgłos rozrusznika ciężarowej scanii odpłynął w dal, nigdy do niego nie dotarł. Odjechała w blasku złotego światła, bez dźwięku, nie pozostawiając po sobie śladu._Nie jestem złym człowiekiem_
_Jestem wypadkową własnych ograniczeń i okoliczności. Wszyscy ludzie przychodzą na ten sam świat, różne są tylko warunki: genetyczne, kulturowe, społeczne._
_Zabiłam, to prawda, ale właściwie nic w tym ciekawego. Pytanie, czy człowiek, który już nie żyje, w ogóle na życie zasługiwał. Mam swój punkt widzenia, który wcale nie musi się zgadzać z tym, co o tym myślą inni._
_Można mnie uważać za porywczą, ale to nie musi oznaczać, że jestem zła. Przemoc to władza, dokładnie taka sama jak pieniądze czy wpływy. Ten, co wybiera przemoc jako narzędzie, może go używać, nie czyniąc zła. Ale zawsze trzeba za to zapłacić._
_Przemocy nie akceptuje się za darmo, trzeba oddać w zastaw duszę. Wkład może być bardzo różny, ja niewiele musiałam poświęcić._
_Okoliczności usprawiedliwiające stosowanie przemocy zawsze się znajdą. Jedną z nich jest zło, inną rozpacz, jeszcze inną chęć zemsty, kolejną szał, a u ludzi chorych – żądza._
_A ja nie jestem złym człowiekiem._
_Jestem wypadkową własnych ograniczeń i okoliczności._